Gdyby nie było Zmartwychwstania…

Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał to… jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. (1 Kor 17.19-20).

Kiedyś czytałam książkę pewnego „eksa” – świeżo widać nawróconego na wojujący ateizm (a neofici, jak wiadomo, są zawsze najbardziej gorliwi) – który udowadniał, że to rzekomo Maria Magdalena „wymyśliła” Zmartwychwstanie: płakała i płakała nad grobem, aż zaczęło jej się wydawać, że „coś” (a właściwie Kogoś) widzi… (por. J 20,11-17).

No, tak – tylko że trzeba by było przy tym zapomnieć, że ŚWIADECTWO KOBIETY NIE MIAŁO W STAROŻYTNOŚCI ŻADNEJ WARTOŚCI. Sami Apostołowie przyznawali, że początkowo słowa niewiast wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary… (Łk 24, 9-11). Gdyby więc ktoś na tym próbował zbudować całą tę „kosmiczną mistyfikację”, to zdecydowanie powinien się lepiej postarać.

Dość tajemniczy i „urwany” fragment z Ewangelii według św. Jana mówi, że „Szymon Piotr… wszedł do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył.” (J 20, 6-8).

Co jednak mogli zobaczyć w pustym grobie Apostołowie, że aż tak radykalnie wpłynęło to na zmianę ich początkowych zapatrywań?

Może był to całun grobowy Jezusa (i może to ten sam, który dziś znamy pod nazwą Całunu Turyńskiego), a może… TO?

  


Volto Santo
, co po włosku znaczy Święte Oblicze, jest tkaniną o wymiarach 17 cm (szerokość) x 24 cm (długość), która od 1638 roku jest przechowywana i wystawiana w kapucyńskim kościele Sanctuario di Volto Santo w obustronnie oszklonej monstrancji (sam obraz jest przezroczysty).

I można byłoby sobie powiedzieć: no, tak, następne „średniowieczne fałszerstwo” (choć i ten pogląd o Całunie Turyńskim bywa już dziś podważany przez kompetentnych badaczy różnych wyznań) – gdyby nie „drobny” fakt, że materiał, na którym znajduje się ten wizerunek, to bisior. A bisior, proszę państwa, charakteryzuje się tym, że nie da się na niego nałożyć pigmentu (innymi słowy, nie można na nim malować)…

Niektórzy utożsamiają ten „całun z Manoppello” z oryginałem tzw. „chusty Weroniki” z Bazyliki św. Piotra, której malowana kopia znajduje się wciąż na Watykanie. Z Rzymu przedmiot ten miałby zostać wywieziony podczas Sacco di Roma (jak nazywa się zdobycie i złupienie Rzymu przez wojska cesarza Karola V w 1527 r.).

Bardzo interesujący efekt daje nałożenie na siebie wizerunku z Manoppello z negatywem twarzy z Całunu Turyńskiego – zgadzają się wówczas proporcje twarzy a nawet układ ran.

  

A pewne różnice, występujące (jak widać!) pomiędzy obydwoma wizerunkami niektórzy tłumaczą tym, że oblicze Człowieka z Całunu Turyńskiego to twarz Chrystusa umęczonego, natomiast „całun z Manoppello” (zidentyfikowany przez nich jako ta „chusta, która była na Jego głowie”) ukazuje Go już w chwili Zmartwychwstania…

No, cóż – naukowcy będą mieli kolejny twardy orzech do zgryzienia; ale, ostatecznie, WIARA nie zależy od naukowców…


27 odpowiedzi na “Gdyby nie było Zmartwychwstania…”

  1. Bardzo spodobał mi się Twój blog. Piszesz tak pięknie – pokazujesz, że wiara może być i realistyczna, potwierdzona naukowo jak i tak, jak jest zapisane w Piśmie Świętym. Przeczytałam większość Twoich notek i jestem pod wrażeniem. ;)) Ty też skłoniłaś mnie do refleksji – u mnie na blogu. /www.pentliczek.blog.onet.pl/Ściskam – toś.

    1. Dziękuję – zawsze mi się wydawało, że wiara bez rozumu jest ślepa… A za zaproszenie na Twojego bloga dziękuję…

      1. nie ma za co. ;)) wyrażam tylko swoją opinię.mam nadzieję, że również podzielisz się nią u mnie. 🙂 jestem ciekawa. a czy mogę dodać do linek? ;>

  2. Z całym szacunkiem, ale Maria Magdalena nie miałaby żadnego prawa odwiedzić grobu Jezusa, gdyby nie miała szczególnego prawa. Poza tym jest niezbitym już faktem, że silne związki z esseńczykami sprawiały sporo kłopotu faryzeuszom i Sanhedrynowi, bo nijak się miały do ich ścisłych zasad. Polecam wyniki badań Sir Lauwrence’a Gardner’a – na podstawie porządnych i szczegółowych badań wyjaśnia alegorie biblijne – w ich kontekście sceny biblijne wyglądają inaczej i zrozumiale w świetle ówczesnej polityki.Pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Lucy, z całym szacunkiem 🙂 ale wydaje mi się, że mocno wierzysz w wersję – spopularyzowaną przez Dana Browna, a potwierdzoną tylko jednym zdaniem (niekompletnym zresztą) z apokryficznej Ewangelii św. Filipa, że Maria Magdalena była żoną Chrystusa i być może – „Trzynastym Apostołem.” (Mniejsza o to, że Jezus, będąc Żydem, wybrałby raczej Dwunastu niż trzynastu apostołów – ponieważ to liczba 12 miała dla Izraelitów znaczenie symboliczne. Musiałabyś wtedy założyć, albo że „Judasz-zdrajca” nie był prawdziwym apostołem, albo, że ten „umiłowany uczeń” który podczas uczty opierał się na piersi Jezusa, to w rzeczywistości nie św. Jan, lecz „przebrana” Maria Magdalena. Ale takim razie, KOMU Jezus powierzył swoją Matkę? Musiał przecież wiedzieć, że w ówczesnym świecie dwie kobiety nie poradzą sobie same). Ale, i tu Cię muszę rozczarować – Maria Magdalena z pewnością nie potrzebowałaby jakichś „szczególnych uprawnień” do tego, by się zbliżyć do grobu swego Nauczyciela. A to z tej prostej przyczyny, że w Izraelu zwyczajowo to kobiety asystowały przy obrzędach pogrzebowych – i niewiasty przyszły po prostu dopełnić czynności, których – ze względu na zbliżający się szabat – nie wykonali mężczyźni, w pośpiechu składający Jezusa do grobu. I zupełnie bez znaczenia jest tu fakt, czy któraś z tych kobiet była czy nie była żoną Jezusa. Chciałabym także zauważyć, że – wbrew wersji powtarzanej z upodobaniem przez zagorzałych „brownistów”: 1) Kościół wcale nie zawsze identyfikował Marię Magdalenę z „jawnogrzesznicą” – co najmniej od VI w. wiedziano już, że chodzi o różne osoby 2) Niejednokrotnie podkreślano zasługi Magdaleny, a zwłaszcza jej wierność Jezusowi „aż po krzyż” – i nazywano ją nawet Apostołką Apostołów ze względu na to, że pierwsza przyniosła im „ewangelię” (tj. radosną wiadomość:)) o zmartwychwstaniu Jezusa. W takim sensie, owszem, była kimś bardzo ważnym w apostolskim gronie. Pozdrawiam serdecznie. 🙂

      1. Wiesz Albo ty mówiąc „nie” Lucy w następnej wersji przyznajesz jej rację. Dlaczego określasz jej źródła choć nie masz o nich pojęcia?A mnie bardzo zastanawia dlaczego kościołowi 6 wieków zajęło ustalenie że to były dwie osoby (jeśli były) i dlaczego powszechnie nic sie o tym nie wie?A może to jakaś tajna broń kościoła?

        1. 1) Bo prawie nigdy nie jest tak że W ZUPEŁNOŚCI nie zgadzam się ze swoim rozmówcą – dlatego zawsze staram się – z różnym skutkiem – określić to, z czym mogę się zgodzić. Zawsze uważałam, że na pytania dotyczące Boga może być więcej niż jedna „dobra” odpowiedź. A co do źródeł, to wcześniej przeczytałam to, co Lucy – w formie dialogu z jakimś księdzem – napisała na ten temat na swoim blogu. I bardzo przypomninało MI to wersję przedstawioną przez Dana Browna. Natomiast co do kwestii małżeństwa Jezusa i rzekomego apostolatu Magdaleny przed zmartwychwstaniem, to, jak dotąd wszyscy posiadamy tylko jedno źródło, a jest to właśnie wspomniana Ewangelia wg Filipa, która mówi, że „Jezus umiłował Marię [Magdalenę] bardziej niż innych uczniów i często całował ją w [usta].” Tyle. Możliwe, że Lucy zna jeszcze inne źródła, ale ja, rzeczywiście, nie mam o nich pojęcia. Jeśli w ten sposób kogokolwiek uraziłam, to przepraszam.

  3. Witam ponownie :)Jeszcze jest Chusta z Oviedo…i podobna zgodność ran.Apokryfy apokryfami ale tego typu rewelacje bardzo mnie ciekawią.Mam chyba wszystkie książki na temat badań przeprowadzanych nad całunem i chustami.Osobiście wierzę w autentyczność Całunu turyńskiego…Chyba sama wiesz jak zawodne potrafi być badanie metodą izotopu węgla C14 i ten cokolwiek dziwny zlepek „naukowców” STURP…nie ma o czym gadać, dla mnie to była farsa.W ogóle nie wzięto pod uwagę, że wyniki mogą wypaczyć zwykłe „brudy” które zgromadziły się na całunie przez wieki, tym bardziej że sam całun bardzo dużo podróżował i był wiele razy łatany i ratowany z licznych pożarów.Chusta z Manoppello to bisior, ale chyba bardziej chodzi tu nie o rodzaj materiału, a o technikę powstania, była dokładnie taka sama jak na całunie / przypomnę, że całun to płótno/…czyli jakby lekko nadpalone włókna /promieniowanie?/…nawet nie wiem jak to nazwać bo nie mamy do czynienia z żadnym pigmentem, farbą czy czymkolwiek.Lubię sobie pójść do Kościoła Franciszkanów i tam podumać nad repliką całunu…im dłużej się przyglądam tym mam większe ciary na plecach i wcale nie ulegam zbiorowej histerii…po prostu urzeka mnie to straszliwe piękno / określenie Z.Ziółkowskiego ale jak trafne/.:)

    1. Kiedyś słyszałam wywiad z jakimś fizykiem, który stwierdził, że charakter tych „nadpaleń” na Całunie przywodzi mu na myśl jakieś krótkotrwałe promieniowanie o dużej mocy (czyżby tak „promieniowało” ciało Chrystusa?). Trudno to rozstrzygnąć, w każdym razie te przedmioty stanowią wyzwanie dla nauki… Pamiętaj jednak, że choć takie „cuda” mogą wspomagać wiarę, wiara nie powinna od nich zależeć – bo co będzie, jeśli któregoś dnia nauka udowodni (tym razem ponad wszelką wątpliwość) że są „fałszywe”? A swoją drogą, zwolenników teorii fałszerstwa bardzo bym prosiła o powtórzenie go w warunkach laboratoryjnych – skoro, rzekomo, stworzenie tego typu wizerunków było możliwe już w tym „ciemnym Średniowieczu” to tym bardziej przy dzisiejszej technice nie powinno być z tym najmniejszego problemu…Zjawiska „naturalne” mają to do siebie, że powinny być POWTARZALNE. A więc? Kto mi wyprodukuje sztuczny Całun?:)

      1. Oj próbowano odtworzyć całun, nie raz i nie dwa razy…nakładali różne pigmenty i nawet stwarzali podobne warunki / warunki panującego w grobowcu na tamtych terenach, ta sama roślinność, pora roku, wilgotność ,miejsce, olejki…dosłownie wszystko/ i owijali tak w płótna manekina i co ?I nic!Nie były to również ślady powstałe z olejków jakimi nasmarowali ciało Jezusa.Nawet próbowano wywoływać małe „promieniowania” w tych odpowiednich warunkach…coś tam wychodziło ale zawsze nie było to tak wyraźne.Ale raczej dowiedziono, że ślady powstały na skutek jakiegoś strasznie silnego promieniowania…energii wydobywającej się z ciała.

        1. No, właśnie, a mnie od strony czysto naukowej zastanawia, skąd ci rzekomi średniowieczni fałszerze wzięli to potrzebne promieniowanie o dużej mocy?:)

          1. Tak w ogóle to jeśli już, ten falsyfikat musiał powstać wcześniej niż w średniowieczu… jak doskonale wiadomo Jezus z podobnymi cechami /punktami zbieżnymi : nos, oczy, urwana broda, V między brwiami / był przedstawiany w ikonografii już w VI wieku…mandyliony.Całun był najprawdopodobniej prototypem dla tych ikon.Chrystus z Mandylionu VI wiekChrystus z Kościoła św. Zofii w Salonikach VII wiekChrystus Pantokrator, Dafni XI wiek Chrystus udzielający błogosławieństwa, katedra w Monreale XII wiek Chrystus del Meliore Toscano XIII wiek Chrystus z Idasztoru Chilandari XIII wiekNo i ta trójwymiarowość…spędza wszystkim sen z powiek 🙂

          2. No, i jeszcze ten „drobiażdżek” że jest to coś w rodzaju negatywu typu fotograficznego (biorąc pod uwagę hipotezę krótkiego „wybuchu” energii zresztą brzmi to całkiem logicznie). Ale w porównaniu z trójwymiarowością, to już naprawdę jest drobiazg…Ps. Sam Całun zresztą może „zachwiać” niektórymi naszymi popularnymi wyobrażeniami na temat Jezusa, bo – jak na pewno wiesz – Mężczyzna z Całunu ma np. włosy…splecione w warkoczyk. 🙂

          3. W obrazach otrzymanych za pośrednictwem energii termicznej i poprzez korozję trójwymiarowość nie istnieje czyli znowu kilka teorii nie wchodzi w rachubę.No niestety trzeba sobie jasno powiedzieć, że kilka szczegółów na całunie nie pokrywa się z tradycyjną sztuką sakralną…chociażby korona cierniowa typu wschodniego pokrywająca cały wierzch głowy, w ikonografii zawsze widzimy koronę typu zachodniego, kilka splecionych gałązek w formie kolczastego okręgu na wzór korony karolińskiej.Druga rzecz to gwóźdź wbity w nadgarstek a więc powyżej środka dłoni / szczelina Destota/.Ale myślę, że są to małe nieścisłości.Wszystko inne zgadza się doskonale, a nawet dostarcza nam większej wiedzy na temat śmierci Jezusa…pełni rolę żywego świadectwa.Jeśli chodzi o warkoczyk to nic sensacyjnego w tym nie ma.Włosy z przodu były popuszczone, z tyłu lekko związane w luźny warkoczyk / patrząc z przodu ciężko odgadnąć, że są związane/.To częsty zwyczaj wśród Żydów.”Jednym z ciekawszych rysów wizerunku na płótnie jest długi pukiel włosów spadający z głowy na ramię, widoczny w odbiciu grzbietowym. Wygląda on zgoła jak rozpleciony warkocz. Historyk brytyjski Ian Wilson pierwszy zwrócił uwagę na tej szczegół. Nazwał go najbardziej żydowskim rysem Całunu. Znani bibliści, Gressman z Niemiec i Daniel Rops z Francji potwierdzają powszechny u Żydów z czasów Jezusa zwyczaj wiązania włosów z tyłu głowy na kształt warkocza zakrywającego szyję. Prawowierni rabini żydowscy stwierdzają zupełnie to samo. Ten szczegół, jeden z wielu w Całunie, przeciwstawia się tradycyjnemu w chrześcijaństwie malowaniu Chrystusa. Domniemany fałszerz Całunu nie mógłby prawdopodobnie wiedzieć o tym, że Jezus mógł akurat swoje włosy układać w warkocz, chyba by tylko przez przypadek przedstawił Zbawiciela w ten sposób w XIV wieku. Wiele rysów Całunu jest nie do podrobienia w okresie średniowiecza”Na bardzo wczesnych ikonach bywa, że Jezus przedstawiany jest w całkowicie związanych włosach.A tu link do poczytania…oczywiście dla osób które są ciekawe, a mało na ten temat wiedzą.http://skocz.pl/daheq

          4. Oj na ten temat to ja mogę rozprawiać godzinami…a chyba nie o to chodzi.Każdy może sobie poczytać, niekoniecznie żeby uwierzyć, po prostu tak z czystej ciekawości.Bo temat naprawdę interesujący.Pozdrawiam :)))Trzym się.

          5. 🙂 No, i jeszcze ślady tych monet, widoczne na oczach Zmarłego – sęk w tym, że była to jedna unikatowa seria z czasów Tyberiusza, z pewnym „błędem” – tak więc ktokolwiek w XIV w. podjąłby się spreparowania takiego wizerunku, musiałby o tym wiedzieć. Śmiem twierdzić, że ktokolwiek „podrobił” Całun nie mógłby być zwykłym fałszerzem – musiałby być geniuszem o niewyobrażalnej wiedzy i możliwościach technicznych…

      2. Nauka do przodu ale wiedza o całunie dalej stoi w miejscu…nie ma mocnych.Masz rację, nawet jeśli ktoś wreszcie udowodni ponad wszelką wątpliwość, że jest to falsyfikat to nie powinno to w najmniejszym stopniu zachwiać naszą wiarą… bo najnormalniej taka chusta jedna z drugą nie powinna decydować o naszej wierze w Boga…w Jezusa.

    2. Nie rozumiem dlaczego naukowcy upierają się oceniać autentyczność tego wizerunku na podstawie wieku podłoża (tutaj materiału), na którym on widnieje. Przecież chodzi tu o wizerunek, a nie o materiał,na którym on jest. Istnieje coś takiego jak nowoczesta odbia, kopia bardzo starej fotografii.Wiem, sam pracowałem w studio fotograficznym często produkując takie stare fotografie na nowym podłożu.
      Maciej

      1. Też się nad tym zastanawiałam.Przecież podłoże, z natury swojej, jest bardziej podatne na „zaburzenia” (np.związane z warunkami przechowywania) niż sam obraz.To trochę tak, jakby oceniać dzieło filmowe wyłącznie przez pryzmat taśmy celuloidowej.Najprostsza, choć pewnie niezbyt przenikliwa odpowiedź, jaka mi przychodzi do głowy, to, że być może naukowcy nie mają innego sposobu, by datować taki przedmiot.Fachowa wiedza filmowców i fotografików zapewne mogłaby się tu okazać pomocna.Skoro wizerunek wydaje się raczej „wyświetlony” na płótnie, niż nań naniesiony technikami malarskimi.Ps.Miło mi Cię widzieć na tym blogu!

  4. Najlepiej ten dylemat roztrzygnął ksiądz Heller,ktorego książki wprost pochłaniam i wracam do nich wielokrotnie..Bardzo odpowiada mi jego głowna teza:”Jedną z cech MYślących jest to,że myślą dogłębnie,nigdy nie zatrzymują sie w pół drogi” i dalej rozwija te myśl mowiąc ,że jesli stawiamy tylko pytania naukowe to zatrzymujemy sie w pół drogi,albowiem nie pytamy o to co najwazniejsze w naszym zyciu i możemy przegrac nasze istnienie.Jeżeli jednak będziemy stawiac tylko pytania religijne,negując naukę i nie przyjmując tego co nam może dać,możemy doprowadzic do spłycenia naszej religijności.Tak więc nauka i wiara to dwie rownolegle drogi w naszym życiu,niekiedy sie krzyżujące.A my strając sie je poznac jak najlepiej i myśaleć.Choc na wiele pytań nie znajdziemy nigdzie odpowiedzi.Pozdrawiam Wielkanocnie Maria,zadumana nad tym co we mnie umarło a nie powinno i czy zmartwychwstanie

    1. Bardzo podoba mi się klasyczny pogląd, w myśl którego nauka poszukuje odpowiedzi na pytanie”w jaki sposób?” przebiegają różne zjawiska we Wszechświecie, natomiast rzeczą religii jest pytać „dlaczego?” I czy ktoś może z czystym sumieniem powiedzieć, że to pierwsze jest ważniejsze od drugiego – lub odwrotnie? Są to – tak jak napisałaś – dwie równoległe płaszczyzny, które niekiedy mogą się ze sobą stykać. Któryś ze współczesnych uczonych mądrze stwierdził także, że „nauka udziela nam całkiem dobrych odpowiedzi na nieostateczne pytania.”

  5. fajnie piszesz. oglądałem twarz Chrystusa na chuście w Manopello. mam ja przed oczami, ale dziękuję za ponowne przypomnieniepozdrowieniaAndrzej Talarek

Skomentuj ~matthias Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *