Czy powinnam „wypisać się” z Kościoła?

Wielu ludzi sądzi, że jeśli ktoś nie spełnia absolutnie wszystkich wymogów, jakie powinny obowiązywać „dobrego katolika”, to najuczciwiej by zrobił, wypisując się z tego interesu na dobre.

Myślę jednak, że to nie jest aż takie proste…

Ja na przykład (jak wiadomo) jestem żoną byłego księdza, ALE MIMO TO nigdy nie przestałam wierzyć w Boga i w większość rzeczy, których naucza Kościół katolicki. Na przykład, jeśli chodzi o stosunek do kary śmierci, to jestem zdecydowanie PRZECIWNA (podobnie, jak w przypadku aborcji), a do spowiedzi nie chodzę wyłącznie dlatego, że obecnie nie mogę otrzymać rozgrzeszenia.

Waszym zdaniem, powinnam się już „wypisać” czy jeszcze nie? 😉

Myślę, że to jest tak – NIKT z nas nie jest „w porządku” wobec wszystkich przykazań Bożych i kościelnych – i Bóg to wie. Jednak w tym wszystkim próbujemy jakoś ocalić coś, co jest dla nas ważne i piękne – choćby to była tylko świąteczna tradycja.

I ja także, we własnej sytuacji, staram się ocalić swoją wiarę, albo przynajmniej jakieś jej „ułomki” – i to także Pan Bóg widzi.

A co jest w tym wszystkim najważniejsze? „Tak więc trwają – wiara nadzieja i miłość – z tych zaś największa jest miłość.”

Por. też:Dlaczego nie zostanę protestantką?”

 

28 odpowiedzi na “Czy powinnam „wypisać się” z Kościoła?”

  1. Osobiście sądzę że nie powinnaś się wypisywać z Kościoła. Według mnie jesteś nadal jego integralną częścią. To że jesteś związana z byłym księdzem nic nie zmienia. Powiem więcej, robisz dla Kościoła o wiele więcej niż spora część wiernych która by Cię bez chwili zastanowienia wyklęła. Prezentujesz swoje poglądy, w sposób przystępny a przede wszystkim logiczny. Mnie osobiście Twoje wpisy na blogu bardzo pomogły za co dziękuję. Z Panem

    1. Miło mieć poczucie, że (być może) przez tę moją pisaninę robię coś dobrego. A dla mnie samej jest to także pewien sposób „rozwijania” czy „zachowywania” własnej wiary. Chociaż czasami bardzo trudno jest kochać Kościół, kiedy wydaje się, że on nas już nie kocha… Ale jeżeli (tak jak mnie uczono) Kościół jest Matką, to Matki sobie człowiek przecież nie wybiera…:)

  2. Nauka społeczna Kościoła jest naprawdę mądra i wartościowa. Warto jej sie trzymać w życiu bez względu czy należy się do tego Kościoła czy nie. I dopenienie żadnych formlaności nie zwalnia człowieka z obowiązku bycia przyzwoitym. A swoja drogą to nienormalne, że ktoś jednym podpisem chce przekreślić swoją tożsamość i odciąć się od chrześcijańskich korzeni na jakich powstała europejska kultura. Niech sie później wpisze do muzułmanów i spróbuje wypisać, to się dowie co to znaczy ortodoksyjna religia.

    1. Nie tylko chrześcijanie są „przyzwoitymi ludźmi.” 🙂 Wielu byłych księży mówi o sobie, że są „chrześcijanami bez Kościoła” – i zastanawiam się, czy ja też taka jestem. Chyba jednak nie. Moje „korzenie” tkwią głęboko w katolicyzmie i nie zamierzam się od tego odcinać – zbyt wiele pięknych rzeczy zawdzięczam Kościołowi. W krajach muzułmańskich rzeczywiście przejście na jakąkolwiek inną religię jest traktowane jako „zbrodnia zdrady islamu” i może być ukarane nawet śmiercią – o czym zdają się beztrosko nie pamiętać ci wszyscy, dla których Kościół jest największym wrogiem wolności na świecie…

    2. A ja sie trzymam nauk Jezusa, Buddy i mistyków. Nie należę do żadnego kościoła. Najobrzydliwsze zdanie jakie przeczytałam swego czasu to wypowiedź katolika J.M. Rokity :alternatywą dla Polaka – katolika jest facet spod budki z piwem”. Najpierw mnie to wkurzyło a potem rozsmieszyło bowiem częstym widokiem (szczególnie na wsiach) jest facet, ktory wychodzi z Mszy i leci na browara do „mordowni”. Nauki Twojego Kościoła mnie nie obchodzą bowiem rzadko kto ich przestrzega z hierarchią na czele. I nie lubię jak hipokryci mi coś narzucają.

      1. To rzeczywiście było obrzydliwe zdanie, Izo – ale jeśli Cię to pocieszy, to ja bym nie chciała być takim CZŁOWIEKIEM, jak Jan Maria R. Ale skoro, jak mówisz, mało kto przestrzega tych nauk, to ja bym chciała być jedną z niewielu – zawsze lubiłam wyróżniać się z tłumu. I myślę, że to jest właśnie to, co mi mówi moje sumienie. 🙂 Mam też nadzieję, że MNIE nie uważasz za hipokrytkę, Izo. „Jestem tym, czym za łaską Boga jestem”…

        1. Nie ale wolałabym mieć prawo do swojej decyzji w sprawie aborcji, eutanazji co wcale nie musi oznaczać dramatycznej sprzeczności z doktryną chrześcijańską jak udowodnił H.Kung. Ja po prostu chcę aby żadna religia nie odbierala wolności jaką obdarował człowieka Bóg. I każda decyzja człowieka powinna być ewentualnie rozliczana przez Boga -jakkolwiek rozumiemy słowo Bóg.

          1. Tutaj w pełni się z Tobą zgadzam – choć ja nigdy nie traktowałam nauki Kościoła jako kategorycznego nakazu – bardziej jako PROPOZYCJĘ, którą zawsze mogę przyjąć lub odrzucić. A jeśli jestem (zasadniczo) przeciw aborcji, eutanazji czy karze śmierci, to bynajmniej nie dlatego, że ktoś mi tak „każe.” Po prostu we własnym sumieniu oceniam te rzeczy jako złe – ale nie zamierzam nikomu narzucać tego poglądu – każdy sam ponosi konsekwencje własnych wyborów…

          2. Tak Albo tyle ,że jak to okreslasz odrzucenie nauk hierarchii najczęściej skutkuje jakąś formą wykluczenia. Prawda? Przecież jest w sytuacji „wykluczonej”. W naszym kraju gdzie czarni zastąpili czerwonych nie ma żadnej debaty na drażliwe teamty. Nie zauważyłaś tego? Popatrz na argumenty fanatyków religijnych rodem z katolickiego ciemnogrodu typu ,że kobieta gdy chce dokonać aborcji traktuje to jak spiłowanie paznokci. To jest autentyczny argument, ktory slyszałam z ust pewnej posłanki PiS. Powiedz mi Albo czy akurat takiej kobiety, która traktuje aborcję jak spiłowanie paznokci dotyczy ustawa antyaborcyjna?? Nie!! Bo dla takiej kobiety wydanie 3 tys. zł na aborcję to bułka z masłem. Więc w kogo uderza taka ustawa? W biedotę. I dlatego nie znoszę inteligenta Rokity, który traktuje ubogich Polaków z wyższośćią, traktuje jak półgłupkow i nawet nie widzi, że jest winny ich położenia. Oglądałam kiedyś jakiś odcinek serialu „Gliny” zupelnie przypadkiem. W odcinku, który akurat przykuł moją uwagę rozwikływano sprawę znaną z gazet. Sprawę kobiety, która zamrażała rodzone przez siebie noworodki a nstępnie układała je w beczce. Gdy nie znałam jej hisotrii to ją potępiałam. Bylam oburzona. Ale gdy zobaczyłam warunki w jakich żyła, męża zwyrodnialca, ktory bijąc ją kablem od żelazka kazała „załatwiać” problem( a poniewaz w tej rodzinie byla bieda, że aż piszczało to oczywiście nie w jakiejś klinice tylko na właśną rękę) to normalnie po ludzku jej współczułam. A potem słyszę słowa jakiejś głupiej baby Sobeckiej czy jak jej tam, że kobieta czy nawet dziecko ma obowiązek urodzić dziecko z gwałtu to mnie szlag trafia. To samo z eutanazją. Czy my Polacy naprawdę jestesmy uważani przez politykow katolickich czy hierarchię za durniów, półgłowków, bez żadnych zasad ? To trzeba nam kaganiec zalożyć i pilnować pod karą więzienia abyśmy nie mogli w zgodzie ze swoim sumieniem zakończyć dramatu cierpienia? Bo niestety technika medyczna posuwa się do absurdalnego podtrzymywania życia najczęsciej kosztem cierpienia i to nie tylko chorego ale przede wszystkich jego opiekunow. A co myślisz, że w Polsce nie ma podziemia eutanazyjnego ? Jest! Tak jak i jest podziemie aborcyjne. Tyle, że dla bogatych. Gdy ja podejmowalam decyzję o wystąpieniu z KK pytalam Boga najczęsciej dlaczego? Dlaczego jest jak jest. Co mam zrobić. Jaki mam wpływ na hierarchię , na chciwego proboszcza etc. Wydawało mi się ,że Bóg milczy. Ale On nie milczał. Jak patrzę wstecz to widzę, że nigdy mnie nie interesowały np. ksiązki z dziedziny duchowości. A potem nagle ni stąd ni zowąd wpadały mi takie książki w ręce. Czytałam i czytalam. Potem jakimś dziwnym trafem trafiłam na strony z wykłądami Węcławskiego.I tak to sie toczyla na rozważaniach, lekturach i tym podobnych rzeczach. I podjęłam decyzję zgodną z moim sumieniem. Jestem samotna na drodze do Prawdy. Ale u wielu Mistykow czytalam, że człowiek właśnie musi być na takiej scieżce samotny. Oczywiście nie chcę abyś myślała, ze ja Cię do czegos namawiam. Nie! Bo za takie decyzje konsekwencje ponosi się samemu. I dlatego takie decyzje powinno podejmować się samodzielnie.

  3. „Wypisywanie” z kościoła zawsze mnie śmieszyło. Dobrze wiem, że to tylko temat postu, a nie Twój dylemat, więc właściwie nie mam co się rozpisywać.

  4. Witaj! Na wstępie dziękuję za wpis na moim blogu. Co do moich błędów – czasem piszę w pośpiechu i mam prawo pisać z błędami. Co Chrztu – dla mnie najważniejsze jest dziecko.A na temt Twojej sytuacji sama wiesz co zrobić w tym kierunku najlepiej. Pozdrawiam.

    1. OK – ale NIE JEST prawdą, że dziecko MUSI być ochrzczone, niezależnie od tego, w co wierzą rodzice. Niemowlęta chrzci się ze względu na wiarę rodziców. A jeśli jej nie ma, to PO CO robić taką szopkę? Dziecko podrośnie, to samo zdecyduje.

  5. Temat jest bardzo szeroki i można o tym książkę napisać. Ja uważam, że kościół ustalił sobie mnóstwo bezsensownych zasad. Sami księża tez nie popisują się mornalnością i nie świeca przykładem. Obecnie kościół mnie odpycha, ale w Boga wierzę i żyję wg jego przykazań

    1. 🙂 A może to powinno być odwrotnie? Może to MY powinniśmy świecić przykładem „zepsutym” księżom? Myślisz, że razem z sutanną otrzymuje się abonament na aureolę? „On ma być święty, ten klecha, bo mu za to płacą – ja już nie muszę!” Niestety, chrześcijaństwo jest taką „dziwną” religią, że WSZYSCY są powołani do doskonałości. I wszyscy są grzeszni. Księża wcale nie bardziej, niż inni…

  6. Piszesz: „do spowiedzi nie chodzę wyłącznie dlatego, że obecnie nie mogę otrzymać rozgrzeszenia”. Wyczuwam w tym stwierdzeniu nutę nadziei z Twojej strony i zastanawia mnie pewna sprawa – na co czekasz? Na rozejście z partnerem/mężem, czy na to że umrze i w końcu będziesz mogła bez przeszkód wyspowiadać się? I pragnę zaznaczyć, iż nie pytam ze złośliwości, ale po prostu nie rozumiem Twojego podejścia do tak ważnej sprawy. No i kwestia hipokryzji też w jakiś sposób nie daje mi spokoju, ponieważ piszesz, iż zależy Ci na Bogu i zarazem na partnerze, który jest byłym księdzem. Moim zdaniem taka sytuacja w końcu skłoni Cię do wyboru „tego”, na czym najbardziej Ci zależy i wówczas okaże się,co jest dla Ciebie ważniejsze. Po prostu człowiek jest taki z natury, że zbyt długo w takiej moralnej ambiwalencji nie potrafi wytrzymać. I nie koniecznie będzie to oznaczało Twój wypis z kościoła, czy opuszczenie partnera. Ale myślę, że w końcu zdecydujesz się na rezygnację z którejś z tych wartości.

    1. Pudło! 🙂 Istnieje jeszcze jedna możliwość, której nie wymieniłeś – że Kościół wreszcie uzna (postanowi „zalegalizować”) takie związki jak nasz – ostatnio głośno było o tym, że ta procedura przeniesienia w stan świecki zostanie uproszczona… „Wybór pomiędzy Bogiem a człowiekiem” jaki mi proponujesz, jest dla mnie niemożliwy do wykonania. To są dwie różne płaszczyzny, dwie różne miłości. Nie da się poświecić jednej dla drugiej. Przynajmniej JA tego nie potrafię. Chociaż Bóg mi świadkiem, że próbowałam. Byłoby znacznie łatwiej, gdybym straciła wiarę – albo była w stanie go „rzucić.” Ja jednak wierzę, że można mieć jedno i drugie… No, cóż – zawsze byłam „zachłanna.” ;)))

  7. I tak masz szczęście, że póki co Bractwo Kaplańskie św. Piusa X nie objęło pełnej władzy w Kościele. Papież BXVI zdjął z nich ekskomunikę ( nie wiem po co właściwie) a i tak uważają go za heretyka, kąsając rękę, która ich głaszcze. Ci dopiero by wam dali popalić, Tobie i Twojemu exksiężulkowi. Piekła by dla Was było za mało…. Pozdrówko dla Was obojga…..

    1. Wiem, Mar, i wcale się aż bardzo nie skarżę – wiem, że mogłoby być gorzej. Dużo gorzej. Miałam okazję poznać kilku takich „prawdziwych katolików” nawet na tym blogu – można wręćz odnieść wrażenie, że nic nie sprawiłoby im większej radości, niż nasze wiekuiste potępienie – dla przykładu, oczywiście, dla przykładu… A dobrze nam tak! 😉

      1. Czort z nimi tańcował, nic sobie z tego nie rób, jest sporo „katolików” , którzy w swej nadgorliwości chcieli by samego Boga wyręczać, stworzyć coś w rodzaju „rady parafialnej” i kierować: ten be, to won do Szeolu… Nieraz tak myślę, że piekło pewnie będzie wybrukowane wszelkiej maści nadgorliwcami, bo to oni kreują najwięcej zła. Zawsze wtedy czytam Mateusza 25 31 do 46 i to mnie uspokaja, co do mojej i innych przyszłości….. Pozdr.

        1. Chcą wyręczyć samego Boga, bo według nich jest zbytnio pobłażliwy… 🙂 Ostatni z moich spowiedników słusznie mawiał, że ludzie NIGDY nie czynią innym tyle złego, co wtedy, gdy są przekonani, że „to wszystko tylko dla ich dobra.” Na tej samej zasadzie Inkwizycja niekiedy dręczyła „grzeszne ciała” heretyków, oczywiście w tym zbożnym celu, żeby ocalić ich nieśmiertelne dusze. 🙂 Ale, na ile ja „znam” Boga, to On nie miał z tym absolutnie nic wspólnego. Nikt Go nawet nie pytał o zdanie.

          1. Oczywiście, z każdej wiary można zrobić politykę i realizować doraźne cele, zwalczać wrogów, rozpętywać wojny etc. W historii Kościoła było wiele przypadków sojuszu tronu z ołtarzem, jednak w konsekwencji nigdy to Kościołowi na zdrowie nie wychodziło. Kościołowi nigdy nie szkodzą normalni „wierni” , tylko róźnej maści nadgorliwcy i fundamentaliści. Ci ostani szczególnie, bo zawsze uważają się za „mądrzejszych ” od Boga (vide: Bractwo )

          2. Nic dodać – nic ująć! Sama bym tego lepiej nie ujęła…Ps. Zawsze mi się zdawało, że każdej wierze najbardziej szkodzą trzy grupy wyznawców: ci, którzy mają w nosie wszelkie zasady, przeznaczone dla innych (cynicy); ci, którzy sądzą, że pozostałych należy choćby siłą „skłonić” do przestrzegania ich zasad (to są ci, których Ty nazywasz „fundamentalistami”); oraz ci, którym NIE PRZESZKADZA działalność dwóch pozostałych grup…

          3. Niepokoją mnie jednak dość tradycjonalistyczne ( żeby nie powiedzieć fundamentalistyczne) ciągoty obecnego papieża, dowodem tego jest zdjęcie ekskomuniki nałożonej przez Jana Pawła II na lefebrystów i encyklika „Dminus Iesus”. Na początku pontyfikatu ” jako skromny pracownik winnicy pańskiej” zapowiadał kontynuację pontyfikatu JP II. Do dziś niewiele chyba już z tego zostało …. Oby ten pontyfikat nie okazał się krokiem wstecz w burzliwej historii Kościoła…

          4. Mnie też trochę martwi i niepokoi ta „wolta” Benedykta, który jeszcze jako młody ksiądz był jedntm z „architektów” Soboru – może to jednak jest tak, że im stajemy się starsi, coraz bardziej tęsknimy do „wiary naszych ojców”? (Ale sędziwy Jan XXIII byłby tutaj chlubnym wyjątkiem). Niemniej ostatnie posunięcia papieża (uproszczenie procedury dotyczącej byłych kapłanów, stanowcza postawa wobec biskupów Irlandii) powinny przysporzyć mu nieco sympatii…

  8. Jedno jest przykazanie, i jedna rzecz, z której będziemy sądzeni. Miłość. Nie chodzi mi rzecz jasna o sprowadzenie tego jedynie do relacji mężczyzny i kobiety bo byłoby to spłyceniem problemu, niemniej jest to ważny i trudny aspekt miłości, która każdemu człowiekowi jest zadana. I kwestia druga, „nie potrzebują lekarza zdrowi…”, „nie przyszedłem powołać sprawiedliwych ale grzeszników”.

    1. Masz rację – w swej „przypowieści” (czy może raczej: opowieści?) o Sądzie Ostatecznym Jezus nie pyta zbawionych, do jakiego Kościoła należeli, ani nawet, czy („teoretycznie”) wierzyli w Niego, lecz mówi: „Daliście Mi jeść… przyodzialiście Mnie…Przyszliście do mnie…” Tylko bieda, że i z tą miłością bliźniego nieraz u mnie krucho – choć każdego dnia rano ślubuję się poprawić. On jednak nie przyszedł wzywać „sprawiedliwych” tylko grzeszników. Tak więc ja pasuję do tego towarzystwa jak ulał…:)

Skomentuj ~Ai Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *