Kto jest bez grzechu…

Media dziś delektują się smakowitym kąskiem: „Ksiądz w sutannie wpadł do szamotulskiego banku, sterroryzował nożem kasjerkę i zażądał wydania pieniędzy!” Zaiste, lepszego newsa dziennikarze brukowców nie mogliby sobie wymodlić…

Nie zamierzam, oczywiście, bronić „eksa” Norberta J. w obliczu tak rażącego naruszenia VII przykazania (za które zapewne spędzi on teraz ładnych parę lat w odosobnieniu bynajmniej nie klasztornym…) – dla mnie jednak cała ta bulwersująca sprawa jest tylko czubkiem góry lodowej, częścią szerszego problemu, jakim jest często tragiczna sytuacja księży, odchodzących z kapłaństwa.

Mówiąc po prostu – kiedy porzucasz szeregi duchowieństwa, stajesz się „zdrajcą”, renegatem – dla Kościoła nie istniejesz i Twoim dawnym przełożonym (a nierzadko i wiernym) jest czasem najzupełniej obojętne, czy poradzisz sobie „w świecie”, czy też pójdziesz na dno.

W książce ks. Piotra Dzedzeja „Porzucone sutanny” znalazłam nawet szokującą historię człowieka, który żebrał (a w końcu i umarł) zaledwie kilkaset metrów od kościoła, w którym kiedyś był wikarym.

I jestem święcie przekonana, że wielu księży, mających wątpliwości co do swego powołania nie odchodzi tylko i wyłącznie ze strachu przed podobnym losem…

Do tego dochodzi jeszcze cała specyfika formacji kapłańskiej i zakonnej, która raczej nie jest ukierunkowana na to, by wyposażać tych młodych ludzi w różne przydatne w życiu umiejętności. Można by wręcz odnieść wrażenie, że jest to sposób, w jaki instytucja kościelna dodatkowo związuje ze sobą swoich „funkcjonariuszy.”

I wiem, że mam wyjątkowe szczęście, bo mój P., nim został kapłanem, „z niejednego pieca chleb jadł” – a i później jego praca nie polegała jedynie na odprawianiu nabożeństw.

Co jednak ma począć taki „eks”, który w wieku trzydziestu, czterdziestu lat umie niewiele więcej, jak tylko być księdzem?

Również zza fasady tej sensacyjnej informacji o „bandycie w sutannie” wyłania się obraz człowieka, który pracował jako magazynier w jednym z supermarketów (można się domyślać, że nie zbijał na tym kokosów), a także, podobno, miał na utrzymaniu dziesięciomiesięczne dziecko. Jakże więc mogłabym go potępić?

„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem.” Ja nie rzucę…

18 odpowiedzi na “Kto jest bez grzechu…”

      1. Troszeczke bym z tym polemizowała. Owszem, sa ludzie dobrzy sa i zli bo taka jest ludzka natura. Ale…..kapłan to jest wybór jakiejs drogi zyciowej, nikt nikogo do kapłaństwa za uszy nie ciągnie i jak sie nie nadaje to powinien „zmienic zawód” i tyle. Moze za duzo jest tej tolerancji i mówienia że ksiądz tez człowiek i jako człowiek moze postepować nieetycznie. A czy jak lekarz zupełnie nie nadaje się do zawodu to też tolerancyjnie powiemy – no cóż każdy jest omylny, ze mi obciął nie tą nogę którą trzeba to juz szczegół.

    1. Ja też tak to odebrałam… A teraz, jako skazanego, tym bardziej go nikt nie zatrudni…Błędne koło… Już lepiej by chyba zrobił, gdyby poszedł żebrać pod kościół…Ale pewnie nigdy się nie dowiemy, jaka sytuacja doprowadziła go do takiej desperacji.

      1. Współczuć mu trzeba, ale usprawiedliwiać „sytuacją” nie można. Każde przestępstwo musi być bezwzględnie ukarane. Los „eksów” jest w końcu ich wyborem, my „nieumundurowani”, też sobie jakoś musimy radzić… . My, wierni, utrzymujemy hierarchów wszystkich szczebli, mamy jeszcze utrzymywać „eksów” ? Jest to dla mnie nie do przyjęcia. Z drugiej strony szanuję tych, którzy „stanęli w prawdzie” , odejście jest uczciwym postawieniem sprawy. Faktem jest, że wokół tego panuje zgniła atmosfera nie od dzisiaj. W końcu hierarchowie najchętniej każdy swój grzech zamietliby pod dywan w imię korporacyjnej solidarności, a odejście jest wyłamaniem się z tej właśnie solidarności. W ich mniemaniu taki ktoś jest „skończony”. I traktują „eksów” jak „zadżumionych”, jest w tym traktowaniu coś obrzydliwego,mafijnego i na pewno dalekiego od idei…..

        1. Masz rację, Marku, jednak nie myśl, że moja względna „pobłażliwość” w tym wypadku dotyczy tylko „eksów”. Myślę, że podobnie zareagowałabym, gdyby chodziło np. o pracownicę „Biedronki”, która wpadłaby na tak szaleńczy pomysł, aby nakarmić swoje dzieci, albo np. o emeryta, który napadłby na bank w celu opłacenia operacji żony. Są sytuacje, w których trudno być tak strasznie zasadniczym w poglądach. Któż to wie, do czego mogłaby nas popchnąć skrajna desperacja?

          1. Aniu, desperacja desperacją, ale nie można usprawiedliwiać tym łamania prawa, bo wtedy wszystko się zawali i utoniemy w anarchii. Żyjąc w państwie prawa, nie możemy niczym usprawiedliwiać łamania tegoż prawa i każde nawet najmniejsze przestępstwo musi być ścigane i skutecznie karane, inaczej doprowadzi to do takiego rozpasania, że nikt już sobie z tym nie poradzi. A wtedy będzie rządziło już tylko prawo pięści…

          2. Wiem, że masz rację, Marku – a jednak nic nie poradzę na to, że czasami tęsknię do świata, w którym miłosierdzie będzie przed prawem. Nie mówię przecież, że tacy ludzie nie powinni ponieść sprawiedliwej kary za swoje czyny. Ale wydaje mi się, że nie można traktować tak samo staruszka, który ukradł w sklepie chleb czy czekoladę wartą 2 złote (ostatnio głośno było o tej emerytce, która „naraziła Skarb Państwa” na stratę kilkunastu groszy za odbitkę ksero – i za to ma zapłacić wysoką grzywnę) i dyrektora, który defrauduje miliony… Wiesz, moja mama jest księgową – i kiedyś przysłano do niej komornika w celu windykacji należności w wysokości…2 groszy (którą to zresztą chciała doliczyć w zaokrągleniu następnego rachunku). Zapewne więcej kosztowała benzyna do samochodu, którą wypalił egzekutor… A co powiesz o tych przepisach, w których piekarzom każe się zapłacić podatek od żywności przekazywanej na cele charytatywne? („Bo przecież MOGLIBY mieć z tego zysk, GDYBY to sprzedali!”). Nie – Marku. Ja jestem praworządną obywatelką i nigdy nie przywłaszczyłam sobie nawet dziesięciu groszy – ale twierdzę, że czasami Temida jest nie tylko ślepa, ale i bezduszna.

          3. Wszystko to pięknie tylko skąd ty wiesz ze on ukradł pieniądze na chleb? Pracował jako magazynier więc cos tam zarobił, miał dziecko na utrzymaniu i to pewnie jedno więc jakos tam koniec z koncem mógł związać. Mało to małzenstw zyje za jedne pobory a na banki jakos nie napada? Bandzior był i tyle.

          4. On to tak tłumaczył, Olu – a „bandzior” to chyba w tym przypadku za mocne słowo. Bandziorem byłby, gdyby kogoś zranił czy zabił, a w całym tym napadzie chodziło chyba o 6 czy 7 tysięcy złotych, co każe przypuszczać, że naprawdę był w wielkiej potrzebie (tyle to ja mam co miesiąc na koncie…). Nie każdy przestępca jest od razu bandziorem. Zresztą posiedzi za to kilka ładnych lat, a dziecko zostanie bez ojca – to chyba wystarczająca kara? Boję się tylko, że w ten sposób „spaprał” sobie życiorys do reszty, bo kto potem „wyrokowca” zatrudni? Ludzi, którym więzienie pomogło wyjść na prostą, można chyba policzyć na palcach jednej ręki. I to też jest problem. Izolacja przestępców jest rzeczą konieczną, tylko nie bardzo wiadomo, co potem…

          5. Kazdy jakos tłumaczy. Ukradł tyle ile było w kasie, jakby było więcej to chyba reszty by nie zostawił.I druga sprawa, jak to był ksiądz czy były ksiądz to przecież musiał sobie zdawać sprawę z tego co robi, w końcu seminarium coś go myślenia musiało nauczyć.

          6. To jest druga strona państwa prawa : wykonywanie tego prawa i związne z tym absurdy i paranoje. Z tym też trzeba walczyć ale w ramach prawa, innej drogi raczej nie widzę…..

      2. Współczuć mu trzeba, ale usprawiedliwiać „sytuacją” nie można. Każde przestępstwo musi być bezwzględnie ukarane. Los „eksów” jest w końcu ich wyborem, my „nieumundurowani”, też sobie jakoś musimy radzić… . My, wierni, utrzymujemy hierarchów wszystkich szczebli, mamy jeszcze utrzymywać „eksów” ? Jest to dla mnie nie do przyjęcia. Z drugiej strony szanuję tych, którzy „stanęli w prawdzie” , odejście jest uczciwym postawieniem sprawy. Faktem jest, że wokół tego panuje zgniła atmosfera nie od dzisiaj. W końcu hierarchowie najchętniej każdy swój grzech zamietliby pod dywan w imię korporacyjnej solidarności, a odejście jest wyłamaniem się z tej właśnie solidarności. W ich mniemaniu taki ktoś jest „skończony”. I traktują „eksów” jak „zadżumionych”, jest w tym traktowaniu coś obrzydliwego,mafijnego i na pewno dalekiego od idei…..

        1. Racja. Ex to taki sam człowiek jak każdy inny i nie ma co patrzeć na niego przymykając oko. Zawinił, pójdzie siedzieć i nie ma co dyskutować. A że hierarchowie maja swoich poddpiecznych czynnych czy ex w pi…pi… to też prawda. Pare dni temu pokazywali w telewizji rodzine księdza ktory przepadł jak kamień w wodę. Problemy owszem miał (alkoholowe) ale …..cała rodzina go szuka jak może a jego przełozeni? ani palcem w bucie nie kiwnęli. Widocznie uwazają że alkoholik przepadł więc kłopot z głowy.

    2. Jaki to znowu akt wielkiej desperacji? Dlatego ze ksiądz? jakby tak podchodzić do sprawy to każdego złodzieja mozna usprawiedliwiac, każdego bandytę też. Jakby sie ten ex dobrze rozejrzał to i prace jakąś choćby dorywcza by znalazł, choćby ulice zamiatac.

  1. Ps. Olu, pisząc to, co napisałam, chciałam jedynie zwrócić uwagę na fakt, że jeśli można znaleźć okoliczności usprawiedliwiające PRZESTĘPSTWO jakim jest handel dziećmi czy narządami, to można zapewne znaleźć też takie dla napadu na bank. Mienie jest zawsze mniej warte, niż człowiek, prawda?

    1. A gdzies ty coś widziała na temat handlu dziećmi? A handel narzadami? przecież on swojego nie ukradł tylko cudze. Jakby swoje pieniądze przewalił i swoja nerkę sprzedał to przestępstwa by nie było.

Skomentuj ~Ola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *