Bocian w kapuście.

Już kiedy byłam w ciąży, postanowiłam sobie, że nie będę małemu opowiadać bajek o bocianie i kapuście – tak więc mój niespełna dwuletni synek już wie, że ludzie dzielą się na „panów” i „panie” i że był taki czas, kiedy był w moim „brzuszku” – powtarzam mu także, że sam jest chłopcem i kiedyś stanie się podobny do tatusia… Uczymy go również, że są takie miejsca, które są tylko „moje” i nie powinno się ich dotykać (nie jest więc dobrym pomysłem ciągnięcie taty za różne wystające części ciała…:)).

Kiedy będzie troszkę starszy, dowie się także, że w tym „brzuszku” to wyrósł nam z „nasionka”, które mi podarował tata, i że dziewczynki nie mają siusiaczków… A nieco później również, że przyjście na świat dzidziusia jest związane z „mocnym przytulaniem się” kochających się dorosłych – i tak dalej, i tak dalej…

Wolałabym mu o tym wszystkim opowiedzieć, zanim zrobią to koledzy z podwórka – a już na pewno na długo przedtem zanim zacznie dojrzewać (bo wiadomo, że dla rodziców jest zawsze „za wcześnie” na takie rozmowy, a dla dzieci – zawsze „za późno.”). Nie chciałabym, żeby – tak jak ja kiedyś – pozostał zupełnie sam z rzeczami, których by nie rozumiał.

Ale z drugiej strony, zawsze byłam przeciwna zbytniemu „wybieganiu przed szereg.” Myślę, że w tej materii trzeba tylko możliwie szczerze odpowiadać na takie pytania dziecka, jakie ono aktualnie stawia, takim językiem, jaki jest w stanie zrozumieć.

Nie jestem pruderyjna, ale nigdy też nie uważałam, że dzieci powinny wiedzieć absolutnie WSZYSTKO o życiu intymnym swoich rodziców.

Czytałam nawet o parze, która w ramach uświadamiania swoich dzieci i walki z kołtuństwem oraz zakłamaniem odbyła pełny stosunek na oczach swoich pociech. Według mnie to się ociera już o molestowanie nieletnich…

Co jednak począć, jeśli wszędobylska latorośl, mówiąc kolokwialnie, sama „zaskoczy rodziców w akcji”? Moim zdaniem, najlepiej byłoby zainstalować zamek w drzwiach sypialni (albo przynajmniej nauczyć dzieci, że nie wolno tam wchodzić bez pukania), żeby takie sytuacje w ogóle się nie zdarzały. Ale jeśli już się zdarzy- przede wszystkim – nie panikować! Maluchy kojarzą sobie seks z przemocą, więc dobrze by było spokojnie wytłumaczyć, że to nic „strasznego”, że jest to coś, co dorośli robią, kiedy się kochają – ale że muszą być wtedy sami…

Sprawy intymne są…intymne właśnie – i lepiej, by takimi pozostały.

Gdzieś kiedyś przeczytałam, że seks jest jak skarb, który ofiarowany w ukryciu jest piękną perłą, ale pokazywany wszystkim staje się zwykłym, polnym kamieniem.

Tego się staram trzymać – i na pewno nie będę w imię „nagiej prawdy” (która dziś jest już raczej rozebrana) odzierać moich dzieci z romantyzmu i odkrywania tajemnicy, tłumacząc im ze szczegółami, jak zakłada się prezerwatywę i do czego służy wibrator. Choć zapewne zrobią to za mnie inni…

A propos prezerwatyw, przypomniała mi się jeszcze taka anegdotka.

W czasach II RP produkcją tych wyrobów zajmowały się zakłady Polskiego Przemysłu Gumowego, które, oczywiście, musiały się jakoś reklamować. I pewnego dnia, zwabione reklamą prasową,przedstawiającą kowboja czy też torreadora w obszernym płaszczu i długich butach, do salonu firmowego przyszły dwie pensjonarki, prosząc,aby sprzedać im ten produkt. Jako że nie były to jeszcze czasy”galerianek”, sprzedawca grzecznie odmówił. Na to panienki zapytały, czy mogłyby to chociaż…przymierzyć. Młody ekspedient, krztusząc się ze śmiechu, odparł, że przymierzenie tego artykułu przez dziewczynki będzie raczej niemożliwe. Od słowa do słowa, okazało się, że podlotki były przekonane, że w tej starannie zakamuflowanej reklamie chodziło o…kalosze!:)

  
(A ten uroczy rysunek pochodzi ze strony www.wszystkodladziecka.pl)

20 odpowiedzi na “Bocian w kapuście.”

  1. Zgadzam się z Tobą – intymność a nie cielesność powinna być u młodych zasiewana. Co do prezerwatyw- cóż… kiedy miałem nieco ponad 16 lat, nie widziałem jak się zakłada to i owo na to i owo – a wówczas bardzo było mi to potrzebne. Lepiej o takich rzeczach mówić, niż liczyć na zdobywanie wiedzy przez młodych z obleśnych niemieckich (na przykład) por.nosów.

    1. Masz rację – zawsze lepiej mówić niż nie mówić… Grunt to szczerze i wprost odpowiadać na pytania. Istnieją nawet badania pokazujące, że w rodzinach, gdzie dużo i szczerze się ze sobą o wszystkim rozmawia, inicjacja seksualna następuje później, niż tam, gdzie seks stanowi temat tabu. Sama wiele się w życiu nacierpiałam przez to, że wszystko to była strefa zakazana. Któryś święty słusznie powiedział, że siłą tłamszona natura znajduje w nas sobie ujścia „podziemne.”

  2. Mnie bardzo bardzo irytują te opowiastki o bocianach. A ja sobie nie przypominam, żeby mi rodzice opowiadali jakiekolwiek opoweści o tym, skąd się biorą dzieci. O seksie dowiedziałam się na pewno nie od rodziców, ale nie pamiętam od kogo i nie pamiętam w ogóle, kiedy się dowiedziałam. Jestem trochę na to zła na rodziców, bo (prawdopodobnie) moi koledzy odwalili za nich robotę, którą mieli wykonać oni. Za to Ty jesteś bardzo mądrą matką i w pełni dojrzałą do macierzyństwa. Jestem tego pewna pomimo tego, że mam dopiero 15 lat. (codzienna-egzystencja)

    1. Szczerze mówiąc, nie znam rodziców, którzy by się z tym nie spóźnili. Dziecię przeważnie zdoła się „wyszkolić” znacznie wcześniej.

  3. Przeżyłem szok! Właśnie dowiedziałem się, że to nie był bocian! ;)A mówiąc poważnie, też uważam, że dzieci powinny jak najwięcej dowiadywać się w domu, bo i tak się dowiedzą, ale informacja z innego źródła może zostać wypaczona i wykoślawiona. Pamiętasz może taki program „Zwierzyniec”? Występował tam leśnik Michał Sumiński, który opowiadał dzieciom o zwyczajach zwierząt. Któregoś dnia Studio 2 gościło kilka osób, między innymi jego. A miedzy nimi chodziła mała dziewczynka i każdego z osobna pytała (przed kamerą), skąd się biorą dzieci. I tylko on potrafił jej to ładnie wytłumaczyć – tak samo jak małe ptaszki, tylko mamusia tego jajka nie znosi, tylko cały czas trzyma w brzuszku.

      1. Ps. Wiem, że jako matka nie będę mogła mieć wpływu na wszystko, co mój syn zobaczy i usłyszy – ale mogę mieć przynajmniej pewien wpływ na to, co na temat tego, co obejrzy czy usłyszy („no, co ty, stary, laski to tylko takie lale do dmuchania – czym się tak przejmujesz?”) będzie sobie MYŚLAŁ.

  4. Hej. gratuluję zdrowego podejścia do sprawy. nie za wcześnie, ale na pewno przed kumplami z podwórka. zazdroszczę normalnie Twojemu dziecku, że ma takich normalnych rodziców. ja jako dziecko uwielbiałam przegladac encyklopedie zdrowia, bo chciałam zostac pielęgniarką. moja mama ubzdurała sobie w zwiazku z tym, że wiem wszystko co powinnam wiedzieć i NIGDY ze mną na „te tematy” nie rozmawiała. skutki nie były może aż tak tragiczne jak w horrorze „Carrie”, ale i tak uważam, że Twój pomysł jest wart nasladowania. pozdrawiam sedecznie. P.S.czy pozwolisz, że umieszczę na swoim blogu lik do twojego bloga? bardzo mi sie tu podoba u Ciebie 🙂

    1. Od końca – naturalnie, że pozwolę – cieszę się, że Ci się u mnie podoba.:) Wiesz, moja rodzina w ogóle jest trochę specyficzna, zwłaszcza starsze pokolenie uwielbia robić z różnych rzeczy „tajemnice”, są po prostu sprawy, o których „się nie mówi” – i dlatego np. WSZYSTKIE dzieci z mojego pokolenia przeszły przez etap wątpliwości, czy nie są adoptowane. Naprawdę. Musieliśmy się wcześnie nauczyć, że jeśli nie dowiesz się czegoś sam(a) to na pewno nikt Ci nic nie powie. Dlatego kiedy w dzieciństwie byłam molestowana przez kolegów nikomu nic nie powiedziałam, nawet księdzu na spowiedzi – myślałam, że po prostu mam swoją „tajemnicę” jak wszyscy. A kiedy zaczęłam dojrzewać, W TAJEMNICY przed mamą kupiłam sobie książkę w rodzaju „co każda dziewczynka wiedzieć powinna” i schowałam ją pod materacem, a po przeczytaniu oddałam koleżance, żeby moja mama się nie dowiedziała, jakie to „straszne świństwa” czytam. „Tajemnice” były zmorą mojego dzieciństwa. To nie do uwierzenia, ale moja mama jeszcze kiedy byłam już pełnoletnią panienką „niby przypadkiem” przełączała mi telewizor ze scen miłosnych na inny kanał… Nabrałam takiego trudnego do przezwyciężenia nawyku, żeby jej się z niczego „takiego” nie zwierzać, że nawet moją ciążę trzymałam przed nią w tajemnicy aż do końca 8. miesiąca. A jednocześnie mój młodszy brat „nie mogąc” (taka już widać nasza rodzinna tradycja:)) iść z „takimi” pytaniami do rodziców, przychodził z nimi do mnie. Nabrałam więc wprawy i to, co robiłam kiedyś dla brata, mogę teraz zrobić dla mojego synka.:)

      1. Straszne to jest, ale niestety masz rację, na pewno takie podejście rodzinne przyczyniło się do tego, że nie mówiłas o tym, co Ci sie przydarza. nigdy nie wiadomo jak na nas wpłynie to co sie dzieje z nami w dzieciństwie. moje rózne zaszłości też mi nieźle namieszały w zyciu. pozdraiwam goraco i pędzę wrzucic link do Ciebie. 🙂

  5. Słuszna postawa . Między dzieckiem a rodzicami powinno panować zaufanie i prawda . Wtedy dziecko śmiało będzie pytać i otrzyma odpowiedz prawdziwą we właściwym czasie dostosowaną do jego percepcji. Prawdą też jest że inicjacje nie będą przypadkowe ani z ciekawości, tylko w wyniku przemyślanej decyzji lub potrzeby fizjologicznej co często jest nadrzędnym determinantem. Nie jesteś posłuszną Córą kościoła, co nie wyklucza prawdziwej głębokiej wiary ale własnie jest jej dowodem. Prawdziwej wiary wśród dostojników kościoła próżno szukać. Z coraz większym podziwem dla obojga rodziców.

      1. Mądra decyzja Albo! Moje dzieci często przynosiły różne „rewelacje „od kolegów,które znacznie różniły się od moich odpowiedzi.Bywało,ze razem szukaliśmy odpowiedzi(zawsze dostosowaną do poziomu dziecka)A pytań było…;))

        1. Oj, będzie tych pytań, Miśko, będzie 😉 – dość popatrzeć na fora internetowe, na których wypowiadają się nastolatkowie, którzy – przynajmniej teoretycznie – „wszystko już wiedzą.” Nie zdarzają się już wprawdzie pytania w stylu, „czy od pocałunków zachodzi się w ciążę?” ale wciąż można natknąć się na wątpliwości, czy „bezpieczna” pod tym względem jest kąpiel w publicznym basenie albo korzystanie ze wspólnej toalety…:) Czasami naprawdę dochodzę do wniosku, że tzw. „nowoczesna” edukacja seksualna ogranicza się głównie do wiedzy o metodach antykoncepcji, zaniedbując niekiedy podstawowe zagadnienia z zakresu biologii (i wtedy w dyskusjach pojawiają się kwiatki typu: „zwykła miesiączka to to samo, co aborcja!”), albo psychologii („dlaczego faceci nie mogą myśleć tak, jak MY?! Dlaczego ONA reaguje tak histerycznie?”). Mówimy dzieciakom, JAK uprawiać seks, żeby nie było z tego dzieci – a nie mówimy DLACZEGO (i po co?) w ogóle go uprawiamy… Mam wrażenie, że w ten sposób zaczynamy budować dom od komina…

  6. :-))) To śmieszne, ale łatwiej mi przychodzi opowiedzenie moim dzieciom szczegółów „technicznych” dotyczących zapłodnienia, niż przekazać radość i intymność seksu :-)) Rodzice są czasem bezradni :-))

    1. Wiesz, rozumiem Cię doskonale – to zapewne dlatego, że NIE WSZYSTKO da się opisać słowami. Niektóre rzeczy trzeba po prostu samemu PRZEŻYĆ. (Dotyczy to zresztą nie tylko spraw seksu…) Pamiętam, że moja nauczycielka od pdż-tu miała mądry obyczaj, że co pewien czas stawiała gdzieś koszyczek na anonimowe pytania. I opowiadała mi (kiedy jako studentka miałam praktyki w moim liceum) że była w nie lada kłopocie, gdy pewna gimnazjalistka zapytała, co to jest orgazm? No, bo jak to opisać? Medycznie, jako nagły przypływ krwi do narządów płciowych? Przez pryzmat doznań psychicznych? Te dla każdego mogą być inne…

  7. Witaj.Bardzo dobre podejście. A swoją drogą dzieci uwielbiają słuchać o tym jak były oczekiwane. Jak rosły w brzuchu, jak się ruszały ( pytają czy to bolało ! ), jak można było wyczuć gdzie jest główka a gdzie kolanka. Warto mieć też zdjęcia z USG i pokazywać 🙂 Myślę, że ciekawość i pytania przychodzą samoistnie i naturalnie w momencie gdy się z dzieckiem właśnie tworzy taką atmosferę – podczas opowiadania jak to było zanim się urodziło. Ale dziecko zaczyna pytać o szczegóły ( mi się tak wydawało ) że wcześniej niż tego oczekujemy. Jednak uważam, ze to lepiej, bo nie zdąży się nasłuchać od wyedukowanych kolegów. Mimo wszystko otwartość rodziców nie chroni dziecka przed poszukiwaniem odpowiedzi na własną rękę. Wiem to z doświadczenia. Zbyt mocno ufałam dziecku i nie zabezpieczyłam komputera ( internet ). Dlatego polecam lekką ostrożność i zanim dziecko posiedzi samodzielnie poszukaj dobrej blokady stron z „golizną”. Pozdrawiam

    1. Masz rację. Dzieci na pewno nie powinny oglądać wszystkiego – zdarzają się nawet przypadki poważnych urazów psychicznych na skutek zbyt wczesnego zetknięcia z treściami nieodpowiednimi do wieku. A co do reszty… Mój synek ostatnio nabrał zwyczaju, że podchodzi, „dźga” mnie paluszkiem w brzuch (w którym oczywiście nic nie ma :)) i pyta: „dzidzia?” Uważam, że to urocze. :)Bardzo też lubi słuchać opowieści o tym, jak na niego czekaliśmy, jak do niego mówiłam i mu śpiewałam…

Skomentuj socjopatka@autograf.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *