Rozważania adwentowe…

Jak powiedział kiedyś ks. Oszajca – w Kościele największy jest ten, kto najbardziej KOCHA. Choć niektórych zwłaszcza noszenie sutanny skłania do myślenia o sobie jako o kimś wyjątkowym i wielkim – podczas, gdy wszyscy powinniśmy tak myśleć raczej o innych (a zwłaszcza o Bogu).

W związku z powyższym nurtuje mnie od pewnego czasu przeczytana na Onecie opinia pewnego latynoskiego hierarchy, który stwierdził z niewzruszoną pewnością, że „homoseksualiści i transseksualiści nie wejdą do Królestwa Bożego.” No, zgoda, może i grzeszyli (choć i Katechizm odróżnia przecież samą SKŁONNOŚĆ od CZYNÓW grzesznych – i chociaż nie bardzo rozumiem, czym mogli zgrzeszyć transseksualiści, jeśli dla wielu z nich sytuacja „bycia w niezgodzie z własnym ciałem” jest po prostu wielkim, osobistym cierpieniem) – ale któż z nas jest bez grzechu? A jeśli, dajmy na to, taki homoseksualista zdecyduje się umrzeć za wiarę w Chrystusa, to też nie będzie mu to policzone? Nie ma najmniejszych szans, by się „prześlizgnąć” przez tę ciasną bramę? Ani-ani?

 ***

A przy okazji ostatniego „polecenia” mojego bloga przez Onet dostałam – jak zwykle w takich razach – także kilka maili o treści zbliżonej do: „Dziękuję, że potrafisz tak być z Panem Bogiem za pan brat…” Odparłam na to, że to wcale nie ja jestem z Nim „za pan brat” (choć za czasów mojej młodości bywało inaczej…) tylko On, pomimo wszystko, nigdy nie przestał mnie kochać. Bóg jest wielką miłością – tego jednego jestem pewna. SŁYSZELIŚCIE kiedyś tę Ewangelię?”I przyszły do Jezusa wielkie tłumy mając z sobą chromych, ułomnych, [jak ja…] niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. ” (Mt 15,30) Słyszeliście to? Uzdrowił ich… Zgodnie z prawem mojego Kościoła nie mogę teraz przystępować do spowiedzi i komunii (choć co noc widzę to w moich snach…), ale zawsze mogę przecież „upaść do nóg Jezusa.” Tego mi nikt nie zabroni…A może Rabbi i mnie uzdrowi? Bo czy On będzie kogoś pytał, czy nie jest czasem transseksualistą, albo żoną byłego księdza? „I otrze Bóg łzę z każdego oblicza.” (Iz 25,8) Z każdego… A więc i z mojego też…


„Nędzni i biedni szukają wody…
a język ich wysechł już z pragnienia. 
Lecz Ja, Pan, wysłucham ich, 
nie opuszczę ich Ja, Bóg Izraela.
Każę wytrysnąć rwącym strumieniom 
na suchych, nagich wzgórzach 
i źródłom wód pośrodku nizin –
by pustynię zamienić w pojezierze…”

(por. Iz 41,17-18)

16 odpowiedzi na “Rozważania adwentowe…”

    1. No, cóż, moja droga – jaki pan taki kram.:) W mojej duszy też trwa burza (śnieżna chyba:)) i epoka lodowcowa zarazem – a nie umiem pisać inaczej, niż czuję. Nie martw się, w piątek będzie o czymś zupełnie innym.

      1. Berenice-airborne , Bernice to imię mojej córki, Bardzo je lubię więc używam je wymiennie jako nickname aby nie zapomnieć (mieszka na stale w Londynie).Nie chciałem wkraczać na te zagmatwane przez kościół ścieżki. Oczywistości Boskie pomieszali swoim rozumkiem by służyły ich celom a nie intencjom Boga które są proste i zrozumiale dla każdego kto nie ma takich złych intencji jak oni !!! Jestem w szczęśliwej sytuacji mam swoją pożądaną i stworzoną pustelnię na co dzień nikt i nic nie zakłóca mojego spokoju.

        1. O, kurczę…Aleś się zakamuflował!:) Nigdy bym nie pomyślała…:))) To tylko jeszcze jeden dowód na to, że w Sieci (podobnie jak w życiu) niczego nie można być pewnym…

  1. Chrystus nie pytał, czyś ty Żyd czy „nieżyd” taki czy owaki, grzeszny mniej lub bardziej. Uzdrawiał, bo widział ludzką nędzę i cierpienie, jak dobry lekarz, który leczy każdego: wroga i przyjaciela, bo widzi w pacjencie tylko cierpiącego człowieka. Jezus powiedział : „przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a ja was pokrzepię”. Wszyscy to wszyscy, bez wyjątku, bez podziału na lepszych i gorszych… To nas, często napuszonych polskich katolików, mających się za Bóg wie co, powinno uczyć pokory ( jakże niezbędnej nie tylko w Adwencie).

    1. Wiesz, czasami mam ochotę wyjechać na kilka dni do jakiejś „pustelni” i po prostu trochę z Nim pobyć „sam na sam” – tak, jak dawniej…w miejscu, gdzie nikt by mnie o nic nie pytał… (Jest taka historyjka o staruszku, który codziennie spędzał godzinę w kościele. Zaintrygowany proboszcz zapytał go kiedyś: „Słuchaj, co Ty Mu mówisz, kiedy siedzisz tu tyle czasu?” „Jak to – co mówię?! Nic nie mówię. Po prostu siedzę i patrzę na Niego, a On patrzy na mnie…” Bardzo brakuje mi tego spojrzenia… Ale Wy się tym nie przejmujcie – może to tylko depresja zimowa?:)). Ale kiedy się ma męża, synka i pracę do wykonania…a jeszcze w naszej sytuacji…jest to praktycznie niewykonalne. Będę musiała znaleźć dla siebie jakąś „pustynię w mieście”…w sobie. I to jak najszybciej.

  2. Oj Albo, Albo – zawsze zachwycam się tym, co piszesz, ale tym razem pojechałaś trochę po bandzie. Dosyć dobrze znam Twoje poglądy (po latach czytania Twojego bloga jest to chyba oczywiste), więc wyczuwam tu pewne niedopowiedzenia, które, jak sądzę, pozostawiłaś świadomie, bo to gwarantuje lepsze notowania u czytelników.Wczoraj przy okazji rekolekcji adwentowych usłyszałem o takim eksperymencie na uniwerku, w którym były dwie części. W pierwszej poproszono o rozdzielenie między sobą o a drugą osobą zadań, z których jedno było atrakcyjne, a drugie nie. Do rozstrzygnięcia, które zadanie ma komu przypaść, miała być wykorzystana moneta. Niektórzy wykonali zadanie dokładnie zgodnie z poleceniem; część jednak w ogóle nie korzystała z monety – po prostu przydzielając nudne zadane drugiej osobie, zaś część rzucała monetą tyle razy, aż w końcu wypadło na nią. Druga część zadania polegała na ocenie własnego postępowania. Okazało się, że ci, którzy rzucali monetą, aż do skutku, doskonale potrafili siebie usprawiedliwić:)To takie moje rozważania adwentowe…

    1. I znowu mnie rozgryzłeś, Leszku (no, cóż – to te lata wprawy…:)). Pozostawiłam świadomie pewne niedopowiedzenia, po prostu dlatego, że nie mam chwilowo siły na ostre dyskusje światopoglądowe z Czytelnikami – a nie chciałam jednak zdradzić swoich przekonań. Wiem, np. że jeśli chodzi o homoseksualistów, to wielebny arcybiskup mógł się z premedytacją powołać na św. Pawła, który jasno stwierdza, że „mężczyźni współżyjący ze sobą Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Kor 6,9).:) Ale mimo wszystko nadal uważam, że transseksualizm to „zupełnie inna bajka” (pamiętasz mój post o osobach interseksualnych? Sądzisz, że Walasiewiczówna z racji swojej fizycznej przypadłości nie mogłaby zostać świętą?:)). Jestem obecnie „w dołku” – przez wiele lat kalendarz liturgiczny wyznaczał także rytm mojego życia – a teraz BARDZO mi tego brakuje. Proszę więc o wyrozumiałość wobec niektórych moich nacechowanych emocjonalnie wypowiedzi.

      1. Ależ doskonale wiem, że gdybyśmy tak podrążyli temat, to okazałoby się, że myślimy bardzo podobnie. A więc dzwoneczek nie z tego powodu się odezwał. Myślę zresztą, że Ty doskonale wiesz, o co mi chodzi i spokojnie można to pozostawić również z pewnym niedopowiedzeniem.Bardzo gorąco Ciebie pozdrawiam.

  3. No właśnie „przeczytana na Onecie” nie w oryginale. Miejsce naszych narodzin nie jest przypadkowe to i płeć nie może być przypadkowa. Pozdrawiam.

    1. Też tak myślę, Tadeuszu – i nawet jeśli pewne zaburzenia rozwojowe powodują niekiedy problemy, to także w nich można odnaleźć jakiś sens. A już na pewno istnienie takich osób NIE JEST dowodem na to, że „Pan Bóg się pomylił” stwarzając je, albo że ich nie kocha. Wszyscy jesteśmy dziećmi Jego miłości.

  4. Bóg jest miłością – nic dodać, nic ująć…doświadcza po to byśmy później zrozumieli dlaczego, choć teraz tego nie rozumiemy…

    1. Masz rację, siostro. Jezus powiedział do Piotra: „Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale PÓŹNIEJ będziesz to wiedział.” (J 13,7) Problem z nami (ze mną!) polega często na tym, że nie chcemy „zrozumieć później” – chcemy teraz, zaraz, już… Wiesz, pewien bardzo wierzący Czytelnik tego bloga napisał mi nie tak dawno: „Bóg się od Was nie odwrócił i patrzy na Wasze cierpienie z miłością i współczuciem. Tym bardziej że Wy się od Niego nie odwracacie ale bierzecie na siebie wszystkie bolesne konsekwencje swoich poczynań.Może żaden inny stan nie doprowadziłby Was do wzbudzenia w sobie takiego 'natężenia’ miłości i tęsknoty za Bogiem?” – i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że ten człowiek miał rację. My żyjemy stale „w adwencie”, w oczekiwaniu i w nadziei na Boże zmiłowanie…

  5. Droga Albo! Niech Pan będzie z Tobą. Okrutny ten Twój Kościół..bardziej „boski” od samego Boga. Jest takie zdanie..”cokolwiek uczyniliście…mnieście uczynili” co zwyczajowo tłumczy się aby nie krzywdzić dzieci. Ja myślę, że tu chodzi o krzywdzenie „słabszych”. O Ciebie. Fajny jest internet tylko szkoda, że nie można naprawdę kogoś ująć za dłoń i pogłaskać po policzku, co gdybym mogła niechybnie bym uczyniła. Nie smuć się.

    1. Dziękuję – takie dobre słowa są mi teraz bardzo potrzebne. Ale nie martw się – ja mocno wierzę w to, że „po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” – i tak samo często bywa ze mną i z moimi nastrojami. To minie…

  6. Albo ,niektórzy zbyt szybko skazują innych i mówią o negatywnych wyrokach jakby byli na miejscu Boga.Zostawmy sądy Bogu,a traktujmy innych jak bliźnich….takich samych jak my.Jeśli grzeszą rozliczy ich sam Bóg.Dziękuję za cenny wpis na blogu.Pozdrawiam:)niesamotna-samotna.blog.onet.pl

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *