Rzeczywistości (nie)równoległe?

Wydaje mi się, że zawsze (w Sieci czy poza nią) jesteśmy tacy sami – jesteśmy tym, kim jesteśmy… Byłam tą samą osobą, gdy wchodziłam na najostrzejsze seksstrony – i wtedy, gdy na innych stronach udzielałam głębokich (?) duchowych porad, i wtedy, gdy mój mąż – też  przecież „wyłowiony z Sieci” – pisał do mnie rzeczy, po których łzy płynęły mi na klawiaturę. Każda z tych osób to jakaś część mojej własnej duszy… 


Internet nie jest  jakimś „innym światem” – ale jest odbiciem tego, który jedynie posiadamy; lustrem, w którym się przeglądamy. I tak jak wszędzie, są tu świątynie i są śmietniki (i sądzę, że przez lata swoich przygód z Internetem zdążyłam już dość dobrze poznać i jedne i drugie…). Czasami łatwiej nam się tu „obnażyć” (ale i łatwiej kłamać) niż gdzie indziej, bo sądzimy, że chroni nas anonimowość.

Z drugiej strony, czasami chciałoby się wierzyć, że ten świat w wersji cyfrowej jest lepszy od tego po tej stronie ekranu, stąd tak wiele kobiet usuwa zmarszczki i ślady porodów ze swoich profili, a wszyscy mężczyźni nagle stają się umięśnieni, romantyczni i… nieżonaci. 😉 

Sama zauważyłam, że odkąd dotarłam do „happy endu” z moim księciem, staram się raczej nie pisać na blogu o tym, że często czuję się zdołowana jako żona i matka, bo moje dziecko uparcie NIE JEST tym złotowłosym aniołkiem z obrazka, a mój mąż, zamiast recytować mi Szekspira, niekiedy zwyczajnie domaga się kolacji. 🙂 Niech sobie ludzie myślą, że są na świecie małżeństwa, nad którymi nigdy nie zachodzi słońce…;) 


(Drogie panie – a tak z ręką na sercu:  Która z Was, tworząc własnego awatara na jakimś forum czy w serwisie społecznościowym, nie chciała stworzyć w istocie „lepszej”, atrakcyjniejszej wersji samej siebie?:))

W wirtualnej rzeczywistości wciągają mnie obecnie głównie blogi i fora (ale i tak komputer chodzi prawie non-stop, tym bardziej, że przy nim także pracuję…) – natomiast P. namiętnie grywa w gry sieciowe w rodzaju Traviana. I zastanawiam się czasami, czy już przekroczyliśmy tę cienką „granicę bezpieczeństwa”, poza którą znajduje się uzależnienie?

Ostatnio wstrząsnęła mną zwłaszcza historia tego koreańskiego małżeństwa, które „żyjąc” jedynie w Sieci zagłodziło swoją 3-miesięczną córeczkę na śmierć. Nigdy nie chciałabym, żeby nasz mały synek kiedyś zapragnął być… MONITOREM – żeby rodzice częściej na NIEGO patrzyli…


 


18 odpowiedzi na “Rzeczywistości (nie)równoległe?”

  1. Wiesz Albo, nie raz się zastanawiałam kiedy Ty masz czas dla dziecka. Piszesz notkę, do ktorej tez musisz sie jakos przygotować, potem odpowiadasz na komentarze, moze pracujesz przez internet, w domu trzeba cos zrobic, a dziecko…gdzie czas dla niego??

    1. No, tak, Sarno, sama codziennie robię sobie rachunek sumienia z tego, czy nie za mało czasu mu poświęcam(y). Bo doba niestety stale ma tylko 24 godziny i zupełnie nie chce się rozciągnąć. 🙂 Ale wierz mi, że się staram, żeby mały cierpiał jak najmniej z powodu moich…hmmm…rozlicznych zainteresowań.:)

  2. czasami trudno zapanować nad nałogiem… ale Ty jesteś zbyt mądra żeby dać się wciągnąć w jakieś bagno… tym bardziej kosztem dziecka :)I wiem, że nie będziesz zaprzeczać :)Ale faktycznie … trzeba mieć się na baczności… Mi kiedyś dziecko wydało zakaz otwierania komputera… wtedy zapaliła się we mnie lampka ostrzegawcza

  3. „bo moje dziecko uparcie NIE JEST tym złotowłosym aniołkiem z obrazka, a mój mąż, zamiast recytować mi Szekspira, niekiedy zwyczajnie domaga się kolacji. 🙂 ” padłam :-))))))…Mogłabym Ci rzec: przybij piątkę. Takie życie Kochana. Jedna rada: gdzieś musisz być szczera. Najlepiej jednak w rodzinie. Bo w necie to wiesz-zawsze się znajdzie jakaś gnida, która Ci „dowali po chrześcijańsku”.

  4. Kiedyś rozmawiałam z przyjaciółmi na temat kryzysu związków (chyba nawet z inspiracji blogowej dyskusji). Mój kolega powiedział coś takiego: kryzys jest, bo zewsząd bombardują nas obrazy IDEAŁU. A kiedy okazuje się, że mąż/żona tym ideałem nie jest… no właśnie ;)Sieć jest częścią życia. Czy nie przeradza się w nałóg? Spójrz dookoła – nie stoją kubki ze spleśniałą kawą? kwiatki w doniczkach jeszcze zielone? rybka w akwarium pływa grzbietem do góry? Jeśli tak – nie ma co się martwić – zanim byście zagłodzili synka najpierw musiałyby się pojawić te wszystkie mniej dramatyczne rzeczy ;)Nie ma co się dziwić, że pracując przy komputerze masz czas na buszowanie po blogach – ja np. nie daję rady zbyt długo ślęczeć nad nudną robotą jeśli nie zrobię od czasu do czasu przerwy na zajęcia inne – a notkę lub komentarz można napisać naprawdę szybko (o ile szczerze i bez kombinowania) ;):)

    1. Ufff… Odetchnęłam z ulgą. 🙂 Kwiatki nie zaschły, wczorajsza kawa P. dawno już wylana, kubek wymyty… Rybki nie mamy (bo by mogło być z nią krucho;)). A na „ideały” , zdaje się, jestem uodporniona – moja mama zawsze mi powtarzała, że jeden z rodzajów mężczyzn, których naprawdę trzeba się obawiać, to mężczyźni (pozornie) „idealni.” A pewien duszpasterz radził dziewczynom: „Nie wychodź za niego za mąż, dopóki nie umiesz wymienić pięciu jego wad!” A że wiem, że ja sama też nie jestem od nich wolna (mimo że często zachowuję się jak księżniczka perska, albo inny ósmy cud świata:)), toteż żyjemy z P. naprawdę szczęśliwie i (na ogół:)) zgodnie. Pod warunkiem, że akurat nie wypadam z pokoju z gromkim: „Zabiję cię!” na ustach. ;))) Jak ten facet to znosi, pozostaje jego męską tajemnicą (przypuszczam, że Pan Bóg, gdy na to patrzy, chichocze w kułak: „A, widzisz, chłopie – myślałeś, że w małżeństwie będzie Ci tak lekko, łatwo i przyjemnie – no, to masz!”;)). Ale mimo wszystko staram się zawsze pamiętać o radzie, jakiej ktoś udzielił królowej Wiktorii: „Powiedzenie komuś, że się żałuje swego zamążpójścia NIE JEST najlepszym sposobem okazania mu swojej miłości.” 🙂

      1. Właśnie – rzecz nie w tym, żeby wad nie mieć, tylko żeby móc z nimi żyć. Nie wiem, czy należy się dziwić, jakim cudem Twój P. znosi okrzyki „Zabiję”… to kwestia charakteru. Osobiście wolałabym, żeby w razie „czego” ktoś mi powiedział „małpo cholerna”, niż obrażał się i wychodził. Nienawidzę gęstej atmosfery i cichych dni, a umiarkowanego furiata znoszę bez problemu (miałam kiedyś takiego szefa) 🙂

        1. No, tak – my „cichych dni” nie miewamy na pewno – możemy sobie powiedzieć WSZYSTKO (nawet: „Wiesz, co – czasami mam wrażenie, że Cię nienawidzę!”) oprócz jednego: „Nie chce mi się z Tobą gadać!” A tak w ogóle to ja jestem spokojna i pogodna osóbka – chyba że ktoś mi znienacka nadepnie na odcisk… ;))) Ale ponieważ P. twierdzi, że wyglądam bardzo…hmmm…seksownie, gdy się złoszczę, to tylko dodaje smaku naszemu życiu. (Gdzieś kiedyś znalazłam myśl, że przyjemnością kłótni jest zawieranie pokoju. :)) Przynajmniej nam się nie nudzi. 🙂 A w momentach dużego napięcia zazwyczaj wkracza Antoś, który każe mamie pocałować tatusia – albo odwrotnie. I wszystko kończy się ogólnym, rodzinnym całowaniem – bo synuś zwykle przyłącza się do buziaków i uścisków z dużym entuzjazmem. 🙂

  5. Spokojnie masz świadomość możliwości uzależnienia. To połowa sukcesu w utrzymaniu złotego. Podobnie jest z alkoholem. Trzeba pamiętać że jesteśmy podatni na uzależnienia. A tak w ogóle baz internetu się nie da. Podziwiam za odwagę przyznania się do serfowania po seks stronach. mało takich odważnych skąd więc popularność tej branży? moje50.blog.onet.pl Pozdrawiam

    1. Wiesz, myślę, że z tym jest tak samo (a w każdym razie podobnie) jak z głosowaniem na niektóre partie polityczne: kiedy zapytasz, to nikt (absolutnie nikt!:)) na nie nie głosował – a przecież znajdują się w sejmie…:) Ja tylko nie udaję, że jestem lepsza, niż w rzeczywistości jestem – choć zdarza mi się z kolei upajać swoją „grzesznością” – co też może być niebezpieczne dla osobowości. No, cóż – wychowywałam się w bardzo pruderyjnej rodzinie, w której przełączano dzieciom nawet filmy zawierające sceny pocałunków. A wiadomo, że „zakazany owoc” zawsze najbardziej kusi. Przed erą Internetu oglądałam więc potajemnie „specjalne” filmy albo czytałam książki – a kiedy odkryłam Sieć, poczułam się jak…w sadzie pełnym zakazanych owoców. Zanurkowałam i zachłysnęłam się. Zapewne nie ja jedna. Ot, i cała tajemnica. 🙂

      1. „Put the blame on Mame, boys..” śpiewała niegdyś seksowna Rita Hayworth. Uwielbiam tę piosenkę. Aforyzm Andrzeja Majewskiego równie świetny – dzięki za tę „myśl na dziś…i na zawsze.”

  6. Przepraszam Albo za poprzednie wpisy.Poniosło mnie i poleciałem po bandzie.Na pewno było to bez zastanowienia,a to dlatego,że pobieżnie przeczytałe Twoje wpisy,Na samym początku, wydaje mi się,że rozszyfrowałem osobę ukrywającą się pod pseudonimem Alba i to było powodem mojego zdenerwowania.Przyznaje,że chiałem Cie wkużyć,ale już wiem,że postąpiłem niegodziwie.Nie mam prawa oceniać i do tego tak ostro.Przepraszam AK .Jak mogłem tak postąpic.Wydaje mi się,że w stosunku do osoby calkowicie mi nie znanej nie zrobiłbym tego.Poznałem Cie po wpisach nie odnoszących się do dziecka ale po innych.O sytuacji w jakiej jestes obecnie nie wiedziałm ,ale mając Cie przed oczyma doceniam odwagę,oraz to,że sama z mężem podjęłaś sie wychowania Antosia.Jeszcze raz prosze o wybaczenie.

  7. Jak komputer jest narzędziem pracy, to bardzo łatwo jest sobie zmiawiać, że uzależnienie mnie nie dotyczy – to tylko specyfika czasów i zawodu. Wiem to po sobie:)

    1. Masz rację, Leszku – to jest zagrożenie, którego bardzo łatwo nie zauważyć, albo (nawet, jeśli się już je widzi) łatwo się z niego „rozgrzeszyć” („no, bo przecież muszę pracować!”). A przecież (dziś znowu bardzo wyraźnie się o tym przekonałam) różne „internetowe pokusy” wcale nie przestały na mnie czyhać z chwilą zamążpójścia. Ileż małżeństw rozpadło się z powodu „niewinnej znajomości”, gry czy innego hobby, które miało swój początek w Sieci? Tak więc muszę się stale mieć na baczności. NIGDY nie warto narażać tego, co się NAPRAWDĘ posiada z powodu jakiegoś wirtualnego…złudzenia.

  8. Chyba się zTobą nie zgodzę… nie jesteśmy w sieci tymi samymi osobami, chociazby dlatego, ze tak jak sama powiedziałaś, tutał łatwiej nam sie otworzyć. jesli ktoś w realnym swiecie jest zamkniety na kłódkę, a tutaj wylewa wszystkie swoje mysli szerokim strumieniem, to nie jest to ta sama osoba. to jakby inne jej wcielenie, tak bym powiedziała. poza tym, przenikanie się świata realnego i wirtualnego nie zawsze jest dobrym pomysłem. ale to tylko moje skromne zdanie. pozdrawiam

    1. NA PEWNO to przenikanie się światów nie zawsze jest dobrym pomysłem, nie zawsze też wychodzi na dobre mnie i mojej rodzinie – dlatego tak często biję się z myślami, czy nie powinnam zakończyć tego pisania bez dalszych wyjaśnień. Bo to, co dla Was jest pewną formą rozrywki czy ciekawostką, czasami zbyt mocno wpływa na MOJE realne życie, relacje z ludźmi…

Skomentuj ~Iza Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *