Prawo czy miłość? Oczywiście, że prawo…miłości!:)

Zawsze uważałam, że nie powinno się ostro przeciwstawiać „prawa” – „miłości”. Tak samo jak wiary i rozumu, kobiet- mężczyznom czy miłości – sprawiedliwości.Ten który jest Miłością, jest także (jak mnie uczono) „sędzią Sprawiedliwym”.

A jednak (i w to najtrudniej nam uwierzyć i zrozumieć!) nawet Boża Sprawiedliwość jest tylko MIŁOŚCIĄ. „Boża Sprawiedliwość” polega na tym, że Bóg (z miłości do nas!) wydał swego Syna (jedynego naprawdę Sprawiedliwego!) w nasze ręce, byśmy z Nim postąpili „niesprawiedliwie” – i aby przez tę niesprawiedliwość odkupione zostały NASZE grzechy („On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu…”)

Czy ktoś z nas może sobie choćby wyobrazić, jak to będzie stanąć przed Sędzią, który jest TYLKO Miłością? Ja nie mam zielonego pojęcia.

Wiadomo, że w sytuacji „po grzechu pierworodnym” nasza zdolność do kochania innych ludzi jest mocno wykoślawiona. Ale chyba jeszcze bardziej wykrzywione jest także nasze ludzkie poczucie „sprawiedliwości.”

O ile więc miłość bez żadnego „prawa” łatwo może stać się lekkomyślna i nieodpowiedzialna („No, bo przecież się kochamy!” – mówią zwykle nastolatki przed pójściem ze sobą do łóżka; „Miłość wszystko usprawiedliwia!” – twierdzi mąż, porzucający żonę i dzieci dla młodszej kochanki…) , o tyle prawo bez miłości – staje się okrutne i bezduszne („My mamy Prawo, a w Prawie Mojżesz nakazał nam „takie” kamienować!” – krzyczą do Jezusa bogobojni Żydzi, pewni własnej prawości. I aż chciałoby się tu zawołać: „Dura lex, sed lex!”).

Jasne, prawo jest po to, żeby go przestrzegać – i czasami może nawet prowadzić do wzrostu miłości, ale…nie zawsze. Starszy syn z przypowieści o „synu marnotrawnym” w sposób doskonały wypełniał ojcowskie „prawo” – jednak, tak samo jak jego młodszy lekkomyślny brat, NIE KOCHAŁ ojca. Był mu po prostu posłuszny jak NIEWOLNIK.

Z tego wniosek, że „samo prawo” (bez miłości) nie jest w stanie nikogo przemienić na lepsze – co najwyżej wbija człowieka w pychę („O, dzięki, Ci, Boże, że nie jestem jak ci wszyscy ludzie – zdziercy, cudzołożnicy i oszuści!”:))

Wydaje mi się, że w sytuacjach spornych pomiędzy „prawem” a „miłością” Jezus zawsze wybiera miłość. Nie człowiek jest dla szabatu, ale szabat dla człowieka.”

A pomiędzy powiedzeniem Owsiaka – „Róbta co chceta!”- a Augustynowym „KOCHAJ i rób, co chcesz!” JEST jednak pewna różnica. Subtelna, ale jednak. Mniej więcej taka, jak między „erotyką” a „pornografią.” 😉

W świetle powyższych rozważań zastanawiam się nad niedawną sprawą z Phoenix (pisał o o niej „Tygodnik Powszechny”) gdzie Siostra Margaret McBridge, dyrektor katolickiego szpitala, zaaprobowała decyzję szpitalnej komisji etycznej, zezwalającej na usunięcie 11-tygodniowego płodu w celu ratowania życia matki cierpiącej na nadciśnienie płucne (kobieta znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia)  – za co miejscowy biskup bez zastanowienia nałożył na nią ekskomunikę i zwolnił ze stanowiska.  („My mamy prawo kanoniczne, a według prawa…”)

Oczywiście, w świetle katolickiej bioetyki, aborcja nie jest rzeczą „dobrą” pod żadnym warunkiem – także w przypadku zagrożenia życia kobiety należy, w miarę możności, wybierać takie zabiegi i środki, które pozwolą ratować oboje. W tym wypadku więc dopuszczalne było podanie leków na nadciśnienie, nawet zakładając że miałyby one szkodliwy wpływ na płód, czy nawet mogły doprowadzić do poronienia.

Podkreślam, że dla mnie każda aborcja – z jakiegokolwiek powodu – jest wielką tragedią – być może tym większą, im bardziej błahy i bezsensowny jest ten powód.

Niemniej wydaje mi się, że rację ma o. Jacek Prusak, pytając na łamach „Tygodnika”:  „Czy ratowanie 11-tygodniowego płodu gwarantuje mu przeżycie poza organizmem matki? Być może wybór, jakiego dokonała siostra McBridge podyktowany był logiką ratowania jedynego życia, jakie mogło trwać dalej?”

Myślę, że w tym konkretnym przypadku „ofiara życia” tej kobiety byłaby całkowicie daremna – nawet, jeśli Kościół nagrodziłby ją za to złotą aureolą…

Bo gdybyśmy uważali inaczej, oznaczałoby to, że życie ciężarnej kobiety nie ma żadnej AUTONOMICZNEJ wartości, że jest ona niczym więcej, jak tylko „inkubatorem” dla poczętego życia…

I tak się tylko zastanawiam: co na to wszystko powiedziałby Jezus?

45 odpowiedzi na “Prawo czy miłość? Oczywiście, że prawo…miłości!:)”

  1. Odkryłam wczoraj ten blog i… wsiąkłam. Jesteś niezwykłą osobą, myślącą, czującą, autentyczną. Pisze Ci to rasowa antyklerykałka. ;-)Przepraszam, czy nie masz nic przeciwko temu, że zareklamowałam Cię w swoim własnym blogu? Jeśli mój wpis Cię uraża, to go skasuję.www.kira1.sympatia.pl

    1. Kiro, daj spokój – nie tak łatwo mnie urazić (zresztą nie wiem, czym miałabym poczuć się urażona).:) Jestem, kim jestem – jaką mnie Pan Bóg stworzył. 🙂 Pisze Ci to przyjaciółka wielu księży, a żona jednego. 😉

  2. Życie jest miłością i nie wiem co by Bóg powiedział ale dla mnie decyzja siostry McBridge jest wyrazem tej miłości.

  3. Sprzeczność między sędzią sprawiedliwym, a miłością jest pozorny. Zacznę od tego, że tak naprawdę „wyrok” na siebie wydawać będziemy my sami – po naszej śmierci wreszcie przestanie na nas ciążyć grzech pierworodny – a o oznaczać będzie, że nie będziemy już mieli problemów w rozpoznaniu dobra i zła. A to z kolei oznaczać będzie, że będziemy potrafili spojrzeć na swoje życie i o każdym kroku powiedzieć, czy służył temu, by wzrastała w nas miłość, czy nie. Sprawiedliwe sędziowanie będzie polegało właśnie na tym rozpoznaniu.W tym konkretnym przypadku też podejrzewam, że biskup nie miał racji.

    1. No, cóż – sutanna nie uwalnia, niestety, od pokusy ferowania pośpiesznych (i przez to niesprawiedliwych) wyroków…

  4. Witaj Albo. To chyba Hołownia powiedział, że ludzie wierzący wyobrażają sobie Boga jako połączenie prokuratora, policjanta i sędziego, który tylko rozlicza ich z wykonywania prawa. Pewnie coś przekręciłem w tej wypowiedzi (miejmy nadzieję, że jej autor się o tym nie dowie), niemniej coś w tym jest, a to coś właśnie podtrzymuje Kościół i „ci bardziej miłujący” wierzący.Moje zdanie nt. takich przypadków aborcji znasz – ratowanie życia matki daje większą gwarancję, że choć jedno się uratuje niż ratowanie płodu.A co by na to rzekł Jezus? Wg Ciebie albo Hołowni – „szabat dla człowieka, nie człowiek dla szabatu”, zaś wg Cejrowskiego i jemu podobnych – „przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie; mowa wasza niech będzie tak, tak – nie, nie”.A w konsekwencji i tak by został ponownie ukrzyżowany ;)pozdrawiam

    1. Nawet, jeśli coś w tej wypowiedzi Hołowni przekręciłeś, Adku, to wydaje mi się, że to właśnie autor miał na myśli. To prawda, że wielu wierzących wyobraża sobie Boga na podobieństwo kogoś, kto tylko czyha na ich (a zwłaszcza INNYCH:)) potknięcia, by dać im kopa w… i wysłać na samo dno piekieł. Osobiście wolę wyczytaną gdzieś myśl, że rejestry naszych grzechów, owszem, są prowadzone bardzo skrupulatnie, ale…w piekle.:) („A widzisz, Boże, jak Ty możesz kochać takiego a takiego – przecież on nie spełnia żadnego z Twoich wymogów!”:)). Jeśli zaś chodzi o sytuacje wymagające dokonania poważnego wyboru, gdybyśmy się mieli w każdej takiej kwestii „niewolniczo” trzymać odgórnie ustalonego nauczania Kościoła, znaczyłoby to, że dla katolików nie istnieje coś takiego, jak „osąd sumienia” – a przecież nie po to Stwórca nam je dał, byśmy rezygnowali z jego używania na rzecz autorytetu innych. Niektórzy tylko dlatego mają sumienie czyste, że nieużywane.:) Przypomina mi się tu jeszcze jedno zdanie z „Listów starego diabła do młodego” Lewisa: „Najgorszą cechą naszego Wroga jest to, że przyjmuje od do siebie także ludzi, którzy czynili rzeczy, które On sam uważał za złe – dlatego tylko, że oni sami byli przekonani, że postępują słusznie.” Mam nadzieję, że nic nie przekręciłam – ponieważ zazwyczaj cytuję takie rzeczy z pamięci.

  5. Wszyscy znamy przykazanie „nie zabijaj”. Jednak władze kościelne dopuszczaja jeśli się nie mylę tzw. „obronę konieczną”, dopuszcza sie zabijanie w wojnie obronnej… Tylko kobieta-matka nie ma prawa do „obrony koniecznej”… I to ma być docenianie i zachęcanie do macierzyństwa? Albo polityka „prorodzinna”? To jest jedna z kilku spraw, które mnie poróżniły z Kościołem 🙁 Bo mam takie same odczucia w kwestii aborcji jak Ty ładnie opisałaś w swoim poście z aborcją w temacie.

  6. Myślę o to co tu czyta, że aborcja jak by na nią nie patrzeć jest pozbawieniem życia.Jeżeli wychodząc z założenia, że jest dopuszczalną jako obrona konieczna, to na to można by się zgodzić, ale ile jest takich z byle błahego powodu. Nie frasobliwie poczęte dziecko dla usprawiedliwienia nazywane płodem, zabijane jest pigułką zdaje się, że nazwaną ,,wczesno-poronną,, rodzice którzy czekają na swe upragnione dziecko od chwili kiedy matka zaczyna być świadoma macierzyństwa nazywa go swoim upragnionym dzieckiem, nie po prostu płodem. Człowiek ma prawo do obrony, ale nie ma prawa do odbierania życia, odbierając życie dziecku czy też na wojnie jest złem, które obciąża nasze sumienie.A czy nie obciąża naszego sumienia, kiedy widzimy matkę samotną, zagubioną, bez pomocy, która nie widząc wyjścia dokonuje aborcji, my katolicy, gdzie jest wtedy nasze sumienie, gdzie jest wtedy nasz Bóg.

  7. …”walczyć o życie poczęte za wszelką cenę”…Jakie to modne ostatnio i medialne ! Słuchałam niedawno p. Terlikowskiego jak stwierdzał autorytatywnie, że nic nie usprawiedliwia aborcji, nawet śmierć kobiety.I tak sobie pomyślałam, że całe szczęscie, że nie jestem jego żoną. Bo w razie czego nie miał by dla mnie litości, nie wybrał by mojego życia, a gdybym umarła to nie dał by żyć także naszemu dziecku. No cóz – chronić życie poczęte…A ta kobieta to już nie jest życiem poczętym ? A od kiedy ? Od chwili gdy się urodziła ?(czyli dbamy o życie poczęte tylko do momentu narodzin, a potem to już nie ?)A może chodzi o winne czy niewinne życie poczęte ? 11 tygodniowy płód – to niewinne, a 20-30 letnia kobieta to winne życie poczęte ? A czemu winne ? Że się urodziło, dojrzało i współżyło ? W ciażę zaszło ?Uff, nie chcę być w świecie, w którym TAK patrzy się na kobietę !

    1. Niestety – takie są zasady katolicyzmu. Jak się komuś nie podobają – niech wypisze się z Kościoła. Może co też pozostać hipokrytą. Najważniejsze, by państwo było antyklerykalne i zasady katolickie nie narzucano całemu społeczeństwu. Jak Kościół rozporządza życiem sowich wiernych – którzy są z własnej woli jego wyznawcami, to już ich problem.

  8. Wiesz, co Doris – doprawdy wdzięczna Ci jestem za ostatni wpis, w którym wdzięcznie porównałaś mój nieszczęsny tekst do antysemickich wypocin '(naprawdę był taki podobny?). To jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu (które mam już od dłuższego czasu), że powinnam zakończyć tę żałosną pisaninę – przy mojej miernej inteligencji i jeszcze gorszym wyczuciu tego, co należy mówić, myśleć i pisać, tym blogiem przynoszę więcej szkody niż pożytku. Przynajmniej w ten sposób przyczynię się do zmniejszenia ogólnej ilości nienawiści, panującej na tym świecie (nie obchodzi mnie już w tym momencie, czy mi wierzysz, ale zawsze było to moim pragnieniem). A Tobie życzę samych przyjaznych, aprobujących i akceptujących wypowiedzi. Drodzy Czytelnicy, otumanieni jadem sączącym się subtelnie z tego bloga – serdecznie Was przepraszam. Idźcie gdzie indziej na reedukację.Do zobaczenia w lepszym świecie. Mimo wszystko była to cenna intelektualna przygoda. Żegnajcie.

        1. Jeśli znudziło Cię blogowanie, to poczekaj chwilkę (w przenośni), nabierz sił… Ale błagam, nie wierz w to, że aż taką pokorą zwyciężysz zło i odejmiesz światu trochę swarów. 😉 Warto wyrażać swoje zdanie! Proszę, daj mi możliwość wejście z Tobą w ostrą polemikę. Myślę, że mogłabym się dużo od Ciebie nauczyć. 🙂

          1. Albo Droga!Przecież jesteś mądra kobieta i doskonale zdajesz sobie sprawę,że wielu osobom ten blog się nie podoba.Ci, co nie chcą czytać po prostu go omijają, ale znajdą się i tacy, którzy poprawią sobie humor dowalając Ci.Czy to powód,żeby przestać pisać???:))Mam parę ulubionych blogów, które odwiedzam i NA KAŻDY wchodzą trole;)) Omijaj takie wypowiedzi, przecież na świecie jest tylu wspaniałych ludzi,ze naprawdę nie warto przejmować się tą garstka frustratów.Coś im w życiu nie wyszło, z czymś sobie nie radzą i szukają miejsc, gdzie mogą poczuć się lepsi.Nie mówię,że to rozumiem, ale tak jest.Więc rozejrzyj się, doceń tych,którzy piszą fajnie,choć maja inne zdanie.I już;) Czekam niecierpliwie na następny wpis, pozdrowienia dla wszystkich:))

  9. Nie ma większej miłości niż oddanie życia za najbliższych. Kto z Jego powodu (wartości) straci życie i tak będzie żył wiecznie. Jest to próba z której mało kto wychodzi zwycięski i której nieliczni są poddani. Trzeba wybrać wartości i nie dziwić się konsekwencją.

    1. Tak, Tadeuszu, tylko że w tym wypadku byłaby to śmierć RAZEM z dzieckiem, a nie DLA (za) dziecka. Nie byłoby życia uratowanego za cenę śmierci – tylko dwie śmierci zamiast jednej…

        1. Kiro, bo to jest heroizm, do którego nie wszyscy MUSZĄ być zdolni – natomiast kobieta powinna mieć prawo również do takiego wyboru. Niepokoi mnie, że sformułowanie „pro choice” oznacza WYŁĄCZNIE możliwość wyboru aborcji. To prawda, że oddanie życia za kogoś, kto się jeszcze nie narodził (czyli, jak ktoś kiedyś napisał w „Trybunie” „właściwie go jeszcze wcale nie ma” – no, to „jest” tam „coś”, czy tego nie ma?:)) może się niektórym wydawać szaleństwem – ale czy wybór aborcji jest zawsze ROZSĄDNYM wyborem? I czy miłość macierzyńska musi być koniecznie racjonalna?

    2. łatwo Ci mówić takie słowa Tadeuszu, bo NIGDY nie staniesz w takiej sytuacji jak tamta matka 🙁 A oddanie życia za kogoś POD PRZYMUSEM nie jest wcale równoznaczne z miłością i świętością.

      1. Masz rację, Barbaro – życie można oddać tylko z własnej woli i nikt nie powinien być do tego zmuszony. Że znowu zacytuję św. Augustyna: „Nikt zaś zmuszony nie czyni dobrze, chociażby nawet dobrem było to, co czyni.” Sądzę (choć pewności oczywiście mieć nie mogę), że gdybym miała pewność, że mojego dziecka nie uda się uratować, chciałabym żyć – choć myślę także, że ciążyłaby mi świadomość, że stało się to jego kosztem.

        1. Muszę jeszcze dodać, że moja decyzja na pewno zależałaby też od stopnia zaawansowania ciąży – bo jest (mimo wszystko) różnica pomiędzy śmiercią maluszka 11-tygodniowego, który nie mógłby przetrwać, gdybym ja również umarła, a ratowaniem własnego życia (czy zdrowia), kosztem dziecka, które można byłoby już urodzić…

          1. Zgadzam się z Tobą. Sama nie mam zielonego pojęcia co bym zrobiła w takiej sytuacji.

      2. Nic w życiu nie jest łatwe, ale albo się ma zasady (wartości) albo nie. Tak jak we wszystkim w oddawaniu życia też można przesadzić, ale taka postawa niesie zgodę na dawanie praw silniejszemu w skrajnych przypadkach terroryście, któremu zagrażają inni.

        1. Przepraszam, ale dla mnie porównanie chorej matki z terrorystą jest przekroczeniem granicy absurdu 🙁 Ale jeśli już chcesz takiego porównania to się zapytam czy należy zabijać terrorystę jeśli jego śmierć oznaczałaby również śmierć zakładnika? Jeśli tak to w imię jakich wartości?

          1. Cóż, każdy ma SWOJE wartości. Najwidoczniej Tadeusz uważa, że poświęcanie się dla innych jest czymś naturalnym.

        2. Ale to nie był taki przypadek, Tadeuszu! Tutaj mieliśmy do czynienia z sytuacją, że albo mogli umrzeć oboje, albo ocaleć mogło tylko jedno z nich – i w żadnym przypadku nie mogłoby to być dziecko, bo było po prostu na to jeszcze za małe. Wybacz, ale nie wierzę, że Panu Bogu milsze byłyby DWIE śmierci.

  10. > Zawsze uważałam, że nie powinno się ostro przeciwstawiać „prawa” – „miłości”. Prawo powinno się przeciwstawiać miłości by bronić wolności jednostki. Jako katoliczka będziesz temu przeciwna – i jest to kolejny przykład tego jak Kościół indoktrynuje i miesza ludziom w głowach.Po pierwsze – chorą rzeczą jest wmawiać komukolwiek, że krzywdzenie (w tym zabijanie) kogokolwiek może być wyrazem miłości do niego.Po drugie – idiotyzmem jest oczekiwać, by ktokolwiek zgodził się na to by go krzywdzono „z miłości”.Mnie zastanawia, czy klasyfikujesz się tylko do pierwszego punktu, czy też do drugiego?> Tak samo jak wiary i rozumu, To robicie przecież ciągle – na szkodę rozumu.> czy miłości – sprawiedliwości.Czyli każdy kto zabił z miłości powinien być uniewinniony?> Ten który jest Miłością, jest także (jak mnie uczono) „sędzią Sprawiedliwym”.Jest też żądnym krwi sadystą, który za winy jednego człowieka, mści się nawet na kolejnych jego potomkach (jak sam się określa ) i który jest tak zakompleksiony, że za największe zło uznał brak wiary w niego. > „Boża Sprawiedliwość” polega na tym, że Bóg (z miłości do nas!) wydał swego Syna (jedynego naprawdę Sprawiedliwego!) w nasze ręce, byśmy z Nim postąpili „niesprawiedliwie” – i aby przez tę niesprawiedliwość odkupione zostały NASZE grzechy („On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu…”)Nie łatwiej było stworzyć taką rzeczywistość, w której nie ma grzechu lub takiego człowieka, który nie ma grzechu w naturze?wiek jest dla szabatu, ale szabat dla człowieka.”Podkreślam, że dla mnie każda aborcja – z jakiegokolwiek powodu – jest wielką tragedią – być może tym większą, im bardziej błahy i bezsensowny jest ten powód.Myślę, że w tym konkretnym przypadku „ofiara życia” tej kobiety byłaby całkowicie daremna – nawet, jeśli Kościół nagrodziłby ją za to złotą aureolą…

  11. Nikt nie ma prawa decydować o cudzym życiu.Żaden kościół,żadna religia ani tez prawo świeckie.Życie należy do Tego,który je dał.Który jest wstanie wskrzesić z martwych.Cóż komu po życiu,które się szybko skończy,a nie zyska tego rzeczywistego(wiecznego)? Ostatecznie jest to sprawa między Stwórcą,a osobą podejmującą decyzje(zainteresowaną).Podziwiam kobietę,która zadecydowała o sprawie życia dziecka ,czy matki.Do tego potrzeba odwagi,ale jakkolwiek by nie patrzeć w świetle Prawa Bożego obarczyła się winą krwi.Poniosła pewne konsekwencje prawne w ramach Prawa Kanonicznego,jednak nikt nie powinien jej osadzać.Osadzi ją własne sumienie i Bóg.

    1. > Nikt nie ma prawa decydować o cudzym życiu.Żaden kościół,żadna religia ani tez prawo świeckie.Życie należy do Tego,który je dał.Który jest wstanie wskrzesić z martwych.Sam sobie przeczysz. Chcesz decydować o tym, że życie ludzkie należy do jakiejś nadprzyrodzonej istoty w której istnienie wierzysz.> Cóż komu po życiu,które się szybko skończy,a nie zyska tego rzeczywistego(wiecznego)?To dlaczego jeszcze nie wysadziłeś się jeszcze np. pod jakimś meczetem?Takie czyny ponoć są miłe Bogu więc byś został za to w niebie wynagrodzony.> Osadzi ją własne sumienie i Bóg.Bóg katolicki mówi wedle katolickich wierzeń, że na Ziemi osądzać za niego może Kościół – wiec dla katolika osąd Kościoła powinien być jak osąd Boga.

      1. Zdaje mi się, że kiedyś już Ci mówiłam, że DLA MNIE Bóg „z przydomkami” – katolicki, muzułmański, deistyczny… to tylko nic nie znacząca konstrukcja myślowa, etykietka (podobnie, jak „demokracja” z przydomkami) – Bóg JEST albo Go nie ma – koniec, kropka.:) Ale że się tak zapytam, skąd założenie, że Twój rozmówca miał na myśli „Boga katolików”? Bo z jego wypowiedzi wcale to nie wynika. 🙂 O ile dobrze zrozumiałam, pisał on: „żaden Kościół, żadna religia, itd.” 🙂

  12. Witaj, Albo. wiele róznych watków poruszyłas w tym poscie. jesli chodzi o kwestię aborcji i ekskomuniki nałozonej z tego powodu – cóż, niektórzy pewnie woleliby, zeby umarła matka i dziecko, ale przynajmniej zgodnie z prawem…. dla mnie to jakies chore. natomiast zastanowiło mnie to co napisałas o synu marnotrawnym, bo od lat próbuję rozgryźć ta przypowieść i ile razy sie za nią biorę z jakiegos powodu, po krótkiej chwili, kiedy wydaje mi się, ze doznałam olsnienia i juz rozumiem, dochodze do wniosku, ze nic z tego. więc twierdzisz, ze starszy syn nie kochał ojca, tylko zachowywał sie jak niewolnik? a młodszy go kochał i dlatego ojciec wybaczył mu te wszystkie złe postępki? to by może mi pasowało nawet do mojej teorii…natomiast kwestia wysłania syna na smieć, zeby można nam było wybaczyć grzechy – zadam moje odwieczne pytanie: to Bóg nie mógł nam po prostu wybaczyc? pozdrawiam

    1. Shaak, może to trochę „heretyckie” co napiszę, ale być może Bóg miał nadzieję, jak w jednej z przypowieści Jezusa, że ludzie „uszanują Jego Syna.” Jestem pewna, że ludzie MOGLI nie posłać Jezusa na śmierć, a wówczas Bóg zbawiłby nas w inny sposób. Dla mnie jednak śmierć Jezusa ma jeszcze jeden wymiar – jest jakby powiedzeniem nam:”Popatrzcie, możecie ze Mną zrobić cokolwiek zechcecie, a Ja i tak będę was kochał.” („Nic nie może nas odłączyć od miłości Boga…”) No, i w Jezusie Bóg solidaryzuje się z nami wszystkimi, zwłaszcza z tymi, którzy płaczą, cierpią, znoszą prześladowania „dla sprawiedliwości.” Czy to nie piękne założenie, że Bóg, którego (rzekomo) nic nie dotyka, który jest odległy i niedostępny, zechciał „dowiedzieć się” jak to jest być człowiekiem? Czy raczej – jak mnie poprawiał pewien ksiądz – chciał nam pokazać, że wie?

      1. Może tak, może miał taka nadzieje. na pewno ma to więcej sensu niż twierdzenie, że posłał syna na smieć, zeby mogł nam przebaczyć. cóż, ludzie jednak zrobili jak zwykle po swojemu. troche ostatnio na ten temat myslałam, że ludzie co by im nie zaoferować na srebrnej tacy to i tak popsują. pozdrawiam

        1. Tak – i właśnie ta zdolność do „psucia wszystkiego, co nam dano” to jest to, co teologia nazywa „grzechem pierworodnym” – ja wolę mówić o „skazie” albo o „pęknięciu” w ludzkiej naturze (bo przecież nie jest to żaden grzech w sensie złego uczynku). To ta skłonność raczej do złego, niż do dobrego, którą fajnie opisał św. Paweł: „Nie czynię dobra, którego chcę, tylko to zło, którego nienawidzę – to właśnie czynię.” Można by pokusić się o taką wyliczankę: stworzenia ludzkie odkryły Boga – wynalazły wojny i nietolerancję religijną; odkryły seks – wymyśliły gwałt i różne formy dewiacji; odkryły jedzenie – wymyśliły obżarstwo, bulimię i anoreksję… I tak dalej, i tak dalej. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że „grzech” to po prostu nadużycie czy też złe użycie rzeczy, które są obiektywnie DOBRE. A że – jak trafnie zauważyłaś – ludzie potrafią zepsuć absolutnie wszystko, to i katalog grzechów jest chyba niewyczerpany. Na szczęście nieskończona jest również miłość Boga do nas.

        2. Tak – i właśnie ta zdolność do „psucia wszystkiego, co nam dano” to jest to, co teologia nazywa „grzechem pierworodnym” – ja wolę mówić o „skazie” albo o „pęknięciu” w ludzkiej naturze (bo przecież nie jest to żaden grzech w sensie złego uczynku). To ta skłonność raczej do złego, niż do dobrego, którą fajnie opisał św. Paweł: „Nie czynię dobra, którego chcę, tylko to zło, którego nienawidzę – to właśnie czynię.” Można by pokusić się o taką wyliczankę: stworzenia ludzkie odkryły Boga – wynalazły wojny i nietolerancję religijną; odkryły seks – wymyśliły gwałt i różne formy dewiacji; odkryły jedzenie – wymyśliły obżarstwo, bulimię i anoreksję… I tak dalej, i tak dalej. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że „grzech” to po prostu nadużycie czy też złe użycie rzeczy, które są obiektywnie DOBRE. A że – jak trafnie zauważyłaś – ludzie potrafią zepsuć absolutnie wszystko, to i katalog grzechów jest chyba niewyczerpany. Na szczęście nieskończona jest również miłość Boga do nas.

  13. Witaj Albo! tak sformułowanym tematem (i całym postem) znowu zmusiłaś mnie do myślenia… dobrze, dzięki! z jednej strony łatwiej jest, jak mi się wydaje, wypełniać prawo, bo chociaż zawsze czynimy to w sposób niedoskonały to przynajmniej zasady są jasno określone. ale prawo bez Ducha zabija… a życie miłością i w miłości, och, to już wyższa szkoła jazdy 😉 cholerne ryzyko… i niebezpieczna (ale jaka piękna!) przygoda. czy nie do takiego życia zostaliśmy stworzeni? ostatnio bardzo pomogły mi, także jeśli chodzi o te sprawy i – właśnie podejmowanie ryzyka, życia pełnym sercem – książki pewnego amerykańskiego chrześcijańskiego autora – Johna Eldredge. gorąco polecam!mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku 🙂 pozdrawiam i proszę o modlitwę. także o Was pamiętam a jestem zdumiona jak wielką moc ma modlitwa wstawiennicza. fenomenalne!

    1. Modlitwa wstawiennicza… chyba właśnie tego teraz najbardziej potrzebuję… Czuję się zmęczona (mam za dużo pracy), zniechęcona i zapędzona w kozi róg – właśnie się dowiedziałam, że jestem nietolerancyjną fanatyczką… A ja tak zawsze starałam się łagodzić, a czasem wręcz rozmydlać swoje stanowiska na tym blogu. Ale jak daleko można pójść bez wyrzekania się siebie?Warto było? I czy warto głosić w ogóle jakiekolwiek poglądy, skoro WSZYSTKIE mogą kogoś mierzić? Wiesz, Estel – czuję się teraz tak, że chciałabym się zwinąć w kłębek, schować w mysiej dziurze i nigdy już stamtąd nie wychodzić. Dobrze, że choć mogę się schronić w objęciach P….

      1. Wiesz, ja myślę, że warto być sobą i trwać w swoich przekonaniach za każdą cenę. Może to druga skrajność bo za to często mi się dostaje… a czasem konsekwencje są dość poważne. ale czuję taką potrzebę bo wtedy jestem w zgodzie ze sobą. a to chyba najważniejsze? przecież i tak nigdy nie uda się zadowolić wszystkich… Czytając Twojego bloga od kilku miesięcy myślę, że trzeba mieć naprawdę dużo złej woli, żeby Cię nie lubić czy zajadle krytykować. Dlaczego? przede wszystkim dlatego, że przedstawiając swoje poglądy nigdy nie potępiasz, nie osądasz drugiego. bardzo rzadka postawa szczególnie w internecie, gdzie można czuć się bardziej anonimowo. a nietolerancja to chyba ostatnia rzecz, o jaką można by Cię posądzić.Wiesz, że są ludzie, którzy potrzebują tego co piszesz. ja jestem bardzo mocno przekonana, że ten blog jest takim miejscem, gdzie Bóg Cię powołuje abyś mówiła o Jego miłości. Ja dzięki wielu Twoim notkom, zwłaszcza tym starszym uporządkowałam sobie pewne rzeczy, uwierzyłam, że Bóg może chcieć tego co zabronione, że mogę być szczęśliwa… (proszę, módl się za nas)Ktoś mi kiedyś poradził, żeby krytyką przejmowac się o tyle, o ile jest konstruktywna. Choć to czasem niełatwe… ale masz wspaniałego Męża, dar Boga dla Ciebie. to z pewnością daje Ci siłę w trudnych chwilach. niech tak będzie, niech Bóg Was błogosławi! widzisz, ja jestem tak zdumiona skutecznością modlitwy wstawienniczej, że nigdy już nie będę tego lekceważyć. Pan Bóg chyba naprawdę ma słabość do człowieka, za którego drugi z całego serca prosi… trzymaj się Albo! wszystkiego dobrego!

      2. o, i znowu wyszedł elaborat a pominęłam rzecz zasadniczą.Chrystus nie starał się dogodzić wszystkim kosztem prawdy. chociaż był niewygodny pozostał wierny sobie. trudne to i sama często o tym zapominam a jednak pomaga w takich różnych sytuacjach…

Skomentuj ~http://nie-omin-mnie.blog.onet.pl/ Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *