Oswajanie „Obcego.”

Bardziej ortodoksyjnych Czytelników proszę – w związku z wakacyjnym „sezonem ogórkowym” – o odczytanie tego listu w konwencji „a co by było, gdyby…”

Od: Alba
Do: Czytelniczka

 

Jeśli chodzi o UFO. Wiesz, ja nie traktuję WSZYSTKICH, którzy opowiadają o takich doświadczeniach jako niezrównoważonych psychicznie. Co więcej, uważam, że niektóre z tych relacji mogą być prawdziwe. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że nie wierzyć w możliwość istnienia UFO to ograniczać moc stwórczą Boga, który przecież mógł stworzyć jakie chciał istoty. Oczywiście, jak i w przypadku doświadczeń duchowych, „spotkania trzeciego stopnia” należy podzielić na rzeczywiste, te, które mają jakieś „naturalne” wyjaśnienie (np. pioruny kuliste, testy nowej broni, itp.) oraz będące wynikiem halucynacji czy też złudzenia optycznego.

Niemniej i na urządzeniach obserwatorium astronomicznego jezuitów w Rzymie jest napis, skierowany do „nich” a zaczerpnięty z psalmu: „Przyjdźcie, uwielbiajmy Boga Stwórcę!”:) (por. Ps 95, 6)
Nie wiem, czy wiesz, ale jest nawet dokument Papieskiej Akademii Nauk , który „ich” dotyczy. Mówi się tam mianowicie, że plan Boży, który jest zapisany w Biblii dotyczy tylko planety Ziemia – dla swoich innych dzieci Bóg mógł mieć całkiem inny pomysł, i dlatego nie należy „ich” koniecznie nawracać na naszą religię. (Notabene, m.in takie poglądy głosił niegdyś Giordano Bruno – inne jego zapatrywania były jednak znacznie bardziej dziwaczne:)). Tym bardziej, że – dodają twórczy dokumentu – przynajmniej niektórzy z nich mogą być bezgrzeszni, 'święci’ – mogą być „jak aniołowie” jak „bracia Jezusa.”
Skoro już ustaliłyśmy, że przynajmniej w niektórych przypadkach „oni” mogli nas odwiedzać – spontanicznie rodzi się pytanie, po co? 

I myślę, że są – ogólnie – tylko dwie możliwe odpowiedzi. Albo szukają u nas czegoś, czego im brakuje, albo chcą „cywilizować” biednych dzikusów.

Co do hipotezy pierwszej, istnieją całkiem sensowne teorie mówiące, że na skutek rozwoju technologicznego „oni” utracili jakąś część swego „człowieczeństwa” (jeśli tak można powiedzieć:)) – i dlatego podejmują te wszystkie wyprawy- aby to „coś” znów odzyskać. Może też chodzić o jakąś chorobę, która ich dopadła i na którą lekarstwa szukają w (swojej) przeszłości, czyli u nas. Albo o szukanie nowych terenów do zamieszkania – jeśli ich własne planety są zdewastowane lub przeludnione. W takim przypadku moglibyśmy nawet być zagrożeni „ich” kolonizacją, jak Indianie przez Europejczyków w XVI w.

Co do hipotezy numer dwa to najpierw trzeba by się zastanowić nad teorią, że „kosmici” to my sami, tyle że… z przyszłości. Jeżeli podróże w czasie są możliwe, to załogi „latających spodków” wyprawiają się w przeszłość, w celach badawczych lub dlatego, że chcą nas przed czymś ostrzec.  

Jeżeli jednak trzymamy się hipotezy, że są to raczej jacyś „Obcy”, którzy chcą czegoś nauczyć biednych jaskiniowców (choć kiedy byłam młodsza, oburzała mnie sugestia, że ludzie są „za głupi” żeby mogli SAMI dojść do tego, do czego „inni” podobno doszli bez niczyjej pomocy) to nawet wtedy nie spędza mi to snu z powiek.

Nawet jeśli w swojej „ciemnocie” pomyliliśmy „ich” z bogami czy aniołami, a oni dali nam ogień, koło, Biblię i zbudowali za nas piramidy (w co zresztą nie za bardzo wierzę) – to wcale nie rozwiązuje zagadki, skąd ONI się wzięli – tak więc nie wyklucza to istnienia Boga Stwórcy – a jedynie „odsuwa nas” od Niego o jeden poziom – my nie „znamy” Go bezpośrednio, ale może „oni” Go znają? Możliwe zresztą (cały czas zakładając, że hipoteza, którą wysnuł już wiele lat temu Erich von Däniken – czytałam kilka jego książek – to prawda) że przekazując nam to wszystko „oni” przekazali nam po prostu własną religię, podobnie jak my zrobiliśmy z Indianami. Czy to jednak dowodzi, że ta religia jest „nieprawdziwa”? Moim zdaniem, niekoniecznie.

I jeszcze co do Biblii – poza tym tajemniczym epizodem z „synami Boga, którzy brali sobie za żony piękne córki ludzkie” (por. Rdz 6,2-4) jest jeszcze nie mniej zagadkowy opis u proroka Ezechiela, dotyczący „rydwanu Bożego” – który, jak się dobrze wczytać,  bardzo przypomina jakiś rodzaj machiny latającej. (zob. Ez 1, 4 i nast.) 🙂 Nie należy jednak wyciągać z tego wniosku, że CAŁA Biblia mówi wyłącznie o spotkaniach z kosmitami. 🙂 

Mimo że są i na Ziemi grupy ludzi, którzy wierzą głęboko, że kiedyś „przybyli tu z gwiazd”  (nie można mieć żadnej pewności, że nie:)) i pewnego dnia powrócą do domu – albo takich, którzy wprawdzie uważają się za Ziemian, ale sądzą, że kiedyś „oni” zabiorą ich za dobre sprawowanie nie tyle „do nieba” , co w Kosmos. Niektórzy nawet tę wiarę przypłacili życiem – ponieważ powiedziano im, że aby odbyć tę podróż, trzeba „zdjąć” z siebie ludzkie ciało…

Czytałam też kiedyś interpretację tego fragmentu Ezechiela jako wizji padaczkowej proroka – i niestety, należy dopuścić również takie wyjaśnienie. Kiedy miałam zaburzenia świadomości po porodzie wydawało mi się, że opiekujący się mną lekarze to kosmici, którzy zamknęli moją świadomość we wnętrzu gumowej lalki. Doznania, które wówczas miałam, były tak realistyczne, że mogłabym przysięgać, że to, co widzę i czuję, to prawda. Tak, tak – nasza psychika jest równie tajemnicza, jak Wszechświat… 

 

(A tę piękną ilustrację znalazłam na stronie www.adwentysci.pl) 

69 odpowiedzi na “Oswajanie „Obcego.””

  1. fajny tekst Albo! inny niż zwykle :)kiedyś bardziej interesowałam się tymi sprawami, potem mi jakoś przeszło. myślę, że to niemal nieprawdopodobne by w takim bezmiarze wszechświata nie było innego życia niż to, jakie znamy. nigdy zresztą nie miałam problemu z pogodzeniem tego z wiarą :)życzę Ci udanego wypoczynku. i jak Wasze dzieciątko? pewnie już broi na całego :)proszę też o modlitwę za mnie i tego mojego Ukochanego… dzieje się i.. niech się wypełni wola Boża. bardzo długo trwało zanim pierwszy raz przeszły mi te słowa przez gardło. a jednak warto 🙂

    1. Warto, warto!:) Pan Bóg zawsze daje więcej (a może inaczej?) niż my się spodziewamy. Nasze dzieciątko? No, cóż. 🙂 Jest normalnym, zdrowym dwulatkiem, bardzo ruchliwym, silnym i…opiekuńczym. 🙂 Bywa w dziesięciu miejscach na raz (dziś np. schował nam się w najdalszy kątek domu i świetnie się bawił, słysząc, jak go szukamy) i bardzo lubi, wzorem swojego Taty, rozkręcać swoje zabawki oraz wszelkie urządzenia. Z pewnością jest to interesujący mały człowiek – i nie mówię tego tylko dlatego, że jestem jego matką. On ma w sobie coś takiego, że wszyscy go kochają, całe nasze miasteczko – i on kocha cały świat. A jeśli chodzi o ten tekst…no, cóż – staram się sama nie nudzić przy pisaniu – i chciałabym, aby i Wam się nie znudziło. 🙂

      1. zatem, dobre było… choć to pewnie trochę szczęście przez łzy. ale złe drzewo nie może wydać dobrych owoców, prawda? cieszę się, że jesteście szczęśliwi 🙂 wierzę, że i nam się uda, jeśli – i w jaki sposób – Bóg tego zechce. On naprawdę jest zatrważająco zdumiewający 🙂 i przede wszystkim… jest miłością.co do pisania natomiast, bez wątpienia masz do tego talent. może urodzi się kiedyś z niego coś większego…? 🙂

        1. „Z Bożej woli wszystko się zdarzyło – a Bóg widział, że to dobre było…” – często się modlę tymi słowami z oratorium „Tu es Petrus.” Jakże mogłabym przypuszczać, że Bóg nie chciał narodzin naszego dziecka? A zatem – „szczęśliwa wina” – choć to zawsze wina… Ale myślę (mimo wszystko!) że cena, którą płacę, nie jest za wysoka… Nie wierzę, żeby miała to być cena na wieczność. Każda pokuta ma kiedyś swój kres – moja także.

          1. Albo, a to nie Ty pisałaś kiedyś, że pokuta niekoniecznie musi odbywać się po śmierci? wydaje mi się, że czytałam to gdzieś u Ciebie. Będziemy sądzeni z miłości. a ta miłość jest i moim szczęściem, i bólem, i pokutą…jakże mały byłby Bóg, gdybyśmy mogli zrozumieć wszystkie Jego drogi i zamiary!

          2. Przestań wzorować się na człowieku, słuchaj Boga, który mówi wyraźnie ” Nie cudzołóż”

          3. Ależ Estel nie cudzołoży – ona się tylko zakochała… (co, samo w sobie NIGDY nie jest grzechem, choć bywa cierpieniem – jeśli np. Twoje uczucie dotyczy kapłana, mężczyzny żonatego czy osoby tej samej płci. Ważne jest tylko, co się z tym uczuciem potem dzieje.) Ona, w przeciwieństwie do mnie, ma przystęp do sakramentów. I nie sądzę, by się na mnie „wzorowała” – choć ja jej zawsze doradzałam, by zdała się raczej na wolę Boga, niż na własne pragnienia. 🙂 Tak więc proszę, powstrzymaj się od pochopnych sądów.

          4. Droga Albo to nie jest mój sąd, tylko zachęta do słuchania Boga poprzez jego przykazania (dla naszego dobra) i naukę Kościoła (takoż).Estel, jeśli kochasz Boga to uciekaj jak najdalej od choćby pozoru zła. Zakochanie nie ma wymiaru moralnego, ale już myślenie o tym żeby zawłaszczyć człowieka służącego Bogu i ludziom dla siebie, to bałwochwalstwo. A pierwsze przykazanie jest bliskie szóstemu. Kiedy naszym bożkiem jest drugi człowiek to cudzołożymy wobec Boga.I jeszcze powiem Ci coś w sekrecie, kiedy postawisz Boga na pierwszym miejscu to Bóg wynagrodzi Ci to stokrotnie – to nie moja obietnica, tylko Jego. A więc naprawdę warto.Aha, no i dobrze by było, żeby Twój luby również postawił Boga na pierwszym miejscu, a nie Ciebie lub innego bożka. Mówię to nie tylko w Twoim kontekście, małżonkowie również zobowiązani są do czczenia i miłowania najpierw Boga, a potem człowieka (męża, dzieci).

          5. To prawda, córko – jakże mogłabym twierdzić inaczej? – lecz znałam wystarczająco wielu ludzi, którzy (jak napisał ks. Twardowski) „tak chcieli służyć Bogu, że aż trzepnęli w mordę człowieka. ” Nie da się kochać Boga, którego się nie widzi, nie kochając przy tym człowieka, którego się widzi. 🙂 Za to da się – jestem o tym przekonana – kochać człowieka, nie „zawłaszczając” go dla siebie ani nie czyniąc z niego sobie bożka (czego się aż tak bardzo boisz). Jezus „miłował Marię, jej siostrę i Łazarza”, miał też swego „umiłowanego” ucznia – czy to oznacza, że nie kochał wszystkich innych?:) Poczytaj, proszę, o miłości między św. Franciszkiem i Klarą, czy pomiędzy o. Pio i jego „umiłowaną” Cleonice (będę jeszcze o tym pisała). Nie wierzę (i Kościół też nie!) by było w tym cokolwiek niewłaściwego – a przecież kochali się naprawdę, głęboko i po ludzku (to nie były pary aniołów!). To niedobrze, jeśli miłość kobiety do kapłana kojarzy Ci się wyłącznie z czymś podejrzanym, od czego „trzeba uciekać jak od węża.” Sama św. Tereska z Lisieux napisała, że „miłość, jaką obdarzamy swego spowiednika, jest czymś NATURALNYM, ponieważ przez niego otrzymujemy wielkie dobra.” Bardzo Cię więc proszę, nie bądź surowsza od wielkiej świętej. Źle jest nie dostrzegać grzechu tam, gdzie on rzeczywiście zaistniał, ale kto wie, czy nie gorzej jest widzieć go i tam, gdzie go nie ma…Pamiętaj, że „dla czystych ludzi wszystko jest czyste. A miłość jest – w to także głęboko wierzę – wtedy, gdy na pierwszym miejscu stawia się Boga, a zaraz za Nim – dobro kochanej osoby. Jestem pewna, że Estel tak właśnie robi. Cała reszta zaś jest kwestią jej serca i sumienia. I nikomu nic do tego. Pamiętaj, że POZORY (nawet, gdy są to „pozory zła”) często mylą.

          6. Albo,nie trzeba uciekać od miłości, tylko w niej wzrastać. Miłość to nie zakochanie tylko rozumna decyzja woli – „chcę szczęścia (doczesnego i wiecznego) dla drugiej osoby, chcę jej dobra” nawet jeśli (jak słusznie to zauważyłaś) nie będzie to zgodne z moimi pragnieniami. I w taką miłość wierzę, między Klarą i Franciszkiem (np. opisaną w ostatnim Gościu Niedzielnym) czy między innymi świętymi ludźmi. Taka miłość agape to wyższa szkoła jazdy, tylko dla mistrzów. A dla zwykłych śmiertelników wystawianie się na pokusy to igranie z ogniem.Aha, u Franciszka i Klary wspólne zafascynowanie Bogiem odbyło się praktycznie z bardzo niewielką wymianą zdań między sobą i niewielkim kontaktem face to face, o innym kontakcie fizycznym nawet nie wspominając. Jeżeli tak się ma to odbywać to proszę bardzo, ale czy o to chodzi młodej, zakochanej kobiecie? Kobiecie z reguły zależy na założeniu szczęśliwej rodziny, posiadaniu dzieci i cieszeniu się z owoców swojej pracy, a tego jej katolicki ksiądz dać nie może. Może porzucić kapłaństwo i żyć w grzechu, ale nie o tym rozmawiamy, prawda?

          7. Córko marnotrawna, byłabym wdzięczna gdybyś zechciała troszczyć się raczej o siebie i swoje zbawienie, ja nie potrzebuję Twojego zatroskania o mnie i tego mężczyznę. Nie napisałaś nic, czego nie byłabym świadoma, możesz się zatem czuć spokojna. Któryś raz czytam już podobne Twoje wypowiedzi i jest dla mnie jasne, że rozmijamy się w jednym – chodzi o wolę Boga. Z tego co piszesz wynika, że nie uważasz, iż On naprawdę może pragnąć tego, co zabronione. Ja uważam inaczej, tego doświadczyłam i doświadczam, to widzę- nie tylko w moim życiu. Są pytania i dylematy, których nie można rozstrzygnąć za drugiego człowieka. Moje problemy pozostaw zatem mojemu sercu i sumieniu.Albo, dziękuję Ci. Przy okazji jeszcze jedna rzecz (mam nadzieję, że nie zaginie w tym gąszczu troski) Przeczytałam ostatnio coś, co mnie uderzyło i miałam się z Tobą tym podzielić. – „Kto lęka się swojej własnej miłości, tenpozostanie ślepy na świat doświadczeń absolutnych. Ale czy tylko? Czy niebędzie również ślepy na samego siebie?” – Tischner

          8. Dobrze Estel nie odpowiem Ci moimi słowami, które Cię tak strasznie drażnią. W ostatnim Przewodniku Katolickim (bodajże nr 27) Przemysław Babiarz daje świadectwo o swoim życiu i byciu katolikiem. Bardzo, ale to bardzo cenię tego człowieka choć żyje w drugim, dodajmy niesakramentalnym związku, ma dzieci. I mówi tak: „Katolik to nie jest człowiek idealny, ale ten, który gdy popełni błąd potrafi się do niego przyznać, a grzechu nie nazywa cnotą. Nazywanie niegodziwości cnotą lub wolnością jest największym pomieszaniem współczesnego świata”Pan Przemysław imponuje mi pokorą, mówi jak Dawid „Panie zgrzeszyłem przeciw Bogu i wobec ludzi”, ale ufam w Twoje miłosierdzie, będę się podnosił z każdego upadku, Boże Ty bądź moją mocą. Chociaż nie może przystępować do sakramentów jest dla mnie wzorem katolika. Dlaczego ? Bo zło nazywa złem, a dobro dobrem i nie mówi głupot, że ten drugi związek to wola Pana Boga.

          9. oczywiście, że grzech jest grzechem i nigdzie nie napisałam, że tak nie jest. ale czy nie wierzysz (nie widzisz – w swoim życiu, w historii, abstrahując już nawet od tych „zakazanych relacji”) że Pan Bóg nawet ze zła, z grzechu może i wyprowadza dobro? Biblia jest pełna takich opowieści, myślę, że życie wielu z nas też. może nie zawsze tak spektakularnych ale jednak. a błogosławiona wina? „bez grzechu Adama Chrystus by nas nie odkupił”? nie rzecz w tym, by zło nazywać dobrem, bo obie strony w takiej relacji są świadome konsekwencji decyzji, lecz w tym by nie ograniczać wolności i wszechmocy Boga, którego zamysły przekraczają ludzkie wyobrażenie. jakże mały musiałby być, gdybyśmy mogli wszystko ogarnąć.

          10. Wiecie co? Nie rozumiem jednego. Niby to takie imponujące, że pan Babniarz potrafi nazywac rzeczy po imieniu. i zdaje sobie sprawę co jest co…. tylko skoro wie to dlaczego się od tego nie odwróci? Ja pier**niczę byc z facetem, który jest ze mną, ale wie i twierdzi, że to jest złe, ze ze mną jest. Nie chciałabym tak. Dlaczego on w czymś złym tkwi? Bo to przyjemne? Bo daje mu radość i spełnienie? Publicznie się samobiczuje, a potem co? Rekompensuje sobie te bicze w łóżku? Po co? Jezeli gadam, ze wiem to dlaczego tam nie żyję? Masło maślane i życie w kłamstwie i juz. I bardziej juz chyba podoba mi sie postawa, kiedy to co robię jest zgodne z moim wnętrzem. Myśle tak, mówie tak i tak też czynię.Czyli myslę, ze to nie grzech, kocham moja partnerkę i to mówię i tak też zyję….

          11. Wiesz co Maran, może dlatego jest z tą kobietą, bo ją kocha i chce wychować wspólne dzieci. Jako katolik zdaje sobie sprawę, że zawiódł Boga, ludzi (najbliższych) i w jakiś sposób stał się zgorszeniem dla otoczenia, ale nie traci nadziei, myślę, że robi wszystko, żeby to zło naprawić. Na pewno nie jest mu łatwo, ale nie jest sam.

          12. No to jeżeli kocha to niech nie mówi, że to złe i że kogoś „zawiódł” czy jakos tak. Jeżeli czuje, ze to to, to niech nie ględzi inaczej, bo to tak jakby zycie szło swoim torem a katolicyzm to oderwana od życia teoria, która trudno zrealizować. Jestem katolikiem , ale według wytycznych katolicyzmu nie żyję…. to według mnie znaczy, że nie jestes katolikiem. To tak, jak ktoś na pewnym blogu napisał, że są ludzie szumnie nayzwający siebie katolikami, ale ich styl życia odbiega mocno od teorii katolicyzmu. To tak jakby ktoś mówił, ze jest wege a pokryjomu wpierniczał hamburhery…..I myslisz, ze kiedy ludzie wchodza w drugie związki bto Boga obrażają? A w ogóle to można Go obrazić? Obrażaja się ludzie. ludzie nawzajem się zawodzą…. taki mamy dziwny styl… nadawania Bogu jakichs nieciekawych emocji.

          13. Masz dużo racji, nawet powiedziałabym radykalizmu ewangelicznego. Tak powinno być, jasno rozgraniczyć to jest złe, a to jest dobre i według tego żyć. Niestety pewien kusiciel zamotał naszych prarodziców i zaczął im sączyć słodki jad: a może chcielibyście być mądrzy jak Bóg i sami decydować o tym co jest dobre, a co złe? Historia potoczyła się dalej w niedobrym kierunku, a w nas została skłonność, żeby samemu nazywać co jest dobre, a co złe i nie liczyć się ze zdaniem Pana Boga. A ponieważ jesteśmy tylko stworzeniem, a nie Stwórcą to często zło nazywamy dobrem, a dobro złem i w takim chaosie żyjemy. Fajnie by było gdybyśmy byli idealni, ale niestety nie jesteśmy.

          14. A gdzie Pan Jezus nauczał : grzeszcie, a wina wasza będzie błogosławiona. Pan Bóg jest wszechmocny oraz wolny i wyprowadzi z tego dobro.

          15. No, jasne – Ty to wiesz najlepiej, na czym zależy KAŻDEJ młodej kobiecie, zakochanej w księdzu – na grzechu, zgorszeniu, rui i poróbstwie…:) A co do tej „wyższej szkoły jazdy” to coś mi się kiedyś, grzesznicy, obiło o uszy, że WSZYSCY jesteśmy powołani do świętości?:) Nawiasem mówiąc, Klara, owszem, wstąpiła do klasztoru, ale Cleonice przychodziła do celi o. Pio – co również wywoływało „zgorszone” komentarze ludzi, którzy nie byli w połowie tak czyści, jak ta dwójka. Proszę Cię, zostaw Ty serce Estel w spokoju – to NIE JEST Twoja sprawa – chyba że „przyłapałabyś” ich dwoje na grzechu…/

          16. Oczywiście życzę wszystkim zakochanym w księżach miłości takiej jak Klara i Franciszek lub jak o. Pio i jego duchowe córki, ale oni o żadnej winie błogosławionej lub zwykłej nie mówili.

          17. Ja zawsze pisałam tylko o winie WŁASNEJ – Ty zaś wszędzie widzisz zło i grzech – nawet tam, gdzie go nie ma…

          18. Albo, moje słowa o grzechu odnosisz do siebie, może to dobrze, może źle, nie wiem. Więc dla nas obu na dobranoc o. Pio:”A skoro naprawdę Pan Bóg może i potrafi wydobyć dobro nawet ze zła, to dla kogo to uczyni, jeśli nie dla tych, którzy oddali Mu się bez żadnych zastrzeżeń? Nawet grzechami, od których Pan Bóg w swojej dobroci nas zachowuje, Jego opatrzność posługuje się dla dobra tych, którzy Mu służą. Gdyby święty król Dawid nie zgrzeszył, nigdy nie nabyłby tak głębokiej pokory”

          19. No, i tutaj się z o. Pio zupełnie zgadzam. 🙂 „Ludziom kochającym Boga WSZYSTKO służy ku dobremu.” Dobranoc.

          20. @córka marnotrawnaNiby dobrze i słusznie prawisz, niewiasta z ciebie cnotliwa i bogobojna, słuchasz księży i nauki Kościoła, ale myślę, że w życiu bym się w kimś takim jak ty nie zakochał.

          21. Trudno. Pyskata baba ze mnie i jęzor czarownicy mnie zaświeżbił. Matko! Jaka to szkoda, że taki koleś jak ty nie zakochałby się w córze marnotrawnej ! Powinna usiąść i zalać się łzami rozpaczy. ….. A moze to wcale nie tragedia? Może lepiej wyjdzie na tym kiedy sie w sobie jednak nie zakochacie? Ps. Mnie powala totalnie pewność siebie co niektórych mężczyzn. No taki „towar” i płacz kobieto, bo on się w tobie nie zakocha i będziesz miała za swoje.

          22. Maran, wiesz, że ja pozwalam moim Czytelnikom na wiele, ale nie lubię, kiedy się wzajemnie obrażają. Osobiście uważam Marka za przyzwoitego faceta i sądzę, że nie zasłużył na taką złośliwość z Twojej strony (tylko dlatego, że TY miałaś złe doświadczenia z INNYMI facetami:)). Ps. Ja też bym się raczej w Córce nie zakochała, na szczęście dał Bóg, że ani ona ani ja nie musimy rozważać takiej ewentualności.:)

          23. Tak nie lubisz. Szczególnie kiedy obrażają się ci których lubisz. Bo kiedy ci, których lubisz „pojada” po tych, których nie lubisz to …. w sumie lubisz:))) Taka tam subiektywna prawda:) Prawda jest, że nie lubie zadufanych w sobie facetów:) I jedyny zadufany, który zalazł mi mocno za skórę to był mój „rodzony” rodziciel. Dobrze, ze Ty, która doświadczyłas nieciekawego traktowania ze strony facetów ( co niektórych) potrafisz tak „słodko” na nich patrzeć:))) Punkt dla Ciebie:) Ja patrzę słodko na mojego męża i…. w sumie to mi wystarcza. A córa. A kto wie jakaz ona wystrzałowa w realu. Poza tym ona w sumie rację z tym „wzoruj się na Bogu, a nie na człowieku” miała, a poza tym odbiera inaczej pewne sprawy i cytaty niż TY lub grono tutejszych bywalców i pozwól jej bo byście utonęli we wzajemnym poklasku. :))) Starcie z kims o „odmiennych” poglądach umacnia, o ile moje własne poglądy maja silny grunt i fudament….. a jeżeli nie to się właśnie w takich dyskusjach okazuje co i jak:) I zeby nie było nie jestem Twoim przeciwnikiem. I nie przyszłam tutaj mącić, albo dokuczać Tobie.Po prostu mam na pewne sprawy pewne „moje” poglądy. I to wszystko. A ów mar49 , bardzo mnie sie nie spodobał finezją swojej wypowiedzi.Kiedy się baby za łby biorą to niech mężczyna stoi z boku- chyba , że to mąż.:))

          24. Nie wydaje mi się, abym KIEDYKOLWIEK pozwoliła na to, by ktoś obrażał kogokolwiek na tym blogu. (chyba że chodzi o mnie samą – we mnie możecie walić jak w kaczy kuper – ponieważ sądzę, że cokolwiek złośliwego moglibyście powiedzieć na mój temat, najprawdopodobniej jest prawdą.) A dyskusje mają swoje prawa. (I nie nazwałabym tego „braniem się za łby.”). Jeśli chcę mieć prawo mówienia i pisania tego, co myślę – muszę także innym je przyznać. Nie ma że boli. Tyle na ten temat.

          25. Skąd wiesz jaki ze mnie koleś ? Tak po jednek wrzucie suma ci wyszła.? Jak cie jęzor swędzi to go posyp ostrą papryką. Było o miłosci i o zasadach, wrzuciłem swoje, nic ci do tego i nie rób za adwokata samozwańca tej córy marnotrawnej. Tym bardziej, że powielasz jakieś maglowo – gazeciarstkie schematy.

          26. Marku – Ciebie to też dotyczy. Unikajcie argumentów ad personam, bo atmosfera faktycznie zrobi się jak w maglu… Ponieważ z zasady nie cenzuruję Waszych wypowiedzi, liczę na dojrzałą cenzurę wewnętrzną – sama taką stosuję, bo gdyby nie to, wszyscy już dawno bylibyście na mnie śmiertelnie poobrażani. (Jak, nie przymierzając, Angel, która jest moim stałym wyrzutem sumienia – raz w życiu napisałam o kilka słów za dużo…:() Rada: „zanim cokolwiek napiszesz, policz do dziesięciu” – sprawdza się w każdym przypadku.

          27. @MaranPoza tym była mowa o kimś takim jak „córka marnotrawna” a więc o pokroju człowieka płci żeńskiej a nie o konkretnej osobie. Dla odmiany mogę ci powiedzieć, że w typie jakim jest Alba, byłbym skory się zabujać bezrozumnie, bo znam ją nie od dzisiaj i wiem co sobą reprezentuje. Pozdrówko dla wszystkich zakochanych i niezakochanych.

          28. Jak już tak sobie publicznie świadczymy czułości, Marku – wyznać muszę, że chociaż kocham mego męża nad życie (takie jak ja inaczej nie potrafią:)) i mnie raz czy dwa przemknęła przez głowę myśl, że może szkoda, że nie poznałam Cię wcześniej. 😉 No, wystarczy – bo utopimy całą polemikę w tej słodyczy. Błe!;)

          29. Ha ha, cóż to za dyskusja mnie ominęła i to w dodatku o tym, kto byłby się w stanie zakochać we mnie, a kto za żadne skarby.Mogę Ci zaręczyć Marku, że pomimo Twoich wątpliwości paru śmiałków się we mnie zakochało,.bo ze mną jest prawie tak jak ze św. Pawłem,który w listach surowy był do bólu, a w realu okazywał się całkiem inny. Do maglowo – gazeciarskiej atmosfery dorzucę Ci jeszcze dedykację piosenki pt.”Przebój” kabaretu Otto (np. na youtube). I wtedy będziesz sobie mnie mógł wyobrazić wedle siebie.

          30. Nasze wyobrażenia to jedno a real to drugie.Człowieka trudno podsumować i staram się tego unikać, kłócę się z poglądami innych, lub z typami zachowań, co nie znaczy, że nie cenię adwersarzy, których poglądy, choć sprzeczne z moimi, wnoszą do dyskusji wiele nowego i nieraz ożywczego, choćby ze względu na inny punkt widzenia i siedzenia. Istotą przyrody jest różnorodność, więc różnijmy się… byle pięknie. Między Albą a mną jest bardzo duża różnica płci, może właśnie dlatego tak dobrze się rozumiemy. Czasami mnie strofuje gdy mnie poniesie, ale w duchu przyznaję jej rację.

          31. Pamiętaj jednak, córko – choć nie śmiem wątpić, że „w realu” jesteś uosobieniem łagodnej wyrozumiałości dla bliźnich – że słowa napisane tak samo mogą zaboleć, jak te wypowiedziane…:)

          32. Oj mogą zaboleć, wiem coś o tym. Nie jest moim zamiarem wypominać i domagać się przeprosin, ale to właśnie tutaj, na tym blogu dowiedziałam się, że jestem taka, śmaka i owaka. Ale nic to. Idę do przodu, krytykę słuszną przyjęłam, resztą się nie przejmuję, a z tego co pamiętam za moją obcesowość przeprosiłam. Nazywam rzeczy po imieniu tylko dlatego, że byłam w strefie śmierci i wiem, że to nie jest powód do żartów, które zresztą b. lubię, tylko powód do wzięcia się za bary z życiem.Ale ten etap mamy już za sobą i następne tematy będą już przyjemniejsze. Oczywiście mogłam dołączyć do grona łagodnych albo w ogóle się nie odzywać, ale mając takie doświadczenie jakie mam, grzechem byłoby je zmarnować. Operacja bolesna, ale skuteczna z tego co obserwuję, wzięłaś nawet na warsztat pojęcie „jawnogrzeszenia” w poście i wielu ludziom otwarłaś oczy, że jakby nie było wszyscy jesteśmy grzeszni. A potem wypłynął temat miłosierdzia, które jest dla nas ratunkiem i znowu wielu się przekonało, że jest dla nas nadzieja i Bóg może wszystko – nawet nasze wady przekuć na cnoty i wybawić nas z każdej opresji.

          33. Jedynym źródłem miłości jest Bóg – jeśli więc jest to miłość, a wierzę, że jest, to jest ona wezwaniem do tego, by dawać siebie temu, którego się kocha. Bóg nie mówi „idź na oślep, o nic się nie martw, jakoś to będzie” – Bóg wzywa do mądrego dawania; ale właśnie dawania, a nie ucieczki.

          34. Masz rację, Leszku. Zawsze, w każdej sytuacji, należy przede wszystkim dawać siebie innym – i myślę, że Bóg żadnego, najmniejszego dobra (choćby czynił je „ksiądz-zdrajca” do spółki z jawnogrzesznicą:)) nie pozostawi bez nagrody. Wiesz, ostatnio często chodzi mi po głowie ta historia przedstawiona w książce Tomasza Jaeschke: prawowity małżonek rozwiał się w powietrzu, gdy tylko się dowiedział, że dziecko, które się narodzi, będzie chore. Po latach kobietę, która samotnie wychowywała niepełnosprawnego syna, poznał, polubił a w końcu i pokochał inny mężczyzna. Ponieważ jednak (ci straszni jawnogrzesznicy już tak mają :)) dla obojga życie bez sakramentów było zbyt wielkim cierpieniem, postanowili się rozstać. „Oto pięknie, oto słusznie, oto godnie i sprawiedliwie! W niebie zostanie im to stokrotnie wynagrodzone!” („Patrz i ucz się, Albo!”) Na pewno. Tylko, że ja myślę, że Pan Bóg wynagrodzi im także to całe dobro, jakie wyświadczyli sobie NA ZIEMI – kiedy ten mężczyzna próbował dać jej miłość i wsparcie, którego nie otrzymała od swojego „bogobojnego” małżonka – a jej synowi zastąpić ojca, którego nigdy nie miał… Choćby mnie gotowali w smole, nie uwierzę, że to grzech (zaznaczam: nie mówię o SEKSIE!). Bóg byłby gorszy od diabła, gdyby karał ludzi bez względu na bezinteresowne czyny miłości, tylko dlatego, że świadczą je sobie nie ci „którzy powinni”…

          35. Nie będę więcej pisać w tym miejscu mając na uwadze to co Chrystus powiedział o zgorszeniu. (jak widać lepiej odgrzebywać stare wątki)dwa cytaty na koniec ku uwadze – „Bóg jest większy i zna wszystko” – wiadomo skąd to pochodzi. „Miłość nie rozgrzesza człowieka ale przekonuje Pana Boga” – to znowu Tischner.

          36. Tak, Estel. Przypomniał mi się tutaj pewien duszpasterz małżeństw niesakramentalnych, który napisał, że rozpoczął tę posługę, gdy przyszła do niego para, która zwierzyła się: „Wiemy, że nasze życie nie wygląda całkiem tak, jak należy. Ale kochamy się i prosimy Boga, aby nam wybaczył i pomógł to wszystko rozwikłać. Ale nasz proboszcz powiedział, że taka modlitwa jest grzechem…” „Wtedy się przeraziłem.” – wspominał tamten ksiądz. I dodawał, że często ci ludzie przypominają mu Jakuba walczącego z aniołem: „Mówią Bogu – patrz, to jest nasza miłość i ona jest DOBRA!”

  2. Informacji w internecie o obcych jest bardzo dużo i nie tylko ludzi, którzy „cos” od „kogoś” zasłyszeli i pisza o tym, ale tzw. z pierwszej ręki- czyli kosmonautów, ktorzy kiedys byli zastraszani (teraz mówić mogą, bo według” zasady”, ze po człowieku po sześcdziesiatce „ludzie przejda”, mlodzi sluchac nie będą, emeryt to zaden autorytet- „ci” którzy to tają nie czuja widocznie zagrożenia.) ,naukowcow z NASA. Łącznie ze zdjęciami statków obcych…… Ba oby tylko i „nasz” Watykan dziala cicho sza. Potrzebuje widocznie wymiany info i dzieli się „potajemnie” wieściami o obiektach krążących 'wokół „nas”. A wszystko to robi sie w imie naszego dobra. no bo gdyby ludzie odkryli „TAKIE” prawdy to cały ich swiatopogląd, system wierzeń, mógłby runąć i ….. to nie sa „miłe” sprawy. Ja zaś uważam, że bycie świadomym, co z nami i dlaczego to bardzo wazna sprawa. To podstawa. Kim jesteśmy, co z nami się działo w przeciagu tej całej” ludzkiej ” historii, dokąd zmierzamy, CO Z NASZYM POJMOWANIEM BOGA….?Powiem szczerze- to zmienia postac rzeczy i nasz obraz BOGA. Skoro Biblia nie mowi o ingerencji Boga w naszą historię a o ingerencji obcych, których za Boga braliśmy to stąd nasza osobowa wizja stwórcy. No kształtny ci on i żadna tam energia. Pamietam jak na teologii nie moglam pojąc „miłości Boga” i naszego wypędzenia z raju. Że skoro nas tak dobrze znał to wiedzial co zrobimy i po co ów cały teatr z drzewem, kuszeniem, wężem……Potem sobie odpowiedziałam, ze przeciez chciał abyśmy sami dokonali wyboru i nie kochali go, bo musimy, ale że chcemy. No mądre to i inteligentne, ale jakież z drugiej strony „ostre” , „szorstkie” i „bawiące sie nami”. U Anny Kathariny Emmerich ( Emmerick) wyczytałam, w jej widzeniach, że nie wyglądaliśmy na początku, tak jak obecnie. Że jaśnieliśmy, że bylismy czyści no i posiadaliśmy forme nie taąi jak obecnie, a potem ” Bóg” przyszedł i skonczyło się bo zgrzeszylismy. Słyszałam też teorię, że obcy z grupy Oriona „namówili” nas na koncepcję ciala- potrzebne im to było. Dlaczego? A to juz niech kazdy sam poszpera:) Dlatego tez z tych jaśniejących, czystych postaci zmienilismy sie na te obecnie i …. byc moze mamy przez to zawężony obraz” postrzegania”. Nie taki jak wczesniej. Prawdopodobnie nie pamiętamy wiele. Żyjemy w głębokim „uspieniu”. Poza tym „nasz” Bóg często „humorzasty” bywał. Karzący. Bóg mściciel. Sprawiedliwy i …….czasami strach się bać:) A co jak „prawdziwa” istota Boga to wcale nie to do czego przywykliśmy? Z tym Bogiem karzącym, mscicielem scigajacym…… to tak jak i te Zeusy, Hery w mitologii:)))Aha i żeby nie bylo, ze nasza Biblia” sciemia”. Księgi wszystkich religii maja więc to samo….

  3. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Być może biedne ufoludki, które zamieszkują inne rejony świata (tudzież inne światy) boją się spotkania z nami w takim samym stopniu, jak my z nimi. Ja tam myślę, że wiedza o ich istnieniu nie jest nam niezbędna do zbawienia. Jak zwykle górę bierze jednak nadmierna ciekawość, której ciężko nam się wyzbyć.

    1. Coś w tym jest, Robercie. 🙂 Jak mówi mój mąż (a uczyli go tego w seminarium, żeby znów nie było, że jakieś „herezje” tu wygłaszam;)) „oni” mają, być może, inne Objawienie, inny „Boży plan”. A nam, ludziom, zasadniczo nic do tego. Choć, oczywiście, ludzka ciekawość jest wielką siłą – i nie zawsze, śmiem twierdzić, destrukcyjną (mimo „przypadku” z grzechem pierworodnym). To ona pcha nas przecież ku temu, by „sprawdzić, co jest za progiem”, by poszerzać granice naszej wiedzy i naszego poznania. „Po części bowiem tylko poznajemy i po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Teraz widzimy jak w zwierciadle, niejasno (…) wtedy zaś poznam tak, jak i sam zostałem poznany.” (1 Kor 13, 9-10.12) Miło Cię tu znów widzieć po tak długiej przerwie, Przyjacielu!

        1. Cieszę się, że tak mówisz, Robercie… Ale szczerze mówiąc mam coraz mniej sił, by to robić. Ilość zarzutów, z którymi muszę się zmagać każdego dnia, coraz częściej mnie przytłacza. Dla jednych jestem „jawnogrzeszna” – dla innych znów „świętoszkowata.” Stale to samo… A ja jestem, kim jestem…

          1. A mnie się „wydaje”- zaznaczam” wydaje”, ze czujesz się jeszcze „zakręcona” w tej sytuacji. Na zasadzie: chciałaby dusza do raju, ale ciało nie pozwala…., albo cosik innego. I przyciągasz takie różne komentarze i nastawienia komentujących. Musisz to w sobie „porzadnie” przewałkować, ustawić i iść torem, który obrałas bez względu co inni na ów temat mają do powiedzenia:)

  4. A ja tam w ostatnim czasie tak twardo stąpam po ziemi, że nie mam czasu zaprzątać sobie głowy bardzie duchowymi sprawami…Od tych duchowych mam niedzielę…odpoczywam psychicznie;-)Pozdrawiam!

  5. Jeśli tak bardzo chcą poznać naszą planetę to jednak nie są tak inteligentni, za jakich ich uważamy ;))pozdrawiam

  6. Z innej beczki. Albo, czy to Ty jesteś autorką tego oto komentarza? ;-)”Wiecie, za co bardzo lubię Muminki?Za to, że choć ich twórczynie same żyły „w związku niestandardowym” dały dzieciom Tatę Muminka i Mamę Muminka, bez żadnych genderowych komplikacji…Za to należy się tym Paniom OGROMNY szacunek.”Znalazłam go wraz z adresem tego bloga pod artykułem o Sophii, bratanicy Tove Jansson. :-)Pozdrawiam.

  7. Wczoraj znowu komentarze mi nie przechodziły… A tu widzę, że cokolwiek napiszesz i tak dyskusja schodzi na „ruję i poróbstwo” ;););)Schodząc z powrotem na temat – czytałam (i mam) sporo książek Ericha von Danikena i przyznam się, że jego hipotezy nawet mi się podobają. Te „ślady kosmitów” znajduje bowiem niemal w każdej kulturze od Egiptu, Izraelitów, Majów… nawet do jakiegoś zapomnianego plemienia murzyńskiego, które dysponowało astronomiczną wiedzą na temat Syriusza na poziomie najnowszych odkryć. A osobiście uważam, że istnienie istot żywych poza Ziemią jest bardzo prawdopodobne. Chyba nie powinniśmy „ograniczać” twórczego potencjału Boga tylko do naszych, ciasnych (w porównaniu z rozmiarami wszechświata) horyzontów.

    1. Barbaro, wczoraj i ja miałam problemy z blogiem – przypuszczam więc, że wina leży (jak zwykle:)) po stronie Onetu. Zauważyłaś, że zlikwidowano moją ulubioną kategorię „polecanych” – „Wiara i Kościół”? Ciekawe, czy to tak na stałe, czy tylko na sezon ogórkowy? Bo nie wydaje mi się, aby te sprawy tak nagle przestały internautów interesować – tak samo, jak te związane z cudzym sumieniem i sypialnią. 😉 (Sama zresztą nie jestem tu żadnym wyjątkiem…:)). A wracając do tematu, na stronie głównej „wisi” dziś tekst o Roswell (http://przewodnik.onet.pl/1204,1660,1618147,artykul.html). I tak sobie myślę, że wcale niewykluczone, że „coś” tam się istotnie zdarzyło. Nowy Meksyk w latach 40. ubiegłego wieku był swego rodzaju „centrum nowoczesnej techniki”. Niemniej, zanim zacznie się mówić o Obcych, należałoby zweryfikować również inne, „ziemskie” hipotezy – jak np. testy nowej broni. A to, ze zrozumiałych względów, jest dziś prawie niemożliwe. Tak więc ZAWSZE pozostaną wątpliwości.

      1. Z Onetem czasem są problemy. Np. teraz nie działa podany link 😉 Jeśli chodzi o dziwne hipotezy to zauważ, jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Wielu Polaków uważa amerykańskie historie o „obcych” za durne wymysły… A w sprawie katastrofy smoleńskiej powstawały u nas takie opowieści, że Roswell przy tym to pikuś 🙂

        1. Właśnie czytam bardzo ciekawy artykuł na temat wszystkich „smoleńskich” teorii spiskowych w jednym ze starych numerów „Polityki.” 🙂 Jeśli o mnie chodzi, to wolałabym już wierzyć w możliwość istnienia życia w Kosmosie, niż w sztuczną rosyjską mgłę. 🙂

        2. Co do katastrofy smoleńskiej, to literatura sajens fikszyn po naszemu, dalej się rozwija z siłą chwastów na trawniku. Zadziwia pomysłowość autorów w tworzeniu coraz to nowych niebywałych historii. Szkoda, że taka ilość pary idzie w gwizdek ! Może z tego powstanie kiedyś jakaś antologia ?

          1. O, dobry pomysł. Można by zebrać wszystkie krążące po necie hipotezy, a potem tylko troszkę sparafrazować i tomik opowiadań już gotowy 🙂

          2. I będzie kolejny polski Nobel!:) Chociaż tyle z tego pożytku, że wyobraźnia w narodzie nie ginie…:)

    2. Prawdopodobieństwo istnienia życia w kosmosie jest znaczące, pytanie tylko na jakim etapie rozwoju. Jak dotąd brak przekonywujących dowodów na istnienie życia rozumnego na tyle rozwiniętego, by podjąć z nami dialog. Jeśli istnieje daleko bardziej od nas rozwinięta inteligencja wcale nie jest powiedziane, że będzie chciała z nami gadać, jako z gatunkiem zbyt słabo rozwiniętym, by się fatygować. A jeśli nawet istnieje życie rozumne na niższym etapie rozwoju, to mu zapewne brak możliwości technicznych by podjąć dialog. Tak czy owak zważywszy rozmiary kosmosu, szukanie igły w stogu siana, może być bardziej owocnym zajęciem, niż szukanie kontaktu z obcymi. A może to są obcy w stylu „Obcego z Nostromo” ? Uchowaj nas Panie Boże przed takim spotkaniem ! ! !

      1. Problem raczej w tym, żeby dopuścić do siebie możliwość istnienia życia w kosmosie, a nie żeby go na siłę szukać 🙂

    1. Pytanie czy we wszechświecie nie mogło się urodzić zło w formie czystej na wzór „Obcego ósmego pasażera Nostromo”, pozostaje rzecz jasna bez odpowiedzi, oby tak na zawsze pozostało. Istnienie kosmicznego zła wydaje się jedak bardziej prawdopodobne niż istnienie dobra, choćby dlatego, że człowiekowi jest łatwiej być złym niż dobrym. Świat roślin i zwierząt choć piękny, jest niebywale okrutny w swej bezwzględnej walce o przetrwanie. Wprawdzie nie możemy tu przykładać naszych kryteriów dobra czy też zła, możemy sobie jednak wyobrazić świat inteligentnych kosmicznych zwierząt, dla których przetrwanie jest jedynym kryterium egzystowania, jak w wypadku „obcego”. Co wtedy ? Lepiej by to zostało jedynie w formie scenariusza efektownego filmu kosmicznej grozy.

  8. ja osobiscie nie wierze wkosmitow ale musze powiedziec ze zaintrygwal mnoie Twoj tekst jak zywkle ciekawy pozdrawiam :*

    1. Ja w nich nie „wierzę” (a w każdym razie nie w takim sensie, w jakim wierzę w Boga:)) – ale po prostu nie wykluczam możliwości ich istnienia. 🙂 Pozdrawiam!

  9. Bardzo fajny tekst 🙂 Szczególnie, że sam się kiedyś fascynowałem Daenikenem, kryształowymi czaszkami, a rydwan boży Ezechiela pamiętam do dziś – wielkie wrażenie zrobił na mnie rysunek, który wykonał jakiś technik, trzymając się opisu „widzenia”. Wyszła machina latająca, coś na kształt spodka z czterema, wyposażonymi w śmigła, wspornikami… :)))Osobiście natomiast podpisuję się pod stwierdzeniem zaczerpniętym z „Kontaktu” Carla Sagana (i z filmu, zrobionego na podstawie tej książki): „jeżeli jesteśmy sami we Wszechświecie, to jest to niewyobrażalne marnotrawstwo przestrzeni” :)Pozdrawiam !

    1. No właśnie, ale zauważmy jak Bóg jest hojny w szafowaniu różnorodnością i pomysłowością różnych form życia ożywionego a także materii oraz pięknie i maestrii tych tworów. Co za nieokiełznanie ! Mnie zawsze fascynowała niebywała „rozrzutność” Boga. To, że wszechświatów może być nieskończenie wiele o przeróżnych formach i w niekończącej się przestrzeni, to bardzo „w stylu” Boga, który w niczym ograniczony nie jest.

Skomentuj ~Barbara Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *