Prawie jak przerywnik…

  
Chciałam, by po tych wszystkich burzliwych dyskusjach sama ta ilustracja (jest to kaplica w pewnej pustelni) przemówiła do Was swoją ciszą i spokojem, tak, jak kilka dni temu przemówiła do mnie…

Ale (jak zwykle) „coś” mnie podkusiło, żeby wczoraj późną nocą obejrzeć kontrowersyjny, włoski film „Ku mojej pamięci.”

Jest to ponury obraz zmagań nowicjusza, bezskutecznie poszukującego Boga w klasztorze, stanowiącym przedziwne połączenie więzienia z na wpół wymarłym zakładem psychiatrycznym. 

Z ust jednego z odchodzących pada tam m.in. takie zdanie, które ucieszyłoby z pewnością wszystkich wojujących ateistów świata: „Oni [duchowni] potrzebują MARTWEJ PRAWDY. Ta cisza, która tu panuje, jest pusta!”

I pomyślałam: „NIE! Gdyby rzeczywiście tak wyglądał nowicjat w jakimkolwiek klasztorze, nikt nie wytrwałby w czymś takim ani dnia.”

Ewangelia, którą znam, wcale nie jest martwą prawdą – a Kościół, jaki pamiętam, tętnił życiem, pokojem i radością. (Podobało mi się zresztą inne zdanie z tego filmu: „Nawet, gdyby mi udowodniono, że Boga nie ma – a ja spotkałbym człowieka, dzięki któremu mógłbym Go doświadczyć – uwierzyłbym! Każdy dobry ksiądz jest Ewangelią.”).

A jednak – kim jestem dzisiaj, poszukując swojej drogi gdzieś „między wiarą a Kościołem” (żeby posłużyć się tytułem ostatniej książki Stanisława Obirka)?

Gdzie jestem dziś – gdzie CIEBIE szukać mam?

95 odpowiedzi na “Prawie jak przerywnik…”

  1. Ależ Ty Go nigdy nie zgubiłaś; sprzeniewierzyłaś się przez chwilę, ale ani przez chwilę Go nie zgubiłaś. Ni emusisz więc Go szukać – On jest tam, gdzie idziesz.

  2. Szukam sponsora na wybudowanie mi pustelni. Może być parter bez centralnego i elektryki. Tereny zalewowe wchodzą w grę.

    1. Dołączam się do ogłoszenia przedmówcy. Wiesz, Heniu, niedawno na religia.tv widziałam reportaż o jakimś prawosławnym kapłanie ze wschodniej Polski, który zapragnął tego samego – i któremu jego parafianie, równie ubodzy jak on sam, wybudowali śliczny, maleńki drewniany domek z kaplicą wewnątrz. Ja bym chciała to samo, tylko w wersji rodzinnej. 🙂

      1. To dopiero byłaby pustelnia, taka w wersji stereo. Wiesz Aniu, sam mam nieraz taką potrzebę autentycznego pójścia na pustynię.Przed laty byłem na Pustyni Judzkiej, wystarczająco długo by poczuć jej oczyszczający oddech, jednak zbyt krótko, by dokonać aktu dogłębnego oczyszczenia. Ale i ten krótki czas pozwolił mi na zrozumienie tego, dlaczego Jezus a później i ojcowie pustyni tam szli, by się wyciszyć i oczyścić swe myśli z doczesnych naleciałości.

        1. Ojej… Jak Ci zazdroszczę tej Pustyni Judzkiej… Wiesz, do niedawna jeszcze wszystkie wolne chwile spędzałam w miejscach, gdzie mogłam i wypocząć fizycznie i „zresetować się” duchowo. Ale kiedy jest się mamą dwulatka, a do tego jeszcze „księżycową żoną” – to taki odpoczynek staje się niemal nierealnym marzeniem. I jest to coś, czego (zaraz po sakramentach) najbardziej mi brakuje w moim „nowym” życiu. No, cóż – muszę sama szukać dla siebie „źródeł na pustyni” – skoro, wygląda to tak, jakby i mojemu Kościołowi, i moim dawnym przyjaciołom jest najzupełniej obojętne, czy stracę wiarę, czy zostanę prostytutką, na przykład. Przecież nic gorszego, niż poślubienie kapłana zrobić już nie mogłam (na potwierdzenie tej tezy: czy kiedykolwiek, w jakimkolwiek kościele, słyszałeś modlitwę za „byłych kapłanów i ich rodziny”? Lepiej już chyba być nieboszczką – bo msze za zmarłych odprawia się bardzo często.:) Widocznie „wszyscy porządni ludzie” już dawno uznali, że za takich jak my nie warto się nawet modlić, bo i tak są już „straceni dla nieba.”). I szukam ich, jak tylko potrafię – w modlitwie, w książkach…

          1. Jak dziecko podrośnie to zapewne znajdziesz Albo czas i siły, żeby wybrać się do Ziemi Świętej, czego Ci życzę. Jeśli chodzi o Twoich dawnych przyjaciół, to nie miej do nich pretensji. Oni na pewno nie zapomnieli w modlitwie o Tobie, a na pewno nie zapomniał proboszcz – on jest zobowiązany modlić się i składać ofiarę w intencji wszystkich swoich parafian. Kościół – Matka nigdy nie porzuca swoich dzieci, to Matkę można w każdej chwili porzucić. A co radził św. Paweł, kiedy niektórzy odrzucali jego poglądy na temat wiary? W Drugim Liście do Tesaloniczan pisze: „Nakazujemy wam bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście stronili od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie według tradycji, którą przejęliście od nas” (3,6) i dalej „Jeżeli ktoś nie posłucha słów naszego listu, tego sobie zaznaczcie i nie przestawajcie z nim, aby się zawstydził. A nie uważajcie go za nieprzyjaciela, lecz jak brata go napominajcie!”(3,14-15). Trzeba mieć nadzieję, że Cię w końcu „odhaczą” Twoi dawni znajomi, ale przyznaję sprawy im nie ułatwiasz pisząc o stosowaniu metod naturalnych w celu zaplanowania kolejnego dziecka. Gdzie to zawierzenie Panu Bogu? czy poprzez jawne sprzeciwianie się nauce Kościoła – Matki w sprawie łamania celibatu, od którego Twój ukochany nie otrzymał dyspensy. Są cierpienia z dopustu Bożego i są cierpienia związane z konsekwencjami naszych grzesznych wyborów – i za nie nie możemy mieć pretensji i do Boga i do ludzi. Dyspensę taką otrzymuje ok. 10% ubiegających się księży (jeśli się mylę to proszę mnie poprawić) i trzeba się modlić o wypełnienie woli Bożej w tej sprawie (a nuż się załapiecie jak ta namolna wdowa naprzykrzająca się gospodarzowi). Jeżeli o mnie chodzi to modlę się za byłych księży i ich rodziny, a do czynnych kapłanów w ogóle nie jestem zrażona, bardzo ich cenię i szanuję (co nie znaczy, że nie krytykuję, byle konstruktywnie).

      1. Wiesz co, Jagódko – z kimś taki jak Henio to ja bym sama chętnie posiedziała.:) Podobno wszyscy jesteśmy wariatami… 🙂 O Jezusie też niektórzy tak mówili… i o paru innych całkiem mądrych ludziach też… 🙂

      2. Hello Jagoda! Lubię konkretne dziewczyny z konkretnymi poglądami. Z takimi najszybciej się można dogadać. Ale Ciebie już nie ma:'(Dziękuję Aniu. To najpiękniejszy komplement jaki mnie spotkał w życiu! 🙂

          1. Może podasz jakiś bardziej konkretny przykład? Bo doświadczenie uczy, że często ci, którzy zarzucają innym „chamstwo” sami również nie grzeszą łagodną uprzejmością. Ale może się mylę.

          2. Mówiąc już całkiem poważnie – Jagoda masz całkiem niezłego nosa. Z arystokracją mnie nic nie łączy. Prosty ze mnie chłop.

          3. Jest z tym jakiś problem? Czy to tylko takie tam marzenia gawdziarza „przy piwku” ?:) Pustelnia na terenach zalanych? Hm… jeżeli się bardzo pragnie to się staje:) Widocznie coś z tym pragnieniem nie tak. I „szalone” wydało mi się „życzenie” Alby, że ona też tego chce w wersji rodzinnej… ta, juz to widzę:))) A szczególnie za iles lat syna jakżesz szczęśliwego, że rodzice na pograniczu żyją. Cóż -nie ma to jak ułańska fantazja:)))

          4. … jeżeli się bardzo pragnie to się staje:)masz może jakieś doświadczenia pod tym względem?..Ja na razie tylko takie, że jak pragnę 'świętego spokoju’, to mi się stało to, że zostałem starym kawalerem;)))

          5. Wiesz co? To jest właśnie to:)) Długo byłam sama i miałam „patrząc z perspektywy” swój świety spokój… teraz kaplica- nic z tego:))))

          6. Ty Jagoda chyba jesteś jakąś jasnowidzką! Rzeczywiście bowiem nie lubię pracy na roli, mimo swego pochodzenia.

          7. Aleś się na niego uwzięła, Jagódko… Czyżbyś chciała z niego „zrobić mężczyznę”?:)

          8. Tak to już jest. Nie można mieć wszystkiego naraz. Cała sztuka polega na tym, żeby wybrać właściwą kaplicę..:)

          9. heniu usiądź grzecznie na nocniczek i oglądaj książeczki z obrazkami i nie przeszkadzaj jak starsi rozmawiają

          10. Dobrze ujęte:))) I co? Wybrałeś odpowiednią dla siebie kaplicę? :))) Czy zdarza się u Ciebie myślenie o przerzuceniu się na inną kaplicę? Dopóki jest wybór nie ma problemu, gorzej kiedz chęć pozostaje a wyboru już zbytnio nie ma:)))

          11. Trafna diagnoza, popieram. Heniowi zostało tylko w internecie swawolić i odgrywać guuupoty, bo reszta jakoś mu nie wyszła.

          12. Jeszcze nie mogę się zdecydować..;) Najlepiej bym chciał coś mniej więcej takiego: z tyłu spódnica, z przodu kaplica. ;)))

          13. Albo, Twojego upodobania do ekstremalnej perwersji w sprawach męsko damskich, nie ukrywasz i nie mnie to wszystko oceniać. Dziwi mnie jedynie, że pod płaszczykiem prezentowanej tu religijności wciągasz w to wszystko osoby takie jak Henio, który zapewne sam nie wie, co oznacza jego nick, a reprezentuje sobą to co reprezentuje i pisze. Rozumiem, ze masz problem osobisty i poczucie winy i próbujesz to wszystko racjonalizować szukając poparcia, a moze nawet akceptacji. Tylko widzisz, to wszystko razem to nic innego jak manipulacja i wciąganie naiwnego Henia i jemu podobnych osób w świat hm … sama sobie dopowiedz.

          14. Dziękuję za tak trafną i jakże wnikliwą diagnozę mojej wybitnie patologicznej osobowości, pani psycholog. Nie jest to zapewne ani najgorsze, co można o mnie powiedzieć – ani też, tym bardziej, ten blog nie jest „najbardziej ekstremalnie perwersyjnym” blogiem, jaki poszukiwacze naprawdę mocnych wrażeń mogliby znaleźć w Sieci. Niemniej, przypominam, że osoby tutaj wchodzące powinny być (przynajmniej w moim założeniu) pełnoletnie i same świadomie i dobrowolnie decydują się na kontakt z moimi tekstami. Ja zaś, jeżeli kogokolwiek chciałabym „wciągnąć” to tylko do rozmowy. Nic jednak nie poradzę, jeśli ktoś przychodzi tu z tak jasno sprecyzowanym obrazem mojej osoby. Co do takich osób, mam jedynie nadzieję, że mogą dzięki mnie poczuć się lepsze i mądrzejsze. Tak więc proszę, jeśli to poprawia Ci samoocenę, myśl o mnie jak najgorzej. Zapewne nawet w dużej części przypadków będziesz miała rację. Kiedy Cię jednak już to znuży, zechciej pomyśleć, że być może człowiek – a więc ja również! – jest bardziej skomplikowaną istotą, niż się z pozoru wydaje. Tak więc MOŻNA być np. żarliwie religijnym, a jednocześnie targanym różnymi namiętnościami. Być może tylko inni lepiej niż ja to ukrywają.

          15. Nie chciałam Cię poirytować, a najmniej oceniać. I nie oceniam. Masz wolną wolę i z niej korzystasz. Zastanawia mnie ustawianie wszystkiego w płaszczyźnie, że jeśli jakaś osoba nie akceptuje prentowanych przez Albę poglądów to w najlepszym przypadku jest niedowartościowaną idiotką. W efekcie sama się najbardziej dowartościowujesz tym prostym sposobem 🙂 A religijnośc nie ma tu nic do rzeczy.

          16. Nie jestem poirytowana – a oceniać mnie możesz do woli. To Twoje prawo, a moje ryzyko, skoro już zdecydowałam się upublicznić jakąś część moich poglądów, Natomiast „niedowartościowana idiotka” nie jest moim sformułowaniem, jest jedynie Twoją interpretacją czegoś, czego ani nie napisałam, ani nawet nie miałam na myśli. Nawiasem mówiąc, mój wpis o „typowo męskim punkcie widzenia” skierowany do Henia, od którego zaczęła się cała nasza jakże owocna wymiana myśli, był jedynie niewinnym żartem, czego, zdaje się, nie zauważyłaś – nawiązując natychmiast do mrocznej strony mej natury (którą zresztą, z czego bardzo się cieszę, udało mi się pozostawić już dawno za sobą – niech się cieszy, kto NIGDY tak nisko nie upadł). Obraz mnie samej, jako rozpaczliwie poszukującej akceptacji neurotyczki naturalnie niezbyt mnie zachwyca, niemniej i to, być może, jest jakaś część prawdy o mnie. A jednak tylko część. Ps. Jako Czytelniczka stoisz ZAWSZE na wygranej pozycji, mogąc oglądać „nagą” Albę w pełnej krasie (lub brzydocie, która Cię tak ode mnie odpycha) – sama jednak nie będąc zmuszona przy tym ujawniać niczego ze swego życia. 🙂 O tym też postaraj się pamiętać.

          17. „Niedowartościowana idiotka” nie jest również moim sformułowaniem.. Tym bardziej, że jeśli mam nawet ochotę na obrażenie kobiety to powiem najwyżej, że jest głupia. Dosadniejsze okazywanie dezaprobaty wobec płci odmiennej – na szczęście mam już za sobą i mam nadzieję, że on nigdy już nie wróci.A swoją drogą – ciekawi mnie co za cham(ka) użył(a) takiego sformułowania na tym jakże spokojnym blogu..;)

          18. Jagoda uderzyłaś w nożyce tak, że mój nick się odezwał he he.Otóż historia jego jest taka:w neokatechumenacie, w którym robię formacje wiary, śpiewamy od pewnego etapu fragment z Księgi Powtórzonego Prawa. Z tego fragmentu część po hebrajsku, i są tam m.in. słowa „Adonaj Elohenu” (Pan jest naszym Bogiem). Jeden dowcipny niewątpliwie współbrat, miast zwykłego „Pokój z tobą” na powitanie – zaczął posługiwać się formą shebrajszczoną – helohenu. Ot i cała tajemnicka nicka.Pozdrawiam

  3. gdzie szukać? w sercu. mądrze zostało zapisane w księdze Przysłów – „z całą pilnością strzeż swego serca bo ŻYCIE ma w nim swoje źródło”. Życie. Bóg. postąpiłaś zgodnie z głosem swojego serca (a ono jest dobre!) zatem…?kurczę, gubię się między wiarą i Słowem a „eklezjologią”. chyba mam z tym większy problem niż chciałam przed sobą przyznac… dzięki za ten post. Albo, potrzebuję Boga, potrzebuję modlitwy. za nas. proszę o to.

    1. Estel – ja też. Dlatego rozumiem Twoje pragnienie. Wiesz, ostatnio ryczałam jak bóbr, czytając dialog Jezusa z kobietą kananejską: „Ulituj się nade mną, Synu Dawida! Niedobrze jest zabrać CHLEB dzieciom, a rzucić psom. Tak, Panie, lecz i szczenięta jadają z okruszyn, które spadają ze stołu ich panów…”Ale może jedna „żebraczka” może napoić drugą – więc obiecując Ci moją modlitwę, proszę o to samo… Ps. Myślę, że jeden z „paradoksów Boga” polega na tym, że jest On jak Źródło, jak Studnia bez dna – i im częściej dane Ci było pić z tego Źródła, tym więcej Go pragniesz. Dlatego często mówię, że w pewnym sensie jeśli się jest „ukochaną księdza” ŁATWIEJ byłoby być ateistką. Ale, jak to często bywa, „łatwiej” nie zawsze znaczy „lepiej.” Wiem, że gdybym nagle przestała wierzyć w Boga, umarłaby jakaś bardzo ważna (najlepsza?) cząstka mnie.Mówisz: „szukaj w sercu” – i pewnie masz rację. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą…” Moje serce nie jest teraz „czyste” – jest przywalone tonami „kurzu”, którego nie mogę z siebie zmyć w żaden sposób – ale przecież mogę zawsze Go prosić, żeby mnie obmywał…

      1. Tak. Dźwigających na sobie tony kurzu i innych gorszych jeszcze nieczystości jest znacznie więcej. Najgorsza chyba rzeczą jest zaakceptować ten stan, przyzwyczaić się do niego i przyklepać. A nawet „polubić” tę nieczystość..i nie tylko nie chcieć, ale nawet nie pozwolić się od niej oderwać. Z czasem może się okazać, że oderwanie już nie jest możliwe bo to by groziło unicestwieniem istoty..Myślę że heroizm i odwaga świętych polega na zrzuceniu tego woalu kurzu i stanięciu nagim przed Bogiem i światem. No i przed sobą.. To się pewnie wiąże z takim wstrząsem psychicznym, że niejeden z nas by umarł ze wstydu co najmniej:) albo naprawdę wylądował w psychiatryku (a propos – żaden to wstyd ni ujma..:) gdyby go Bóg przez to nie przeprowadził. Z większością z nas – robi to spokojnie, stopniowo i ostrożnie – a i tak wierzgamy okropnie:))

          1. No bo Alba jest tak ujmująca, że jak coś ujmie to poprawiać nie trzeba:)) a ja tylko czekam na to, kiedy Ty Córko marnotrawna znajdziesz wreszcie na tyle dobrą trawę, aby móc się z radością określić jako dobrotrawna he he:))

          2. He he, ja nie szukam trawy, ani dobrej, ani marnej. Ja się posilam Słowem i Życiem. Moje pseudo to tylko taki oścień, żeby mnie pycha zanadto nie rozdęła. A dziękuję u mnie wszystko ok., radość czerpię z mojej rodzinki, mam kochającego męża i latorośl przeuroczą, za co dziękuję Bogu każdego dnia.

          3. Dzięki za wyjaśnienia – teraz znamy się znacznie lepiej;) A z nich wynika, że bardziej Ci 'grozi’ wdzięczność aniżeli pycha..;)

      2. dziękuję Albo. bardzo potrzebujemy modlitwy bo bez Boga to wszystko nie będzie miało sensu. ja już nie mogę prosić nikogo innego… a trudno jest. modlę się za Ciebie i Twoją wspaniałą Rodzinę wspominając na słowa Chrystusa, który powiedział że „o cokolwiek dwaj lub trzej zgodnie prosić będą w Imię Moje wszystkiego użyczy im Mój Ojciec”. bardzo w to wierzę i niejednokrotnie już doświadczyłam tej mocy. jeśli o to chodzi, możesz więc na mnie liczyć. natomiast nie zgodzę się co do tego, że łatwiej byłoby w tej sytuacji być ateistą. myślę, że wiem o co Ci chodzi – nie tęskni się za sakramentami, żyje się bez wyrzutów sumienia… ale czy to naprawdę łatwiej? na dłuższą metę chyba niekoniecznie. to już sama istota ateizmu (który nb uważam za nielogiczny) która sprowadza istnienie (a więc i miłość) do absurdu. nie chciałabym wywołać tym stwierdzeniem fali komentarzy, więc mam nadzieję, że poza Tobą mało kto to przeczyta 😉 św. Augustyn powiedział że dopóki żyjemy dopóty będziemy tęsknić, bo w głębi serca WIEMY, że poza tym światem jest coś większego. Bóg. Nieskończona Miłość. obrałaś najlepszą cząstkę…w tym wszystkim dręczy mnie jeszcze coś. za „naturalną” drogę udzielania łaski przyjmuje się sakramenty, i tak oczywiście jest. ale nie oznacza to, że nie istnieją inne sposoby (jak powtarzałam Bóg musiałby być bardzo mały gdyby się do tego ograniczał). pomijam w tym momencie nawet kwestie „odżywania” sakramentów i tego, że nie ilość się liczy chociaż to też sprawa godna uwagi. myślę (i to już tylko moja, może sprotestantyzowana opinia) że Pan Bóg udziela się każdemu człowiekowi, który poszukuje Go i PRAGNIE w szczerości serca. niezależnie od wyznania, sytuacji w jakiej się znajduje w świetle prawa kanonicznego itd. i druga kontrowersyjna rzecz o której już chyba wspomniałam kiedyś. że w takiej sytuacji jak nasza, Panu Bogu może bardziej chodzić o nawrócenie – zaufanie Mu, całkowite powierzenie siebie i zrezygnowanie ze skupiania się na sobie niż na regularnym przystępowaniu do sakramentów (które nie są przecież celem w samym sobie a środkiem do spotkania z Bogiem!) to tak jak często się mówi – co zrobić żeby SIĘ zbawić. to Chrystus zbawia, a nie człowiek. my chyba doświadczamy tego w sposób dramatyczny. ja już mogę tylko zaufać i wszystko oddać Jemu bo wiem, że sama „się” nie zbawię… ukrzyżowanie pychy? i znowu – czy usprawiedliwianie?

        1. Ojej, strasznie dużo wątków poruszyłaś, muszę to jeszcze przemyśleć, ale tak spontanicznie mi się zdaje, że choć sakramenty są zupełnie niezwykłą, „uprzywilejowaną” drogą udzielania się Bożej Obecności, to z pewnością (i na moje szczęście!:)) nie są drogą JEDYNĄ. Wielu świętych przecież mówiło, że WSZYSTKO jest łaską. I…Kiedyś tu już chyba pisałam o starym, polskim filmie „Niebo-piekło.” W tej prościutkiej w sumie komedyjce z cyklu: „Jak mały Jasio wyobraża sobie życie pozagrobowe?” jest jeden moment godny uwagi. Jest to moment „sądu szczegółowego nad pasażerami rozbitego autobusu. Najpierw wyświetlają się ich CZYNY a potem – myśli i pragnienia. I jest tam również dziewczyna, powiedzmy, lekkich obyczajów. Widownia buczy: „Do piekła z nią, do piekła!’ – ale potem Pan Bóg im pokazuje świat wewnętrzny tej prostytutki – czysty i prosty… I czy myślisz, że On nie może odpowiadać także na nasze PRAGNIENIA? Jest też taka anegdota (także przywoływana już na tym blogu) – o biednym Żydzie, który był tak zapracowany, że nie miał nawet czasu na przepisane Prawem modlitwy. Wielce tym zasmucony poszedł poskarżyć się rabinowi. A ten mu odparł: „Wiesz, co Izaak? Gdybym ja był Panem Bogiem, to bardziej cieszyłby mnie ten Twój żal, niż Twoja modlitwa!” Wiesz, często porównuję swój stan do „chodzenia po pustyni.” Pustynia w Biblii jest królestwem złego ducha – ale również miejscem szczególnej, Bożej obecności (Hagar przeżywa na pustyni teofanię): „Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię ją wyprowadzić – i mówić do jej serca. I będzie mi tam uległa jak za dni swojej młodości…” (Oz 2,16-17) Ja wprawdzie poszłam „na pustynię” tylko za mężczyzną, którego kocham (bo nie chciałam, by był tam sam) – ale i tak towarzyszą mi czasami znaki Jego obecności – obecności Tego, który potrafi dać „wodę” nawet ze skały (Iz 41, 17-18).Wiesz, pustynia jest też miejscem, które zupełnie odziera człowieka z przekonania o własnej świętości, dobroci, mądrości – i myślę, że akurat to bardzo dobrze mi zrobi. A bardzo mnie pocieszają słowa z dzisiejszego czytania: „Wszystkie wasze prześladowania i uciski, które znosicie, są zapowiedzią sprawiedliwego sądu Boga…Dlatego modlimy się zawsze za was, aby Bóg z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra oraz czyn [płynący z] wiary. „

        2. Przeczytałem:) Musi istnieć pozasakramentalna droga zbawienia. Pytanie z niedzielnej Ewangelii – „Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni” – staje się tu bardzo wymowne.. Ludzie mający dostęp do życia sakramentalnego stanowią znaczną mniejszość wśród 'całej populacji’.. A jeszcze jak odliczymy tych, którzy korzystają z nich niewłaściwie, bez wiary (co zakłada skuteczność), bez miłości (w sposób rutynowy) – jednym słowem bezowocnie – to mamy najbardziej jaskrawy przykład „niewydolnego systemu zbawiania”..Bóg natomiast – jak tu wszyscy wiemy – patrzy przede wszystkim na serce. To stwierdzenie (Jego samego) rozumiałem do tej pory tylko jako badanie intencji. Ale myślę, że w tym jest coś więcej, bo jeśli ulubionym miejscem przebywania Boga na ziemi jest serce ludzkie, to jest w nim coś więcej do 'obserwacji’ i badania niż tylko intencje..Do takiej refleksji skłoniły mnie znowu słowa Jezusa z „Prawdziwego Życia w Bogu” Vassuli: „..Trwajcie ustawicznie na modlitwie ze Mną. Modlić się ustawicznie znaczy mieć stałą świadomość Mojej Obecności w sobie. Mieć świadomość Mojej Obecności znaczy być czujnym. Być czujnym znaczy żyć w światłości i być świętym. Waszym domem jest wasza dusza (jeśli chcesz się modlić wejdź do swej izdebki..mój dodatek). Czuwajcie więc, aby światło w was nie stało się ciemnością”.Kto zatem żyje w większej światłości i jest święty – ten kto jest „nasycony sakramentalnie” – dla samego sakramentu – jak to dobrze Estel ujęła – i zapomina o Bogu zaraz za progiem kościoła, czy ten „nienasycony”, który ustawicznie pragnie, cierpi i pamięta „z głodu”?

          1. Istotą wiary jest nienasycenie, ciągły brak i ciągłe dożywotnie poszukiwanie drogi do Boga. Nic w nas nie jest skończone ani ostateczne, do końca naszych dni jesteśmy ” w budowie” albo i w destrukcji, zależy co wybierzemy. W tym kontekście słowa Chrystusa : „ja jestem drogą, prawdą i życiem”, nabierają chyba właściwego i zrozumiałego znaczenia.A co do ateistów, to też wierzący tylko a rebours. Jak bowiem udowodnią, że mają rację ? Wierzą w to, że ją mają.

          2. Proszę Cię, Heniu, pamiętaj stale o naszej „zmowie” – to mi naprawdę bardzo pomaga w życiu!

          3. Pamiętam, ale potrzeba byś mi mówiła o dobrych owocach tej „zmowy” bo „komuś” to się chyba najwyraźniej nie podoba i robi wszystko żeby osłabić moją pierwotną gorliwość..

  4. Gdzie jestem dziś – gdzie CIEBIE szukać mam? To pytanie jest ciągle i dla mnie aktualne, bo „bariera” za jaką się Bóg 'ukrywa”, nieraz bywa męcząca w życiu, i nie do końca w pełni zrozumiała po ludzku.. „Ja tak się staram, tak wysilam, tak wytężam w szukaniu i zobaczeniu Ciebie, a Ty siedzisz w tym tabernakulum i ani mru mru”.. Co za „zaudany Typ”.. „Panie! Nic Cię to nie obchodzi że giniemy”?.. „Kto was tak przestraszył i oszukał że giniecie”?.. „Czemu tak bojaźliwi jesteście małej wiary”?Jest jednak sposób na pokonanie tej bariery, za którą Bóg czeka.. To jest właśnie wiara.. ale co to jest właściwie wiara i jak się nią posłużyć aby wskoczyć PB do „ogródka”? Kiedyś przeczytałem, że hebrajskie słowo wiara można przetłumaczyć jako „pewność prawdy”. Ale potem słyszałem też inne tłumaczenie, które niestety zapomniałem.Tak czy inaczej zgadzam się z nieco już oklepanym stwierdzeniem, iż wiara jest łaską. To niewątpliwie prawda choć w znacznym uproszczeniu i niewiele wnosząca – że tak powiem – dynamizmu w temat:)Natomiast kiedy co i rusz na forum (choćby wczoraj) pojawia się „prośba” typu: „Proszę o podanie przynajmniej jednego dowodu naukowego potwierdzającego istnienie Boga”, po czym Autor(ka) idzie spać z zadowoleniem, że rozpętał(a) kolejną zażartą wojnę na śmierć i życie, z której poza stratą czasu niewiele wynika – myślę sobie co następuje: Niektórym ludziom pewnie się nawet wydaje, że uwierzyliby w Boga gdyby im pokazać jakiś cud, albo przedstawić chociażby jeden dowód naukowy.. Uważają się przy tym zapewne za całkiem poważnych i zdrowo myślących racjonalistów.. Takie podejście skojarzyło mi się (nie wiem czy do końca słusznie) z postawą klienta wstępującego do sklepu ze sprzętem łazienkowym, z zamiarem zakupu sedesu..(po łacinie tron:). Po obejrzeniu modeli różnych firm, porównaniu cen i rozwiązań technicznych – woła obsługę i dumnie oznajmia:”Ten mi odpowiada. Czy mogę przymierzyć i wypróbować”?Można dopisać dalszy ciąg takiej scenki..:))

    1. Żądanie naukowego dowiedzenia istnienia Boga jest tak samo idiotyczne, jak żądanie naukowego udowodnienie jego nieistnienia. Wielu by chciało otworzyc szufladę z napisem „Bóg” i Go pomacać i ocenić czy to rzeczywiście Bóg, czy może jakieś kolejne oszustwo „czarnych”. Dlatego włąśnie ateizm jest dla mnie czymś beznadziejnie płytkim i z natury pozbawionym sensu.

      1. A dla mnie NIE KAŻDY rodzaj ateizmu jest płytki – podobnie, jak nie każdy rodzaj wiary uważam za równie godny szacunku. Ostatnio czytam bardzo mądrą książkę pewnego psychoanalityka, który zwalcza tradycyjne uprzedzenia swoich kolegów wobec religii – „Jezus – największy terapeuta wszechczasów” I on tam pisze m.in. że jedną z mądrości, którą powinniśmy wyciągnąć z Ewangelii jest pokora wobec własnej wiedzy. „Miej silne przekonania – pisze – ale zawsze dopuszczaj myśl, że możesz się mylić w dobrej wierze. Jezus z pewnością nie nauczał, że prawda jest względna – ale z Jego nauk możemy wyciągnąć wniosek, że każdy z nas poznaje ją tylko przez pryzmat osobistego doświadczenia.” Któryś ze współczesnych teologów, chyba Tischner, mówił także, że wielka wartość ateizmu polega również na tym, że potrafi nam wskazać słabe punkty, a nawet niedorzeczności tego, w co w rzeczywistości wierzymy, twierdząc, że wierzymy w prawdziwego Boga.

        1. Aniu, zgoda są pewne obszary dialogu nawet z ateistami, pod warunkiem, że nie szydzą z nas wierzących i nie wymyślają nam od głupków i jakichś totalnych nieudaczników, wierzacych w zabobony. Niestety większość produkujących się w internecie ateistów, to zwykłe chamy i frustraci, którzy swe kompleksy i skrzywienia usiłują wyładowywać na chrześcijanach. Ateiści poważnie traktujący swój ateizm zwykle się nie wypowiadają i nie uczestniczą w żadnych ateistycznych hucpach skierowanych przeciw nam. Ateizm traktują jak swoją prywatną sprawę światopoglądową.

          1. Już tu gdzieś pisałam, że bardzo szanuję jednego z niedawnych noblistów z dziedziny biologii, który powiedział: ” Jestem ateistą, ale ze swojego ateizmu nie czynię sobie RELIGII.” Ateizm wynoszony na sztandary i używany do WALKI przeciwko inaczej myślącym, jest dla mnie równie wstrętny, jak wiara religijna wykorzystywana w tym samym celu.

  5. > Z ust jednego z odchodzących pada tam> m.in. takie zdanie, które ucieszyłoby z pewnością> wszystkich wojujących ateistów świata: „Oni [duchowni]> potrzebują MARTWEJ PRAWDY. Ta cisza, która tu panuje, jest> pusta!”Ateisty wcale to nie cieszy, a wręcz przeciwnie – smuci. Bo oto jeszcze jeden klasztor okazał się być pusty w środku. A przecież wcale tak nie musi być. Mogaby w nim panować autentyczna radość – możecie ją nazwać radością bożą, jeśli chcecie – z samego pobytu w tym miejscu. Byłem niedawno w takim miejscu. Z każdego kąta emanowały miłość, spokój i dobro. Moim zdaniem – bo zebrali się tam dobrzy i mądrzy ludzie. Ty możesz uważać to za skutek boskiej interwencji, ale w sumie nie chodzi o to.A nowicjat – jeśli człowiek bardzo chce, przejdzie nawet przez piekło. Nie dla piekła, ale pomimo niego. Przecież mamy choćby zawodowych żołnierzy – ich „nowicjat” bywa straszny!

    1. Niech mój przyjaciel się aż tak nie smuci (choć, szczerze powiedziawszy, nigdy Cię nie zaliczałam do tej frakcji ateistycznego dżihadu, jaką miałam na myśli:)) – jestem pewna, że TAKI klasztor, jaki pokazano w tym filmie w ogóle nigdy i nigdzie nie istniał. Natomiast, co do prawdy, dobra, piękna, pokoju… Wiesz, dla mnie dylemat „czy to byli po prostu dobrzy ludzie, czy boska interwencja” – w ogóle nie istnieje. Wszędzie, gdzie jest miłość – jest Bóg, ponieważ Bóg jest miłością. Dla Niego (jak sądzę) nasze światopoglądowe deklaracje nie mają aż takiego znaczenia, jak nasze czyny… Dlatego jestem też pewna, że niejedno „świątobliwe zgromadzenie” może stać się przedsionkiem piekła – jeśli tylko zabraknie tam mądrości, dobroci i umiaru.

      1. „Piekło jest w nas”. Nie pamiętam kto to powiedził, ale to stwierdzenie dobrze oddaje istotę rzeczy, bez wzgledu na prezentowany światopogląd.

        1. Ja pamiętam tylko, że Sartre twierdził, że „piekło to inni” – ale z tym się fundamentalnie nie zgadzam.:) Ten psychoanalityk, o którym wspominałam, napisał coś dokładnie odwrotnego – że jesteśmy stworzeni do tego, by tworzyć więzi z innymi osobami (w tym także z Bogiem). Inaczej sformułowała to s. Emmanuelle, twierdząc, że inni to niebo (chociaż, patrząc na to, jakie piekło na ziemi potrafimy sobie nawzajem czasem stworzyć, w ten punkt widzenia też niełatwo uwierzyć:))

          1. Gdzieś kiedyś natrafiłam na bardzo sugestywny obraz piekła i nieba. Piekło – grupa osób siedzi nad garnkiem z zupą, każdy ma łyżkę na bardzo długim trzonku… nikt nie może się najeść, bo zanim łyżkę doniesie do ust rozlewa sam, albo inni mu rozlewają, potrącają się itp. Niebo – ten sam garnek, te same łyżki, taka sama grupka ludzi… tylko, że każdy karmi łyżką swojego vis a vis, wszyscy syci i szczęśliwi 🙂 Tylko, na kocioł arcydiabła… nie pamiętam czyja to była wizja 🙁

          2. Aniu, myślę, że rację miał Jan Paweł II mówiąc, iż niepodobna zrozumieć człowieka bez Jezusa. Gdy się nad tym głębiej zastanowić… Chyba nie można tego lepiej ująć.

      2. jest taka modlitwa, którą często odmawiam za kapłanów, a którą tu pozwolę sobie przytoczyć:”Jezu, wiekuisty najwyższy Kapłanie, zachowaj twoich kapłanów w opiece Twego Najświętszego Serca, gdzie nikt im nie może zaszkodzić. Zachowaj nieskalanymi ich namaszczone dłonie, które codziennie dotykają Twojego świętego Ciała. Zachowaj czystymi ich wargi, które zraszane są Twoją Najdroższą Krwią. Zachowaj czystymi ich serca naznaczone wspaniałą pieczęcią Twojego Kapłaństwa. Spraw, aby wzrastali w miłości i wierności Tobie, chroń ich przed zepsuciem i skażeniem tego świata. Wraz z moca przemiany chleba i wina udziel im również mocy przemiany serc. Błogosław ich trudowi, aby wydał obfite owoce. Niech dusze, którym służą, będą ich pociechą tu na ziemi, a także wieczną korona w życiu przyszłym.Amen”św. Tereska od Dzieciątka Jezuscóż, ta modlitwa w twoim (waszym ) kontekście brzmi groteskowo (zwaszcza fragment o pociesze tu na ziemi..)Alba, wiele komentarzy już padło i nie chciałabym sie powtarzać, ale nasuwają mi się 2 sprawy:1. odpowiedzialność za swoje zbawienie (osobno twoja i jego)2. odpowiedzialność za „zgorszenie publiczne”- czyli obecność tej strony w internecie, pokazywanie tego co zaszło publice, wystawianie tego, oczekiwanie na komentarze, dzielenie się swoimi o’błędnymi myślami..Zdrada, porzucenie przez księdza kapłaństwa i wiązanie się z niewiernym kapłanem to bardzo konkretna niewierność i bardzo konkretne zgorszenie. Ludzie dziś oczekują od kapłana naprawdę WYSOKIego poziomu. czy to spowodowało że kapłan, z którym się związałaś, nie uniósł tego? Z całą pewnością jednak nie ma dość dobrego wytłumaczenia. To nie powinno mieć miejsca. (w pierwszych wiekach nie było takich uregulowań, celibat nie był jeszcze obowiązkowy, ale teraz jest, i każde wykroczenie w tej dziedzinie jest notowane i jest wielkim zgorszeniem. i nie owinno cie to dziwić. Czy naprawdę warto aż tak przewartościowywać życie i szczęście na tej ziemi? czy wyjdzie to tobie i jemu (a także „maluczkim”, którzy to czytają i rozważają, czy aby tak nie jest lepiej) na zbawienie? czy myślisz o śmierci i o tym, ze zdasz sprawę z każdego czynu, z wszystjkiego, z czego nie chcesz się poprawić?

        1. swoją drogą ciekwe, ile młodych lektorów, ew. ilu rodziców wpadnie na tą strone choćby przez przypadek- szukając w internecie..śnieżnobiałej alby do posługi…

          1. me – długo miałem to samo co Ty, w stosunku do Alby. Ale Pan Bóg mnie wyzwolił od tego – za co jestem Mu ogromnie wdzięczny! Bo miłość do grzesznika to nie jest takie byle co…tego nie można sobie wypracować bo to jest po prostu wbrew naszej naturze. Natomiast mogę Ci zaręczyć, że kochać grzesznika jak samego siebie – to jest totalny odlot! Mam nadzieję, że też kiedyś tego doświadczysz..:) I tego z całego serca Ci życzę.

          2. tyle, że Jezus do jawnogrzesznicy powiedział: idź i nie grzesz więcej. A nie „spoko, rozumiem. takie życie. jesteś tylko człowiekiem. nic się nie martw. będzie dobrze. jestem z tobą”.. Powiedział: idź i nie grzesz więcej. A ona zmieniła swoje życie i szła za Jezusem. To jest ta drobna różnica. Grzesznych upominać. Nie będę tu mówić o własnej grzeszności (skrytogrzeszności), która nic nie jest lepsza. Grzech to grzech. Wszyscy mamy JAKOŚ dojść do nieba Jak? rezygnując z grzechu, który szczęścia dać nie może.. A Alba żyje otwarcie w grzechu i nie chce tego zmienic. Zamieszcza swól blog w internecie i troche to tak wygląda jak gdyby czekaa na poklepanie po ramieniu i zapewnienie: wszystko będzie dobrze. Kochać grzesznika (jak siebie samego)-TAK!!!(a mówię ci, że już trochę Pan mi pokazał, jakim skrytogrzesznikiem, zdolnym naprawdę do wszystkiego co najgorsze) jestem. i może właśnie dlatego ktoś kiedyś mi powiedział, że nie robię różnicy między sprawiedliwym a grzesznikiem.Ale jeśli ktoś coś robi źle, to mamy obowiązek powiedzieć- robisz źle. zmień to. Prawda, że drogą nternetową nie jest aż tak trudno, aż tak nie boli, niż gdyby trzeba było powiedzieć to: sobie/ komuś bardzo bliskiemu-bratu, ojcu, przyjaciółce… Ale…trzeba. Czy Albę to przekona? To już inna sprawa.

          3. Rozumiem, Barbaro, że jesteś jedną z osób mówiących Albie: Rób tak dalej. Rób to, czego nie wolno. Pan Bóg jest naprawdę miłosierny, wszystko wam przebaczy.. liczy się tylko miłość. Czyż nie tak? Nie zamierzam przekonywać. Jednak skoro już tu weszłam (przez tzw przypadek) to moje sumienie się określa b. konkretnie przeciw ZGORSZENIU. Alba ma sumienie, może pozacierały się już pewne granice, nie mnie to osądzać, ale z pewnością wie/wiedziała co wolno, czego nie wolno,wiedziała, że trzeba za wszelką cenę szanować wolę i decyzję kapłana. On wiedział, co ślubuje Bogu. Jeśli do tego nie dojrzał, to albo nie był szczery z sobą i osobą odpowiedzialną za rozeznanie tego powołania, albo ktoś chciał go widzieć na siłę w kapłaństwie. Nie wiem. Ale został kapłanem. Jest kapłanem.. Uszanować tę decyzję, choć obie strony może kusić … tzn uciekać od każdej okazji, która może doprowadzić do odciągnięcia kogoś od swiadomie wybranej drogi. Widzisz, też mie „kusiło” (i Jego).. Ale prosiłam Pana. I Pan mnie przeniósł (niczym Habakuka-za włosy!) w inne miejsce. Wróciłam- i znowu mnie przeniósł 🙂 w jeszcze bardziej odległe.. Gdy wróciłam- on właśnie odchodził z parafii .Bogu niech będą dzięki.Miłość przewyższa miłość.

          4. kusić, to kusiło na pewno mnie. Co do Niego- tego nie wiem. Zawsze był bardzo odpowiedzialny za każde swoje słowo i czyn. Ale z pewnością atmosfera zaczynała się robić, na pewno w moim odczuciu , gęsta.. Przeszłam chyba przez wszystkie etapy zakochania, przeszły mi po głowie wszystkie myśli, i chodziło mi po głowie- jaki to piękny obraz miłości Chrystusa do Kościoła… fizyczny, konkretny… w swoim mysleniu (a może jednak bagatelizuję obecność działania złego ducha) posuwałam się coraz dalej.. zadawałam sobie, a jakże , pytania-czy musi tak być? tylko widzisz, pytania można zadawać, ale trzeba trwać w posłuszeństwie, zwłaszcza jeśli materia jest tak poważna.

          5. Wszystko pięknie i ładnie.. TYM razem Ci się udało.. Bóg był dla Ciebie tak bardzo miłosierny. Czy ma On zatem dopuścić na Ciebie ten grzech abyś jeszcze bardziej spokorniała?.. Jeśli JA mogłam nie zgrzeszyć, to inni też mogą.. A skoro grzeszą to znaczy że ja, mimo iż też grzesznica – jestem mimo wszystko lepsza.. Ale czy Ty jesteś Albą? Znasz jej historię sekunda po sekundzie? Tylko Bóg może naprawdę sprawiedliwie osądzić człowieka. I zrobił to na krzyżu.. A gdy przyjdzie powtórnie – osądzi nas według tej miary jaką myśmy osądzali innych. Jeśli więc przychodzi ochota na oceny, dobrze wpierw pomyśleć czy wg tych samych kryteriów sama chciałabyś być oceniana na wieki..A jeszcze na koniec zapytam przewrotnie: skąd w ogóle wiesz czy Alba trwa w grzechu czy nie? Gdzie to jest napisane – jak powiedzieliby Świadkowie Jehowy – w Biblii?..:)

          6. widzisz, mnie by sie nic nie udało, gdyby nie Boża interwancja .. Myślę, że to była obopólna prośba o to, by Bóg chronił, by nie jeden, ale cała rzesza aniołów strzegła… I uchronił. To nie MNIE sie udało, do leżałam luż we własnym gnoju tyle razy, że sobie nie wyobrażasz. I zawsze gdy sama sobie chciałam poradzić, jeszcze szybciej leżałam z powrotem.. (i jak znam siebie- pewnie nie raz będę leżeć. Jednak różnica chyba polega na tym- czy ja chce tak leżeć? No NIE! czy w tym dopatrujesz się mojej chęci wywyższania się nad innych grzeszników?)i wiesz co jeszcze? Czytania z ostatnich dni, te o faryzeuszach, uczonych w Piśmie, obłudnikach bardzo biorę najpierw do siebie, nie myśl czasem.. I pewnie coś jest na rzeczy. Mechanizm wszak znany- to, czego nie akceptujemy u innych jest czymś , co do siebie dopuściliśmy, choćby w myślach. Zasatanawiałam się też dziś trochę nad tą sceną z jawnogrzesznicą… Jezus był pełen miłości i delikatności. Tak, tego brakuje wszelkim oceniaczom, w tym mnie. Ale zauważ, że Jezus całą swoją postawą, można nawet sobie wyobrazić delikatniość ruchów, gestu , głosu… nigdzie nie potępił JEJ. Przywrócił jej godność. Odpuścił jej to, co ONA robiła. A więc tym samym ocenił, że to co robiła było złe. I dość jasno dał jej zrozumieć, że ma już przestać to robić. I ona dobrze o tym wiedziała. I posłuchała Go.Nie wydaje mi się, żebym puściła Albie wiązanke „Ty taka, Ty owaka!” Nie wiem, Alba jak dotąd się nie wypowiedziała, więc nie wiem, czy ona też tak to odebrała. Czy nazwanie czyjegoś złego postępowania złym jest negatywną oceną osoby, która tak czyni? Jak widać, tak to zostało odebrane. Ale czy słusznie? ocena postępowania może być faryzejska, ale.. może być też misją.. proroka? niech wiec Bog osadzi co mna powoduje..prorok? to pewnie wzbudzi u niektórych tutaj śmiech, ale żaden prorok nie zrobił, na tym co mówił kariery, prawda? Dlkaczego wydaje mi się, że Alba nadal żyje w związku z Kapłanem? Może Alba napisze? Alba, przepraszam, nie mam w sobie tej delikatności, którą miał Jezus.. Ale chce po prostu jak „krowie na rowie” powiedzieć: Zostaw to!

          7. A Ty, me, pewnie myślisz, że ja się nie modliłam, nie błagałam, nie płakałam – za siebie i za niego? Może mam za małą wiarę (gdzie mi tam do Ciebie) – że Pan nie wysłuchał tak, jak chciałam – i wystawił mnie na pastwę sprawiedliwych… (No, jasne – bo przecież „takie” się nie modlą, nie pokutują – one wyłącznie grzeszą, dniem i nocą, myślą, mową i uczynkiem – póki ich ktoś mądrzejszy i silniejszy w wierze nie wyciągnie siłą z bagienka, w którym się radośnie taplają – o, Jezu Chryste, jakie to wszystko proste…) Dobrze więc, niech będzie i tak – jestem gorszycielką niewinnych dziatek i zatwardziałą grzesznicą bez zasad, serca oraz sumienia. Może i to jest część mojej pokuty? Ty przenikasz i znasz mnie, Panie… Pozostali nie muszą.

          8. Dziękuję Ci, Heniu… Tego, co się dzieje w moim sercu, dzień po dniu, sekunda po sekundzie, nikt nie wie, tylko sam Bóg… I nie wierzę, by na to wszystko On mógł pozostać „ślepy i głuchy” w swoim miłosierdziu. Cała reszta to tylko słowa ludzi, którzy (czując się sprawiedliwi we własnych oczach) sądzą, że „gromadzą sobie skarb w niebie” napominając biedną grzesznicę – a naprawdę tylko ranią. Zawsze bardzo lękałam się tych, którzy na wszystko mieli prostą, gotową receptę. Ale rozumiem ich – czują się do tego zobligowani w sumieniu, podobnie jak ja wiem, że nie mogę TERAZ porzucić drogi, po której idę (idziemy), choćby ktoś z uporem nazywał „zgorszeniem” i obrazą boską fakt, że kochamy i wychowujemy nasze dziecko. A jeśli się mylimy – to przecież Bóg i tak nas osądzi…

          9. Wiesz, Me… ja nie mogłabym doradzać Albie żadnych drastycznych kroków (w jedną lub drugą stronę). Jesteś w tej dobrej sytuacji, że Twoja miłość do księdza pozostała Boskim zrządzeniem platoniczna. Piszesz – Bóg tak chciał. Dobrze, nie zgrzeszyliście, ale jeśli kto inny już zgrzeszył, to co? Rwać włosy z głowy? Alba ma synka… jej sytuacja nie jest taka prosta jak Ci się wydaje. I niech jej wybór osądza Bóg, nie my.

          10. Masz racje me -to JEZUS do jawnogrzesznicy powiedział te słowa. Więc dlaczego ludzie tak często stawiają się na Jego miejscu?? Ja zwykle przypominam sobie o modlitwie dwóch w świątyni (Boże, dziękuję Ci,że nie jestem taki jak inni ludzie:złodzieje, krzywdziciele, cudzołożnicy..Łk 18.10-14)i pilnuje się,żeby nie czuć się lepszą od innych.Alba zna doskonale ciężar swoich grzechów.Często mam wrażenie,że jest bliżej Pana Boga, niż ja. A Ty czujesz się lepsza, bo z jednej próby wyszłaś zwycięsko?Wierz mi, to jeszcze o niczym nie świadczy -póki życia ciągle wybieramy

          11. Tylko On będzie sądził, powtarzam. (ale z drugiej strony jest gdzieś -w Ap?-mowa o tym, że apostołowie zasiądą razem będą sądzić pokolenia Izraela? (nie znam adresu) Sąd się dokonuje już teraz. I już teraz , w sakramentalnym znaku rozgrzeszenia, o ile postanawiamy poprawę, rozwiązują się sprawy w górze.. A czego nie mamy pragnienia rozwiązać, jeśli nie chcemy dokonać sądu w bramie konfesjonału, nie będzie rozwiązane w niebie.. Idziemy też do nieba razem i jesteśmy za siebie odpowedzialni. Jeśli widzimy, że ktoś leży- mamy postąpić jak Samarytanin, a nie przejść obok. Jeżeli ktoś chce leżeć, to co? Mamy powiedzieć „A niech leży, skoro chce”? Wiesz, bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, jaki skutek można osiągnąć mówieniem komuś (zwłaszcza w dobie szalejącego indywidualizmu) (i zwłaszcza do kogoś niedojrzałego- powiedz tak np nastolatkowi!): nie rób tego! To jest złe! Popraw się! Ta osoba zatnie się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej będzie robiła tak, jak ona uważa za stosowne. Ale osoba, która ma w sobie dość pokory, powie: masz rację. To trzeba to zmienic. Zle robię. Czy czuję się lepsza? Nie. Ale czuje się w obowiązku powiedzieć, że TAK JEST ŻLE.

          12. Dla mnie jednak jest ważniejsze nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni….ie czytałaś wiele z tego blogu,więc masz jakby szczątkowy obraz sytuacji.I tylko zastanawiam się co byś radziła Albie?Ma zostawić maleńkie dziecko i męża ?(bo to jest jej mąż! choć niektórzy próbowali mówić,że skoro nie sakramentalny, to się nie liczy!)Nie potrafię się zgodzić na „takie” napominanie!

          13. Dokładnie tak – me – nie znasz jeszcze dobrze Alby oraz całej sytuacji, dlatego z taką łatwością przychodzi Ci ferowanie wyroku co i jak powinna zrobić. Ja też mam dokładnie takie podejście do ludzi.. Zresztą Jezus powiedział:”Niech wasza mowa będzie tak tak – nie nie. Co nadto jest od Złego pochodzi”. Ale także: „Idźcie i starajcie się zrozumieć co znaczą słowa – miłosierdzia bardziej pragnę niż ofiary..” Każdy przypadek naruszenia norm czy to Bożych czy kościelnych – należy rozpatrywać osobno, i respektować człowieka tak, jak go sam Bóg respektuje..Ciekaw jestem Twojego Salomonowego rozwiązania tej sytuacji..Pozdrawiam.

          14. Wiesz co – nie pytam, CO Twoim zdaniem powinnam zrobić, by udowodnić (komu? i po co?) że „grzech swój mam zawsze przed sobą” – i że bynajmniej nie piszę tego bloga po to, by powiedzieć „patrzcie, i podziwiajcie, jaka jestem wspaniała!” – przecież TY już WSZYSTKO o mnie wiesz. Dobrze, niech i tak będzie… Najważniejsze, że to Ktoś inny będzie moim (naszym!) sędzią – a On nie sądzi po pozorach („bo to wygląda, jakby Alba…”) lecz zna nasze SERCA.

  6. Bawiąc się w „tropiciela śladów” Pana Boga, znalazłem je nawet w Platformie Obywatelskiej! Działalność bowiem Obydwu (w kraju i we wszechświecie) ma ze sobą dużo wspólnego.. Gdybyśmy mogli zorganizować wspólną konferencję prasową w celu uzyskania wyjaśnień – podejrzewam, że ilość pytań zaczynających się słowem „dlaczego”, byłaby mniej więcej wyrównana, a i odpowiedzi też podobne: „Wszystkiego dowiecie się państwo na Sądzie Ostatecznym”.

  7. dobrze jest zadac sobie to pytanie : gdzie teraz jestem na mojej drodze szukania Boga. bardzo wartościowe, można spojrzeć za siebie, co sie już mineło, co zabrało ze sobą , rozejrzeć się na jakim etapie jestem w tej chwili, a potem popatrzeć co widać na horyzoncie i ruszyc dalej.. pozdrawiam 🙂

    1. Ja, niestety, wolę chyba patrzeć wstecz, niż za horyzont. 🙂 Obawiam się, że najpiękniejsze „zielone pastwiska” mojej wiary pozostawiłam już dawno za sobą – i nie mam już tam powrotu, choć tak bardzo tęsknię… A przecież chodząc cały czas tylko po własnych śladach, kręcę się w kółko – i wiem o tym. Jak oznajmia Pismo:”Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w mysli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na pustkowiu.” (Iz 43,18-19)

      1. Nie chciałam pisać komentarza do tej notki, bo cisnęły mi się zbyt ostre słowa. Bardzo często nie potrafię powściągnąć języka tak, aby nie „zrugać” kogoś niepotrzebnie. Nie bardzo podoba mi się ciągłe podkreślanie jak okropnie „brudni, grzeszni, niegodni, wstrętni” jesteśmy, bo wydaje mi się, że w tą stronę też łatwo o przesadę, tak samo jak w stronę pychy i nieomylności 🙁 Najlepszym komentarzem mógłby być tekst Barki (przypadkiem trafiłam przez odnośnik z bloga Leszka) o „sądzeniu”

        1. Nie wydaje mi się, abym pisząc akurat tę notkę miała jakoś szczególnie na myśli własną „grzeszność” – po prostu takie a nie inne refleksje nasunęły mi się po obejrzeniu tego filmu. Za subiektywny odbiór moich tekstów ze strony Czytelników trudno mi odpowiadać. Co do mnie, to nie uważam siebie za do szczętu złą, grzeszną, zepsutą – i co tam jeszcze. W końcu stworzyło mnie Nieskończone Dobro. I masz rację, że w ciągłym poniżaniu siebie tkwi podobne niebezpieczeństwo, jak i w przekonaniu o własnej doskonałości. Postaram się na przyszłość unikać jednego i drugiego.

          1. Albo, Ty sama nie pogrążasz się w przesadzie 🙂 Notki są bardzo fajne, ciekawe, choć nie zawsze się całkiem zgadzam z ich treścią. Ale (może tylko mi się wydaje) kiedy zejdzie się kilka komentarzy na temat „grzeszności” – czasem „podbijają Twój bębenek”. A mi chodziło o to, że kajanie się aż do przesady (takie taplanie się z lubością w swojej „nieczystości”) jest dość często obecne w ogóle w Kościele. Zupełnie przypadkiem przeczytałam u Barki, że przecież to też podpada pod zdanie „nie sądźcie…”. Sądzimy nie tylko bliźnich ale też i siebie, zamiast sąd pozostawić Bogu. Na kazaniach również nagminnie słyszymy o potępieniu, a straszenie piekłem w końcu powszednieje i nie robi już kompletnie żadnego wrażenia.Ps. Odnośnie braku możliwości pobycia w ciszy i spokoju „na pustyni” kiedy się ma dziecko… rozumiem ten ból 🙂

          2. Odnośnie potępiania samego siebie – moi spowiednicy skutecznie wbijali mi do głowy, że jest to równie złe, jak potępianie innych – ponieważ w każdym przypadku, potępiając stworzenie Boże, potępia się Jego Stwórcę. W ten sposób „wyręczamy” samego szatana, który, jak się mówi: „dniem i nocą oskarża nas przed Bogiem.” A przecież, nawet „jeśli nasze serce (słusznie!) oskarża nas – to On jest większy od naszego serca, i zna wszystko.” Bardzo bym chciała, żeby księża w moim Kościele powstrzymali się od miotania gromów na „grzeszników” i na ten straszny, zły, zepsuty świat, a za to więcej mówili o tym, że wszyscy (nawet ci, którzy się uważają za „świętszych od papieża”) jesteśmy grzesznikami, ale takimi, KTÓRYCH KOCHA BÓG. I że nic, nigdy nie może odłączyć nas od Niego „na wieki wieków amen” – chyba, że SAMI tego zechcemy. Że nie ma takiego zła, które by nie mogło zostać naprawione ani grzechu nie do wybaczenia. Że dla każdego z nas, zawsze, jest nadzieja. Ponieważ „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale żeby ten świat (taki, jaki jest!) został przez Niego zbawiony.” I kiedy czasem słucham tych potępień, a nawet obelg, które padają z ambon czy z eteru – zastanawiam się, czy ktoś tu czasem nie głosi „ewangelii szatana”…

          3. Mądrych masz spowiedników 🙂 A jak widać dwa tysiące lat straszenia piekłem (i to czasami o wiele bardziej niż teraz się to robi) nie pomogło na wszelkie wady ludzkości 🙁

          4. Straszenie czymkolwiek nigdy nie pomagało i nie pomoże. Dlatego Bóg jest Miłością. Słowa : ” nie lękajcie się” najlepiej oddają istotę relacji między Bogiem a ludźmi. Człowiek sam się potępia, to nie Bóg zsyła do piekieł. Ludzie sami sobie ten stan ducha wybierają, odrzucając trwale i bezpowrotnie Dar Bożej Miłości . Ten wybór Bóg też szanuje, jak każdy wybór, którego człowiek dokonuje.

      2. W kółko sie raczej nie jest dobrze kręcić… lepiej iść do przodu, byle nie za szybko, żeby czegoś w pospiechu nie minąc. pozdrawiam 🙂

  8. Gdzie jestem dziś – gdzie CIEBIE szukać mam?Albo, jesteś w wiecznym Teraz. Bóg jest tancerzem, a Ty tańcem. Nie jest tak, że Bóg jest wielkim tancerzem, a Ty takim sobie. Bóg Ciebie się tańczy. pozdrawiam 🙂

    1. Ładnie ujęte, Jarku…:) Jest gdzieś (w hinduizmie chyba) taki obraz Stwórcy, który TAŃCZY i staje się świat.:) Ale czy o tym, co niepoznawalne, nie można mówić jedynie takim językiem, językiem poezji, przenośni, przybliżeń? I ja inaczej nie potrafię, mówiąc o swoim doświadczeniu Boga (myślę, że Jego się raczej „doświadcza” niż jakoś rozumowo „poznaje”: „Teraz poznaję po części, kiedyś zaś poznam tak, jak i sam zostałem poznany.” – ma nadzieję św. Paweł). Tak więc zadedykuję Ci fragment wiersza mojej znajomej siostry nazaretanki: „Do Ciebie się nie idziedo Ciebie się tańczyDROGO.” 🙂

      1. Już myślałem, że znalazłaś sponsora na pustelnię i poszłaś uzgadniać szczegóły architektoniczne :)))Co do poezji jako sposobie mówienia o Bogu, to podoba mi się co ktoś powiedział w związku JPII: „Kiedy nie mógł czegoś wyrazić jako filozof i teolog – po prostu pisał wiersze”.

        1. Powód mojego milczenia był (niestety?;)) bardziej prozaiczny – wyjechaliśmy zacieśniać więzy rodzinne. Oprócz tego chwilowo braknie mi weny. A nie chciałabym ZNOWU pisać o tym, jak bardzo irytuje mnie i dziwi banalizowanie aborcji przez zachodnie społeczeństwa – ostatnio znów dowiedziałam się od pewnej „specjalistki” z Wiednia, że jest to niewinny i bardzo prosty zabieg medyczny, o którym kobieta – o ile tylko „świadomie podjęła decyzję” nie powinna myśleć więcej, niż o usunięciu zęba. Co więcej, ten anioł miłosierdzia postuluje LECZYĆ te, które jednak myślą. I oczywiście standardowe przedstawienie WSZYSTKICH ruchów pro-life, jako bandy opętanych nienawiścią fanatyków, którzy zupełnie bez powodu atakują „prawdziwych przyjaciół kobiet”. Albo moja ulubiona prof. Środa, która była uprzejma napisać w którymś z ostatnich „Wprostów” że „obrońcom życia” (a więc również MNIE!:)) chodzi WYŁĄCZNIE i na pewno jedynie o „kontrolę nad kobietami” (no, jasne, jasne – zapładniać przymusowo i niech rodzą setkami – przecież wiadomo, że ZAWSZE dzieje się to wbrew woli tych nieszczęsnych, zniewolonych przez naturę i społeczeństwa istot, więc co za różnica? Kontrola to kontrola!) ponieważ wszyscy bez wyjątku popierają wojny na świecie i karę śmierci! Wrrr! Ale ponieważ wszyscy na tym blogu już wiedzą, co ja myślę o podobnych mądrościach, nie będę się więcej powtarzać…

          1. Jeszcze „chwila” a postępowa i nowoczesna Europa ze swymi „standardami”, na własnej skórze doświadczy skutków swego nierozumnego podejścia do kwestii prokreacji.A Ty pisz, skoro Bóg Cię obdarzył językiem wymownym. Wprawdzie ten lud jest o twardym karku, wszakże niech wiedzą, że jest prorok pośród nich.Odwagi..;)

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *