Ogłoszenie.

Z dniem dzisiejszym ten blog zostaje zawieszony na czas nieokreślony,

Dokładne powody tej decyzji pozostaną moją tajemnicą.  Ponieważ jednak czuję, że jestem Wam winna jakieś wyjaśnienie, napiszę tylko, że rozpoczynając tę pisaninę, naiwnie sądziłam, że mogę w ten sposób komuś pomóc (już nawet nie wspominając o tym, że uważałam również, że mogę pomóc sama sobie).

Kiedy jednak, zamiast pomagać zaczyna się szkodzić (choćby nawet nieświadomie) znak to niechybny, że pora kończyć. Niech suma cierpienia na tym świecie przynajmniej nie powiększa się z mego powodu. Bo, jak powiedział kiedyś mój oddany przyjaciel: „Cały problem polega na tym, że nawet jeśli niechcący walniesz kogoś w łeb, to go tak samo boli…”

Czasami człowiek musi zrobić po prostu to, co należy – żeby potem bez obrzydzenia patrzeć w swoje lustro. Żałuję, że zrozumiałam to o wiele postów za późno.

Wszystkich, którzy kiedykolwiek poczuli się urażeni czymkolwiek, co zostało tu zamieszczone, z  serca przepraszam. Pozostałych proszę, żeby źle myśleli tylko o mnie.

Ps. Naprawdę wierzę, że Bóg jest miłością. Jest to jedyna rzecz, której jestem pewna. I chciałabym, żebyście to wiedzieli.

177 odpowiedzi na “Ogłoszenie.”

  1. Albo, żeby kogoś obrazić, musiałabyś mieć w trakcie pisania postu czy odpisywania komuś taką intencję. Jeżeli nie miałaś takich uczuć, to nikt nie został obrażony. Jeśli zaś ktoś poczuł się obrażony, a jak to już ustaliliśmy 🙂 nie miałaś takiej woli, to jego problem. Problem jego rozdmuchanego ego.Jestem przekonany, że wielu z pośród tych, którzy czytują Twego bloga, znalazło inspiracje do innego spojrzenia na siebie i świat. No cóż, na ile to ciebie zmieniło, musisz sama sobie odpowiedzieć.

    1. Jarku, nie mówmy o „rozdmuchanym ego” kogoś, kto poczuł się przeze mnie skrzywdzony i zdradzony – bo wyszłoby na to, że to JEGO wina. A wina jest w tym przypadku tylko i wyłącznie moja – i poczuwam się do niej w całej pełni. Nawet, jeśli problem tkwi w różnicy wrażliwości mojej i tej osoby (przy której, jak się okazało, jestem gruboskórna niczym słonica) to i tak powinnam była to przewidzieć. Widzisz, to tak, jak z granicą bólu – każdy z nas ma inną… A kto podeptał (choćby nawet niechcący) nawet jedną istotę ludzką – jakże może twierdzić, że jest „dobrym” człowiekiem?

      1. Aniu, mam nadzieję, że tylko żartujesz sobie…Zwłaszcza z tym deptaniem i waleniem po łbach (choćby niechcący i nieświadomie) niewinnych ludzi, bo takich po prostu nie ma.. Wszyscy mamy krew na rękach. Są tylko dwie osoby co do których można być 100% pewnym, że zawsze były i są niewinne – Jezus i Maryja. A te dwie Osoby – jestem tego pewien – są po Twojej stronie. I to jest najważniejsze. Reszta – w tym ja – widocznie nie zasługujemy na to by mieć taki blog jak Twój do czytania. Ale jak powiedziałem na początku – mam nadzieję, że to tylko taki wrześniowy prima aprilis..;-)

      2. Oczywiście, że to nie kwestia winy kogokolwiek, ale braku Świadomości.O jakiej „krzywdzie” i „zdradzie” piszesz, Albo? Zdradzony i skrzywdzony mógł się poczuć tylko ktoś kto nie lubi sam siebie i nie ma dystansu do siebie i swoich przekonań.

        1. Albo, domyślam się, że ten ostatni post, to nie jest tylko kwestia tego co piszesz na blogu. To wewnętrzne dylematy związane z całym twoim życiem. Pytanie kim jesteś? Ja, czyli kto?

        2. Widzisz, Jar, czasami (choć nigdy bez zgody zainteresowanych osób) przy tworzeniu tekstu posiłkowałam się wrażeniami, jakie wywarło na mnie spotkanie z tym czy innym człowiekiem. Ostatnio jednak ktoś „rozpoznał siebie” w którejś z moich historii – co więcej, poczuł się przeze mnie osądzony i „wykorzystany” z niskich pobudek (tj. dla „sławy” jaką rzekomo daje „polecenie” przez Onet). Nawet, jeśli to nieprawda, a rzekoma „sława” przynosi mi tylko zamęt w życiu (o czym już Wam pisał P.) – to ryzyko jest zbyt duże, bym chciała je znów podjąć w przyszłości. Wyrażenie zgody nie zawsze oznacza świadomość wszystkich konsekwencji. Ja również jej nie miałam, tworząc ten tekst – ale to niczego nie zmienia…

  2. Albo Twój blog dał mi wiele do myślenia,przedstawił nieco inną wizje otaczającej mnie rzeczywistości. Może nawet dodawał otuchy. Nie wypowiadałam się na forum, ale uwielbiałam czytać to co piszesz, nie zawsze musiałam się z tym zgadzać, ale naprawdę w większości się zgadzałam. Mam nadzieję, że nie porzucisz pisania o tak ważnych rzeczach. Życzę ci ze szczerego serca szczęścia z mężczyzną Twojego życia i waszym dzieckiem. Mam nadzieję, że ludzie nie będą dla was wrodzy, a i Kościół stanie się łaskawszy. Bo nie ma niczego piękniejszego od miłości!!! Bądźcie silni 😉

  3. Żaden ze mnie prorok, ale mam niezwykle mocne wrażenie, że rozchodzi się głównie o Twój ostatni wpis (i o wpisy związane z seksualnością w ogóle). I równie wielkie wrażenie, że dałaś się zakrzyczeć tradycjonalistom (w jak najbardziej negatywnym tego słowa znaczeniu), fundamentalistom i innym fiksantom, którzy przekonali Cię, że żadna z Ciebie katoliczka, a tylko rozwiązła, głupia i obłudna heretyczka.Nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak – to zostaw ich z ich własnymi problemami. Jeśli ktoś uznał, ze gorszysz i grzesznie obnażasz, to niech zostanie sam ze swoją pozycją misjonarską i pacierzem błagalnym na ustach podczas współżycia. Jak anorektyczki podczas posiłku, które płaczą z poczucia winy, że jedzą.A jeśli chodzi o co innego, to wciąż zdania nie zmieniam. Nie zdołałem przegryźć się przez całego bloga, ale nie wierzę, że w tym co widziałem (i w tym czego nie widziałem) jest coś, co mogłoby kogoś urazić i skrzywdzić. Wprost przeciwnie – pokazujesz, że chrześcijanin (katolik w szczególności), to również może być osoba myśląca, która ma własne zdanie, wolną wolę, sumienie i potrafi zastanowić się nad motywami swoich działań – a nie siedzi tylko na Katechizmem i próbuje wykminić „co wolno, a czego nie, bo Ojcowie gdzieś to musieli spisać”. Pokazujesz, że zostaliśmy powołani do wolności, a nie niewoli Prawa i przepisów, o czym niektórzy czasami zapominają. Ja wiem, że łatwiej skulić ogon i pójść po jasną odpowiedź na piśmie, zamiast się w swej wolności i sumieniu nad nią zastanowić – szczególnie, że wtedy jesteśmy zwolnieni z odpowiedzialności za błędy. Ale odpowiedzialność jest ponoć nieodłączną częścią (nieodłącznym skutkiem?)wolności, a w przypadku błędu czeka na nas konfesjonał.Jeśli popełniłaś błąd, to idź właśnie tam. Ale ja nie widzę tutaj dowodu Twojej winy.

    1. Jak znam Albę to za jakiś czas powróci, bo ciężko jest dzielić się na pracę, bloga, męża i dziecko. Wczoraj (w niedzielę) została jak widzieliście polecona na Onecie i to jest wtedy masakra. Pozdrawiam

        1. Ania, ja naprawdę tego chcę byś wróciła, tymbardziej, że takich blogów jak Twój, w tym całym blogochłamie nie ma, jesteś jedyna. Serdecznie Cię pozdrawiam i czekam na Twój powrót. M.

          1. Jak na razie, Marku, to nie mogę nawet odejść w pokoju… 🙂 Córka marnotrawna, w ramach pożegnalnego pocałunku pokoju, obdarzyła mnie stwierdzeniem, że „z takimi poglądami” nie mam najmniejszego prawa nawet nazywać się katoliczką… Mam nadzieję, że przynajmniej podbudowało to jej własne, chrześcijańskie ego (i cudownie odzyskaną czystość sumienia…) – bo mnie i tak nic teraz nie jest w stanie zdołować już bardziej… Jestem, kim jestem.

          2. Ależ przesyłam Ci Albo pocałunek pokoju, bądź radosną katoliczką z pokojem w sercu i prawdą na ustach. Czasem jest się solą w oku, czasem solą ziemi, a czasem dwa w jednym.

          3. Jedno z dwojga : albo nie było prawdą to, co napisałaś wcześniej („przestań nazywać się katoliczką”) albo nie jest nią to, co piszesz teraz. W Twojej cudownie oczyszczonej duszy chyba się nie mieści, że MOŻNA szczerze kochać Boga i jednocześnie błądzić, grzeszyć, mieć wątpliwości… „Bo skoro JA wybrałam jedynie słuszną drogę – to czemu Alba, ta zatwardziała jawnogrzesznica, nie może?” Ano, nie mogę. Ty i ja jesteśmy dwiema zupełnie różnymi osobami – moja droga jest zupełnie inna niż Twoja (wiem, wiem – Ty już jesteś na pierwszym stopniu do nieba – a ja zmierzam prościutko do piekieł- więc w swoim chrześcijańskim miłosierdziu zstępujesz ku mnie, grzesznicy, aby mnie ratować…). To, że kiedyś kochałaś człowieka, który chodził w sutannie, nie daje Ci najmniejszego prawa, by mówić, że WIESZ NA PEWNO co ja powinnam zrobić (oczywiście to samo, co TY, prawda?:)). I im szybciej to zrozumiesz, tym lepiej dla naszych wzajemnych kontaktów – o ile będą jeszcze jakieś.

          4. Przeczytaj jeszcze raz to co napisałaś. Czy tak wypowiada się szczęśliwie zakochana kobieta?

          5. Może to Cię zdziwi, ale to, co napisałam, nie ma żadnego związku z „grzechem” którym jest dla Ciebie sama moja miłość… I mam coraz silniejsze przekonanie, że przychodzisz tutaj także po to, aby się dzięki mnie utwierdzać w słuszności SWOJEJ decyzji – „O, dzięki, Ci, Boże, że nie jestem jak ta… Alba!”

          6. A teraz na spokojnie. Kto każe Ci iść moją drogą? Już kiedyś napisałam, że nie będę porównywać mojej sytuacji do Twojej, w przykładzie rezygnacji z romansu z duchownym też nie było o mnie, choć ironiczne określenia o wywyższaniu się i czystości przeczytałam podobne jak koleżanka Me.

          7. Aniu, nie znasz mnie, bo choć jestem czytelniczką Twojego blogu od jakiegoś czasu, to nie pisałam tutaj. Wiem, że spotkałaś się z atakami ludzi, którzy uważają się za lepszych i wyrzucają Ci, że nie jesteś katoliczką, bo masz odwagę myśleć samodzielnie. Ja natomiast chcę Ci napisać co innego. Chcę Ci podziękować za Twojego bloga. Jesteś dla mnie prawdziwym świadkiem wiary, świadkiem Boga i choć Kościół katolicki odciął Cię od sakramentów (moim zdaniem zupełnie niesłusznie; uważam, że celibat powinien być dobrowolny, a tymczasowo dyspensa umożliwiająca zawarcie małżeństwa powinna być łatwo dostępna – a już na pewno w przypadku takim jak wasz). Dziękuję Ci za to i proszę, nie zrażaj się tymi, którzy czepiają się i krytykują. Może z czasem zrozumieją to i owo… A na razie… niech Bóg im wybaczy, bo nie wiedzą, co czynią. Życzę Tobie i Twojej rodzinie wielu łask i błogosławieństw Bożych, naprawdę na nie zasługujecie.

          8. Dziękuję za tak pocieszający wpis, Tuhanko… I mam wrażenie, że właśnie Cię poznałam… troszeczkę. 🙂 Witaj!

          9. Teraz to ja muszę Ci podziękować za miłe słowa. Trafiłam tutaj kiedyś, gdy Onet przedstawiał swoich blogerów, w tym Ciebie. To co tu znalazłam, to świadectwo wiary, modlitwy i pragnienia pogłębiania więzi z Bogiem mimo zaistniałych przeszkód. Większość by odpuściła na zasadzie „jak Kościół mnie nie chce, to ja też się obrażę”. Ale to nie Twój przypadek.Gdybyś mnie poznała, zrozumiałabyś, że – choć formalnie w odmiennej sytuacji (singielka w żaden sposób nieodcięta od życia sakramentalnego) – też poruszam się na obrzeżach Kościoła. A to dlatego, że jestem związana z ruchami głównie katolików świeckich, którzy domagają się różnych reform w Kościele – reform, których idea nie podoba się obecnej hierarchii. Miałam kontakt z walczącymi o zniesienie obowiązkowego celibatu, mam (sporadyczny) kontakt z duszpasterstwem osób LGBT w Londynie (które jest dla wielu solą w oku, choć chyba nie powinno ulegać wątpliwości, że także oni są ludźmi potrzebującymi wsparcia duchowego; wielu wybiera zresztą życie w samotności, żeby sprostać wymogom Kościoła), a bliżej związana jest z organizacją Womenpriests.org. Można się zgadzać z ideą ordynacji kobiet, można ją odrzucać. Nietrudno się domyślić, że jestem z tych „wspierających”, za co byłam już nieraz odsądzana od czci i wiary (więc rozumiem, co możesz czasem czuć), choć uważam, że podstawą powinien być nie pośpiech i nielegalnie święcania, aby coś „wymusić”. Powinno się rozpocząć od debaty, od analizy źródeł, od rozważenia argumentów za i przeciw. Na razie tłumi się tę debatę i na to nie mogę się w swoim sumieniu zgodzić. Aniu, nie martw się zatem tymi, którzy Cię oskarżają o różne rzeczy; gdyby potrafili czytać w Twojej duszy, pewnie by inaczej Cię ocenili. A jeżeli chcesz się dowiedzieć czegoś o mnie… podążaj za tym linkiem: http://www.womenpriests.org/care/alicja.aspI nie zniechęcaj się, proszę, do pisania. Może nie zawsze się z Tobą zgadzam (zresztą bez różnorodności opinii byłoby nudno), ale zawsze Twoje wpisy dają mi sporo do myślenia.Pozdrawiam.

          10. Masz rację, Tuhanko, że postawą wszelkich reform w Kościele powinien być nie pośpiech i próba wymuszenia czegokolwiek (najlepiej z transparentem w jednej, a granatem w drugiej ręce:)) ale spokojny namysł, modlitwa i dyskusja. A na pewno chrześcijanami nie powinna kierować chęć przypodobania się „światu” za wszelką cenę (skoro, na przykład, tak wielu ludzi widzi w aborcji „błogosławieństwo kobiet”, to dlaczego ten „Kościół skostniałych staruchów” nie ogłosi, że jest to ósmy sakrament?;)). Jezus mówił coś wręcz przeciwnego: „jeżeli was świat nienawidzi…” Jego nauka JEST trudna i wymagająca i nigdy tego nie ukrywał. Natomiast często odnoszę wrażenie, że niektórym „reformatorom” chodzi jedynie o to, żeby „Bóg” (jak Go sobie wyobrażają) zaakceptował i pobłogosławił WSZELKIE ich pomysły – więcej w tym rewolucyjnego zapału, niż refleksji, modlitwy i osobistej wiary… Jeśli chodzi o kapłaństwo kobiet, to pisałam tu już kilkakrotnie że moim zdaniem można (łamane przez należy) przywrócić starożytne święcenia diakonatu kobiet. Diakon nie jest „gorszym księdzem” – to po prostu zupełnie inne powołanie.:)

          11. Diakonat kobiet to dla mnie „plan minimum”, ale od niego trzeba zacząć. Nikt nie może zaprzeczyć, że były w Kościele diakonisy. Pisałam o tym zresztą niedawno temu w „Tezeuszu” (dzięki uprzejmości bardzo otwartej na przedstawienie różnych opinii szefowej „Tezeusza”):http://www.tezeusz.pl/cms/tz/index.php?id=5647Masz absolutną rację, że diakonat to inne powołanie niż prezbiterat (nawet jeśli jest etapem na drodze do święceń prezbiteratu). Niemniej jednak ten diakonat ewoluował na przestrzeni dziejów – powinien ewoluować uwzględniając obie płcie, skoro na początku kobiety były częścią diakonatu. Skoro mamy stałych diakonów-mężczyzn, przeważnie dojrzałych i oddanych życiu rodzinnemu, to dlaczego nie stałe diakonisy? Nie ma przeciwko temu argumentów w Tradycji, nawet jeśli diakonki funkcjonowały głównie w Kościołach wschodnich. Ostatecznie było to przed Wielką Schizmą, a więc ta tradycja jest też częścią historii Kościoła rzymskokatolickiego.Pozdrawiam serdecznie.

          12. Stałe diakonisy były – i być znowu powinny. 🙂 Natomiast ja mam poważne obiekcje przed „pełzającą rewolucją” wszędzie, a już najbardziej w Kościele. Wszelkie postulaty powinny być realizowane dlatego (jeśli) same w sobie są dobre, mądre i słuszne – a nie tylko jako wstęp do czegoś innego, do czego ludzie „jeszcze nie dojrzeli” (ale spokojnie – dojrzeją, tylko trzeba ich łagodnie z tym „oswoić.”) 🙂 To tak, jak byśmy powiedzieli – jasne, dzieciobójstwo jest rzeczą straszną, więc najpierw zacznijmy „łagodnie” (niczym małe, słodkie pieseczki) usypiać nieuleczalnie chore noworodki – a potem, potem…z czasem, ludzie „zrozumieją” że nie ma w tym absolutnie nic złego, nawet, jeśli chodzi o dzieci starsze. O WSZYSTKIE dzieci… Narkotyki są czymś złym? Któż twierdzi inaczej? Ale „miękkie” narkotyki? I tak dalej, i tak dalej… Od Boga też odchodzi się metodą „małych kroczków.” ZAWSZE. Taka strategia przypomina mi gotowanie żaby. Wiesz, jeśli włożysz żabę do garnka z wrzątkiem, ona oczywiście natychmiast wyskoczy. Ale jeśli włożysz ją do naczynia z zimną wodą i będziesz powoluteńku podgrzewać, zwierzątko nawet nie poczuje, kiedy zostanie ugotowane. To w ogóle jest nieuczciwe, a na pewno w stosunku do Jezusa – ponieważ w ten sposób robimy z Niego „zacofanego i.diotę” który, gdyby tylko żył w naszych czasach, z pewnością poparłby entuzjastycznie wszystko, cośmy wymyślili… Po prostu, jak wszyscy ludzie w Jego czasach, „nie dojrzał”. Nie dojrzał! 🙂 Za godzinę ukaże się mój post – właśnie o tym. I obawiam się (choć bardzo mi przykro z tego powodu) że mnie za niego znielubisz. 🙂

          13. Aniu, ten drugi post zaraz przeczytam, ale mogę Cię zapewnić, że na pewno Ciebie nie mogłabym „znielubić”. Po prostu masz odmienne zdanie na ten temat i masz do niego prawo. Ja mam zdanie odmienne. I to dla Ciebie jest wystarczające, dla mnie jest – jak już napisałam – planem minimum. Swoją drogą, istnieją źródła wskazujące na to, że w starożytności kobiety były wyświęcane także na prezbiterów, jednak jest ich na tyle mało i cały czas są jeszcze badane, że na razie nie zamierzam się na to powoływać jako w 100% pewne. Jednak wierzę, że tak właśnie było – i powinno to być przywrócone. Dlatego, w zgodzie ze swoim sumieniem (a nawet przez to sumienie przynaglana), na miarę moich skromnych możliwości, działam na rzecz idei ordynacji kobiet. I nie ma dla mnie znaczenia, że się ze mną nie zgadzasz; w tym sensie, że nie widzę w tym powodu do obrażania się. Wiem, że jestem w mniejszości – bo byłam w mniejszości całe życie i jestem do tego przyzwyczajona.

    2. Bobołaku, nie zdradzając tajemnic niczyjej duszy (bo już i tak posunęłam się „o jeden post za daleko”) powiem tylko, że Twoja męska intuicja Cię nie zawodzi – tyle że nie chodzi wyłącznie o mnie (samą siebie łatwiej bym przebolała) – ktoś jeszcze poczuł się „obnażony”, co gorsza – wystawiony na żer i potępienie przez te „seksualne” posty. Mimo, że starałam się usilnie pisać przede wszystkim o sobie i mimo wyrażenia wcześniej zgody, nie powinnam była nigdy poczuć się „panią” czyjejś historii.

  4. Mam wrażenie, że podjęłaś słuszną decyzję, tylko się jej trzymaj. Słowo Boże zaczyna drążyć Twoje serce i jedna po drugiej opadają łuski iluzji, magii i kłamstwa. I za to Chwała Panu!

      1. Helohenu, jest to bardzo sprytnie skonstruowany blog. Bardzo wiele treści dobrych, wspaniale opisanych i gdzieś tam jakby mimochodem „kłamstewko” wplecione w całość. Takim kłamstewkiem na, którego zwróciłam uwagę na samym początku było twierdzenie, że dla miłości do człowieka można zrezygnować z Boga. Zamiast perspektywy wiecznej, mamy perspektywę ziemską, bałwochwalczą. Bóg został wyrzucony na drugi plan, na piedestale zaś stanął przystojny „mąż”, którego zazdroszczą mi koleżanki. Natomiast Ewangelia z ostatniej niedzieli i sam Chrystus mówi coś dokładnie odwrotnego. Niebezpieczeństwo tego bloga polega na tym, że wiele osób „łyka” go w całości, bo jest tak śliski i gładki. Widzę, że ostatnio Alba napisała, żeby nie robić boga z człowieka i dlatego jestem pełna nadziei, że to diabelskie kłamstwo odchodzi w przeszłość. Teraz potrzebny jest czas na ugruntowanie i pozwolenie Bogu, żeby wypełnił to puste naczynie, jakim Alba się czuje. A co będzie dalej czas pokaże…

        1. A ja nigdy nie odniosłam wrażenia, żeby Alba kiedykolwiek namawiała do stawiania człowieka przed Bogiem… może działa tu zasada „głodnemu chleb na myśli”?

          1. I tylko potwierdzasz co napisałam. Jeśli ktoś przyznaje, że mówi Bogu TAK i stawia Go na pierwszym miejscu (np.rezygnując z grzesznego romansu z osobą duchowną) natychmiast na tym (katolickim?) blogu jest traktowany jak persona non grata. Może spróbuj się zastanowić nad swoją hierarchią wartości i odpowiedz sobie, na którym miejscu dla Ciebie jest Bóg.

          2. Ile osób tyle różnych wyborów. A dokąd one prowadzą to wie tylko sam Bóg. Ja nie jestem odpowiednią osobą aby rozstrzygać jaki jest czyjś prywatny „układ” z Bogiem. Jeśli Ty złożyłaś Bogu dar ze swojej miłości do mężczyzny – to jest Twój wybór i chwała Ci za to, nie skazuj jednak na potępienie innych. Niby co świadczy, że „jesteś traktowana jako persona non grata”? Zauważyłam, że i Alba i jej blogowi goście dyskutują z Tobą i nikt Cię nie próbuje wyrzucać. Zastanawiam się czemu sama stawiasz się na wrogiej pozycji wobec osób, które mają odmienne poglądy?

          3. A gdzie Ty wyczytałaś, że potępiam Albę? Potępić to znaczy wrzucić kogoś do piekła, jak się wczytasz w to co napisałam o Albie (i z Albą), to się przekonasz, że widziałabym ją raczej w niebie. Nie można o kimś pisać Dziecko Boże i jednocześnie życzyć mu piekła. Człowiek ma wolną wolę i może sam siebie potępić, odrzucając Boga. Już nie przesadzaj z moją wrogą postawą wobec innych, staram się nieprzychylne zdania na mój temat obracać w żart, ale też nie mam zamiaru przed nikim się upokarzać tylko dlatego, że jestem solą w oku.

          4. Córko, chrześcijanin ma być solą ziemi, a nie solą w oku bliźniego swego… 😉

          5. Widzisz – blog Alby to miejsce gdzie można napisać co się myśli bez żadnej obawy, że spotka mnie za to stek inwektyw (nawet jeśli będę się wręcz kłócić z autorką). Bardzo mi się podoba to, że pomimo czasami ostrzejszego tonu gości Alba stara się o kulturalną i spokojną dyskusję (czego brakuje nawet na blogach dużo bardziej „katolickich”). I nie zaprzeczaj, że potępiasz – choćby odmawiając Albie prawa do pisania o swoim małżeństwie. Nie zapominaj, że słowo „małżeństwo” ma nie tylko sakramentalne, ale też zwykłe świecko-prawne znaczenie. Dobrze, że piszesz zgodnie z przekonaniem – „to jest grzech”. niestety odnoszę takie wrażenie, że nie wystarczy Ci wytknięcie jednego grzechu (choćby bardzo poważnego) ale doszukujesz się zła dosłownie we wszystkim, nawet tam gdzie go nie ma – np. w pisaniu o swoich wątpliwościach, w dzieleniu się przemyśleniami. Nawet jeśli byłyby to przemyślenia błędne, po to jest właśnie dyskusja, żeby poznawać inne punkty widzenia i żeby się zastanowić nad słusznością własnego. Nie błądzi tylko ten, kto nic nie robi 😉

          6. W którym miejscu doszukuję się grzechu w dzieleniu się wątpliwościami? Sama lubię dyskutować i nie ucinam dyskusji, tylko jak sama widzisz ją rozniecam, swoim (dla wielu trudnym) punktem widzenia.

          7. W którym miejscu? Czyżbyś nie napisała, że ten blog jest sprytnie skonstruowany po to aby ściągać ludzi na manowce? Więcej – zasugerowałaś, że jest wręcz szatański. Dlaczego doszukujesz się jakiegoś „spisku” w szczerej dyskusji? To zrozumiałe, że każdy próbuje przekonać innych do swojego punktu widzenia. Przepraszam więc, w czym niby jest tu diabeł? W wątpliwościach, w szczerości, czy w braku cenzury? Bo jak dotąd oprócz zarzutu (moim zdaniem niesłusznego) o używanie słowa „małżeństwo” konkretnie gdzie „siedzi ten demon” nie podajesz.

          8. Barbaro, widocznie jestem bardziej wyczulona na manipulację niż Ty. Ja Cię tego krytycyzmu nie nauczę, musisz to zrobić sama. O rozumieniu Kościoła najlepiej porozmawiaj z jakimś mądrym teologiem, a nie szukaj wiarygodnych informacji na tym blogu.

          9. A skąd wysnułaś znowu taką tezę, że szukam definicji Kościoła na blogu Alby???? To raczej Twoje insynuacje (choćby ta powyżej skierowana do mnie) wyglądają na manipulację :(Jeśli pozwolisz zadam Ci dość prywatne pytanie: czy twoja podejrzliwość w stosunku do bliźnich nie przeszkadza czasem ich kochać?

          10. Ja, być może, mam własną definicję Kościoła (który i dla mnie jest Matką, chociaż mnie teraz odtrąca), ale córka ma chyba własną definicję miłości bliźniego… „Nie kocha bliźniego, kto rózgi żałuje…”:)

          11. Trzeba jednak przyznać, że „miłość przy pomocy rózgi” ma długą i bogatą tradycję (nie tylko w Kościele). Ciężko się dziwić, że tradycja ma duży wpływ także na współczesne poglądy.

          12. Tylko Barbaro, będziesz musiała chyba znaleźć takiego mądrego teologa, który znajdzie akceptacje w oczach córki marnotrawnej, hihi.Jak sądzę, ja jestem bez szans!

          13. Tylko Barbaro, będziesz musiała chyba znaleźć takiego mądrego teologa, który znajdzie akceptacje w oczach córki marnotrawnej, hihi.Jak sądzę, ja jestem bez szans!

          14. A na poważnie to ciekawe jak zmierzyć tą mądrość. Skoro już mówimy o teologach to zakładam, że każdy ma potrzebną do objaśnienia definicji Kościoła wiedzę. Natomiast których teologów Córka uważa za mądrzejszych od innych należałoby ją samą spytać. Ale obawiam się że jednak Bóg wymyka się wszelkim definicjom i opisom. Uznania czy jest On tożsamy z Kościołem nie da się „wyuczyć na pamięć”, bo takie sprawy to kwestia najbardziej prywatnych uczuć, sumienia i duszy.Dodatkowo dochodzi tu kwestia co właściwie rozumiemy przez „Kościół”: bo żeby stawiać znak równości z boskością należy chyba od razu wykluczyć zawężenie pojęcia do władz i prawodawstwa kościelnego. Dla mnie nie może być tożsama z Bogiem kościół -instytucja, która organizowała krucjaty, inkwizycję, prowadziła czasami brudną politykę. I tu dochodzimy do sedna – Córka uogólniła, że skoro związek niesakramentalny z byłym duchownym jest niewybaczalnym złem w prawie kościelnym, to takim samym jest w oczach Boga. A co będzie, jeśli kiedyś zostanie zniesiony celibat – Bóg zmieni zdanie? Czy w ogóle ktokolwiek z ludzi jest w stanie prawdziwie rozsądzić co nam Bóg wybaczy a czego już nie? Ja na pewno tego nie jestem w stanie zrobić i dlatego nie przekonują mnie takie sądy Córki.

          15. Masz racje Barbaro!! I powiem Ci,że po studiach teologicznych przekonałam się,że więcej o Panu Bogu nie wiem, niż wiem:)Ale jestem przekonana,że najważniejsza jest Miłość!Każdy z nas błądzi, grzeszy…Ale nic nie poradzę,że nie umiem siedzieć cicho, gdy słyszę ludzi, którzy tak chętnie wytykają grzechy, innych! W dodatku podpierając się ewangelią!To mi „pachnie” jakąś próbą dowartościowania siebie.

          16. O tym samym wczoraj myślałam, Barbaro – czyżby tylko chrześcijanie mieli prawo nazywać się „małżonkami”? Cała reszta ludzkości to po prostu „nieświadomi grzesznicy” (w samym sformułowaniu córki – „nieświadome kłamstwo” – jest już pewna sprzeczność, bo żeby można mi było zarzucić „kłamstwo” musiałabym być tego świadoma) współżyjący ze sobą bez żadnego Bożego błogosławieństwa?:) A jednak MAŁŻEŃSTWO jest starsze, niż sakramenty Kościoła – korzeniami sięga aż do „mężczyzną i niewiastą stworzył ich” . TAKIMI małżonkami, o jakich myśli córka, nie byli nawet Józef i Maryja – a jednak Pismo św. nazywa Ją Małżonką Józefa…

          17. Trzeba jeszcze dodać, że w ogóle aby mówić o GRZECHU też potrzebna jest jego ŚWIADOMOŚĆ.

        2. NIGDY nie zrezygnowałam z Boga, córko! A Ty przypisujesz mi złą wolę, manipulację i celowe wprowadzanie ludzi w błąd. Nigdy też nie twierdziłam, że jestem nieomylna, ani, tym bardziej, że wszystkie przedstawione tu poglądy są „poglądami Kościoła.” Niejednokrotnie się myliłam – i pod wpływem Waszych argumentów przyznawałam do błędu. Na tym blogu z pewnością działo się wiele dobra, być może czasem wiele zła – jak w życiu… Ale to nie powód, by robić ze mnie „przebiegłą i sprytną” diablicę w ludzkiej skórze, która CELOWO zwodzi ludzi na manowce, córko! Jestem tylko człowiekiem…

          1. Albo, przypomnij sobie jak twierdziłaś, że jeśli ceną za tę miłość do księdza ma być piekło, to ty tę cenę zapłacisz. Mam nadzieję, że to przeszłość i jak sama mówisz pomyłka. Czy celowym czy nieświadomym kłamstwem jest mówienie o sobie żona i opowiadanie o pożyciu małżeńskim, a jednocześnie nazywanie siebie katoliczką? Kłamstwem jest pisanie, że Bóg Wam pobłogosławił, bo sami wyznaliście sobie miłość i to jakoby wystarczy. To są wszystko kłamstwa zręcznie wplecione w sprawy wartościowe, które opisujesz. Nie nazywaj siebie katoliczką, albo nie pisz tych wierutnych kłamstw, które pociągają innych w dół.

          2. Córko, nie mogę nazywać się niczym innym niż jestem… Choć wiem, że wielu ludzi (być może również i Ty) najchętniej widziałoby we mnie ateistkę i to wojującą… Wiem, że to lepiej by się wpasowało w czarno-biały, prosty świat… A jeśli ten blog (niczym bagno) ściąga innych w dół, to co TY tu robisz? Nie boisz się, że się pobrudzisz w tym szambie? Czy masz na to zezwolenie ze strony swego spowiednika?

          3. Dlaczego ateistkę i to wojującą? Bądź katoliczką odważnie mówiącą prawdę: ojciec mojego dziecka nie jest przed Bogiem moim mężem. I wszystko. Reszty dokona Bóg.

          4. Ojciec mojego dziecka nie może być moim mężem zgodnie z prawem MOJEGO Kościoła – nie tracę jednak nadziei, że to się kiedyś zmieni. Natomiast ocenianie, co o tym wszystkim sądzi Bóg, pozostaw może Jemu?

          5. Dzięki Ci Panie, że tak działasz w naszym pogmatwanym nieraz życiu! Oczom własnym nie wierzę i musiałam przeczytać ten tekst parę razy. Chwała Ci Panie, który jesteś Drogą, PRAWDĄ i Życiem!!!

          6. Bardzo Cię proszę, nie podpieraj się imieniem Pana, gdy jesteś po prostu złośliwa. Dobrze wiesz, że nigdy nie twierdziłam nic innego…

          7. Oj, nie przypisuj mi złośliwości tam gdzie jej nie ma. Jak trafiłam tu parę miesięcy temu to twierdziłaś, że przed Bogiem jesteście małżeństwem, ale to dobrze, że zmieniłaś zdanie.

          8. Córko, czyżbyś stawiała znak równości między Kościołem a Bogiem? Bo w takim wypadku dopiero zamieszanie – KTÓRY kościół chrześcijański jest tym PRAWDZIWYM? Cały ekumenizm można skreślić i wywalić na śmietnik :(Natomiast czym związek Alby jest w oczach Boga tego nie wiem ja, nie wiesz Ty, ani nawet sama Alba 🙂

          9. Tak stawiam znak równości między Bogiem, a Kościołem. Kościół- Matka to Mistyczne Ciało Chrystusa. Zanurzeni w Nim są wszyscy ochrzczeni. Nie jestem teologiem, na temat zdrowego ekumenizmu powinien wypowiedzieć się ktoś kompetentny.

          10. A ja nie potrafię tej równości Bóg=Kościół zobaczyć. Z prostego powodu – Kościół to wspólnota wiernych (i to wszystko jedno o jakiej religii będziemy rozmawiać). Wspólnota ludzka, obarczona ludzkim punktem widzenia, ludzkimi błędami. Bardzo trafne wydaje mi się to określenie – Ciało Chrystusa (człowieczeństwo jest częścią Jego natury – ale tylko częścią). Dla mnie Bóg jest wiele większy od Kościoła. Inaczej zamęt byłby nie do opisania (szczegółowe wytyczne kościołów narodowych np. w sprawie postów mogą się różnić – czy znaczyłoby to, że czego innego chce Bóg od Polaków a czego innego od Włochów? Absurd)

          11. 🙂 Już Kochanowski (zresztą bogobojny katolik:)) napisał: „Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie: i w niebiosach i w morzu, na ziemi i w niebie…” 🙂 Tak jakoś mi się to skojarzyło… 🙂

          12. Można opiewać swój związek cywilny, czemu nie, tylko przy tym lepiej nie rozgłaszać na prawo i lewo, że jest się wierzącym katolikiem. To tak jakby premier Marcinkiewicz wychwalał wierność małżeńską w telewizji. Ekran ociekałby hipokryzją.

          13. Małżeństwo (tylko) cywilne w żaden sposób nie przekreśla wiary w Boga. Natomiast co do deklaracji katolicyzmu – nie zauważyłaś ile razy Alba podkreśliła, że jej związek jest nie akceptowany przez KK i że SWOIM WYBOREM sama oddzieliła się „od łona Kościoła Matki”. Czy według Ciebie katolik=święty? Czy jeśli ktoś grzeszy nie ma prawa nazywać się katolikiem? Bo jeśli to ma być hipokryzją, to już mega-hipokryzją jest mówienie „Polska to kraj katolicki”, gdy jest tyle korupcji, oszustw podatkowych, pracy na czarno itp. To wszystko przecież też są GRZECHY.

          14. Nie było mnie parę dni,a tu się porobiło.Nie chciałam się już wypowiadać, bo wydawało się ,ze już dużo zostało powiedziane.Ale jednak nie wytrzymałam.W wielu sprawach córko marnotrawna się z Tobą nie zgadzam-cóż każda ma prawo do własnego zdania.Ale , proszę Cię, nie naginaj Pana Boga do własnych wyobrażeń!I myślę,że NIE WOLNO Ci stawiać równości miedzy Bogiem a Kościołem!Kościół to wspólnota Bosko -ludzka!Mówimy o Kościele, że jest Świętym Kościołem (mocą obecnego w Nim Chrystusa) grzesznych ludzi .A już to porównanie z Marcinkiewiczem w ogóle Ci nie wyszło!Alba jest jednak w innej sytuacji -być może za rok, dwa(albo 10) P dostanie dyspensę od celibatu, a NIC więcej ni stoi na przeszkodzie,żeby zawarli sakramentalny związek małżeński!!Poza tym nawet Kościół Katolicki nie jest tak surowy w ocenie MAŁŻEŃSTW cywilnych jak Ty!! Zastanów się, może i chcesz dobrze,ale dla mnie to ..rzucanie kamieni!Jezus tego zabronił wyraźnie!!

          15. Jasne, że jest różnica między Marcinkiewiczem, a Albą. Ten pierwszy wychwalałby wartość pozytywną jaką jest wierność małżeńska (choć zapewne wywołałby uśmiech politowania na twarzach słuchaczy), Alba przedstawia byłego zakonnika jako swojego wybawcę w sferze seksualnej i tym samym wychwala grzech (a to jak widzę wywołuje w dużej mierze akceptację lub nawet zachwyt czytelników). W tym jest ten demoniczny podstęp. Dziękuję, ja w tym brać udziału nie chcę. Przepraszam Miśka, ale Twojego zdania na temat Kościoła nie biorę pod uwagę, ze względu na wcześniejsze dziwaczne Twoje wywody na temat nauki tegoż.

          16. Były zakonnik jako wyzwoliciel w sferze seksualnej… ciekawe, nie pomyliły Ci się czasem lektury? I konkretnie jaki grzech jest tu wychwalany? Bo ja widzę jeden opisywany (niesakramentalny związek) ale nie wychwalany, a jest to ogromna różnica. Skoro tak tropisz manipulację to nie stosuj jej pisząc „ja coś wiem, ale wam nie powiem”…

          17. Barbaro, owszem, pisałam kiedyś, że znajomość z P. wyzwoliła mnie z moich seksualnych obsesji – ale stało się to inaczej, niż sobie wyobraża córka: wtedy on był jeszcze kapłanem i do głowy mi nie przyszło, aby go „uwodzić.” A jeśli tak istotnie było – czemu miałam twierdzić, że tak się nie stało? W pewnym sensie TERAZ jestem bliżej Boga, niż wtedy, kiedy w dzień biegłam na jedno, drugie, trzecie „pobożne spotkanie”, a nocą… 🙁 Ale oczywiście wtedy moje życie było „cacy” – bo mogłam grzeszyć, a potem się z tego spowiadać… „Hipokrytką” jestem dopiero teraz, prawda?:(

          18. Podejrzewam Albo, że Córce chodziło raczej o tego byłego zakonnika, który Ciebie wciągał w piekło cyberseksu (o P. zawsze pisałaś „kapłan” a nie „zakonnik”). Ale jeśli tak, to zupełnie opacznie odczytała Twoje słowa i intencje (bo nawet nie chcę myśleć, że przeinacza sens celowo według tych technik manipulacji, które podobno tak świetnie zna).

          19. To możliwe, Barbaro, tyle że o tamtym człowieku zawsze pisałam, że mnie bardzo skrzywdził – nie rozumiem zatem, w jaki sposób miałoby to świadczyć przeciw mnie?

          20. Jakie moje dziwaczne wywody córko???A jeśli chodzi o określenie święty Kościół grzesznych ludzi – hmmm, zgłoś protest do władz UAM w Poznaniu! Czego to nie nauczają studentów teologii .Niesamowite;)

          21. No, ja, Barbaro, mam przynajmniej nadzieję, że się kiedyś tego dowiem… 🙂

        3. @córka marnotrawnaCo ty na Boga pleciesz, dobra kobieto, masz czytajacych ten blog za słuchaczy Radia Maryja ? Że jak się naczytają to się popsują, bo nie czytają tego, co im o.Rydzyk do czytania poleca ? Nie miej ludzi za bezkrytycznych półgłówków, którzy ziarna od plew nie potrafią odróżnić. Nie spierałem się z Nią, bo moje opinie na ogół są zgodne z Jej opiniami . W sporach, które prowadziła z wyjatkową kulturą i erudycją, w duchu przyznawałem jej rację. Zawsze był to spór twórczy i wychowawczy. Oby inni potrafili tak prowadzić spór i dialog jak ona potrafi, rozumiejąc różne punkty widzenia.

          1. Drogi Marku,dobry człowieku, zafascynowany erudycją autorki bloga, nikt Cię nie podejrzewa o bycie półgłówkiem. To jest bardzo piękne zachwycić się talentami bliźnich. Ja sama należę do tych zauroczonych intelektem Alby, ale na kłamstwa zgodzić się nie mogę i mówię im głośne VETO. Już tak nie ironizuj na temat naszych babć lub mam w tzw.moherowych beretach, bo to one dźwigały niemały ciężar przekazywania nam wiary w czasach komuny.

          2. Zauroczenie tym, co sama nazwałaś złem, kłamstwem i nieomal przedsionkiem piekła też jest grzechem, córko. Skoro to taki „grząski teren”, ten mój blog, i tak źle wpływa na innych, czemu się nie boisz,że źle wpłynie również na Ciebie? Myślisz, że jesteś taka mocna w wierze, że nieczuła na moje „szatańskie podszepty”?:) Mam nadzieję, że Twój spowiednik wie, że tu bywasz – i próbujesz z takim poświęceniem „nawracać niewiernych”?

          3. Nooo, coś w tym jest o czym piszesz. Tylko, że ja chyba wiem jak wygląda demon tego bloga, mogę Ci go nawet opisać. To jest taki niewysoki staruszek o bardzo poczciwej, zawsze uśmiechniętej twarzy. Jest dość niski, w postawie bardzo pokornej i uniżonej. Można by się nabrać na tą jego dobrotliwość i łagodne usposobienie. Kiedy natomiast się do niego podchodzi bliżej i robi nad nim znak krzyża, uśmiecha się nadal łagodnie, robi się drugi znak, trzeci i nagle kąciki jego ust zaczynają się wykrzywiać. Jeśli człowiek nie przestaje wzywać Trójcy Świętej to grymas wykrzywia go coraz bardziej, aż widzisz wściekłość na tym obliczu i zaczyna się miotać jak poparzony. To jest alegoria i nie odbieraj tego do siebie, a o tym, że to Bóg nawraca to już rozmawiałyśmy i nie ma co się powtarzać.

          4. Czy mogę zapytać, ile znaków krzyża musiałaś zrobić nade mną, żeby zobaczyć tego demona, który we mnie siedzi? Ale i tak Ci dziękuję, bo dzięki Tobie już wiem, co ksiądz Twardowski miał na myśli, mówiąc, że „anioł spowiadający byłby nie do zniesienia.” Wiem na pewno, że nigdy nie chciałabym wpaść w Twoje czyste ręce – bo często najbardziej nielitościwi dla innych jesteśmy w tym, w czym sami grzeszyliśmy. Wybacz, ale oczyma duszy widzę Ciebie, stojącą przed Tronem Najwyższego, i podpowiadającą Mu, co powinien uczynić z takimi, jak ja: „Cooo? Ją chcesz zbawić? Ją, która całe życie uparcie trzymała się tej swojej żałosnej niby-miłości? MNIE, Panie, zbaw! Mnie! Mnie, która tyle Ci ofiarowałam, która się wyrzekłam…Dlaczego ONA nie potrafiła?!”

          5. Nad Tobą znak krzyża to zrobi (daj Boże) ksiądz spowiednik w konfesjonale, a nie ja.

          6. @córkamarnotrawnaNie wyrażam się o słuchaczach tylko o nadawcach. Jeśli jednak słuchacze dają się za nos wodzić temu cwaniakowi w sutannie, to ich sprawa. Nie moje małpy i nie mój cyrk.Masz cholerne skłonności do moralizatorstwa, jakbyś sama niczego nie miała za uszami. Tylko brakuje stwierdzenia o „promowaniu” aborcji i eutanazji, bo o promowaniu „grzechu” Alby już się wypowiedziałaś. Nie siedzisz w niczyjej duszy i daj sobie spokój, nie masz do czynienia z małolatą, która się nagle zakochała i ” nie wie co będzie”. Twoje kaznodziejstwo w stosunku do Alby brzmi (wybacz) dość groteskowo.

          7. A propos Radia Maryja – dzisiaj w rozmowach niedokończonych jest Jacek Pulikowski i temat o zdradzie małżeńskiej..

    1. Ja nie mam pewności, córko, ale mam nadzieję… Ale wiem, że dopóki sama będę czuła się tak „pusta”, bezwartościowa i wypalona, jak w tej chwili, nie powinnam mieszać ludziom w głowach – bo niby czym?

  5. „Niech suma cierpienia na tym świecie przynajmniej nie powiększa się z mego powodu” – i właśnie dlatego nie powinnaś zaprzestawać pisania :)Albo, nie wiem jakie są powody Twojej decyzji, podejrzewam, że jest to w jakiś sposób przemyślane, bo nie uważam Cię za osobę „impulsywną” w takich materiach. Mam nadzieję, że to kryzys chwilowy i swą decyzję zmienisz…Pozdrawiam serdecznie

  6. Jeśli nie chcesz nigdy nikogo krzywdzić, zrezygnuj z życia w ogóle. Albo wyjedź na bezludną wyspę. :-/ Grrrrrrrrrrrrr!A na serio: NIE ODCHODŹ. :-((((

    1. Kiro, ale ja (zapewne) nie odchodzę na zawsze – muszę tylko ochłonąć i pozbierać się trochę, bo nieźle oberwałam po głowie (i nie wiem, czy tak całkiem „za niewinność”). W każdym razie ten punkt, do którego doszłam, wybitnie mi się nie podoba – a taka już jestem, że nie potrafię robić nic „na siłę.” Ale, jak znam życie (i samą siebie) to za jakiś czas znowu zacznie mnie skręcać, żeby Wam o czymś opowiedzieć. Na razie czuję się pusta, wypalona i kompletnie do niczego w każdej dziedzinie (nie musisz mnie pocieszać, to tylko opis mojego stanu emocjonalnego). A z pustego to i Salomon nie naleje – choć puste naczynia najgłośniej brzęczą. Nie mam pojęcia, ile to potrwa…

      1. Jakby co, jakbyś potrzebowała bratniej duszy (zwłaszcza na terenie Lublina ;-)) znasz mój mail…Trzymam za Ciebie kciuki…

          1. Niby tak, ale w Polsce niektóre nazwy miejscowości lubią się powtarzać…;-))

        1. Nie martw się, to nie potrwa aż tak długo. 🙂 Ja jestem jak kot – mam „siedem żyć”. Muszę tylko trochę się wylizać, żeby dojść do siebie. A do Lublina może kiedyś zawitam – jest tam księgarnia KDC, a książkoholika ciągnie to bardziej, niż pijaka monopolowy… 🙂

      2. Do pełnego też nawet i Salamon;) nie naleje..;-))) I w ogóle lepiej uważać z nalewaniem i dolewaniem. Mam nadzieję, że ja Ci nie dolałem ani nie przelałem, a jedynie w miarę spokojnie polemizowałem..

        1. Nie, Heniu, to nie Ty, spokojnie…Czasami tylko martwię się, że odmierzą mi taką miarą, jaką sama mierzyłam… Potrzeba mi więcej spokoju… i miłości do ludzi. Nie tylko tych, którzy (stale jestem tym zadziwiona!) pragną mi się zwierzać wirtualnie, ale także tych, których mam najbliżej – do męża, rodziców, dzieci… Wiadomo, że tych kochać najtrudniej – dawanie „światłych rad” na stronie internetowej jest dużo łatwiejsze. Ale już widzę, że nie będzie mi łatwo „przestać” – bo po prostu bardzo LUBIĘ z Wami rozmawiać.

  7. Albo, czytam cię od dawna, piszę pierwszy raz i nie chciałabym, by to był raz ostatni. Rozumiem, że powody zawieszenia mogą być ważkie i na pewno są. Jednak mam nadzieję, że pozbierasz się i powrócisz. Będę czekała 🙂

  8. Doprawdy, chyba się starzejesz.Kim Ty jesteś, że znasz się na tym, co jest dla świata dobre? Nadczłowiekiem?Jak więc możesz mówić co komu szkodziło? Widzisz ten świat oczami Boga, że możesz porównać ilość dobra i zła, jakie wyrządził ten blog?Jezus mówił, że warto zostawić 99 owiec i pójść do jednej, zbłąkanej.Nie pomyślałaś o tym, że mogłaś komukolwiek pomóc swoimi notkami? A jeśli znajdę się ja jeden i powiem Ci, że dawały mi nadzieję?Albo, myśl co chcesz, ale dla mnie to całe zawieszanie bloga jest cholernie egoistyczne.Zły jestem.

    1. To wtedy córka odpowie Ci, że to była zwodnicza nadzieja… Nie martw się, Robercie – pewnie za jakiś czas wrócę… Trudno zostawić taki kawał życia odłogiem – i smutno mi WAS zostawiać. Na pewno jednak muszę odpocząć, wzmocnić się wewnętrznie, na nowo poukładać swoje życie… Na razie mam w głowie lej po bombie. Myślisz, że to minie?

  9. Szkoda, że zawieszasz pisanie 🙁 Poruszasz zwykłe ludzkie sprawy i w każdej notce niejedna (zapewniam) osoba mogłaby odnaleźć wątki swojego życia. Choćby z takim przykładem żony alkoholika – opowiesz historię konkretnej kobiety – a dziesiątki innych powiedzą „to przecież jakby o mnie”. Szkoda, że bliska Tobie osoba poczuła się dotknięta, ale dla mnie Twój blog był czymś bardzo dobrym.Co do „zgorszonych” dyskutantów nie przejmuj się nimi – nie wiesz, kto faktycznie się gorszy, a kto tylko usiłuje podbudować swoje ego krzywdząc komentarzami właśnie Ciebie.Liczę na to, że się pozbierasz i wrócisz. Pozdrawiam i będę czekać :):):)

    1. Widzisz, Barbaro, a właśnie niedawno ktoś mi napisał, że ten blog jest mało „ludzki” i że nie potrafię powiedzieć słowa od siebie, nie podpierając się cytatami… 🙂 Ile ludzi, tyle opinii – a ja już nie wiem, jaka jest prawda… Pogubiłam się w tym wszystkim…

      1. Ludzkość istnieje od tylu tysiącleci, że niemal wszystko ktoś już kiedyś powiedział 😉 Jeśli umie się znaleźć cytat, który trafniej wyraża własne myśli lub uczucia, czemu więc nie skorzystać :):):) Cytaty przeszkadzają chyba tym, którzy nie lubią książek 😉

        1. Widzisz, ale tamtej osobie chodziło chyba o to, że nic nie potrafię powiedzieć „od siebie”, „z serca” – a tylko zręcznie żongluję cytatami, „niczym ksiądz na ambonie.” 🙁 Zabolał mnie ten zarzut sztuczności, jako że ZAWSZE starałam się wczuwać w przeżycia tych, z którymi rozmawiałam… Niestety, mój wewnętrzny świat od zawsze był kształtowany przez książki, a wiadomo, że „z obfitości serca usta mówią.” No, widzisz – i znowu to samo… 🙁

          1. No właśnie – kto kocha książki rozumie o co biega 🙂 A jak ktoś nie zrozumiał – szkoda, trzeba spróbować wyjaśnić, a jak to nic nie da – nie przejmować sie 🙂

          2. Spróbuję, Barbaro, choć przyznaję, że dla takiego (nad)wrażliwca jak ja rada „nie przejmuj się!” jest bardzo trudna do zrealizowania. Równie dobrze mogłabym sobie powiedzieć „nie oddychaj.” 🙂 Wygląda jednak na to, że „przypadek” dopomógł mojej decyzji, bo właśnie przeczytałam w „Newsweeku” polemikę z Bartosiem, który przedstawił spowiedź (zwłaszcza dzieci) jako niewyobrażalne okrucieństwo i gwałt emocjonalny(!!!). Mam inny pogląd na tę sprawę i czuję, że w imię zwykłej uczciwości powinnam też wziąć udział w tej dyskusji. Bardzo przykro jest dowiedzieć się, że to, co wspólnie wielokrotnie robiliśmy (Tadeusz Bartoś był kiedyś moim spowiednikiem), to był zwykły gwałt…emocjonalny. 🙂

          3. Też czytałam ten tekst pana Bartosia i myślę, że przesadził. Nie jest problemem fakt spowiedzi, ale jest problem niezbyt (albo i wcale) przygotowanych spowiedników (niestety może się tak zdarzyć, że spowiednik na długo odstraszy od Kościoła jak to ma miejsce w moim przypadku). No i zdarzają się takie „kwiatki” jak przyjezdny ksiądz, który zaszokował podczas spowiedzi nawet moją śp. babcię, która była bardzo pobożna i wręcz ortodoksyjna.

          4. Dokładnie tak, Barbaro! Przecież wśród nauczycieli, trenerów czy lekarzy też zdarzają się ludzie źle przygotowani a nawet zboczeńcy – a jednak nie odstrasza to nikogo od szczepienia dzieci, posyłania ich do szkoły czy na judo, prawda? Napiszę coś o tym, bo mnie skręca!

  10. szkoda że zamykasz bloga.był on miejscem dyskusji na różne tematy.każdy mógł miec tu swoje zdanie.co do zgorszonych,we wszystkich mediach spotykamy różne opinie,można z nimi dyskutowac a każdy postępuje i tak według swojego sumienia.według tej zasady to trzeba by było pozamykac wszystkie media.polska to wolny kraj i każdy może miec swoje zdanie.

    1. Nie zamykam – jedynie próbuję „zawiesić” na jakiś czas… Ale coś nie bardzo mi to wychodzi… 🙂 Nie martw się – co ma wisieć, nie utonie…

          1. No bo jak możesz wiedzieć, że w mieście gdzie mieszkam, urodziny NMP zaczynamy świętować uroczyście już od wigilii..:-))

    1. Czasami „koniec” jest tylko końcem pewnego etapu, Osgurze – zobaczymy, co będzie dalej. Sama nie jestem w stanie tego przewidzieć… Może po prostu muszę trochę odpocząć?

      1. Tak, jak to było do przewidzenia 🙂 dostajesz wsparcie i otrzymujesz dowody, że Twoje pisanie jest ważną częścią życia wielu ludzi. To budujące, miłe itp. Jednocześnie, ci wszyscy ludzie, to niesamowity dar dla Ciebie. Twoja reakcja na ich poglądy i emocje, to niepowtarzalna możliwość poznania samej siebie. Kim jesteś? Jakie uczucia i programy wtłoczone przez bliskich, społeczeństwo i Kościół, sprawiają iż reagujesz w ten czy inny sposób na tych właśnie ludzi? Czy te programy zamykają nas na Miłość? Wierzysz, że Bóg jest miłością. Czy wierzysz, że Ty też w swej najprawdziwszej naturze, jesteś Miłością? Jesteś Miłością! Tylko co przeszkadza Ci, to zobaczyć?

        1. Jestem teraz zbyt smutna, żeby zobaczyć cokolwiek poza tym smutkiem, Jarku. 🙂 Ale, jak napisał Robert, takie zapatrzenie może być też egoistyczne…

  11. Chyba nie będę musiała się leczyć z nałogu internetowego, bo ostatnio wszystkie mądre i wrażliwe blogerki, których kolejne posty czytałam z wielkim zainteresowaniem zawieszają swoje blogi. Bardzo Ci dziękuję Albo za wszystko co napisałaś. Dzięki Tobie wielu rzeczy się dowiedziałam o swojej wierze i podziwiam Twój nieposkromiony głód wiedzy religijnej. Podtrzymywałaś mnie nie raz na duchu, ponieważ mój już prawie mąż (ślub pod koniec września) też jest niewierzący – dość sporo osób wmawia mi, że to małżeństwo nie może się udać, a jeśli się uda to ja na pewno swoją wiarę stracę. Twój przykład pokazuje, że nie musi tak być, że dwie kochające się osoby mogą się różnić w tej kwestii i nikomu to mocno nie szkodzi. Mam nadzieję, że wrócisz jeszcze kiedyś do pisania, czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam

    1. Anulko, o wiarę ZAWSZE trzeba dbać, bo równie dobrze można ją stracić w związku z kim bardzo pobożnym – a do pisania chyba wrócę szybciej, niż mi się wydawało, bo po pierwsze, chyba nie zdawałam sobie sprawy, że to, co robię, jest aż tak ważne dla tylu ludzi (trzeba było wyłączyć możliwość komentowania w tym poście – tylko że nie wiedziałam, jak to zrobić, nie naruszając dawniejszych dyskusji!:)) – a po drugie, każdy dzień przynosi jakiś temat, o którym czuję, że powinnam się wypowiedzieć, aby pozostać w zgodzie ze swoim sumieniem… Widzisz, blogowanie to straszna rzecz – łatwiej zacząć, niż skończyć… 🙂

    2. Zawsze się dziwię tym wierzącym, którzy wybierają sobie niewierzącego współmałżonka.. No ale zależy jeszcze jaki to niewierzący. Bo czasem może być rzeczywiście obiektywnie lepszy od niby wierzącego. Mimo wszystko, jeśli małżeństwo samo w sobie zawiera duże ryzyko – to po co sobie je zwiększać jeszcze? Nie rozumiem. Chyba, że sam stanę przed takim dylematem. Ale to raczej mało prawdopodobne bo obracam się wyłącznie w środowisku wierzących, a wszelkie ateistki nie chcą nawet ze mną rozmawiać.. Nawet przez internet..;-)

      1. A ja zawsze się dziwię tym wierzącym, którzy nie mogą powstrzymać się od komentarza na temat mojego wyboru (i Alby również).

          1. Za każdym razem kiedy chciałam się dowiedzieć czegoś o tzw. ślubie jednostronnym to przeszukując internet znajdowałam wypowiedzi osób, które „nie rozumieją”, „dziwią się” lub twierdzą „że prawdziwy katolik w takie związki nie wchodzi” – oczywiście nie znając w ogóle osób ani sytuacji. Co ciekawe nigdy się z czymś takim nie spotkałam w biurze parafialnym, ani ze strony żadnego księdza. Warto spojrzeć na ten problem z drugiej strony – osoba niewierząca, którą Kościół ani ziębi ani grzeje (a czasami mocno wkurza ze względu na zaangażowanie w sferze publicznej czy raczej politycznej) musi przejść kurs przedmałżeński, poradnię, spisywanie protokołu przedślubnego, itp., wszystko z miłości do katolika/czki. Zaintrygowało mnie, że masz tylko znajomych wierzących – a w pracy, w rodzinie, na uczelni? To wydaje mi się wprost nieprawdopodobne, bo ja mam cały przekrój – od wiernych słuchaczy tego czy innego radia, osoby głęboko wierzące poprzez poszukujących i pogubionych katolików, agnostyków, ateistów po antyklerykałów. I bardzo sobie tą różnorodność cenię, a wielu z tych ludzi szczerze podziwiam oraz lubię.

          2. Eee tam. Bo z nami Polakami to trochę jak z Żydami.. Wyobrażasz sobie coś takiego jak Żyd ateista? Nie ma czegoś takiego..Tak samo i z Polakami. Jeśli znajdzie się nawet wyjątek niekatolik, to jego dusza i tak jest z natury chrześcijańska (jak powiedział Tertulian;)No dobrze, ale powiedzcie mi kobiety: nie lepiej wziąć sobie za męża kogoś kto podziela Wasz światopogląd i zainteresowania (wrażliwość religijną)? Przecież to jest tak ważna – powiedziałbym – podstawowa kwestia! To czym się właściwie kierujecie przy takim wyborze? Waszą słynną intuicją?..A Ty Anulka w ogóle pytałaś o zdanie Pana Boga?..

          3. Widzisz, Heniu, ja się całe życie modliłam o wierzącego męża – o kogoś, kto podzielałby mój światopogląd… I popatrz, co z tego wynikło?;) Może więc trzeba być ostrożnym w tym, o co się prosi – bo Pan Bóg ma bardzo dobry słuch.:) Ale pytać Go, oczywiście, należy – bo nasz własny pomysł na małżeństwo nie zawsze pokrywa się z Jego pomysłem. Opowiadano mi nawet o pewnym bardzo pobożnym chłopaku, który tak mocno wierzył, że pewna dziewczyna jest mu „przeznaczona” na żonę, że w końcu ją do tego nakłonił (nikt nie chce być „nieposłuszny woli Bożej”, prawda?). Rozwiedli się po dwóch latach – i mam bardzo poważne podejrzenia, że żadne z nich nie pytało, co o tym sądzi Pan Bóg. Anulko, pamiętaj – nie zawsze to, czego bardzo PRAGNIESZ jest też wolą Bożą. Czasami jest wręcz przeciwnie. Wbrew niektórym insynuacjom, ja wcale nie miałam „zbrodniczego planu” wyciągnięcia P. z kapłaństwa…

          4. Hmm… Żydów ateistów jest akurat mnóstwo (zwłaszcza w Izraelu), ale nie w tym rzecz. „Polak-katolik” to takie dziwne zwierzę, co jak trwoga to do Boga (do Kościoła chodzi regularnie jakieś 30%, czy z pobudek czysto religijnych to ja nie wiem), chrzest musi być, ślub kościelny też, bo co sąsiedzi powiedzą, no i tak ładnie to wygląda – lepiej żebym się nie rozkręcała. Krótko mówiąc: określenie,że każdy Polak to katolik doprowadza mnie do pasji, bo widzę jak rzeczywistość skrzeczy.Nie wiem jak inne kobiety wybierają mężów, ale dla mnie ważne jest przyciąganie – podoba mi się, cenię go, jestem z niego dumna, jest piękny, inteligentny, mądry, zabawny, pociąga mnie, oraz co ważniejsze – płaszczyzna porozumienia i zaufanie. Poza tym ja wiem, że ten facet chce dla mnie jak najlepiej i w drugą stronę również tak jest. Uważam, że jest najlepszy fundament małżeństwa jaki znam – u moich rodziców sprawdza się od ponad półwiecza

          5. No wiesz.. KK to nie sekta, i daje ludziom pełnię wolności.Ładnie opisujesz to przyciąganie. Akurat to jest całkiem naturalne. Wszystko jest cacy z małym wyjątkiem – że jest niewierzący. No i cóż taka jego uroda. Ma do tego pełne prawo. A Ty masz prawo się z nim „ożenić”. Oboje jesteście dobrymi ludźmi. Kulturalnymi, wykształconymi. Nie ma żadnych podstaw by myśleć, że możecie chcieć źle dla siebie nawzajem. Bo i dlaczego?A jak ze ślubem? Będzie kościelny?

      2. Nawet na tym blogu, Heniu?;) Masz sporo racji, z tym, że moja sytuacja jest jednak nieco inna – nie związałam się z „ateistą”, lecz z księdzem, który miał kryzys wiary. (Mnie ten jego kryzys dotknął jedynie pośrednio.) To niezupełnie to samo – chociaż pamiętam, że mój spowiednik mnie wtedy pytał, czy naprawdę chcę spędzić życie z kimś, kto będzie „niewierzący.” Odparłam, że nie widzę problemu, bo mój poprzedni chłopak był dość agresywnym antyklerykałem – i często ranił mnie w mojej wierze. „No, tak. – odparł na to ksiądz – Z tym, że ten będzie INACZEJ niewierzący.” Potrzebowałam nieco czasu, by zrozumieć, co miał na myśli…

  12. Albo ! Bardzo przykro jest mi czytać, że…no właśnie !…że nie będę mogła Ciebie czytać ! Rzadko odpowiadam, ale bardzo lubię Ciebie czytać i proszę – jeśli chcesz odpocząć, to i owszem ale nie zostawiaj nas bez Ciebie ! Twoje przemyślenia, Twoje spojrzenie na rzeczywistość, Twoja niezachwiana wiara wreszcie – jest czymś mało spotykanym w dzisiejszym „internetowym” świecie (jakże często infantylnym, brutalnym i bzdurnym).Nie zostawiaj nas ! Od długiego czasu czytam Ciebie z wielką przyjemnością i bez Twoich spostrzeżeń będzie pusto i smutno.Odpocznij ale WRACAJ !!!!!!!!!!!!(niemniej życzę Tobie i Twojej rodzince wszystkiego dobrego i duuuużo uśmiechu, bo jak jest uśmiech tzn że wszystko jest OK )

  13. Albo ! Bardzo przykro jest mi czytać, że…no właśnie !…że nie będę mogła Ciebie czytać ! Rzadko odpowiadam, ale bardzo lubię Ciebie czytać i proszę – jeśli chcesz odpocząć, to i owszem ale nie zostawiaj nas bez Ciebie ! Twoje przemyślenia, Twoje spojrzenie na rzeczywistość, Twoja niezachwiana wiara wreszcie – jest czymś mało spotykanym w dzisiejszym „internetowym” świecie (jakże często infantylnym, brutalnym i bzdurnym).Nie zostawiaj nas ! Od długiego czasu czytam Ciebie z wielką przyjemnością i bez Twoich spostrzeżeń będzie pusto i smutno.Odpocznij ale WRACAJ !!!!!!!!!!!!(niemniej życzę Tobie i Twojej rodzince wszystkiego dobrego i duuuużo uśmiechu, bo jak jest uśmiech tzn że wszystko jest OK )

  14. Żeby nie było, że jestem niegrzeczna i nie odpowiadam na postawione mi pytania, odpowiadam, że udałam się do mojego kościoła parafialnego pomodlić się za mą biedną duszę oraz za wszystkich będących w matni czyli według nomenklatury Nowego Testamentu w sidłach diabelskich. To wyjaśnienie niech będzie usprawiedliwieniem mojej zwłoki.Jeśli chodzi o takie pojęcia jak :KościółMałżeństwoKapłaństwoto odsyłam zainteresowanych do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Tam są wszelkie potrzebne wyjaśnienia, bo w tej materii panuje tu nieopisany bałagan i każdy układa swoją definicję. Alba np. przedstawia Kościół jako macochę, która ją odtrąca, co jest przekłamaniem, bo Kościół -Matka kocha wszystkie swoje dzieci i nikogo nie porzuca.Barbaro jeśli chodzi o moją miłość bliźniego to bardzo wiele mi brakuje w tej materii; jeśli chodzi o to, kogo miałam na myśli pisząc „były zakonnik” to oczywiście chodziło mi o pana P. Twoje odwracanie kota ogonem nie na wiele się zda.Miśka jeśli chodzi o dziwaczne Twoje wywody, to uzyskanie od Ciebie informacji o tym, że cudzołóstwo jest grzechem graniczyło z cudem. Ile się musiałam nastarać, żebyś to w końcu potwierdziła to przechodzi ludzkie pojęcie, ja od teologów oczekuję większej przejrzystości.Markowi mogę powiedzieć, że owszem mam skłonności do moralizatorstwa, z wiekiem dostrzegam, że coraz większe, ale może kiedyś zwalczę i tę wadę jak parę innych wcześniej. Ta wada dotyka niestety także Ciebie wobec szefa i słuchaczy pewnego radia, więc „przyganiał kocioł garnkowi”. Zwalcz tę wadę u siebie, a potem mnie napominaj, to przyjmę to z większym uznaniem.Teraz nadstawiam drugi policzek, przypominam, że na pierwszy poleciały następujące razy ( to tak dla przypomnienie żebyście nie musieli się powtarzać):anioł, wywyższa się, cudownie oczyszczona dusza, zimna, pyszna, nie można się zakochać (he he to było chyba najlepsze), coś tam, że smaga rózgami, schematycznie myśląca, niedojrzała, ale poczciwa z niej dziewczyna itp. itd.

    1. Nie uważam Kościoła za Macochę, lecz za Matkę (która mnie odtrąca, ponieważ sądzi, że to „dla mojego dobra”) – to znacząca różnica – Ty zaś mnie obrażasz, dopatrując się kłamstwa i złej woli w prawie KAŻDYM słowie, które bym napisała. Nie jestem wszakże aż tak jak Ty sprawiedliwa, by wyliczać skrupulatnie moim bliźnim wszystkie razy, którymi mnie hojnie obdarzają (też zresztą, podobnie jak Matka-Kościół, z myślą o uzdrowieniu mojej robaczywej duszy…). Mam tylko nadzieję, że te „zbawienne zabiegi” którym mnie nieustannie poddajesz, przynoszą satysfakcję i ukojenie chociaż Twojej duszy. Bo mojej nie pomagają w najmniejszym nawet stopniu.

      1. A jak nazwać Twoje zabiegi wobec tych, którzy mają inne zdanie, lub mówią wprost, że czują się zgorszeni tym co wypisujesz? Pomyśl także o nich. Czy słowo „sprawiedliwa” i „zbawienne zabiegi” mam traktować jak kolejny przytyk podobnie jak słowo „czysta”? To ostatnie słowo jest tu szczególnie nielubiane. Oczywiście wedle życzenia, zakończę mój udział w tych dyskusjach, bo również mnie nie przynosi on pożytku. Nie było moim zamiarem obrażać Cię, jeśli tak się czujesz to przepraszam.Powtarzam po raz kolejny, Kościół – Matka nie odtrąca swoich dzieci, to Ty zdecydowałaś poprzez swój wybór, że od Niej się oddalasz. Weź za to odpowiedzialność.

        1. Nie oddalam się, córko – tylko Ty tak to widzisz. Zresztą, czy to nie Ty napisałaś mi kiedyś, że „podziwiasz” że się staram trzymać wiary mimo wszystko – jak więc w końcu jest? Oddalam się, czy nie? Bo jeśli szatan sam ze sobą jest skłócony, to znaczy, że… ja nie jestem takim szatanem, jakiego chcesz we mnie widzieć. Nie proszę Cię, byś stąd poszła – ja tylko proszę i błagam, byś zechciała we mnie zobaczyć coś więcej, niż mój GRZECH, który Cię tak strasznie gorszy i oburza. To tak dużo?

          1. Czytaj uważniej co piszę. Nigdy nie uważałam, że szatan jest w Tobie, pisałam o niebezpieczeństwach jakie może nieść ten blog. Nadal uważam, że jest godne podziwu to, jak trzymasz się Jezusa. Teraz, kiedy czujesz się smutna i „pusta” rzeczywiście potrzebujesz spokoju, żeby wypełnić się Bogiem i dlatego potwierdziłam słuszność Twojej decyzji o zawieszeniu bloga. Przecież możesz zmienić zdanie i nikt (w sensie: ja) nie będzie miał Ci tego za złe.

          2. Kiedy jestem smutna i pusta, NIE POMAGA mi wcale Twoje „napominanie.” Uwierz wreszcie, że NIGDY nie zapominam o swoim grzechu – i nie zgrzeszysz, nie zastępując mi nieustannie sumienia. Zastanów się, czy takie postępowanie wobec „zgnębionych na duchu” na pewno wynika z miłości. Chcesz, bym się stała jeszcze mniejsza, niż jestem? Bądź spokojna – Bóg już dawno odarł mnie ze wszystkiego, z czego mogłabym być „dumna.” Ty możesz chlubić się swoją czystością (i chwała Panu!) ja zaś mogę już tylko ufać miłosierdziu…

          3. Byłoby fajnie gdyby grzechy były tylko sprawą naszą i Boga, niestety zło dosięga również ludzi z naszego otoczenia. Oni też cierpią przez nasz grzech. Po co jeszcze powiększać jego złe oddziaływanie poprzez opisywanie go? Przeczytałam post „Co wolno chrześcijanom” i zapytałam się samą siebie „po co Alba znowu wraca do opisywania swoich spraw intymnych na forum, czemu to ma służyć?” I skwapliwie zgodziłam się z Tobą co do zawieszenia tego bloga. Jak mnie zaczęli ciągnąć za język (a dokładniej Helohenu) dlaczego tak uważam, to podsumowałam całość, może niesłusznie/może słusznie. Nie wiem. W każdym razie pojechałam po całości. Czy to dobrze – zobaczymy po owocach (jak nie w tym życiu, to w przyszłym). Napominania mam serdecznie dosyć, więc śpij spokojnie. To jest bardzo niewdzięczna fucha, od razu wyrażę współczucie tym, którzy napominali, napominają lub będą napominać moją skromną osobę, która jest duszą upartą i tak odwróci kota ogonem, że ciężko jest cokolwiek wskórać.

      2. Myślę Aniu, że jednak trochę przesadzasz w negatywnej ocenie intencji Córki. Jej ostatnia wypowiedź jest spokojna, wyważona i merytoryczna (jak dla mnie). Nie widzę w niej cienia uszczypliwości czy antypatii wobec nikogo. Wręcz przeciwnie! Widzę, że wielu Twoich czytelników „przesiąka” z czasem Twoim własnym stylem – czyli spokojem, cierpliwością i humorem. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój. Ja tak Ciebie odbieram na podstawie Twoich komentarzy do komentarzy. Ale ostatnio sprawiasz wrażenie jakby Ci trudniej było znosić krytykę. Nawet od życzliwych Ci osób. A psalmista mówi: „Sprawiedliwy niech uderza mnie z miłości (bo kocha) i koryguje. Aby olejek niegodziwego nie perfumował mojej głowy”..

    2. Córko marnotrawna! Ileż Ty masz lat dziewczyno i jaka wiedzę,że potrzebujesz potwierdzenia ode mnie,że cudzołóstwo to grzech?Przecież do tego wystarczy przejrzeć książeczkę do pierwszej komunii! Skoro powołujesz się na katechizm to myślę,ze i 10 przykazań znasz prawda?Celowo przekręcasz moje odpowiedzi!po co?I jakie ja miałam dziwaczne wywody na temat nauki KK????Możesz sprecyzować?Ale MOJE słowa, a nie Twoje interpretacje, czy domysły!

      1. Już mnie wysyłałaś do szkoły podstawowej. Powtarzam, człowiek uczy się przez całe życie. Jeśli pytasz mnie o wiek to Ci odpowiem, że religii w szkole nie miałam, tylko w salkach przy kościele.

        1. Jak uczyłam w gimnazjum tez wymagałam wiadomości ze szkoły podstawowej.Dlaczego mnie pytałaś czy cudzołóstwo to grzech??Myślałam,ze masz z tym kłopoty.A Tobie po prostu chodziło o to,żeby pokazać Albie ,ze inni tez ją(jej wybór)potępiają?Srodze się pomyliłaś! Ja w nią kamieniem nie rzucę.I wcale nie z racji sympatii.Ja po prostu wiem,że tak nie wolno!I wiesz, mam wielu znajomych -niewierzących,wątpiących, szukających -to dobrzy , wspaniali ludzie.mam wrażenie ,że są dla bliźnich lepsi, niż niektórzy wierzącyPrzepraszam,że zabrzmi to tak ostro, ale Twoje wyobrażenie o Bogu mnie przeraża!I nadal unikasz odpowiedzi na moje pytanie?Bo chciałabym wiedzieć, co ja takiego dziwacznego twierdziłam o nauce Kościoła Katolickiego Zamotałaś się?

          1. Jeśli mogłabym Cię prosić, to proszę o mniej pogardy dla odmiennego zdania. Do uczynków miłosierdzia względem bliźniego zalicza się „grzesznych upominać”, a Ty mylisz go z potępianiem. Gdybym trafiła na teologów takich jak Ty, to prawdopodobnie nadal krzywdziłabym Kościół będąc w związku z duchownym. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy otworzyli mi oczy na zło, które wyrządzam Bogu i bliźniemu i sobie.

          2. Już osądziłaś jakim jestem teologiem?Tak dobrze mnie znasz? Byłoby lepiej gdybym powiedziała:zostaw Albo dziecko, męża,(a nie, po Twojemu kochanka)i idź pokutować?Bo teraz JA , Miśka ,uświadamiam Ci Twój grzech(nie widzę przecież ,że Ty doskonale wiesz, co trzeba czynić,jakie są Twoje relacje z Panem Bogiem) – bo najbardziej zapamiętałam -grzesznych upominać??A co z”nie sądźcie,żebyście nie byli sądzeni”? Wybierasz te urywki, które Ci pasują?Czy to taka wielka wina,że nie potrafię, nie chcę piętnować grzechów innych?

          3. Nie, mogłaś po prostu powiedzieć: nie wiem co ci doradzić w tej sytuacji, ale jedno wiem, postaraj się nie grzeszyć. Nie byłoby to potępianie, tylko zachęta do dobrego.

          4. Ja myślę,że Alba stara się nie grzeszyć, a nie znam jej z czasów, kiedy to powiedzenie byłoby aktualne!I w obecnej sytuacji pisanie w takim tonie to dodatkowe zadawanie bólu.Nie widzisz,że wystarczy tego, co sama wie, czuje, przeżywa?

          5. „co SAMA wie, czuje, przeżywa”. Nikt nie powinien zostać sam, po to jest wspólnota Kościoła, żeby wspierać i nosić nawzajem brzemiona. I bądźmy dobrej myśli i módlmy się wspólnie, żeby wszystko skończyło się pomyślnie.

          6. Nie zawsze córko! Myślę,że każdy z nas ma taki obszar „bycia”przed Panem,że nie chce obok drugiego człowieka.Ale życzliwe wsparcie każdemu się przyda;)

    3. Ja odpowiem tylko na zarzut wobec siebie: skoro pisałaś o „zakonniku” to nie przyszło mi do głowy skojarzyć tego z „panem P.” Dla mnie ksiądz i zakonnik to nie to samo (a zakonnik też we wspomnieniach Alby występował). Po drugie nic arbitralnie nie stwierdzałam, tylko pisałam, że podejrzewam – nie wystarczy wyjaśnić, tylko trzeba zaraz rzucać oskarżenia, że niby celowo „odwracam kota ogonem”?

      1. P., jako salezjanin, był (jest) i księdzem i zakonnikiem… Składał śluby zakonne i potem przyjmował święcenia kapłańskie… Tak więc dotyczą go obydwa określenia – i dwa paragrafy Kodeksu Prawa Kanonicznego: „Nieważnie usiłują zawrzeć małżeństwo ci, którzy otrzymali święcenia kapłańskie.” oraz „Nieważnie usiłują zawrzeć małżeństwo ci, którzy złożyli publiczny ślub czystości w instytucie zakonnym.” (Niestety, rygor tego prawa obejmuje również jego biedną żonę…) Niewykluczone zatem, że gdzieś używałam obu słów. Niemniej – znałam wielu różnych zakonników, a mój mąż jest jednym z najbardziej czystych ludzi, jakich spotkałam w życiu.

        1. No widzisz, tego, że P. był salezjaninem się nie doczytałam 🙁 Przyznam się, że jeszcze nie wszystkie Twoje notki mam przeczytane, do starszych zaglądam tylko w razie nadmiaru wolnego czasu. A czy jeden przepis prawa kanonicznego złamał, czy dwa to chyba większego znaczenia nie ma… tak jak np. wyrok sądowy skazujący na… ponad 100 lat więzienia (jakby „dożywocie” nie wyczerpywało tematu) 😉

  15. Hej!Każdy jest tylko człowiekiem, wiec wiadomo, że robi błędy. Ale przecież „nie robi błędów ten, kto nic nie robi” (czy jakoś tak) ;)Ja tam nie wiem, czy kogoś obraziłaś, czy nie (nie zauważyłam). Ale na pewno nie jednej osobie pomogłaś tym blogiem. Np. mnie. Żyję w związku niesakramentalnym, więc czasem jest ciężko z tego powodu. Twój blog dodaje otuchy. I wcale nie jest tak, jak parę osób myśli – że taka lektura zaraz powoduje, że człowiek zaczyna czuć się „w porządku” i usprawiedliwiony. Nie. Ale zaczyna szukać swojego miejsca w Kościele i wie, że nie warto z Niego rezygnować. I mam też poczucie, że nie jestem sama.Czytałam, co wypisywała „córka marnotrawna”. hmm… To, że kogoś stać na rezygnację z „zakazanej miłości” nie daje mu prawa do chełpienia się tym. Bo jeżeli stać nas na jakiś wielki czyn, to nie koniecznie nasza zasługa, lecz Tego, kto daje do tego czynu siłę.Jeżeli zrezygnujesz – będzie brakowało takiego bloga osobom w mojej sytuacji.Ale – jeżeli czujesz, że powinnaś…Przypomniał mi się kawałek rekolekcji ignacjańskich. Ignacy radzi, żeby nie podejmować decyzji w czasie duchowego strapienia (karmelitańską analogią jest „noc ciemna duszy”), czyli w czasie, gdy jesteśmy smutni i pełni wątpliwości. Bo wtedy jesteśmy słabi i podatni na złe wpływy, więc nasze decyzje często nie są zgodne z wolą Boga.

    1. Racja, to Bóg sprawia, że jesteśmy w stanie poświęcić naszą ziemską miłość ze względu na Niego . I za to niech będą Mu dzięki. Choć jedna osoba zwróciła uwagę, że to Bogu należy się Chwała, za to jak działa w naszym życiu.

      1. Ja NIGDY nie przestałam Go za to chwalić, córko, lecz dla Ciebie i tak jestem „córką Antychrysta.” Trudno. Jeśli przed kimś muszę zdawać sprawę z mojej wiary, nadziei i miłości (tak, tak, córko – miłości – choć Twoim zdaniem jestem, jesteśmy, zdolni jedynie do „cudzołóstwa”) to na pewno nie przed Tobą. Skończyłam. Już nic więcej nie napiszę – jakże – i do czego – mam przekonywać kogoś, kto widzi we mnie tylko kłamstwo, brud, grzech i zgliniznę moralną? Mogę jedynie modlić się, aby Bóg pozwolił Ci zobaczyć w nas dwójkę kochających się, choć grzesznych, ludzi – a nie tylko „jawnogrzeszników.” I nie tracę nadziei, że to jednak kiedyś nastąpi.

    2. Kurde – następna pobożna, która związała się z jakimś słodkim niewierzącym, rozwodnikiem albo księdzem? Normalnie ręce opadają. Gdzie wy baby macie rozumy?

        1. No cóż – jestem babą bez rozumu;)Ale wobec tego nie można mieć do mnie pretensji;)Swoją drogą – zanim kogoś osądzisz – pomyśl, ze taka miarą Ciebie zmierzą, jaką Ty mierzysz.

          1. Podejrzewam, że Antyk właśnie o to ma do Ciebie „pretensję”, że (być może) jesteś kolejną kobietą, która zdecydowała się zrezygnować z życia sakramentalnego (czyli z maksymalnej jedności ze swoim Bogiem jaką można mieć na tym padole płaczu) na rzecz – nie wiem – najprościej mówiąc – człowieka. Tak to należałoby otwarcie określić, ale oczywiście rozumiem, że życie potrafi być czasem bardziej skomplikowane i takie sytuacje były, są i będą. Dlatego KK wychodzi z opieką duszpasterską również do związków niesakramentalnych. Trudno przecież ocenić czy dany człowiek wstąpił w taki związek przez 'zatwardziałość serca’, czy przez zwykłą ludzką słabość, czy jeszcze z innych powodów. Jedno jest pewne: dalej jest człowiekiem – cierpi i potrzebuje pomocy. Jeszcze bardziej. A tam, gdzie wzmógł się grzech – jeszcze bardziej rozlała się łaska.. No i Pan Jezus nie przyszedł do zdrowych ale do tych co się źle mają.. Ale z kolei gdy ktoś odchodzi świadomie od Niego już po spotkaniu z Nim, to i On jest w jakimś stopniu „bezradny”. Z taką osobą można jedynie współcierpieć – tak mi się wydaje i nic więcej.

          2. Nie obraź się proszę, ale mam ochotę zapytać o Twój związek skoro wypowiadasz się o cudzych. No i nie bardzo rozumiem co wg Ciebie oznacza w tym kontekście „zatwardziałość serca”?

          3. Nie obraź się proszę, ale mam ochotę zapytać o Twój związek skoro wypowiadasz się o cudzych. No i nie bardzo rozumiem co wg Ciebie oznacza w tym kontekście „zatwardziałość serca”?

          4. Nie obraziłem się.. Jeśli ktoś pisze o swoim związku na blogu, to chyba m.in. po to, aby 'narazić się’ na opinie czytelników nie? Bo inaczej po co o tym wspominać? Pytam jeszcze raz: czy moja opinia na temat Twej przyszłej decyzji jest dla Ciebie przykra? A jeśli tak to dlaczego? Czy nie mam prawa wyrazić swojej opinii? Jeśli wyraziłabyś takie życzenie – to owszem.Ja jeszcze nie jestem w żadnym związku – jeśli Cię to interesuje..”Zatwardziałość serca”, w każdym kontekście oznacza upór i postawienie na swoim, bez oglądania się na inne racje i poglądy – w tym wolę Bożą.. Dlatego właśnie pytałem czy „konsultowałaś” jako wierząca – swój wybór małżonka – ze swoim Bogiem..

          5. Ja np. pisałam o moim związku tylko i wyłącznie dla informacji Alby, bo chciałam zaznaczyć dlaczego jej blog jest taki dla mnie ważny. Oczywiście, mógł to przeczytać każdy i skomentować każdy. Nie było moją intencją aby ktoś mi dobrze radził czy publicznie pytał o moją relację z Bogiem.Historia Alby bardziej, ale moja również ukazuje jak wiele jest w Kościele historii rodzinnych, które nie przystają do że tak go nazwę „scenariusza życia na wzór świętej rodziny”. Moje małżeństwo wkrótce zostanie zawarte, więc poszukuję w Kościele ludzi, którzy nie będą pytać dlaczego to zrobiłam i wpędzać w jakieś poczucie winy z tego powodu. Mam nadzieję, że znajdzie się kilku takich, którzy w jakiś sposób będą mnie wspierać w mojej wierze – Albo, liczę na Ciebie:DI jeszcze jedno – ja nie wierzę, że ludzie są sobie przeznaczeni i jeśli rozpoznają, że to ta druga połowa jabłka to będzie cacy, a jak wybiorą tę niedopasowaną to kiła, mogiła, rozwód albo coś gorszego. Dlatego Twoja historia o chłopaku co się uparł to klasyczne zaślepienie plus brak dojrzałości i m. in. w takich przypadkach zdarza się, że małżeństwa się rozpadają

          6. A moją intencją nie było udzielanie Ci rad, a tym bardziej wpędzanie w poczucie winy. Ośmieliłem się jedynie podzielić swoimi przemyśleniami na ten temat, i powiedzieć, że ja na Twoim miejscu…itd.;-) Życzę Ci szczerze jak najlepiej!A na tym blogu chyba nie jest przestępstwem rozmawiać na temat relacji z Bogiem, i nie jest to takie publiczne jak Ci się wydaje. Są rzeczy o których wstydzimy się powiedzieć nawet Bogu na osobności, są rzeczy o których mówimy tylko spowiednikowi, są i takie doświadczenia, którymi możemy (a nawet powinniśmy) się dzielić publicznie – dla dobra ogółu.Przepisy przepisami (w tym kościelne) – jak to mówią – a życie życiem. Czemu jednak miałbym nie zwracać uwagi na najlepsze – doskonałe wzorce? Takie jak właśnie święta Rodzina? Albo Tobiasz i Sara? Dlaczego miałbym rezygnować z ideału jakim jest obopólne wspieranie się w wierze? Bo przecież chrześcijańscy małżonkowie, składający swoją przysięgę małżeńską przed Bogiem, biorący Go na Świadka i proszący Jego o pomoc, są wzajemnie odpowiedzialni za swoje zbawienie. I Bóg im kiedyś powie: „Dobrze moje dzieci! Spieraliście się w wielu rzeczach, wspieraliście się w niewielu..Ale RAZEM szliście do Mnie i doszliście! I waszym dzieciom też pokazaliście te drogę. Wejdźcie zatem do radości swego Pana!”Ale może być i tak, że Bóg zapyta: „Gdzie jest twój mąż? Gdzie jest twoja żona?” I co odpowiedzieć w takim momencie?.. „Czy jestem stróżem mego męża?”..A ja wyobraź sobie – wierzę, iż to Pan Bóg dobiera ludzi, i to jeszcze nawet przed ich narodzeniem.. Czyż Pismo nie mówi o dobrych uczynkach, które Bóg z góry przygotował abyśmy je pełnili?..Pozdrawiam i życzę jeszcze raz powodzenia.

          7. A moja historia, Anulko, miała pokazać Ci, że dwoje najlepszych ludzi może mieć nawet najlepsze (nawet najpobożniejsze!:)) intencje, a i tak może nic z tego nie wyjść, jeśli biorą pod uwagę tylko własne pragnienia… 🙂 Jeśli wierzysz w Boga – zapytaj Go (a nie nas!), co o tym wszystkim myśli. Chyba nie wierzysz w to, że jest On kimś, kto tylko czyha na to, by nam odebrać „szczęście”? A jeśli będziesz już miała pewność – idź za tym, choćby cały świat mówił inaczej…

          8. A jeśli nie będziesz miała tej pewności – uciekaj nawet sprzed ołtarza! (To tez jest bardzo romantyczne:)))

          9. Pewnie. :))) Zawsze mnie trochę dziwiło, że ludzie tak rozpaczają, że ktoś tam „rozmyślił się” tuż przed ślubem (czy święceniami). Z dwojga „złego” to chyba lepiej odejść dzień PRZED, niż dzień „PO”? Przecież dopóki ludzie nie są związani ślubem, są WOLNI i powinni móc odejść, jeśli tylko chcą. Tak rozumiem pojęcie „wolny związek.” 😉 Ludzie w naszych czasach jak ognia boją się PRAWDZIWYCH zobowiązań („wprawdzie żyjemy ze sobą już 20 lat, ale…nie chcemy się wiązać.”;)) za to chętnie tworzą zobowiązania pozorne („jesteś MOIM chłopakiem – jak śmiałeś rozmawiać z tą lafiryndą?!”). Ojciec mojej koleżanki, bardzo pobożny starszy pan, mówił mi kiedyś, że w młodości miał bardzo wiele „sympatii” – ale że się z tego cieszy, bo dzięki temu nauczył się, co znaczy naprawdę KOCHAĆ. Ale kiedy już WYBRAŁ to raz, a dobrze – od 40 lat ma jedną i tę samą żonę.:)

          10. No to ja już nic nie rozumiem – dwóch ludzi ma jak najlepsze intencje kochają się, ale ponieważ to nie Wola Boża to się rozlatują i to szybciutko. Nie dlatego, że byli niedojrzali, mieli wygórowane oczekiwania, byli dla siebie wredni, mieli inne charaktery i priorytety życiowe, nie potrafili iść na kompromis, wybrali nie tą osobę zaślepieni miłością i etc… To brzmi jak jakieś straszne fatum, gdzie Bóg patrzy – oj, skręciłeś nie w moją ścieżkę, to ja Ci pokażę, że tak się nie da. Albo ja wierzę w innego Boga, albo nie rozumiem, co mi próbujesz Albo przekazać.

          11. Chyba nie rozumiesz… 🙂 Widzisz, dla mnie „wiara w Boga” nie oznacza tylko teoretycznej wiary w to, że „coś tam gdzieś jest” – ani nawet nie jest to wypełnianie bez zarzutu różnych religijnych powinności („jestem wierząca-co niedziela chodzę do kościoła!”). Jest to raczej traktowanie Go jako Żywej Osoby, kogoś, kto (niezależnie od wszystkich rozumowych „za” i „przeciw”, które też oczywiście należy brać pod uwagę – bo jeśli czysto po ludzku nic ich ku sobie nie ciągnie, to nic z tego nie będzie, choćby nawet ukazało się im i 100 aniołów) też ma w moim życiu coś do powiedzenia…Wiesz, ja jestem dosyć skryta i bardzo niezależna – i nie pytałam nikogo o zdanie w kwestii mojego małżeństwa (z góry wiedząc, jaka będzie odpowiedź:)), ale w modlitwie pytałam…(mimo że wielu ludzi na tym blogu nie uwierzy w to stwierdzenie).

          12. Gdzie ja Anulka powiedziałem, że Twoje małżeństwo z Twoim wybrankiem nie jest wolą Bożą? Pytałem jedynie, czy konsultowałaś chociaż trochę swą decyzję z Tym, przed Którym będziesz składać przysięgę biorąc Go na Świadka. Bo wierzącemu nie wypada stawiać swego Boga przed faktem dokonanym. Bo cóż to za wiara i Bóg?

          13. Konsultowałam. Mi chodzi tylko o to, że moim zdaniem takie trochę magiczne zdawanie się na „Wolę Bożą” mi na kilometr pachnie zrzucaniem z siebie odpowiedzialności za swoje czyny. Bo lepiej powiedzieć: „źle rozpoznałem Wolę Bożą, więc to nie mogło się udać i nic nie można było zrobić” niż poszukać co naprawdę uczyniłem źle. Można też swoje czyny, czasem niegodne, usprawiedliwiać „Wolą Bożą” – np. Milczek w Zemście. Dlatego uważam, że należy się kierować w życiu rozumem, wszak również od Boga danym.A tak poza tym to mojego przyszłego męża poznałam w miejscu, w które pojechałam m. in. bo może poznam porządnego, wierzącego chłopaka. A poznałam tylko porządnego:D

          14. Jestem całym sercem za tym, by kierować się w życiu rozumem (aczkolwiek serce też ma tu coś do powiedzenia – nie zawsze „małżeństwa z rozsądku” są małżeństwami DOBRYMI, choć „tak na zdrowy rozum” powinno im się udać, prawda?) aczkolwiek zapytać Boga nigdy nie zawadzi… 🙂 Czasami unikamy tego z tego samego powodu, dla którego nie wtajemniczamy ludzi w swoje zamierzenia: „Ja tu mam taki wspaniały PLAN a Ty, Gościu, będziesz mi tylko przeszkadzał!” Zazwyczaj zresztą dzieje się tak wówczas, gdy mamy zamiar zrobić coś niekoniecznie dobrego (uwaga: nie myślałam w tym momencie o zamiarze poślubienia porządnego ateisty!:)). Zastanawia mnie czasem, dlaczego ludzie przy zawieraniu związków małżeńskich tak obstają przy kierowaniu się WYŁĄCZNIE „własnym rozumem” („A, co Ty mi tu gadasz – JA wiem najlepiej, jaki(a) on(a) jest!”) – a potem, jeśli coś nie wypali, mają pretensje do wszystkich oprócz siebie? Pana Boga nie wyłączając czasem… Każdy, kto chce polegać wyłącznie na sobie, ponosi takie samo ryzyko, jak ten, kto zasłania się całkowicie „wolą Bożą.” Rozum nie został nam dany od parady, ale i wiara nie ma nam służyć jedynie do tego, żeby było co wpisywać w rubryce „wyznanie.” Prawda?;)

          15. Jeśli konsultowałaś to w porządku. Mi też chodziło tylko o to. A jak te konsultacje wyglądają – zależy już od osobistej zażyłości i stopnia wiary.Pełnienie woli Bożej, jest najlepszą rzeczą jaką możemy robić w swoim życiu – niezależnie od stopnia naszej wiary. Ale oczywiście większe szanse mają ci bardziej wierzący..;-))Nie odbywa się to na zasadzie ani magii ani zrzucania odpowiedzialności na kogokolwiek, tylko na zasadzie dobrowolnej współpracy, której z kolei celem jest wyciśnięcie z życia maksimum dobra. Albo bardziej zgrabnie: przejście przez życie najlepiej jak się da. Optymalną trasą. Dodać należy, iż pełnienie woli Bożej, nie jest tym samym co zdawanie się na nią, i nie jest bynajmniej umniejszaniem naszej suwerenności decyzji. Wręcz przeciwnie – jest to wyniesienie naszej wolności na najwyższy możliwy poziom suwerenności.Pozostaje jednak problem „słyszenia” Boga i odbierania jego znaków, które są bardzo subtelne. Tak jak wszystkie znaki miłości prawdziwej. Na początku zwłaszcza..Miłej niedzieli;-)

    1. Ja Ciebie również przepraszam, Ai – choć już nawet nie pamiętam, za co mogłybyśmy się nie lubić. 🙂 Pokój z Tobą, siostro!:)

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *