Niewidoczni święci…

Żyjemy w takich czasach, że gdyby ktoś w rozmowie rzucił, że zamierza zostać świętym, spotkałby się (w najlepszym razie) z podobną reakcją, jak gdyby publicznie puścił bąka.

Świętość jest czymś, o czym „w dobrym towarzystwie” się nie dyskutuje – i już. Sprowadzono ją do kategorii hagiografii – albo dewocji.

Tymczasem ja uważam (o czym już wspominałam parę postów niżej w komentarzach) , że jeśli nawet ktoś jest zamiataczem ulic, ale robi dobrze to, co robi, to jest ŚWIĘTYM zamiataczem ulic. Jak to mówiła Matka Teresa z Kalkuty (zresztą święta:)) – „każda rzecz jest wielka, jeśli czynisz ją z miłością.” Także Kościół od zawsze nauczał, że oprócz świętych „oficjalnie uznanych”, z pompą i przyznaniem aureoli, są na pewno wielkie rzesze świętych ludzi, których imiona zna tylko sam Bóg. I tych wszystkich właśnie wspominamy w uroczystość Wszystkich Świętych.

Ludzi takich, jak o. Jacek (imię znane redakcji:)), przeor karmelitów w Oborach, który był zawsze gotowy podzielić się ostatnim kawałkiem chleba z potrzebującymi… (Zapraszał mnie na wakacje „w przyszłym roku”  – a za rok już nie żył…) Takich, jak matki, z poświęceniem wychowujące niepełnosprawne dzieci. Takich, jak dzieci umierające na raka i martwiące się tylko o to, „żeby mamusia nie płakała.” Albo jak moja Babcia, której nigdy nie słyszałam mówiącej źle o ludziach – i po której śmierci płakało całe miasteczko. Jestem dumna, że jestem Jej wnuczką (i mam tylko nadzieję, że i Ona mogłaby być dziś dumna ze mnie, mimo że mój brat-agnostyk, gdy się dowiedział o moich planach małżeńskich, powiedział tylko: „Dobrze, że nasza Babcia tego nie dożyła…” Była Ona jednak z natury tak nieskłonna do potępiania innych, że sądzę, że nie potępiłaby również mnie – bądź co bądź, swojej ukochanej wnuczki…). Albo jak mój ukochany Stary Doktor, który uczył, żeby zamiast pławić się we własnym „nieszczęściu”, poszukać raczej kogoś biedniejszego od siebie – i pomóc mu.

Tak, tak – jestem święcie przekonana, że dane mi było spotkać w życiu bardzo wielu świętych ludzi – mimo, że niektórzy z nich nie byli nawet chrześcijanami (ale, czy myślicie, że Pan Bóg naprawdę zwraca przesadną uwagę na takie „drobiazgi”?;)) A Wy?

 

92 odpowiedzi na “Niewidoczni święci…”

  1. Matki Teresy nie uznałabym za autorytet, a świętość ma zbyt wąską definicję. Po prostu mam nadzieję, że na świecie jest sporo ludzkich ludzi.

    1. Masz rację że szkoda nawet pisać . Tereska narobiła przekrętów bankowych tylko JPII święty od kompleksów to zatuszował tak jak inne sprawy co wiadomo

        1. Już tu gdzieś pisałam, że ów średniowieczny zwyczaj kawałkowania zwłok świętych budzi mój głęboki sprzeciw, Renatko. Wszyscy ludzie mają prawo do wiecznego spoczynku – nawet święci. A to mi przypomina, jako żywo, to, co komunistyczni „naukowcy” zrobili po śmierci z ciałem św. Andrzeja Boboli. Ponieważ zwłoki zachowały się w stanie nienaruszonym, wystawiono je jako ciekawostkę przyrodniczą na widok publiczny w Muzeum Ateizmu… Przez szacunek do swoich świętych, Kościół powinien jak najszybciej zaprzestać kultu relikwii.

          1. O sredniowiecznych swietych sie nie wypowiadam, ale dobrze by bylo pokawalkowac sw. Kaczynskiego i drogo sprzedac wielbicielom z PIS-u. Budzet Panstwa by sie podreperowalo i Wawel oczyscilo.

          2. Brrr…. Nie lubiłam śp. Pana Prezydenta – ale to, co proponujesz, jest obrzydliwe! Nawiasem mówiąc, Szymon Hołownia trafnie podsumowuje ten wysyp hagiograficznych książek o zmarłym Prezydencie i jego Żonie: „to są zwykłe lechocjonalia.”:) Tak więc nie wykluczam, że wnioski o wyniesienie na ołtarze także mogą się pojawić… Jak już mówiłam – nikomu miejsca w niebie nie żałuję, aczkolwiek sądzę, że są tacy, którzy (patrząc po ludzku) „zasłużyli” mniej lub bardziej

          3. Link mi się nie otwiera, ale znając niektórych przeciwników Lecha Kaczyńskiego chyba nie żałuję – zdaje się, że wcale nie chciałabym tego oglądać. W kwestii pomnika smoleńskiego zdania nie zmieniłam. Jeśli już musimy mieć jakikolwiek, to chyba ten autorstwa Czesława Bieleckiego – bardzo mi się podobał. Zwłaszcza ta szczelina (która symbolizuje rozdarcie w naszym narodzie) z której jednak sączy się światło znicza…Światełko nadziei…

      1. Poproszę o dowody… Nawiasem mówiąc, „święta” to nie to samo co „bezgrzeszna.” WSZYSCY ludzie popełniają w życiu błędy. Dlatego mamy naśladować ich szlachetne uczynki, a nie te mniej chlubne.

        1. wcale że nie prawda świętych trzeba ćwiartować i zamrażać tak co by każdy miał chociaż kawałek w lodówce i do niej się modlil konkretnie

          1. Oczywiście, masz rację, że ludzie odczuwają potrzebę „namacalnego kontaktu” ze świętymi – i że stąd wziął się cały (przybierający nieraz obłędne formy) kult relikwii. To samo zjawisko można zresztą zaobserwować u ludzi zupełnie niereligijnych. Jestem pewna, że figi czy buty księżnej Diany (osoby uważanej przez wielu za „lepszą od Matki Teresy”:)) mogłyby na aukcjach osiągnąć zawrotną cenę. Jednakże kontakt ze świętymi, w który wierzą katolicy (a także prawosławni i kilka innych wyznań, nawet chasydzi żydowscy) jest (powinien być) mniej „fizycznej” a bardziej duchowej natury…:)

          2. Mnie na nic – ale gwarantuję Ci, że są tacy wielbiciele „świeckich relikwii” którzy by coś takiego kupili… Nawiasem mówiąc, nazywam się ALBA, a nie „ABBA”. 🙂 Jedna literka czyni ogromną różnicę – „abba” zwracano się do Ojców Pustyni (kobietom przysługiwał tytuł „amma”) – nie czuję się godna takiego określenia…

  2. Mnie zawsze zastanawiało to, skąd Kościół uznając kogoś za świętego może być pewien, że ta osoba w oczach Boga rzeczywiście taka jest?Przecież tylko Bóg znał ich serca. Jaką mamy pewność,ze ich świętość nie była tylko świętością na pokaz? Może ktoś czynił dobrze tylko dlatego, żeby o nim dobrze mówiono i żeby zdobyć jakaś tam sławę. Czy jest to możliwe,że osoba uznana na ziemi za świętą może taką nie być po śmierci? No i też mam głęboką nadzieję,że na zostanie świętym ma szanse nie tylko katolik 🙂

    1. Jeśli chodzi o pierwszą część Twojej wypowiedzi, to w przeszłości rzeczywiście zdarzało się, że wynoszono na ołtarze ludzi co najmniej podejrzanych – jak św. Olaf, który wprawdzie schrystianizował Szwecję (jak się dziś okazuje, bardzo powierzchownie – w Szwecji jest 1-2% praktykujących chrześcijan…) ale czynił to ogniem i mieczem, po prostu wyrzynając tych, co nie chcieli „ujrzeć światła łaski”. Albo jak św. Róża z Limy, która, gdy ktoś nieopatrznie powiedział jej, że jest piękna, oblała sobie twarz kwasem…Przez wieki do kanonizacji wystarczała „powszechna opinia świętości” albo męczeńska śmierć (dlatego np. Cerkiew Prawosławna planowała wynieść na ołtarze cara Mikołaja II wraz z rodziną – nie wiem, co ostatecznie wynikło z tych planów…). A wiadomo, że ludzki osąd bywa zawodny. Dlatego co pewien czas przeprowadza się „weryfikację listy świętych”, odrzucając np. tych, o których przekazy są wyłącznie legendarne. Ale nawet, jeśli ludzie pomylili się w ocenie danego człowieka (Joanna d’Arc, która obecnie jest uznana za świętą, zginęła jako czarownica, a ostatnio papież Benedykt XVI beatyfikował siostrę zakonną, którą wcześniej EKSKOMUNIKOWANO za ujawnianie skandali pedofilskich w Kościele…) – to przecież, jak sam zauważyłeś, Bóg wie, kim byli naprawdę. Od co najmniej 200 lat jednak procesami kanonizacyjnymi rządzą ścisłe reguły, które znacznie ograniczają ryzyko, że „prześlizgnie się” ktoś nieodpowiedni. Świętymi wg tych nowych zasad prawdopodobnie nigdy nie zostaną oficjalnie ogłoszeni np. Orygenes (ponieważ się wykastrował) ani (co wydaje mi się trochę niesprawiedliwe) ks. Piotr Skarga (istnieje przypuszczenie, że został pochowany żywcem). Oczywiście, NIE OZNACZA TO w żadnym razie potępienia takich ludzi – ponieważ, jak już kilkakrotnie zostało powiedziane, tylko Bóg zna ich serca. A jeśli chodzi o drugą część Twego komentarza – zapytano kiedyś pewnego świętego, czy naprawdę wierzy, że tylko katolicy pójdą do nieba. A on odparł: „Tego nie wiem – ale wierzę, że RÓWNIEŻ katolicy mogą iść do nieba!”:) Miłosierdzie Boże jest tak przeogromne, że możemy się znaleźć tam nawet z ludźmi, których po ludzku wcale nie chcielibyśmy tam zobaczyć (np. z Hitlerem:)). Prawdziwi święci jednak (przypuszczam) nie będą mieli pretensji o szczęście grzeszników, którzy dostali się do raju kuchennymi drzwiami… 🙂

        1. Wiesz, co, Jagodo – coraz częściej zastanawiam się, czy na pewno dobrze się czujesz. Bo wszędzie widzisz diabła – nieważne, czy piszę o seksie, czy o niebie…

          1. Bardzo często Albo opętanie przez złego ducha przyjmuje formę pokrętnej pobożności, a to co piszesz ma niestety niewiele wspólnego z religią.

          2. Tak masz rację. Alba została opętana przez złego ducha, komputer to wynalazek szatana, wszyscy ludzie są źli, a cały świat to tylko samo zło….A może najpierw Jagodo zastanowiłabyś się nad swoją wiarą, bo z tego co widzę chyba ona nie jest zbyt silna skoro wszędzie widzisz tylko samo zło. Trochę mi Cię szkoda bo musisz być w takim razie strasznie nieszczęśliwym człowiekiem.Nie uważasz,że Bóg jest jednak zbyt wielki by pozwolił szatanowi zawładnąć całym światem?To,że masz trochę inne poglądy niż Alba to chyba nie jest powód ,żeby od razu wyciągać tak pochopne wnioski. Ja Ci powiem,że byłem już bliski utraty wiary lecz cały czas modliłem się o prawdziwą wiarę.I wierzę w to,że nie przez przypadek trafiłem na tego bloga.

          3. Rozumiem, że jako osoba wierząca nie mam prawa się odzywać, bo zasady wiary ustala tu Alba. Naucza, udziela swoim wiernym porad i jako jedyna wie co jest słuszne, a co nie. No i wielka szkoda, że nie spowiada i nie udziela pozostałych sakramentów. Szanuje tę osobę ale od nauczania jest nauka Kościoła, a nie Alba i Jej pokrętne teorie.

          4. No i jeszcze coś. Jeśli uważasz, że Alba czyni cuda, bo do takiego świadectwa zmierza Twoja wypowiedź, to zgłoś to do Watykanu. Dla mnie to wszystko jest chore, a na dodatek szkodliwe, ale możesz mieć inne zdanie.

          5. Tak zrobię :).Jutro lecę do Watykanu :D.No i przy okazji pomodlę się za Ciebie.PS.Alba nie czyni cudów ale Bóg na pewno:)

          6. Alba to nieszczęśliwa i zagubiona kobieta i skoro nie ma ochoty sama udzielać odpowiedzi niech tak będzie. Rozczaruję, ale nie spodziewałam się innego Twojego wpisu i serdecznie Ci współczuję, tak jak współczuję wszystkim wyznawcom wszelkich sekt. Pomódl sie raczej z Albę.

          7. Nie wiedziałem,ze należę do sekty na czele której stoi Alba 🙂 Dziękuję za uświadomienie. Czy Alba jest nieszczęśliwą kobietą?Ja po jej wpisach wywnioskowałem coś zupełnie odwrotnego. I nie dziwię się,ze ona już nie odpowiada na Twoje prowokacje. No bo niby jaki w tym sens? Ja już też zamilczę bo za chwilę się dowiem,że mnie też szatan opętał 😀

          8. Oczywiście, łatwiej Wam jest dyskutować o punkcie G i waleniu konia i nawet nie dziwię się. To bardzo smutne i przykre.

          9. @JagodaJedziesz po bandzie dobra kobieto, wyluzuj, bo ci się coś porobi z twoim punktem G. I nie obnoś się tak wysoko ze swoimi jedynie „słusznymi” poglądami. Nawracaczy tu już trochę było, wszyscy poza inwektywami nie wiele sensownego mieli do zakomunikowania. Jeśli chcesz powiększyć ten „poczet” to twoja sprawa.

          10. Pozwolisz Alba, że po krótkim tekście do poprzedniego komentarza odpowiem Tobie. Nie rozumiesz Albo, albo nie chcesz zrozumieć. Mnie, tak jak każdemu, jest tak naprawde obojętne jakie masz poglądy. Miej sobie jakie chcesz i może to wreszcie ustalmy. Ale nie podoba mi się to, że nazywasz te poglądy Słowem Bożym i to czytającym sugerujesz. Dość wspomnieć o artykule o in vitro, o zdaniu że Hitler jest w Niebie, czy porównaniu relikwii Świętych Kościoła, którzy zginęli za wiarę, z majtkami Diany. To Twoje poglądy, dodam dość dziwaczne, a nie nauka Kościoła. Ty nie prowadzisz bloga jako dziewczyna o nicku Alba, ale nauczasz i mącisz ludziom w głowach. Twoja teza, którą stale powtarzasz w stylu: róbta co chceta, bo dobra Bozia kocha i wybaczy wszystko – nie obraź się znowu – jest filozofią szatana.

          11. Jagodo – to, że NAWET Hitler MOŻE być w niebie wynika nie z mojego „nauczania” tylko z niezgłębionego Miłosierdzia Bożego (notabene, Kościół NIGDY nie ogłosił, że ktokolwiek jest NA PEWNO potępiony, nawet Judasz). Bardzo bogobojna siostra zakonna w mojej szkole uczyła nas, żeby się wystrzegać „zgorszenia starszego brata” wobec wszystkich łotrów, którym Pan Bóg zechce przebaczyć. Z majkami Diany może rzeczywiście przesadziłam (za co przepraszam) ale chodziło mi TYLKO o pokazanie, że działa tu – w ludziach często zupełnie niereligijnych – ten sam mechanizm, który kazał ludziom średniowiecza poszukiwać relikwii: ludziom wydaje się, że kiedy posiadają namacalną „pamiątkę” po kimś, kto był dla nich wzorem, są gdyby bliżej niego. Jeśli to wszystko uważasz za dzieło szatana – proszę i błagam, nie przychodź tu więcej. Ja naprawdę nie chcę być źródłem zgorszenia dla nikogo.Nie gniewam się ani nie obrażam – może to jest moja pokuta za wszystko, co uczyniłam…

          12. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy! A Ty, Michale Archaniele, wodzu zastępów anielskich, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła! Amen. Jak wiadomo, osoby „opętane” (jak ja:)) nader często i chętnie modlą się modlitwą „egzorcyzmu” Leona XIII…I w niczym im to nie szkodzi.:) Ale to, oczywiście, o niczym nie świadczy… Trudno. Bóg niech mnie broni przed Tobą, Jagodo…

          13. A mi sie wydaje, ze kazdy z nas ma wojego Boga:) To nie my stajemy sie na Jego obraz i podobienstwo, ale …..Bog to ktos na nasz obraz i na nasze podobienstwo:) Takie tam wewnetrzne wyobrazenia …taki jakiego my chcielibysmy widziec lub taki obraz uksztaltowalo nam nasze zycie i doswiadczenia. Bardzo mnie draznilo kiedy czytalam Gretkowska ( swoja droga niezla pisarka) i ona siebie, chociazby w „Polce” okreslala jako „ortodoksyjna katoliczke” taka co to w feng shui wierzyla, korzystala z wizji szamanskich, wierzyla w reikarnacje…. hm…. potem doszlo do mnie, ze ona prowokuje. Drazni mnie czasami, kiedy Alba okresla siebie mianem ortodoksyjnej katoliczki:))) To prawda, ze czasami to co Alba pisze jest ….hm…. „drazniace” (?), jest niezgodne z moimi przekonaniami jako kaoliczki(?), kloci mi sie z tym co slysze czasami na niedzielnym kazaniu(?). Ja mam taki obraz :dziewczynka, ktora bardzo czegos pragnie, potrzebuje i….. Bog ja zna, wie co jej dolega i ja rozgrzeszy i ma jej dac, bo….. milosc, bo radosc, bo ona pragnie, bo zycie to ciemnosc bez tego czego ona pragnie i ……Jest cos takiego jak zuchwale grzeszenie liczac na milosierdzie boze. Wiem ze zle i nie tedy droga, ale tak bardzo chce i Bog to milosc olbrzymia wiec mi odpusci….Z drugiej zas strony bardzo podoba mi sie podejscie Alby do „sprawy”. I kibicuje jej. Tylko powinna sie zastanowic w jakim Ona jest kosciele? Moze to optymistyczna wersja przyszlego katolicyzmu, ale na pewno do ortodoksji jej daleko .

          14. Wiesz, co Maran, któż to wie, której z nas jest z jej poglądami DALEJ do Kościoła? Nie chciałabym tego rozstrzygać… Zamiast tego powiem tylko – Ten, który mnie zna (choć ja znam Go tak mało i wciąż za mało…) niech będzie moim Sędzią. I jeśli się pomyliłam – niech będzie moim Sędzią. W Jego ręku są moje losy…

          15. Ale ja na prawde zycze Ci dobrze:) I trzymam kciuki i modly wyrzekam za Ciebie:) I wcale nie w intencji azeby sie tej kobiecie oczy rozwarly, ze w grzechu zyje…. o nie! Co to, to nie! Ja polemizuje z Toba na temat katolicyzmu, na temat nauki kosciola…….na temat naszych zapatrywan sie na problem. I nadal twierdze, ze kazdy z nas ma swoj obraz i wyobrazenie o Bogu:)

          16. Myślę,że trochę przesadzacie.Przecież Alba nie pisze(przynajmniej nie zauważyłem),że jej rozumienie wiary jest najlepsze i jedyne prawidłowe. Przecież po to zakłada się bloga,żeby się dzielić swoimi przemyśleniami.Ona nikomu niczego nie narzuca.Nie macie własnego sumienia? Możecie się z nią zgadzać ale nie musicie.Tylko problem w tym,że niektórzy tutaj chcą być Bogiem i sądzić jej duszę.Naprawdę,zostawcie to Stwórcy.PS.Ja nie zauważyłem,żeby poglądy Alby zaprzeczały nauce Jezusa.

          17. Ja tez nie wiem, czy wierze i rozumiem wlasciwie:) Dlatego tez pisze o tym co wiem, o tym jak mnie uksztaltowala nauka kosciola….przynajmniej ta za moich czasow. Nie widze w tym nic zdroznego, w tym jak zyje Alba i za nic nie czuje sie zgorszona…. moze tylko chce pokazac, ze nie wszystko jest takie rozowe w nauczaniu kosciola i faktycznie kazdy z nas ma swojego Boga:))) A kosciol to …… mozna napisac duzo i obficie:)

          18. Załuję, że nazbyt wiele osób – zapewne w szlachetnych intencjach, ale przy braku kultury – mąci ten dyskurs. Trudno, to Twoi wyznawcy, więc i kłopot nie mój. Zauważ Albo, że nie atakuję ani Ciebie, ani Twoich pogladów, bo jak napisałam możesz je sobie mieć dowolne. Wydaje mi się, że w zdenerwowaniu przeoczyłaś tę myśl. A wracając do Archaniołów. Gabriel, a po arabsku Gibril, ileś tam lat po Chrystysie, z sobie tylko znanych powodów podyktował Mohometowi Koran. Powtórzył Biblię. Wiem, nie całkiem, więc uprzedzam Twój atak. Nie sądzisz, że to ciekawe, w kontekście naszej rozmowy.

          19. 🙂 Uderz w stol a nozyce sie odezwa:) Czyli ja:) Oczywiscie Ty Jagodka masz jak najbardziej szlachetne pobudki i kultury multum…. Tryskasz tym z komentarzy na prawo i lewo:)))

          20. Powtarzam Ci, Jagodo, że nie mam, ani nie chcę mieć „wyznawców” – co najwyżej PRZYJACIÓŁ (a, zaznaczam, przyjaciel to nie ten, co mi bezmyślnie potakuje). Jeśli zaś wyzywanie kogoś od „lucyferian” i „kloaki szatana” nie jest obelgą to nie za bardzo wiem, co nią jest… Być może mam „dziwaczne” poglądy ale Ty masz co najmniej równie dziwny sposób wyrażania miłości bliźniego… Trudno, niech jeszcze i to…Śpij spokojnie, w każdym razie.

          21. Słusznie, ze przywołujesz te określenia, których użyłam. Nie mnie ostatecznie rozstrzygać czy jesteś opętana przez demona, czy zwyczajnie chora, czy opętanie udajesz, co jest nader częste. Chór lub raczej legion 🙂 twoich przyjaciół, przeczy temu co piszesz, o swoim niepokalanych intencjach. Miłość bliźniego przejawia sie własnie w tym, że próbuję podjąć z Toba rozmowę na argumenty, co Ty i Twoi przyjaciele kwitują: nie bo nie, nazywając mnie dewotką, kopiąc i ubliżając. Pomijam w tym momencie równie prostą, jak i prymitywna naturę niejakiego Henia, który z jakiś przyczyn w tym wszystkim nie uczestniczy. Być może zmądrzał. Nie traktuj mnie jak wroga Albo, bo nie jestem Twoim wrogiem.

          22. Jagoda to specyficzny, choć nierzadki przypadek. Wietrzę tu szkołę ojca Rydzyka. Zadziwiające, jak fundamentaliści bez względu na wyznanie lub brak takowego, są bezrefleksyjni. Mają rację i koniec. Nie ma dyskusji. I zawsze się to kończy stwierdzeniami, z których jasno wynika ich poczucie wyższości. Oni wiedzą wszystko i znają odpowiedź na każde pytanie. A jak nie znają, to zawsze można to złożyć na karb działań i bałamuctw szatana.Jagoda to taki rodzaj Attona a rebours. ( w jego przypadku miejsce szatana zajmuje Kościół).

          23. NIGDY Ci nie ubliżyłam, Jagodo – ale dobrze. Jestem zła, zła do szpiku kości – i/albo chora psychicznie… I udaję opętanie… O, Jezu, o mój Jezu… Ale dobrze – jeśli za to/przez to, co wypisujesz, mam nie iść do piekła, niech i tak będzie. Ten, który mnie stworzył, wie, kim jestem i jaka jestem. Możesz sobie na mnie używać do woli (mam nadzieję, że jest to coś, co przyniesie pożytek Twojej duszy…) – nie będę się więcej broniła, jakkolwiek kuriozalne byłyby Twoje zarzuty.

          24. Jagodo droga, nie odpowiadałam, bo uznałam, że w tej sytuacji lepiej nadstawić drugi policzek – i nie odpowiadać na niezasłużone zarzuty… Co niby miałabym Ci napisać? Że uważam, że NIE jestem opętana przez szatana (mimo że, nie ukrywam, żyję w niesakramentalnym małżeństwie, co jest moim GRZECHEM) i że nigdy nie było moim celem tworzenie własnej „sekty”? A po co? Przecież Ty już WSZYSTKO o mnie wiesz. Wiedziałaś jeszcze zanim tu przyszłaś… Niech Bóg będzie sędzią tego nędznego stworzenia, którym jestem.

  3. Całkowicie się z Tobą zgadzam – łącznie z tym „drobiazgiem”. Żyjemy po to, by się zjednoczyć z Miłością – im bardziej potrafimy kochać jeszcze tu na ziemi, tym bardziej jesteśmy „święci”.

    1. Tak, Leszku… „Każdy, kto miłuje, zna Boga, ponieważ Bóg jest miłością.” 🙂 Ks. Twardowski kiedyś opowiadał, jak odprawiał pogrzeb pewnej małej dziewczynki – a ponieważ było to niewinne stworzonko, chciał (wbrew ówczesnym przepisom) założyć biały ornat, jak dla świętych. Nie pozwolono mu na to. Na szczęście tego dnia spadł śnieg i przyprószył szaty księdza na biało – wbrew przepisom…

    1. Widocznie współcześni katolicy nie są tak mocno przywiązani do relikwii, jak wygląda… 🙂 A może dlatego, że kapeć był bez pary… Albo cena była za wysoka… Albo to była ordynarna podróbka. 🙂 Albo mnie zwyczajnie podpuszczasz. 🙂

  4. ja mam szczęście bo jednego świętego mam w domu,to mój niepełnosprawny synek piotruś.takie dzieci jak piotruś ,kasia,weronika i wiele innych sprawiają że świat staje się lepszy.myślę że ja bym nie zniosła ułamka krzyża który niesie moje dziecko.

    1. Wiesz, jako osoba, która była takim dzieckiem, powiem, że nie jest tak, że tylko te dzieci są w jakiś sposób „wybrane” – specjalnie powołani są również ich rodzice. I to właśnie wielu z tych ludzi należałoby ogłosić świętymi – za życia lub po śmierci. Moi rodzice kochali mnie tak bardzo, że mimo wszystko uważam, że miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo. A mój mąż kocha mnie tak bardzo, że czuję się szczęśliwą i spełnioną kobietą. Dzięki miłości każde brzemię staje się słodkie i lekkie…

  5. Takiej swietosci, jaka kosciol wynosi na oltarze, dajac nam w ten sposob wzorzec jak powinnismy zyc, bardzo mnie niepokoi i bardzo sie obawiam. Moze czlowiek nie powinien wnikac dalej, tylko zasluchac sie w opowiadanie ksiedza, ktory wspomina danego swietego? Ot tak powierzchownie zaznajomic sie z ich niesamowitymi wyczynami Przeciez ci swieci to albo rozrywani przez konie, albo paleni zywcem, albo glodzeni, albo krzyzowani, albo dzgani i nie umierali, bo cierpienie w imie Pana bylo niesamowita okazja do udowodnienia, do pokazania Mu naszej milosci…..i tylko tak heroicznie, tylko cierpiac z usmiechem na ustach mozna bylo przyprawic sobie „blyszczaca aureole” swietosci. Czyli nie ma swietosci bez cierpienia- z tego co czlowiek sie naczyta to- bez niesamowitego cierpienia nie licz na raj. Pamietam ja kobiety na spotkaniach w kosciele twierdzily: ” obysmy sie tylko do czyscca zalapali”. Ojciec Pio Bozy meczennik, Faustyna podobnie, a przeciez tam szlo o Boza milosc i milosierdzie, to apostolka Bozego Milosierdzia i pomimo wszystko nie oszczedzil jej Pan cierpien, Hiacynta i Franciszek, kazdy rodzaj cierpienia w porzasiu bo to mile Zbawicielowi…..Jeden z badaczy ich „swietosci” stwierdzil cos w stylu:” dajcie im mlotek i gwozdzie, a sie ukrzyzuja”, zabawa w swietosc, ot strzelilo ich bawily sie dzieci…..tam sa takie ich teksty, jak to starsza mowwi mlodszym azeby najedli sie ( teraz nie pamietam czego) czegos niesmacznego i to ofiarowali Panu jako swoje cierpienie za swiat. Doprawdy, tak ´szukaly te dzieciaki okazji do cierpienia, ze faktycznie dajcie im mlotek i gwozdzie a sie ukrzyzuja.Z Dzienniczka siostry Faustyny:Kiedy raz bylam tak zmeczona i cierpiaca, kiedy powiedzialam o tym matce przelozonej, otrzymalam odpowiedz, ze powinnam sie zzyc z cierpieniem „( no normalnie az nie wypada czuc sie lekko, radosnie, zdrowo …..)”. Wysluchalam tego wszystkiego, co mi matka mowila i po chwili wyszlam. Nasza matka przelozona ma tyle milosci blizniego, a szczegolnie dla chorych siostr, ze wszyscy ja z tego znaja, a jednak co do mnie, to dziwnie Pan Jezus dopuszcza, ze mnie nie rozumiala i wiele mnie pod tym wzgledem cwiczyla. Z jednej strony milosc i milosierdzie Jezusa, a z drugiej dopuszczanie „cwiczen”. Przez cala noc przygotowywalam sie do przyjecia Komunii sw., bo nie moglam spac wskutek cierpien fizycznych. Dusza moja tonela w milosci i zalu. Czyli, jezeli nie cierpisz to nie kochasz. Milosc liczy sie moca twojego cierpienia i znoszenia upodlen za swiat, za siebie, za bliskich….No przeca wszyscy jestesmy tacy fajni i tak wielu zwyklych swietych smiertelnikow pomyka po naszej Ziemii, to po co to cierpienie? Kiedy zapadla noc, cierpienia fizyczne zwiekszyly sie a dolaczyly sie do nich cierpienia moralne.-Noc i cierpienie. Uroczysta cisza nocna dala mi moznosc w swobodnym cierpieniu. Rozciagnelo sie cialo moje a drzewie krzyza, wilam sie w strasznych bolesciach do jedenastej. Przenioslam sie w duchu do tabernakulum i odkrylam puszke, opierajac swoja glowe o brzeg kielicha, a wszystkie lzy splywaly cichutko do Serca Tego, ktory jeden rozumie, co to bol i cierpienie; i doznalam slodyczy w tym cierpieniu, i zapragnela dusza moja tego slodkiego konania, ktorego nie zamienilabym za zadne skarby swiata….Pamietam jak kiedys jeden ze znajomych opowiadal o seksie sado-macho, ja mu wtedy na to, ze to musi byc troche chory uklad….. cos tam nie gra, nie jest takie jak u wiekszosci, ale dlaczegoz cos co komus sie podoba i obie strony uznaja to za rozkosz uznawac za chore? NO dziwne jednym slowem. Ow znajomy stwierdzil: ” nawet nie wiesz ile ekstazy, rozkoszy moze kryc sie w takim momencie, kiedy ktos smaga cie pejczen, goruje nad toba”. I wszystko na ten temat:)))) Ja w sumie nie mam nic do swietych z oltarza, ale bardzo mnie mecza ich biografie.

    1. NIE WSZYSCY święci są takimi „uduchowionymi masochistami”, o jakich piszesz, Maran – wielu z nich było ludźmi bardzo radosnymi, zresztą Kościół już dość dawno uznał nadmierne poszukiwanie męczeństwa i umartwień za grzech. Tak więc uważam, że celowo trochę przejaskrawiasz – zresztą może to wina katechezy Kościoła, w której (niepotrzebnie!) podkreśla się krwiste kawałki…Świętość to miłość Boga i bliźniego. Koniec. Kropka. Amen.

      1. Noooooo to piękne, miłośc Boga i blixniego i już masz aureolę, ale pokaż mi, którzy z tych świętych to nie cierpiętnicy za miliony? Radośni ….i tak im bez bólu to przeszło? Bez męki tu na padole ziemskim? każdy z nich przedwczesnie umieral, bo jako płonące żertwy na ołtarzu miłości ( ekspiacja za grzechy) się składali za miliony…..Bez bólu nie ma swietości Albo….przynajmniej bezbolesnych świętych kościól nie promuje:) Cierpienie to wartośc, wykupienie z grzechów…..Czasami myslę, że nas ktoś takim wtykaniem sposobu myślenia w niezłe poddaństwo wkręca:)

        1. Cierpienie JEZUSA było wielką wartością, Maran – ale i On nie cierpiał dlatego, że tak „lubił” ból (a Jego Ojciec jest takim sadystą, że chciał podręczyć trochę Synalka) tylko dlatego, że chciał z nami podzielić WSZYSTKO także cierpienie, którego doświadczamy (możesz temu zaprzeczać do woli, Maran, ale jestem pewna, że i Ty go w życiu doświadczasz) – chciał, żebyśmy wiedzieli, że Bóg wie, jak czasem cholernie boli być człowiekiem… Nawiasem mówiąc, niedawno słyszałam ciekawą interpretację jednej z przypowieści – tam, gdzie Jezus mówił o właścicielu winnicy, który miał nadzieję, że robotnicy „uszanują jego syna” – mógł mówić o sobie. Sądząc z Ewangelii wcale się tak do tego krzyża nie palił… Jest różnica, maran, czy ktoś obsesyjnie PRAGNIE cierpienia (tacy ludzie mają skłonności masochistyczne – i nie przeczę, że trochę ich było wśród katolickich świętych z przeszłości, np. wśród biczowników, których ich praktyki niekiedy podniecały seksualnie) – czy PRZYJMUJE JE wiedząc, że nie może go uniknąć. Bo cierpienie na tym świecie jest faktem. Można, oczywiście, przed nim uciec, np. w samobójstwo, albo, jak buddyści, powiedzieć sobie że cierpienie, wraz ze wszystkim co istnieje, to tylko maya, złudzenie. Ale święty (nieważne, wierzący czy nie) to taki ktoś, kto nawet w otaczającym go cierpieniu potrafi dostrzec iskierkę nadziei – i jeszcze próbuje ulżyć innym na tym „łez padole.” Święci to – w najogólniejszym sensie – zwycięstwo CZŁOWIEKA nad cierpieniem i śmiercią. Weźmy takiego Maksymiliana Kolbe – wariat! Zamiast próbować SAM jakoś przetrwać to piekło w którym się znalazł, dał się zagłodzić na śmierć. Tak, to brzmi logicznie: wariat, opętany obsesją śmierci. Tylko że widzisz… śmierć w obozie była bardziej powszechna niż kromka chleba. Kolbe mógł zginąć w dowolny sposób, dla kaprysu któregoś z esesmanów – wybierając śmierć za drugiego rzucił im wyzwanie, stał się panem nie tylko swojej śmierci, ale i swojego życia (jak Jezus, który powiedział: „Nikt mi życia nie odbiera, Ja sam z własnej woli je oddaję.”).

          1. Cierpienia Jezusa nie bralam pod uwage….. Czyli Twoja swieta babcia musiala cierpiec nie tak przecietnie jak ja lub Ty tylko nieprzecietnie sie nacierpiala.

          2. Maran, czy ja gdziekolwiek napisałam coś o „cierpieniu”? Przypuszczam, że cierpiała całkiem sporo (wiem np. że straciła dziecko, malutką córeczkę) – ale NIE O TO TU CHODZI… Świętym – moim zdaniem – nie zostaje się „przez ból i cierpienie” (i nie chodzi o to, by się licytować: „moja babcia cierpiała bardziej niż Twoja!”). Ból i cierpienie towarzyszą tak samo świętym jak i nieświętym (i wierzący bardziej niż ateiści, „wadzą się” o to ze światem, ponieważ „wiedzą” że Bóg jest dobry – jak to pogodzić z wojnami, chorobami, głodem, śmiercią?Zagadka wszechczasów…:)). Jeśli uważam, że stykając się z nią żyłam blisko kogoś, kto całkiem poważnie dążył do świętości to nie dlatego, że „się bidulka tyle w życiu nacierpiała, niech jej to tam Pan Bóg w niebie wynagrodzi” – tylko np. dlatego że, jak napisałam, nigdy nie słyszałam, żeby mówiła o kimś źle. Do Nieba wchodzi się tylko przez miłość. I jestem pewna, że każdy z Was (Ty także!) mógłby wskazać kilkoro takich ludzi w swoim otoczeniu. Przykład swojej Babci podałam tylko dlatego, że wzrastałam w jej cieniu, a nie np. w Twoim.

          3. Hm…. szczerze powiem, ze nie podam Ci , ani sobie zadnego przykladu „swietego” zyjacego nieopodal mnie lub w moim towarzystwie. Po prostu nie mam takiego szczescia. Kiedy dochodzi czasami dlaczego ktos to lub tamto niechlubnego zrobil ,wnika czlowiek w intencje drugiego to rece opadaja….. milosci w tym za grosz. Dzisiaj wlasnie z tesciowa rozmawialam, ktora jest swiecie przekonama, ze maz jest w niebie ( oni tutaj nie grzesza, od razu zaznaczam, spowiedz im nie potrzebna), ale kiedy sobie przypomnialam jego rozgrywki z sasiadami to…… ja biore taka opcje pid rozwage: piekla ani czyscca nie ma………zniklo wraz z pojawieniem sie nauki o Milosdierdziu Bozym.

  6. Pan Bóg nie patrzy na wyznanie. W Biblii nie jest napisane, że tylko wyznawcy takiej a takiej religii zostaną wybawieni. Jedynymi warunkami, jakie stawia Bóg każdemu człowiekowi, są:- zapoznanie się dokładnie ze wszystkimi nakazami prawa Bożego zawartymi w Piśmie Świętym oraz dostosowanie swego postępowania do poznanych praw i mierników – wiara w Jedynego Boga oraz uznanie Jezusa i Jego okupu za ludzi.

    1. A ja bym nawet powiedziała, Eremi, że warunkami, jakie stawia Jezus w Ewangelii są: „Bylem głodny, a daliście Mi jeść; bylem spragniony, a daliście Mi pić; bylem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie;byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”. Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić?Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. (Mt 25, 35-40)W innym miejscu Jezus mówi także, że nie każdy, kto Mu mówi „Panie, Panie!” modli się, prorokuje czy nawet czyni cuda w Jego imię, wejdzie do Królestwa Niebieskiego… A jeśli te uczynki są podstawą Jego definicji świętości, to warto może dodać, że większość z tych rzeczy ludzie czynią wobec własnych… dzieci. 🙂 Dzieci przychodzą do nas nagie i bezbronne – ubieramy je, karmimy i pielęgnujemy, gdy są chore… W takim sensie nasze rodzicielstwo jest dla nas wszystkich (zupełnie niezależnie od światopoglądu) „najprostszą” (bo w praktyce wcale niełatwą:)) drogą do świętości. Ciekawe, prawda?

  7. Święty jest święty jeżeli robił (to za co ma być święty) w imię Boga i na rzecz Kościoła. Czy zamiatanie ulic przyczyniło się do wzrostu Kościoła i było czynione w imię Boga?Ponadto by człowiek mógł być świętym potrzeba jeszcze cudów. Czy zamiatacz ten kogoś uzdrowił? Może miał stygmaty?

    1. A może zamiatał dla ludzi, by lepiej im się żyło i potrafił cieszyć się ze swojej pracy. I może ukłonił się mijanemu człowiekowi i swoim uśmiechem poprawił mu humor? Cuda nie muszą być wielkimi rzeczami – nie trzeba zaraz wskrzeszać z martwych, czasem wystarczy umieć pocieszyć, odpędzić złe myśli, dać komuś nadzieję – to także są cuda. Może nie dla Ciebie, ale z pewnością dla człowieka, który ową nadzieję otrzymał.

  8. Dlaczego nie pragniemy świętości?Bo jesteśmy pyszni (pycha – choroba współczesności). Człowiek pokorny chce być jak najbliżej Boga, chce dosięgać świętości, móc choć trochę zbliżyć się do Miłosiernego Stwórcy.Twoim celem nie jest dążenie do świętości = marny z Ciebie katolik.Pozdrawiam Albo.

    1. Wiesz, Robercie, przed chwilą słyszałam w radiu polską wersję piosenki „Who wants to live forever” („Nieśmiertelni”) i przyszło mi do głowy, że „święci” to właśnie ludzie, którzy są zachłanni na życie – chcą żyć WIECZNIE! I może nasz problem polega na tym, że jesteśmy za mało zachłanni? Życzymy sobie nawzajem szczęścia, zdrowia, pomyślności – a nie życzymy wieczności (=świętości) Zadowalamy się substytutami w rodzaju długiego życia, „nieśmiertelnej” sławy („wybudowałem sobie pomnik trwalszy, niż ze spiżu…”) czy nawet przerabiamy prochy naszych drogich Zmarłych w „wiecznotrwałe” diamenty…

        1. Nie wiem, Robercie, czy Twoja lakoniczna uwaga dotyczy tylko posta, czy również całej „dyskusji” pod nim – ale i tak DZIĘKUJĘ!:)))

  9. Witaj Albo! Świętych w swoim niekrótkim życiu nie spotkałem wielu. Pewnie mam nieco inne wyobrażenie o świętości. 🙂 Przyznaję jednak, że niemal codziennie spotykam błogosławionych. Takim ludziom naprawdę Pan Bóg błogosławi – łatwo ich rozpoznać po bezinteresownym uśmiechaniu się do obcych sobie ludzi, po drobnych gestach pomocy, płynących z serca a nie z wyrachowania. Zwykłe podanie z uśmiechem koszyka w sklepie osobie oczekującej na zrobienie zakupów może poprawić komuś nastrój na cały dzień. A przecież taki gest nic nie kosztuje. W dzisiejszych czasach, kiedy obcy człowiek traktowany jest niemal automatycznie jak wróg, czyhający na naszą krzywdę, takich „błogosławionych” szczególnie nam potrzeba. Pozdrawiam 🙂

    1. Masz zupełną rację, Mironqu… I codziennie się modlę, żebym mogła być dla innych takim błogosławieństwem… Ale niestety – sama charakter mam wredny. Miałam tylko w życiu szczęście do dobrych („błogosławionych” jak mówisz:)) ludzi.

  10. W tym roku postanowiłam być pierwsza na cmentarzu więc sie nie kładłam i doszłam tam już przed trzecią rano. Było już kilka osób ale i tak okropnie się bałam.

  11. Popieram Cię, Albo. Śmieszą mnie ludzie, którzy twierdzą, że święty to taki, który nigdy nie postąpił źle i całe życie spędził w worze pokutnym. święci nie byli aniołami (a nawet gdyby, to przecież Lucyfer także była aniołem) – byli ludźmi, a rzeczą ludzką jest popełniać błędy. Najważniejsze, jeśli zdawali sobie z nich sprawę i starali się zmienić swoje życie. Wierzę w świętych, którzy byli zwykłymi ludźmi – w świętego ogrodnika, sprzątacza, wywoziciela śmieci i nauczycielkę. Co do wątku, który był tutaj poruszany: kościół to także ludzie i także mają prawo mylić się, co do świętych – uznawać za świętych ludzi niegodnych tego miana. Chociaż, nie nam o tym sądzić:D

    1. Ostatnio przeczytałam świetną książkę: „ŚWIĘCI NIE-ŚWIĘCI” – o kilku hedonistach, złodziejach utracjuszach i uwodzicielach, a nawet byłych satanistach, którzy mimo to zostali świętymi…:) Coś jest w tym powiedzeniu, że święty to człowiek, który ma ciekawą przeszłość. 🙂 I bardzo dobrze – bo nie mamy w nich czcić nieludzkich, zimnych posągów (wyobrażasz sobie spowiadającego nas anioła? Brrr…) – tylko ludzi, którzy po prostu KOCHALI bardziej, niż inni. I wcale nie byli „wycięci z papieru.” Są takie urocze historyjki np. o św. Teresie z Avila, która, gdy jakiś mężczyzna zachwycał się jej pięknymi nogami (pamiętaj, że mówimy o XVI wieku w pruderyjnej Hiszpanii!) odpowiedziała po prostu, żeby się jeszcze napatrzył, bo kiedy już wstąpi do klasztoru, nikomu z tego już nic nie przyjdzie. O tej samej świętej mówiono, że miała słabość do dobrego jedzenia i do słodyczy (popieram, popieram!:)). Pewnej młodej mniszce, zgorszonej tym, jak przełożona z widoczną przyjemnością raczy się pieczoną kuropatwą, zamiast raczej pościć i pokutować, odparła: „Siostro – jest czas na pokutę, jest i na kuropatwę!” Znana jest też z powiedzenia, które mówi, że kiepski to mistyk, który z powodu swoich wizji…przypala jajecznicę. Oraz ze szczerej do bólu modlitwy: „Nie dziw się, Panie, że masz tak niewielu przyjaciół, skoro tak źle się obchodzisz z tymi, których już masz!”

      1. Genialne!!! Uśmiałam się! Ale właśnie o to mi chodziło – takich świętych da się lubić, a ideały są zwykle nadęte i nudne… Spowiadać się przed aniołem – to byłaby największa kara, bo nigdy by mnie nie zrozumiał.

  12. Jeśli ktoś zamierza zostać świętym to z pewnością o tym nie mówi na prawo i lewo. Zresztą o świętości nie decyduje on sam tylko „otoczenie”. Moim zdaniem jest wiele definicji świętości – nie tylko w wymiarze religijnym. Dla mnie święty = dobry najogólniej mówiąc. Jeśli zamiatacz ulic zabije człowieka to już nie jest świętym bo wyrządził krzywdę, nie jest dobrym człowiekiem, a jedynie dobrze zamiata ulice, więc określenie „jest świętym zamiataczem ulic” mnie nie przekonuje. Całkowicie się natomiast zgadzam że nie tylko chrześcijanin może być świętym. Każdy człowiek ma prawo do świętości – i ty i ja też 🙂

      1. każdy ma prawo do swobody wypowiedzi i działania, i ja i ty i alba również, byleby tylko nie krzywdzić innych 🙂

    1. Jasne. „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może też miłować Boga, którego nie widzi.” (1 J 4,20)

Skomentuj ~Rowenta Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *