Jej świątobliwość Maureen Dowd…

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/new-york-times-wstrzymac-beatyfikacje-jana-pawla-ii-on-na-nia-nie-zasluguje/h97eq

Zaiste, ciekawych czasów dożyliśmy. Oto dziennikarze wpływowego „The New York Timesa” roszczą sobie prawa zgoła metafizyczne, jak prawo do określania, kogo licząca miliard wiernych wspólnota katolicka ma prawo sobie uznać za świętego. Od dawna wiedziałam, że prasa to w dzisiejszych czasach czwarta władza, ale żeby aż tak?:)

Nigdy nie należałam do grona ślepych i bezkrytycznych wielbicielek papieża Jana Pawła II. Jako historyczka wiem także, że wielu ludzi, uznanych na przestrzeni wieków za godnych aureoli, wedle dzisiejszych kryteriów wcale na nią nie zasługuje. Z pewnością również nowy błogosławiony nie był wolny od ludzkich wad, grzechów i słabości.

Gdyby zatem Maureen Dowd jako jedyny argument przeciwko uznaniu świętości Karola Wojtyły podała, iż jej zdaniem nie zasłużył na cześć ktoś, kto nie dość energicznie przeciwdziałał przypadkom pedofilii w Kościele, byłabym skłonna jeszcze z nią podyskutować. Przecież podobne wątpliwości w kwestii nie dość zdecydowanej postawy wobec hitleryzmu powodują, że proces beatyfikacyjny (osobiście bardzo pobożnego) papieża Piusa XII trwa już bez mała 50 lat – i nikt jakoś z tego powodu szat nie rozdziera.

Niestety, podobnie, jak wielu innych ludzi, pani redaktor nie zdołała się zatrzymać w swojej krytyce we właściwym miejscu – i w katalogu zarzutów, zaraz po „nie przeciwdziałaniu cierpieniu niewinnych”(!) jednym tchem wymieniła cały liberalny kanon grzechów głównych, ze zdecydowanym sprzeciwem wobec aborcji na czele.

W tym miejscu chciałabym zauważyć, że jeśli rzeczywiście jednoznacznie pozytywny stosunek do tego „ósmego sakramentu współczesności” ma być dziś PODSTAWOWYMwyznacznikiem świętości, to nie tylko ja, biedna nie mam najmniejszych szans na aureolę (co zresztą od zawsze przeczuwałam, aczkolwiek z zupełnie innych przyczyn…) – ale także np. Mahatma Ghandi, Dalajlama, brat Roger z Taize czy „hołubiony” przez środowiska lewicowe „dobry papież” Jan XXIII…  Rozumiem także, że wedle tych kryteriów sama pani Maureen zasługuje na „santo subito” jeszcze za życia? Muszę ją jednak zmartwić – takich, jak ona chodzą po tym świecie miliony.

Dla mnie jednak o wiele bardziej godny miana „świętego” jest ten, kto umie zachować wierność własnym poglądom nawet na przekór całemu światu – a tego z pewnością Karolowi Wojtyle odmówić nie można.

Nawiasem mówiąc, krytyka dziennikarki NYT byłaby dużo bardziej wiarygodna, gdyby nie została zgłoszona dosłownie w ostatniej chwili. W toku procesu beatyfikacji/kanonizacji od 2005 roku było doprawdy aż nadto czasu, żeby nagłaśniać wszelkie uzasadnione wątpliwości. Teraz zaś, „za pięć dwunasta”, ten gest w stylu Rejtana wygląda już tylko na to, czym zapewne jest – na próbę zyskania rozgłosu.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *