Prześlizgnąć się przez oczka Sieci…

Ostatni „Newsweek” przyniósł hiobową wieść o tym, że „personalizacja” informacji w Internecie, jakkolwiek przydatna (jakże mi miło, gdy moja strona w Merlinie sama podsuwa mi propozycje kolejnych lektur:)), może też prowadzić do zawężenia naszych horyzontów, zamknięcia nas w tym, co już wiemy.

Psychologia nazywa takie zjawisko „efektem potwierdzania” – prawie wszyscy chętnie otaczamy się ludźmi, którzy myślą podobnie jak my (tak samo dzieje się w realu i na różnego typu portalach społecznościowych – w rezultacie nasz światopogląd kształtowany jest przez niewielką w gruncie rzeczy grupę ludzi…), czytamy książki, które przedstawiają bliski nam punkt widzenia, etc. I w ten sposób coraz bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że nasz sposób postrzegania świata jest jedynie słuszny i prawdziwy. Upraszczając nieco: katolicy czytają książki „katolickie”; ateiści – autorów ateistycznych. Rzadko na odwrót.

A ja? Czy ja nie robię tak samo, szukając w książkach umocnienia dla mojej samotnej wiary? Czy nie odrzucam automatycznie wszystkiego, co mogłoby mnie wprowadzić w stan duchowego niepokoju?

Może to i nieuchronne, ale na wszelki wypadek…Niedawno wrzuciłam do merlinowego koszyka „Naukę i kreacjonizm”, której autorzy podważają, jak sami piszą „naukowe uroszczenia” teorii Inteligentnego Projektu. (Książka ta, oczywiście, została zaszufladkowana przez system jako „pozycja dla ateistów” wraz z Dawkinsem, Hitchensem i innymi tego typu apostołami… Nic to.) Dla równowagi mam także na półce książkę o naukowych pretensjach… ateizmu. Na pohybel wyszukiwarkom. 🙂

Kupiłam sobie także „Najwierniejszą biografię Jezusa” pióra mojego mistrza Paula Johnsona – oraz, dla przeciwwagi, książkę dziennikarza śledczego Bryana Bruce „Jezus. Dowody zbrodni.” z posłowiem „Biblisty-ateisty”, Darka Kota. Przeczuwam wprawdzie, że ta druga pozycja mnie „zaboli” w moich najgłębszych pokładach świadomości, ale cóż. Jako rasowa masochistka wierzę, że ból jest czasem ceną poznania. 🙂

Napisałam niedawno, iż pochlebiam sobie, że główną cechą mego charakteru jest „wymykanie się.” Stereotypom. A taka opinia o sobie do czegoś zobowiązuje, prawda? 🙂

I żeby nie było. Czytam NIE TYLKO „literaturę teologiczną” różnego rodzaju, lecz także reportaże, humoreski (np. Daukszewicza), szeroko pojętą historię, wspomnienia, kryminały, s.f. Słowem: czytam, czytam i czytam. Mam nadzieję, że zawartość mojej biblioteczki nieźle obrazuje różnorodność myśli w mojej głowie. Nic dziwnego, że wyszukiwarki mi często fiksują, podpowiadając niewłaściwe tytuły. 🙂 To chyba dobrze, prawda?

Jak myślicie, udało mi się wymknąć przez oczka Sieci? 🙂

blog_ii_564575_4042888_tr_swiat_wirtualny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *