De mortuis..

Ostatnio przeczytałam najnowszą wersję biografii ks. Jana Twardowskiego, pióra Magdaleny Grzebałkowskiej, zatytułowaną „Ksiądz Paradoks.”

I nie będę ukrywać, że mam po niej ambiwalentne uczucia. Bo z jednej strony, należy podziwiać upór młodej autorki w docieraniu do „prawdy” o znanym poecie (mimo często niezrozumiałego oporu ze strony niektórych…) – a z drugiej strony, zastanawiam się, co ta prawda tak naprawdę wnosi do naszej wiedzy o nim.
Czy świat stanie się lepszy od tego, że dowiemy się, że ks. Twardowski nosił tupecik, bał się narazić ss. wizytkom, utrzymywał nie do końca jasne kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa (przy czym z tekstu wcale nie wynika, iżby kogoś przy tym skrzywdził) – a na stare lata został w znacznym stopniu odizolowany od ludzi przez swoją najbardziej zaufaną redaktorkę i późniejszą spadkobierczynię? To w gruncie rzeczy dość przygnębiająca historia.
I tak się zastanawiam, czy, skoro, jak twierdzi nawet sama Grzebałkowska, ksiądz dołożył naprawdę wielu starań, by swoje życie otoczyć tajemnicą (to doprawdy rzadkość w naszym ekshibicjonistycznym świecie!) – nie należało raczej tego uszanować? (Tak samo zresztą nie uszanowano po śmierci jego pragnienia, by spocząć na Powązkach – prymas Glemp widać uznał, że kapłan jest w życiu i po śmierci „własnością Kościoła” i polecił pochować go na wielkim placu budowy, jakim jest wciąż Świątynia Opatrzności Bożej. Opis wizyty autorki na grobie księdza, na który po ścianach spływa woda, jest zresztą bodaj najbardziej poruszającym fragmentem książki.)
Czyż o poecie najwięcej nie mówią jego wiersze?
M. Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego, Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, 2011.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *