Anna Maria Jopek niegdyś śpiewała, że „dużo wie, kto pojął, że szczęście to garść pełna wody…” I kto wie, może nie wszyscy ludzie MUSZĄ być szczęśliwi już tu, na ziemi? Może, na przykład, ja nie muszę? Może szczęście (ta cudowna efemeryda…) to jest jedna z tych rzeczy, których – żeby tu strawestować śp. księdza Jana Twardowskiego „życzę innym – sama niestety nie dostanę”? A może (to znowu nieodżałowany ks. Jan) „szczęście się połamało bo mnie się nie należy”?
I ileż to SZCZĘŚLIWYCH małżeństw rozpadło się już w imię owego „prawa do szczęścia..” Czy rzeczywiście mamy prawo być szczęśliwi za wszelką cenę? Nawet za cenę szczęścia innych ludzi – dzieci, męża, żony?
Z drugiej jednak strony, miałam kiedyś ukochanego, który wiele podróżował i pisał do mnie, bodajże z Ugandy, że nigdzie na świecie nie spotkał tylu szczęśliwych ludzi. Może więc to, czy czujemy się (lub nie) szczęśliwi, zależy jedynie od naszego wewnętrznego nastawienia?