Czy mamy prawo do szczęścia?

Anna Maria Jopek niegdyś śpiewała, że „dużo wie, kto pojął, że szczęście to garść pełna wody…” I kto wie, może nie wszyscy ludzie MUSZĄ być szczęśliwi już tu, na ziemi? Może, na przykład, ja nie muszę? Może szczęście (ta cudowna efemeryda…) to jest jedna z tych rzeczy, których – żeby tu strawestować śp. księdza Jana Twardowskiego „życzę innym – sama niestety nie dostanę”? A może (to znowu nieodżałowany ks. Jan) „szczęście się połamało bo mnie się nie należy”?

 

I ileż to SZCZĘŚLIWYCH małżeństw rozpadło się już w imię owego „prawa do szczęścia..” Czy rzeczywiście mamy prawo być szczęśliwi za wszelką cenę? Nawet za cenę szczęścia innych ludzi – dzieci, męża, żony?

 

Z drugiej jednak strony, miałam kiedyś ukochanego, który wiele podróżował i pisał do mnie, bodajże z Ugandy, że nigdzie na świecie nie spotkał tylu szczęśliwych ludzi. Może więc to, czy czujemy się (lub nie) szczęśliwi, zależy jedynie od naszego wewnętrznego nastawienia?

Chłopiec urodzony „na Gromniczną.”

Dziś jest 2 lutego…Ofiarowanie Pańskie. Dzień Osób Konsekrowanych. I…jego urodziny.

 

I czy to tylko przypadek, że chłopiec, który miał potem zostać kapłanem, przyszedł na świat w dniu, kiedy Kościół czyta w liturgii słowa o „świetle na oświecenie pogan”?

 

„Nikt też nie zapala światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.” – poucza nas Ewangelia w innym miejscu.

 

A moją duszę miecz przeniknie…