No, cóż, to brzmi prawie jak truizm, że „prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie”. Brzmi – ale nim nie jest.
Jest jeszcze inne powiedzonko: „Kto przestaje być Twoim przyjacielem, ten nigdy nim nie był.” Kiedyś wydawało mi się, że mam bardzo wielu przyjaciół – kiedy jednak próbowałam popełnić samobójstwo, okazało się, że miałam jedynie wielu ZNAJOMYCH.
Wszyscy (poza tymi kilkoma prawdziwymi przyjaciółmi, pomiędzy którymi był i mój spowiednik) odsunęli się ode mnie, jakbym była trędowata…
Warto tu dodać, że nawet Jezus, który przecież kochał wszystkich ludzi, miał bardzo niewielu przyjaciół – a i z tych Dwunastu w godzinie śmierci „opuścili Go wszyscy i uciekli” (Mk 14,50) – wszyscy oprócz garstki najwierniejszych…
Myślę, że ludzie często przywiązują się nie tyle do osoby, co do jej wyidealizowanego wizerunku, który sobie stworzyli. A mnie postrzegano zawsze jako bardzo „poukładaną” osobę bez żadnych problemów, nieomal „świętą” – więc kiedy okazało się, że wcale taka nie jestem, wielu z moich tzw. „przyjaciół” przeżyło prawdziwy szok. Niektórzy co bardziej pobożni chcieli nawet „wypędzać ze mnie szatana.” 🙁
Tymczasem kiedyś ktoś mi powiedział, że słowo”przyjaźń” pochodzi od „być przy jaźni” – tzn. trwać przy danej osobie, niezależnie od tego, czy akurat jest dobrze, czy źle…
Postscriptum: W związku z powyższym nasunęło mi się jeszcze kilka myśli na temat przyjaźni kapłana i kobiety. Niektórzy sądzą, że jest to rzecz wysoce „niebezpieczna.”
Być może – tym bardziej, że tradycyjna teologia co najmniej od czasów św. Augustyna podkreśla, że kobieta, w relacji z kapłanem, jest niewiele więcej, niż tylko „zagrożeniem dla jego powołania.”
Tymczasem jednak równie „groźna” może być dowolna przyjaźń damsko-męska – bo tam, gdzie spotka się dwoje ludzi różnej płci, siłą rzeczy występuje pewne naturalne wzajemne”przyciąganie.” A przecież jednocześnie taka przyjaźń może stanowić wielką wartość – także Jezus „MIŁOWAŁ MARTĘ I JEJ SIOSTRĘ i Łazarza” (J 11,5) , znamy też przykłady pięknych duchowych przyjaźni pomiędzy św. Franciszkiem i Klarą, czy pomiędzy Janem Pawłem II a Wandą Półtawską…
Z perspektywy żony byłego księdza mogę śmiało powiedzieć, że sądzę, że „odejścia” zdarzają się kapłanom nie dlatego, że mają zbyt wielu przyjaciół, ale raczej wtedy, gdy mają ich za mało. Jestem głęboko przekonana, że także mój mąż pozostałby w kapłaństwie, gdyby nie był tak głęboko samotny – wtedy łatwo stracić głowę dla pierwszej osoby, która okaże księdzu zainteresowanie.
I uprzedzając pytanie – sądzę, że bywają sytuacje, kiedy nawet „przyjaźń z Bogiem”, która powinna cechować każdego kapłana i każdą siostrę zakonną, nie wystarcza człowiekowi. Czyż Adam w raju nie żył w obecności Boga? A jednak mimo to brakowało mu drugiej istoty podobnej do niego.
Ostatnio przeczytałam książkę „Ja, bez imienia” – przedstawiającą historię św. Augustyna widzianą oczami matki jego syna, której w „Wyznaniach” nawet nie wymienił z imienia (w końcu była tylko „pokusą”…).
I jest tam takie poruszające zdanie: „Czy po wiekach będą mówić o mnie: „ta kobieta, którą kochał Augustyn i która dała mu wspaniałego syna”, czy raczej powiedzą: „ta kobieta, którą oddalił Augustyn, bo była mu przeszkodą na drodze jego powołań”?”