Przepis na nieśmiertelność?

Nie wiem, czy oglądaliście film „Ja, robot” – on bardzo dobrze pokazuje,że nawet najdoskonalsze maszyny nie są „wieczne”, zużywają się, wymagają wymiany części.

Wszystko, co miało swój początek w czasie, musi mieć także swój kres, choć czasami (jak w przypadku układów planetarnych czy galaktyk) ten czas „życia i umierania” trwa niewyobrażalnie długo.

Takie jest jednak odwieczne prawo natury… i dlatego wszelkie próby zapewnienia nam „życia wiecznego” już tu na Ziemi przez naukę (która powoli dąży do tego, by stać się nową”religią”- i dać nam odpowiedzi na WSZELKIE pytania, także te ostateczne – co dotąd było domeną religii i filozofii) uważam raczej za „szatańską pokusę”, która w konsekwencji może przynieść nam więcej złego niż dobrego.

W historii zawsze było tak, że ilekroć ludzie próbowali zbudować „raj na ziemi”, zgotowali sobie raczej piekło. I nie widzę powodu, dla którego TYM RAZEM miałoby być inaczej.

Owszem, pewnie moglibyśmy się stać w jakiś sposób (pozornie) „nieśmiertelni” – czy to drogą manipulacji genetycznych, klonowania czy też bioniki (łączenia naszych układów i narządów z elementami elektronicznymi) – tylko za jaką cenę? Naszego człowieczeństwa? (Nawiasem mówiąc, czy ktoś wie, jaka jest NAUKOWA definicja człowieka?:)) I wcale nie wiadomo, czy naprawdę bylibyśmy z tym szczęśliwi…

W różnych kulturach i epokach pojawiają się mity, które mówią o ludziach, którzy zapragnęli żyć wiecznie – i ostrzegają przed tym, że na ogół miało to smutne konsekwencje. Może więc warto czasami posłuchać tej „odwiecznej mądrości”?

Co naprawdę myślę o… POSTĘPIE?

Temat ten „wypłynął” w pewnym sensie jako skutek uboczny mojego niedawnego postu o rewolucji w Kościele, więc pomyślałam, że i temu warto poświęcić kilka słów.

Myślę, że stały (liniowy) i powszechny POSTĘP jest – podobnie jak „równość”, „wolność słowa” czy „sprawiedliwość” (i jeszcze parę innych) – jednym z pięknych, ale nieziszczalnych marzeń ludzkości.

I myślę też, że papież Benedykt XIV miał rację, kiedy stwierdził, że postępowi naukowo-technicznemu nie dorównuje postęp moralny.

To tylko marksiści wierzyli (a niektórzy ich pogrobowcy wierzą nadal), że wystarczy tylko zmienić rzeczywistość zewnętrzną – prawa, stosunki społeczne czy gospodarcze, ażeby samorzutnie powstał też „nowy człowiek.”Są jeszcze „scjentyści” , którzy sądzą, że już niedługo nauka rozwiąże wszystkie (lub prawie wszystkie) problemy ludzkości – i nastanie raj na ziemi…Tymczasem już samo pojęcie „postępu” jest dyskusyjne, nawet, jeżeli chodzi nam tylko o postęp naukowo-techniczny.

Przede wszystkim,nie przebiega on równomiernie (równocześnie) na całym świecie – można nawet powiedzieć, że nasze oszałamiające osiągnięcia są ograniczone tylko do najbogatszych społeczeństw. A cena, jaką trzeba za to zapłacić i tak bywa wysoka – żeby wymienić tylko choroby cywilizacyjne i zanieczyszczenie środowiska.

A kiedy pojęcie „postępu” przenosimy na ludzkie zachowania, robi się już tylko gorzej. Czy eutanazja starych,chorych i niepełnosprawnych to rzeczywiście postęp, czy raczej regres? Albo wymiana partnerów, poligamia czy choćby (najbardziej z nich niewinny) naturyzm?