Nie wiem, czy oglądaliście film „Ja, robot” – on bardzo dobrze pokazuje,że nawet najdoskonalsze maszyny nie są „wieczne”, zużywają się, wymagają wymiany części.
Wszystko, co miało swój początek w czasie, musi mieć także swój kres, choć czasami (jak w przypadku układów planetarnych czy galaktyk) ten czas „życia i umierania” trwa niewyobrażalnie długo.
Takie jest jednak odwieczne prawo natury… i dlatego wszelkie próby zapewnienia nam „życia wiecznego” już tu na Ziemi przez naukę (która powoli dąży do tego, by stać się nową”religią”- i dać nam odpowiedzi na WSZELKIE pytania, także te ostateczne – co dotąd było domeną religii i filozofii) uważam raczej za „szatańską pokusę”, która w konsekwencji może przynieść nam więcej złego niż dobrego.
W historii zawsze było tak, że ilekroć ludzie próbowali zbudować „raj na ziemi”, zgotowali sobie raczej piekło. I nie widzę powodu, dla którego TYM RAZEM miałoby być inaczej.
Owszem, pewnie moglibyśmy się stać w jakiś sposób (pozornie) „nieśmiertelni” – czy to drogą manipulacji genetycznych, klonowania czy też bioniki (łączenia naszych układów i narządów z elementami elektronicznymi) – tylko za jaką cenę? Naszego człowieczeństwa? (Nawiasem mówiąc, czy ktoś wie, jaka jest NAUKOWA definicja człowieka?:)) I wcale nie wiadomo, czy naprawdę bylibyśmy z tym szczęśliwi…
W różnych kulturach i epokach pojawiają się mity, które mówią o ludziach, którzy zapragnęli żyć wiecznie – i ostrzegają przed tym, że na ogół miało to smutne konsekwencje. Może więc warto czasami posłuchać tej „odwiecznej mądrości”?
Może powiem tak:”Każdą rzecz pięknie uczynił w jej czasie.Nawet czas niezmierzony włożył w ich serce,żeby człowiek nigdy nie zgłębił dzieła,które Prawdziwy Bóg uczynił od początku do końca.Poznałem,że nie nie ma dla nich lepszego niż to, aby każdy się radował i czynił dobrze za swego życia,a także to,by każdy człowiek jadł i pił,i widział dobro za cały swój trud.Jest to dar Boży.”(Kaznodziei 3:11-13).Jak wynika z tego fragmentu Bóg stworzył nas byśmy żyli wiecznie.Jednak człowiek zawiódł.Ale czy nie dał nadziei na przywrócenie życia wiecznego? Oczywiście ,że dał! Jednak Powiedział do nas:”Nie pokładajcie ufności w dostojnikach,ani w synu ziemskiego człowieka,do którego nie należy wybawienie.Duch jego uchodzi,a on wraca do swej ziemi;w tymże dniu giną jego myśli”.(Psalm 146:3,4 ).W związku z powyższym naukowcy nie wiem jak bardzo by się starali ,nie osiągną tego,co przynależne tylko Bogu.
No, tak, pani Tereso – „być jak Bóg” to odwieczna pokusa ludzkości – i jakoś tak „prześladuje” mnie w związku z tym obraz z Biblii, gdzie mówi się, że Bóg nie chciał, „by człowiek wyciągnął rękę po Drzewo Życia” (Rdz 3,22). Kiedyś już pisałam, że „wieczność” bez Boga to piekło – i chyba nie ma znaczenia, czy przechodzilibyśmy przez nie gdzieś „na tamtym świecie” czy tu na Ziemi…Myślę, że mimo wszystko człowiek nie włada ani czasem (wiecznością) ani życiem. Znamienne jest, że pomimo wielu prób naukowcom nie udało się dotąd stworzyć ANI JEDNEJ żywej komórki z materii nieożywionej (choć umieją syntetyzować jej części składowe, na przykład aminokwasy) – i nie sądzę, by to kiedykolwiek nastąpiło. Wygląda na to, że na tej planecie „życie” może powstać jedynie z innego „życia” (i stąd ostatnie pomysły z życiem „zasianym” z Kosmosu – przy czym ta hipoteza wcale nie wyjaśnia fenomenu zaistnienia życia jako takiego). Wszystko to oczywiście nie zaprzecza naszemu pragnieniu nieśmiertelności. Kiedyś duże wrażenie zrobił na mnie wywiad z pewnym neurologiem, zresztą agnostykiem, który stwierdził, że na gruncie czystego materializmu trudno wyjaśnić powstanie czegoś tak skomplikowanego, jak nasza świadomość – i że trudno sobie wyobrazić, by „ewolucja” stworzyła to tylko po to, by całkowicie unicestwić po relatywnie krótkim czasie. A jako chrześcijanka oczywiście wierzę, że Bóg zechce w jakiś sposób zaspokoić nasze pragnienie „życia wiecznego” ale na pewno nie stanie się to za sprawą naukowców…
Wiele cywilizacji po dojściu do pewnego progu doskonałości , zniknęło nasza już dostrzegalnie się degeneruje . Pytanie ? kiedy nastąpi koniec . Kto podejmuje decyzje w pozornej nieświadomości , myślę głupota ludzka , czynniki :więcej , dalej , szybciej . Po co ? „Cisze jedziesz dalsze budziesz…..”
Masz rację – wiele wspaniałych cywilizacji zdegenerowało się po dojściu do pewnego punktu – i naszą zapewne czeka to samo. Kiedyś czytałam artykuł pewnego „ufologa”, który stwierdził, że być może „Obcy” to wcale nie te zabawne „zielone ludziki”, które znamy z literatury i filmu, ale istoty podobne do nas, które w toku postępu naukowo-technicznego zatraciły gdzieś własne „człowieczeństwo” (m.in. zdolność do odczuwania empatii i innych emocji), a teraz, dzięki nam, próbują je jakoś odzyskać. Daje do myślenia, prawda? Bo kto wie, może to właśnie nasze słabości sprawiają, że jesteśmy bardziej ludzcy?Może bez tych „niedoskonałości” staniemy się po prostu zimnymi cyborgami?
Niedoskonałości widzę coraz więcej a więc chyba zmierzamy w innym kierunku .Zniszczenia tej cywilizacji ?
Można i tak na to spojrzeć – ale zauważ, że to także może nas kusić do coraz dziwniejszych eksperymentów w celu naprawienia naszych rzekomych „wad konstrukcyjnych.” Ps. Kiedyś czytałam, że nasze DNA jest „zaprogramowane” na 120 lat, więc gdyby nie różne czynniki środowiskowe (zanieczyszczenia, błędy żywieniowe, choroby) i tak moglibyśmy żyć dłużej, niż żyjemy obecnie.
Tajemnica długowieczności tkwi prawdopodobnie w mitochondriach i wyczerpywaniu się ich zdolności energetycznych a jak wiadomo, bez energii to tylko „wieczny chłód”. Z tą nieśmiertelnością może by jakoś wyszło, gdyby udawało się je regenerować ( ładować ?). Pytanie tylko, kto by się zapisał do „klubu nieśmiertelnych”. Ja się do tego nie kwalifikuję, życie doczesne bywa nieraz zbyt upierdliwe, by go ciągnąć w nieskończoność. Poza tym wydaje mi się, że prędzej „załatwimy” sobie środowisko tak, że wyginiemy jak muchy. Ważne jest by odejść we właściwym momencie i z klasą ( czego sobie i wszystkim życzę)
Cywilizacje w miarę swojego rozwoju, powiększają równocześnie czynnik autodestrukcji. Czynnik ten, to zwykle dewastacja środowiska lub przeludnienie a często jedno i drugie pospołu. Każdy rozwój niesie z sobą destrukcję: wzrost uporządkowania jednego układu, powoduje wzrost nieuporządkowania układu, z którego jest czerpana energia do rozwoju niezbędna ( wzrost entropii). Większość cywilizacji upadła z powodów wewnętrznych a nie wyniku najazdów ….. Nasza pewnie też skończy podobnie …. sami się wykończymy.
Pewnie tak…choć do tych czynników (auto)destrukcji dodałabym jeszcze przeciwieństwo przeludnienia – wyludnienie. Cesarstwo Rzymskie, najprawdopodobniej, upadło między innymi na skutek kryzysu demograficznego, który zmuszał kolejnych cesarzy do osiedlania na jego terytorium całych plemion „barbarzyńców” – tak że w końcu służyli oni także w armii, i kiedy nadeszły wielkie najazdy Germanów z IV i V w. nagle okazało się, że nie bardzo jest już komu bronić dawnej, rzymskiej cywilizacji – bo po obu stronach barykady stali ludzie mówiący często tym samym językiem. Obawiam się, że i nas czeka taki sam koniec. Europa się starzeje, Afryka i Rosja wymierają…Sądzę, że świat przyszłości mogą stanowić wielkie (niewykluczone, że zdewastowane) puste przestrzenie i gdzieniegdzie zaludnione enklawy.
Myślę, że wyznawcy Proroka do tego nie dopuszczą oni są bardzo dzietni, a zważywszy do tego wielożeństwo, to ho ho czego mogą tu dokonać. Wkrótce by zapełnili te bezludne przestrzenie, ale równocześnie pewnie oznaczałoby to upadek zachodniej cywilizacji i chrześcijaństwa. Wcale się nie dziwę, że hierarchia bije na alarm w sprawie demografii, Mahomet ante portas!!! W końcu wizja meczetu w Watykanie może powodować cierpniecie papieskiej skóry….. A co do feministek i innych zwolenniczek „wyzwolenia” i bezdzietności kobiet, to wyznawcy Proroka szybko by im te wszystkie pomysły wybili z głów….
No, cóż, zawsze było tak, że „stara” cywilizacja, która uległa dekadencji (i kryzysowi demograficznemu) ustępowała miejsca nowej, bardziej prężnej. Tak będzie zapewne i tym razem. Tylko że to „nowe”, które niechybnie nadejdzie, nie będzie już tym, co znamy. I jako przedstawicielki upadającej cywilizacji wcale mnie to nie cieszy…:)
„Who wants to live forever?”. Przepiękna piosenka.. Film też miał ciekawe spojrzenie na nieśmiertelność.Theres no time for usTheres no place for usWhat is this thing that builds our dreams yet slips awayFrom usWho wants to live foreverWho wants to live forever….? Theres no chance for usIts all decided for usThis world has only one sweet moment set aside for usWho wants to live foreverWho wants to live forever? Who dares to love forever? When love must dieBut touch my tears with your lipsTouch my world with your fingertipsAnd we can have foreverAnd we can love foreverForever is our todayWho wants to live foreverWho wants to live forever? Forever is our today
Masz rację, Izo – to piękny film…I piękna piosenka… Pamiętam też z filmu „Nieśmiertelny” taki dialog głównego bohatera z przyjacielem: „- To cudowna rzecz być wiecznie młodym i nieśmiertelnym… Tyle miejsc można zobaczyć, tyle kobiet…-…pochować…” Ale pamiętam, że na przykład Maria Pawlikowska-Jasnorzewska twierdziła, że nie chce mieć dzieci, ponieważ nie mogłaby się pogodzić z ich śmiertelnością. W pewnym sensie ją rozumiem: dobrze, że natura tak to urządziła, że na ogół dzieci umierają PO swoich rodzicach, a nie odwrotnie. Nie ma chyba nic gorszego dla matki, niż patrzeć na śmierć własnego dziecka…Brrr…
według mnie przepis na nieśmiertelność jest prosty. mieć dziecko. albo mieć przyjaciół. i kiedy już mnie zapraknie oni nadal będą pamiętali…
Tak, Antonio…Po śmierci mojej ukochanej Babci uświadomiłam sobie, że jakaś jej cząstka nadal żyje…we mnie. A i ja i ona i wszyscy nasi przodkowie są „zapisani” w ciele mojego synka – może zatem nie powinnam mieć tak bardzo ludziom za złe, że się chcą „unieśmiertelnić” w swoich dzieciach? Z drugiej jednak strony – co złego jest w takim razie w klonowaniu ludzi?W tym, że ktoś chciałby mieć swoją „młodszą kopię”?;) Wiesz, kiedy byłam mała, bardzo chciałam mieć ZDROWĄ siostrę-bliźniaczkę, żeby zobaczyć, jaka bym była, gdybym nie była niepełnosprawna…Teraz jednak chyba już wiem…kiedy patrzę na doskonałe ciało mojego synka…przecież to moje własne „ciało i krew”…:)
Za kilkaset lat powstanie z tych potomnych i ich potomnych taki miszung DNA, że na pewno nikt nie dojdzie ” czyje co je”. Posiadanie dzieci to chyba nie jest żaden sposób na „nieśmiertelność” , lepiej już zostawić po sobie coś wiekopomego – żeby ludzie pamiętali lub popamiętali. No, ale do tego albo trzeba mieć wiekopomny talent , albo być nie lada s…synem.
A jednak DNA jest w jakimś sensie „wieczne”.:) Przyznaje to nawet w swojej książce („Samolubny gen”) sam „papież” współczesnego ateizmu, Richard Dawkins.
Nasz Wszechświat miał początek, będzie miał i koniec. Za kilka miliardów lat Ziemi już nie będzie z powodu eksplozji Słońca, to na pewno już będzie koniec naszego świata. A jak długo będzie istniało życie ? W skali wieku Kosmosu, istnienie życia to drobny epizod, taki drobny wypadek przy pracy. Pewnie za kilkaset milionów lat, nawet na Ziemi nie będzie po nas wspomnienia…..Wystarczy jedna drobna katastrofa kosmiczna jak zderzenie z meteorem lub planetoidą, co w skali zaledwie pół miliona lat jest niesłychanie prawdopodobną przyszłością ( wileset razy) i będzie po herbacie ……DNA na pewno jest śmiertelny….
Życie jest nieśmiertelne. Gatunki są śmiertelne. Planety są smiertelne ale ich atomy nieśmiertelne :-). Wszechświat nie miał początku i nie będzie końca. Czas jest wymyslem ludzi.
Izo, wybacz ale jesteś całkiem „na bakier” ze współczesną fizyką. Pojęcie wieczności materii to wymysł materialistów i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością odkrytą i nadal odkrywana przez współczesną fizykę. A Wszechświat miał początek od tzw. „wielkiego wybuchu”. Będzie też miał swój koniec jak wszystko co ma początek. Czas jest wielkością fizyczną, choć nie definiowaną i wcale nie jest czymś, co istnieje w oderwaniu od materii ( choć materia to też pojęcie niefizyczne)
Skąd Ty możesz wiedzieć z czym ja jestem na bakier ?? Jestem inżynierem więc wiem, że nasza „wiedza” ( celowo użyłam cudzysłowia” jest oparta na teoriach. Big Bang jest też TYLKO teorią. Nie jesteśmy w stanie wyściubić nosa za daleko..nawet za granice naszego Układu Słonecznego..ba..nawet go nie spenetrowaliśmy. Wszystko to dywagacje. Nie wiemy jak powstało życie..spekulujemy od zarania ludzkości z teorią panspermii na czele..ATY MI TU WALISZ MIĘDZY OCZY „PEWNIKAMI”. Są różne teorie..wszechświatów równoległych też. Nie wgłębiam się zanadto w te zagadnienia bo świra dostać można. Dosłownie i realnie.
Ta Twoim zdaniem „tylko” teoria nie byłaby warta funta kłaków gdyby nie znajdowała odzwierciedlenia w empirii, której dowodem są m.in. oddziaływania elektrosłabe. Nie masz się co zaperzać,bycie inżynierem to jeszcze nie to samo co bycie fizykiem i rozumienie mechaniki kwantowej. Nie bój się nie zamierzam ci dawać lekcji w tej materii, moja wiedza podobnie jak twoja, też nie wychodzi poza zasięg opracowań popularno – naukowych.
Mój Drogi. Zważ, że to są wszystko tylko HIPOTEZY!! Inżynier przeważnie bazuje na tym co można dotknąć, zmierzyć i „wziąść na chłopski rozum”. A co do mechaniki kwantowej..uczciwiej by było gdyby ci co nią operują mówili za Sokratesem „wiem, ze nic nie wiem”. PS. Nie żebym cokolwiek śmiała tu obalać. Śmiech mnie tylko czasem ogarnia jak niektórzy walą po oczach teoriami z takim zaperzeniem, że strach się bać. A to są tylko teorie oparte na przeczuciach, wyliczeniach czy czymś innym abstrakcyjnym. Nie wiem czy ocieramy się w ogóle o prawdę w tych teoriach.
Miedzy hipotezą a teorią jest bardzo istotna różnica. Co by nie powiedzieć o mechanice kwantowej, zajmowały się nią i zajmują najtęższe umysły jakie ludzkość wydała (myślę, że jesteśmy zbyt cienkie Bolki, by tu cokolwiek opiniować i recenzować). Jednak co do zaistnienia „Wielkiego Wybuchu” ( choć w istocie nie był to wybuch w potocznym rozumieniu) i ewolucji Wszechświata będącej tego konsekwencją, nikt z tęgich umysłów już nie ma wątpliwości. Ta śmiała onegdaj teoria została potwierdzona wieloma faktami empirycznymi. Oczywiście nie wszystko zostało jeszcze odkryte i jest wiele do zrobienia, bo poniżej tzw. progu Plancka rozpościera się prawdziwa „terra icognita”……
Izo, nie przejmuj się tak bardzo – są tu tacy, którzy „walą mnie po głowie” chorą psychicznie i hipokrytką – czy więc w związku z tym powinnam przestać pisać to, co myślę (przy całej tych myśli niedoskonałości)? Wiesz, kiedyś byłam na wykładzie pewnego rabina…cudownie abstrakcyjnym. I on opowiadał, że pewna pani zapytała go kiedyś, po co to wszystko. A on jej na to: – Szanowna pani, po to, by zamiast mózgu nie mieć w głowie jedynie sznureczka, podtrzymującego uszy. Zgodnie z nauką rabina lubię czasami roztrząsać takie czysto teoretyczne kwestie – tym bardziej, że jeśli nikt nic nie wie „na pewno” trudno się o to pokłócić. Nie martw się, jutro będzie już bardziej konkretnie: o wystawach antyaborcyjnych – i czuję w kościach, że znowu mi się dostanie…:)
Ja się nie przejmuję Albo. Ja po spacerach bałtyckimi plażami jestem tak wyluzowana, że chyba wszystko mi „zwisa”.
Chciałabym zdobyć taki „luz”, Izo. Niestety, coraz bardziej przekonuję się, że autorka bloga powinna mieć skórę jak nosorożec – a ja takiej nie posiadam. A jeszcze na domiar złego polecili mnie na głównej stronie – i kolejni internauci zapragną powiedzieć mi, co o mnie myślą…:)
Chyba nie masz się czego obawiać ……
Nie jestem fizykiem ani chemikiem, ale wiem, że wiązania związków chemicznych z czasem ulegają osłabieniu i wszystko powraca do najprostszej formy materii, ale atomy również, w pewnych warunkach, ulegają przemianom (izotopy, reakcje jądrowe, itd.) więc z tą ich „nieśmiertelnością” to sprawa jest dyskusyjna. Podobnie, jak to, czy czas rzeczywiście istnieje tylko w naszych umysłach.
Fizyka operuje pojęciem czasoprzestrzeni, jest to rzeczywistość niezależna od percepcji człowieka, wszystko to matematycznie opisuje ogólna teoria względności.Wszechświat mógłby być do tej pory chmurą cząstek elementarnych, gdyby nie „Słowo”….Wszechświat podlega ewolucji od czasu „wielkiego wybuchu”. Matematycznym odpowiednikiem wielkiego wybuchu jest tzw. „osobliwość początkowa „. W najprostszych modelach kosmologicznych charakteryzuje się ona tym, że gdy czas zmierza do osobliwości, gęstość i ciśnienie zmierzają do nieskończoności…. Jak widzisz Izo czas nie jest ludzkim wymysłem ……
Wiadomo mi również, że czas jest „czwartym wymiarem” rzeczywistości – P. pisał o tym pracę na podstawie Hellera 🙂 – i jako taki istnieje obiektywnie, tj. niezależnie od tego, czy we Wszechświecie istniałyby czy nie istoty zdolne go MIERZYĆ. A a propos skomplikowanych form życia to kiedyś też przeczytałam, że prawdopodobieństwo ich „przypadkowego” powstania z czysto matematycznego punktu widzenia jest bliskie zeru…
Istnienie człowieka jest również dalece nieprawdopodobne a jednak istniejemy. Niektórzy z ateistów twierdzą, że Bóg musiałby być dalece bardziej skomplikowany niż człowiek i przez to prawdopodobieństwo Jego istnienia jest zerowe. Gdyby jakiekolwiek teorie budować tylko na prawdopodobieństwie, to wpadka raczej pewna.
W kwestii istnienia Boga jednak „wpadką” jest już samo traktowanie Go w kategoriach czysto materialistycznych, jako zwykłego wytworu ewolucji. 🙂 Upraszczając nieco, można by powiedzieć, że jeśli ewolucja „stworzyła” również Boga, to sama jest…bogiem. Podobnie, jak „religią” wielu ateistów jest „nauka.”
Nauka i religia wcale nie muszą z soba walczyć, czy konkurować. Mogą się natomiast znakomicie uzupełniać. Ateiści uważają, że tzw. światopogląd „naukowy” wszystko człowiekowi załatwia. Okazuje się jednak, że nie wszystko ….
To ja jednak bardziej przychylam się do reinkarnacji, bo dla mnie ma głęboki sens: zrób coś źle, to będziesz musiał wrócić to naprawić. Będziesz wracać aż do skutku. Oczywiście nie jako ta sama osoba :)))
W takim razie skąd będziesz wiedział, co masz do naprawienia w nowym wcieleniu, skoro nie wiesz co naknociłeś w poprzednim ?
Bo istnieje coś takiego jak dusza, a kiedy jesteśmy tu, na ziemi, to mamy ten „głos sumienia”. Po co Ci wiedzieć kim byłeś w poprzednim wcieleniu, chciałbyś mieć świadomość, że masz niezliczoną ilość lat, będąc tutaj nastolatkiem? Jeśli kiedyś dręczyłeś upośledzone dzieci, teraz możesz być kaleką i albo spróbujesz godnie żyć, albo będziesz się nad sobą użalał i pytał dramatycznie Boga „Dlaczego mnie to spotkało?” Nie mam na to dowodów, tak samo jak Ty nie masz swoich na to, żeby udowodnić swoje racje :)))
OK, tylko w takim razie ludziom nie byłoby potrzebne „zbawienie” przez Boga – skoro „zbawialiby się” sami poprzez krąg wcieleń. W takim ujęciu Bóg staje się niepotrzebną, a przynajmniej drugorzędną ideą, stąd niektórzy uważają buddyzm nie tyle za religię, co raczej za „ateistyczną” filozofię. Wyjaśniałoby to również, czemu w instytucjach UE znajdują się sale do medytacji buddyjskiej, a próżno by tam szukać kaplicy jakiejkolwiek religii…Ps. Pamiętaj, że idea reinkarnacji jest NIE DO POGODZENIA z chrześcijaństwem.:)
A to ma mnie zniechęcić czy odstraszyć? :))) Nie interesuje mnie to, nie jestem katoliczką, poukładałam sobie swoje religijne poglądy tak jak mi odpowiadało. Może ktoś uzna, że to wygodne, bo jeśli np. uważałabym się za katoliczkę, powinnam łyknąć wszelkie informacje przekazywane przez pisma i nie poddawać niczego w wątpliwość. Ale odkąd pamiętam, szukałam własnych odpowiedzi, reinkarnacja jest dla mnie logiczna i daje nadzieję. A Bóg, racja, może wydawać się postacią mniej ważną w przypadku reinkarnacji niż chrześcijaństwa, ale skąd Ci przyszło do głowy, że to NIE DO POGODZENIA? Dla mnie owszem i to nawet prosto :))) Kto by to wszystko trzymał w kupie, kolokwialnie rzecz ujmując?
W hinduizmie kalpa, to okres równy jednemu dniu Brahmy, na który składa się tysiąc cykli mahajuga, złożonym z czterech jug (satja, treta, dwapara i kali), co równa się 4 320 000 000 lat ziemskich. Noc Brahmy ma taką samą długość. Czas istnienia świata równa się długości życia Brahmy, które trwa 100 „jego” lat, co w przeliczeniu na lata ziemskie daje 311 040 000 000 000.Satjajuga trwa 1 728 000 lat – ludzie żyją 100 000 latTretajuga trwa 1 296 000 lat – ludzie żyją 10 000 latDwaparajuga trwa 864 000 lat – ludzie żyją 1000 latKalijuga trwa 432 000 lat – ludzie żyją 100 latObecnie trwa Kalijuga. Jak się Wam to podoba?
To zbyt skomplikowane, wolę już oczekiwać na Paruzję Pana w nieokreślonym czasie……
Szczęka mi opadła :-). Pytanie- nasze ziemskie zycie uległo skróceniu czy się wydłuża? Czy nie ma to znaczenia bo to jest cykliczne?
Mam nadzieję, Izo, że nie jest cykliczne – całe nasze pojęcie „postępu” opiera się na liniowej koncepcji czasu. Zauważ, że te cywilizacje, które zachowały pierwotne przekonanie, że wszystko, w gruncie rzeczy, powraca do punktu wyjścia, pozostały, pod wieloma względami, daleko w tyle za Zachodem. Po co się męczyć ze „zmienianiem świata” tu i teraz, skoro wystarczy tylko odczekać odpowiednio długi okres, by wszystko samo wróciło do normy?
Eeee..to nieprawda. Buddyści wcale tak nie rozumują. A w czym te cywilizacje są aż tak w tyle za Zachodem? W dominacji? Na pewno. Są rożne teorie Albo. I różne doświadczenia dotyczące zagięcia czasoprzestrzeni też.Niektorzy biorą to jako S-F ale ja myślę, że coś w tym jest…
Krzywizna czasoprzestrzeni to w ogóle temat nie z tej bajki…..
I całe szczęście, Marku, bo z moim humanistycznym wykształceniem chyba nie dałabym rady…:)