Jak to jest być roślinką?

Krew się we mnie gotuje, kiedy przy okazji KAŻDEJ dyskusji na temat aborcji w naszym kraju zwolennicy przerywania ciąży podnoszą lament nad „ciężkim życiem osób niepełnosprawnych” (zwykle elegancko przez nich zwanych KALEKAMI).

 

Lamentują nad czymś, co ich nie dotyczy. I o czym zwykle nie mają zielonego pojęcia.

 

To prawda, że Bóg sprawia, że czasami trudno jest być mną. Że czasem chce mi się płakać, kiedy ktoś musi wiązać mi sznurowadła – jest to jedna z tych PROSTYCH rzeczy, których zrobienie jedną ręką niekiedy graniczy z cudem – albo kiedy muszę stale uzgadniać swoje plany z zamierzeniami innych ludzi. Złoszczę się, kiedy stopnie lub krawężniki są zbyt wysokie, abym mogła je przekroczyć, a wanny – bym mogła bezpiecznie do nich wejść. Przerażają mnie ruchliwe ulice i ruchome schody.

 

A jednak, kiedy jesteś osobą niepełnosprawną, masz więcej okazji, aby przekraczać granice własnych możliwości. Bo masz tych granic znacznie więcej.

 

I wierzcie mi, że moje życie też bywa bardzo piękne, pełne i szczęśliwe. Jestem młoda, wykształcona i zakochana. Na jakiej podstawie KTOŚ ma mi mówić, że moje życie jest „gorszej jakości” niż kogokolwiek innego?

 

I jeszcze coś: jeżeli „nowoczesne społeczeństwa” będą tak usilnie eliminować wszystkich niepełnosprawnych, to ich strach przed nimi będzie coraz większy. Przecież wiadomo, że ludzie zawsze najbardziej boją się tego, czego nie znają…

 

POSTSCRIPTUM: Mój profesor od najdawniejszej historii ludzkości opowiadał nam kiedyś, jak archeolodzy odnaleźli w jednej z jaskiń szkielet człowieka, który dożył sędziwego wieku, chociaż najprawdopodobniej nigdy nie chodził. Karmiono go i troskliwie pielęgnowano, mimo że czasy wówczas na pewno były ciężkie. Czyżbyśmy zatem teraz byli mniej ludzcy od naszych jaskiniowych przodków?     

13 odpowiedzi na “Jak to jest być roślinką?”

  1. Latwo jest mowic za innych, udawac, ze sie wie co czuje inna osoba, udawac tolerancyjnego wobec niepelnosprawnych. Ale prawda jest taka, ze nikt tego nie rozumie i nie potrafi sie zachowac wobec ludzi, ktorzy sa po prostu izolowani przez srodowisko, bo tak jest wygodniej.Znalam kiedys mlodego czlowieka na wozku, ktory swoim optymizmem potrafil zarazic nawet super sprawnego fizycznie.Pozdrawiam serdecznie

    1. Tak, masz rację, zawsze najłatwiej jest decydować za innych, co najlepiej widać na przykładzie dyskusji o aborcji eutanazji. Ludzie, którzy się tak „litują” nad innymi, sami zwykle nie chcieliby umierać w sposób, jaki im tak zachwalają. Takie osoby nie zastanawiają się, czy inni może są nieszczęśliwi. Oni WIEDZĄ już z góry, że tak jest.

  2. Niedawno kupiem ksiązkę, w której pisało że wszyscy ludzie są w pewien sposób niepełnosprawni. Wiele osób fizycznie(co zawsze widać), inni niesety są niepełnosprawni psychicznie. Niewidzą wielu spraw, na niektóre nie zwracją uwagi i mają je w nosie. Dobrze że są jeszcze na swiecie ludzie którzy potrafią patrzeć ponad pozory i dostrzegać prawdziwe(często nie widoczne) piękno…

    1. Tak, medycyna nie zna absolutnie zdrowych ludzi – a ja też uważam, że niepełnosprawność umysłowa (w sensie głupoty) jest najgorsza.

  3. Ten lament akurat uważam za głupotę, ale widzę tu coś innego (oczywiście jestem zwolennikiem aborcji, bo jak mogłoby być inaczej – dzisiaj ogólnie się nie zgadzam z Tobą). Piszesz o osobach które się rodzą niepełnosprawne. A co powiesz o ich rodzicach? Oni się nie liczą? Nie jest łatwo wychować dziecko, a jeśli do tego jest niepełnosprawne to spada na nich więcej obowiązków. Tym bardziej, że nasze społeczeństwo tolerancyjne nie jest i często się kończy na wytykaniu palcami. Dlatego decyzja powinna być podejmowana indywidualnie, bo prawda jest taka, że niektórzy po prostu nie nadają się na rodziców. Pozdrawiam 🙂

    1. A kto niby ma podjąć tą indywidualną decyzje? Czy ktokolwiek ma prawo decydować o czyjejś śmierci?! Skąd Ci rodzice mogą wiedzieć czy nadają sie do rodzicielstwa? Czy dla świętego spokoju i mniejszej ilości obowiązków, można zadecydować o czyimś życiu? Nikt nie ma takiego prawa!!!

      1. W tej chwili rzeczywiście nikt nie ma takiego prawa, a przynajmniej ma w ograniczonym stopniu – ale prawo ma to do siebie, że można je zmienić. Oczywiście wiem, że nie o to Ci chodziło, jednak z punktu widzenia państwa tak to wygląda. Co do decyzji, to uważam, że rodzice mają prawo do jej podjęcia. I to nie tylko w przypadkach niepełnosprawności, ale w każdym przypadku. Dziecko które jest niechciane, bite, maltretowane niekoniecznie musi być zadowolone z przyjścia na świat. A takie rzeczy można przewidzieć i można by im zapobiec – gdyby aborcja była dozwolona.Cały problem polega na tym, żeby nie popadać z jednej skrajności w drugą i żeby aborcja nie stała się takim zabiegiem jak wizyta u dentysty.Pozdrawiam 🙂

        1. A właśnie sądzę, że zaczynasz powoli popadać w skrajność, o której mówisz. Jeżeli założymy, że każdy człowiek „ma prawo być abortowany” dlatego, że W PRZYSZŁOŚCI może go spotkać coś przykrego lub złego, to na dobrą sprawę nikt z nas nie powinien się narodzić. Najzdrowszy człowiek może przecież, skoczywszy do wody, złamać sobie kręgosłup. I co dalej? Przypuszczam, że odpowiesz mi: eutanazja. 🙂 Ale ja mam małe pytanko: czy ten człowiek, który niejako „na własne życzenie” złamał sobie kark, nie powinien był wcześniej tego przewidzieć? Wiesz, wszędzie tam, gdzie aborcja i eutanazja weszły w powszechne użycie, następuje regres wiedzy medycznej. Bo zawsze łatwiej, szybciej i – nie oszukujmy się! – TANIEJ jest zabić „uciążliwego” pacjenta niż go leczyć i pielęgnować.

  4. Podziwiaml udzi takich jak Ty ktorzy nie daja sie zapuszkowac do jednej szflady…Masz piekny blog i bardzo ciekawie piszesz.Zajrzalam tu przez przypadek po tym jak zostawilas Swoj adres pod Moja notka o internetowych randkach. Pozdrawiam i zycze powodzenia.

  5. Podziwiam Twoją, Albo, cierpliwość.
    Ja chyba nie umiałabym wykrzesać z siebie tyle jej pokładów wobec kogoś takiego, jak „jakisfacet”.

    1. Wiesz, wydaje mi się, że umiejętność „wczuwania się” w Czytelnika, którą Ty nazwałaś „cierpliwością” jest nieodłączną częścią roli blogerki, tak, jak ja ją rozumiem. Kto tego nie opanował, lepiej, by w ogóle nie brał się za to zajęcie, albo przynajmniej wyłączył możliwość dodawania komentarzy.:) Bo ludzie, jak to ludzie – bywają różni. Aroganccy, niedouczeni, złośliwi, niekulturalni… I notorycznie NIE CHCĄ myśleć tak, „jak należy” (tzn. tak, jak JA bym oczekiwała;)). Każdy jednak ma „swoją opowieść” i zasługuje na wysłuchanie. Tak samo, jak ja. Powiem więcej, niejednokrotnie komentarze moich Czytelników stawały się dla mnie inspiracją do kolejnych tekstów; zdarzało się także, że pod ich wpływem zmieniałam (nieco) swój początkowy pogląd na sprawę. Co, oczywiście, nie znaczy, że ta nauka przebiegała zupełnie bezboleśnie. Gdybyś Ty wiedziała, ile razy płakałam, czując się zraniona przez niesprawiedliwe zarzuty, ile razy chciałam to wszystko rzucić w diabły („blog zabiera mi czas, który mogłabym poświęcić moim najbliższym – i oto,co daje w zamian!” – myślałam z goryczą)!Parokrotnie, waląc ze złością w klawisze, zniszczyłam sobie klawiaturę.:) Ale chyba „czas nas uczy pogody” – i teraz już podchodzę do tego z większym dystansem.

Skomentuj ~jakisfacet Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *