Kozetka i konfesjonał.

Po wielu innych modach z Zachodu przyszła do nas również „moda” na psychoterapeutów – w niektórych środowiskach po prostu „wypada” mieć swojego, podobnie jak gosposię, trenera fitness, nianię, wróżkę albo jakiegoś osobistego „ducha przewodnika.”

Mój ukochany lekarz zawsze mi powtarzał, że medycyna nie zna ludzi zupełnie zdrowych, są tylko niedokładnie przebadani. No, to wygląda na to, że teraz stajemy się także społeczeństwem ludzi chorych psychicznie…

A ja w tym widzę również pewną „zastępczą formę religii”, ponieważ wiadomo, że natura ludzka nie znosi próżni. Skoro to „obciach”chodzić do spowiedzi, no, to się „kulturalnie” pójdzie do psychoterapeuty,zapłaci mu za wysłuchanie naszych żalów i usłyszy „rozgrzeszenie”, że tak właściwie, to jesteśmy całkiem w porządku, a wszystkiemu winni są nasi toksyczni rodzice.

Freud, który twierdził, że u podłoża większości problemów nerwowych leżą „przesądy religijne”, od których należy co prędzej uwolnić pacjenta (ponieważ rodzą konflikty wewnętrzne), sam stworzył ze swojej nauki coś na kształt świeckiej religii – gdzie terapeuta jest „duchowym przewodnikiem” pacjenta i ma nawet swojego przełożonego (supervisora), któremu z kolei sam powierza własne trudności.  A niektórzy ze znanych terapeutów (jak Wojciech Eichelberger) pragnęli w swoim czasie uchodzić za „mistrzów życia” w każdej dziedzinie.

To chyba nie przypadek, że pierwsze na tę epidemię psychoanalizy zapadły kraje protestanckie, w których przed wiekami zniesiono spowiedź indywidualną. Bo człowiek to jest taka istota, że czasami MUSI komuś „wywalić” co mu leży na wątrobie – a coraz rzadziej może szczerze pogadać z najbliższymi – bo tatuś ma trzecią żonę, mamusia nowego faceta, kumpela właśnie się rozwodzi, a żona poleciała na bardzo ważną konferencję do Honolulu…

A jednym z ciekawszych skutków ubocznych tego zjawiska jest niemal zupełna likwidacja pojęcia „grzechu” (czy, jak kto woli, moralnej winy), które obecnie zastąpiła choroba.  

Dla przykładu, prawie nie uświadczysz już starych, poczciwych rozpustników i „cudzołożników” – wokół sami tylko erotomani albo seksoholicy. Nawet złodziei sklepowych czy kieszonkowych coraz częściej zastępują budzący współczucie kleptomani. A rzecz cała zaczyna się już w szkole – jeżeli nie masz ochoty wkuwać nudnych zasad ortografii, nie ma sprawy: wystarczy, że załatwisz sobie zaświadczenie o dysleksji (choć, ściśle rzecz biorąc, chodzi tu o dysortografię). A przecież jest jeszcze dyskalkulia (niezdolność liczenia) i parę innych…

Można łatwo dojść do wniosku, że jeżeli w ogóle zdarzy nam się popełnić jakieś zło, to trzeba nas leczyć, a nie karać – ponieważ tak naprawdę to my za nic nie odpowiadamy. Niedawno udowodniono przecież, że nasz mózg podejmuje „za nas” decyzję ułamki sekundy przedtem, zanim dotrze ona do naszej świadomości…

UWAGA: Nie chcę przez to powiedzieć, że wymienione w tekście jednostki chorobowe w ogóle nie istnieją! Sądzę jedynie, że nie są tak powszechne, jak to się dziś uważa. Podobnie jak nie twierdzę, że psychoterapia nie pomaga ludziom rzeczywiście chorym – mam jedynie wątpliwości, czy jest naprawdę potrzebna wszystkim, którzy z niej korzystają. Tylko tyle.

59 odpowiedzi na “Kozetka i konfesjonał.”

  1. Przepraszam nie napisze na temat notki.Dzis jakos skupic sie nie moge by czytac.Weszłam dzis na bloga i po pierwszej notce jakos nie bardzo mam ochote czytac.I to wlasnie tam zobaczylam Twoj komentarz, a mianowicie pod postem „Nie ratujmy samobójców”Chcialam wiedziec czy osoby ktore probowaly targnac na swoje zycie i to juz dawno czy ciagle maja wrazenie jakby to bylo wczoraj, ze w kazdej chwili moze to powrocic… Ale juz chyba wiem.A Twoj komentarz powinni przeczytac wszyscy ktorzy uwazaja zeby nie ratowac samobojcow.!nie-jestem-juz-aniolkiem.blog.onet.pl

    1. Nie wiem, w każdym razie JA już się nie boję, że to „może wrócić” – chociaż przez pewien czas taki strach mi rzeczywiście towarzyszył. Myślę, że – w zdecydowanej większości przypadków – myśli samobójcze ustępują, kiedy tylko ustanie przyczyna, która je wywołała. Jeżeli czujesz, że takie stany jednak powracają (czy to u Ciebie, czy u którejś z bliskich Ci osób) poszukaj POMOCY. Koniecznie! Mnie w tym trudnym okresie „po”, kiedy wszyscy się ode mnie odwrócili, bardzo pomógł mój spowiednik (ale jakiś zaufany lekarz, psychoterapeuta, psycholog czy po prostu PRZYJACIEL też może pomóc:)). Bardzo ważne jest, żeby człowiek nie był SAM z takimi myślami. Trzymaj się! Cieszę się, że przyszłaś do mnie. Ps. A tamten komentarz za kilka dni pojawi się i tutaj – tak na wszelki wypadek.

  2. A wiesz, też zastanawiałam się wczoraj nad tym tematem. Widziałam w telewizji panią [zapewne profesor doktor habilitowaną <;], która wszystkowiedzącym tonem oznajmiła, że każdy CYWILIZOWANY CZŁOWIEK powinien raz na jakiś czas pójść do psychologa, żeby UPORZĄDKOWAĆ SWOJE ŻYCIE. A ja zastanowiłam się: to spowiedź już nie wystarczy?pozdrawiam serdecznieciemnym-okiem.blog.onet.pl

    1. Też nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że do psychologa chodzi się „porządkować swoje życie” – myślałam, że w zupełnie innym celu.:) Ale trzeba wziąć pod uwagę, że zdaniem tej „cywilizowanej”pani profesor to spowiedź jest zapewne tylko „instrumentem zniewolenia ciemnego ludu przez kler.” 😉 Co innego „postępowa” psychoterapia.

      1. przeczytanie twojego bloga zajeło mi prawie cały dzisiejszy a raczej już wczorajszy dzien;))) i powiem szczerze , ze Cię podziwiam ;))) jesteś bardzooo inteligentną osobą i Twój P. – bo tak go nazywasz, ma naprawdę ogromne szczęście;) Zachwyciła mnie jego postawa! Jego zachowanie dalece odbiega od wizerunku księży jaki sobie sama ustanowiłam w mojej głowie( po przeczytaniu tych wszystkich blogów, choć nie tylko bo po osobistym a raczej „głębszym”poznaniu kilku z nich)… wiem …. źle robię , że sprowadzam wszystko do ogółu ale trudno nic nie poradzę uważam czarnych za egoistycznych snobów, którzy podrywają dziewczyny, uwodzą albo może zwodzą, a potem okrutnie odchodzą nie pozostawiając im żadnych złudzen…Rozkochują w sobie młode dziewczęta a potem traktują jak powietrze i jeszcze wszem i wobec głoszą , ze wszystkiemu winna zawsze jest kobieta a szczególnie gdy chodzi o sprawy damsko-męskie i jakie kolwiek relacje między nimi zachodzące… ehhh no i oczywiście uważają się za najmądrzejszych, co wrecz uwielbiaja innym ukazywac ! no i na kazdym kroku gnojenie gorszych – głupszych-czy raczej po prostu mniej wiedzących … oj wikariusz w mojej parafii pasuje do tego wizerunku jak ulał ;/ ale najgorsze jest dla mnie to, ze dałam się wciągnąć w jego grę ! chyba wiesz co to oznacza? eh umieram na duszy powoli … no ale dość już mojej historiii !!!!! Chciałabym Wam Kochani Życzyć Dużo Wiary, Nadziei a przede wszystkim dużo Miłości!!!!! Niech Pan Was strzeże ;))))

          1. Dziękujemy – bardzo nam tego teraz potrzeba. A jeśli tak Ci się podoba mój P., to pomyśl czasem, proszę, że jest taki, jakim go ukształtowało jego kapłaństwo – i może powinnaś przemyśleć swoje nastawienie do księży w ogóle (choć kiedy P. przeczytał Twój komentarz, powiedział, że księża nie powinni robić panienkom nadziei, których nie zamierzają spełnić, bo dziewczynie, zwłaszcza młodej, „wiele nie potrzeba”). A co do tego jednego, Twojego wikarego, to odnoszę wrażenie, że – przy całej złości – bardzo go lubisz. Mylę się?:) Pewien chłopak, w którym kiedyś byłam zakochana, powiedział, że u kobiety złość i miłość blisko ze sobą sąsiadują – i myślę, że miał rację.

          2. Tak, lubię go aleeee ogromnie mnie denerwuje jego zachowanie…Mam wrażenie, że na Oazę, dziewczyny wcale nie chodzą dla Pana Jezusa, tylko po to by sie mizdrzyć do ks.;/ żenada, wiem ! No bo co innego mam sądzić jak na modlitwie jest ok.30 osób z czego bodajze 5 (ciągle te same osoby) tylko się modli a resztaaa,robi nie wiadomo co (obracanie,gadanie) ehhh to przytłacza…albo przychodzą na spotkania w grupach, na ogólne ale modlitwa końcowa to już ich nie interesuje…to dopiero jest przykre!No a nasz kochany księżulek jest dość spostrzegawczy, i zauważył to sam gdy ostatnio rozmawialiśmy- ale oczywiscie żadnych poczynań w tę stronę…-widocznie mu się to podoba a raczej nie przeszkadza mu to…Powiedziałam mu, że to po części też jego wina, bo klei się do każdej dziewczyny (rozumiem jest samotnym facetem potrzebuje bliskości kobiet ,) ale jak widzi tego skutki to mógłby się trochę hamować, a on na to,że on się tylko przytulał, no i co niby on biedny może za to, że cyt: „dziołszki są głupie i za dużo sobie wyobrażaja?”Aż mnie zaszokowało! ehh! a to wcale nie tak do końca sobie wyobrażają!, wiem bo sama byłam pod jego urokiem (na początku) no bo to nowość była, że taki „niedostępny” facet zainteresował się właśnie mną,prawił komplementy, przytulał tak czule, poświęcał wiele czasu na rozmowy, a przede wszystkim wiele też mi pomógł i dlatego darzę go sympatią , ale nie rozumiem jego postawy wobec w/w sprawy …Wiem, że każdy jest tylko człowiekiem, i że ksiądz też popełnia błędy !Pan powiedział aby upominać bliźnich gdy widzimy, ze coś jest nie tak!Tak też zrobiłam!Mam nadzieje, ze X…. w końcu się za siebie weźmie!A co do „dziewczynek” to mam mieszane odczucia raz żal mi ich!!!Bo wiem co mogą czuć, niestety twierdzę też, że same są sobie winne, bo przecież zawsze mogą powiedzieć, że nie życzą sobie aby je przytulał…A te zamiast takich deklaracji, to stoją i czekają na nie go aż wyjdzie z zakrystii, albo specjalnie mu sie plączą pod nogami, a on też niewidomy nie jest widzi to i wykorzystuje(dlatego tak się pieklę zawsze, bo wiem , ze on jest świadom tego co robi) ! Z góry przepraszam za błędy… Pozdrowionka dla Twojego P. i buziaczki dla synusia, niech zdrowo chowa!!!

          3. Myślę, że jeżeli chodzi o tego X to już powiedziałaś, co mogłaś, może jeszcze pogadaj z tymi „dziewczynkami” bo prawie zawsze wina leży po obydwu stronach. A przedtem się pomódl. I jeszcze coś, czego nauczyła mnie jedna siostra moderatorka:”ZMIENIANIE ŚWIATA ZAWSZE NALEŻY ZACZYNAĆ OD SIEBIE.” Nie oczekuj, że „ktoś się wreszcie za siebie weźmie” – sama daj mu dobry przykład. Dziękuję za pozdrowienia, przekażę.

  3. I ja odnoszę wrażenie że dziś jest 'modnie i trendy’ chodzić do psychoterapeuty, Dzieciaki emo są 'niekoffane’ zaś gwiazdeczki cierpią. Owszem są ludzie z zaburzeniami psychicznymi- ale oni nie siedzą na kozetce ale są pod opieką lekarską. Mam na myśli ludzi choćby ze schizofrenią, depresją..

    1. Dzieciaki są 'niekoffane’ bo czasami redukuje się je do jeszcze jednej RZECZY, którą po prostu trzeba mieć (wczoraj pewna pani poseł mówiła o „prawie do posiadania potomstwa” – a dlaczego nikt nie mówi o prawie dzieci do posiadania kochających rodziców?) – a kiedy już są, należy zatrudnić nianię, dać im zabawki i komputer, żeby zbytnio nie przeszkadzały…A cierpienia gwiazd…Ostatnio szlag mnie trafił, kiedy przeczytałam w pewnym kolorowym czasopiśmie krzyczący nagłówek:”DRAMAT PAZURY!” Otóż chodziło o to, że aktor będzie musiał trochę dłużej, niż się spodziewał, czekać na swój nowy, sportowy samochód…No, więc jest to ten poziom nieszczęścia. 🙂

      1. wiesz ja miałam na myśli raczej emo- dla nich to filozofia życia. Ale masz 100% racji że dla wielu ludzi to gadżet. A czytałaś że Weronika Rosati uważa że urodziła się by cierpieć- ja bym taką wyleczyła. Jakby musiała pożyć jak normalna kobieta i za tyle co normalna kobieta to by jej przeszło. A Pazura to jest biedny, normalnie straszne co mu się przydarzyło! Wielu by chciało przeżywać takie tragedie

        1. No, fakt, dla niektórych to już filozofia – jak wchodzę na blogi 15-16-latków, którzy piszą, że „wiele już w życiu przeżyli” i że życie, ogólnie, to dno (i różne „born to lose” też) to nie wiem, czy mam się śmiać, czy płakać. Ja w ich wieku (o, matko, gadam już jak stara ciotka!:)) miałam na pewno więcej radości życia, choć pewnie miałabym też o wiele więcej powodów, żeby się nad sobą użalać. Kiedyś mój spowiednik (facet lat trzydzieści parę) zobaczył plakat z Britney Spears i powiedział, że jak się ma 17 lat i już ma się sztuczne piersi, to się trzeba leczyć – i coś w tym niezaprzeczalnie jest. A przecież bywa jeszcze gorzej: małolaty zawierają ze sobą „pakty samobójcze” w Internecie (bo to jest cool!) albo rozmawiają o tym, co kogo boli na portalu http://www.naszechoroby, czy jakoś tak. Dawniej to robiły tylko stare babcie w poczekalni u lekarza… A co do Weroniki Rosati, to moja mama (która czasem nie przebiera w słowach) mawia, że niektórym to przydałby się porządny kopniak w…w ramach terapii, oczywiście.:)

          1. Twoja mama ma rację- czasem kop sprawi że rozum przeleci z pewnego miejsca go głowy.

  4. Bardzo ciekawa notka. W każdym razie wydaje mi się, że jest jeszcze jedna przyczyna tego, że ludzie wolą chodzić do psychologa, psychoterapeuty – bo człowiek będzie właśnie wszystko wyjaśniał i przerzucał odpowiedzialność na innych – dokładnie tak, jak napisałaś. Natomiast w spowiedzi doświadczamy czegoś innego – stajemy w prawdzie o nas samych. Wyznajemy nasze grzechy, wiedząc, że je popełniliśmy, że jesteśmy grzesznikami i nie szukamy dalszego usprawiedliwienia. Dopiero wtedy uzyskujemy przebaczenie/rozgrzeszenie. Bo żałujemy. A psycholog? Weźmie 50 złotych i powie, żeby się niczym nie martwić. Wygadać się a uzyskać przebaczenie – oto jest różnica. Pozdrawiam!www.propagandax.blog.onet.pl

  5. Pani Aniu temat postu w 100% odzwierciedla stan naszego spoleczenstwa.Sa ku temu powody,bowiem ludzie choruja zarowno fizycznie,jak i duchowo.Nie byloby nic w tym dziwnego,gdyby wsrod tych schorowanych mas nie istnial zmanierowany poglad na sposob leczenia jednej i drugiej niemocy.Ludzie nie szukaja pomocy tam,gdzie powinni,lecz zwracaja sie do rozmaitych chochsztaplerow i naciagaczy,wrozek,tarocistow,astrologow i spirytystow.Ci,ktorzy sa zrownowazeni pod wzgledem racjonalnego myslenia,a maja problemy natury psychicznej,powodwane zbyt szybkim tempem zycia-zwracaja sie do specjalisty.Jest to zrozumiale i logiczne.Natomiast uciekanie od trudow zycia w taki wlasnie sposob,wskazuje na samolubstwo i wykorzystywanie i naduzywanie zaufania innych.Chorzy duchowo rowniez nie szukaja pokrzepienia tam,gdzie powinni.Wszystko zaczynaja widziec inaczej,i nie dopuszczaja do siebie mysli,ze maja taka potrzebe,by podreperowac swoje watle zdrowie duchowe.Pragnienia ciala i serca mocno przycmiewaja resztki sumienia,ktore niejako jest naszym wewnetrznym sedzia.Czy uda sie kiedys przywrocic ludzkosci zdrowie?Pewnie tak,ale nie zrobi tego zaden czlowiek.

    1. Tym razem muszę chyba przyznać pani rację, pani Tereso – chociaż jako katoliczka muszę dodać (bo nie byłabym uczciwa), że w Sakramencie Pojednania doświadczałam wewnętrznego uzdrowienia i pomocy już tu i teraz.

  6. Pojechałaś ostro „po bandzie” hahha.Od 20 lat nie byłam u spowiedzi.I cóż..nie brakuje mi tego .Od tego co mi lezy na wątrobie mam rodzinę i przyjaciołkę.Jestem zlepkiem zła i dobra i tego nie uniknę.Staram się nie wyrządzać świadomie zła bowiem wiem ,że czasem kamyk wywołuje lawinę.A zło wyrzucone wraca.Z autopsji.Dla mnie rozpustnik to rozpustnik.Ale go nie osądzam bo..bo nie mam rpawa.Jednak trzeba mieć trochę znajomości psychologii żeby wiedzieć ,że ” nie ma dymu bez ognia”.W jednym Ci przyznam rację.W dysleksji.Dzisiejsi dyslektycy to są ofiary systemu edukacyjnego po 1989 roku.To jest błędne nauczanie-gdzie dzieci z poziomu klas I-III w ogole nie piszą. I piszę to z własnego doświadczenia bo mam dzieci w wieku szkolnym!! Czy byłas keidyś na forach „młodzieżowych”.Przecież młodziez pisze z takimi błędami ,że ja gęsiej skory dostaję.

    1. Izo musze Ci przyznac racje odnosnie edukacji,tak jest w rzeczy samej.Dzieci nie sa wlasciwie nauczane,za malo sie od nich wymaga i nie angazuje rodzicow do wspolpracy z nauczycielem.Ogolnie sytem edukacji jest bardzo chory,nie tylko pod wzgledem finansowym,ale tagze pod wzgledem programu nauczania.Dobrzy nauczyciele,ktorzy chca czegos nauczyc,nie sa mile widziani przez dyrekcje,ani tez Rade Szkoly,a w ogole najwiecej pretensji maja sami rodzice,nie zdajac sobie sprawy z lenistwa swych dzieci.Niedawna moja corka[z doktoratem z fizyki]odeszla ze szkoly.Powod,Pani Dyrektor zarzucala,ze za duzo wymaga od ucznow,ktorzy w koncowej fazie nauki pozdawali bardzo dobrze egzaminy.Uczniowie nie chca sie uczyc,rodzice maja pretensje,a Dyrekcja nie wie ,co ma robic i obstaje za rodzicami.Czy to jest normalne?Nie!,to wszystko jest chore.Corka nie mogla pozwolic sobie na takie insynuacje i ustawianie do pionu,zwlaszcza przez rodzicow.Poniekond swoje zadanie wykonywale dokladnie i zgodnie z programem,ale nie mozna cale zycie pracowac w zgnilej atmosferze.Uklon w strone Pani Izo,ze zauwazyla Pani pewne poszlaki nieprawidlowego funkcjonowania systemu oswiaty.Pisze Tez Pani o zdrowiu duchowym[tak rozumiem] i nie jest az tak zle,jest Pani realistka i to pomoze w znalezieniu i poszerzeniu swej duchowej potrzeby.Wszystko w swoim czasie.Pozdrawiam.

      1. Przypadek Pani córki budzi przerażenie..ale cóż..nasi rządzący dążą do tego aby nasze dzieci były „ciemną masą”.Może i jestem wariatka ale po przyjrzeniu się systemowi edukacji mój wolny czas poświęcam na korepetycje dla własnych dzieci!!PS.Zawsze mówię swoim dzieciom-że im surowszy i bardziej wymagający nauczyciel tym lepiej dla nich!!

    2. No, to jesteś w szczęśliwej sytuacji, Izo, że masz tę rodzinę i tę przyjaciółkę (jak czytam różne „mądre” socjologiczne prognozy, które mówią, że przyjaźń, podobnie jak np. religia i monogamia, zaniknie z czasem, bo jest tylko „przeżytkiem” z czasów, gdy ludzie nie byli tak „samowystarczalni” jak dzisiaj, włos mi się jeży na głowie), jednak przypuszczam, że jest bardzo wielu ludzi, którzy odczuwają potrzebę uwolnienia się od grzechu – i to nawet wtedy, gdy nie wierzą w Boga – i ci zaludniają gabinety nświeckich „specjalistów od duszy.” Co do systemu edukacji, masz rację – dzieci coraz mniej piszą i coraz mniej czytają (każdy kolejny minister edukacji „odchudza” kanon lektur, a i tak w użyciu są różne bryki i strzeszczenia streszczeń). Podobno żyjemy w czasach, gdy człowiek nie jest już w stanie ogarnąć całości wiedzy i jest skazany na opracowania – sama kupuję mnóstwo książek z myślą, że „kiedyś” jednak zdążę je przeczytać. (A kiedy byłam małą dziewczynką, wyobrażałam sobie „raj” jako przytulną bibliotekę, w której będę mogła czytać bez końca – to tak na marginesie, bo kiedyś pytałaś, co myślę o „niebie”:)). Ogólnie podobno żyjemy obecnie nie w kulturze „słowa” lecz „obrazu.” Inaczej mówiąc, wracamy do jaskiń…

      1. No to na koniec ,żeby już było całkiem pesymistycznie:jestem po lekturze artykułu francuskiego ekonomisty i filozofa, ktory stwierdził ,że Europa upada ekonomicznie i że niestety upadają uniwersytety.Pomyślałam ,że coż…każda cywilizacja ma kiedyś swój kres.Dlaczego ta miałaby być czymś wyróżniona.Czytałam rownież wywiady z ludźmi rocznika 1989 roku.Sami przyznają się ,ze są „elastyczni”, potrafią się dopasować, są „pełną gębą Europejczykami”…ale nie mają ideałow..autorytetow.A na koniec mojej prasówki :-)) artykuł o facetach , ktorzy za kasę zapładniają kobiety, które pragną mieć a dzieci a ich mężowie mają kłopoty z płodnością -przy pełnej akceptacji tych ostatnich.Mam dość gazet hahah.Biorę się do pracy. Miłego weekendu.PS.Moją przyjaciółką jest moja rodzona siostra od 22 lat na emigracji , protestantka.Przeważnie to ja Ją doprowadzam do bankructwa „gadając” z Nią na Jej koszt godzinami.Inne przyjaźnie z racji tego ,że od 13 lat mieszkam poza miejscem dorastania i studiowania..wygasły.

        1. No, to ja jeszcze dorzucę kamyczek do tego ogródka – coraz częściej to młodzi mężczyźni, a nie kobiety, chcą mieć dzieci – a coraz rzadziej mogą, bo mają coraz większe problemy z potencją i płodnością.

  7. Jako, że Twój „brat w wierze” niczym rasowy ksiądz przestraszył się tego, że ktoś wytyka bzdury jakie pisze – zablokował mi możliwość odpowiadania. Odpowiem więc tutaj.> Nieprawda, Attonie – nie popieram w żadnej części prześladowania ani Ciebie, ani nikogo innego na tym świecie. Być „częściową (anty)klerykałką” to jakby być trochę dziewicą.Jeżeli jesteś częściowo klerykałem, to musisz popierać jakąś rzecz prowadzącą do dyskryminacji czy prześladowania. Takie skutki ma klerykalizm. Nie jest to sprawa taka jak dziewictwo. Dziewicą się jest lub nie. Na klerykalizm zaś mogą się składać tylko pewne kwestie. Ktoś chce by katolickie święta obowiązywały wszystkich, chce by Kościół był finansowany z budżetu, chce by formował w większym stopniu prawo, ale nie chce by miał całkowitą władzę, nie chce zakazu aborcji, kary śmierci za apostazję itd. Jest więc częściowym klerykałem ale nie całkowitym. Antyklerykałem całkowitym nie jest bo popiera pewne klerykalne działania.> Nie wierzę, że jest racjonalne i słuszne być „przeciw” komuś tylko dlatego, że należy (bądź nie) do grupy ludzi, których akurat nie lubię. A już na pewno nie jest to TOLERANCYJNE – a tak się przecież szczycicie swoją tolerancją. Przeciwko komu?Jeżeli złodziej włamie się do mojego domu to nie mogę być przeciwko niemu i muszę np. poczęstować go herbatą?> Nie wiem, jakimi zasadami wg Ciebie kieruje się mój Kościół, ale mnie uczono, że mam KOCHAĆ I SZANOWAĆ wszystkich, nawet tych, którzy mnie nienawidzą.Nie wątpię, że uczono Ciebie kochać. Problem z tym, że Kościół posługuje się chyba najbardziej fałszywym i wrednym pojęciem miłość. Z miłości katolików wynika przecież nawet prześladowanie i dyskryminacja:http://ateistaa.blog.onet.pl/2,ID330161192,index.html> A propos tej nienawiści: czasami wydaje mi się, że niektórzy z Was”Was” to znaczy kto?

    1. Jedynie moje „wredne katolickie pojęcie miłości i tolerancji” powstrzymuje mnie od skasowania tego posta, bracie. Nie bardzo rozumiem, czego ode mnie oczekujesz – co by Cię ukoiło w Twoim słusznym gniewie? Co mam zrobić lub powiedzieć? Że jestem „częściową antyklerykałką”? Czy jeśli popieram niecne działania księdza, który MNIE spowiada i odprawia Mszę świętą, to już jestem za stawianiem stosów i kamieniowaniem ateistów? Zastanów się, jakie straszne rzeczy piszesz – i jakie głupie. A może chcesz, żebym przeszła na „jedynie słuszną stronę” i została ateistką? Daruj, ale tego zrobić nie mogę, przy całej mojej dla Ciebie sympatii. Jeżeli natomiast chcesz, bym przepraszała w nieskończoność za zbrodnie i niegodziwości, jakich dopuszczano się w imię Boga, to masz to jak w banku. Mogę to robić tak długo i tak często, jak tylko zechcesz. I nawet nie oczekuję, że zrobisz to samo w odniesieniu do wszystkich zamęczonych w imię ateistycznych ideologii – bo wiem, że ateiści, w odróżnieniu od wierzących, nie tworzą zwartych wspólnot i na TOBIE taka odpowiedzialność nie spoczywa. Na mnie owszem. Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś ze mną przedyskutować?

      1. Zastanawiam się dlaczego w ogóle jesteście katolikami, skoro w żaden sposób nie potraficie bronić swoich poglądów – pozostaje tylko kasowanie bądź straszenie, blokowanie itp.> Nie bardzo rozumiem, czego ode mnie oczekujesz – co by Cię ukoiło w Twoim słusznym gniewie?Konsekwencji. Albo jesteś tolerancyjna i jesteś antyklerykałem (choć to nie jedyny warunek) albo nie jesteś antyklerykałem i popierasz w jakimś stopniu dyskryminację.> Czy jeśli popieram niecne działania księdza, który MNIE spowiada i odprawia Mszę świętą, to już jestem za stawianiem stosów i kamieniowaniem ateistów?W czym popierasz tego księdza? Jeżeli w poglądach klerykalnych – to tak, jesteś za „kamienowaniem” ateistów (choć niekoniecznie dosłownym).> Zastanów się, jakie straszne rzeczy piszesz – i jakie głupie. Wskaż co jest głupi i wyjaśnij dlaczego.> A może chcesz, żebym przeszła na „jedynie słuszną stronę” i została ateistką? Nie obchodzi mnie całkowicie czy jesteś teistką czy nie. Obchodzi mnie czy jesteś katolikiem i czy jesteś klerykałem (klerykalne poglądy raczej są obowiązkiem katolika). Jeżeli tak – to będziemy ze sobą „walczyć” jak przyjdzie pora. Teraz jednak chcę tylko abyś zrozumiała swoją niekonsekwencję – obojętnie kim jesteś.> Jeżeli natomiast chcesz, bym przepraszała w nieskończoność za zbrodnie i niegodziwości, jakich dopuszczano się w imię Boga, to masz to jak w banku. Przepraszanie niewiele da jeżeli się pod tym podpisujesz. Jeżeli się pod tym nie podpisujesz, to nie masz za co przepraszać – ale też weź pod uwagę, że należysz do zbiorowości, która to czyniła.

        1. Należę do zbiorowości która to czyniła biorę to pod uwagę, a także jestem gotowa ponieść wszelkie tego konsekwencje. Uważam jedynie, że nie jest powołaniem katolika – a moim na pewno nie – WALCZYĆ z kimkolwiek. Wolałabym raczej z Tobą rozmawiać.:) A w rozmowie nie chodzi o to, by się „bronić” lecz by się spotkać. Klerykałką w takim sensie, o jakim myśli Twój umysł, na pewno nie jestem – i z całych sił walczyłabym o to, żebyś mógł mówić to, co mówisz. I tyle.I pytanie BARDZO racjonalne: jakie DOBRO pragniesz przez to osiągnąć? Jeżeli udowodniernie, że Ci wierzący (w tym ja) są zbyt głupi i słabi, aby się zniżać do rozmowy z nimi – to lepiej uznaj to od razu i znajdź sobie lepszego „przeciwnika”. To nie moja wojna. JA nie muszę Ci niczego udowadniać.

          1. > Klerykałką w takim sensie, o jakim myśli Twój umysł, na pewno nie jestem Nie jesteś też antyklerykałem, a więc w jakichś kwestiach popierać musisz klerykalizm. Nie ma innej opcji. Dlaczego to mój umysł? Opieram się o powszechną definicję klerykalizmu. Uważasz, że jest niepoprawna?> jakie DOBRO pragniesz przez to osiągnąć? Przez co?> To nie moja wojna. JA nie muszę Ci niczego udowadniać.Mi możesz nie udowadniać, ale prędzej czy później możesz znaleźć się w podobnej sytuacji. Nie lepiej więc doprecyzować rozumienie definicji i zdecydować się czy jest się antyklerykałem czy częściowym klerykałem?O antyklerykalizmie pisałem ostatnio u mnie – m.in. w odniesieniu do twojego przykładu z głupim i geniuszem.

        2. Jestem KATOLICZKĄ, tak jak Ty jesteś ateistą – i proszę, uszanuj to (a może tak dakeko Twoja tolerancja już nie sięga?) – choć zdaję sobie sprawę, że to, co DLA CIEBIE kryje się pod tym pojęciem jest jakąś potwornością, z którą nie mam nic wspólnego. Myślę, że to tak samo, jak z tym Twoim pojęciem ANTYKLERYKALIZMU – różnica tkwi w terminologii, którą nie mam czasu, ani ochoty się zajmować, bo świat nie stanie się od tego ani na jotę lepszy. Jeżeli więc to wuystarczy, aby Cię uspokoić, przyjmij, że jestem „antyklerykałką.” Zadowolony? NIE OZNACZA to jednak, że uważam, że w imię sprawiedliwości dziejowej należy zdelegalizować KK jako organizację zbrodniczą, księży wysłać na reedukację, a szkołach wprowadzić przymusowo zajęcia z „myśli racjonalistycznej”. Sądzę, że jako wolna obywatelka mam TAKIE SAMO (i tylko takie samo!) prawo praktykować swoje „durne wierzenia” jak Ty głosić swój ateizm. Dociera?!

          1. > Jestem KATOLICZKĄ, tak jak Ty jesteś ateistą – i proszę, uszanuj toW którym miejscu widzisz brak poszanowania tego?> DLA CIEBIE kryje się pod tym pojęciem jest jakąś potwornością, z którą nie mam nic wspólnego.Tak – z tym mi się to kojarzy, choć wiem, że nie każdy musi być posłuszny doktrynie – np. Ty nie jesteś całkowitym klerykałem.> Myślę, że to tak samo, jak z tym Twoim pojęciem ANTYKLERYKALIZMU – różnica tkwi w terminologii, którą nie mam czasu, ani ochoty się zajmowaćMasz wyjaśnienie tego terminu w ostatnim wpisie na moim blogu – również z odniesieniem do skrajności i ujemności którą sugerowałaś w przykładzie z głupim i geniuszem.Klerykalizm czym jest nie trzeba długo wyjaśniać. Antyklerykalizm to sprzeciw wobec niego. Co w tym trudnego?> należy zdelegalizować KK jako organizację zbrodniczą…jednak przeczytaj to co napisałem na moim blogu.> Sądzę, że jako wolna obywatelka mam TAKIE SAMO (i tylko takie samo!) prawo praktykować swoje „durne wierzenia” jak Ty głosić swój ateizm. A gdzież to ci zabraniam? Możesz sobie praktykować co chcesz – do póki nie wejdzie to w sferę mojej wolności.

          2. A Ty, być może, nie jesteś całkowitym idiotą, jeśli Cię to pocieszy.;) Ps. Niektórymi swoimi wpisami na tym blogu wkraczasz nieco w sferę moich przekonań i wolności (tudzież wolności moich czytelników) – ale zostanie Ci to wybaczone w imię moich wstrętnych, tolerancyjnych poglądów. Rozumiem, że nie możesz (na moim nęznym przykładzie) odstąpić ani na jotę od swoich poglądów nt. katolików i katolicyzmu, bo spowodowałoby to runięcie całego misternie zbudowanego systemu – rozumiem to, bo człowiek jest, zasadniczo, przywiązany do swoich przekonań, nawet jeśli są nieprawdziwe (tak samo ja mogę być cały czas przekonana, że jestem KATOLICZKĄ gdy w rzeczywistości może wcale już nią nie jestem – niemniej jednak jest dla mnie ważne, by zachować takie subiektywne przekonanie. Człowiek lubi wiedzieć, kim jest.). Ale pamiętaj, że czasami PRZEKONANIA są większymi wrogami prawdy, niż kłamstwa. (Taką mądrą myśl znalazłam na którymś z ateistycznych blogów).

    2. Bardzo Cię polubilem, chlopie.PS. Czy do Ciebie nie dociera, że nie jesteś interesującym partnerem do rozmowy? Że nie mam ochoty czytać i odpowiadać na Twoje słowa? Że jestem szefem swojego bloga i robię na nim to, co mi się podoba?W.Cejrowski: „Z głupkami się nie rozmawia. Przed nimi trzeba się bronić!”

      1. > Bardzo Cię polubilem, chlopie.> PS. Czy do Ciebie nie dociera, że nie jesteś interesującym partnerem do rozmowy? Czy musiałeś przyjść do mnie aż tutaj żeby napisać jak mnie nie lubisz, jak mną gardzisz i jakim to bezsensem jest dyskutowanie ze mną? Jak się nie wie co odpowiedzieć, i jedynym sposobem jest pomijanie tego co ktoś pisze – to bezsensem jest. Nie licz jednak na to, że osoby o których takie bzdury piszesz przejdą obok tego obojętnie albo nawet Ci przytakną.> Że nie mam ochoty czytać i odpowiadać na Twoje słowa? Że jestem szefem swojego bloga i robię na nim to, co mi się podoba?To to też Twój blog?> „Z głupkami się nie rozmawia. Przed nimi trzeba się bronić!”Co nieniejszym uczyniłem w odpowiedzi na oszczerczy tekst na Twoim blogu.

        1. Bardzo Cię polubilem, chlopie!PS. Odwiedzam tego bloga, bo lubię, a to akurat Ty zacząłeś siać kłamstwa na mój temat.Wtedy niezależnie od miejsca trzeba się bronić.

          1. Jeżeli sieję kłamstwa to chyba nie powinno sprawić Ci trudności zacytować mnie, odnieść to do rzeczywistości i tym samym udowodnić mi kłamstwo – jak ja to zrobiłem z Tobą. Na razie rzuciłeś kolejny oszczerstwem.

          2. Zrobię więc to jeden, jedyny raz:”Jako, że Twój „brat w wierze” niczym rasowy ksiądz przestraszył się tego, że ktoś wytyka bzdury jakie pisze”Nie przestraszyłem się – pierwsze kłamstwo i pierwsze insynuacje. I nie dyskutuj z tym – sam najlepiej wiem, czy się przestraszyłem, czy nie. Napisałem natomiast, że nie mam ochoty rozmawiać z ludźmi Twego pokroju. Jest to więc strach, czy niechęć? Oczywiście niechęć.Po drugie – znasz dziwnych „rasowych księży” i to kolejne kłamstwo. „Rasowy” ksiądz jest taki, jak Artur Żmijewski w serialu „Ojciec Mateusz” i z tym też nie masz co się kłócić. 😉 (proszę, wykaż się odrobiną poczucia humoru!)Po trzecie – nie piszę żadnych bzdur. Ale, oczywiście, w Twoim mniemaniu bzdurą będzie nawet to, jeśli napiszę, że Bóg istnieje. Więc piszę: Bóg istnieje. (Mam na to własne, prywatne dowody i tyle. Uszanuj to, proszę) A skoro już na tym poziomie uważasz to za bzdurę to nie warto z Tobą rozmawiać. Bo nie ma sensu, nie dlatego, że Cię nie lubię.Bo ani Ty nie chcesz być przekonanym, ani ja. W żadnym z nas nie ma woli przyjęcia światopoglądu drugiego. Dlatego też tracisz czas. Ja czasu nie tracę, bo nie chcę Cię przekonywać.I, proszę Cię, nie posługuj się takim tanim populizmem. Operowanie na poziomie uczuć. Wiedz, że wcale się nie boję Twoich argumentów i Twojego światopoglądu, bo zostałem posłany „jak owca pomiędzy wilki”. Proszę też o umiar i o zrozumienie, że nie mam ochoty z Tobą dyskutować, bo to do niczego nie prowadzi. Więc dlaczego to kontynuować?Odpisałem, jak chciałeś, pokazałem, co jest w moim mniemaniu kłamstwem – nie musisz się z tym zgadzać. Dlatego nie musisz odpisywać.Natomiast ja muszę się bronić przed Twoimi zarzutami, o m.in. kłamstwa. I nie będę wypisywał nieprawdziwych, w moim mniemaniu i każdego katolika, rzeczy, o których piszę, bo to nie ma sensu.Mogę tak robić z osobą, która ma wątpliwości. Wtedy postaram się jej przedstawić moje argumenty. A Tobie? I tak nie wierzysz i uwierzyć nie chcesz. Okej, nie mam z tym problemów. Natomiast Ty też powinieneś szanować moją osobę. O to tylko proszę. Jestem katolikiem i dobrym człowiekiem. Czy to jest aż tak wielki powód do tego, by ciągle ze mną walczyć?Bo ja z Tobą nie walczę – bronię się. Gdybym walczył to bym z Tobą dyskutował, lecz, jak już napisałem – nie ma w tym sensu.Powtórzyłem chyba po sto razy jedną rzecz, lecz chcę żebyś dobrze mnie zrozumiał.Pozdrawiam.PS. Możemy porozmawiać o innych rzeczach jeśli chcesz. Mam szeroki wachlarz zainteresowań. Sport (trzymaj kciuki za Polaków), sztuka (w zasadzie każda), dekorowanie pomieszczeń, zegarnictwo i co tylko chcesz.

          3. > Nie przestraszyłem się – pierwsze kłamstwo i pierwsze insynuacje.Nie możesz jednak tego udowodnić. Fakt na którym to stwierdzenie jest oparte nie jest kłamstwem.> I nie dyskutuj z tym – sam najlepiej wiem, czy się przestraszyłem, czy nie. Mam prawo jednak podejrzewać, że nie wyjawisz tu prawdy.> Napisałem natomiast, że nie mam ochoty rozmawiać z ludźmi Twego pokroju. Jeżeli napisałeś o takich ludziach to powinieneś mieć na uwadze, że któryś z nich odpowie. Ja napisałem komentarz – tylko. Odpowiedziałeś na niego Ty, więc Ty zapoczątkowałeś dyskusję.To ciekawe, że nie chcesz ze mną dyskutować a przyszedłeś aż tutaj, żeby mi to oznajmić – nie pierwszy raz.> Jest to więc strach, czy niechęć? Oczywiście niechęć.Czymże spowodowana jest ta niechęć? Czy aby nie jakąś obawą?> Po drugie – znasz dziwnych „rasowych księży” i to kolejne kłamstwo. „Rasowy” ksiądz jest taki, jak Artur Żmijewski w serialu „Ojciec Mateusz” i z tym też nie masz co się kłócić. ;)Nie oglądam seriali. Dlaczego tamten ma być rasowym? Ja opieram się o wizerunek jaki widzę najczęściej a jaki ma po części uzasadnienie w tradycji Kościoła.Napisałem z resztą wyzej na czym polega udowodnienie kłamstwa – zacytowanie i przyrównanie do rzeczywistości. Ty zacytowałeś i tylko zanegowałeś, bo argument, że rasowy ksiądz to taki jaki pokazuje jakiś serial nie jest żadnym argumentem. Mówimy o księżach a nie wizerunku księdza we współczesnym filmie polskim.> Po trzecie – nie piszę żadnych bzdur.Ależ oczywiście, że piszesz – co wskazałem Ci a do czego nie raczyłeś się odnieść. Podobnie jak taki „rasowy ksiądz” przypisujesz kolektywnie jakieś cechy niezwiązanym ze sobą ludziom a co ciekawsze w tym samym wpisie podobne kolektywne kategoryzowanie potępiasz.> Dlatego też tracisz czas. Ja czasu nie tracę, bo nie chcę Cię przekonywaćDlatego przylazłeś za mną aż tutaj?.> Wiedz, że wcale się nie boję Twoich argumentów i Twojego światopoglądu, bo zostałem posłany „jak owca pomiędzy wilki”.Ty owcą między wilkami? Ponoć „89%” Polaków to katolicy, politycy ulegają Kościołowi w procesie ustawodawczym, prawo dyskryminuje niekatolików, katolicy mają zakres przywilejów a jeszcze jesteś poszkodowany?> Proszę też o umiar i o zrozumienie, że nie mam ochoty z Tobą dyskutowaćTo przestań. Nie chcesz ale sam to ciągle robisz? A może robisz wbrew swojej woli?> pokazałem, co jest w moim mniemaniu kłamstwemWyjąłeś tylko kilka cytatów do których dokleiłeś etykietkę „kłamstwo” w żaden sposób nie udowadniając, że kłamstwem są.> Dlatego nie musisz odpisywać.Ty również na ten komentarz nie musisz odpisywać. :)> Natomiast ja muszę się bronić przed Twoimi zarzutami, o m.in. kłamstwaJak na razie nie obroniłeś się przed tym co napisałem u Ciebie a na dodatek zablokowałeś mnie, żebym bardziej Twoich kłamstw nie uwidocznił.> I tak nie wierzysz i uwierzyć nie chcesz.To znaczy, że nie liczysz na przekonanie kogoś a tylko na wiarę – w to, że ktoś bezmyślnie przyjmie to co piszesz?> Natomiast Ty też powinieneś szanować moją osobę.Aby było „też”, Ty powinieneś zacząć szanować choćby mnie.> Bo ja z Tobą nie walczę – bronię się.W Twoim wpisie nie odnosisz się do niczyich ataków – trudno to więc nazwać obroną. To był czysty atak.> Gdybym walczył to bym z Tobą dyskutował, lecz, jak już napisałem – nie ma w tym sensu.A co robisz na tym blogu? 🙂

        2. A – odrzucę Ci piłeczkę – czy Ty musiałeś pofatygować się aż tutaj, żeby powiedzieć mi, jak bardzo nie lubisz pewnego księdza i jakim zbrodniczym czynem jest sama moja przynależność do KK i mój rzekomy „klerykalizm” do którego zresztą nadal się nie poczuwam? Proszę Cię, odpowiedz mi tylko na jedno pytanie: czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt?Czy KIEDYKOLWIEK obraziłam w czymś Ciebie lub Twoje przekonania? Mam wrażenie, że atakowanie „tych durnych katolików” jest Twoim ulubionym hobby – więc proszę, przyjmij z góry, że we wszystkim, co piszesz masz rację, a ja się mylę. Kajam się w prochu i popiele. Ale teraz daj już sobie ze mną spokój, ok? Jestem tylko ciemną parafianką i walczyć z takimi jak ja jest poniżej Twojej racjonalistycznej godności (po co dowalać komuś, kto sam się wystawia na ciosy?). Radzę Ci, poszukaj sobie godniejszego siebie dyskutanta – jeśli Ci to poprawi humor, możesz mnie wyszydzać do woli na swoim blogu i gdziekolwiek chcesz. Tylko zostaw mnie w spokoju. Szkoda amunicji na TAKIE GŁUPIE GĘSI jak ja.I tak nie będę z Tobą walczyła. A Ty przecież kochasz walkę.

          1. > A – odrzucę Ci piłeczkę – czy Ty musiałeś pofatygować się aż tutaj, żeby powiedzieć mi, jak bardzo nie lubisz pewnego księdza i jakim zbrodniczym czynem jest sama moja przynależność do KK i mój rzekomy „klerykalizm” do którego zresztą nadal się nie poczuwam?Tak, bo uznałem tamten Twój wpis za kontynuację tego o czym pisałem Ci na jeszcze innym blogu. > Czy KIEDYKOLWIEK obraziłam w czymś Ciebie lub Twoje przekonania? Czy ja zarzucam Ci obrazę? Staram się tylko rozjaśnić pewną nieścisłość.> Jestem tylko ciemną parafianką i walczyć z takimi jak ja jest poniżej Twojej racjonalistycznej godności Ja zaś nie jestem żadną ważną osobistością. Mogę walczyć w ograniczonym zakresie – odnosząc się do małej liczby osób. Zawsze to jednak coś. Walczę zaś o to, by np. pewne określenia znaczyły to co znaczą a nie były wypaczane przez Kościół. Takim jest antyklerykalizm i właśnie w kościelnej dezinformacji dopatruję się Twojej niekonsekwencji.

          2. > > A – odrzucę Ci piłeczkę – czy Ty musiałeś pofatygować> > się aż tutaj, żeby powiedzieć mi, jak bardzo nie lubisz> > pewnego księdza i jakim zbrodniczym czynem jest sama> > moja przynależność do KK i mój rzekomy „klerykalizm” do> > którego zresztą nadal się nie poczuwam?> Tak, bo uznałem tamten Twój wpis za kontynuację tego o> czym pisałem Ci na jeszcze innym blogu.> > Czy KIEDYKOLWIEK obraziłam w czymś Ciebie lub Twoje> > przekonania?> Czy ja zarzucam Ci obrazę? Staram się tylko rozjaśnić> pewną nieścisłość.> > „Jestem tylko ciemną parafianką i walczyć z takimi jak> > ja jest poniżej Twojej racjonalistycznej godności”> Ja zaś nie jestem żadną ważną osobistością. Mogę walczyć w> ograniczonym zakresie – odnosząc się do małej liczby osób.Jakże się cieszę, że nie wychwyciłeś IRONII obecnej w moim stwierdzeniu – jest to dla mnie jeszcze jeden dowód, że nie walczymy w jednej lidze. :)Jeszcze raz radzę: poszukaj sobie kogoś z Twojej kategorii wagowej (super-ekstra-hiperciężkiej) – ja jestem na to zbyt subtelna. > Walczę zaś o to, by np. pewne> określenia znaczyły to co znaczą a nie były wypaczane> przez Kościół. Takim jest antyklerykalizm i właśnie w> kościelnej dezinformacji dopatruję się Twojej> niekonsekwencji.Podziwiam Twoje przekonanie, że ktokolwiek mógłby „zdezinformować” kogoś takiego, jak ja. Określenia znaczą to, co znaczą i żadne wygibasy myślowe (także Twoje :)) tego nie zmienią. A co do tej terminologii – nie chciałam o tym pisać, ale skoro Tobie wolno wyrokować, kto jest, a kto nie jest „klerykałem” (Choć JA chyba najlepiej wiem, kim jestem, nie uważasz?) – to od dawna mam wrażenie, że nie powinieneś się podpisywać „ateista” lecz raczej „Antykatolik”. Dowód: nie przeszkadza Ci mój „teizm” (dzięki, łaskawco – już myślałam, że zechcesz mnie poddać lobotomii), a tylko mój katolicyzm. A ponieważ przypuszczam, że zaraz napiszesz mi coś o „przymusowej katolizacji kraju” to od razu odpowiem, że gdybyś czytał uważnie moje teksty, wiedziałbyś, że zawsze byłam temu PRZECIWNA. Ale sądzę, że Ciebie zupełnie nie obchodzi, co myślą i jacy są poszczególni katolicy – ponieważ pielęgnujesz w sobie obraz „katolika-potwora” i podchodząc do tego z większym dystansem mógłbyś – o zgrozo! – któregoś polubić. A co za chwała dla Ciebie zarżnąć „baranka”, jeżeli można WALCZYĆ ze „smokiem”, prawda? I powiem Ci jeszcze, że przypominasz mi człowieka, który by biegł za kimś i krzyczał:”No, uderz mnie, uderz, uderz!” – a potem wielkim głosem wołał:”No, proszę, uderzył mnie, uderzył!Tacy właśnie ONI są, ci KATOLICY!” Ty tym żywisz swoją nienawiść i byłbyś nieszczęśliwy, gdyby Cię nikt nie atakował. Czy nie o to masz pretensję do Sorkovitza – że się uchylił od „walki”? Przykro mi, ale i ja Ci nie dam tej satysfakcji. Religia mi zabrania.:) Poza tym nie mam czasu na dysputy, które dla Ciebie najwyraźniej są sensem życia – moi najbliżsi mnie potrzebują. I to, w ostatecznym rozrachunku, jest o wiele ważniejsze.>

          3. > A co do tej terminologii – nie chciałam o tym pisać, ale skoro Tobie wolno wyrokować, kto jest, a kto nie jest „klerykałem”Wyrokuję na podstawie kryteriów definicyjnych.> (Choć JA chyba najlepiej wiem, kim jestem, nie uważasz?)Wiesz, ale jeżeli używasz niepoprawnej definicji to jawisz się kimś innym.> to od dawna mam wrażenie, że nie powinieneś się podpisywać „ateista” lecz raczej „Antykatolik”.Czy jedno wyklucza drugie?> I powiem Ci jeszcze, że przypominasz mi człowieka, który by biegł za kimś i krzyczał:”No, uderz mnie, uderz, uderz!” – a potem wielkim głosem wołał:”No, proszę, uderzył mnie, uderzył!Tacy właśnie ONI są, ci KATOLICY!”Niestety – za nikim nie „biegałem”. Wystarczy tylko deklaracja, że nie jest się katolikiem, by zostać „uderzonym” a ze strony państwa – zwykłe nie bycie katolikiem.Sytuacja jest raczej odwrotna do tego co piszesz. Czy kogoś obrażam i wyzywam? To dlaczego na moim blogu katolicy zostawiają tyle obelg, oszczerstw i gróźb?> Czy nie o to masz pretensję do Sorkovitza – że się uchylił od „walki”? W którym miejscu się uchylił? Pisząc to co napisał jedynie walkę rozpalił. Pisanie oszczerczych tekstów to dla Ciebie uchylenie od walki? W sumie nie ma się co dziwić takiego toku rozumowania u ludzi, dla których prześladowania były okazywaniem miłości. Nie pisz tylko, że nie zgadzasz się z tego typu pomysłami Kościoła, bo w praktyce pokazujesz coś innego.

    3. A, że się tak zapytam, co to znaczy, że ktoś zachowuje się „jak rasowy ksiądz”? To tylko kolejny stereotyp, który stworzyłeś sobie we własnym umyśle – i cieszysz się ogromnie, jeżeli uda Ci się kogoś w ten szablon wtłoczyć. Czy ja Ci kiedyś powiedziałam, że zachowujesz się jak „typowy ateista”? NIE. Bo, po pierwsze, uważam, że coś takiego w ogóle nie istnieje (podobnie jak „rasowy ksiądz” – rasowe bywają konie lub psy). A po drugie, zdecydowana większość ateistów, których znałam, to byli ludzie mądrzy i prawi, więc ewentualny „wzorzec” który mogłabym sobie stworzyć, jest raczej pozytywny – i obawiam się, że niektórzy z nich mogliby się poczuć urażeni przez porównanie ich z Tobą. „Jeżeli jesteś częściową klerykałką, to musisz popierać jakieś działania prowadzące do dyskryminacji…” A czy jeśli popieram NIEKTÓRE działania NIEKTÓRYCH księży to już jestem „klerykałką”? A jeśli tak, to w jakim procencie? Gdzie się mieszczę na tej Twojej wyimaginowanej skali? A jeśli nie popieram niektórych innych działań innych księży, to jestem „częściową antyklerykałką”, tak?:) Otóż nie, mój drogi – myślę, że to, czym jestem, da się streścić w dwóch słowach: NORMALNY CZŁOWIEK, który także innych – choćby byli w sutannach – traktuje normalnie, tj. indywidualnie. „Muszę popierać jakieś działania prowadzące do dyskryminacji…” Wiesz, to tak, jakbym Ci powiedziała, że Ty, będąc wojującym ateistą (choć uważam, że jesteś raczej podręcznikowym przypadkiem „antykatolika” – ale, w przeciwieństwie do Ciebie, JA nie zamierzam Ci narzucać własnego rozumienia tego, kim lub czym jesteś) musisz jednocześnie popierać fizyczną eksterminację wierzących. A jednak nie napiszę tego, bo uważam, że to totalna bzdura. Niestety, Ty tego nie dostrzegasz. Sęk w tym, kochanie, że ja nic nie MUSZĘ. A nawet nie chcę.

      1. > A, że się tak zapytam, co to znaczy, że ktoś zachowuje się „jak rasowy ksiądz”? To tylko kolejny stereotyp, Niestety – nie stereotyp a prawda, której przykładów już parę podałem.Przykładem był choćby wspomniany przez Ciebie „Sorkovitz”.”Rasowy ksiądz” demonizuje to, co nie ulega Kościołowi – a więc np. ateistów, inne związki wyznaniowe (nazywając je sektami – gdzie sekta jest kolejnym wypaczonym terminem) itp.> który stworzyłeś sobie we własnym umyśleRozumiem: ja nie zgadzam się z Kościołem – jestem przepełnionym pychą chamem; ksiądz pisze oszczerstwa na mój temat – uświadamia mnie w prawdzie o której nie wiem, np. o tym, że jestem osobą rozwiązłą seksualnie (muszę mieć szczególnie duże zaburzenia pamięci), która nie ma zasad, która „walczy z Bogiem” i która jest odpowiedzialna za zbrodnie komunizmu. :)> A po drugie, zdecydowana większość ateistów, których znałam, to byli ludzie mądrzy i prawi, więc ewentualny „wzorzec” który mogłabym sobie stworzyć, jest raczej pozytywny – i obawiam się, że niektórzy z nich mogliby się poczuć urażeni przez porównanie ich z Tobą.Czyli ja jestem zły. Bo? A no tak – bo jestem antyklerykałem i nie przytakuję w każdej sprawie Kościołowi a nawet potrafię protestować. :)Większość księży jaką znam, o jakiej słyszałem wpisuje się właśnie w pewien schemat. To, że na blogu zamieściłem tylko kilka przykładów, nie znaczy, że to wszystkie znajome mi przypadki. Ponadto – ateistów nic nie wiąże. Kościół to sformalizowana instytucja. Pewne działania są w nim zakorzenione – np. walka z innościami, tymi co nie są mu podporządkowani, nawracanie, obrona doktryny. Księża wprowadzają to w życie na swój sposób. > A czy jeśli popieram NIEKTÓRE działania NIEKTÓRYCH księży to już jestem „klerykałką”? Zleży jakie działania.> „Muszę popierać jakieś działania prowadzące do dyskryminacji…” Wiesz, to tak, jakbym Ci powiedziała, że Ty, będąc wojującym ateistą (…) musisz jednocześnie popierać fizyczną eksterminację wierzących. Zła analogia.W pojęciu klerykalizmu wpisana jest konsekwencja jaką jest dyskryminacja. Katolicyzm zaś wymaga poglądów klerykalnych. Jeżeli więc piszesz, ze jesteś katolikiem – dajesz do zrozumienia, że jesteś za dyskryminacją. Piszesz, ze nie – bardzo prawdopodobne – może jesteś „niedobrym” i nieposłusznym katolikiem. Ty jednak precyzujesz – nie jesteś antyklerykałem. Jeżeli tak, to w jakimś stopniu musisz popierać klerykalne dążenia Kościoła – a więc dyskryminację.W pojęciu ateizmu nie ma nic o walce z katolikami.> A jednak nie napiszę tego, bo uważam, że to totalna bzdura. Niestety, Ty tego nie dostrzegasz. Sęk w tym, kochanie, że ja nic nie MUSZĘ. A nawet nie chcę.Nie musisz chcieć nazywać kurczaka kurczakiem. Możesz nazwać go pizzą. Nie dziw się jednak i nie burz, gdy podadzą ci nie to co chciałaś, bo myślałaś o kurczaku zamawiając „pizzę” To co piszesz tutaj ma charakter właśnie takiego oburzenia.

        1. No, więc, jeżeli nie zgadzam się z jednym, konkretnym ateistą (a konkretnie z Tobą), jeżeli uważam, że to co piszesz jest napastliwe – bardziej chodzi mi o formę Twoich wypowiedzi, niż o ich treść – treść podobną znam już z tylu publikacji, że nie zliczę) to już jestem przeciw wszystkim, tak? Bardzo zgrabnie to wywiodłeś. Analogia z kurczakiem i pizzą była smakowita – i mogłabym użyć jej „przeciw” Tobie (choć, co prawda, nie leży to w mojej wstrętnej, katolickiej naturze) i powiedzieć Ci, że wmawiasz mi, że jestem „kurczakiem” podczas gdy w rzeczywistości jestem „pizzą” – i nie mogę przyznać Ci racji bez popadania w schizofrenię. Być może jestem „złą i nieposłuszną” katoliczką, lecz – daruj – Tobie nic do tego. Tak samo ja mogłabym twierdzić, że jesteś „złym ateistą” na podstawie swoich wcześniejszych doświadczeń, ale tego nie zrobię, bo uważam, że nie mnie to oceniać. Stawiałabym jednak na to, że to wszystko to tylko Twój stereotyp katolików (zapewne stworzony przez gorszych niż ja) do którego ja przystaję jak pięśćdo nosa. A co do „oburzenia”, złotko – to ja jestem genetycznie niezdolna do takiego uczucia. To raczej Ty się oburzasz na wszystko i wszystkich (a na katolików i księży szczególnie) jakby Twoje delikatne, ateistyczne ego wprost nie mogło znieść myśli, że ktoś może mieć na jakąś kwestię odmienne zdanie niż Twoje – które, oczywiści, jest jedynie słuszne (jakżebym śmiała wątpić!). Wiesz co? Jeżeli tak ma wyglądać nowy, wspaniały tolerancyjny świat ateizmu – to ja NIE CHCĘ być ateistką. Właśnie mnie zniechęciłeś. Obawiam się, że mogłabym się stać do Ciebie podobna. KK powinien być Ci wdzięczny. 🙂

          1. > powiedzieć Ci, że wmawiasz mi, że jestem „kurczakiem” podczas gdy w rzeczywistości jestem „pizzą” – i nie mogę przyznać Ci racji bez popadania w schizofrenię.Znaczenie pojęcia pizzy i klerykalizmu możesz znaleźć choćby w Wikipedii.http://pl.wikipedia.org/wiki/Pizzahttp://pl.wikipedia.org/wiki/KlerykalizmJeżeli uważasz, ze jesteś pizzą a nie jesteś czymś takim jak „płaski placek z wytrawnego ciasta drożdżowego (zob. focaccia)” a kawałkiem mięsa, to znaczy, że ja mam rację.Podobnie mam rację jeżeli popierasz „dążenie do uzyskania instytucjonalnego wpływu duchowieństwa na życie społeczne, polityczne i kulturalne” a ja nazywam Cię klerykałem.> Tak samo ja mogłabym twierdzić, że jesteś „złym ateistą” W kontekście mojego przykładu, złym ateistą byłbym wtedy kiedy byłbym teistą – więc niezbyt Ci poszło. Ateista by być ateistą ma o wiele mnie rzeczy do spełnienia niż katolik.> Stawiałabym jednak na to, że to wszystko to tylko Twój stereotyp katolików (zapewne stworzony przez gorszych niż ja) do którego ja przystaję jak pięśćdo nosa. Nie tylko stereotyp. Takiej mniej więcej postawy domaga się Kościół.> Twoje delikatne, ateistyczne ego wprost nie mogło znieść myśli, że ktoś może mieć na jakąś kwestię odmienne zdanie niż TwojeA gdzież to zauważyłaś, że drażni mnie odmienność zdania? Nie rzucaj najczęściej słyszanym zarzutem jeżeli nie wiesz, czy jest zasadny.> Wiesz co? Jeżeli tak ma wyglądać nowy, wspaniały tolerancyjny świat ateizmu – to ja NIE CHCĘ być ateistką. Nie chcesz i nie jesteś a ja nie zamierzam Cie do niczego przekonywać, bo niewiele mnie obchodzi w co wierzysz. W czym więc problem?Czy w ogóle czytasz to co piszę, czy sama sobie ustaliłaś co jest moim celem i teraz takie rzeczy mi przypisujesz?

        2. NIGDY I NIGDZIE nie napisałam, że jesteś „przepełnionym pychą chamem” (zresztą uważam, że ktoś, kto tak myśli o innych, sam dowodzi swego braku kultury), ani,że ksiądz (np. Sorkovitz) ma zawsze rację, a Ty nie. To są tylko Twoje (nad)interpretacje, które dowodzą znacznej nadwrażliwości na własnym punkcie. Można się między sobą różnić – ale jednak się nie obrażać, wiesz? Mam wrażenie – ale to tylko moje subiektywne wrażenie – że tamten księżulo w niczym Cię jeszcze nie zdążył obrazić (chyba, że Ciebie obraża samo jego istnienie?) a Ty już wyskoczyłeś ze swoim ulubionym tekstem pt. „A bo wy zawsze plujecie jadem.” 🙂 Czy tak – pytam się – powinna wyglądać kulturalna dyskusja ludzi, różniących się poglądami? Myliłam się, sądząc, że jesteś człowiekiem, który najpierw prowokuje innych do ciosu, a potem krzyczy:”Widzicie, uderzył mnie, uderzył!” Nie. Jest jeszcze gorzej – Ty wołasz „Uderzył mnie!” a jak zapytać „Naprawdę?” odpowiadasz: „No, nieee…Nie dokopał mi, ale z pewnością chciał! I zrobiłby to, gdyby tylko mógł.” I obawiam się, że tak samo w skrytości ducha myślisz o mnie.Lepiej zostaw mnie w spokoju raz na zawsze – jeszcze Ci zburzę Twój wspaniały światopogląd…

          1. > NIGDY I NIGDZIE nie napisałam, że jesteś „przepełnionym pychą chamem”Gdzie Ci coś takiego zarzuciłem?> ani,że ksiądz (np. Sorkovitz) ma zawsze racjęNie chodzi o „zawsze” ale o tą jedną sytuacje o której zapewne myślałaś – tzn. wpisie jego o ateistach.> Można się między sobą różnić – ale jednak się nie obrażać, wiesz?Powiedz to swoim pasterzom – by nie obrażali się na ludzi, którzy nie zgadzają się z nimi. Jak na razie dziwnie jednostronnie siejesz zarzuty> Mam wrażenie – ale to tylko moje subiektywne wrażenie – że tamten księżulo w niczym Cię jeszcze nie zdążył obrazić (chyba, że Ciebie obraża samo jego istnienie?) a Ty już wyskoczyłeś ze swoim ulubionym tekstem pt. „A bo wy zawsze plujecie jadem.” :)Chyba jaja sobie robisz? Przeczytałaś to co on napisał? Nie widzisz jaki charakter ma jego wpis (wpisy)?Gdzie odpowiedziałem „A bo wy zawsze plujecie jadem.”?Pytanie – dlaczego słowa: „Zresztą ten bełkot wymieszany z pianą na ustach (pewna odmiana wścieklizny umysłowej) doprowadził mnie do kolejnego odkrycia…” nie są już jednak złe choć właśnie do „A bo wy zawsze plujecie jadem.” jest to podobne? Czy po prostu specjalnie nie zauważasz, co pisze ksiadz, czy to kolejne słuszne prześladowanie w imię wyższych idei?Czytamy dalej: „który na swoim blogu uprawia propagandę na miarę elity Polski Ludowej, nazywając swoje wypociny „polemiką” „Widzisz – ja odnosząc się do czyjegoś wpisu, komentuję fragment po fragmencie, wszystko uzasadniając. To jednak jest złe zaś jeżeli odpowiada ksiądz – to wystarczy tylko zarzut i każdy musi się zgodzić – choćby był kłamstwem. Nijak bowiem ów ksiądz nie wybronił się z moich argumentów i nijak nie uzasadnia swoich zarzutów. Ale oczywiście – boski przedstawicie ma pewne przywileje… Nie nie kpię, nie wyszydzam ponadto ludzi, których krytykuję.Wspomniany ksiądz moze jednak pisać „jeśli nie macie humoru, a chcecie się trochę pośmiać, warto tam zajrzeć: http://ateistaa.blog.onet.pl/” i nie ma w tym nic nietaktownego.> Nie. Jest jeszcze gorzej – Ty wołasz „Uderzył mnie!” a jak zapytać „Naprawdę?” odpowiadasz: „No, nieee..No tak – przecież powinienem ze swoim ateizmem siedzieć cicho w domu i nie przyznawać się do niego by nie godzić w czyjąś wiarę i przeświadczenie, że posiadł wszelką prawdę.> I obawiam się, że tak samo w skrytości ducha myślisz o mnie.Wystarczy, ze widzę jaką stronniczą postawę przyjełaś w stosunku do omawianego księdza – mi czynisz zarzuty, choć to jego jest wina – czego przykłady podałem (a Ty w moim przypadku nie).

  8. Zgadzam się z Tobą:) Właśnie ten tok rozumowania doprowadził do GRZECHU homoseksualizmu do pojęcia odmiennej orientacji seksualnej. Natomiast co do zniesienia spowiedzi przez protestantów… Trzeba powiedzieć, że początki spowiedzi osobistych wprowadził Sobór Laterański IV (XIII w) a obecny sposób spowiadania przy konfesjonałach to XVI w, a więc okres rozwijania się reformacji Lutra. Inną też sprawą jest pełne sprostanie wytycznym spowiedzi gdyż przyznam, że jest to prawie tak skomplikowane jak „biznesplan w firmie”. Sama nazwa „Rachunek sumienia jako badanie poruszeń duchowych” wprowadza wiernego w gąszcz przykazań, a to: 10 przykazań katechizmu, 9 błogosławieństw, 9 przykazań kościelnych i analiza – czy zgrzeszyłem przeciw któremuś z nich? – a to dopiero początek procesu spowiedzi. Nie mam doświadczenia, ale wydaje mi się, że obok tych szczerze uwalniających, wiele spowiedzi jest dla zasady „bo trzeba”. Poza tym, jeżeli mamy na to 5 minut, to trudno o wskazówki jak przezwyciężyć źródło grzechu tak, aby one więcej się nie pojawiały. Pozdrawiam 🙂

    1. Co do genezy spowiedzi usznej, to sięga ona VI w. i mnichów celtyckich (choć konfesjonał to faktycznie późniejszy wynalazek) a Kościół pierwotny był jeszcze bardziej rygorystyczny w kwestii wyznawania grzechów, bo praktykowano wówczas spowiedź publiczną w obecności biskupa i to tylko w wypadkach wyjątkowych (ponieważ idealistycznie zakładano, że kto został ochrzczony i stał się „nowym stworzeniem” ten nie może więcej zgrzeszyć – i właśnie dlatego wielu ludzi odkładało decyzję o chrzcie aż do śmierci). Tak więc spowiedź osobista była pewnym ukłonem w stronę „psychologii”, prywatności grzesznika. Masz rację, że można „odbębniać” ten obowiązek (ale czy w innych Kościołach nie zdarza się podobnie przy innych okazjach?) – ale ja sama zawsze przeżywałam wtedy bardzo głęboką „metanoję”, przemianę – i dlatego teraz tak bardzo mi tego brakuje: doświadczenia łaski Boga, który przebacza. Nie umiem tego wytłumaczyć lepiej – to tajemnica mojej duszy…

      1. Ps. A Sobór Laterański IV o którym piszesz, wprowadził jedynie OBOWIĄZEK odbywania spowiedzi przynajmniej raz do roku, co w założeniu miało pomóc wiernym w regularnym zaglądaniu w swoje wnętrze, ale (niestety) chyba właśnie najbardziej przyczyniło się do naszego rozumienia tego sakramentu tylko jako obowiązku.

  9. Dlaczego ludzie porzucają tradycyjne religie?„Są dwa rodzaje pasterzy: ci, którzy dbają o wełnę, i ci, którzy dbają o mięso. Nie ma takich, którzy dbaliby o barany”.(Jean Paul Sartre) Religie, które twierdzą, iż opierają się na naukach Chrystusa, mają około 1,7 miliarda wyznawców. Chrześcijaństwo jest, zatem, największym systemem religijnym świata, przewyższającym liczebnie nawet tak popularne religie, jak: buddyzm, hinduizm czy islam. Jednak badania wskazują, że w wielu krajach, uznawanych za chrześcijańskie — kościoły tracą wpływy. LUDZIE, którzy opuszczają kościoły, pochodzą ze wszystkich środowisk. Ronald F.Inglehart z Uniwersytetu Stanu Michigan, kierujący programem badania wartości moralnych na świecie (World Values Survey), powiedział, że w krajach rozwiniętych religia odgrywa coraz mniejszą rolę. Czasopismo Bible Review cytuje jego wypowiedź: „Nie tylko spadła liczba obecnych na cotygodniowych nabożeństwach. Z Ameryki Łacińskiej wysyła się teraz misjonarzy, by pracowali nad zbawieniem dusz w krajach dawnych kolonizatorów”. Zdaniem owego uczonego „upadek religii” szczególnie widać w niektórych krajach północnoeuropejskich. W Norwegii i Danii tylko 5 procent społeczeństwa regularnie chodzi do kościoła. W Szwecji odsetek ten wynosi jedynie 4 procent, a w Rosji — 2.Badania przeprowadzone w Niemczech ujawniły, że w latach 1984-1993, liczba katolików systematycznie uczęszczających do kościoła spadła z 25,3 do 19 procent ogólnej liczby zarejestrowanych parafian. Spośród protestantów w roku 1992 już tylko 4 procent regularnie chodziło na niedzielne nabożeństwa. Czasopismo Christianity Today w roku 1999 donosiło, że „jedynie co dziesiąty Niemiec chodzi do kościoła każdego tygodnia”. W gazecie The Guardian tak napisano na temat spadku liczby wiernych w Wielkiej Brytanii: „Chrześcijaństwo jeszcze nigdy nie miało się gorzej”. W artykule czytamy, że „lata 1950-2000 to dla księży i prezbiterów najgorsze półwiecze”. Nawiązując do pewnego raportu o stanie religii w Wielkiej Brytanii, gazeta ta wskazuje, że zaufanie do zinstytucjonalizowanej religii spada nie tylko wśród ludzi młodych, ale także wśród starszych. „Starsi ludzie z upływem lat tracą wiarę w Boga. Nowe badania, które potwierdzają tę tendencję, będą szokiem dla nękanych kryzysem kościołów Dotąd starsze osoby uważano za trzon podtrzymujący coraz szczuplejsze szeregi wiernych”.Podobnie ma się sytuacja poza Europą. Na przykład pismo Alberta Report, wydawane w Kanadzie, donosi, że w kraju tym obserwuje się „upadek instytucjonalnej formy wiary i religii” i że „jest trzy razy więcej Kanadyjczyków, którzy wolą swoje własne wyobrażenie o Bogu, niż tych, którzy trzymają się jasno określonego wyznania wiary”.Niesławna przeszłość religiiPismo The Guardian zauważa: „Godną ubolewania kartę historii Kościoła katolickiego w XX wieku stanowią związki z faszyzmem — poczy nając od gratulacji złożonych generałowi Franco po wojnie domowej w Hiszpanii, a kończąc na niedawnych działaniach na rzecz generała Pinocheta”. W gazecie tej napisano również o Piusie XII — papieżu z okresu wojny, który „chętnie zawarł układ [z Hitlerem] i unikał wszystkiego, co mogłoby wywołać niesnaski, jak choćby potępienia holocaustu”. Wyniosłość dostojników kościelnych, a także przepych ceremonii religijnych — nie są w stanie zahamować odpływu wiernych. W czasopiśmie The Age napisano: „Oświadczenia chrześcijaństwa zbyt często okazują się pusty mi słowami. Jego wyznawcy nie potrafili zachować pokoju i jedności między sobą, nie mówiąc o niesieniu pokoju drugim. Potwierdza to wiele grabieżczych wojen i podbojów, prowadzonych pod pretekstem nawracania. Być może wiara, nadzieja i miłość są najważniejszymi cnotami naśladowców Chrystusa, ale ci, którzy powinni je przejawiać, bywają tak samo cyniczni i tak samo ulegają rozpaczy, jak osoby nie związane z chrześcijaństwem, a do tego raczej nie wyróżniają się okazywaniem życzliwości bliźnim. (…) To jeden z krajów chrześcijaństwa jest odpowiedzialny za holocaust, a inny skazał Japonię na przerażające udręki wojny atomowej”.Wiele osób po prostu nie czuje, żeby chodzenie do kościoła duchowo je wzbogacało czy oświecało. Według kanadyjskiego czasopisma Maclean’s, zarówno żydzi, jak i katolicy, z którymi rozmawiano w Himalajach w pewnej aśramie (hinduistycznej pustelni), mówili: „Sztywne rytuały już nas nie poruszają”. Rzeczywiście, nawet po wielu latach lojalnego uczęszczania na nabożeństwa, niektórzy zaczynają się zastanawiać: „Czego tak naprawdę nauczyłem się w kościele? Czy przybliżyłem się do Boga?” Nic dziwnego, że pisarz Gregg Easterbrook tak się wypowiedział: „Na Zachodzie miejsce ubóstwa pod względem materialnym zajęło ubóstwo duchowe i w naszych czasach jest ono wszech obecne”.Oczywiście, w wielu krajach sporo osób chodzi do kościołów. Jednak nie zawsze oznacza to wierne trzymanie się głoszonych tam nauk. Na przykład w australijskiej gazecie The Age czytamy, że w państwach zachodnich „liczba praktykujących chrześcijan szybko spada. W wielu regionach Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej chrześcijaństwo stanowi jedynie maskę, pod którą ludzie nadal ukrywają bardziej ekscytujące wierzenia plemienne lub inne kulty. Nie mają one nic wspólnego z tradycyjnymi naukami chrześcijańskimi, a często pozostają z nimi w sprzeczności i oficjalnie już dawno je odrzucono”.Dlaczego tak dużo osób, zarówno młodych, jak i starych, opuszcza kościoły? Wydaje się, że w dużej mierze wynika to z rozczarowania.Niektórzy mogliby zaoponować, mówiąc, że religia ta od dawna propaguje takie przymioty, jak rozwaga, hart ducha, umiar i sprawiedliwość. Jak jednak komentuje The Age, „w Europie, Ameryce Północnej i Australii chrześcijanie zużywają nieproporcjonalnie dużo bogactw naturalnych, a poza tym nadal tolerują wykorzystywanie i ciemiężenie słabszych sąsiadów oraz niszczenie ich środowiska, aby dogadzać sobie”. Wybiegając myślą w przyszłość, wspomniane czasopismo wysnuwa następujący wniosek: „Bez zdrowej struktury organizacyjnej chrześcijaństwo nie może się łudzić, iż kiedykolwiek odzyska taki wpływ na społeczeństwo, jaki miało przed wiekami. W zależności od punktu widzenia można to uznać za coś dobrego lub złego. W każdym razie jest to rzeczywistość, której chrześcijaństwo będzie musiało stawić czoła w nadchodzących latach”. W wyniku opisanego kryzysu zorganizowanych religii, mnóstwo ludzi porzuca tradycyjne kościoły. Ale czy w zamian znajdują coś, co rzeczywiście zaspokaja ich potrzeby? Czy jest to właściwe rozwiązanie?.

    1. No, cóż, myślę, że często nie znajdują. A co do „właściwego rozwiązania” to sama ciągle jeszcze szukam swojej drogi. Będę o tym jeszcze pisała. Pozdrawiam.

    2. W tym co piszesz jest wiele racji. Wydaje mi się jednak, że pominęłaś to, co w chrześcijaństwie jest najważniejsze: osobisty związek człowieka z Bogiem. Bez tego związku, choćby i były nawet najbardziej rozbudowane struktury – nie byłoby chrześcijaństwa. Jeśli ktoś w tym związku trwa – Twoja diagnoza jedynie w niewielkim stopniu może się do niego odnosić.W ewangelii Mateusza (Mt. 7,13-14) możesz przeczytać: „Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują.”Wydaje mi się, że „powszechność” chrześcijaństwa przez wieki dawała fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Ludzie mogli myśleć: skoro jest nas tak wielu i funkcjonujemy z imieniem Bożym na ustach, to musimy mieć rację i Bóg powinien nas akceptować (nawet jeśli w życiu postępujemy niegodziwie i nie liczymy się z Bogiem).Nie martwiłbym się zbytnio, że szeregi „nominalnych” chrześcijan topnieją – ważniejsze jest by ci, którzy „przechodzą przez ciasną bramę i idą wąską drogą” nie zniechęcali się. Wciąż jest nas miliony razy więcej, niż wtedy, gdy Jezus garstce uczniów powierzył głoszenie ewangelii całemu światu.

      1. Masz rację, Rabarbarze – po pierwsze (i najważniejsze!) w „religii” nie chodzi tak bardzo o hierarchię i władzę (choć tak zwykle ją postrzegają ateizujący religioznawcy – bo to jest to, co najlepiej „widać” z zewnątrz), co o osobisty związek człowieka z Bogiem (łaciński źródłosłów „religare” oznacza właśnie łączyć, wiązać ze sobą). A po drugie, jeżeli Jezus mówił, że Jego uczniowie mają być 'solą dla ziemi’ (Mt 5,13), to niekoniecznie znaczy, że tej soli musi być DUŻO. 🙂

  10. Gdyby ludzie naprawdę ufali Bogu i Jego Słowu, częściej korzystali z”kozetki” u Niego – nie potrzebowali by kozetek u psychologów 🙂 Znam wielu, którzy dużo rozmawiają z Bogiem, szukają Jego odpowiedzi, postępują zgodnie z Jego Słowem i zauważam, jak spokojne, zdrowe i pogodne maja życie, nawet mimo chorób i kłopotów. Jezus powiedział: „Dosyć ma dzień trosk swoich”, powiedział również: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a ja wam dam ukojenie.” W pierwszym rzędzie musimy przychodzić do Niego, bo drugi człowiek, choć może dać nam otuchę, pomodlić się z nami, przytulić czy pocieszyć – tak naprawdę na pierwszym miejscu w sercu powinien mieć Boga, który jest źródłem pokoju i radość, a ponadto doskonale odciąża życie od ciężarów, daje siłę i nadzieję 🙂 Pozdrawiam serdecznie.P.S. Zdarza się jednak, że w Bożym planie jest również korzystanie z pomocy terapeuty, tak jak w przypadku operacji modlimy się o mądrość dla lekarzy i powodzenie leczenia.

  11. Gdyby ludzie naprawdę ufali Bogu i Jego Słowu, częściej korzystali z”kozetki” u Niego – nie potrzebowali by kozetek u psychologów 🙂 Znam wielu, którzy dużo rozmawiają z Bogiem, szukają Jego odpowiedzi, postępują zgodnie z Jego Słowem i zauważam, jak spokojne, zdrowe i pogodne maja życie, nawet mimo chorób i kłopotów. Jezus powiedział: „Dosyć ma dzień trosk swoich”, powiedział również: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście utrudzeni i obciążeni, a ja wam dam ukojenie.” W pierwszym rzędzie musimy przychodzić do Niego, bo drugi człowiek, choć może dać nam otuchę, pomodlić się z nami, przytulić czy pocieszyć – tak naprawdę na pierwszym miejscu w sercu powinien mieć Boga, który jest źródłem pokoju i radość, a ponadto doskonale odciąża życie od ciężarów, daje siłę i nadzieję 🙂 Pozdrawiam serdecznie.P.S. Zdarza się jednak, że w Bożym planie jest również korzystanie z pomocy terapeuty, tak jak w przypadku operacji modlimy się o mądrość dla lekarzy i powodzenie leczenia. A co jest naszą największą dolegliwością tak naprawdę? To, że: „zgrzeszyliśmy i brak nam chwały Boże, pobłądziliśmy jak owce we mgle”. Bez Jezusa nie ma szans na zanalezienie właściwej drogi powrotu. 🙂

Skomentuj ~Yellow Hero X Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *