Goniąc cienie…

Często (sobie w-) mawiałam, że zajęcia w stylu „naszej klasy” mnie nie bawią: w końcu o czym można na dłuższą metę rozmawiać z ludźmi, z którymi może i coś nas łączyło, ale… dawno temu?


„Kopę lat!” i „Nic się nie zmieniłeś (aś)!” to raczej marne zadatki na inspirującą konwersację…

Zresztą, tego świata, którego wszyscy szukają w takich miejscach, dawno już nie ma. „Panta rei”, „nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki” – i takie tam… Niedawno wchodząc na strony mojego nazaretańskiego liceum sama się o tym przekonałam.

A jednak… „lubię wracać tam, gdzie byłam już…” – choćby wirtualnie. Szukam w Sieci dawnych przyjaciół i miejsc, w których byłam taka młoda i taka szczęśliwa…kiedy jeszcze wszystko było możliwe…

Ostatnio nachodzi mnie dojmujące pragnienie, żeby wsiąść  w pociąg i pojechać z „niezapowiedzianą wizytą” do jednego z księży, którzy kiedyś byli ważni w moim życiu… Przecież by mnie nie wygonił…

Co się ze mną dzieje? A może to ta nieuchronna samotność i wyobcowanie, na które skazał mnie mój własny wybór? Może chciałabym przed kimś otworzyć serce, żeby zapewnił mnie, tak jak przed laty, że (mimo wszystko) „jestem dobrą dziewczynką”?

I skąd się wziął ten nagły dreszcz, kiedy (po tylu latach poszukiwań!) natrafiłam wreszcie w Sieci na ślad mężczyzny, którego kochałam tak bardzo, że kiedy zostawił mnie samą, omal nie umarłam? Kocham mojego męża i wiem, że jestem przez niego wzajemnie kochana – dlaczego zatem ten ból jest tak świeży, jakby to było wczoraj?

Wolałabym chyba nie czuć, nie pamiętać…

Dlaczego niektórzy ludzie, choć pojawiają się na krótko, naznaczają nasze życie raz na zawsze? Dlaczego tak trudno „zamknąć za sobą drzwi”?

22 odpowiedzi na “Goniąc cienie…”

  1. Znam to uczucie o którym piszesz. Niektóre osoby zostawiają trwały ślad w naszej psychice. A wszystko jest w naszym mózgu właśnie. I zawsze pojawiają się pytania „dalaczego” i niezamknięte drzwi. I chyba tylko szczera rozmowa z tą osoba, która wyzwala w nas te pytania mogłaby nam pomóc. Czy aby jednak pomoże. Nie mam pojęcia. Sama szukam odpowiedzi na te i inne pytania i sama siebie okłamuję, że zamknęłam drzwi, a jednak ciagle otwarte mam okno.Gonię cienie, które są za mną, przede mną i koło mnie. Tak naznaczyły się w moim życiu, że nie potrafię bez tych cieni chyba żyć. I pewnie nie chcę aby ich nie było, bo one przywołują też te dobre chwile, których ciągle powtarzam sobie, że było niewiele i czuję niedostyt, a w rzeczywistości tych „niewiele” to wielka część, która naznaczyła się w tak w moim życiu, że dzięki nim właśnie mam dobre wspomnienia i smak, że warto je było przeżyć. I to jest dylemat i zarazam paradoks. I chyba będę zawsze goniła cienie i uśmiechała się do nich nawet ich nie widząc. Ciagle czekam i wierzę, że kiedyś porozmawiam o tych cieniach z tą właśnie osobą. I chociaż nie wiem czy to cokolwiek ułatwi a nie zaszkodzi czekam.Pozdrawiam Beata

    1. Wiesz, a ja się wciąż zastanawiam, czy gdybym wtedy nie spotkała JARKA, moje życie potoczyłoby się tak samo? Pewnie nie – może byłabym już dziś (nie)szczęśliwą zakonnicą?:) Więc może i to było częścią jakiegoś planu (boję się napisać, że Boskiego…), żeby mnie wytrącić z moich utartych ścieżek? Żebym nie działała tylko „po swojemu”?Spotkanie go to był ten pierwszy przebłysk „szaleństwa” w moim ugrzecznionym i poukładanym życiu, który w konsekwencji (za cenę ogromnego cierpienia) doprowadził mnie w końcu do miejsca, w którym teraz jestem. Często myśląc o nim cytowałam słowa pewnej siedleckiej poetki: „Jesteś jak wiatr/co gdy hula/ nie pieści i nie przytula. Połamie i potarga – i łzy zostawi na wargach.” A jednak to mój P. twierdzi, że prawdziwą wartość w naszym życiu ma jedynie to, za co bylibyśmy gotowi cierpieć…

      1. I zgadzam się z P w zupełności. Właśnie cierpienie nas umacnia i ma wartość lub wówczas ją doceniamy. Ja natomiast Albo nie zastanawiam się czym byłoby moje (też poukładane i spokojne jak się wydawało) życie, gdybym właśnie nie spotkała Jego (po raz kolejny). Pewnie dziś nie miałabym dylematów, nie wiedziałabym czym jest odwieczna tęsknota, nie zadawałabym sobie pytań i nie szukała na nie odpowiedzi. Jednak wiem, że te cienie (jakże trafnie nazwałaś tę notkę), będą dwa kroki przede mną zawsze, ja jednak widząc je jestem szczęśliwa o to co mnie spotkało.

        1. Ja chyba też, Beato, mimo wszystko cieszę się, że spotkało mnie szczęście (tak, jednak szczęście!) przeżycia tamtej wyjątkowej miłości, która w dużym stopniu mnie ukształtowała taką, jaką jestem dzisiaj. Jestem wdzięczna Jarkowi za to, że obudził we mnie moją uśpioną i głęboko przysypaną KOBIECOŚĆ – choć nie mogłam wtedy wiedzieć, że nie robi tego dla siebie, tylko dla innego mężczyzny – i że wiele jeszcze będę musiała przecierpieć, zanim znajdę wreszcie spokojną przystań u boku mego męża…

    1. Masz rację – niektórzy zapisują się w naszej pamięci tak mocno, jakby ktoś wypalił ich tam ogniem – choćby w rzeczywistości byli tylko krótkim „błyskiem.”

  2. Ludzie po prostu bardzo lubią wspominać. Przywołują w ten sposób miłe emocje.. Wiadomo, ze moze nie zawsze wspomnienia są miłe, ale jednak z czasem gorsze chwile sie zacieraja i troche idealizujemy nasze dawne kontakty z ludzmi

    1. Na pewno idealizujemy. Kiedy zobaczyłam po latach JEGO twarz, było mi smutno, że nie jest taka, jaką ją zapamiętałam – oboje byliśmy wtedy tacy młodzi…

  3. Proponuję Ci przejmującą lekturę..i mądrą. „Zatrzymaj się” Wojciecha Eichelbergera. Ta lektura Ci się przyda. Ja w ogóle lubię jego ksiązki.

    1. Dziękuję – wprawdzie z różnych względów nie przepadam za Eichelbergerem, ale jestem też przekonana, że nie należy odrzucać żadnej pożytecznej lektury tylko dlatego, że się nie lubi autora. 🙂

  4. niektóre wspomnienia sami nadmuchujemy do takich rozmiarów, że potem bolą. wszyscy ludzie zostawiaja w nas jakiś slad, tylko rzeczywiście tak jest, że niektórzy wiekszy, milszy, bardziej bolesny, mysle jednak, że sami jestesmy w duzej mierze odpowiedzialni za to, jaki głeboki jest to slad. zwłaszcza ten bolesny. w naturze naszej lezy tez chyba zastanawianie sie, co by było gdyby wtedy stało sie inaczej. ważne, aby nie dac soba zawładnąc temu pragnieniu, bo mozemy dojśc do całkiem niesłusznego wniosku, że nasze zycie jest do bani, a dopiero gdyby to i tamto – to byłoby super. a przeciez tego nie wiemy – to nasza mrzonka, a mogłoby byc zupełnie odwrotnie. pozdrawiam

    1. Naturalnie, Ti – patrząc zupełnie z boku, moja znajomość z tym człowiekiem była zaledwie krótkim okamgnieniem (ale jakże brzemiennym w skutki!:)) – i na pewno moje pragnienia i nadzieje rozdmuchały je do niewiarygodnych rozmiarów. Jest też prawdą, że wcale nie jest pewne, czy „poprawiona wersja” naszego życia rzeczywiście byłaby lepsza od obecnej (choć zawsze nam się tak wydaje:)). Sama niedawno pisałam do kogoś, że 'wolą Bożą’ jest, abyśmy wszyscy osiągnęli szczęście i spełnienie w takim miejscu, w jakim aktualnie jesteśmy. Szatan, przeciwnie, będzie nam wmawiał, że najlepszym rozwiązaniem jest ZMIANA: „Jest Ci źle? Zmień męża/żonę, zmień pracę – a na pewno będzie Ci lepiej!” No, i tak zmieniamy, zmieniamy – czasami bez końca. I nigdy nie jesteśmy szczęśliwi. Napisałam to z głębokim przekonaniem – a teraz sama mam pewne trudności, by się do tego zastosować. No, proszę!:) Ale można spojrzeć na mój problem także bardziej pozytywnie: uważam, że miałam niewiarygodne szczęście mogąc poznać i pokochać jednego z najbardziej niezwykłych ludzi, jakich w życiu spotkałam…Wiesz, on już taki był, że WSZYSCY natychmiast go kochali – właściwie dlaczego miałabym być wyjątkiem?:)

  5. Niekiedy tych cieni wcale nie warto gonić. Ostatnio słyszałam taką własnie opowieść. Kiedyś, dawno dawno temu była para, kochali sie bardzo, on i ona naprawde piękni (do dzisiaj ludzie wspominają jaka to była piękna para), taka miłość z liceum. Miłość trwała pewnie z 5 lat,on był miły, sympatyczny, jak to się kiedyś mówiło z dobrego domu ale na miłości była skaza, on nie wylewał za kołnierz. Ona studiowała w stolicy, on przyjechał do niej pijany i ona z nim zerwała. Po bardzo krótkim czasie on się ożenił, ona to bardzo przeżyła i ….szybko też wyszła za mąż moze nie całkiem z miłości ale chyba bardziej jemu na złość. Nie widzieli się 45 lat, spotkali się na zjeżdzie szkolnym.Widziałam co się z nią działo jak szła na to spotkanie, nerwy, stres, ciekawość. Po powrocie zdała mi relację – on był, podszedł do niej sie przywitac, pierwsze jego słowo było co nieco niecenzuralne (trudno pojąć czy miało znaczyć zachwyt czy rozczarowanie) i co zobaczyła? a no faceta ktorego uroda już była w czasie przeszłym, ubranego byle jak, schamiałego do entej potęgi,rozwodnika plotacego co mu ślina na język przyniesie, oczywiście pod gazem – ot takie byle co że wstyd się przyznać do znajomości. Z jednej strony rozczarowana była bardzo ale z drugiej strony nagle zobaczyła swojego slubnego zupełnie innymi oczami. Zobaczyła że jest inteligentny, rozmowny, przystojny, elegancki i że nie ma złego co by na dobre nie wyszło. Teraz juz mogła spokojnie ten rozdział zamknąć.

    1. Co to za sentymentalny kącik, czy i na ten blog jesień zawitała?Nie zamartwiaj się Albo, to jakie jest teraz Twoje życie jest tym, co Cię mogło najlepszego spotkać, przecież wiesz, że Bóg chce dla nas jak najlepiej. A gdyby nie te wszystkie „przygody” i ci wszyscy ludzie w przeszłości, nie byłabyś przygotowana na teraźniejszość – zgodnie z zasadą „Co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Tak do tego podchodź. Kiedyś też się zastanawiałam, że gdybym miała takie urządzenie, jak w tym filmie MEN IN BLAK-to też wykasowałabym część mojej pamięci, te niemiłe wspomnienia; ale czy teraz byłabym tym kim jestem? Wbrew pozorom uczenie się na własnych błędach daje najlepsze efekty!A co do eks-miłości z dawnych czasów-kiedy widzę każdego z NICH utwierdzam się tylko w przekonaniu, że wybrałam najlepiej!

      1. Masz rację, Moniko, w głębi duszy jestem bardzo sentymentalna – może to ta jesień…:) Ale wiesz, miałam w życiu niewątpliwe szczęście kochać 2 różne typy mężczyzn: niektórzy z nich to były takie „niespokojne duchy” – a inni – spokojni i pełni cierpła domatorzy. Myślę, że sama jestem po trosze jednym i drugim. To tak, jak z ogniem, wiesz? Jarek był (jest!) jak ognisty podmuch, który gdy przeszedł, pozostawił po sobie tylko spaloną ziemię – a P. jest jak…ogień w kominku, w którego cieple mogę się ogrzać. I chociaż czasem brak mi tej „odrobiny szaleństwa”, wiem też, że z takim wolnym ptakiem nie można zbudować 'gniazda’, którego zawsze tak bardzo pragnęłam. Wiatru nie da się zamknąć w puszce… On to RUCH – a ja to pozostanie w miejscu (również ze względu na niepełnosprawność). Podejrzewam, że mimo wszystko nie byłabym z nim szczęśliwa – miłość do kogoś takiego to tylko wieczna tęsknota, bo ciągle się na niego CZEKA (wiem coś o tym, kochałam takich paru :)). On sam zresztą musi chyba wiedzieć, że nie nadaje się do 'normalnego’ związku, skoro się dotąd nie ożenił i pływa gdzieś po morzach i oceanach. Wychodzi więc na to, że DOBRZE wybrałam?:) Na pewno…

        1. Cieszę się, że doceniasz to, co masz, a właściwie kogo przy sobie masz. Ja będąc 9 lat po ślubie wciąż uczę się doceniać, szanować i kochać kogo mam. Wcześniej będąc narzeczoną a nawet kilka lat po ślubie dość lekko podchodziłam do kwestii „szanowania swego życiowego wyboru”, teraz z perspektywy czasu, myślę, że moje małżeństwo brałam jako coś oczywistego, co mi się przytrafiło jak wiele innych zdarzeń w moim życiu. Dopiero od niedawna uczę się doceniać to, co mam i dziękować Bogu za to, co mam. Późno? Ale bez Ciebie by mi się to nie udało. Dziękuję Ci:)

    2. Masz rację, Olu – nie zawsze warto je gonić… Czasem dobrze robi spojrzeć chłodnym okiem na swoją przeszłość – tylko, że ja, niestety, nie zawsze to potrafię. Pewna jestem tylko, że mój mąż wart jest tego, by go doceniać i kochać (coraz bardziej kochać!) ze względu na niego samego, a nie „zamiast” kogoś innego. Żaden żywy człowiek nie wytrzyma konkurencji ze wspomnieniami.

  6. Człowiek jest takim stworzeniem, które lubi wspomnienia – ponieważ, tak jak sama wspomniałaś – lubimy wracać tam, gdzie było miło i przyjemne… czyli w czasie naszego dzieciństwa lub młodości. Ponieważ, tam faktycznie, „wszystko było możliwe”… Myślę, że fascynacja N-K już lekko minęła. Wielu ludzi jest rozczarowanych po tym, kiedy wrócili do wspomnień, do wspólnych spotkań po latach… Niestety, nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, co przed laty. Zmieniliśmy się nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie – nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, co kiedyś. A, szukanie i gonienie za tym, co już nieosiągalne jest błędem…Pozdrawiam… :)) – miło mi było Ciebie gościć w moich skromnych progach i milej będzie, kiedy jeszcze kiedyś tam wrócisz…

Skomentuj ~Iza38K Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *