„I spotkał Jezus dwunastu ziomali – i nazwał ich Apostołami…”

No, proszę: jeszcze całkiem nie przebrzmiały echa tłumaczenia Ewangelii na gwarę góralską (tego, w którym Maria nazywana jest „babą Józefa”:)), a już tu i ówdzie podejmuje się próby przełożenia jej na język młodzieżowy.

Wychowawczyni z warszawskiej świetlicy środowiskowej, Beata Lasota, wraz z wychowankami podjęła się właśnie takiego przekładu Ewangelii wg św. Jana (a właściwie należałoby chyba powiedzieć: Dobrej Czytanki wg św. Zioma Janka:)) oraz Modlitwy Pańskiej, którą tu przytoczę:

„No, i zagadał do nich:- A jak się modlicie, to nawijajcie tak: Nasz Tato, co jesteś w niebie, niech Twoje Imię będzie na maksa uwielbione, niech Twoje Królestwo tu przyjdzie. A na ziemi niech będzie to samo, co zaplanowałeś w Niebie. Odpal nam to, czego dziś potrzebujemy. I daruj nam nasze grzechy, bo my darujemy tym, co nas zranili. Nie daj nam przestać Ci wierzyć i chroń nas od niekorzystnych rzeczy”.

Piękne, prawda?:)

Redakcja miesięcznika „List” w swoim zaproszeniu do internetowej dyskusji na ten temat napisała niedawno: „Każde pokolenie ma obowiązek przekazywania prawdy o Bogu następnemu pokoleniu. Ma obowiązek znalezienia swojego języka, którym tę prawdę przekaże najlepiej.”

Wiem o tym. Wiem również, że Jezus, gdy przemawiał do tłumów, posługiwał się zwykłym, potocznym językiem swoich czasów. Wiem też, że dziś mało kto już wie, co to znaczy „wiejadło” (mój słownik komputerowy podkreśla to słowo na czerwono:)) czy „lemiesz” – że o zwykłym „zaprawdę” już nawet nie wspomnę… Niepodobna również usłyszeć w kościele prostego stwierdzenia, że „Maryja była w ciąży” (w uszach niektórych brzmi to niemal jak bluźnierstwo – powie się więc zawsze i tylko, że była „brzemienna” lub „w stanie błogosławionym”) – a kiedy byłam małą dziewczynką, zachodziłam w głowę, co może oznaczać „owoc żywota Twojego…”

Ale i tak się zastanawiam, gdzie jest granica pomiędzy koniecznym uwspółcześnianiem języka, a zachowaniem starożytnego i (mimo wszystko) uroczystego charakteru tekstu?

Szczęśliwi nasi bracia muzułmanie, do których Koran ponoć zstąpił z nieba od razu w gotowej, nienaruszalnej formie (po arabsku). Oni przynajmniej nie mają takich problemów…

41 odpowiedzi na “„I spotkał Jezus dwunastu ziomali – i nazwał ich Apostołami…””

  1. Ja mam dwie Biblie w tlumaczeniu Wujka wydane przez BRYTYJSKIE I ZAGRANICZNE TOWARZYSTWO BIBLIJNE a wiec mało zniekształcone .Jak przeglądam współczesne wydania to mnie odrzuca ten brak pewnej tajemniczości archaicznego języka . Pozdrawiam .

    1. No, i właśnie w tym sęk, że jednych odrzuca brak uroczystego języka (niektórych, jak lefebrystów, aż do tego stopnia, że chcieliby powrócić do łaciny) – a dla innych właśnie ten „przestarzały” język jest problemem. Tłumacze zaś i bibliści muszą znaleźć jakiś „złoty środek” między tymi skrajnościami. Nie zazdroszczę im tego zadania. A wiesz, dlaczego oglądałam „Pasję”? Przede wszystkim dla wersji językowej – bo to niesamowite usłyszeć język aramejski, którym posługiwał się Jezus… Podobno w Izraelu są wspólnoty zakonne, które odmawiają w tym języku swoje codzienne modlitwy. To piękny symbol łączności z czasami Chrystusa – choć, z drugiej strony, wierzę, że Bóg rozumie wszystkie ludy i języki i że żaden nie jest (jak to kiedyś uważano) dla Niego „zbyt pospolity.” Cieszę się, że mogę do Niego mówić również po polsku – i myślę, że bardzo ważne jest, aby jak najwcześniej nauczyć dziecko, że nie musi się w modlitwie sztywno trzymać gotowych „formułek.” Sądzę, że właśnie taka recytacja wyuczonych wierszyków jest czymś, co odstrasza wielu ludzi od modlitwy, gdy tylko wyrosną z wieku dziecięcego…

      1. Odejście od łaciny uważam za wielki błąd i odwrócenie często zapijaczonych księży twarzami do wiernych. Dzisiaj kaleczenie języka, fałszywy akcent . Po łacinie było to niezauważalne .Sam znalem po łacinie modlitwy (służyłem do mszy przez dwa lata) uczyłem się i mieszkałem w klasztorze w Niepokalanowie.Element wiejski nie potrafi się pozbyć naleciałości. językowych mnie to drażni.Od nauczyciela,przewodnika wymagam perfekcji inaczej jest niewiarygodny.Poruszasz nadające do wyrażenia opinii tematy, O wystarczającej trudności, bardzo mądrze, gratuluję .

        1. Jako żona byłego „nauczyciela i przewodnika” użycie przysłówka „często” wraz z przymiotnikiem „zapijaczony” uważam za pewną przesadę 🙂 – wydaje mi się, że księża statystycznie wcale nie piją częściej, niż np. lekarze (sama dość się nasłuchałam opowieści moich znajomych medyków o tym, jak to się tankuje na studiach…), choć oczywiście zdarzają się i tacy (moim zdaniem winna temu jest samotność – no, i obyczaj, który, zwłaszcza na wsi, nie pozwala księdzu powiedzieć „nie!”). Jeśli chodzi o łacinę, DOBRZE nie znało jej nawet wielu duchownych, że już nawet o wiernych nie wspomnę. Wydaje mi się, że Bogu nie zależy na tym, żebyśmy recytowali „pięknie brzmiące” formułki bez zrozumienia ich. Nie wiem natomiast, co miałeś na myśli, pisząc o „elemencie wiejskim”, bo ja sama jestem ze wsi (podobnie mój mąż – choć obecnie – zdziwisz się, większość młodych księży pochodzi z dużych miast) i nie zauważyłam, byśmy niepoprawnie się wysławiali. 🙂 A co do wymagania perfekcji to muszę Cię zmartwić – chrześcijaństwo jest taką „postawioną na głowie” religią, która każe więcej wymagać od siebie, niż od innych, choćby byli „przewodnikami duchowymi.” Pisałam już o tym w poście pt. „Księża i szamani.” Czytałeś? Dziękuję za komplementy – mam nadzieję, że na nie zasłużyłam…

        2. Piszesz : „Odejście od łaciny uważam za wielki błąd i odwrócenie często zapijaczonych księży twarzami do wiernych. Dzisiaj kaleczenie języka, fałszywy akcent . Po łacinie było to niezauważalne „..najpierw parsknęłam śmiechem a teraz nie wem czy jaja sobie robisz czy piszesz to poważnie. Czyli co ? Lepiej, że księża „zapijaczeni” stali tyłem do „wiernych” ( czyli pijaństwa nie było widać tak ?)i gadali po łacinie i nikt nic w ząb nie rozumiał ? Rozbawiłeś mnie setnie..

          1. Otóż to, Izo – jeśli nawet było to wówczas trudniejsze do zauważenia, to tylko dlatego, że wierni – podobnie, jak ich duszpasterze – często tej łaciny po prostu nie znali. I stąd ten „nastrój tajemniczości”, za którym wiele osób tak dzisiaj tęskni. Nie wydaje mi się jednak, by Ojcom Kościoła zależało na tym, by ten nastrój tworzyć poprzez niezrozumienie. Św. Paweł napisał przecież: „Jeśli będziesz błogosławił w duchu, jakże na twoje błogosławienie odpowie «Amen» ktoś nie wtajemniczony, skoro nie rozumie tego, co ty mówisz? Ty wprawdzie pięknie dzięki czynisz, lecz drugi tym się nie buduje.” (1 Kor 14,16-17)

    2. No to kłamiesz albo nie znasz się, bo Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne nigdy nie wydało katolickiego przekładu Biblii ks. Jakuba Wujka. Sprawdź dokładnie co to za przekład. Może to Biblia Gdańska?

  2. Takie tłumaczenie jest jak kserowanie z kolejnej kopi (na następnej widać, czasem nie, że jest trochę gorsza) aż w końcu nie widać o co chodziło.

    1. Coś w tym jest – zamiast ludziom TŁUMACZYĆ język i uwarunkowania Biblii, próbujemy (czasem na siłę) wszystko UPRASZCZAĆ. Znam ludzi, którzy w dojrzałym wieku nadal „wolą” chodzić na nabożeństwa dla dzieci, bo tylko taki przekaz z grubsza rozumieją. Niektórzy także w modlitwie i rachunku sumienia zatrzymują się na poziomie „Bozi.” I wtedy trudno odpierać zarzuty, że nasza wiara jest, w gruncie rzeczy, bardzo infantylna. Z drugiej jednak strony, znałam również ludzi tak bardzo „dojrzałych w wierze” (i pogardzających pobożnością „prostych bab”), że aż ją…stracili.

  3. „Blokersowski” język Biblii to jakaś totalna paranoja. Przypomina to udawanie „młodzieżowców” przez niektórych ludzi, mocno dojrzałych. Zwykle dla takich udawaczy młodzież nie ma szacunku. Język Biblii powinien być wzorem klasycznej poprawności przekładu i pięknej polszczyzny.

    1. Fakt – gdzieś kiedyś przeczytałam: „Jeśli masz 40 lat, i wydaje Ci się, że mówisz gwarą nastolatków, nie ośmieszaj się – słowa, których używasz, prawdopodobnie nie są już używane.”

  4. Językiem współczesnym można napisać jakąś nową modlitwę, pieśń. Ale autor musi działać w natchnieniu, a to co wyjdzie, musi być mocne i prawdziwe. Czyli mówiąc współcześnie zaj.ebiste. Przeróbki dawnych tekstów lub tłumaczeń, które kiedyś też były pisane w natchnieniu, są tylko żałosnym kiczem, co doskonale zilustrowałaś przykładami.

    1. No, tak – jakoś trudno mi wyobrazić sobie Jezusa, który rapuje Kazanie na Górze, wołając co chwila „yoł!yoł!” (zamiast: „zaprawdę”:))

    1. No, tak – ale, z drugiej strony, dla współczesnego człowieka tak samo „śmieszny” (a co najmniej niezrozumiały) może być np. język Szekspira. Sama byłam rozczarowana „uwspółcześnioną” wersją „Romea i Julii” z Leonardem DiCaprio (gdzie Romeo miał być 'zwykłym chłopakiem z przedmieść’) gdy postaci we współczesnych rolach zaczęły nagle do mnie przemawiać z ekranu „archaiczną” polszczyzną XIX-wiecznego przekładu Józefa Paszkowskiego z koszmarnymi, „angielskimi” wtrętami. Jeśli już w tym filmie przeniesiono całą historię w nasze czasy, należało również użyć nowego tłumaczenia Stanisława Barańczaka. Wyobrażasz sobie gangstera, który mówi: „azaliż”?:)

  5. Dokładnie to samo miałam z owocem żywota :)) A idea mi się podoba. A oryginały i tak chyba zostaną, więc nie sądzę, żeby to się miało zatracić tak zupełnie…

    1. Idea to jedno, ale sposób jej realizacji to zupełnie inna sprawa. 🙂 Można sobie przecież wyobrazić przekład Pisma Świętego na przykład na gwarę więzienną – ale czy to znaczy, że Jezus i Jego uczniowie naprawdę wyrażaliby się w ten sposób? A swoją drogą, przypominało mi się jeszcze, jak jeden z zaprzyjaźnionych księży opowiadał mi, że najzabawniejszy film, jaki w życiu widział, to jakaś adaptacja Ewangelii po niemiecku, w której Apostołowie mówili do Jezusa: „Jawohl, Master!” 🙂

  6. Mnie w przeciwieństwie do niektórych uderza coś zupełnie innego – czemu uważa się, że młodzież „nie kuma” języka innego niż „ziomal”? Choć sam przekaz ewangeliczny nie jest dla mnie jakąś świętością, o tyle osobiście nie widzę sensu tłumaczenia np. „Ojcze nasz” (ciekaw jestem jakby wyglądał „Hymn o miłości”) na slang młodzieżowy. Nie jestem temu przeciwny, ani zgorszony, ale jak dla mnie to robienie z młodzieży jakiejś mało inteligentnej grupy społecznej, która potrzebuje specjalnej wymowy, żeby zrozumieć proste skądinąd przesłanie…Tak się zastanawiam – ilu ludzi, którzy są „przeciwni” (czyli święcie oburzeni) tłumaczeniem na ten język młodzieżowy, czy czytają Biblię w oryginale: po grecku albo łacinie, albo po hebrajsku. Wszak tłumaczenie też nie jest doskonałe w języku narodowym 😉 Generalnie moje zdanie jest takie: nie mam nic przeciwko, jeśli to komuś ma w czymkolwiek pomóc to jestem „za”, ale osobiście rozumiem te teksty bez „slangowych” zwrotów 😉 pozdrawiam

    1. Przyznam Ci się, że mnie niektóre zwroty z tej „wersji poprawionej” nawet się podobają, jak np. ten o przebaczeniu ludziom, którzy nas zranili – albo prośba, byśmy nie przestali ufać Bogu (zwrot o „wodzeniu na pokuszenie” może niektórym podsunąć myśl, że Bóg to ktoś w rodzaju złośliwego Staruszka – albo agenta CBA 😉 – który się tylko stara przyłapać biednego wierzącego na jakimś „gorącym uczynku”, do którego sam go wcześniej sprowokował…). Czasami jednak stopień niezrozumienia „kościelnego” języka w naszym podobno „katolickim” narodzie (a co za tym idzie, pogłębiająca się przepaść pomiędzy „owieczkami” a ich „pasterzami”) jest wręcz groteskowo śmieszny. Nie raz zdarzało mi się słyszeć opinie, że np. Trójca Święta to Jezus, Maryja i Józef – a w idei „niepokalanego poczęcia” chodzi o to, że Jezus został poczęty bez tego „wstrętnego seksu.” Gdzieś też kiedyś znalazłam ciekawą myśl, że być może dla szczególnie zatwardziałych grzeszników piekło będzie polegało na wieczystym czytaniu listów pasterskich naszych biskupów… Sądzę jednak, że dobry Pan Bóg nie zezwoliłby czartom na takie nieopisane okrucieństwo…;)

      1. Kościelna „nowomowa” to osobna sprawa, a nadęty język listów pasterskich urzędowy do bólu, jest tego dobitnym przykładem. Gdy się tego słucha, to człowiek od razu jest stawiany do pionu i poznaje czym jest „urząd nauczycielski”. Przyznam się, że nigdy nie byłem w stanie wysłuchać do końca tego, co prawił episkopat w swym kolejnym liście. Jak to ma być ich przepis na nową ewangelizację, to daj Boże zdrowie….

        1. Obawiam się, Marku, że to jest ich JEDYNY sposób na ewangelizację (biskup siedlecki, który organizował otwarte dla wszystkich katechezy, o których już tu wielokrotnie wspominałam, jest na tym tle chlubnym wyjątkiem), niestety. Wbrew pozorom sądzę, że to się ściśle wiąże z tematem postu – tym razem bowiem chciałam z Wami porozmawiać o (szeroko rozumianym) JĘZYKU, jakim posługujemy się mówiąc o Bogu i…do Boga. Kiedy byłam jeszcze poszukującą swojej wiary nastolatką, przyjaciółka podarowała mi książkę pewnej młodej Niemki, protestantki. I nigdy nie zapomnę pierwszych zdań: „Również moi rodzice modlili się ze mną, gdy byłam dzieckiem. Przyszedł jednak dzień, kiedy musiałam zacząć robić to sama. Pozostałam więc przy swego rodzaju recytacji wierszy, ponieważ nikt mi nigdy nie powiedział, w jaki sposób mogłabym inaczej zwracać się do Boga. W końcu zarzuciłam swoje dziecięce modlitwy i często nie modliłam się wcale – nie myślałam bowiem tak, jak mówiłam, kłamać zaś nie chciałam…” Nie wydaje Ci się, że jest to problem, który ma wielu, bardzo wielu ludzi?

  7. Język starożytny różni się od nowożytnego. Nie wiem czy da się go oddać w formie współczesnej. Najważniejsze aby znaleźli się nauczyciele – przewodnicy. Mądrzy i z olbrzymim sercem, którzy rozumieją o co Jezusowi chodziło. Tylko, że takich jak na lekarstwo. Najczęsciej wszystko w NT bierze się dosłownie a tak chyba nie można.. Jeżeli „Jezus kościołowy ” nie dociera do młodzieży, nudzi ją forma przekazu to jak najbardziej jestem za aby ideę Jezusa przekazać nawet w nowomowie. Gdy nadejdzie czas „Oświecenia ” słowa już nie będą potrzebne.

    1. Masz rację, Izo – chociaż według mnie inną, równie niebezpieczną skrajnością jest nie traktowanie absolutnie NICZEGO w Ewangelii dosłownie – wówczas Jezusa historycznego, Jezusa z krwi i kości, zamieniamy w enigmatycznego „prawdziwego ducha Jezusa”, który z pewnością zaakceptowałby z entuzjazmem absolutnie WSZYSTKO, cokolwiek przyjdzie nam do głowy (przykład absurdalny: 'skoro Jezus kochał zwierzęta, to znaczy, że nie miałby również nic przeciwko zoofilii’:)). Pamiętasz tę „młodzieżową” wersję Dekalogu, którą kiedyś już tutaj omawialiśmy? „Kradnij, jeśli musisz…lub kiedy tylko masz masz okazję…” Ps. Wczoraj w „Trybunie” przeczytałam, że w niektórych szkołach już 70% uczniów nie chodzi na religię. „Wygląda na to – stwierdził redaktor – że laicyzacja Polski dokona się przez lenistwo. Radość nasza byłaby jednak większa, gdyby jednocześnie uczniowie wykazywali większe zainteresowanie lekcjami etyki. Ale nie. Ich z tej tematyki nie interesuje zupełnie nic.” Więc chyba nie za bardzo jest się z czego cieszyć?

  8. Gdy przeczytałam fragment Biblii przekształcony na język młodzieżowy (czyli mój w sumie), to mi się na śmiech zebrało. Takie coś można sobie poczytać, ale nie traktować tego poważnie, bo wg mnie oryginał Pisma Świętego jest najważniejszy. Nowy post na codzienna-egzystencja:) Zapraszam:)

    1. Dziękuję, zajrzę – a jeśli chodzi o ten tekst, to myślę, że dla niektórych może być pomocny w zrozumieniu, „o co w tym wszystkim chodzi?” – ale na pewno nie powinien zastępować tekstu oficjalnego…

  9. Bardzo dobry sposób aby o wierze mówić do młodzieży, oczywiście zawsze musi pozostać ten tekst bardziej uroczysty, ale w ten sposób pokazujemy że wiara to nie jest coś tam w Piśmie Świętym napisane dziwnym językiem ale coś co nas dotyczy na codzień.Na naszych rekolekcjach powołaniowych też staram się dostosować do dziewczyn żeby to nie był jakiś sztywny wykład.Pozdrawiam sedecznie

    1. No, właśnie, siostro – chodzi o to, żeby Słowo Boże pozostało dla nas zawsze „żywe”, bo inaczej będzie tylko czcigodnym „zabytkiem”, czymś w rodzaju lektury szkolnej (lektura to jak wiadomo, taka książka, którą wszyscy MUSZĄ przeczytać, chociaż tak naprawdę nikomu się NIE CHCE…:)), jakąś dziwną i strasznie odległą historią z gatunku „dawno i nieprawda.” Pozdrawiam bardzo serdecznie.

  10. Pozwól, że zacytuję „Madagaskar”: „dosyć to głupie”. zamieniając tekst Biblii na slang młodzieżowy udowadniamy młodym, że nie potrzeba się wysilac, zawsze znajda sie tacy, którzy wysilą się za nich. grupka popracuje, reszta pójdzie na łatwiznę. jak, nie przymierzając, z lekturami w szkole, które zna się w wiekszości z opracowań. nie sądzę, żeby Jezus chciał, żeby ci, którzy nazywaja się jego nasladowcami „odsuwali od siebie ten kielich goryczy”. a poczytac trochę, pomyslec, ruszyć szarą komórką! P.S.Zapraszam na swojego bloga w wolnej chwili http://poszukujac-drogi.blog.onet.pl/ pozdrawiam

    1. Masz nieco racji – być chrześcijaninem to na pewno nie znaczy „iść na łatwiznę” ale obawiam się, że u NIEKTÓRYCH ludzi niezrozumiały język może stworzyć mur nie do przebicia, przekonanie, że Jezus to był taki nawiedzony gość, co dawno temu ganiał pieszo w luźnej sukience, mówił jakieś dziwne rzeczy i w końcu zginął – a wszystko to razem nie ma absolutnie żadnego związku z nimi i ich życiem…A na bloga zajrzę w wolnej (;)) chwili.

  11. Nie oburzam się na takie tłumaczenia; podejrzewam jednak, że większą radochę sprawiają one tym, którzy tłumaczą, niż tym, do których są one adresowane. Z drugiej strony nie przeraża mnie również archaiczność języka używanego w oficjalnych tłumaczeniach (nie widzę powodu, by zasób słów używanych w tłumaczeniach, ograniczać do zasobu słów, jakim posługuje się współczesna ulica). Za to to, co mnie poraża, to ciągle jeszcze barokowy język typowych kazań – w kazaniach oczekiwałbym współczesnego, prostego języka. Takiego, w którym każde słowo coś znaczy.

    1. Masz rację, Leszku – czasami nawet ten język ma za zadanie ukryć kompletną pustkę w głowie i w sercu kaznodziei, i fakt, że tak naprawdę NIE WIERZY on już w to, co mówi. To nie tylko (coraz powszechniejszy) problem kazań ściągniętych z Internetu (i jak potem taki ksiądz ma tłumaczyć uczniom, że grzechem jest plagiatowanie czyjeś pracy? Woli się ograniczyć do „standardowych” ostrzeżeń na temat VI Przykazania i chodzenia do kościoła…), ale także tego, że wielu księży popadło w rutynę i ma w zanadrzu cały arsenał „pobożnych banałów” w rodzaju: „drodzy bracia i siostry, powinniśmy zawsze ufać Jezusowi, który za nas umarł i zmartwychwstał” z których można szybko złożyć kazanie na dowolny temat, tylko że…zupełnie pozbawione treści. Czasami można odnieść wrażenie, że nie tylko ludzie w kościele chcą „odsiedzieć swoje” i wyjść, ale i księżom zupełnie nie zależy na tym, żeby to, co mówią, kogoś poruszyło albo chociaż…oburzyło. Chesterton w swojej klasycznej powieści „Kula i krzyż” przekonująco udowodnił, że największym wrogiem wiary nie jest wcale „wojujący ateizm” tylko totalna obojętność. Bo ateistom przynajmniej jeszcze się CHCE. Jest to zresztą zupełnie zgodne z biblijnym: „Obyś był zimny albo gorący!”

        1. No, cóż, może to dlatego, że zbyt dużo już w życiu słyszałam podobnych homilii? Ale wiesz, ks. Pawlukiewicz słusznie kiedyś napisał, że nigdy tak naprawdę nie wiadomo, co do kogo trafi. W jednej ze swoich książek podawał przykład pewnego starszego kapłana, który został zaproszony do wygłoszenia kazania w jakiejś parafii, no i mówił z pasją o…aborcji, o ludziach, którzy mają ręce unurzane po łokcie we krwi niewiniątek, i tak dalej. Słuchający tego z zakrystii księża już wyobrażali sobie ten grad wymówek, jaki na nich spadnie po mszy z powodu tak „naturalistycznego” ujęcia tematu. Tymczasem po Eucharystii przyszedł tylko pewien pan, który powiedział, że już dawno nie słyszał równie dobrego kazania…

  12. Jezus byl zonaty i mial dzieci.W tamtych czasach prawo zydowskie zabranialo przebywania doroslemu mezczyznie w stanie wolnym.Prawo zabranialo tez by kawaler podawal wino na weselu.Jezus byl mezem Marii Magdaleny i to na swoim weselu podawal wino.KK uczynil z Marii Magdaleny prostytutke by w ten sposob zatrzec slady prawdy.Dpoiero pozniej ksztaltujacy sie KK oglosil Jezusa swietym.Natomiast wszystkie wzory kultu KK zaczerpnal z Egiptu.Sciagniety z Egiptu obelisk stoi w samym centrum Pl.Sw.Piotra w Rzymie.

  13. Jak prymitywny jest język współczesnej młodzieży,Proste, płaskie skojarzenia jak u ludzi prymitywnych.Ten młodzieżowy „szpan”,mam nadzieje kiedyś się wykruszy i nie będzie ewoluował do oficjalnego języka ciemnogrodu

  14. Wszyscy piszący na tym forum jesteście jacyś pokręceni. łacina ma wrócic do koscioła? upośledzeni jesteście?? żałosne.. sorry ale już nigdy nie wejde na tego bloga.

    1. No, cóż, widocznie nie przeczytałeś WSZYSTKICH komentarzy. A na tym „pokręconym forum” mamy zasadę, że szanujemy RÓŻNE przekonania. Twoje również.

Skomentuj ~Leszek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *