Trzy smutne opowieści.

Mam wrażenie, że ludzie będący świadkami jakiegoś dramatycznego wydarzenia dzielą się zasadniczo na dwie grupy: takich, którzy mają to wszystko w nosie i wolą się nie wyrywać z pomocą, żeby tylko uniknąć późniejszych „kłopotów” – albo na takich którzy może i chcieliby pomóc, ale ostatecznie nie pomagają, ponieważ „nie wiedzą, jak”. 

I tylko dlatego właśnie w Polsce aż tyle osób umiera na oczach innych ludzi. Wszyscy myślą:”To nie moja sprawa, niech ktoś inny się tym zajmie!” A przecież w większości przypadków nawet nieudolna próba pomocy jest lepsza od jej braku…

Miałam przyjaciółkę (która później została siostrą kalkutanką), która z goryczą mówiła o tym, jak ludzie w Warszawie omijali leżącego na ulicy młodego chłopaka jakby był padliną… Inna moja koleżanka była jedyną osobą wśród tłumu gapiów, która próbowała zastosować zasady pierwszej pomocy podczas wypadku komunikacyjnego… 

Nie da się ukryć, że strach jest wielką siłą – większość z nas wręcz paraliżuje – i różnej maści chuligani świetnie to wykorzystują.

W pewnym „mniejszym mieście” przez wiele miesięcy grasowała banda gimnazjalistów, 13-15-letnich wyrostków, którzy specjalizowali się w okradaniu swoich ofiar z drobnych, cennych przedmiotów, takich jak np. komórki.
Łatwo powiedzieć, że były to „tylko dzieci” – jednak atakowały „kupą” – i któż by się z nimi kłócił? Rzecz trwała do momentu, aż pewien starszy pan, chyba były policjant czy wojskowy, odważył się ostro im postawić. Uciekli jak psy z podkulonymi ogonami…
Myślę więc, że zawsze warto reagować – nawet narażając się na najgorsze konsekwencje (jak tamten dzielny, warszawski policjant). Bezkarność rozzuchwala.
***
Toczące się właśnie Zimowe Igrzyska moim zdaniem jasno pokazują, że podstawową zasadą współczesnego sportu jest „the show must go on!” Choć według mnie szlachetna idea de Coubertina umarła najpóźniej wówczas gdy nie przerwano olimpiady w 1972 r. w Monachium nawet po zamachu terrorystycznym, w którym zginęli izraelscy sportowcy. A kto wie, może nawet już wówczas, gdy przyznano organizację igrzysk (zimowych i letnich, jak to wówczas było w zwyczaju) III Rzeszy Hitlera – (czymże jest wobec tego wszystkiego tragiczna śmierć „jednego gruzińskiego saneczkarza”)?:(
Teraz pogrąża się jedynie w coraz większym „cieniu” – uczcijmy ją minutą ciszy…
Publiczność jest żądna coraz bardziej wyśrubowanych wyników, więc budujemy coraz szybsze tory, coraz bardziej strome trasy i coraz większe skocznie narciarskie… A możliwość, że ktoś czasem na nich zginie, staje się powoli zwykłym „czynnikiem ryzyka” wkalkulowanym w sport wyczynowy.
Z drugiej jednak strony muszę przyznać, że nie wiem, co MKOL powinien robić w podobnych okolicznościach… Tragiczna śmierć jednego sportowca nie powinna przecież (chyba) przekreślać szansy na występ wszystkim, którzy przygotowywali się doń przez całe lata. Trudne to wszystko…
 

32 odpowiedzi na “Trzy smutne opowieści.”

  1. Pozwoli Pani,że posłużę się łacińskimi sentencjami:”qui ne risque rien,n’a rien -z fr.kto nie ryzykuje ,ten nic nie ma. quis,quid,ubi,quibus auxiliis,cur,quomodo,quando? – kto,co,gdzie,kiedy ,jakimi środkami,dlaczego,jak,kiedy? qui tacet,consentire videtur -kto milczy ,ten zdaje się zezwalać. Właśnie te słowa nieodrodnie odzwierciedlają ducha naszych czasów.Również Biblia przewidziała takie czasy(2 Tymoteusza 3:1-5).Pozdrawiam.

    1. Trudno przerywać wielką i kosztowną imprezę sportową z powodu nieszczęśliwego wypadku, który zawsze może się zdarzyć, wszak coraz częściej mamy do czynienia ze sportem ekstremalnym i wypadki nawet śmiertelne, są nieuniknione. Można się na to wszystko zżymać, ale czy tak naprawdę jest jakieś inne rozwiązanie ? Sport już dawno przestał służyć zdrowiu, jego wyczynowe uprawianie grozi smiercią bądź trwałym kalectwem a poza tym jest to wielki biznes medialny. Takie czasy, mocium panie, takie czasy …

      1. No, właśnie, Marku – coraz częściej mam wrażenie, że nacisk na „wyczyn” i wymogi mediów zmieniają sport w bardzo niekorzystnych kierunkach. To stąd bierze się doping (coraz powszechniejszy nawet w dłużej „czystym” sporcie niepełnosprawnych) i, niestety, poważne zagrożenia dla zdrowia i życia zawodników. Kiedy patrzy się na tych wszystkich młodych „rencistów sportowych”, naprawdę trudno uwierzyć że (taki) „sport to zdrowie.” Machina medialna ich przemiele i wyrzuci…

      1. Rozdzielilas ludzi na tych, ktorzy sa obojetni i na tych, ktorzy chcieliby pomoc, ale tego nie robia. natomiast sa ludzie, ktorzy pomagaja z checia (chociazby jakiesc starszej osobie przejsc przez ulice, albo podniesc kogos z ziemi) pytajac lub nie.

        1. Zgoda, ale nie zauważyłaś w tym zdaniu znaczącego wyrażenia – „ludzie ZASADNICZO dzielą się na…” Nie pisałam zaś o tych, którzy bezinteresownie niosą pomoc (nawiasem mówiąc, uważam, że ZAWSZE lepiej zapytać – czasami niechciana pomoc też jest gorsza od jej braku:)) bo post dotyczy – ogólnie rzecz biorąc – różnych sytuacji kiedy stajemy się „widzami” jakiegoś wydarzenia.

          1. Nie zauwazylam, ale tak to zabrzmialo – rozdzielilas ludzi na dwie kategorie…

  2. a ja mam poczucie,że organizatorzy imprezy zachowali się najlepiej jak mogli, nie było prostackiego show must go on. Były proste, ale ważne gesty. Łatwo coś krytykować z ciepłej loży:), nie chcę dodawać szyderców:)czy lepiej/etyczniej byłby „eksploatować” śmierć człowieka w postaci zerwania ważnego wydarzenia, rozrywania szat i celebrowania żałoby?nie wspominając o kosztach, zobowiązaniach i marzeniach/ambicjach tylu różnych ludzi – które towarzyszą takiej imprezie

    1. „Nie lubię kibica, bo ma dziwny rys charakteru: nie rozumie, dlaczego ty nie jesteś kibicem i stara się rozmawiać z tobą tak jakbyś nim był” (Umberto Eco), przecież to oni nakręcają i utrzymują cały ten biznes!!!Pozdrawiam

      1. Tak, Art… W takim razie sportowcy to rodzaj współczesnych „gladiatorów” którzy narażają się ku uciesze widowni – ale ten post był również o sytuacjach, w których my wszyscy stajemy się biernymi „kibicami.” Ostatnio słuchałam wykładu ks. Piotra Pawlukiewicza, który opowiadał, że w Warszawie był pijaczek, który miał dziwny zwyczaj przychodzenia na cudze śluby. Mało tego, że potwornie cuchnął (to jeszcze nie byłby powód do wyrzucenia go z Domu Bożego) to jeszcze zachowywał się wulgarnie i agresywnie. Powtarzało się to przez wiele tygodni, aż wreszcie bracia którejś z kolei panny młodej odważyli się zareagować. Opowiadał także o przypadku, jak pewna niezrównoważona kobieta próbowała wytrwać mu z ręki konsekrowaną Hostię. Cały kościół ludzi zamarł w oczekiwaniu – poradzi sobie ksiądz, czy nie poradzi?

    2. No, cóż, zapewne macie rację – uznałam, że jest to temat do rozmowy, bo sama mam dziwnie mieszane uczucia. Ps. Czy Ty masz jakiegoś maila? Chciałabym się z Tobą czymś podzielić…jeśli starczy mi odwagi…

  3. Zupełnie się nie zgadzam z krytyką olimpiady. Tragiczne wypadki są wszędzie – czy ktoś by się zastanawiał nad sensem porzucenia budowy z powodu np. śmiertelnego wypadku robotnika? Praca sportowców polega na występowaniu w zawodach. Sport, jak wszystkie inne dziedziny życia nie jest wolny od „ciemnej strony” – stąd dopingi, afery itp, ale nie powinna ona przesłaniać całej reszty. Czym jest dla zawodników występ na olimpiadzie możemy zobaczyć na przykładzie Słowenki Petry Majdic, która biegła z połamanymi żebrami – przecież nie dlatego, że „show must go on”… A ja, owszem, kibicuję 🙂

    1. A jednak, Barbaro, głosy krytyczne wobec organizatorów pochodzą TAKŻE od samych zawodników, którzy już wcześniej zgłaszali kłopoty z tym torem. Sam Adam Małysz stwierdził w ostrych słowach, że sportowcy nie mają odpowiednio długiego czasu na zapoznanie się z obiektami. A Słoweńcy rozważają złożenie zażalenia w imieniu Petry Majdić – nie wszystko zatem było tak, jak powinno. Niemniej te krytyczne uwagi nie powstrzymują mnie od kibicowania.:)

      1. Racja, uchybienia były. Protest Słoweńców zapewne ma dotyczyć braku zabezpieczenia zakrętu… Co do toru saneczkowego – to skoro ktoś uważał, że ma mało czasu na zapoznanie się z nim – mógł przecież się wycofać. Podobnie było z trasą zjazdu pań- niektórzy narzekali, niektórzy się cieszyli że treningów nie było, upadków było mnóstwo… ale skoro ktoś się decyduje na sport, w którym na własnych nogach pędzi się 120 km/h… musi się liczyć z niebezpieczeństwem. Mamy też zupełnie inny przypadek – właśnie skoki, gdzie (cytując) „przez tego wariata Ammana” został mocno obniżony rozbieg – nie ma więc znowu takiej presji rekordów. W dodatku owszem, tory coraz szybsze ale i sprzęt (zabezpieczenia) coraz lepsze – czy ktoś sobie dziś wyobraża skoczka w takiej czapeczce jak nosił Fortuna?

  4. Myslę, że sam ten saneczkarz chciałby, żeby zawody trwały nadal. przecież jest to coś, czemu on poswięcił, dosłownie i w przenośni, życie. pozdrawiam.

  5. Ale mnie tu długo nie było… Ja odniosę się go Igrzysk Olimpijskich. Mną wręcz wstrząsnęła historia tego saneczkarza, który uległ śmiertelnemu wypadkowi. Jak ludzie mogli dopuścić do takiej tragedii, skoro podobne zdarzały się wcześniej?! W tym przypadku nie sprawdza się nawet powiedzenie, że uczymy się na błędach. (codzienna-egzystencja)

    1. No, cóż – to zabrzmi jak truizm, ale sądzę, że historia nauczyła nas głównie tego, że ludzie nigdy niczego nie uczą się z historii (nawet z historii własnego życia). Gdyby było inaczej, nie popełnialibyśmy ciągle tych samych błędów i grzechów…

      1. Jednak to nie ludzie kierują własnymi krokami.Kierują nimi wyższe pobudki.Najczęściej fundamentem jest pieniądz,po nim zaś wszystko inne.Nikt nie może powiedzieć,że większość ludzi upatruje we wszystkim,co robi korzyści materialnych.Bezinteresowność – nie jest trendy.Trendy ,to sława ,kariera,bogactwo,bezwiedna nowoczesność.To musi człowiek mieć,nawet gdyby to miało się odbyć kosztem drugiego.Sport szczególnie włączył się w tą niezdrową sytuację i wymagania w nim sięgają zenitu.

        1. Napisałaś: „Jednak to nie ludzie kierują własnymi krokami.Kierują nimi wyższe pobudki.Najczęściej fundamentem jest pieniądz, po nim zaś wszystko inne”. I ten pieniądz to ma byc ta wyższa pobudka?

          1. Dość frapujące prawda?Jednak dla bardzo wielu osób -właśnie to są wyższe pobudki.Pieniądz jest bogiem! Dla mnie rzecz jasna wyższe pobudki – to Królestwo Boże.Myślę,że nie jest trudno to zrozumieć,bo zbyt mocno się rzuca w oczy i uszy,że pieniądze są celem, do którego ludzie zmierzają najczęściej(Na pierwszym miejscu).

          2. Zważywszy na to,kto lub co może się kryć za tym,co ma wpływ na nasze pobudki.Jest to temat do głębszej analizy.

  6. Przepraszam, że się tak uczepiłam sportu 🙂 Może dlatego, że pamiętam jeszcze swoje szczeniackie „wyczyny”… Tylko niezrozumiałe szczęście uchroniło mnie nieraz przed rozbiciem łba 🙂 I zupełnie mnie nie razi grono „szaleńców” uprawiających nie tylko olimpijskie, ale również bardziej ekstremalne sporty. W końcu ci ludzie znajdują dobre ujście dla swojej energii – a jeśli ryzykują to tylko własnymi „łbami”. A może dlatego, że myślę, iż lepiej byłoby żeby nawet więcej młodzików ścigało się na niebezpiecznych torach saneczkowych, rajdowych, żużlowych, żeby zjeżdżali na nartach lub rowerach koszmarnie trudnymi trasami górskimi, albo obijało sobie twarze na ringach bokserskich – zamiast szukać „adrenaliny” tak, jak piraci drogowi lub jak ci chuligani, którzy terroryzują osiedla lub ten, który zadźgał policjanta… 🙁

    1. Wiesz, Barbaro, też mi się zawsze wydawało, że lepiej, by ludzie wyładowywali agresję na arenie sportowej, niż poza nią. Dlaczego np. nie zainteresować naszych młodocianych chuliganów zimowymi dyscyplinami sportowymi (tym bardziej, że wyniki w nich mamy raczej marne) – takimi jak snowboard czy hokej? Miałam znajomego księdza, który zanim został kapłanem, był piłkarzem III ligi – i w parafii gdzie pracował, zorganizował drużynę złożoną z blokersów…

      1. Świetny pomysł 🙂 bo młodzieńcza agresja bierze się chyba najczęściej w myśl powiedzenia „to wszystko z nudów, wysoki sądzie…” 😉

  7. Tu chodzi o igrzyska, a igrzyska jak wiadomo opierają się na śmierci gladiatorów. Im więcej krwi tym lepiej. Najważniejsze w tym wszystkim, że wszystko odbywa się legalnie i kwituje się jednym słowem: wypadek. Przecież na tym torze saneczkowym wystarczyło tor zabezpieczyć osłoną. Takie filary musiały spowodować w tym miejscu śmierć. Trasy narciarskie też fatalne. Może się na tej jednej śmierci nie skończyć. Obym nie wykrakał.

  8. Pierwszy raz w tylu punktach się nie zgadzam:1.Kto podejmuje akcje ratunkową ten (w myśl naszego prawa) odpowiada za jej rezultaty. Podobnie jest z przekroczeniem obrony koniecznej. To nie ludzie ale ustawodawca jest winny. Za „słusznych” czasów, każdego wyrywającego się z tłumu (biernych) karano i to zostało do dzisiaj.2.Dla mnie kontynuowanie olimpiady w 72′ roku było zwycięstwem nad terroryzmem, które w prosty sposób chciało zastraszyć i paraliżować resztę świata.3.Sama przyznałaś, ze nie wiesz co należy uczynić w przypadku tragicznej śmierci zawodnika ale to co zrobiono, Ciebie (i na pewno nie tylko) nie zadowala. Przypuszczam, że nie ma i nie będzie dobrego rozwiązania a co za tym idzie część będzie wszcząśnięta.

    1. No, cóż, Tadeuszu – prawo stanowione przez ludzi ZAWSZE można zmienić. A w tym przypadku chyba nawet NALEŻY.

        1. Ale złe prawo nie może być dla nikogo żadnym usprawiedliwieniem…:) To sumienie powinno nam podpowiadać, jak postąpić w sytuacji „ekstremalnej.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *