Odwracanie pojęć…

Całkiem niewykluczone, że to niezbicie dowodzi tego, że się starzeję – ale naprawdę coraz częściej dochodzę do wniosku, że rzeczy, które dawniej były powodem do wstydu, dziś stają się powodem do DUMY – i odwrotnie…

Weźmy np. taką wielodzietność – w zamierzchłych czasach był to powód do radości, widomy znak Bożego błogosławieństwa, a przynajmniej nadziei na przyszłość. Dziś natomiast coraz częściej mówi się już nie o rodzinach „posiadających” liczne potomstwo ale o OBCIĄŻONYCH licznym potomstwem. Dostrzegacie tę subtelną różnicę?:)

Rodzicielstwo, a już zwłaszcza ciąża i macierzyństwo , to dziś coraz częściej obciążenie, koszmar, niemalże choroba, siejąca w delikatnym organizmie kobiety nieodwracalne spustoszenia. To zupełnie przeciwnie, niż aborcja, której wpływ na kobiece zdrowie i samopoczucie według niektórych środowisk ma być wręcz dobroczynny…:) Hmmm…Zaiste, ciekawe odwrócenie pojęć…

Niedawno też jedna z tych „wyzwolonych” osób (która zapewne nie ma dzieci) na pewnym forum porównała karmienie piersią w miejscu publicznym do…oddawania moczu na środku ulicy. Z całym szacunkiem dla subiektywnych wstrętów tej pani… Wydaje mi się, że to mniej więcej tak, jakby powiedzieć, że pocałunek dwojga kochających się ludzi to coś takiego, jak wymiotowanie sobie nawzajem do ust…a chrześcijanie, spożywający komunię świętą są zwykłymi kanibalami…:)

A ja myślę, że mimo wszystko ta cała kobiecość nie jest aż tak „straszna” jak się niekiedy wydaje – zależy, jak na to spojrzeć… I nawet nasza „cykliczność” wydaje mi się piękna oraz przemyślana i nigdy nie chciałabym jej odrzucić – dzięki temu przecież  bardziej niż mężczyźni jesteśmy związane z cyklami natury, z całym Kosmosem – z przypływami i odpływami mórz, z porami roku i fazami Księżyca…Czyż to nie jest PIĘKNE? I czy mężczyźni naprawdę mają w życiu lepiej, łatwiej i przyjemniej? NIE MAM POJĘCIA. Mnie tam jest dobrze z tym, kim jestem. A wiadomo, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma… 🙂 Jeśli kiedykolwiek będę miała córkę, powiem jej: córeczko, kobiecość jest OK – i męskość jest OK! 


***


Muszę się Wam przyznać, że ZAWSZE lekko drętwieję ze strachu, kiedy przychodzi do nas pani z opieki społecznej – i obawiam się, że po wejściu w życie tej nowej ustawy chroniącej dzieci trochę „na sposób szwedzki” będę się bała jeszcze troszkę bardziej…

Bo a nuż ta pani dojdzie do wniosku, że przebywanie pod opieką mamy z porażeniem mózgowym „może zagrażać życiu i zdrowiu” mojego dziecka? A nuż życzliwi sąsiedzi doniosą, gdzie trzeba (wszystko, oczywiście, tylko z troski…), że nie ze wszystkim radzę sobie zupełnie sama (a z niektórymi rzeczami ZUPEŁNIE sama sobie nie radzę:))?

A może niechby się tak opieka społeczna zajęła losem dzieci NAPRAWDĘ potrzebujących pomocy – bo jakoś, dziwnym trafem, w tych rzeczywiście drastycznych przypadkach zawsze słyszymy od pracowników socjalnych i pedagogów „nie mamy sobie nic do zarzucenia, nie mieliśmy żadnych niepokojących sygnałów”. W takich wypadkach wszyscy stają się dziwnie ślepi i głusi  – i to zarówno tu, w Polsce, jak i wszędzie indziej na świecie…

Czy teraz naprawdę jakaś pani urzędniczka, która widuje nas raz do roku, będzie mogła oceniać, jaką jestem matką?I od kiedy to dzieci stanowią „własność znacjonalizowaną”?;)

 

    


Proszę wskazać różnicę między tymi dwoma obrazkami…;)



54 odpowiedzi na “Odwracanie pojęć…”

  1. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet. Dziś Twoje święto. Niech Bóg błogosławi Ciebie i Twoje kobiece usposobienie oraz daje Ci siłę na walkę z przeciwnościami losu.Uśmiechaj się i nie przestawaj wierzyć.Różnica między obrazkami?Od lewej: wypada pokazywać publicznie i nie wypada pokazywać publicznie.

    1. Dziękuję pięknie za głębokie życzenia (w filmie „Seksmisja” jest co najmniej jedno genialne zdanie: „Nie warto być kobietą w świecie, w którym nie ma mężczyzn!). A różnica celnie wskazana!:)

  2. Kobiety całkiem niesłusznie wstydzą się swojej kobiecości. Jeszcze dużo czasu minie nim kobiety zrozumieją i zaakceptują swoją naturę (ja w to szleńczo nadal wierzę). Zaś co do zdjęć to różnica między nimi jest tak oczywista, że nawet jej podkreślać nie trzeba. Chociaż niestety właśnie częściej w mieście i to nie koniecznie wieczorem można zobaczyć ten drugi jakże 'malowniczy’ obraz… Najczęściej pod jakimś sklepem. Oczywiście na koniec: wszystkiego co najlepsze w dniu kobiet 😉

    1. Nooo… przepraszam, ja tam się nie wstydzę tego, że jestem płci żeńskiej… i nie znam żadnej dziewczyny, która by się wstydziła :):):):) Co najwyżej wstydzimy się jakichś swoich słabości – ale któż ich nie ma 😉 Wy Panowie – również :):):)

    2. I wzajemnie. 🙂 Co do tego wstydu, to masz rację – pięknie to ujęła Jo Croissant w książce „Kobieta – kapłaństwo serca.”: „Pierwszą przeszkodą, którą należy usunąć na drodze do tej wymarzonej równości jest właśnie macierzyństwo. Niepodobna walczyć wspólnie z mężczyznami, gdy się oczekuje dziecka.” Stąd wyraźna w naszych czasach deprecjacja „stanu odmiennego” – kobieta w ciąży jest: brzydka, gruba, niedołężna, zdeformowana, sama sobie winna, etc., etc. A jeśli wychowuje dzieci, to zapewne tylko dlatego, że na niczym innym się nie zna, a jej horyzonty myślowe nie sięgają powyżej stosu pieluch…:( Wydaje mi się, że największymi „feministami” byli w tym kontekście pierwotni myśliwi, którzy rzeźbili piękne figurki ciężarnych kobiet i MODLILI SIĘ do nich.:) Kobieta, która nosi dziecko, to nie „słabość” – to moc niedostępna mężczyźnie. Do tego stopnia, że niektóre plemiona sądziły, że mężczyźni (jako ludzie) nie mają z tym cudem natury nic wspólnego, a kobiety obcują z siłami nadprzyrodzonymi – i w ten sposób dają życie. Przecież i Biblia mówi, że pramatka Ewa, gdy wydała na świat syna, powiedziała: „Otrzymałam mężczyznę od Pana” a nie: „od Adama”. W innych zaś plemionach ta męska zazdrość przybiera bardziej groteskowe formy, jak „rytuał kuwady” – kiedy to kobieta niemal natychmiast po porodzie wracała do pracy, zaś mężczyzna kładł się na posłaniu, przyjmując hołdy i gratulacje.:) „Na szczęście mężczyźni szukający udziału w doświadczeniu ciąży i porodu posiadają również inne motywacje. Wśród społeczności żyjących w Papui i Nowej Gwinei, w Afryce i Oceanii, ale także u Basków, Indian i dawnych Celtów mężczyzna kładł się, by wspólnie z partnerką przeżywać poród, chcąc tym samym wyrazić swój szacunek dla jej trudu rodzenia oraz ofiarować wsparcie tak jej jak i dziecku. W niektórych społecznościach funkcjonowało przekonanie, że krzyczący i jęczący mężczyzna odgrywając akt porodu, ściąga na siebie uwagę złych duchów, które bez jego pomocy mogłyby zagrozić kobiecie i dziecku. Motywacją „rodzącego” ojca bywała chęć osobistego „przywołania” swego potomka i udzielenia mu pomocy w przyjściu na świat. W tym celu odprawiając rytuał kuwady mężczyzna śpiewał i modlił się. Na dawnym Śląsku, gdzie w niektórych rejonach istniał zwyczaj obecności męża przy porodzie, zadaniem partnera była przede wszystkim pomoc rodzącej kobiecie. Robił to nie tylko trzymając żonę za rękę i ocierając jej pot z czoła. Swoją obecnością udzielał jej przede wszystkim wsparcia psychicznego, deklarując zrozumienie dla jej cierpienia i współuczestnictwo w jej wysiłku.” (Cyt. za: kobiecosc.pl)

      1. Nie mogę się zgodzić:1. Kto mógłby oczekiwać od ciężarnej aby „szła walczyć”? Czy od mężczyzny np. ze złamaną nogą też oczekuje się aby walczył?2. Kobieta w ciąży NIE jest:”brzydka, gruba, niedołężna, zdeformowana, sama sobie winna, etc., etc.” Takie myślenie już minęło (choć chyba było powszechne „za komuny”). Dziś kobiety nawet chętnie podkreślają swój „brzuszek” :)3. Dzisiejszy ojcowie coraz częściej uczestniczą w porodzie (tu też czasy komunistyczne dawno już minęły)4. ” Kobieta, która nosi dziecko (…) to mocniedostępna mężczyźnie”. Ale przecież teraz wszyscy dobrze wiemy, że bez mężczyzny nie mogłaby nosić tego dziecka – moc „stworzenia” jest więc tak samo ojca jak i matki :)A z którego roku jest cytowana przez Ciebie książka?

        1. Ciekawa jestem, czy na wczorajszej „manifie” była choć jedna kobieta w ciąży… 🙂 Widzisz, kiedy się oczekuje dziecka, trudno dotrzymać kroku „siostrzycom” walczącym w pierwszym szeregu 🙂 – a że myślenie, o którym pisałam, niestety NIE należy jeszcze do przeszłości, to można co dzień usłyszeć w mediach (dziś też na Onecie było coś o pracodawcy, który ubliżał ciężarnej pracownicy), usłyszeć w tramwajach („rozkłada taka nogi, a potem siadać chce!”), czytać na blogach (kobieta w ciąży przedstawiana jest na nich często jako istota godna politowania – to pod wpływem lektury takich tekstów nasunął mi się komentarz, który Cię zbulwersował:))…Ps. Ciąża jest stanem NATURALNYM, a złamanie nogi nie…;)

          1. Myślę, że na manifie były też kobiety w ciąży. Ja nie chodzę na manifę z powodów poglądowych – bo nie podzielam tych skrajnych postulatów feministycznych. Jednak, gdyby były marsze w sprawach, z którymi się zgadzam – poszłabym nawet „z brzuszkiem” – bo w ciąży robiłam wiele rzeczy trudniejszych niż spacerek z flagą 😉

          2. Z przestarzałym myśleniem można się zetknąć oczywiście, ale trendy są inne :)Sama miałam ciekawy przypadek w tramwaju (jechałam na wizytę do lekarza) – pani w więcej niż średnim wieku „zawisła” nade mną i chociaż z tyłu były miejsca wolne a obok siedziała grupka chłopaków-nastolatków, ode mnie domagała się ustąpienia miejsca… No i co? Kulturalnie zapytałam się ową panią czy coś się w prawie zmieniło i czy kobieta w 8 miesiącu ciąży już nie może usiąść w tramwaju… I po sprawie 🙂 A babinka też znalazła sobie miejsce wcale nie gorsze 🙂 Gdyby faktycznie nie miała gdzie usiąść pewnie bym ustąpiła, bo chora się nie czułam… ale może coś komuś w głowie przejaśniało po takiej scence :):):) Można również dodać, że noga w gipsie, a nawet zupełny brak nogi nie gwarantuje kulturalnego potraktowania przez współpasażerów – wina więc nie leży w bzdurnych uprzedzeniach do ciężarnych ale w ogólnej znieczulicy 🙂

  3. Ja dziś słyszałam piękne słowa w telewizyjnym galimatiasie z okazji dnia kobiet: „za dużo w tym wszystkim walki między kobietami i mężczyznami, za dużo dzielenia – a za mało CZŁOWIECZEŃSTWA”…No właśnie – za mało człowieczeństwa… bo nie wiem jak mam rozumieć te słowa Grzeszczyka? Bo niby jak? Nawet na bezludnej wyspie nie przestałabym być kobietą, bo to jest zdeterminowane biologicznie, a nie przez „obecność mężczyzny”… Jakoś czuję się troszeczkę zażenowana podejrzeniami, iż „nie jestem sobą” ;)Z innej beczki – ta osoba, która się zbulwersowała publicznym karmieniem – ciekawe czy tak samo oburza się opalaniem w stroju topless – w końcu i w jednym i w drugim chodzi o piersi 😉 Porównanie z oddawaniem moczu, chyba zbyt brutalne… ale i siusianie jest przecież nieodłączną częścią egzystencji (chyba lepiej, żeby np. pasażer autobusu poprosił o postój i „oddał mocz choćby na środku drogi” niż dorobił się chorób pęcherza i nerek…). Skoro czymś PIĘKNYM nazywasz menstruację, to tak samo piękne mogą być i inne biologiczne funkcje organizmu. Ja w tym natomiast widzę po prostu zwyczajną rzecz, która ani pięknem ani też przekleństwem nie jest. Takie przerzucanie się argumentami „kto ma lepiej” przez kobiety i mężczyzn chyba prowadzi donikąd… Czy to jest rzeczywiście tak istotne czy się kuca czy stoi i które partie ciała wypada ogolić?Ustawą się nie ma co przejmować – pewnie i tak utknie gdzieś w urzędniczej machinie i nic z tego nie będzie – oprócz dymu w oczy w przedwyborczym wyścigu…Aby się znowu durne społeczeństwo zastanawiało nad „pierdółkami” i nie patrzyło na brudne rączki tych, co to „przy korycie” i odejść od niego nie zamierzają 🙂

    1. Różnica między obrazkami: Po lewej: czynność konieczna i nieodzowna z punku widzenia biologii – natomiast zupełnie nieznana ustawodawcom i projektantom przestrzeni publicznej (feministki mają rację – kobiety do polityki!!!!!). Po prawej: czynność również konieczna, dla której przewidziano miejsce w przestrzeni publicznej, ale z uwagi na nieuświadomienie niektórych warstw społecznych albo zwykłe lenistwo – miejsca owe pozostają zupełnie nieznane lub zaniedbane. Tu zaś kółko się zamyka, gdyż korzystanie z miejsc zaniedbanych poważnie zagraża zdrowiu i życiu użytkowników :)Na marginesie: kiedyś byłam ze znajomymi w nadmorskim miasteczku już za niemiecką granicą. Kolega spytał się ze zdumieniem: „dlaczego tu są DWIE toalety męskie, a tylko JEDNA damska?” No właśnie dlaczego? U nas przy damskiej stoją kolejki, a męska, nawet jeśli jest, świeci pustkami. Tu i tam panowie piją więcej piwka… To gdzie chodzą potem NASI???????

    2. Wiesz, ten cytat z Grzeszczyka (który, jak zwykle, miał nieco podrażnić komórki mózgowe:)) JA odebrałam tylko jako stwierdzenie, że „męskość” i „Kobiecość” to nie są rzeczywistości „rozłączne” – przeciwnie, że dopełniają się nawzajem. Na bezludnej wyspie… Gdyby Ci nikt wcześniej NIE POWIEDZIAŁ, że jesteś kobietą, prawdopodobnie NIE WIEDZIAŁABYŚ, że nią jesteś. 🙂 Rozpoznanie naszej własnej tożsamości zawsze odbywa się przez zetknięcie z „innym” i „podobnym” do nas – na takiej zasadzie np. dziecko odkrywa, że jest podobne do rodziców (a dziecko wychowane wśród psów sądzi, że jest psem – i nie obudzi się w nim SAMOISTNIE żadna ludzka świadomość). Kiedyś oglądałam wstrząsający dokument o chłopcu głuchoniewidomym od urodzenia. Było to zupełnie „dzikie” dziecko (podobnie jak Helen Keller, nim zaczęto ją uczyć), dopóki nie uświadomiono mu, że jest człowiekiem – oraz że na świecie żyje wiele podobnych istot, jak on sam. Egzegeci zauważyli, że nawet w Biblii słowo „mężczyzna” występuje po raz pierwszy dopiero przy stworzeniu Ewy. Wniosek: gdyby nie było kobiet, mężczyźni nie wiedzieliby, kim są. I odwrotnie.

      1. Ech… masz dużo racji… gdyby jednak nie było którejś z płci… bylibyśmy już chyba INNYM GATUNKIEM (są przecież gatunki dzieworodne lub obojnacze) i takie rozważania są bardziej teoretyczne niż badanie natury czarnych dziur w kosmosie. Na tej bezludnej wyspie też musiałabym się jakoś znaleźć – chyba już jako człowiek na tyle „dosrosły” aby wiedzieć jakiej płci jest 🙂 Jako małe nieświadome dziecko nie miałabym szans zgłębiać istoty płci, nawet nie ze względu na brak materiału porównawczego – tylko na banalny fakt, że zapewne stałabym się wtedy menu jakiegoś drapieżnika 😉

        1. Parafrazując słowa Grzeszczyka powiedziałabym raczej: kobieta bez mężczyzny jest sobą, ale tylko z mężczyzną jest KOBIETĄ 😉

          1. Masz rację, tak chyba lepiej – ale wydawało mi się, że on to właśnie miał na myśli. 🙂

        2. No, a co powiesz o tym szwedzkim chłopczyku/dziewczynce, któremu (której) jej/jego ultranowocześni rodzice odmawiają jakichkolwiek informacji o jej/jego płci? (Pisałam już tu kiedyś o tym). Czy to dziecko ma szansę samodzielnie odkryć swoją tożsamość? Żyć w takim „bezpłciowym” środowisku to chyba prawie tak, jak na bezludnej wyspie… Zresztą nawet, by się zachowywać w sposób inny niż oczekiwany dla danej płci – czyli wychodzić poza stereotypy, czyli być w pełni…sobą – należy najpierw wiedzieć, jakie te oczekiwania są. Prawda?:)

          1. Przypadek tego szwedzkiego dziecka odbieram jako dziwny eksperyment… Tylko, że nie wiem do końca o co chodzi – czy temu dziecku odmawiają informacji o płciach, czy tylko społeczeństwu odmawiają informacji o płci dziecka? Bo jeśli ma być ten pierwszy wariant – sami raczej powinni ukrywać swoja płeć – jako mamy i taty… I czy mają określony wiek dziecka – kiedy ma ono samo powiedzieć kim jest? Jeśli dziecko będzie widziało różnice w otoczeniu – to i stereotypy też zobaczy… Tak czy inaczej jest to EKSPERYMENT.

          2. Z tego, co mówili ci rodzice, to nie tylko odmawiają OTOCZENIU informacji o jego płci, ale także sami zwracają się do niego w „neutralnej” formie (żeby, broń Boże, nie pomyślało, że jest chłopcem czy dziewczynką, bo to, rzekomo, „ogranicza i zniewala”). Moim zdaniem takie eksperymenty na własnym dziecku powinny być zabronione, bo przecież nie wiadomo, jak to sztucznie neutralne wychowanie wpłynie na niego.na nią w przyszłości… To jakby w imię „obrony przed złym światem” zamknąć dziecko w dźwiękoszczelnym pokoju – czy to nie jakaś forma maltretowania? A co się tyczy wieku uświadomienia – deklarują, że będą chronić dziecko przed „wciskaniem w ramy płci” (jak to nazywają) tak długo, jak się da… Nie przeczę, że istnieją ludzie, którzy „nie mieszczą się” w 'schemacie dwubiegunowym’ (o nich już także pisałam) – niemniej doprowadzanie SZTUCZNIE do takiej sytuacji wydaje mi się niebezpieczne a nawet okrutne. Człowiek ma prawo WIEDZIEĆ kim jest – co później z tą wiedzą zrobi, to już inna rzecz.

          3. Owszem, też myślę, że taki eksperyment niczym dobrym nie jest i nie powinniśmy tego naśladować… jednak czy tylko tak skrajna postawa może być traktowana jako „eksperymentowanie” na własnym dziecku… Wielu ludzi „eksperymentuje” równie okrutnie próbując „na siłę” urobić pianistę, sportowca… także urobić idealną kobietę lub idealnego mężczyznę… Nie wiadomo co gorsze… we wszystkich tych przypadkach ludzie zapominają, że nie tylko dziecko jest winne szacunek do swoich rodziców – ale oni też powinni SZANOWAĆ dziecko jako odrębną istotę ludzką…Z tożsamości płciowej zrobiło się jakiś niebotyczny problem, a książki typu „mężczyźni z marsa, kobiety z wenus” podsycają całą paranoję… że „inne” zaraz ma znaczyć „lepsze” lub „gorsze”. Widząc kota mówimy „KOT” nie zaglądając mu „pod ogon” i nie szukając cech płciowych… Szkoda, że sami nie pamiętamy po prostu, że najpierw jesteśmy LUDŹMI a potem dopiero samcem lub samicą… 🙁

  4. hmm..a te fotki,to z domowego zbiorku?…mi tam się podobają oba te zdjęcia…można mieć przyjemność i z karmienia dziecka,i z sikania 😉 ..i obie sprawy są naturalne i ciału niezbędne..tyle,że sikać będziemy do końca życia..a karmić mogą jedynie kobiety..i jedynie matki 😉 – i jakoś nigdy nie miałam problemu z tym,że karmię na czyichś oczach…nie siadam z dzieckiem na środku ulicy,zawsze można pierś zasłonić pieluszką przed wścibskimi…i ważniejsze dla mnie,żeby dzieciak zjadł na czas..niż czyjekolwiek odczucia estetyczne na ten widok 😉

    1. Nieee, tam… Z Internetu!:) Nie jesteśmy ekshibicjonistami i chronimy naszą prywatność – ale cieszę się, że Ci się podobają…:)

  5. Trochę tu widzę skakanie ze skrajności w skrajność – niby ironiczne kontrastowanie „niezdrowej” wielodzietności i „zdrowej” aborcji (ciekawam jakie środowiska uznają aborcję za dobrą dla zdrowia. Może to te paskudy-feministki?), a bardziej widoczna jest gorycz. A może po prostu silę się na pseudoanalizę. A te obrazki na końcu mnie ubawiły. Dziecko ssące matkę nie robi na mnie wrażenia, ani mnie nie rozczula, za to siurek jest zabawny. Osobiście wolałabym nie oglądać karmiących matek np. w restauracjach. Trudno mi uwierzyć, że łazi taka babeczka cały Boży dzień z dzieckiem uwieszonym ramienia i nie było żadnej możliwości, żeby spokojnie nakarmić go w domu. Ostatnio widziałam pewną panią (zastanawiam się do dziś czy nie była lekko upośledzona umysłowo), która nieestetycznie wywaliła cyca przy stoliku, a dziecko… zastawiła jakimś ręcznikiem. Karmiła je pod tym kocykiem jak zwierzątko. Oczywiście, że mogłam się nie patrzeć i starałam się tego nie robić, ale siedziała centralnie naprzeciwko mnie i ciężko było nie potknąć się wzrokiem. Oburzone matki mogą się na mnie rzucić i atakować, że nieprawda, że to piękne, naturalne itp. ale dla mnie to nie jest piękne i tyle. Choćby nie wiem jak mi wmawiać. Pozdrawiam.

    1. O rzekomo „DOBROCZYNNYCH” skutkach aborcji możesz sobie poczytać np. na federa.org.pl. 🙂 One tam polemizują z poglądem, że istnieje coś takiego jak syndrom poaborcyjny – i udowadniają, że skądże znowu – skrobanka nie tylko nie szkodzi, ale wręcz pomaga… Daruj, ale (’z dwojga złego”) wolę oglądać karmiącą publicznie kobietę niż sikającego mężczyznę – dla mnie to JEST naturalne. Dlaczego kobieta, która karmi dziecko piersią ma siedzieć w domu (zwłaszcza, kiedy dziecko jest jeszcze małe – i tak jak to miał w zwyczaju mój syn – je co chwila?) – bo „sama sobie winna”?! Wyjściem salomonowym byłoby tu wyznaczenie miejsc wydzielonych do karmienia (na wzór toalet) jeśli już kogoś to tak strasznie gorszy i obrzydza…

      1. A mnie się wydaje, że jeśli nawet są osoby, które popadają w podobne skrajności twierdząc, że „aborcja jest dobroczynna”, to nie należy przez podobny pryzmat oceniać wszystkich feministek… Osobiście nie rozumiem jakie może być uzasadnienie podobnej postawy… absurd… aborcja może być jedynie „mniejszym złem” (np. gdy utrzymanie ciąży oznaczałoby wyrok śmierci dla matki). Napisałaś kiedyś, że istnieją organizacje „pro life”, które zamierzają podkładać bomby… to jest zupełna analogia do tych skrajnych feministek – tyle tylko, że po przeciwnym biegunie. A chyba bardzo niesprawiedliwe i krzywdzące byłoby mówić: „obrońcy życia to paskudni mordercy i terroryści”, prawda?

        1. Dziękuję Ci Barbaro za ten wpis. Tak łatwo nam naklejać etykietki..a tak trudno zobaczyć człowieka. Ja akurat jestem wdzięczna feministkom. Za całokształt. Wiem, że naszym prababkom musiało być ciężko. Teraz gdy tylko chcemy możemy być kim chcemy, uczyć się, dyskutować. Są oczywiście mężczyźni pokroju Terlikowskiego, Janeckiego dla których kobieta to podgatunek. (na marginesie pamiętam uwłaczającą wypowiedź Janeckiego o prof. Janion, że ona nie jest żadnym autorytetem bo nie jest publikowana na Zachodzie – wyobrażacie sobie taki rzucony tekst do faceta? albo obelgi rzucane pod adresem Gretkowskiej przez Terlikowskiego?)Co do wielodzietności. Z autopsji wiem (dopiero teraz), że najlepszy dla dzieci jest model – jedno dziecko na jednego rodzica. Ja tego nie zastosowałam i ze smutkiem widzę, że moje średnie dziecko miało za mało kontaktu z rodzicami. W rodzinach wielodzietnych jest jeszcze gorzej. Dzieko to nie zwierzątko, które trzeba oprać i nakarmić. Ono jeszcze potrzebuje energii .No i jestem za tym aby wydzielać miejsca dla karmiących matek. Z obserwacji wiem, że wiele kobiet po prostu się krępuje karmić publicznie lub wielu mężczyzn jest tym aktem skrępowanych. Jeśli ktoś nie ma z tym problemu to mnie nie przeszkadza widok karmiącej matki(sama to przeszłam trzykrotnie). Publiczne oddawanie moczu tak jak i niesprzątanie kup po swoich psach uważam za zwykłe chamstwo.

          1. Izo, myślę, że nieco uwłaczasz rodzinom wielodzietnym, porównując je do hodowców zwierząt(ek). 🙂 Ale może to tylko moje mylne wrażenie?:) Sama znałam wiele fantastycznych rodzin z trójką, czwórką, a nawet większą liczbą dzieci, które były nie tylko „zadbane”, ale i bardzo, bardzo kochane. Myślę, że istnieje krzywdzący stereotyp takich rodzin – tymczasem „patologiczna” może być równie dobrze rodzina z jednym dzieckiem, jak i z pięciorgiem. Prawda? Sama mam dwóch braci i wcale nie uważam, żeby nas było „za dużo” – zawsze chciałam mieć jeszcze siostrę, niestety, po narodzinach mego młodszego brata moi rodzice nie mogli mieć już więcej dzieci. Jeśli chodzi o feministki, to sądzę, że z tymi sprawami, o których piszesz, WSPÓŁCZESNE feministki nie mają wiele wspólnego. Zyskawszy podstawowe prawa (zresztą również dzięki inicjatywie wielu rozumnych MĘŻCZYZN), należało się zatrzymać w marszu w stronę „świetlanej przyszłości” i pomyśleć, co dalej. Obawiam się jednak, że tego nie zrobiono i teraz NIEKTÓRE NURTY feministyczne się wyradzają. Ostatnio głośno było o dziewczynie, którą zwolniono z pracy bo była w ciąży („No, cóż – mogła się zabezpieczyć, durna idiotka. Kariera albo pieluchy!”). I TO jest moim zdaniem PRAWDZIWY problem dyskryminacji, a nie to, że nie można dokonać „wyzwalającego zabiegu” w każdej budce za rogiem. 🙂 Kobiety nie mogą być kobietami – bo spotka je za to „kara”. Podobnie zresztą mężczyźni nie mogą być (coraz częściej) mężczyznami… Jeśli chodzi o Terlikowskiego, w wielu kwestiach się z nim nie zgadzam (ale to nie sztuka, Izo, być tolerancyjną wobec SWOICH WŁASNYCH poglądów:)), uważam, że często zbyt mocno podkreśla różnice między kobietami i mężczyznami – ale nie zauważyłam, żeby ubliżał WSZYSTKIM kobietom czy (tym bardziej) uważał je za „podgatunek”. Możliwe, że czytam nie te książki i słucham nie tych wywiadów, co trzeba.

          2. Ps. Gwoli sprawiedliwości muszę tu jednak dodać coś, co powiedziała nam nasza pani od pdż-tu (wspólnie z mężem, jedynakiem, zdecydowali się ŚWIADOMIE na ośmioro dzieci) – „pamiętajcie, by mieć tylko tyle dzieci, ile będziecie w stanie naprawdę obdarzyć MIŁOŚCIĄ, także emocjonalnie. Bo ja sama widzę, że np. nasz najmłodszy syn wymaga dużo więcej uwagi i czułości niż pozostali – i nie jestem pewna, czy potrafimy dać mu tyle z siebie, ile on akurat potrzebuje.” I myślę, że się z tym zgodzisz. 🙂

          3. Albo! Nikomu nie miałam zamiaru uwłaczać. Piszę z własnego doświadczenia. To zresztą nie jest tylko moja obserwacja ale i np. mojej mamy z rodziny naprawdę wielodzietnej. Moja mama jako „środkowa” miała deficyt uczuć. Ma 71 lat i w końcu sobie to uświadomiła jak również to, jak to wpłynęło na jej relacje z ludźmi. Ja natomiast obserwuję swoje środkowe dziecko i niestety też widzę, że miało deficyt naszej uwagi i to już widać. Tego się niestety nie nadrobi.PS. Naprawdę uważam, że w straszne skrajności wpadasz. Kodeks pracy chroni ciężarne kobiety natomiast nie chroni po urlopie macierzyńskim ( ja to zaznałam na własnej skórze). I to najczęściej faceci wywalają młode matki z roboty. Ja osobiście byłam w szoku gdy podległa mi pracownica ukrywała przede mną ciążę. Gdy się dowiedziałam było mi przykro. Chroniłam ją do rozwiązania. Niestety po macierzyńskim kadrowiec (facet) nie przedłużył z nią umowy. I to był dramat. Nie gniewaj się ale odnoszę wrażenie, ze Ty z założenia nie lubisz feministek.

          4. Nie wiem, czy „z założenia” nie lubię feministek (choć przyznaję, że jako historyczka podchodzę do wszelkich „izmów” czyli IDEOLOGII z dużym dystansem – sądzę, że (W DZISIEJSZYCH CZASACH) nie trzeba być koniecznie „feministką” i jako taka się deklarować, aby być mądrą, wykształconą, świadomą siebie oraz SZCZĘŚLIWĄ kobietą) – być może po prostu – spośród tych zdeklarowanych – nie spotkałam dotąd takiej, która wzbudzałaby moją sympatię. Po prawdzie, to im chyba nawet nie za bardzo na tym zależy… Wiesz, zastanawiałam się też nad hasłem tegorocznej manify:”Solidarne w kryzysie.” Solidarność to piękna rzecz (i cieszę się, że obok „etatowych feministek” w tegorocznym marszu było też widać np. pielęgniarki…), ale sama idea „solidarności jajników” nigdy jakoś nie była mi bliska. Kazimiera Szczuka i Anna Sobecka biologicznie rzecz ujmując są KOBIETAMI – z którą więc z nich mam się „solidaryzować”?:) Bo, szczerze mówiąc, daleko mi do poglądów zarówno jednej, jak i drugiej…

        2. Niestety, Barbaro, i takie opinie się spotyka. To wszystko to taki sam stereotyp, jak i to, że wielodzietność to z zasady patologia i krzywda dla dzieci (większość naszych rodziców i dziadków pochodziła z rodzin wielodzietnych i dziwnym trafem wyrosła na przyzwoitych ludzi – natomiast wśród „wychuchanych jedynaków” – z tych, co to „mają wszystko” – oczywiście wszystko to, co można dostać za pieniądze…- coraz więcej jest patologii). Niemniej, zwłaszcza odkąd McDoris zwróciła mi uwagę, że ja również (tak, jak wszyscy inni ludzie) myślę stereotypami – staram się tego unikać. I zauważ, że TYM RAZEM nie pisałam już o wszystkich feministkach, tylko o pewnej ich grupie, szczególnie znanej i głośnej (czyż Federacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny nie jest taką grupą?). Jak widać, nawet ja się czegoś uczę…:)

          1. Wiesz… czasami oglądam sobie telewizję (wolę czytać, ale czytać się nie da robiąc jednocześnie coś w kuchni, sprzątając albo naprawiając następną zabawkę rozłożoną na czynniki pierwsze) i tematy feministyczne pojawiają się dość często. Może jednak włączam jakąś dziwną (choć popularną) „stację”, bo najczęściej słyszę poglądy bardzo umiarkowane: tacierzyńskie, utrzymanie kompromisowej obowiązującej ustawy antyaborcyjnej, więcej przedszkoli, pomoc matek dla innych matek. Nie spotkałam się ze stwierdzeniem, że wielodzietność=patologia, choć pojawia się nieraz temat rodzin z problemem alkoholowym… Taką „nawiedzoną” działaczkę postulującą szeroki dostęp do aborcji widziałam tylko RAZ i w dodatku sromotnie przegrywała w dyskusji. Paradoksalnie, często wyciąganiem tych czarnych owiec na światło dzienne (co szeroko rozpowszechnia ich sposób myślenia) zajmują się właśnie media katolickie (podobnie jak poseł Wierzejski, który dosłownie KAŻDY temat potrafił sprowadzić do problemu homoseksualizmu).Znów nieco „przeginaniem w drugą stronę” jest ocenianie jedynaków jako „wychuchanych”. Ja jestem jedynaczką, w mojej szerszej rodzinie trójka dzieciaków to już „stado”, nie wiem czy z wyboru, czy geny takie… ale do patologii na szczęście wszystkim daleko 😉

          2. Aha… jeszcze jedna sprawa – współczesne feministki walczą też o to, co nazywasz sednem problemu, czyli o wyrównanie szans na rynku pracy. Temu mają służyć choćby „firmowe” przedszkola, urlopy dla ojców, dopłaty do niań, konkursy na firmę przyjazną matkom… są takie projekty i inicjatywy… niestety sprawy te wymagają drogi malutkich kroczków, powolnej zmiany w społecznym odbiorze… nie są SPEKTAKULARNE i MEDIALNE. A sprawa aborcji albo hasło „lesbijka na prezydenta” może narobić szumu szybko i skutecznie. Hasła takie są potrzebne tym, którzy chcą wypromować nie tyle ideały co SWOJĄ WŁASNĄ OSOBĘ. I dlatego ja na manify nie chodzę…

          3. Wiem, że istnieje sporo różnych nurtów feministycznych, niemniej macierzyństwo (ogólnie rzecz biorąc) nie jest „medialne” w ogóle – i stąd akcje typu „mama w pracy może więcej” lub „macierzyństwo to moja kariera” (tę ostatnią zresztą „robią” konserwatystki, które próbują zerwać ze stereotypem kobiety wychowującej dzieci jako zaniedbanego garkotłuka, który robi to, co robi, bo po prostu do niczego innego się nie nadaje – i, zdaniem prof. Środy, „żadnego szacunku u dzieci nie posiada”.;) Co ciekawe, w społeczeństwie funkcjonuje również podobny stereotyp rolnika oraz…nauczyciela. Selekcja negatywna, po prostu.:)) – mają mniejszą szansę przebicia się do świadomości społecznej, niż głośne i krzykliwe manify… Bawiło mnie trochę, gdy pani redaktor TVN24 próbowała bezskutecznie dowiedzieć się od Hanny Bakuły, jaki KONKRETNIE kobiecy problem udało się rozwiązać przez 11 lat demonstracji. A już jej stwierdzenia typu: „ach, ci mężczyźni nie mają pojęcia, jakie jesteśmy biedne, że musimy rodzić i wychowywać dzieci!” uświadomiły mi, że również osoby o poglądach (mówiąc umownie) feministycznych stale powielają tylko własne stereotypy. Niechby ona to spróbowała powiedzieć mojemu P. (że ON nie ma pojęcia, itd. – pojęcia to raczej nie mam JA:)). No, tak – ale dla tej pani: jeśli KOBIETA wstaje w nocy do dziecka, to heroicznie się „poświęca” – a jeśli to samo robi MĘŻCZYZNA – to „ŁASKAWIE wstanie w nocy do dziecka.”:) Pisząc o jedynakach znowu miałam na myśli JEDNĄ KONKRETNĄ GRUPĘ – tych, co to „muszą mieć wszystko”. 🙂 („Nie zdecydujemy się na drugie dziecko, żeby to pierwsze MIAŁO WSZYSTKO.”)

          4. Napisałaś o jedynakach w takich rodzinach, które według Waszej pani od pdż-u wcale nie powinny mieć dzieci – bo nawet dla tego jednego nie mają miłości :(Ja się ostatnio natknęłam (w sieci, niestety nie osobiście) na p. Sylwię Chutnik, która mimo zaangażowania w manify i popierania pań Tysiąc i Krawczyk – stwierdza „jestem radykalną gospodynią domową!” i walczy o docenienie mam, które zostają w domu – takie postawy trzeba doceniać.Do lekceważonych rolników i nauczycieli można dopisać śmiało jeszcze kilka zawodów…

          5. jejku skleroza!!!! p. Chutnik – zdecydowana feministka – prowadzi fundację mama 🙂 i też zrywa ze stereotypem gospodyni w podomce i wałkach na głowie :):):)

          6. I bardzo dobrze – choć akurat w kwestii pań Tysiąc i Krawczyk się z nią nie zgadzam. Ale czy w ludziach najpiękniejsza (i najbardziej godna ochrony!) nie jest właśnie RÓŻNORODNOŚĆ POGLĄDÓW? Dlatego nadal zamierzam być zupełnie „niepoprawna politycznie”, popadać w skrajności drażnić, prowokować i irytować – jestem, jaka jestem. I lubię, gdy się ze mną sprzeczacie. 🙂 Ps. Sylwia Chutnik? Chutnik? Czy to nie ta pisarka? Coś mi się o uszy obiło… Ps. 2: Ostatnio mam tyle roboty, że ledwo zipię – i w takich momentach myślę sobie „buntowniczo”: „I co by komu przeszkadzało, żebym ja, 'biedna niepełnosprawna’, czytała sobie książki i rozwijała swoje zainteresowania, od czasu do czasu zajmując się zabawą z (obowiązkowo grzecznym!:)) dzieckiem – a żeby P. robił za mnie WSZYSTKO INNE?” 😉 Zachciało mi się być taką aktywną i samodzielną, no, to teraz mam, co chciałam!:)

          7. Pod sztandarem z tymi dwoma „ikonami” też bym iść nie chciała, chociaż uważam, że w przypadku p. Krawczyk dobrze się stało, że cała sprawa ujrzała światło dzienne.Sylwia Chutnik głównie działa w fundacji i jest przewodnikiem po Warszawie, ale ma w dorobku dwie czy trzy książki. Nie czytałam, też nie mam czasu 😉 Ponieważ pracuję na zlecenia i zimą tylko „komputerowo”, czytelnia mi się zawęziła i częściej zaglądam do sieci niż do książki… To też się wkrótce skończy kiedy trzeba będzie zająć się praca fizyczną na moim małym poletku :)Ps. Nic by nikomu nie przeszkadzało, żebyś czytała sobie książki… no chyba, że TOBIE SAMEJ :):):):):) Ps2. Ja tam wolę, żeby Junior nie był tak wzorowo grzeczny… mały łobuziak ma sporo uroku 😉

          8. Co do pani Krawczyk to mam odmienne zdanie. Jezeli kobieta nie wie kto jej zrobił dziecko (podawała raz jednego, raz drugiego) to widocznie była gwałcona raz za razem a patrzac na nia mam co do tego watpliwosci. Trochę znam ten światek polityki. Kobiety same sie pchaja drzwiami i oknami, daja bardzo chętnie za awans,za stanowisko, za mozność pochwalenia się ze pan x się z nia przespał, że poseł czy senator x dla niej to jest Wojtek, Józek czy Franek. bo się z nim przespała. Wiec nie róbmy z tej pani wielkiej bohaterki i wielce skrzywdzonej. Ciąża trwa 9 miesięcy więc nie jest trudno wyliczyć kiedy się w ciążę zaszło chyba że tylu sie dawało w jednym czasie że się straciło rachubę.

          9. O, i tutaj masz sporo racji, Olu. Trochę trudno mi także uwierzyć w gwałt, który odbywał się w pokoju, w którym za ścianą przebywali jacyś ludzie – to co ona: nie próbowała wzywać pomocy, nie próbowała uciekać? Już pominę fakt, że jest w Polsce bardzo wiele kobiet, które próbowały dostać pracę inaczej, niż godząc się na „niemoralne propozycje” ze strony szefów. Ona teraz tłumaczy, że wówczas „nie wiedziała jeszcze, że to jest przestępstwo” – w co też trochę trudno mi uwierzyć. Choć, oczywiście, każdą próbę wykorzystania naiwności podwładnej należy surowo potępić i ukarać zgodnie z prawem.

          10. Po sprawiedliwości to muszę powiedzieć, że o gwałcie w sprawie samoobrony to ja nie słyszałam, tylko o molestowaniu i pracy za seks… a to nie to samo przecież. Dobrze się stało że sprawa ujrzała światło dzienne nie dlatego, żeby p. Krawczyk miała być jakaś „bohaterką”, tylko dlatego, że ludzie zobaczyli jacy są panowie politycy (panie zresztą także). I może paru osobom przynajmniej dało to do myślenia…

          11. A jednak ona zaczęła potem mówić, że była również „gwałcona” – i to nawet kilkakrotnie. Mam wrażenie, że jej historia rozkręcała się trochę z czasem, na fali medialnej popularności. I chyba sąd również nie dał wiary tym wszystkim opowieściom, bo przecież nawet te dwa lata to dosyć niski wyrok jak za gwałt, do tego wielokrotny…

          12. Zapewne. Sprawa tak się rozkręcała, jak ta plotka co wlatuje wróblem ale wyleci wołem 😉

          13. Coś mi sie zdaje ze ona wcale nie była naiwna. Swoje lata miała, dzieci miała więc jak juz nawet dawała dla kariery to chyba wiedziała skąd biora sie dzieci a jak nie wiedziała myslac ze bocian nosi to jej problem.

          14. Czy nie zastanowiło Cię kiedyś podobieństwo czołowych działaczy ugrupowań (nieważne czy feministycznych czy konserwatywnych) do naszych POLITYKÓW? Wszyscy, którzy niejako są na świeczniku, zazwyczaj nie robią zupełnie nic, poza kurczowym trzymaniem się tego świecznika 😉

          15. O, tutaj całkowicie się z Tobą zgadzam! Dla takich osób właśnie ukułam określenia: „zawodowy działacz”, „zawodowy polityk” (jak np. Czarnecki, który w swojej karierze zdążył „oblecieć” już chyba wszystkie partie polityczne – w końcu nieważne, jakie się ma poglądy, ważne, żeby się nie dać odspawać od stołka…) czy „zawodowa feministka.” Sądzę, że są również „zawodowi antyklerykałowie” (cóż by oni biedni poczęli, gdyby nie było KK, z którym można „walczyć” do końca świata i o jeden dzień dłużej?:)), a nawet „geje zawodowi” (jak panowie Biedroń czy Niemiec), choć tu już się waham, bo nie chciałabym obrazić tych, którzy takimi „zawodowymi” nie są…

          16. Chyba prof. Środa ma trochę racji. Takiej matki – Polki przewaznie sie nie szanuje, ją sie wykorzystuje do maksimum na zasadzie – przeciez nic nie masz do roboty bo siedzisz w domu – i rodzina jest z wszelkiej pracy domowej niejako zwolniona. Napatrzyłam sie na taki dom i na takie układy. Matka wstawała świtem i robiła sniadanie dla 6 dorosłych osób bo jakby nie zrobiła to by poszli do pracy glodni. Jakos nikomu nie przyszło do głowy zeby chociaz w niedziele matce powiedzieć polez dłużej a my tobie to sniadanie zrobimy. Jak matka zachorowała do kuchni nie mozna było wejść taki panował bajzel. Wszystko co można było zabrudzić bylo brudne a nikt nawet nie pomyslał zeby zapełnić zmywarkę, na zasadzie – jak matka sie podniesie to sama zrobi.Duzo tylko sie mówiło jak to matke się kocha…ale tylko sie mówilo.

          17. Jeżeli kogos jest na dzieci poprostu stać, ma srodki materialne, ma duze mieszkanie to posiadanie nawet 10 dzieci nie jest patologia. Patologia jest wtedy kiedy dzieci rodza sie co roku, gnieżdza w klitce, jedza chleb z margaryna i nie stac rodziców na wydatek 2 zł zeby dzieciak pojechał MKSem na wycieczkę za miasto.

  6. Wyprawa pani urzędniczki tam, gdzie gdzie rozkwita patologia, jest dla niej niebezpieczne, bo a nuż dostanie po głowie. A jak przyjdzie do Ciebie, to może pokazać, jaka jest ważna. Od razu wzrasta jej samoocena.

    1. Masz rację, Leszku. 🙂 To chyba o to chodzi. Mnie przynajmniej może postraszyć – bo wie, że czuję przed nią respekt…

  7. Poruszasz wiele tematów,niektóre z nich pobieżnie niektóre bardziej rozbudowujesz.Chciałabym abyś napisała coś od siebie więcej o wspólnotach kościelnych a szczególnie o Drodze Neokatechumenalnej jeżeli masz jakies rozeznanie w tym temacie.

    1. Dobrze, napiszę niebawem – choć dopóki byłam we wspólnocie, proszono nas, byśmy się powstrzymywali od własnych publikacji na ten temat. Ja jednak myślę (zwłaszcza że teraz żadne zakazy – poza płynącymi z mojego własnego sumienia – już mnie nie obowiązują:)) – że zawsze rzetelna informacja jest lepsza od niesprawdzonych plotek.

  8. w mojej rodzinie jest sporo wielodzietności, ciocia rekordzistka wydała na świat 11 pociech, inne po 3-8. Ja jako jedynaczka zawsze im zazdrościłam, oni czuli się niezręcznie odpowiadając na pytania „ile masz rodzeństwa”… W dzisiejszych czasach takie rodziny kojarzy się z patologią, głupotą, nieporadnoscią…Nie rozumie się już co to znaczy prawdziwa rodzina i że tak naprawdę, choć ciezko czasem, to „gdzie dwóch je i trzeci się posili”…A ileż wspólnych radości mnozonych przez 11? :)Jednak całe szczęście, że już wszyscy w wieku dorosłym, a zaledwie dwie sztuki zostały w szkole, bo przy obecnych pomysłach i im jakaś pani z opieki mogłaby zawalić świat, bo np. jak spały po 3 osoby w pokoju to to „nieludzkie” i „nie ma warunków”?Brr.A jeszcze jedna myśl… jako cięzarna – owszem czuję się brzydka, gruba i dyskryminowana. Bo – juz nie ustępuje się w kolejkach, czy tramwajach – przez 9 miesięcy poprzedniej ciązy tylko raz mi zaproponowano miejsce 😉 Częściej odwracano wzrok, a w obecnej doskwiera mi np. że nei ubiorę się już nigdzie za tę samą kwotę co przed ciążą… Dlaczego ubrania ciążowe są o tyle droższe od zwykłych? wiecej materiału? Dla mnie to żerowanie na potrzebach, tym bardziej że takie ubrania są jednak „sezonowe”…Albo, znalazłam Twój wpis przy jednym z artykułów na onecie – w co gracie tak uzależniającego? bo i nas dopadła jedna z sieciówek 😉

    1. Ja w nic – mnie wciągają blogi i fora (ale i tak komputer chodzi prawie non-stop, tym bardziej, że przy nim pracuję…) – natomiast P. namiętnie grywa w gry sieciowe w rodzaju Traviana. Zastanawiam się, czy już przekroczyliśmy tę cienką „granicę bezpieczeństwa” poza którą znajduje się uzależnienie. Wstrząsnęła mną historia tego koreańskiego małżeństwa, które grając zagłodziło swoją 3-miesięczną córeczkę na śmierć. Nigdy nie chciałabym, żeby nasz mały synek kiedyś zapragnął być… MONITOREM – żeby rodzice częściej na NIEGO patrzyli…

Skomentuj ~krawcowa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *