Wszyscy jesteśmy grzeszni…

Mnie nie wyłączając. Nawet Benedykt XVI. Oraz ateiści 🙂 – choć oni zwykle religijną kategorię „grzechu” zastępują słowami: przestępstwo, błąd, pomyłka, wina moralna, wada, słabość, zło… W sumie wychodzi jednak na jedno. 😉

Ogólnie jest chyba tak, że bardzo NIE LUBIMY myśleć o tym (i nawet niewierzący nie lubią, kiedy im się o tym przypomina!:)), że coś, czego chcemy, może być złem czy (w ujęciu religijnym) „grzechem.”

Powszechnie panuje raczej przekonanie: „Jeśli czegoś CHCĘ, to znaczy, że to jest DOBRE.” W pewnym filmie „dla dorosłych” usłyszałam nawet zdanie: „Gdyby to było rzeczywiście coś złego, to Bóg nie pozwoliłby, żeby to było takie PRZYJEMNE!” Jednak zapomina się przy tym, że: 1) nie ma grzechów subiektywnie „nieprzyjemnych” – nawet gwałciciele i mordercy doświadczają w trakcie swoich czynów uczucia przyjemności; 2) Nie wszystkie nasze pragnienia są DOBRE. Freud udowodnił np. że posiadamy z natury „popęd zabijania” – czy i za nim mamy iść w imię poszanowania dla naszej „natury”?:)

A tam, gdzie zanika świadomość „grzechu” – zanika także pragnienie wewnętrznego oczyszczenia…

Sakrament Pojednania jest rzeczą dobrą i piękną (i mówię to jako osoba, która zastała go „urzędowo” przez Kościół pozbawiona).

Uważam, że osobom (i kapłanom i penitentom), które są do niego należycie przygotowane, ta praktyka może przynieść wiele duchowego pożytku. Sama miałam szczęście niejednokrotnie tego doświadczyć.

Niemniej w historii Kościoła FORMA udzielania wiernym przebaczenia zmieniała się kilkakrotnie – i może także czas spowiedzi indywidualnej powoli przemija (chociaż wolałabym żeby jednak nie)? Może więc niedobrze się stało, że Kościół zaostrzył wymagania w sprawie „zbiorowych” nabożeństw pokutnych połączonych z ogólnym rozgrzeszeniem – nie jest to jednak jedyna kwestia, która uległa swego rodzaju „zmianie wstecznej” za pontyfikatu Benedykta XVI.

Naprawdę poważnie się obawiam, że Kościół, który jest moją Matką i który kocham (choć chyba bez wzajemności?:)) nie zmierza teraz w najlepszym kierunku… Wydaje mi się, że Joseph Ratzinger był dużo lepszym wykładowcą akademickim, niż jest papieżem w tych trudnych czasach, kiedy potrzebowalibyśmy raczej „drugiego Jana XXIII” niż „Piusa XII” (który, notabene, osobiście był także człowiekiem bardzo pobożnym) – nie bez powodu przecież jeszcze do niedawna mówiło się głośno o konieczności zwołania nowego soboru powszechnego.

Ciekawa jestem, co sądzicie o nowych reklamówkach z cyklu: „Nie zaśmiecaj swego sumienia!”? Może używane tam pojęcie „grzech ekologiczny” osłabi naszej świadomości dość powszechne przekonanie, że „niemoralne” są tylko czyny przeciwko VI przykazaniu?

I może przydałyby się nam również telewizyjne spoty, pokazujące, że „grzechem” jest także bicie dzieci, dręczenie zwierząt, pijaństwo czy łapówkarstwo? Bo o tym wszystkim też za rzadko mówi się w naszych kościołach. A zatem copywriterzy – do piór!:)

  

55 odpowiedzi na “Wszyscy jesteśmy grzeszni…”

  1. Nadto tu wiele wątków, by im wszytkim w dyspucie sprostać, przy tem już widzę, że nam się różnić przyjdzie (a tuszę, że nie będzie to różnienie się przykre:), aliści człek podług mnie, jeśli nie chowany na łotra i oczajduszę, to ma w sobie tegoż wewnętrzego drogowskazu, co jest prawem, a co niegodziwem… I najmniejsza to, czy ów wierzy w któregobądź boga, czy musi się do nakazu odwoływać jakiego spisanego prawa. Cokolwiek by to było, już sam fakt, że się trzeba do ZEWNĘTRZNEGO odwoływać nakazu znaczy, że nie jest najlepiej z tym, kto tego musi, a komu nie wystarcza przykazanie najprostsze: „nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe”, które winno być odruchem tak naturalnym jak oddychanie… Kłaniam nisko:)

    1. Sługa uniżona Waćpana… Wiesz, Waszmość, mnie się widzi, że to rzecz wcale ciekawa różnić się, a nie nienawidzić. Przy tem ze mnie taka bestyjka, co prowokować pasjami lubi…

  2. Czy naprawdę sądzisz, że jest choćby jednak osoba, która nie wiedziałby, iż łapówkarstwo, to grzech? Albo, że znęcanie się nad kimkolwiek, to grzech? – to tylko ta ekologia jest przez większość ludzi jest traktowana niepoważnie.

    1. Myślę, Leszku, że niestety np. bicie dzieci czy znęcanie się nad zwierzętami wielu ludziom nie wydaje się ciągle niczym złym („przecież to tylko dziecko” i „tylko pies”) podobnie jak dawanie łapówek („nie mogłem inaczej – bez tego nic bym nie załatwił!”) albo korzystanie z cudzej własności intelektualnej („jak można ukraść coś, czego nie można wziąć do ręki?”). Myślę, że w miarę rozwoju naszego świata przybywa także pokus wcześniej nieznanych. Mam stale w pamięci tego starszego kapłana, który nie mógł zrozumieć, dlaczego uważam za grzeszne moje kontakty internetowe z mężczyznami. Twierdził, że należy odróżniać „wirtualne” zło od tego, które dzieje się w realnym świecie. Nie wziął jednak pod uwagę faktu, że to, co robimy w Internecie ma także całkiem realny wpływ na nasze życie, relacje z ludźmi, itd. Pod poprzednim postem Ola napisała, że wiele małżeństw rozpadło się „przez łóżko” – a ja śmiem twierdzić, że równie wiele przeżywało kryzys z powodu Internetu…

      1. Człowiek jest zdolny do samooszukiwania, ale jednak w każdym z tych przypadków pozostaje świadomość zła. Sama powiedziałaś „inaczej nic bym nie załatwił” – w tym sformułowaniu tkwi jakaś nieuchronność, konieczność zła, ale właśnie przy świadomości zła. Podobnie ten, który maltretuje swoją rodzinę, przecież nie raz po tym przeprasza (szczególnie, gdy wytrzeźwieje).

        1. Przeprasza, bo czuje takie społeczne oczekiwanie. Ale sam jednocześnie tak wcześniej wybiera sobie kobietę, aby dawała mu ona niejako „zgodę” na bicie. Są kobiety, które pozwalają siebie uderzyć i takie, które odchodzą po pierwszym razie. Sprawcy przemocy domowej szukają tych pierwszych, a słowo „przepraszam” nie jest dla sprawcy faktycznym wyrazem żalu, lecz składnikiem niekończącego się procesu pt. „przywalę Ci o świcie, pocałuj mnie”.

          1. Ale na nie twierdzę, że to przepraszanie ma jakiekolwiek znaczenie – jednak dowodzi świadomości popełnionego zła; taki człowiek może siebie usprawiedliwiać (to ona jest wszystkiemu winna), ale ma świadomość zła. Natomiast owe „grzechy ekologiczne” w sporej części społeczeństwa w ogóle nie istnieją.

          2. Myszko, przede wszystkim mówisz wyłącznie o mężczyznach, jako sprawcach przemocy – a przecież i w przypadku kobiet tłumaczenie w stylu: „No, i co z tego, że mu przywaliłam, nic mu nie będzie (w końcu jest facetem!), a poza tym należało mu się – mógł mnie nie denerwować, kiedy mam PMS!” nie należy wcale do rzadkości. Poza tym gama związków międzyludzkich jest bardzo szeroka – i NIE WIEM czy np. kobietę żyjącą w związku DD (czyli takim, gdzie kobieta daje mężczyźnie z góry przyzwolenie na bicie jej, ilekroć on uzna to za słuszne) należy koniecznie z takiego układu „wyzwolić”? Jeśli ona czuje się w nim szczęśliwa?:)

        2. Często jednak w takich przeprosinach brakuje tego, co teologia nazywa „mocnym postanowieniem poprawy” – a bez czego także spowiedź staje się pustym rytuałem. 🙂 Napisałam, że gdzie nie ma świadomości grzechu, nie ma też pragnienia przemiany, nawrócenia. A chyba można także powiedzieć, że gdzie nie ma tego pragnienia nie ma także (faktycznej) świadomości popełnionego zła. A więc przepraszam żonę (czy nawet idę do spowiedzi) „bo tak wypada” – ale w głębi duszy sądzę, że nic „tak strasznego” nie zrobiłem…

    2. Gdyby ludzie uważali, że łapówkarstwo to grzech nie szliby po opłatek w niedzielę, zanim nie wyspowiadaliby się z piątku. A przecież jest to praktyka nagminna. Podobnie jak opłatek po awanturach rodzinnych, biciu dziecka, kopaniu psa i złorzeczeniu sąsiadom.

      1. Myszko, ja zachowuję ostrożność w ocenie stanu sumienia innych ludzi – skąd wiesz, że ludzie, którzy (jak to określasz) „idą po opłatek w niedzielę”, NIGDY i na pewno nie żałują swoich „piątkowych” czynów i słów? Zresztą w Kościele katolickim uznaje się, że w przypadku przewinień mniejszej wagi wystarczy za nie szczerze żałować (oraz przeprosić i wynagrodzić) by móc przystąpić do Eucharystii. W przeciwnym razie musielibyśmy chyba nigdy nie wychodzić z konfesjonału. :)Oczywiście bagatelizowanie tych „grzechów powszednich” też może sprawić, że z czasem wylezie z nas całkiem spora jędza…:) Ignacy Loyola stwierdził kiedyś kiedyś, że traktowanie „grzechów lekkich” w kategorii „przecież to nic poważnego” zwykle prowadzi do tego, że człowiek zaczyna lekceważyć także całkiem poważne swoje przewinienia. Dlatego np. Cerkiew Prawosławna nie zna tego rozróżnienia – WSZYSTKIE grzechy traktuje jako „ciężkie” i przystąpienie do komunii wymaga każdorazowo odbycia spowiedzi. Z tego względu odsetek praktykujących wśród braci prawosławnych jest chyba jeszcze niższy niż wśród katolików.

        1. Chyba nie chodzi o to żeby żałowac swoich czynów a następnie je ponawiać tylko o to żeby ich następnym razem nie popełniać. A jak sie ma jedynie żałować a swoje robic to nie ma to sensu i logiki.

          1. Olu, ma sens i logikę. Sama CHĘĆ i próba poprawy też jest już ważna – bardziej szanuję człowieka, który usilnie stara się zmienić swoje życie i mu to nie wychodzi, niż takiego, który nigdy nawet nie próbował… Sama zresztą pomyśl, ile razy obiecywałaś sobie np. nie krzyczeć na męża – czy uważasz te obietnice za nic nie warte, jeśli nie udało Ci się ich zrealizować? Myślę, że czasami bardziej liczy się nasz „wysiłek” włożony w walkę ze sobą, niż jego konkretny „efekt”.

          2. Wypisz wymaluj tak właśnie powiedział Jezus do św. Faustyny, że dla Niego bardziej liczy się sam podjęty wysiłek pracy nad sobą niż efekt końcowy. Jestem świeżo po lekturze „Dzienniczka” siostry Faustyny i pamiętam, że to stwierdzenie Jezusa tak jednoznaczne, wypowiedziane w dodatku w języku polskim dosyć mnie zaskoczyło. On wie o najmniejszym robaczku spacerującym sobie pośród trawy, a cóż dopiero o naszym trudzie, żeby nie poddać się zwątpieniu, 'że ze mnie już nic nie będzie i nadaję się tylko do piekła’ – tak chętnie podsuwanemu przez diabła.

          3. Córko, często powtarzał mi to mój spowiednik – nareszcie wiem, skąd to wziął. 😉 I jeszcze, za św. Pawłem, powtarzał, że jeśli istotnie „nic nie może nas odłączyć od miłości Boga” to nie mogą tego dokonać także nasze grzechy. Jeśli „nic” to NIC! 🙂 A mówić, że nie ma sensu się spowiadać, ponieważ i tak niczego to nie zmienia, to trochę tak, jakby sądzić, że nie ma sensu się myć – bo przecież i tak wkrótce znowu się pobrudzimy. Prawda? Niedawno przeczytałam historię o pewnym mnichu, który zaopiekował się zabłąkaną na pustkowiu kobietą – i w końcu zaczął z nią żyć w swojej celi. Ojcowie Pustyni twierdzą, że jego największym grzechem nie była ta namiętność, lecz to, że zwątpił w możliwość własnego zbawienia…

          4. Jak bedę sie wydzierała do męża, żałowała i dalej sie wydzierała to mąż i tak z tego nie będzie miał zadnej satysfakcji, co mu przyjdzie po moim załowaniu? Jak będę autentycznie żałowac to poprostu przestane sie wydzierac. To mi się kojarzy ze spowiedzią. Zrobie komuś świństwo, pełna żalu pójde do spowiedzi, sumienie sobie wyczyszczę i z czystym sumieniem…zrobię to samo.

          5. Olu, spowiedź, o jakiej mówisz, jest nieważna z formalnego punktu widzenia 🙂 – bo wśród jej warunków jest także „postanowienie poprawy” i „zadośćuczynienie”. Może Ty spowiadałaś się w ten sposób – ja nie. Po każdej spowiedzi czułam, że – powoli, mozolnie, małymi kroczkami, ale jednak staję się lepszą osobą. Dlatego teraz tak bardzo mi tego brakuje – bo widzę, jaką jędzą staję się bez tego… Mam również nadzieję, że jesteś równie wymagająca w stosunku do siebie, jak i do innych, Olu. Bo ja wiem po sobie, jak trudno jest czasami np. na kogoś nie nawrzeszczeć. Dlatego doceniam kogoś, kto się przynajmniej starał… A kiedy się niechcący wybuchnie, powinny wystarczyć szczere przeprosiny. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi – i wciąż popełniamy te same błędy, choćbyśmy nawet ich nie chcieli…

          6. Ja juz trochę po swiecie chodze i ci zaręczam, ani jedna osoba chodząca do spowiedzi nie przyszła i nie powiedziała nawet prostego słowa – przepraszam nie mówiąc juz o zadośćuczynieniu.Może ty jestes wyjątkowa albo druga opcja teoretyzujesz.

          7. A czy Tobie, Olu, zdarza się przepraszać w realu?Bo przekonałam się,ze tutaj CZASAMI coś walniesz, a potem tłumaczysz,że miałaś coś innego na myśli, albo,że mówiłaś o innej osobie.Gdy powiem komuś coś przykrego, a to jest prawda,to nie przepraszam!Oczywiście zdarza się ,że często trzymam język za zębami, bo nie chcę się wdawać w kłótnie, tylko,że czasem to odnosi odwrotny skutek!Ktoś potem myśli,ze trafił na osobę słabszą, naiwną i jest przekonany,ze może mi wszystko powiedzieć,bo nie reaguję!Tym sposobem poprawia sobie samopoczucie!Albo się dowartościowuje!

          8. A ja, Misiu, stale pracuję nad tym (choć na razie, co prawda, bez wielkich rezultatów) żeby nie odpowiadać nawet na niesłuszną krytykę… A nie mówiłam, że jestem masochistką?:)

          9. Zdaje się,ze tematem postu jest grzeszność wszystkich ludzi,bez względu na nazewnictwo!Ale to Ty, Olu skarżyłaś się,ze żadna osoba po spowiedzi Cie nie przeprosiła,dlatego zapytałam, czy Ty to robisz? A może uważasz,że to są wymogi tylko dla katolików?

          10. Troche dziwne pytanie, chyba się zorientowałas że do spowiedzi nie chodzę. Jak cos komus zrobię nie tak to zwyczajnie staram sie krzywde naprawić i to wszystko.

          11. Dlaczego dziwne pytanie?Przecież nie pytałam o spowiedź, tylko o Twoje zachowania.Chciałam wiedzieć, czy w realu przepraszasz, bo tutaj(nawet jak miałaś zwróconą uwagę)nie było Cie na to stać.Nie musisz mi odpowiadać!Sobie odpowiedz!

          12. Miśko, nie unoś się tak – nie warto… W końcu to tylko wirtualny problem…

          13. Ależ ja wcale się nie unoszę,bo przecież nie zamianę osób miałam na myśli!Późno już, więc może niejasno napisałam!!Ja po prostu uważam,że ludziom zwykle przychodzi łatwiej wymaganie czegoś od innych, niż od siebie;)…oj, Albo, trudno teraz zamieszczać wpisy!

          14. Wiem, Miśko, ale to było konieczne, żeby wyeliminować te dziesiątki niepotrzebnych wpisów, wklejanych przez automaty – wierz mi. Część z obecnych trudności może też mieć związek z awarią Onetu – wczoraj np. kody się w ogóle nie wyświetlały… Ponoć serwerownię im zalało…

          15. żadna osoba po spowiedzi Cie nie przeprosiła,dlatego zapytałam, czy Ty to robisz? to było kopiuj wklej

          16. No i wszystko jasne! Ty położyłaś akcent na przepraszaniu PO SPOWIEDZI , a mi chodziło o to, czy przepraszasz innych W OGÓLE? ….resztę mojego tekstu po namyśle skasowałam:)

          17. PS. możesz z łaski swojej podac przykład na to że kogoś czyms obraziłam? No chyba że ciebie obraża to ze mam inne zdanie niz ty

          18. Nigdy nie obraża mnie to,że ktoś ma inne zdanie.Czy kogoś obraziłaś?Za mało Cię znam,żeby wiedzieć, co to dla CIEBIE znaczy.Ale rzeczywiście miałabym uwagi, co do niektórych Twoich wypowiedzi.Nie zamierzam jednak wyszukiwać ich w archiwum -już raz udowodniłam Ci ,że się mylisz(nawet Ci to skopiowałam!) a i tak…wykręciłaś kota ogonem.

          19. Z tego co pamiętam to się pomyliłam coś na temat czy masz dzieci czy nie i czy coś pisałam do ciebie czy do jakiejś x. Uważasz ze to jest takie wazne, czy uważasz ze mam wracać do historii zeby przypadkiem ciebie nie pomylic z kimś innym? Chyba wazny jest poruszany problem a nie to czy Misia to jest Misia czy Krysia

          20. Olu, a mnie się jednak wydaje, że sama poczułabyś się urażona, gdyby ktoś pomylił Cię tutaj z kimś innym (ale to chyba niemożliwe – Ty jesteś jedyna w swoim rodzaju:)) i np. przypisał Ci słowa, których nie napisałaś… (Ale w końcu – Ola czy Misia – jaka to różnica, prawda?;))

          21. Dlaczego miałabym się czuc urazona, okresliłabym to jako pomyłkę, sprostowała i tyle no chyba że ktos uważa się za osobe tak wazna ze mam obowiazek wszystkie jego wypowiedzi pamietać. I jeszcze jedno, temat dotyczył przepraszania przed spowiedzia a do spowiedzi nie chodzi sie opowiadać o tym ze sie na kogos ktos krzywo popatrzył tylko przewinienia chyba wiekszej wagi.Nie musze przepraszać ze sie pomyliłam ale przed spowiedzią wypadałoby przeprosic za przykładowo pisanie na mnie paszkwili czy wyłudzanie pieniędzy (autentyczne)

  3. Mnie się bardzo podoba kampania o „grzechach ekologicznych”. Ludzie niestety nie zdają sobie sprawy jakie szkody mogą powodować pozornie „niewinnym” działaniem.Dobrze byłoby, gdyby w kościele też można było częściej usłyszeć takie tematy.I myślę, że dobrze byłoby aby duchowni też bardziej przypominali wiernym, że przykazań jest dziesięć (a nie tylko jedno – szóste).

  4. Pierwsza sprawa, bo pojawia się to już u Ciebie nie pierwszy raz – mianowicie wątek „grzech kontra ateiści”. Nie wiem jak inni, ale wg mnie osoby niewierzące nie lubią terminu grzech bo nazbyt kojarzy im się on z religią. Jeśli powiesz komuś, że kradnąc grzeszy, ten automatycznie skojarzy to sobie z tym, że sprzeciwia się prawu religijnemu i że chcesz obarczyć go winą za sprzeciwienie się Bogu, w którego on nie wierzy – ergo będzie się bronił przez narzucaniem mu przez Ciebie Twojej religii 🙂 termin „wina” albo „przestępstwo” kojarzą się bardziej uniwersalnie, ponieważ wtedy kradzież traktowana jest jako przewinienie względem społeczeństwa bądź drugiego człowieka, a negatywna ocena tegoż jest zawarta w umowie społecznej. To tyle „tytułem wstępu i wyjaśnienia” :)Co do meritum – nie dziw się [piję tu do myśli po lewo], że konfesjonały zastępowane są przez kozetki terapeutów. Większości ludzi spowiedź kojarzy się z pójściem do kościoła (niczym petent w kabarecie TEY), ukorzeniem się przed księdzem i wyjawieniem mu swoich sekretów, których w większości ludzie i tak nie uważają za złe, po czym słyszy się jakim to grzesznikiem się nie jest. Mało kiedy słyszy się rady jak postępować lepiej (poza klęczeniem na grochu, modlitwą, postem, a najlepiej jałmużną – do kościelnej skarbony), a te dawane są przez właśnie psychologów. A posługa wróżek… no cóż – lekka odmiana od „kapłańskiego szamaństwa” ;)Każda proekologiczna akcja godna jest pochwały. Ale już widzę te komentarze „ultrawierzących”, krytykujących autorów za ich „religijną postępowość” i uległość wobec wszechwładnych lobby ;)Pozdrawiam

    1. Adku, toteż ja przecież napisałam, że ateiści unikają terminu „grzech” ponieważ nazbyt kojarzy im się z religią – natomiast istota sprawy pozostaje uniwersalna.:) Wiem, że wielu ludzi ma takie właśnie, negatywne skojarzenia ze spowiedzią, jednak MNIE osobiście praktyka ta pomagała rozwijać się i stawać się lepszą (i dlatego tak bardzo teraz mi tego brakuje). Sądzę, że popularność psychoanalityków świadczy właśnie o tym, że w każdym z nas drzemie pragnienie samopoznania i przemiany – a jeśli widzisz wokół siebie tylu „chrześcijan tylko z nazwy” (do których sama siebie powinnam nieraz też zaliczyć samą siebie) to właśnie dlatego, że się spowiadamy (odprawiamy pewien rytuał) ale nie podejmujemy żadnego wysiłku w kierunku „nawrócenia” czyli wewnętrznej przemiany.

  5. Ostatnio zastanawiałam się np. nad problemem „uczciwości małżeńskiej” – i tak sobie myślę, że wykroczeniem przeciwko niej (a więc grzechem!) jest np. zatajenie przed żoną swoich długów (co się często zdarza panom, którzy znaleźli się w tarapatach finansowych, nabrali kredytów i „zapomnieli” o tym powiedzieć żonie, albo „nie chcieli jej martwić”) – albo, w przypadku kobiet, zrobienie mężowi niechcianej „niespodzianki” w postaci ciąży („bo ja chcę mieć dziecko, a on nie!”) – ciekawe, ilu ludzi ma świadomość, że jest w tym coś złego?

    1. Tez sie nad tym zastanawiałam, co to znaczy uczciwość małżeńska. Zapytałam nawet księdza i wiesz co odpowiedział…..nie wiem… jak dla mnie szok. Zawsze mi się wydawało że to znaczy tak jak napisałaś a na naukach przedmałżeńskich ksiądz powiedział że uczciwość małżeńska to jest nie stosowanie antykoncepcji i tyle …szok następny.

        1. Na pewno nie – ale również jej brak niczego nie gwarantuje.:) Poza tym bardziej szanuję kapłanów, którzy potrafili powiedzieć mi: „Wiesz, ja NIE WIEM, co ci poradzić” – niż takich, którzy udają, że znają jedyną pewną odpowiedź na każde pytanie…

          1. Ale to jest urywek z przysięgi slubnej to jak to może być ze ksiądz nie wie co ludzie przysięgają? Równie dobrze moga przysięgać po chińsku plotąc same głupoty i ksiądz uzna taka przysięgę za wazna?

          2. Myślę, że najważniejsze jest, żeby LUDZIE wiedzieli, co sobie przysięgają – oczywiście, księża powinni bardziej przykładać się do tego, żeby ludziom ułatwić zrozumienie tego sakramentu. Ale czy Ty jesteś pewna, że WSZYSCY którzy biorą ślub w kościele, naprawdę chcą takiej wiedzy? Większość nawet się nad tym nie zastanawia…

      1. Myślę, Olu, że „nieuczciwość małżeńska” to w ogóle każde zatajenie przed współmałżonkiem wiedzy (prawdy) do której ma on prawo. A więc może nią być zarówno stosowanie antykoncepcji („ja nie chcę bachora i nie będę go miała – nie obchodzi mnie, czego ty chcesz”) jak i jej zaniechanie („odstawię pigułkę – postawię go przed faktem dokonanym”); ale także nie poinformowanie go o swoich planach i problemach – finansowych czy zdrowotnych albo w ogóle podejmowanie jakichkolwiek decyzji za jego/jej plecami. Słyszałam o rodzinach, gdzie mamusia bez wiedzy ojca dofinansowywała synka darmozjada czy narkomana („bo tak jej kazało serce matki”). Nie dość, że mam wątpliwości, czy w ten sposób rzeczywiście mu pomagała (WĄTPIĘ), to jeszcze była nieuczciwa wobec męża. Pomijam tu sytuacje, kiedy jedna strona MUSI podejmować za drugą decyzje, bo ta druga nie jest do tego zdolna – tak dzieje się np. w rodzinach alkoholików. W takich wypadkach ukrywanie prawdy staje się wręcz kwestią bezpieczeństwa.

        1. Klarujesz mi jak chłop krowie na miedzy a nie trafiasz w sedno. To jest JEDEN z objawów nieuczciwości małżeńskiej ale nie JEDYNY a wg księdza był jedyny i o to mi chodziło.

    2. temat uczciwości małżeńskiej wyjął mi prawie rok z życiorysu, powiedzmy ogólnie,że nie powiedziałam wszystkiego o sobie mężowi, przed ślubem wydawało się to nieważne, teraz dopiero widzę, że sie myliłam, (taka bomba z opóźnionym zapłonem), tylko,że teraz taka szczerość przyniesie więcej szkody niz pozytku, pytając teoretycznie księzy o zatajenie kazdy mówił, że powinnam wszystko powiedziec mężowi, wręcz,że moje małżeństwo może być nieważne, wchodzac w szczegóły już nie byli tacy rygorystyczni, że niby po co przenosić zło dalej,że to taki mój krzyż i takie tam..tylko ja cały czas nie wiem, jak mam obiecać poprawę w sytuacji gdy wiem,że nigdy nie powiem prawdy pomimo,że wiem,że to jest przyczyną wielu nieporozumień w naszym małżeństwie, spowiadać się z grzechu i w nim tkwić ? to jaki to ma sens..

      1. Musisz zadać sobie sama pytanie, czy NA PEWNO w waszym małżeństwie jest lepiej tak, jak jest – co z tego, że on nie wie, co konkretnie stoi między Wami, jeśli Ty wiesz? Ale jeśli miałoby to przynieść więcej szkody, niż pożytku, wówczas byłoby lepiej milczeć. A jeżeli ten „krzyż” jest dla Ciebie bardzo trudny do udźwignięcia, polecałabym Ci spowiedź generalną (z całego życia) lub /i modlitwę o uzdrowienie wewnętrzne (różne wspólnoty organizują specjalne rekolekcje, na których ludzie uczą się GODZIĆ z własną przeszłością), względnie spotkanie z psychologiem.

        1. powiem szczerze,że to dopiero po generalnej spowiedzi dotarło do mnie,że oszukuję męża przez całe życie, co do reszty rozwiązań brałam wszystko pod uwagę razem i z osobną i …nie sposób tego zrobic nie mówiąc o niczym mężowi, po prostu stwarzanie kolejnych tajemnic, których już nie chcę, jezeli do tej pory jakoś funkcjonuję to wychodzi na to,że da się udźwidnąć krzyż…i jeżeli w tym wszystkim moja wina jest niewielka to poczucie winy za obecną sytuację ogromne ale ponoć kobiety tak już mają, że lubią być za wszystkich i za wszystko winne 😉

          1. Oj, Szaram – przede wszystkim: co wyspowiadane i przebaczone, powinno być już dawno zapomniane – skąd więc to poczucie winy?:) – ale nie martw się, ja WIEM że czasami najtrudniej przebaczyć samej sobie. Jeśli jednak uważasz, że „w tym wszystkim Twoja wina była niewielka” i jeśli jesteś pewna, że Twój mąż Cię kocha – to ja na Twoim miejscu powiedziałabym mu o wszystkim. Po prostu dlatego, że brak tajemnic ma zbawienny wpływ na moje własne małżeństwo. Ale nie jestem na Twoim miejscu, więc możesz się nie przejmować moimi radami. 🙂 Uczono mnie jednak, że jedyny rodzaj tajemnic, jaki małżonkowie mogą mieć przed sobą, to te, które są tylko pomiędzy nimi a Bogiem – tak więc myślę, że mogłabyś jechać na rekolekcje z „uzdrowieniem wspomnień” nie wtajemniczając go dokładnie, czemu tego potrzebujesz. A może wybralibyście się na nie razem?

          2. A ja bym taka pewna nie była. Kazdy człowiek musi miec pewien margines własny a takie mówienie o wszystkim niekiedy wcale nie jest dobre. Wychodząc za mąż nigdy sie nie pytałam męża a z kim był, z kim zył – on tez nigdy mnie o to nie wypytywał. Sprawa zamknieta, gruba kreska, nowy rozdział zycia bo co mnie może obchodzić z kim zył jak mnie nie znał.Moja znajoma była taka wylewna, opowiedziała wszystko o swojej przeszłości a potem juz zycia nie miała , a jak, a kto, a co, a moze on byl lepszy, a moze się z nim spotykasz, a moze chciałbys się spotykać…jeden wielki koszmar ktory doprowadził do rozwodu.Jakby się w pore w język ugrzyzła to by nie załowała swojego gadulstwa.

          3. Toteż ja wcale taka pewna nie jestem: bo to, co jest dobre dla MOJEGO małżeństwa, NIE MUSI być dobre dla każdego. Ja jednak wiem, że P. kocha mnie tak bardzo, że wiedząc o mnie WSZYSTKO – wszystko zrozumiał, wszystko wybaczył i więcej już do tego nie wraca (bo to tyle nie szczerość jest tu problemem, co raczej ciągłe rozdrapywanie starych ran – co np. z tego, że żona twierdzi, że „wybaczyła” mężowi długi czy zdradę, jeśli potrafi wracać do tego przy każdej kłótni – i to w tonie: „zobacz, śmieciu, jaka jestem wielkoduszna – powinieneś mnie za to lizać po nogach, a Ty…”). Ponieważ wiem, że ludzie na ogół mają takie tendencje, nie polecam tego wszystkim, choć mnie to pomaga w różnych sytuacjach. Teraz lepiej?

          4. W porzadku, twoj mąz to zaakceptował a inny moze nie zaakceptować więc po co ryzykować? Naprawde nie chcę być złośliwa ale czy dasz sobie reke uciąć ze za powiedzmy 15 lat dalej będzie ciebie kochał i nie wykorzysta tego co mu sama powiedziałaś?Jak jest dobrze to jest dobrze, gorzej jak jest żle i w glowie by ci sie nie zmieściło do czego ludzie sa zdolniJa juz swoje lata mam ale niekiedy sama nie moge wyjść z podziwu co ludzie potrafią wykorzystac jak się im nadepnie na odcisk.

          5. Nie chcesz być złośliwa, a jednak… odrobinkę jesteś. 🙂 Ale dobrze – odpowiadając na Twoje pytanie: biorę to pod uwagę. A jednak, jak mogłabym komukolwiek zaufać, zakładając, że każdy chce mnie tylko zranić i wykorzystać? Jak mogłabym kogokolwiek pokochać? (Wiesz, jak psy okazują uczucie właścicielowi? Pokazują mu brzuch, czyli najbardziej wrażliwą część ciała, której normalnie nie odsłania się przed przeciwnikiem – ponieważ można byłoby zostać zagryzionym). No, cóż, Olu – DLA MNIE dla mnie zaufać i pokochać znaczy podjąć to ryzyko.

          6. Jest takie powiedzenie – człowiek nie rodzi sie świnią tylko ludzie go świnią zrobią. Pozyjesz tyle lat ile ja to zobaczymy. Też byłam ufna, wierząca w czyste intencje, uwazająca że jeżeli ja jestem w porzadku to inni też. Jak sie na tej ufności dobrze przejechałam to teraz na zimne dmucham.Uczyniłam piękny gest, niektórzy podziwiali, inni pukali sie w czoło a ja głupia broniłam swoich racji że uczciwość, że że to, ze tamto i wiesz jak skończyłam – w sądzie, oszkalowana, z mianem oszustki, kretaczki, prawie złodziejki, lzejsza o 55 tys. zł.I to mnie rozumu nauczyło.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *