Kościół Małych Braci

Ostatnio przeczytałam książkę Brata Morisa, mieszkającego od wielu lat w Polsce Francuza i członka zgromadzenia Małych Braci Jezusa.

Instytut ten (istnieją również Małe Siostry Jezusa) opiera się po części na duchowości Karola de Foucauld (zm. 1916), współczesnego „Ojca Pustyni” który pragnął być „bratem wszystkich ludzi” i który zginął w swojej pustelni, zamordowany przez jednego z tych, których uważał za przyjaciół – a po części na doświadczeniach francuskich „księży-robotników” którzy na przełomie XIX i XX w. zdjęli sutanny i zrezygnowali z wszelkich „przywilejów stanu duchownego” aby żyć i pracować tak samo, jak ci, wśród których posługiwali.

Podobnie jak oni, Mali Bracia Jezusa „zamiast się TYLKO modlić” – co nasz świat uważa za aktywność pozbawioną sensu – podejmują najcięższe i najgorzej płatne zajęcia, żyjąc w małych, ubogich wspólnotach wśród najbiedniejszych – i dzieląc z nimi wszystko, co posiadają (w Polsce dom Małych Braci istnieje np. na warszawskiej Pradze). Od „zwykłych robociarzy” odróżnia ich to jedynie, że po 12-godzinnej zmianie potrafią jeszcze znaleźć czas i siły na modlitwę i kontemplację. Jest to, przyznam, ten rys ich duchowości, który mnie zawsze urzeka – mnie, która tak często twierdzę, że „nie mam czasu” na przebywanie z Bogiem… (I pewnie dlatego taka straszna ze mnie jędza, za co Was, moi biedni Czytelnicy, bardzo przepraszam.)

Ich szczególnych charyzmatem jest także działanie na rzecz pojednania różnych Kościołów, kultur i religii (idea, za którą zginął ich Założyciel). Z tego względu wspólnoty żyją również w środowiskach prawosławnych, a siostry i bracia żyjący wśród muzułmanów z szacunkiem studiują islam (od którego zresztą rozpoczęła się droga Karola do chrześcijaństwa).

Ideałem brata Morisa – który i mnie jest bliski – jest „nie tyle Kościół ubogich – co Kościół ubogi.” A także – co nie mniej ważne – Kościół, który umie się odważnie przyznawać do błędów i grzechów  swoich dzieci, zamiast je zamiatać pod dywan w faryzeuszowskim poczuciu własnej „lepszości.” Bo Tym, który jedynie jest Święty w Kościele jest sam Chrystus – my wszyscy zaś jedynie w tym stopniu, w jakim staramy się Go naśladować.

Wiele złego, mówi, wynikło w przeszłości (i niestety wynika nadal…) z tego, że ludzie bronili cudzych GRZECHÓW, sądząc, że bronią „świętości Kościoła.”

Ale brat Moris przedstawia także „egzotyczny” z naszego punktu widzenia obraz Kościoła francuskiego – tego przedziwnego Kościoła „bez średniego pokolenia” który tworzą albo wymierający starsi wierni – albo coraz liczniejsi młodzi, skupieni w wielu wspólnotach „nowego typu” (jak choćby Chemin Neuf, Wspólnota Błogosławieństw i wiele, wiele innych).

Brak powołań kapłańskich „wymusił” też na tym Kościele wiele zmian organizacyjnych. Tradycyjne „parafie” coraz częściej zastępuje się w nim większymi jednostkami, tzw. „wspólnotami lokalnymi” – co tylko potwierdza moją dawniejszą intuicję, że Kościół (przez duże K:)) może doskonale istnieć bez… kościoła parafialnego z proboszczem i kancelarią…

We wspólnotach tych wierni świeccy robią WSZYSTKO to, co nie wymaga bezpośredniej obecności kapłana – nawet celebrują sami liturgię niedzielną „bez księdza”, jeśli jest taka potrzeba. Kapłan wizytuje poszczególne wspólnoty tylko raz na jakiś czas, konsekruje nowe hostie, udziela rozgrzeszania…

Taka rola księdza każe mu przychodzić do parafii bardziej, jako ten, który ma służyć, niż jako ten, który przychodzi się w niej „porządzić.” Z drugiej strony, zauważa brat Moris, także świeccy odkrywają, że nie są przecież w Kościele dziećmi. Inaczej mówiąc: muszą przeistoczyć się z biernej „publiczności” („no, ciekawe, o czym tam znowu będzie pieprzył ten nieżyciowy klecha!”) w świadomych uczestników. A jeszcze prościej: jeśli chcesz mieć liturgię niedzielną (która „należy Ci się, jak psu zupa!”:)), jakąkolwiek liturgię – to… sam ją sobie przygotuj!

A dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo sądzę, że za kilkanaście, najdalej za kilkadziesiąt lat także Kościół katolicki w Polsce będzie wyglądał tak, jak ten opisany w książce brata Morisa. I kto wie, może to nawet lepiej.

Jezus mówił, że Jego uczniowie mają być „solą ziemi” – a soli przecież nie musi być dużo (a jeśli jest jej za dużo, potrafi nawet”zagłuszyć” sobą wszystko inne :)). Ważne, by nadawała życiu smak…Prawda?


  

46 odpowiedzi na “Kościół Małych Braci”

  1. Chyba przeczytam i ja ksiazke … uwielbiam sposob w jaki piszesz… nie tylko potrafisz ujac w slowa mysli ale tematy Twoich notek daja do myslenia i poszerzaja horyzonty myslowe mojego swiata … pozdrawiam i caluejZagubiona

    1. Dziękuję, Paulo. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko jest w porządku – albo przynajmniej zmierza ku lepszemu… Wiesz, zamieściłam tu zdjęcie brata Morisa (takie samo jest także na okładce książki), bo urzekł mnie jego ciepły i pełen sympatii sposób patrzenia na świat. Chciałabym się nauczyć takiego spojrzenia… A bardzo często widzę, ile mi jeszcze do tego brakuje. Jak w toku burzliwych dyskusji na tym blogu nagle zamykam się na drugiego człowieka i okopuję na własnych, z góry upatrzonych pozycjach. W „Nieszporach Ludźmierskich” Jana Kantego Pawluśkiewicza jest taka fraza, którą bardzo lubię: „Kiedy trwogi nie mam Boga, to nie brata widzę – WROGA.” No, właśnie… Wychodzi na to że we mnie tej „bogobojności” jest wciąż jeszcze jak na lekarstwo.

  2. Nie wiedziałam nawet że istnieją mali Bracia Jezusa. Dziękuję za informację i przedstawienie tak sympatycznej postaci Brata Morisa. To już będzie druga pozycja na mojej liście „książek do przeczytania” 🙂 A ja polecam „Bajki Chińskie” Zbigniewa Królickiego 🙂

    1. To tylko dowodzi tego, jak dobrze wtopili się w otoczenie. 🙂 Pisałam już o tym do Maran w innym miejscu, ale powtórzę i tutaj, gdzie lepiej pasuje. Brat pisał też o oburzeniu niektórych księży z Polski, że na Zachodzie tylu ludzi przystępuje do komunii bez spowiedzi. „W jakimś sensie mają na pewno rację – napisał -ale któż może powiedzieć na pewno, czy taka „świętokradcza” komunia nie stanie się w tym człowieku początkiem czegoś dobrego, nawrócenia, przemiany?” Wydaje mi się, że Kościół nie tyle powinien być „strażnikiem” sakramentów (określającym bardzo rygorystycznie , kto może z nich korzystać) co ich jak najhojniejszym „rozdawcą.” Myślę, że nikomu, kto szczerze pragnie Boga nie należy Go odmawiać, kwestię ewentualnej „profanacji” pozostawiając sumieniu wiernych – poza jaskrawymi przypadkami. W końcu Jezus sam „wydał się w nasze ręce” – i nie były to bynajmniej kryształowo czyste ręce ascetów i świątobliwych dziewic, lecz ręce, które Go zabiły… Sam mówił: „Przyjdźcie do Mnie WSZYSCY, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię!”- a nie: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście Mnie godni!” (bo tak naprawdę my nigdy „godni” nie jesteśmy:)). Jest na pewno wielu ludzi, którzy są „utrudzeni i obciążeni” i którzy chcieliby przyjść do Jezusa, ale im „nie wolno.” I w ten sposób to, co miało być „lekarstwem dla grzeszników” staje się pewnego rodzaju „nagrodą za dobre sprawowanie.”

      1. Dlatego mnie przestało „szokować” brak spowiedzi na zachodzie. prawdą jest, że pojęcie o grzechu to oni blade mają i rzadko wiedzą , że wystapili przeciwko „bratu”, ale z drugiej strony, czyż wieksze pojęcie o grzechu miał ten moj sasiad ( opisany w jednym z komentarzy pod poprzednim postem), ktory szedł do spowiedzi, ale zanim to miało nastapic to chciał se użyć? W sumie na jedno wychodzi. I kościol polski niech tak formy nie broni, bo ona o niczym nie świadczy.

        1. Po części masz rację, Maran – ale tylko po części. Prawdą jest, że FORMA może łatwo stać się pustą „formułką” – niemniej i istotna TREŚĆ rzadko potrafi się ostać bez konkretnej formy. Jeżeli wierzymy tylko w nieokreślone „coś” i nie za bardzo wiadomo, co to takiego jest, to w zasadzie nie wierzymy już w nic (jak ta szwedzka pani pastor, która stwierdziła, że „wierni” z jej kościoła nie muszą nawet wierzyć w Boga) – albo (co na jedno wychodzi) jesteśmy w stanie uwierzyć we wszystko. I to jest chyba główne zagrożenie płynące np. z New Age – choć odnajduję i w nim wiele cennych elementów (w końcu to przez ten nurt odkryłam na nowo chrześcijaństwo:)): że zrównuje rzeczy ciekawe i ważne (jak np. tradycje apokryficzne, buddyzm zen, Kabała czy ziołolecznictwo) z głupimi czy wręcz szkodliwymi, mieszając je wszystkie w jedną, łatwo strawną duchową papkę.

          1. No cóż sa tacy, ktorzy potrzebuja religii jako tratwy -przewoźnika do Boga, sa tacy, którzy potrafia pływac sami- to nie moje , to de Mello- uznany został przez polski kościól za new age i nie jest wznawiany z tego powodu.Sa tacy, którzy potrzebuja formy, azeby trtafiła do nich treśc i tacy, którzy jej nie potrzebują. A sa i tacy którym zadna forma nie pomoże:))

          2. Jeśli rzeczywiście wierzysz w to, co napisałaś, to oznacza to, iż w gruncie rzeczy nie wierzysz. Wygląda na to, że choćby życie sakramentalne jest dla Ciebie abstrakcją. Tymczasem ja wierzę np. w to, że Alba nie mogąc uczestniczyć wprost w życiu sakramentalnym, uczestniczy w nim całkiem realnie, zyskując te same łaski co ci, którzy przystępują do komunii w sposób widoczny. Innymi słowy wierzę w moc sakramentów nawet wtedy, gdy nie ma widocznego znaku. Ale to możliwe jest tylko w kościele., a nigdy poza nim.Nie ma ludzi, którzy sami potrafią pływać; ściślej są tacy pływacy, ale oni płyną sami do siebie, a nie do Boga.

          3. „Jeśli to napisalas to oznacza…..”ojejku:) Ja to dobrze że mamy takich ktorzy tak dobrze wiedza co „coś” oznacza. Po co tak naprawdę chodzisz do kościoła? W jakim celu? Po to azeby spotkać się z Jezusem? Tylko tam można go spotkać? A jak nie w tym celu to konkretnie w jakim? Wiesz? To co Alba napisała co brat Moris o owej świętokradczej komunii powiedział mnie się bardzo spodobało. Ale znam „tabuny” katolików, którzy by się za głowy złapali, cóz to braciszek bredzi. Skandal itd…. Jakbym poleciła to jako lekturę mojej koleżance katechetce to juz sobie wyobrażam jak biega po kuriach i prosi aby brata Morisa” nanieśc na listę” ksiąg niewznawianych.Po iluś tam latach zycia na zachodzie dochodzę do wniosku, ze katolicyzm nie jest jednorodny. Nasz polski różni się od niemieckiego, niemiecki od francuskiego i często wydaje mi się ( zajeżdżając do Polski) , że ja i moje koleżanki w Polsce to jakby dwa inne wyznania. A przecież te same odgorne wytyczne co do przyjmowania sakramentów, sposobu ich przyjmowania, a jednak inaczej…..I kto ma rację? Czyja tratwa dopłynie do Boga?I teraz po zetknięci się z obcokrajowcami ( na kursach językowych) szczegolnie z tymi, którzy wyznają islam mam wrazenie, że nie różnimy się tym, że my wiemy najlepiej. Oni też wiedzą najlepiej. inni tez wiedzą najlepiej. Tylko Mahomet i dlaczego nie chcesz przyjąc ich prawdy najprawdziwszej. Nie przyjmę, bo moja prawda jest najprawdziwsza. No to okazuje się, że błądzę i Jezus mnie nie zbawi, bo to Mahomet wskazał najwłaściwszą drogę. Czyli tak naprawdę kto? A jak spotkamy sie tam wszyscy to tylko dzięki temu, że to w imię Jezusa się stało? I co, pójdą na to islamiści w niebie, czy dalej będą nas nawracać ? I mówić, ze to nie Jezus tylko Mahomet. Kto był najwiekszym poetą? Słowacki, bo wzrusza…. Ale mnie nie wzrusza. Jak to!? Wszystkich wzrusza, bo był (jest) najwiekszym poetą……..Ale …..Jak z „Ferdydurke”. OCZYWIŚCIE nie ma co takiego porównania do Jezusa odbierać. Bo tylko Jezus jest DROGĄ, PRAWDĄ I ŻYCIEM. Podobało mi sie to co Dalajlama powiedzial podczas wizyty w Polsce. dziennikarka zapytała go czy przyjechał nas nawracać. A on, ze nie, że na naszym terenie i w obszarze kulturowym sprawdzają się inne „rzeczy” niż u nich i on nie zamierza tego zmieniać. Jeżeli o islam chodzi, jakby nie było wiele chrześcijanek przechodzi na islam i twierdzą , ze dopiero teraz znalazły sens życia. To one na pewno nie były głęboko wierzące- można powiedzieć. Jakie były to nie wiem, ale wiem, że kilka mi znanych było głęboko praktykujących. A ja mam jednego dosyć. Tego, że moje jest najmojsze! I tego, że źle wierzysz siostro, bo to jest tak…..Pozdrawiam:)))) ***

          4. Strasznie się obruszyłaś na to, co powiedziałem, ale powiedziałem bardzo trafnie – inaczej nie starałabyś się zagłuszyć tego, co powiedziałem, aż takim potokiem słów! A moja wiara jest „najmojsza” i Tobie życzę, byś kiedyś również dorosła do takiego stwierdzenia. A Jezus Chrystus jest jedyną drogą i nie ma innej drogi! I jest to droga dla każdego – również tych, którzy go nie poznali. I sakramentów nie ma poza kościołem – Twojego stanowiska nie da się pogodzić z wiarą w moc sakramentów (chyba, że nie zwraca się uwagi na logikę wywodu – ale w tym na mnie nie licz, bo z zawodu jestem programistą).

          5. Ależ ja też wierzę , że Alba uczestniczy w życiu sakramentalnym kościoła. Tyle tylko co z takimi, którzy nie chodzą do niego, za kościół ( ten jedyny, prawdziwy) sie nie uznają a….. zostana zbawieni? Bo mi to takie slowa zapadły kiedyś tam i tego się trzymam, że serc ludzkich nie znamy, zna je tylko Bóg i kogo po drugiej stronie spotkamy? Mozemy sie zdziwic, ze np.:sąsiada, który w niedzielę na ryby chodził a nie do kościoła.Ale zbawienie to przeciez tylko poprzez tą wąską drogę, a zna ją oczywiście tylko kościół. Dodajmy, ze ten kościól KRK. Tyle tylko, ze moglibyśmy pokusic sie o uścislenie, który? Polski, niemiecki, francuski…… ?

          6. Maran, ja wierzę (i brat Moris także – jego „bluźniercza” książka ma tytuł „Wierzę w Kościół”) – że Kościół powszechny jest tylko jeden – i obejmuje także innowierców, ateistów… Choć każdego na inny sposób – niekoniecznie widzialny. Ale czy naprawdę sądzisz, że Bóg kocha tylko wierzących w Niego, a Jezus umarł tylko za katolików? Ja w to nie wierzę. A co do tych chrześcijanek, które przechodzą na islam (judaizm, cokolwiek innego…) to może nie tyle wina ich „słabej wiary”, co raczej ich Kościołów, które przestały zaspokajać ich duchowe potrzeby (np. głosząc, że „Bóg katolików jest zły i karzący – a jak dokonałaś aborcji, to już nie wyjrzysz z piekła!” lub przeciwnie, że „wystarczy tylko „w coś” wierzyć – nieważne, co to jest). Jeśli człowiek nie może (nie zawsze z własnej winy) znaleźć Boga na jednej ścieżce, zaczyna Go szukać na innej – bo ku temu jesteśmy stworzeni. Tak dzieje się zawsze, gdy „sól” utraci dla nas smak.

          7. :))) Nigdzie nie mam ochoty sie cofać:))):) Ale z grzeczności podziękuję za „dobrą podpowiedź” co powinnam przeczytać:)))))

          8. No to widzę, że to Twój pogląd na świat jest „najmojszy”, skoro nie masz odwagi przeczytać tego, co napisałem ćwierć wieku temu. Tylko ten Twój „najmojszy” coś jest strasznie słaby, skoro tak się boisz (ale tak to jest, jak w „swoich” poglądach idzie się tylko za modą).

          9. Mój poglad na świat jest najmojszy? A dlaczegóż by nie? Skoro Twój jest dla ciebie najtwojszy, to mój jestdla mnie najmojszy:) Dlaczego moda? Świat nie stoi w miejscu. Ludzie sie rozwijają. dowiaduja sie nowych rzeczy o świecie, o sobie samych, o swojej historii. Trudno jest 'trwac’ niezłomie przy teologii sprzed 500 lat skoro tyle nowych rzeczy przez ten czas odkryto. I odkrywa się nadal…..

          10. Świat się zmienia – ale czy zawsze rozwija? Czasami się cofa – klasycznym przykładem jest New Age, który cofa człowieka w jego rozwoju o wiele, wiele lat.

          11. Przepraszam, że się wtrącę. Znam kogoś, kto stał się lepszym człowiekiem pod wpływem książek i myśli wyrastających z New Age. I jeśli o mnie chodzi, to może mieć swoją „fazę” na medytacje i co tam jeszcze, jak tylko długo zechce, skoro wydaje to dobre owoce.

          12. Żeby daleko nie szukać, ja jestem taką osobą. 🙂 Przeszłam przez „swoją” fazę New Age, odkrywając na nowo chrześcijaństwo. Dlatego daleka jestem od potępiania w czambuł wszystkiego, co za New Age się uważa, choć – jak zawsze – radzę zachować ostrożność i zdrowy rozsądek. „Nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga.”, „…abyście nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki.” „Wszystko badajcie – a co szlachetne – zachowujcie.” Myślę, że te proste zasady powinny obowiązywać nie tylko chrześcijan. 🙂

          13. No właśnie – tak myślę, że i New Age może „opętać” kogoś do stopnia fanatyzmu, ale nie można mówić, że to samo zło. Bo jeśli widzę człowieka, który z nieczułego sobka staje się kulturalnym, uczynnym człowiekiem po przeczytaniu kilku książek zawierających elementy New Age – to nie uwierzę w żadne szufladkowanie.

          14. Ale takie fakty wcale nie nobilitują New Age’u – świadczą jedynie o tym, że czasami Bóg ma spore z nami kłopoty i nie ma innego wyjścia, jak złowić nas poprzez fałszywe błyskotki.

          15. Leszku…nawet w szambie można czasami złowić zagubiony diament – choć prawda, że można się przy tym nieźle pobrudzić. 🙂

          16. Leszku, a ja jednak wierzę, że i w szambie czasem można znaleźć prawdziwy klejnot, choć i to prawda, że nie należy się tam zapuszczać bez potrzeby i bez przygotowania – bo zwykle przy takich poszukiwaniach można się nieźle pobrudzić. 🙂 A i utopić. Znałam dostatecznie dużo osób, które wiedzione pragnieniem znalezienia „prawdy” dawały się wodzić za nos ewidentnym oszustom, by zachowywać zdrową ostrożność.

          17. „Jeśli rzeczywiście wierzysz w to, co napisałaś, to oznacza to, iż w gruncie rzeczy nie wierzysz. ” Panie Leszku, masło maślane. Jeżeli wierzysz w to co napisałas to w gruncie rzeczy nie wierzysz. Jak to? To w gruncie rzeczy jest tylko jedna wiara? W gruncie rzeczy ta, którą wyznajesz? Wierzę w pewne sprawy, ale mam wrazenie, ze inaczej niż Ty, co w gruncie rzeczy oznacza, ze nie wiadomo kto z nas „dobrze” wierzy:) Ale mam wrazenie, ze wierzymy oboje.Człowiek tak juz ma, ze w coś raczej wierzy:) Nawet ateiści:)) Panie programisto! Powalił mnie Twój ścisły umysł i ścisłe wywody:) I po co to wylatywac od razu kim sie jest? To nie jest absolutnie ważne:))Ja równiez uznaję, że Alba w zyciu sakramentalnym kościoła udział biierze, ale nie z powodu tego, ze do niego chodzi i tylko tam następuje owa „wiekoponma chwiła”, albo, z tego powodu, że się za kościól uznaje.Albo ta nasza wiara… jak juz ktos złóżył śluby kapłańskie to z „urzędu” ma pewne charyzmaty, czy je chce, czy nie, czy o nie prosił, czy nie. Ot tak ryczałtem ci daliśmy. Wszyscy mamy te same charyzmaty. Urząd na nic tu. W ogóle nie kapuję tego wywyższenia. Kałanem mozna byc nie przevhądząc owych „stopni wtajemniczenia” , które kościól nazwie formacja. Nic tu urząd, hierarchia…..sami sobie ja stworzyliśmy. Jesteśmy równi przed PAnem, nie ma hierarchii. Ja mam takie wrazenkie, ze on nie rozumie naszej hierarchii.Pozdrawiam:))

          18. Znowu strasznie dużo słów, ale wyraźne problemy z zachowaniem logiki wywodu. Jeszcze raz: Po pierwsze sakramenty są jedynie w kościele – nie ma ich poza kościołem (wiele wyznań chrześcijańskich uważa wręcz, że ich w ogóle nie ma). Skoro więc mówisz, że jest zupełnie obojętne, czy człowiek jest we wspólnocie kościoła, czy nie, to tym samym mówisz, że sakramenty nie mają żadnego znaczenia. Nie można jednocześnie twierdzić, że przynależność do kościoła nie ma znaczenia i jednocześnie wierzyć w moc sakramentów – to jest sprzeczność! Na coś musisz się zdecydować. A na swój zawód się powołałem, bo są zawody, które można uprawiać całymi latami mimo problemów z myśleniem logicznym, a są takie, w których jest to niemożliwe – zawód programisty jest w czołówce tych ostatnich; skoro więc ja mimo mojego wieku utrzymuję się w tym zawodzie (mało – zajmuję się szkoleniem programistów), to to powinien być dla Ciebie sygnał do zastanowienia się, czy to Ty nie popełniasz błędu w swoim myśleniu.O – i to tyle. To na co decydujesz się, na to, że to obojętne, czy ktoś jest w kościele, czy nie, czy też na to, że moc sakramentów, to tylko wymysł kościoła?

          19. Zauwazam, ze w „slowotoku” zaczynasz mi dorównywać, jak nie przewyższać:)) Po pierwsze ustalmy, czyli przynależnośc do kościoła to bilet na „tratwę” z sakramentami? I nie wazne, czy te sakramenty połykasz, czy cie namaszcza nimi, czy zrobisz to na zasadzie powiedzenia komus cos przeskrobał a on cie „rozgrzeszy” bo tylko on ma tą moc….czy po prostu mówisz: ” ok ludziska jestem z Wami” i juz gra gitara…Do czego ONe? Do zbawienia, a jezeli po drugiej stronie zetkniesz się z ludźmi, którzy tego nie czynili, a pomimo wszystko będą z Tobą. Którzy nie określili się jako kościól. To co wtedy? Skąd oni czerpali moc aby sie „tam” z Toba znaleźć? W zyciu sakramentalnym udziału nie brali, więc skad? Moze tratwy nie potrzebują? Moze maja ciut wyższą swiadomośc? Może ten sam rodzaj odczuć i pozytywów czerpali skads, co nie mialo w sobie nic z magii i tajemnicy KRK? Tak to oni byli kościołem. a jakby ci odpowiedzeli, ze moze i tak ale nie w taki sposób byli kosciołem w jaki Ty sobie to wyobrazasz. I nie w tym kościele, w ktorym Ty byłeś……Aha i to, ze brak mi odwagi aby poczytac ów wzniosły i jedynie prawdziwy felieton o sprawie u ciebie… to taki typowo niziutki chwyt psychologiczny. taki jak u dzieci. Onie tez gadaja cos bez pokryć: ” Jestes głupi”, ” Nie, nie jestem”, „Jestes, bo mi ksiazki nie pożyczyłeś”, „Mamo on mówi, ze jestem gupi….”Wysil się plissssss. Nie zachęcisz mnie poprzez chwyty „ponizające” i imputujące.

          20. Bardzo mi przykro, ale to, co piszesz, to bełkot – skoro jesteś najmądrzejsza na świecie, to sobie bądź – nie odczuwam potrzeby „nawracania” Ciebie. Dałem Ci namiary na pełen wywód, jak to jest, że planem zbawienia są objęci wszyscy ludzie – nie chcesz tego czytać, to nie czytaj (to jednak potwierdza tylko Twoje obawy o zachowanie tych niby to „swoich” poglądów). A Twoja wypowiedź była półtora raza dłuższa, niż moja.

          21. Z tym się zgodzę, ze planem zbawienia są objęci wszyscy ludzie. Tyle tylko, że ty wywyższasz mocno zycie sakramentami i bycie czlonkiem kościoła. Życie sakramentami? Czyli zycie sakramentami w kościele KRK, bo nie przypomina sobie aby inne „kościoły”- wyznania mialy „To coś”. Ale co z tego, że „pełnia mocy” znajduje sie li tylko w KRK, skoro…. jezeli ktos zyje tym zyciem sakramentalnym- przynależy-, to efekt powinien byc widoczny na zewnątrz, w kontaktach i współżyciu z innymi. Moze nie od razu, ale kiedys tam powinien. Nieprawdaż? Czyż nielogiczny to wywód? I ilu zyje owym życiem sakramentalnym i………jak żyje? Nie powiem i w KRK zdarzaja się ludzie dobrzy, ale czyż ci z innych wyznań nie mogą się i takimi u siebie poszczycić? A czy nie ma ateistów z sercem na dłoni? Znałam kilku prawych komunistów…..

          22. Przeczytaj w końcu to, co napisałem, bo nie mogę dyskutować z w obronie poglądów, których nie głoszę, a które uparcie mi wmawiasz. A niestety Twoje poglądy są z kolei tak odległe od prawdy, że nie nadają się jako początek dyskusji – bardzo chcesz udowodnić swoją tezę, jednak opierasz się na fałszywych przesłankach. Po pierwsze Twoja wiedza na temat różnych wyznań chrześcijańskich jest bardzo nikła, skoro sądzisz, że tylko w KK są sakramenty. Po drugie Twój wywód jest nielogiczny, bo nie uwzględnia tego, że człowiek jest wolny. Proszę Cię bardzo zapomnij przez chwilę, że jesteś najmądrzejsza na świecie – jak przez chwilę nie będziesz tak myśleć, to bardzo dużo na tym możesz zyskać. Spróbuj i sama zobacz, czy to Ci się opłaca, czy nie?

          23. Uff … przeczytałam:) No słyszałam to nie raz, tylko potem z załacznikiem, że oczywiście miłości nie ma poza kościołem, W takim wypadku trzeba by bylo uznać, że wszyscy, którzy kochaja są kościołem, ale jak to niektórzy kapłani potrafią- skoro do koscioła nie chodzisz to jaki z ciebie kościół? Czyli ta MIŁOŚĆ PRAWDZIWA jest ograniczona do tych, którzy praktykują są KRK. To mnie sie nie podoba. Ja ciebie „znam”.To ty jesteś od tego tekstu, który wyprodukowałeś rok temu „przeciwko” temu małżeństwu protestantów, co to ich za „prowadzonych” przez szatana uznaliście, bo jak to Papież nie był Wielkim Polakiem i Świętym i Nezwykłym ? I ze sie myla, błądzą i w ogółe…. Dziewczyna prawie, ze „płakała”, a ty i inni jak taran, ze oni bładzą i szatan ich prowadzi i ze ioczywiście o tym nie wiedzą….No tak, faktycznie, to by potwierdzało mi słowa co niektórych kapłanów: „prawdziwej miłości nie ma poza KRK”.

          24. A Ty nie potrafisz uwolnić swojego umysłu i przestać wszystko szufladkować? Czy ja gdziekolwiek napisałem, że poza KK nie ma zbawienia? – nie wmawiaj mi takiego tekstu, bo nigdy tak nie uważałem. Co z drugiej strony nie zmienia faktu, iż jestem całkowicie przekonany, że właśnie KK najmniej zniekształca obraz Boga (każde ludzkie spojrzenie będzie zniekształcone, bo tylko Bóg ma prawdziwy obraz samego siebie, ale KK zniekształca najmniej). A co do szatana, który posługuje się ludźmi dla swoich celów, to nadal tak twierdzę – wykorzystuje i to jeszcze jak! Jemu przecież nie zależy na człowieku – on ma swoje plany i posługuje się każdym, kto tylko da się przez niego podpuścić.

          25. Religia nie jest „tratwą do Boga”! – raczej do innych ludzi! (z łac. „religare” – wiązać (się) ze sobą) Wbrew bowiem temu, co pisał Różewicz, raczej nie będziemy „zbawieni pojedynczo.” To piękna teoria, że człowiek może „sam znaleźć drogę do Boga” (bez oglądania się na innych) – i być może nawet jest to prawda w poszczególnych przypadkach, ale doświadczenie uczy, że często ci, którzy mówią „przecież mogę modlić się sam!” z czasem przestają się modlić w ogóle. Po prostu samotny teista jest trochę jak głownia wyjęta z ogniska i położona na wilgotnej ziemi (tak się obecnie czuję). Oczywiście, można samotnie zdobyć Everest lub opłynąć świat dookoła (jak ostatnio próbowała jakaś nastolatka) – ale BEZPIECZNIEJ jest płynąć w grupie. 🙂 Poza tym, cóż to za „wierzący” który twierdzi, że kocha Boga – ale nie umie się dogadać z ludźmi, którzy też Go kochają (po swojemu)?(„Chodziłbym nawet (łaskawie!) do kościoła , gdyby nie to, że ksiądz ględzi, zakonnica przynudza, a te babcie moherowe tak strasznie zawodzą!”:)). A co do de Mello to NIE CAŁY został „uznany za New Age” tylko jego ostatnia książka (Przebudzenie) budzi pewne wątpliwości, przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo nawet, czy on sam ją napisał (została wydana już po jego śmierci – tak więc ktoś, kto ją redagował, mógł mu przypisać jakie chciał poglądy…)

      2. I z tym też się zgadzam 🙂 A komunia bez spowiedzi indywidualnej była szokiem dla mojej kuzynki kiedy wyjechała ładnych parę lat temu do pracy do Belgii. Ostatnio trochę podczytuję Biblię i czasem też mam potem mętlik w głowie (np. z listów apostolskich: św. Paweł najpierw pisze o szanowaniu różnych zwyczajów pogańskich dotyczących spożywania pokarmów i postu twierdząc, że nie jest ważny zewnętrzny obrządek a czystość serca, podobnie traktuje obrzezanie, a później rygorystycznie odnosi się do nakrycia głowy kobiet i mężczyzn, w tym przypadku również „zewnętrzny” obyczaj ma być najważniejszy). Można się kurcze blade pogubić 😉 A ja już jako kilkuletnie dziecko (5-6 lat) czułam wewnętrzny sprzeciw przed tym, aby „w kościółku” zostawać w czapce podczas gdy koledzy czapki ściągali. Mówiono mi, że ściągając czapkę okazują szacunek Bozi, to jak miałam nie zrobić tego samego? W końcu wymyślałam wymówki, że się pocę albo głowa swędzi, byle tylko dziadkowie pozwolili tą czapkę zdjąć ;););)

        1. Barbaro, tylko podając przykład z nakryciami głowy, przypomniałaś, że kościół tak naprawdę nigdy nie był zbyt rygorystyczny – gdy tylko zapanowała moda na bogate peruki (reklama plusa ostatnio korzysta z tego motywu), to nakrycie głowy u kobiet stało się zaledwie dodatkiem – ale takim, którego nie dawało się łatwo zdjąć.

          1. Barbaro, ta cała historia z nakryciami głowy (która trwa nadal np. w judaizmie i islamie) wynika z prastarego, męskiego przekonania o erotyzującej sile długich, kobiecych włosów (zastanawiałaś się kiedyś, ile aktorek porno ma włosy długie, a ile krótkie czuprynki?:)). To dlatego faryzeusze byli tak zgorszeni, gdy „jawnogrzesznica” zaczęła ocierać Jezusowi stopy swymi włosami – odczytali to jako jednoznacznie seksualny gest. I dlatego uznano, że lepiej będzie, gdy kobiety na czas modlitwy będą zakrywać głowę – aby nie wodzić mężczyzn „na pokuszenie.” Może dziś należałoby wprowadzić zakaz noszenia w kościele „dekoltów do pępka”?:) W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi… Niedobrze się tylko stało, że Paweł zrobił z tego „znak poddania” kobiet mężczyznom, zgodnie z duchem swojej epoki. Tym bardziej,że nakaz nakrywania głowy (na znak szacunku właśnie!) w Izraelu obowiązywał także mężczyzn. Widzisz, ZNAKI są kwestią umowną – w kulturze zachodniej żałobę oznacza czerń, ale w Japonii – biel. Liczy się tylko to, co chcemy przez nie wyrazić. I jeśli jakaś dziewczyna czuje, że najlepiej wyraża Bogu swoją miłość i szacunek, modląc się z rozpuszczonymi włosami – to dlaczego by nie?:)

          2. No to mnie nigdy ten zakaz nie powinien obchodzić, bo fryzurę miałam od dziecka chłopięcą 😉 Natomiast trochę rozbawiło mnie zdanie z listów apostolskich jak to „sama natura” wskazuje na to, że mężczyźni mają włosy krótkie, a kobiece włosy to strój 🙂 I to w czasach kiedy wiele ludów, nie tylko barbarzyńskich nosiło włosy długie :):):)

          3. Leszku, nie pisałam o Kościele tylko konkretnie o listach apostolskich. A tradycja zmieniała się wielokrotnie, ostatnio mamy przykład w zniesieniu wigilijnego postu od mięsa.

  3. Prawda! 😀 Nigdy nie patrzyłam na fragment o soli z tej perspektywy. Zawsze było to dla mnie dosyć niezrozumiałe i nie wiedziałam o co chodzi. Rzuciłaś mi inne światło na tę myśl, dziękuję bardzo! 🙂 a co do Kościoła Małych Braci – podziwiam. Naprawdę, podziwiam. http://www.jestespiekny.blog.onet.pl

  4. Witaj, Albo. miałam okazję w tym tygodniu w czwartek byc na mszy, a był to pierwszy dzien miesiąca, więc ksiądz miał duzo do powiedzenia wiernym.i własnie między innymi mówił, ze „wszyscy jestesmy kapłanami”. to nawet miłe było, dopóki nie powiedział, ze teraz wykłada liste i maja się wierni wpisywac, co kto zrobi jak obraz bedzie w parafii…. wydało sie dlaczego nagle wszyscy sa kapłanami. dobrze, ze chociaż tylko „wykłada liste” bo znam i taki przypadek, ze po domach chodził i zmuszał. pozdrawiam

  5. Witam. Kiedyś przeczytałam artykuł na onecie, w którym opowiadała Pani swoją historię. Dzięki niemu trafiułam tu, na tego bloga, często go odwiedzając i komentując od czasu do czasu. Ale mam pytanie. Gdzie można znaleźć ten artykuł? Chciałabym go jeszcze raz przeczytać, ale nie pamiętam nawet na jakiej stronie się ukazał. Może mogłaby Pani podać odnośnik do niego?Z góry dziękuję i życzę szczęścia. Cieszę się bardzo, że wszystko u Pani tak dobrze się ułożyło. Ja jestem w podobnej sytuacji, ale dopiero muszę podjąć ważną decyzję, która zaważy na dalszych naszych losach… Pozdrawiam! 🙂

    1. Droga moja, ja też już nie pamiętam adresu tej strony (tak dawno to było :)) – ale napisz do mnie na maila, spróbuję poszperać w archiwum.

  6. Witaj Ostantnio mam od Ciebie komentarz na moim blogu http://www.izrael..blog.onet.plw sprawie kobiet czy mogą nauczać.Biblia mówi że kobieta ma takie samo prawo nuczać jak i mężczyzna ja mam tu na myśli kobiety , które są do tego powołane tak samo i mężczyźni , którzy nie są do tego powołani nie prawa nauczać,żebyśmy nie popdli w skrajność.A Swoją drogą ładny masz blog bardzi mi się spodobał Pozdrawiam.

  7. Mali bracia prezentują sobą to, jaki powinien być Kościół. Oni mogliby mnie pouczać. Ci księża którzy jeżdżą mercedesami, mają kochanki, stawiają potężne kościoły, upominaja się o pieniądze u wiernych – nigdy nie pozwolę aby mnie taki pouczał. Sam żyjąc w grzechu, łamiąc złożone sluby nie ma do tego prawa.

    1. Wiesz, cały problem polega na tym, że w Kościele nikt nikogo nie powinien „pouczać.” 🙂 Ani księża grzesznych ludzi, ani ludzie grzesznych księży (chyba że sami uważają się za absolutnie czystych i bez grzechu:)) – za to wszyscy powinni się ze SWOICH grzechów nawracać. Nawiasem mówiąc, nawet jeśli ktoś nie żyje tak, jak naucza, to jeszcze nie znaczy, że to, co mówi, to nieprawda. Wyobraź sobie narkomana, który poucza młodszą siostrę: „Mała, dobrze ci radzę – nie ruszaj tego świństwa!” Nie ma racji?:)

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *