Nie tylko Nostradamus.

Wydaje się, że ostatnio żyjemy w tak niespokojnych czasach (choć tutaj od razu należałoby się zastanowić, czy jakiekolwiek czasy były rzeczywiście „spokojne”?:)), że siłą rzeczy namnożyło się różnych przepowiedni, dotyczących przyszłości i końca świata. (Dziś np. Onet przypomniał postać współczesnej niemieckiej mistyczki, Teresy Neumann <1898-1962>)

Wśród nich oczywiście poczesne miejsce zajmują tzw. „przepowiednie Nostradamusa” – przy czym warto pamiętać, że jego dzieła dotarły do nas jedynie we fragmentach, oraz że dziś już nie sposób dociec, co w nich jest rzeczywiście jego autorstwa, a co pochodzi z innych źródeł. Osobiście wydaje mi się, że zawiły, nasycony symboliką i alegorią język tychże „proroctw” sprawia, że każdy może z nich wyczytać, cokolwiek zechce. Domyślilibyście się na przykład, że wyrażenie „kiedy zwierzę  oswojone przez człowieka nauczy się mówić” niektórzy interpretują, jako zapowiedź… wynalezienia radia?:)

Czyniąc od razu zastrzeżenie, że nikt nie ma obowiązku wierzyć w żadne „objawiania prywatne” (są to przede wszystkim te, które nastąpiły już po „zamknięciu” Biblii), nawet takie, które zostały oficjalnie uznane przez Kościół, jak objawienia siostry Faustyny Kowalskiej – tak więc nawet jeśli ktoś nie wierzy, że Jezus rzeczywiście się jej ukazywał, nie grzeszy – muszę powiedzieć, że mnie osobiście znacznie więcej dają do myślenia „historyczne” wizje przypisywane św. Otylii, mistyczce z VIII wieku. Wydaje mi się, że przepowiednie, jakie przedstawia ona w swoich listach do brata, Hugona, są dużo bardziej plastyczne i konkretne niż w przypadku Nostradamusa.

Oddajmy jednak na chwilę głos jej samej*:

„Nadchodzi czas, kiedy Germanie będą nazywani najbardziej wojowniczym narodem świata. Ten czas wypełni się, gdy z łona germańskiego narodu wyjdzie straszliwy niszczyciel, który rozniesie po świecie wojenną pożogę. Żołnierze będą go nazywać Antychrystem. Będzie on przeklinany przez tysiące matek, które nad stratą swych dzieci będą lamentować niczym biblijna Rachel. Nie znajdą one pocieszenia, ponieważ ich domy zostaną na zawsze zburzone. Niszczyciel przyjdzie na świat w krainie Dunaju. Wojna, którą wznieci, będzie najokrutniejszą, jaką człowiek zdołał kiedykolwiek wywołać. Jego wojowników będzie widać wszędzie. Będą nosić pochodnie w rękach, a w ich hełmach odbijać się będzie światło ognia. Nikt nie zdoła zliczyć okrucieństw, których dokonają.”

Myślę, że nie od rzeczy będzie w tym miejscu przypomnieć, że Adolf Hitler urodził się w austriackim miasteczku Branau am Inn, tuż przy granicy z Niemcami… O słynnych, nazistowskich marszach z pochodniami (i późniejszych okrucieństwach) nikomu chyba przypominać nie trzeba.

I dalej pisze Otylia: „Niszczyciel będzie zwyciężał na lądach, morzach, a nawet w powietrzu, ponieważ jego wojownicy będą mieli skrzydła. Będą oni dokonywać niewiarygodnych ataków z nieba i rozniecać gigantyczne pożary w miastach w różnych częściach świata. Wody rzek będą czerwone od przelanej krwi, a w morzach i oceanach pojawią się potwory siejące strach, śmierć i czarne burze. (…)Wojna będzie długa, a Niszczyciel osiągnie szczyt swych triumfów w szóstym miesiącu drugiego roku wojny. Owo apogeum  jego sukcesów zakończy pierwszy okres jego krwawych zwycięstw. Jednak wojna będzie trwała nadal , ponieważ przeciwnicy niszczyciela będą chcieli go zwyciężyć.”

I tutaj właśnie wkraczamy na historycznie niepewny grunt, ponieważ różne narody Europy i świata różnie określają zarówno moment początku II wojny światowej, jak i czas jej trwania. Gdyby jednak przyjąć za podstawę interpretacji najbardziej oczywistą dla nas, Polaków datę 1 września 1939 roku, to wówczas przepowiadany przez Otylię szczyt niszczycielskiej potęgi (Hitlera?) przypadłby mniej więcej na wiosnę roku 1941. Czyli tuż przed atakiem na ZSRR i Stany Zjednoczone… Jest to teza, z którą obecnie zgadza się większość historyków.
 
Otylia przepowiada również zakończenie wojny… „Trzeci okres wojny będzie najkrótszy ze wszystkich, a niszczyciel straci wiarę w swych żołnierzy. Czas ten nazywany będzie okresem inwazji. Wielkie niesprawiedliwości czynione przez niszczyciela (…) ściągną na niego pomstę jego przeciwników. Najadą oni na jego kraj i splądrują go (…) Zostanie stoczona ostatnia bitwa.” i dalej: „Narody będą wyśpiewywać hymny uwielbienia w świątyniach Boga i dziękować Najwyższemu za to, że zesłał wojownika (Wielką Monarchię?) który zdołał rozbić wojska niszczyciela. (…) Narody będą mówić: „To palec Boży, nadeszła sprawiedliwa zapłata!”

(Czyż to wszystko nie przypomina Wam atmosfery, jaka zapanowała w całej Europie tuż po zakończeniu II wojny światowej?:) Natomiast bez wątpienia najbardziej niejasny fragment całego proroctwa to owa tajemnicza „wielka monarchia” przy której sama mistyczka stawia znak zapytania. Nie jestem pewna, czy mogło jej chodzić o Wielką Brytanię albo o Stany Zjednoczone…czy może jeszcze o coś innego? Wzdragam się widzieć „wielkiego wojownika” w Stalinie – Josif Wissarionowicz byłby ostatnią osobą, za którą należałoby „dziękować Bogu”!)

...a nawet nasze późniejsze, powojenne rozterki:

„Narody będą się dziwić i pytać jeden drugiego, jak to możliwe, by jeden człowiek rozniecił takie piekło? Jak zdołał to zrobić? (…) Przyszłe pokolenia będą się dziwić: jak to możliwe, by przeciwnicy niszczyciela, którzy byli tak liczni i silniejsi od niego, nie zdołali przerwać jego obłąkańczego marszu po ziemi? Dlaczego nie próbowali zapobiec temu piekłu, które im gotował?”

Niestety, na wiele podobnych pytań wciąż jeszcze nie znamy odpowiedzi…

  

„… i będą wzniecać z powietrza gigantyczne pożary w miastach w różnych częściach świata…”  Na zdjęciu: Warszawa we wrześniu 1939 roku. (Źródło: Wikipedia)

* Wszystkie cytaty pochodzą z książki Aleksandry Polewskiej „Wizje, proroctwa, przepowiednie.Święci, mistycy, prorocy.” Wyd. Rafael, Kraków 2010.

41 odpowiedzi na “Nie tylko Nostradamus.”

  1. Nie miałam pojęcia, że istnieją takie proroctwa, bardzo ciekawe. tak, wiele rzeczy rzeczywiscie łatwo przypisac do konkretnych wydarzeń z historii. nie wiem, czy to tylko moje spostrzeżenie i czy sie rzeczywiście potwierdza we wszystkich przypadkach, ale często mam wrażenie, że im bliżej konca przepowiedni (czyli w im dalszą przyszłość sięga) tym bardziej jest niejasna lub własnie nie do konca się „sprawdza”. może po prostu wizja się już rozwiewała, konczyło sie natchnienie itd? i prorokujący najnormalniej w świecie próbował wypełnic „braki”, bo przeciez nie zostawi nagle pustego miejsca – natura nie znosi próżni. taki ludzki odruch. przypomina mi się fragment serialu „Sześć stóp pod ziemią”, gdzie dwoje bohaterów rozmawia o „nabożeństwie” kwakrów: „Po prostu siedzimy i czekamy aż Bóg napełni nas swoją obecnościa i powie nam co powiedziec”. „A jesli sie nie odezwie?””Wtedy coś zmyslamy, przynajmniej ja tak robię””A skąd wiesz, ze zmyslasz, a nie własnie słyszysz głos Boga?”Dobre pytanie….. pozdrawiam serdecznie 🙂

    1. Masz rację – choć akurat Otylia wydaje mi się uczciwa przez to, że w swoim proroctwie nie wybiega zbyt daleko w przyszłość – prorokuje tylko o wojnie światowej i kończy swoje przewidywania trzeźwym stwierdzeniem, że na skutek okrucieństw tej wojny wielu ludzi odwróci się od wiary – co też zresztą nastąpiło. Wielu intelektualistów, którzy (jak J.P. Sartre) „zbudowali” współczesną zachodnią mentalność, twierdziło, że głupotą jest wierzyć w Boga w świecie, w którym zdarzył się Oświęcim… Pytanie – „skąd wiesz, że akurat zmyślasz, a nie słyszysz głos Boga?” jest ważne i ciekawe, tak samo jak „skąd wiesz, że NIE zmyślasz?” Wiesz, jako osoba która czasami posługiwała we wspólnotach tzw. „darem proroctwa” (polega to zazwyczaj na tym, że masz bardzo głębokie przekonanie, że powinnaś podzielić się ze wszystkimi jakąś myślą czy wewnętrznym natchnieniem) zauważyłam, że te myśli, które rzeczywiście były ważne i potrzebne, przychodziły mi do głowy z niezwykłą jasnością. Tak więc, im bardziej zawikłane i niejasne jest proroctwo, tym więcej wątpliwości we mnie wzbudza. („Bóg bowiem nie jest Bogiem zamieszania, lecz pokoju.”:)) I masz rację, że może tu chodzić o jakąś próbę uzupełnienia „luk” przez samego wizjonera. Teraz czytam książkę o s. Faustynie Kowalskiej i znalazłam wzmiankę o tym, że nawet jej spowiednik, ks. Sopoćko, kazał jej się poważnie zastanawiać nad tym, co w jej widzeniach pochodziło na pewno od samego Jezusa, a co z jej własnej wrażliwości i wyobraźni.

      1. Może stąd własnie mówi sie czasem o „olsnieniu” – bo mysl pojawia sie własnie tak nagle i tak jasno. skomplikowane to wszystko i takie ulotne. pozdrawiam serdecznie 🙂

        1. Tak… Bardzo, bardzo ulotne. I powiem Ci jeszcze, że biedny „prorok” może (a i to nie zawsze!) zweryfikować prawdziwość swoich natchnień tylko „po owocach.” Warto dodać, że w starożytnym Izraelu nie tylko bardzo surowo (nawet śmiercią!) karano fałszywych proroków, ale i niekiedy stosowano ciekawy sposób ich weryfikacji. Wychodząc z założenia, że kataklizmy, wojny i nieszczęścia zawsze się zdarzają, za „prawdziwego” uznawano tego, który choć raz wygłosił pomyślne proroctwo, które się spełniło…

    1. Jeśli ten komentarz miał się odnosić do mnie, to muszę Cię zmartwić – nigdy nie byłam w poprawczaku… Wiem, że to bardzo wygodny stereotyp – ale ja naprawdę (przynajmniej do pewnego momentu…) byłam grzeczną dziewczynką… 🙂

  2. Czasy to akurat mamy najspokojniejsze w dziejach… Sześćdziesięciu lat bez wojny w jednem kawałku historia Polski nie zna. A że koniec kolejnego millenium, jako i pierwszego pobudza wszelkie o końcach świata myszlenie, to i nie dziwota, że się ludzie pradawnemi proroctwami bawią… Kłaniam nisko:)

  3. Z dystansem podchodzę do wszelkich przepowiedni, choć są interesującą lekturą. W ogóle w tych, które miałam szanse zobaczyć, przeważnie schematycznie powtarza się Izrael- będzie cierpiał, Niemcy- skazane na potępienie, Polska- cudowna perełka, która ocaleje. A już na prawdę irytuje mnie, kiedy słyszę, że np. naród izraelski się nie nawrócił i poniesie tego konsekwencję…. Co to oznacza w ogóle ,,nawrócić się”? Uważam, że Bóg nie potraktuje nas hurtem jako naród, czy ze względu na wyznanie, ale człowieka jako jednostkę. Jakbyśmy mieli iść takim tokiem myślenia, to kto wie czy w ogóle ktoś z nas zostałby zbawiony.. Szczerze ? w naszym narodzie nie widzę (niestety, choćbym bardzo chciała!!!) niczego co miałoby nas w sposób szczególny wyróżniać pośród innych. Nie jesteśmy wcale lepsi, wspaniałomyślniejsi, nie dajemy wcale więcej z siebie jako naród (ewentualnie tak może być w przypadku jednostki). Więc takie szufladkowanie niczemu nie służy (jedynie to wzrostem przekonania o swojej wielkości i pogardy wobec pozostałych)

    1. Masz rację, nie powinniśmy nigdy się przywiązywać do myśli o naszej rzekomej „wielkości” i „wybraniu” – na takim przekonaniu Izrael „przejechał się” już kilkakrotnie w czasach biblijnych. Sądzę, że łaska Boża nie jest czymś, co działa „automatycznie” – niezależnie od postępowania poszczególnych ludzi czy narodów („ach, jakże wielcy jesteśmy my, Polacy!”). Już „papież polskiego pozytywizmu” Aleksander Świętochowski, zwracał uwagę, że powinniśmy wystrzegać się traktowania Boga jako Kogoś, kto jest tylko naszą własnością (i „u Kogo na strychu tylko my mamy prawo suszyć naszą bieliznę”). Nie my wymyśliliśmy chrześcijaństwo! Mało kto wie, ale w tej „wstrętnej, zlaicyzowanej Francji” jest obecnie najwięcej ludzi przygotowujących się do chrztu w Europie… Czasami ta nasza narodowa megalomania przybiera śmieszne formy, jak w przypadku tej słuchaczki RM która była święcie przekonana, że Maryja była… Polką. Choć z drugiej strony, właśnie Teresa Neumann twierdziła, że wszystko, co nasz naród przecierpiał przez wieki (a w szczególności podczas ostatniej wojny) jest dla nas rodzajem „czyśćca”, odkupienia win. Kto wie, czy podobnie rzecz się nie ma z wielowiekowymi cierpieniami narodu żydowskiego? Warto też pamiętać, że – w sensie ścisłym – Żydzi jako naród wcale nie muszą się „nawracać.” Oni już wierzą w Boga Jedynego – nie wierzą jedynie, że Jezus był obiecanym przez Niego Mesjaszem. Ale spotykają się z chrześcijanami we wspólnym oczekiwaniu na Jego przyjście – tyle że dla nas będzie to przyjście powtórne…

      1. Wiesz Albo szkoda, że tak niewielu ludzi postrzega to w ten sposób. Niestety (z ogromnym rozczarowaniem) widzę jak chętnie ,,katolicy”(piszę to w 3 os. bo wolałabym się akurat z nimi nie utożsamiać, choć katoliczką jestem, mam jednak nadzieję, że nie taką…) obnoszą się ze swoja wiarą, nie dopuszczając, że prostytutka, alkoholik, ateista, czy ktoś innego wyznania ma prawo do zbawienia. Często są postrzegani jako osoby z góry potępione ,,Jak to oni zbawieni???? nie chodzą do kościoła, nie spowiadają się, nie przyjmują komunii. Są źli. Dla nich tylko piekło!!Ewentualnie czyściec”(ach znaj łaskę naszą). Często lepiej wiedzą jak wygląda niebo, Sąd Ostateczny, ba nawet wiedzą kto będzie zbawiony (rzecz jasna oni skromnie w pierwszej kolejce) Taka postawa mnie ogromnie irytuje i mam ochotę niejednokrotnie im wykrzyczeć wręcz (to pewnie bierze się z mojej impulsywności;)), że prędzej ateista będzie u wrót nieba stał, niż tak zakłamani ,,chrześcijanie”. My ludzie strasznie lubimy być od kogoś lepsi, czuć się mniej grzeszni…Oczywiście wcale nie jest tak , że mnie to nie dotyka bo wielokrotnie się na tym łapie, o jakże często pochopnie zdarza mi się osądzać innych… Staram się jednak pracować nad sobą, choć to trudne (szczególnie z takim charakterkiem;)), ale postępy na szczęście jakieś widzę.;)Na końcu chciałabym przytoczyć tylko krótką anegdotkę z jakiegoś filmu, którą opowiadała mi moja siostra. Mianowicie autobus uległ wypadkowi i ludzie udali się na Sąd Ostateczny. Okazało się, że został do nieba przyjęty ateista. Pewien katolik się na to oburzył i pytał dlaczego. Odpowiedź była według mnie intrygująca ,,Bo czynił dobro bezinteresownie, nawet nie wierząc we mnie..”

        1. Wiesz (po więcej szczegółów zajrzyj do posta o „Świętych Braciach Niewierzących” w ramce po lewej stronie – albo poniżej, do posta o świętych i do dyskusji pod nim. :)) – zawsze uważałam, że jeśli chodzi o chrześcijan i Sąd Ostateczny to nasza wiara może być raczej okolicznością w pewnym sensie „obciążającą” a nie usprawiedliwiającą – „Komu wiele dano, od tego wiele żądać będą.” Jezus także, gdy mówi o ludziach, którzy zostaną zbawieni, nic nie wspomina o tym, do jakiego „wyznania” czy narodu się przyznawali – mówi tylko: „byłem głodny, a daliście Mi jeść, byłem spragniony, a daliście Mi pić…” – przy czym sami zainteresowani, jak się okazuje, wcale nie musieli być świadomi, że to wszystko robią „dla Jezusa” – pytają: „Kiedy, Panie? Kiedy to widzieliśmy Cię chorym, albo w więzieniu?” Różnica pomiędzy chrześcijanami a całą resztą świata powinna polegać tylko na tej motywacji – bo my wiemy, dla Kogo to czynimy. I w każdym człowieku (nawet tak „namolnym” że chciałoby się go palnąć przez łeb:)) powinniśmy się uczyć widzieć Jego twarz. Nie mówię, że sama to potrafię – jak widzę niektórych ludzi, to wychodzę z siebie – ale przynajmniej każdego dnia rano obiecuję sobie, że DZISIAJ już będzie inaczej…:) Polecam też post o „wykluczonych”.

  4. W VIII wieku takie wizje, to niesamowite – szczególnie te obrazy związane z lotnictwem – przecież wówczas było to niewyobrażalne. Z tego powodu nie przywiązywałbym się zbytnio do sformułowania „monarchia” – obawiam się, że rzeczywiście mogło chodzić o Stalina.

    1. Masz rację – dla osoby piszącej w VIII wieku „republika” mogła być mglistym pojęciem… Wszystkie państwa, które ona znała, to były monarchie… Niemniej sama wolę myśleć, że chodziło raczej o USA niż o ZSRR…

  5. Jedna osoba nie roznieciła żadnego piekła. Esencją każdego kultu jednostki jest szara masa rozmiłowana w wodzu. Sądząc po ostatnich wydarzeniach w Polsce, każdy kraj ma w sobie taki potencjał.

    1. No, to może inaczej, Myszko – co sprawia, że inteligentni przecież ludzie (wielu czołowych nazistów miało wyższe wykształcenie, a nawet doktoraty…) zaczynają nagle ślepo słuchać jakiegoś „wodza”? Czy to tylko strach, interesowność czy może jeszcze coś innego? Czytałam o sekcie we Wrocławiu, w której właścicielka księgarni wmówiła grupie wykształconych, młodych ludzi, że jest ni mniej ni więcej, tylko „panią bóg”. Co tacy ludzie mają w sobie? A jeśli chodzi o sytuację w Polsce, to przeraża mnie ilość teorii spiskowych, jakie powstały po katastrofie smoleńskiej. Mniejsza z tym, jak takie (chore nieraz) wizje mogły w ogóle powstać w czyimś umyśle – gorzej, że jest aż tylu ludzi, którzy święcie w nie wierzą…

    1. Oj, Rowento, czasami naprawdę żałuję, że na tym blogu nie ma cenzury… 🙁 Ale tego typu komentarze świadczą WYŁĄCZNIE o poziomie piszących…

  6. Niepotrzebne sa proroctwa, wystarczyloby sluchanie wlasnego rozsadku. Swiat spokojnie przygladal sie zbrojeniom Hitlera, choc mozna bylo zawczasu dac mu po lbie, przeciez po pierwszej wojnie swiatowej Niemcy byly dlugo bezbronne.

  7. Niezbyt ufam wszelkim proroctwom, ale dają do myślenia. Stąd parę refleksji… 1. Chyba największe pożary wywołali nie „Germanie”, ale USA – w Hiroszimie i Nagasaki. 2. Zadziwiające jest, jak wielu ludzi inteligentnych, wierzących, itd. ruszyło owczym pędem za jakimś wątpliwym autorytetem, który w dodatku głosił naukę sprzeczną z ich poglądami… 3. Przerażające jest, jak tysiące ludzi szły na rzeź. Posłuszni jak owce – pilnowani przez kilkunastu żołnierzy… przecież nabojów by nie starczyło na te tłumy. Te tłumy miały przewagę… A poszły i dały się zabić, i spalić… 4. Oburzające jest, jak cały świat patrzył i WIEDZIAŁ o tragedii całych narodów. I nie robił nic… (Nie oszukujmy się – USA nie przystąpiło do wojny z miłości do nas. Zresztą potem zostaliśmy sprzedani). 5. Proroctwa nie są po to, aby się spełniać, lecz po to, aby ostrzegać – Niniwa uwierzyła proroctwu Jonasza – i nie musiało się spełnić…

  8. Nie znałam tych proroctw. Cieszę się, że podałaś źródło – muszę koniecznie przeczytać. Rzeczywiście są bardzo plastyczne i dokładne. Co do Nostradamusa – to, co zarzucasz jemu, zarzucano też „Apokalipsie św. Jana”. Przecież dyskusje, czy włączyć tę księgę do kanonu były bardzo zażarte, ze względu na możliwość nadinterpretacji jej treści, co mogą wykorzystać heretycy – właściwością symboli jest ich wieloznaczność. Pozdrawiam serdecznie, Albo! Arcyciekawy post!

    1. Masz rację, myślałam w tym kontekście TAKŻE o Apokalipsie św. Jana, którą wielu ludzi, poczynając od czasów starożytnych aż do współczesności (zob. np. filom „Omen”) próbuje interpretować na najróżniejsze sposoby. Przykład: pierwsi chrześcijanie chętnie widzieli w „Wielkiej Nierządnicy” Imperium Rzymskie, później ten symbol odnoszono do Hitlera, Stalina czy do masonerii… Obecnie zaś – w dobie globalizacji – wielu chce widzieć w nim jakąś wielką, światową korporację. Czytałam też o pewnym prawosławnym mnichu, który twierdzi, że wspomniany w Apokalipsie „znak Bestii” , bez którego „nikt nie może kupić ni sprzedać” – to ni mniej ni więcej, tylko… kod kreskowy, który jest dziś umieszczany na wszystkich produktach. 🙂 Widzisz sama, że grunt to niepewny, a ja zawsze mówię o sobie, że jestem „wierzącą racjonalistką.” Dlatego odnośnie Apokalipsy św. Jana wolę ograniczyć się do stwierdzenia, że jest to księga opowiadająca o przyszłych losach świata i Kościoła przy użyciu symboli, których nie rozumiem. 🙂 Ciekawe jest tylko, że czasem ci sami ludzie, którzy twierdzą, że „chrześcijaństwo to bzdury” są skłonni wierzyć w Nostradamusa „jak w Ewangelię.” A ja zawsze mówię, że PO FAKCIE to już każdy prorok jest mądry. Tak więc ci, którzy teraz twierdzą, że Nostradamus „przewidział” np. zamach na WTC – niech mi wytłumaczą, dlaczego nikt z nich nie próbował temu zapobiec, skoro już WSZYSTKO było wcześniej wiadome?

      1. Wierząca racjonalistka – podoba mi się to określenie. Ja o „znaku Bestii” słyszałam przy okazji jednego z kazań, gdzie ksiądz żalił się na młodzież, która zamiast umartwiać się w piątek, chodzi na imprezy. Owym „znakiem Bestii” miał być w tym kontekście stempel, którym oznacza się ręce wszystkich gości wchodzących do dyskotek. Ja do Apokalipsy również tak się odnoszę – pamiętam, jaki kłopot miałam, tłumacząc symbole na lekcjach. W przepowiednie Nostradamusa nie wierzę – są zbyt mgliste. Nie wierzę też w przewidywanie końca świata – w końcu, opierając się na Piśmie Świętym wiemy, że tylko Bóg wie, kiedy to nastąpi.

        1. Tak! Jezus też wielokrotnie przestrzegał, by nie wierzyć różnym samozwańczym prorokom, którzy będą twierdzić, że „wiedzą na pewno” kiedy i jak to nastąpi. Bardzo bliska jest mi myśl wielu świętych i filozofów, którzy twierdzili, że należy żyć tak, jakby JUTRO miał być koniec świata. Nie mówię, że mi się to udaje, ani nawet że jestem blisko – ale każdego dnia próbuję na nowo. Przecież każdy dzień jest w pewnym sensie „końcem świata” – taki świat, jaki był WCZORAJ już nie istnieje:) – a dla każdego z nas „końcem świata”, tego świata, jaki znamy i widzimy, będzie dzień naszej śmierci (która też może nadejść w chwili, której się zupełnie nie spodziewamy). Popatrz, jak wiele rzeczy odkładamy „na potem.” A przecież pewnego dnia może już nie być żadnego POTEM. Odkryłam to szczególnie po śmierci mojej Babci. Myślałam sobie na przykład: „Kiedy następnym razem do niej pójdę, powiem jej…” – a potem, zupełnie niespodziewanie, okazało się, że już nie będzie „następnego razu.” I tyle rzeczy pozostało niedopowiedzianych. (Przynajmniej na razie:)).

          1. Masz racje. Wiesz, to dobrze, że nie znamy dnia ani godziny – gdybyśmy wiedzieli, nie potrafilibyśmy cieszyć się życiem, ale pewnie płakalibyśmy, że jeszcze tyle spraw chcemy załatwić, tylu bliskich przytulić… Z drugiej strony przestałaby istnieć skarbówka, co dla wielu ludzi byłoby wielkim plusem…Zaglądam tu tak często, że pozwoliłam sobie umieścić Cię w linkach. Buziaki, mądra kobieto i słodkich snów!

  9. Nie uważacie, że z interpretacją Apokalipsy nieco się przesadza w stronę jakichś katastroficznych wizji, a zapomina się, że ta księga mówi też o „czasach przyszłych” jako o wiecznej radości? Dla mnie to bardzo radosna księga – cokolwiek by się złego działo na Ziemi – przeminie. I nastanie Nowa Ziemia. Czy to nie cudowne?

    1. Tak! Zapomina się też o tym, że pośród tych wszystkich symboli są też na pewno takie, które św. Jan mógł odnosić do bieżącej sytuacji własnej i Kościoła. A jeśli chodzi o tę radość i nadzieję… Właśnie przed chwilą gdzieś przeczytałam: „Dlaczego „produkt” pod nazwą Bóg dziś tak kiepsko się sprzedaje? Bo niewielu jest takich, którym kojarzy się On z RADOŚCIĄ!” Ano, właśnie… Sama najbardziej lubię ten oto fragment z Apokalipsy:” I otrze [Bóg] z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już [odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły». (Ap 21,4)

  10. W tym proroctwie jest jeszcze coś „wyjątkowego” – nie zauważyłam żadnych odniesień do końca świata. Wizja wielkiej wojny, ale wojny takiej samej (pomijając środki techniczne) jakie toczą ludzie od wieków. I to właśnie jest wielki atut tego proroctwa – brak nadinterpretacji. A chyba zbyt wielu wizjonerów od razu interpretuje swoje wizje jako zapowiedź albo i sam koniec świata.

    1. Masz rację, Barbaro – nie zwróciłam dotąd uwagi na ten aspekt sprawy…:) Podobne nadinterpretacje, mam wrażenie, zdarzają się niektórym przy czytaniu Apokalipsy św. Jana. Moim zdaniem, przynajmniej część Janowych wizji można spokojnie odnosić również do współczesnej mu sytuacji w świecie i w Kościele.

  11. Jak widzę teraz jakiś klub internetowych k r e t y n e k założyłaś, bo Kościół ma jednoznaczne podejście do wróżbiartswa, czarów i przepowiadania przyszłości.

    1. Jagodo, z dwojga złego wolę już być w Twoich oczach i ustach „kretynką”, niż, jak dotąd, „satanistką.” Zawsze to jakiś postęp – lepiej być braną za głupią niż za opętaną… Nadstawić Ci drugi policzek? A jednak muszę zapytać – nigdy nie słyszałaś o charyzmacie prorokowania i o „Duchu Świętym, który mówił przez proroków”? Bo sądząc z Twojej wypowiedzi, wielu świętych, między innymi św. Jan Ewangelista, św. Joanna d’Arc, o. Pio czy s. Faustyna powinno być potępionych… W takim towarzystwie nawet mi nie żal być kretynką. Nawiasem mówiąc JEST znacząca różnica pomiędzy „wróżbiarstwem” czy wywoływaniem duchów a prorokowaniem. Nie jestem z wykształcenia teologiem, więc poproś jakiegoś księdza, by Ci powiedział, czy „kretynka” ma rację…

      1. Albo, nie sądź mnie swoją miarą, bo bardziej ja wystawiam tu policzki. Twój problem, a może choroba, na którą być może cierpisz polega na tym, że stawiasz siebie w jednym szeregu z Ojcem Pio, o czym zresztą powyżej napisałaś. Myślę Albo, że najbardziej nienawidzą Cię ci, którzy utwierdzają Cię w takim właśnie przekonaniu. Miłuję Cię Albo, dlatego powtórzę po raz kolejny – bardzo często piszesz tu głupstwa, które ubierasz kłamliwie w Naukę Kościoła. Wiara to nie jest coś, co się komu tam wydaje, ale określone zasady uznane przez Kościół Katolicki. Tu nie ma miejsca na sekciarskie teorie głoszone w internecie i widzi mi się Alby. Masz rację szukam odpowiedzi dlaczego tak postępujesz. Jeśli nie wynika to z pychy lub choroby, to sama sobie odpowiedz …

        1. NIE STAWIAM SIĘ w jednym szeregu ze świętymi, Jagodo – nie śmiałabym. TERAZ jestem jednym wielkim grzechem, nędznym stworzeniem – wszakże był czas, gdy byłam niewinną, pobożną dziewczynką i WTEDY Bóg chciał się czasami mną posługiwać – pisząc o tym, oddaję chwałę Jemu, nie sobie. A Ty się zastanów, czy okazując mi tak wielką wrogość rzeczywiście masz czyste sumienie. Czy warto wytaczać działa, by zabić mrówkę? („Tak chciałem bronić Boga, że strzeliłem w mordę człowieka.” – pisał ks. Twardowski). Ale dobrze, niech jeszcze i to – ZASŁUGUJĘ na wszelkie obelgi, jakie z miłości (?) mogłabyś wymyślić. Proszę tylko – oszczędź w swoich zapałach innych Czytelników. Oni są moimi GOŚĆMI, tak samo, jak Ty.

    2. Hej!Może nieco ostrożniej dobieraj słowa, Jagódko. Bo wiesz, Alba jest nad wyraz cierpliwa. Ale w ostatnim wpisie zaczynasz obrażać też innych uczestników tego forum (np. mnie). A obrażanie innych, także w internecie, jest nie tylko przejawem braku kultury osobistej, ale jest też karalne.Pozdrawiam

        1. OK, przyjmijmy, że słowo „kretynki” wynika z miłości bliźniego – i że sam Pan Jezus mówił tak do tych, których chciał „z miłością napominać.”

  12. Witaj.Czytałam wiele na ten temat.Wiara… kto chce wierzy, inni są sceptycznie nastawieni. Czas pokaże, jaki będzie ten „koniec”.Pozdrawiam serdecznie 🙂

  13. Czyli Teresa Neuman, potrafiła w miare dokładnie, nakreślić przebieg, II wojny światowej. Natchnienie może być trudno, przedzstawić szczegółowo…

    1. Tak… Zwłaszcza, jeśli się nie zna odpowiednich słów na opisanie tego, co się widzi/czego się doświadcza…Doznania mistyczne często przekraczają nasze ludzkie pojęcia – dlatego ostrożnie podchodzę do ich jednoznacznych interpretacji.

Skomentuj junak@autograf.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *