Nie moje małpy…

Jak tu już kiedyś pisałam – nie lubię na tym blogu zbyt często poruszać tematów politycznych – ale raz do roku to nawet księdzu wolno. A żonie księdza tym bardziej. 🙂

Na wstępie chciałabym powiedzieć, że na początku tej przedziwnej, długiej kampanii (która nie wiadomo kiedy się teraz zakończy) widziałam co najmniej trójkę  DOBRYCH (to jest możliwych dla mnie do zaakceptowania) kandydatów na prezydenta. Byli to:

  • Małgorzata Kidawa-Błońska, którą ceniłam głównie za świetne koneksje rodzinne (przypomnę, że jej pradziadek, Stanisław Wojciechowski, był również Prezydentem RP) oraz za ogólne wrażenie „bycia damą”, czego, jak sądzę, BARDZO brakuje w polskiej polityce . O takiej, na przykład, Krystynie Pawłowicz nawet przy najlepszych chęciach nikt by nie powiedział, że jest damą…
  • Władysław Kosiniak-Kamysz  – ponieważ tradycyjnie sympatyzuję z PSL-em.  Oprócz tego jest to naprawdę prawy człowiek i umiarkowany polityk. Poza tym – co nie jest dla mnie bez znaczenia – ma równie sympatyczną, elokwentną żonę, z którą łączą go – jak widać – bliskie i partnerskie relacje. Lekarz (a właściwie dwójka lekarzy:)) na trudne czasy. Pani Paulina deklaruje, że jako Pierwsza Dama chciałaby pomóc dzieciom, cierpiącym na choroby rzadkie. Całym sercem popieram ten pomysł.
  • I Szymon Hołownia.  Bliski mi ze względu na wspólnotę losów (jest byłym nowicjuszem dominikańskim). Z zainteresowaniem czytałam jego książki i publicystykę, a działalność charytatywną w Polsce i w Afryce wręcz podziwiałam. Często przy tym odkrywałam, że jego sposób myślenia o Polsce i polskim Kościele (w ostatnich latach coraz bardziej krytyczny) jest podobny do mojego. Kiedy jednak ogłosił, że zamierza kandydować na prezydenta, byłam zdecydowanie temu przeciwna.  Uważałam bowiem – i zdania nie zmieniłam –  że to w ogóle zły pomysł, by działacze społeczni angażowali się w politykę. Tak samo bym mówiła, gdyby rzecz dotyczyła Janiny Ochojskiej czy Jerzego Owsiaka. I wygląda na to, że niestety miałam rację.  W kwestii przyszłej Pierwszej  Damy natomiast miałam podobnie pozytywne odczucia, jak w przypadku pani Pauliny Kosiniakowej. Szczególnie ujęło mnie, że pani Urszula organizowała warsztaty i spotkania dla kobiet-ofiar przemocy domowej. Mam nadzieję, że nie zapomniałaby o nich również jako żona prezydenta RP.

Po niezłym początku kampanii dość bezbarwna później i niezdecydowana Kidawa-Błońska sama wykluczyła się z wyścigu.

Zastąpił ją zdecydowanie bardziej radykalny w kwestiach światopoglądowych Rafał Trzaskowski (który na potrzeby chwili zupełnie zapomniał, że obiecywał swoim wyborcom w Warszawie, że jeśli zostanie prezydentem miasta, to przez 4 najbliższe lata nie będzie dla siebie szukał  innego zajęcia…).

No, i się zaczęło.  Podobno Hołownia w dość brzydkim stylu zaatakował  Kidawę i Trzaskowskiego*, nadwerężając w ten sposób swój wizerunek „człowieka pokoju”, skłonnego  do rozmowy z każdym. Nie wiem, co na to sam Trzaskowski, nie interesowałam się tym aż tak bardzo. W końcu żaden z nich nie był dla mnie kandydatem pierwszego wyboru. Nie moje małpy, nie mój cyrk.

Wiem natomiast, że w Internecie wyroiły się przeciw Hołowni całe stada drapieżnych trolli, zwłaszcza kobiet. Wiem, bo niestety miałam okazję na własnej skórze doświadczyć  bliskich spotkań z kilkoma z nich.  Było to niezwykle  przykre doświadczenie.

Otóż prawie wszystkie te osoby próbują – przy pomocy zmanipulowanych cytatów i zdań wyjętych z kontekstu (takich jak:”Myślę o życiu podobnie, jak prof. Chazan” z 2014 roku) – na siłę zrobić z Hołowni antyaborcyjnego fanatyka, który o niczym innym tak nie marzy, jak tylko o tym, żeby zakuć kobiety w łańcuchy, zapładniać na siłę i zmuszać je do rodzenia dzieci. Osobliwie niepełnosprawnych.

Zapewne zadziałał tu wygodny stereotyp: „Wierzący? Katolik? To z pewnością talib, fundamentalista!”

Tymczasem Hołownia WE WSZYSTKICH swoich wypowiedziach na ten temat, jakie znam, mówi w różnych wersjach coś takiego:  „Wolałbym, żebyśmy zamiast prawnie zakazywać aborcji, stworzyli takie warunki, by żadna kobieta w Polsce nie musiała podejmować takiej decyzji.”   Wciąż powtarza: porozmawiajmy, pomóżmy,   spróbujmy zrozumieć… Za to zresztą środowiska konserwatywne wyklęły go już jako „liberała.”

Przypomnijmy jeszcze, że nawet prezydent RP może mieć w różnych sprawach  osobiste poglądy (jak: „uważam, że płód ludzki jest człowiekiem od poczęcia, a aborcja to zawsze jednak zabójstwo”).  Problem zaczyna się dopiero wówczas, gdy próbuje je siłą narzucić większości obywateli. Nic nie wskazuje na to, by Hołownia był tego typu człowiekiem. Wiadomo na przykład, że jest wegetarianinem – i tego też nigdy nie ukrywał. Szczerze wątpię jednak, by z tego powodu dążył do wprowadzenia zakazu jedzenia wędliny w Polsce.

A niektóre środowiska liberalne, jak sądzę, rozumieją tolerancję w ten sposób, że należy się ona jedynie tym, którzy podzielają ich jedynie słuszne poglądy w każdej sprawie…

I kiedy tak przysłuchuję się tym wszystkim sporom, cieszę się naprawdę, że mam już innego kandydata.  Nie moje małpy, nie mój cyrk. Pozwólcie sobie jednak powiedzieć, kochani, że moim zdaniem napadanie na kontrkandydata NIE JEST najlepszą znaną ludzkości formą wspierania swojego faworyta. W ten sposób możecie tylko odstraszyć tych,  którzy (jak ja do niedawna) jeszcze zastanawiają się, na kogo oddać swój głos.

*  Dowiedziałam się wreszcie na czym to „straszne chamstwo” Hołowni polegało: nazwał  on otóż Andrzeja Dudę „wujkiem Andrzejem” a Kidawę-Błońską „dobrą ciocią Małgosią”. W ostrych słowach jako seksizm (aczkolwiek ta niefortunna figura retoryczna dotyczyła przedstawicieli OBU płci) skrytykowała to sama Magdalena  Środa,  więc chyba nie ma o czym dyskutować. Środa locuta – causa finita. No, normalnie, cyrk na kółkach…

A tutaj kilka lektur nadobowiązkowych – jeśli ktoś naprawdę chce dowiedzieć się, jakie poglądy w niektórych sprawach światopoglądowych ma Szymon Hołownia:

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C626693%2Cholownia-projekt-zatrzymaj-aborcje-ma-przykryc-niedzialajaca-tarcze

https://www.rynekzdrowia.pl/Polityka-zdrowotna/Holownia-zmienilem-zdanie-w-sprawie-metody-in-vitro,202731,14.html

https://fakty.interia.pl/raporty/raport-wybory-prezydenckie-2020/aktualnosci/news-partia-razem-przeprasza-szymona-holownie,nId,4330182

10 odpowiedzi na “Nie moje małpy…”

  1. Kiedy jednak ogłosił, że zamierza kandydować na prezydenta, byłam zdecydowanie temu przeciwna. Uważałam bowiem – i zdania nie zmieniłam – że to w ogóle zły pomysł, by działacze społeczni angażowali się w politykę. Tak samo bym mówiła, gdyby rzecz dotyczyła Janiny Ochojskiej czy Jerzego Owsiaka. I wygląda na to, że niestety miałam rację.
    Być może on również był temu zdecydowanie przeciwny. Ale mus, to mus. Ile swoich poglądów musiał modyfikować, bo się nie podobały jego sponsorom – choćby z tego powodu mógł być zdecydowanie przeciwny. No ale trzeba przyznać, że jego mocodawcy mogą być z niego dumni – znakomicie spełnił swoją rolę.

  2. Leszku, wybacz, ale ja nigdy nie wierzyłam w te teorie spiskowe o „mrocznych siłach”, które rzekomo stoją za Hołownią. Natomiast zjawisko odchodzenia od niektórych swoich dawnych przekonań występuje u wielu ludzi – także u wyżej podpisanej – i nie musi być koniecznie negatywne. Umiarkowanie jest jedną z cnót chrześcijańskich. Mimo to sądzę, że wejście w politykę bardzo Hołowni zaszkodziło i zaszkodzi. Ten gorset zdecydowanie mu nie leży. Kosiniak-Kamysz czy nawet Krzysztof Bosak (choć nie należy do moich typów) poruszają się w nim znacznie sprawniej. Doświadczenie polityczne robi swoje.

    1. Ludzie czasami zmieniają poglądy, ale raczej stopniowo, powoli… A tu masz do czynienia z nagłą zmianą poglądów i to w bardzo konkretnym momencie.
      A co do mrocznych sił, to ja niczego takiego nie mówiłem. Te siły są całkiem jawne, skoro szfem sztabu wyborczego zostaj były minister wspraw wewnętrznych (a zarazem koordynator służb specjalnych).
      Możesz też poszperać na temat źródła finansowania (nb. rozpoczęte są prace nad zmianą ustawy o finansowaniu).
      A jeśli chodzi o doświadczenie polityczne, to właśnie Krzysztof Bosak świetnie to skomentował, że Hołownia jest teraz na takim poziomie, jak on był w 2005 roku, gdy jako najmłodszy poseł wszedł do polskiego sejmu.

      1. Skoro Hołownia jest teraz na takim poziomie, na jakim Krzysztof Bosak był w 2005 roku, to jeszcze jeden powód, dla którego nie powinien zostać prezydentem. 🙂 Ale na poważnie: obawiam się, że Szymon wchodząc w politykę roztrwoni ten kapitał zaufania i sympatii, jaki zyskał pracując na innych polach. Tak było np. z Janem Pietrzakiem (choć Hołownia to jednak człowiek większego formatu). Obym się myliła.

    2. „Poza tym – co nie jest dla mnie bez znaczenia – ma równie sympatyczną, elokwentną żonę, z którą łączą go – jak widać – bliskie i partnerskie relacje.”

      Ciekawe jaka była ta pierwsza, z którą się rozwiódł?

      „Leszku, wybacz, ale ja nigdy nie wierzyłam w te teorie spiskowe o “mrocznych siłach”, które rzekomo stoją za Hołownią.”

      Myślisz, że tvn popiera go dla jego pięknych oczu?
      Skąd „działacz społeczny” ma pieniądze na kampanię wyborczą? Czyżby zarabiał na niej tyle ile Owsiak zarabia na „filantropii”? O jego „poglądach katolickich”litościwie zamilknę.

      1. Emmo, z tego co wiem, uzyskał stwierdzenie nieważności małżeństwa – czemu znowu chcesz wchodzić w rolę sędziny czyjegoś sumienia?

  3. Skoro ani jedno słowo nie padło o Robercie Biedroniu – moim faworycie – wątek politycznych sympatii pomijam. Odzywam się, bo znόw (po “żonie księdza”) zaintrygowało mnie osobiste wyznanie Alby – tym razem o “wspόlnocie losόw [z] byłym nowicjuszem dominikańskim”. Temat na bestsellerową powieść, a na blogu nic o tym (odbytym?, przerwanym?) nowicjacie dotąd nie napisała. Może chociaż parę słόw w odpowiedzi na ten komentarz?

    1. Ewo kochana… nie ma w tym żadnej tajemnicy, że mój mąż jest byłym salezjaninem (nie wiedziałaś o tym? Naprawdę? To w takim razie odsyłam do moich wpisów z roku 2007, gdzie ta sprawa została bardzo dokładnie opisana). W naturalny sposób więc odczuwam pewną „wspólnotę losu” ze wszystkimi byłymi duchownymi – ze względu na P., z którym podzieliłam jego życie. Niezależnie od tego, jako bardzo młoda dziewczyna bardzo chciałam zostać dziewicą konsekrowaną. To osoba poświęcona Bogu, ale nie żyjąca w zakonie – już wtedy byłam indywidualistką. 🙂 W każdym przypadku więc chodzi o osobę, która KIEDYŚ była znacznie bliżej Kościoła, niż jest obecnie. Czy to wszystko, co chcesz wiedzieć, Ewo?

      1. Dzięki, Albo, za błyskawiczną odpowiedź. Zajrzę oczywiście do wpisόw z roku 2007. A że aż tak daleko moja znajomość z tym blogiem nie sięga, dlatego też nie zauważam – to dygresja w związku z komentarzem poprzedzającym mόj – “odchodzenia od niektórych {T}woich dawnych przekonań”. Sporo zaległego czytania przede mną. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *