„Stara pierwiastka”.

Zbliżają się moje 31. urodziny – i wiem, że jest to dla mnie w pewnym sensie ostatni dzwonek, aby zostać mamą po raz pierwszy. W żargonie ginekologicznym taką kobietę, jak ja nazywa się już „starą (sic!) pierwiastką.”  I wiem, że jeśli nie będę miała dzieci teraz, z nim, to prawdopodobnie nie będę ich miała już nigdy i z nikim. Czy to nie za wielkie poświęcenie dla kalekiej dziewczyny? Mój zegar biologiczny wciąż tyka. I może to tylko niespełniony istynkt macierzyński tak głośno woła teraz we mnie?

 

Ale z drugiej strony (zawsze jest jakaś „druga strona”!) czyż wyrzeczenie się sakramentów nie jest nieporównanie większą ofiarą? Jeżeli pójdę za nim, to NIGDY już (chyba w niebezpieczeństwie śmierci…) nie będę mogła przystąpić do komunii i do spowiedzi…Brrrr!

 

I może on szuka po prostu kogoś, kto by dzielił z nim tę samotność po odejściu z kapłaństwa?

 

Kiedyś mnie zapytał, czy jestem w stanie poświęcić tyle dla niego – i w pierwszym odruchu chciałam zawołać „NIE!” – bo w moim odczuciu jest to coś, o co żaden człowiek nie ma prawa prosić innego człowieka. W sercu każdej istoty ludzkiej jest miejsce zastrzeżone li tylko dla Boga. Żaden też człowiek, nawet najbardziej ukochany, nie wypełni pustki, jaka powstaje w życiu człowieka „po Bogu.”

 

„…i chociaż mam, co chciałam,czuję opuszczenie,

jak gdyby Chleba zbrakło mi na stole…” 

13 odpowiedzi na “„Stara pierwiastka”.”

  1. Kochana, nawet nie przypuszczasz ile wiary i zwykłej dziecięcej wręcz radości dał mi Twój wybór! A dlaczego? Cóż… i ja dobiegam tej górnej granicy „świeżości materiału genetycznego” 😉 (wybacz – jestem biologiem) i mam za sobą wieloletni związek, który również nie mógł sprostać moim oczekiwaniom jakie mam w stosunku do rodziny (życie bez sakramentu małżeństwa choćby przy boku najukochańszego mężczyzny musi sie skończyć fiaskiem – trochę to arbitralne, ale po -mioletniej batalii ze sobą samą, przegranej ostatecznie tak mi się to widzi). A na tym nie koniec bo po tamtej decyzji, odejściu – słusznej bez wątpienia (to jedno co czuję na pewno), pustka i żal i tęsknota była nie do zniesienia. To nie była szaleńcza miłość, erupcja zmysłów rodem z brazylijskiej telenoweli – raczej to co zawsze traktowałam jako sedno miłości – zrozumienie, partnerstwo i … ciężka praca. A najtrudniej potem było się modlić o szczęście dla niego. I tak przez dwa lata. I to nie wszystko. Zjawił się ktoś inny – tak bardzo pomocny, a przede wszystkim znów „ukochany” !!! Jest księdzem więc dzień za dniem próbuję za wszelka cenę zbliżać nas oboje do Boga a nie egoistycznie wydzierać Mu nas. Trafiłam na Twoja stronę „przypadkiem” 😉 Takie „przypadki” są w życiu najsubtelniejszym „pogłaskaniem” przez Pana 🙂 Dziękuję Ci.

    1. No, cóż – muszę Ci powiedzieć, że życie, które jest konsekwencją mego wyboru także nie jest łatwe – i nie wiem, ile lat przyjdzie nam czekać na nasz Sakrament Małżeństwa – ale teraz już przynajmniej wiem, że kiedyś na pewno BĘDZIE – bo i jemu na tym zależy i mnie. Ale która miłość jest „łatwa”? No, i mamy Antosia – nasze małe błogosławieństwo, dzięki któremu utwierdzamy się każdego dnia w słuszności wybranej przez nas „stromej ścieżki”. Wiesz, po tym wszystkim, co wspólnie przeszliśmy, dochodzę do wniosku, że nikt, tak naprawdę, nie może „odebrać nas Bogu” – bo przecież „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy.” Zawsze. Nieważne – w spodniach, habicie czy sutannie. Ja – paradoksalnie – teraz w dużo większym stopniu żyję tym, w co wierzę, niż wtedy, kiedy poznałam P. I myślę, że jeżeli oboje będziecie się starali być bliżej Boga – to On was także do siebie przybliży – albo ze sobą rozłączy – według swojej woli. Czy postąpiliśmy „egoistycznie”? Nie wiem, mam nadzieję że nie. Bo przecież Bóg jest Miłością… Życzę Ci mądrych, przemyślanych wyborów, których nie będziecie musieli później żałować. Ja nie żałuję.

  2. est to coś, o co żaden człowiek nie ma prawa prosić innego człowieka. W sercu każdej istoty ludzkiej jest miejsce zastrzeżone li tylko dla Boga. Żaden też człowiek, nawet najbardziej ukochany, nie wypełni pustki, jaka powstaje w życiu człowieka „po Bogu.” tak napisałaśUważam, ze tego właśnie się powinnaś trzymać.A że rezygnujesz dla niego z Boga, to znaczy, że chcesz świadomie pomagać mu iść z Tobą drogą, która może zaprowadzić Was wprost do piekła… Czy tego dla niego chcesz? Czy miłość nie wymaga poświęceń?Nie chcę moralizować, po prostu proszę, zastanów się nad tym, co piszę.pozdrawiam!

    1. Wierz mi, że cały czas się nad tym zastanawiam… Ale wiem, że Bóg widzi, jak wielkim cierpieniem (i poświęceniem!) jest dla mnie życie bez sakramentów… Jeśli trzeba, mogę cierpieć i pokutować i za niego i za siebie (bo jego to chyba aż tak bardzo nie boli – albo nie okazuje tego nawet sam przed sobą…). Obawiam się, że nie zrozumiesz tego…Módl się lepiej za nas, za mnie.

      1. Hej:)NO oczywiście, że się będę za Was modlić. Już to dziś robiłam nawet:)I oczywiście, że nie rozumiem. Chociaż wiem, jak to jest, gdy się rezygnuje z Boga (u mnie to an krótko trwało, ale było – w zupełnie innym kontekście i sytuacji) i modlę się często, by to się już nigdy nie powtórzyło, bo ciężko mi było wrócić, ale warto było – teraz mam czyste sumienie i taki pokój w sercu:):):)No i wiesz, myślę też, że on też będzie cierpieć, nie tylko ty (ja tu mówię o ewentualnej karze po śmierci). Zastanów się, czy tego chcesz, czy chcesz żyć z taką świadomością, że możesz się do tego pzryczyniać. CDzy nie warto teraz trovchę poczekać, żebuy potem być na zawsze w Raju?:D:D:D::D:D:DJa wiem, ze to trudne,. ja z kolei kiedyś nie umiałam „odkleić się”;p od faceta, który miał dziewczynę , ale na szczęście szybko sam mnie otrzeźwił (swoim zachowaniem paskudnym) ale akurat ja wyjątkowo słono za to zapłaciłam, choć nie będę mówić jak, bo to b, osobiste.; NIe mówię, że taka jest Twojej sytuacja, tylko że znam trochę uczucie „zakazanej” miłości, jak jest silne i jak boli, gdy wiesz, że nie powinnaś z tym kimś być…pozdrawiam!

        1. Kto jest mi zakazany na tej ziemi, ten będzie zabroniony i w raju – kogo zaś szczerze kochałam tutaj, Pan Bóg nie odbierze mi i tam…

  3. próbuję sobie to wszystko jakoś poukładać (i niech ktoś powie, że… w tej sytuacji można się tylko oddalić od Boga. u mnie jest dokładnie na odwrót). sakrament to znak spotkania z Chrystusem ale – jakkolwiek wartość sakramentalnego spotkania jest nieoceniona – o tyle Pan Bóg jak widać jakoś sobie radzi też z nie-chrześcijanami i nie odmawia im swojej łaski i zbawienia. jasne, że to trochę inna sytuacja ale mimo wszystko… zbawienie to łaska, której w żaden sposób nie jesteśmy sobie w stanie sami zapewnić. i staram się uwierzyć, że nie ilość i częstotliwość przyjmowania Komunii jest ważna (choć przecież wiem jak wielka to pomoc). może to herezja, a może jednak odsunięcie od sakramentów – oby tymczasowe – samo w sobie jest już pokutą za „sprzeniewierzenie się powołaniu” i „ukradnięcie kapłana Bogu”?

    1. Szczerze mówiąc, zawsze tak uważałam… Dla mnie jest to jak mój własny „czyściec” przeżywany już tu na ziemi – mój spowiednik zawsze mówił, że NIE MUSIMY tego przeżywać koniecznie po śmierci…

  4. Nie można stawiać na szali miłości do człowieka i tej, która należy się Bogu. Bóg zawsze wygrywa. Nikt nie zapełni pustki po Nim.
    Dlatego tak ważne jest Zalegalizowanie związku. Jeśli o to poprosicie, to tak się stanie.

    1. Ani na moment nie przestaję w to wierzyć – ale dodać muszę, że nie wystarczą tu tylko MOJE prośby i pragnienia. Jak pisał Boy: „W tym największy jest ambaras, żeby DWOJE chciało naraz.”

Skomentuj ~zmartwiona Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *