Proroctwo?

Kiedy miałam około siedmiu lat, jeden z kuzynów mojej mamy został księdzem. Zresztą jest nim do dzisiaj- i jak przypuszczam, dobrym.

 

Pamiętam jednak, że na prymicje, które odbyły się w mojej rodzinnej miejscowości, zaprosił wielu swoich kolegów z seminarium, a ci chętnie bawili się z małą, niepełnosprawną dziewczynką.

 

I przypominam sobie, że powiedziałam wówczas (jak to mówią dzieci…), że kiedy będę duża, „ożenię się” z księdzem.

 

„Ależ córeczko – perswadowali mi dorośli – nie możesz wyjść za mąż za księdza!” „A dlaczego?- zapytałam” „Bo oni się nie żenią.” „Ale ze mną się jakiś ożeni!” – odparłam z przekonaniem.

 

W nastoletnim wieku, jak to się często zdarza młodym dziewczętom, zakochałam się w swoim katechecie, który był moim spowiednikiem.

 

Niezaprzeczalnie przez całe życie odczuwałam jakiś pociąg w tym kierunku (koleżanki często żartowały sobie ze mnie mówiąc, bym „nie podrywała księdza”) – choć, prawdę powiedziawszy, w żeńskiej szkole nie miałam zbyt wielkiego wyboru… 😉

 

Nigdy też nie traktowałam tego typu fascynacji zbyt poważnie. Otrzymałam staranne, katolickie wychowanie, mądre i głębokie. Kapłan, podobnie jak mężczyzna żonaty, stanowił dla mnie nienaruszalną świętość. Aż do teraz…

2 odpowiedzi na “Proroctwo?”

  1. w przeciwieństwie do Ciebie nie otrzymałam wychowania katolickiego, przynajmniej nie takiego, które możnaby określić jako szczególnie głębokie. raczej na zasadzie tradycji. Pan Bóg jednak jakoś tak to urządził, że przyciągnął mnie do Siebie wbrew temu co wydawałoby się naturalną koleją rzeczy. do dzisiaj tego nie pojmuję i jestem głęboko wdzięczna za tą łaskę (taa, ale hipokrytka) wspólnota. środowisko „kościelne” poznane także niejako z tej „drugiej strony”. romans z księdzem, bądźmy poważnie, ostatnia rzecz jaka kiedykolwiek przeszła mi przez myśl. i czy to moja wina że go pokochałam? walczyłam z tym, byłam przerażona… zresztą, przecież znasz ten jakże bogaty wachlarz uczuć. wiem, że jakkolwiek sprawy się potoczą nie uniknę cierpienia i bólu (są w tym przypadku darmowym dodatkiem, robiąc złośliwe porównanie trochę jak celibat do święceń) a jednak bez względu na cenę pragnę, och jak pragnę być przy nim, dla niego, na zawsze…

    1. Nie otrzymałam „wychowania katolickiego” w sensie rodziny (być może dlatego moi rodzice, gdy już poznali cała prawdę, odnieśli się do tego wszystkiego raczej z jakąś spokojną rezygnacją, niż z jakimś szczególnym „zgorszeniem”) – najpierw świadomie odrzuciłam „tradycyjny” katolicyzm moich rodziców, a potem, już bardziej świadomie, sama go na nowo odkryłam dla siebie… Wiesz, sytuacja taka jak nasza nierozłącznie wiąże się z cierpieniem – COKOLWIEK zrobisz czy wybierzesz, to będzie bolało. Długo i mocno. Ale, jak mi mądrze kiedyś napisał jeden z moich bardzo wierzących przyjaciół – cierpienia człowiek w życiu nie uniknie. Tak więc dobrze się zastanów, za co WARTO cierpieć. Bo wierzę głęboko (wbrew filozofii naszych czasów, która uznaje cierpienie w każdym przypadku za wielkie zło), że są ludzie i sprawy, za które WARTO. Moje małżeństwo jest jedną z nich.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *