CYBERSEX: piekło, które możesz opuścić.

Dawno, dawno temu byłam niewinną dziewczynką.

 

Wierzyłam, że nawet pocałunki (że o seksie już nie wspomnę) powinny być wyrazem mojej miłości. Toteż miałam już 26 lat, kiedy Jarek, mój Srebrny Pajączek, mnie pocałował.

 

I kiedy odszedł do seminarium, błąkałam się bezradnie po Sieci, opowiadając swoją historię wszystkim, którzy tylko chcieli słuchać.

 

„Jak lizać rany, celnie zadane,

jak lepić serce, w proch potrzaskane?”

(E.Stachura)

 

Pierwszy był Krzysztof, były już (na szczęście!) zakonnik. To on mnie nauczył jak rozmawiać o seksie i podniecać mężczyzn (oraz siebie!) w Internecie. Czasami myślę, że nienawidzę go za to, co mi zrobił…

 

Ufałam mu. Nauczono mnie ufać osobom duchownym.

 

Zaczęło się całkiem niewinnie: on zadawał mi różne pytania, a ja odpowiadałam. Pytania, oczywiście, stopniowio stawały się coraz mniej niewinne. Doszło do tego, że skłaniał mnie do tego, abym się zaspokajała, a potem, następnego dnia, pytał, „jak mi było.” Ot, taka samonakręcająca się spirala…

 

Po nim byli inni. ZBYT wielu innych. Na czatach internetowych albo smsowych, wszędzie. Szukałam miłości – a znajdowałam tylko seks. Szybko zorientowałam się, że w Sieci jest on znacznie tańszym towarem.

 

Stopniowo moje fantazje stawały się coraz bardziej mroczne, nabrałam nawet przekonania, że jestem masochistką. Teraz myślę, że cybersex jest po prostu jak narkotyk wyobraźni – im głębiej w to wchodzisz, tym silniejszych doznań potrzebujesz.

 

Wydawało mi się, że poznałam mężczyzn od najgorszej strony i zaczęłam nimi gardzić, widząc, jak śmiesznie łatwo przychodzi mi ich podniecić. Jednocześnie zaczęłam myśleć, że „facetom tak naprawdę chodzi tylko o jedno” i że jeżeli będę w tym naprawdę dobra, to może któryś z nich mnie pokocha…

 

I myślę, że byłam „dobra”. Naturalna i (mimo wszystko!) niewinna, bo przecież ciągle jeszcze byłam dziewicą. Autentycznie przeżywałam wszystko, o czym pisałam – i to ich chyba pociągało. Taka już jestem. Wszystko, co robię, robię całą duszą, całą sobą – nieważne, czy akurat chodzi o modlitwę, czy o seks.

 

Pogardzałam tymi facetami, ale pogardzałam także samą sobą. Po niektórych szczególnie ostrych „seansach” zdarzało mi się wymiotować przez kilka dni. Żyłam w rytmie: w nocy rozkosz, rankiem obrzydzenie. Obrzydzenie…Obrzydzenie…Stopniowo tej rozkoszy było coraz mniej, a obrzydzenia coraz więcej.

 

Pamiętam, jak kiedyś płakałam, leżąc na podłodze: „Tylu mężczyzn codziennie chciałoby mnie brać do łóżka, a żaden z nich mnie nawet nie dotyka!!!!”

 

Jednocześnie jednak odczuwałam silny lęk przed spotkaniem się z kimkolwiek w realu – bałam się, że któryś z moich rozmówców może mi zrobić krzywdę, ale chyba jeszcze bardziej bałam się odrzucenia w przypadku, gdyby im się nie spodobało, że jestem kaleką…

 

Zdarzało się bowiem bardzo często, że mężczyźni, którzy jeszcze sekundę wcześniej opowiadali mi z entuzjazmem, „czego to by ze mną nie zrobili” (a czasem nawet twierdzili, że jestem „kobietą ich życia” i tym podobne bzdury), natychmiast kończyli rozmowę, gdy dowiadywali się, że jestem niepełnosprawna. Tak, jakby to, kim jestem, napawało ich większym wstydem niż to, co przed chwilą mówili… To bolało chyba najbardziej.

 

Więc kiedy wreszcie trafił się jeden taki, który nie chciał ze mną rozmawiać wyłącznie o seksie, wmówiłam sobie, że jestem w nim zakochana i oddałam mu swoje dziewictwo. W ciągu tych długich lat po odejściu mojego Pajączka wiele razy żałowałam, że to nie było z nim. A teraz nie chciałam już żałować. Nigdy i niczego.

 

Byłam z nim przez trzy lata, starając się na wszelkie sposoby pocieszać jego smutki (jest śmiertelnie chory) i czekając bezskutecznie na magiczne słowo „KOCHAM”. Wciąż naiwnie myślałam, że fakt, że się żyje z dziewczyną „jak z żoną” przez trzy lata jest wystarczającym powodem, aby ją poślubić. Myliłam się. Nie był. Było raczej coraz gorzej.

 

Czując się niekochana, czasami, i coraz częściej, wracałam w szpony dawnego nałogu. Czułam się nikim. Niczym. I tej nocy, kiedy poznałam P., także miałam zamiar szukać seksu na telefonicznym czacie. Szukałam seksu – a znalazłam miłość. Prawdziwą, czystą i wielką. Uratował mnie. Przywrócił do życia. Ocalił z piekła, w którym się znalazłam. I jak ja teraz mogłabym twierdzić, że to jest grzech?! To, co robiłam przedtem, było o wiele gorsze…

 

P. wszystko zrozumiał. I wszystko wybaczył. Kiedyś przeczytałam, że naprawdę kocha nas tylko ten, który wie o nas wszystko, i mimo to nie przestaje nas kochać.

 

„Nie każdy złotem – złota blask,

a uległość jest zgodą.

Trujące kwiaty wabią nas

zgubną swoją urodą…”

(Grzegorz Ciechowski)

 

7 odpowiedzi na “CYBERSEX: piekło, które możesz opuścić.”

  1. Cóż, prawda jest taka, że w sieci o wiele łatwiej znaleźć osoby szukające seksu niż te szukające miłości. W końcu cyberseks to rozrywka, a uczuć jako rozrywki traktować nie można. A może masz pewne skłonności masochistyczne? 😉 Kto wie dokąd doprowadzą nas fantazje. Powiem szczerze, że mnie cyberseks nigdy nie ciągnął. Próbowałem, ale stwierdziłem, że to nic specjalnego. Nie dlatego, że brakowało mi wyobraźni, było nawet przyjemne, ale w żaden sposób nie zbliżało się do prawdziwej bliskości między dwojgiem ludzi. O seksie lubię rozmawiać, dla mnie to temat jak każdy inny. Ale uprawiać cyberseks? Nie, dziękuję.Sama siebie zraniłaś, teraz starasz się zaleczyć rany. Cóż, tak to jest z nałogami, bo uważam, że to był dla Ciebie nałóg. Może czułaś się lepiej mając władzę nad mężczyznami? Zresztą nieważne – ważne, że już nie robisz tego co powodowało Twoje obrzydzenie.Pozdrawiam 🙂

    1. Sama siebie zraniłam…no, coż, możliwe… Co do władzy nad mężczyznami, zapewne masz rację. Wiesz, zauważyłam nawet, że jeżeli chodzi o BDSM to ten „domininujący samiec” jest bardzo uzależniony od swojej partnerki – i nienawidzi jej za to, że tak bardzo jej pragnie. Nie wiem też, w jaki sposób udaje się im na dłuższą metę oddzielić to, co robią w nocy, od tego, jacy są dla siebie w dzień. Mnie by się to chyba nie udało. Wydaje mi się, że im bardziej on staje się dzięki niej pewny siebie – tym bardziej ona czuje się mała i stłamszona, zanika. (Czytałam już bardzo wiele takich historii: „Z początku mi się podobało, było cudowne, podniecające, ale…”) Ja nie chciałam zniknąć, chciałam żyć. Więc chyba jednak nie mam takich skłonności. Czasami Bóg daje człowiekowi wybór – zwierzęce pożądanie, czy zwykła, ludzka miłość… 😉

  2. Moze i tak jest.. Ale niejeden dobrze wie ze chce tylko sprubowac tego „czegos” i na tym sie konczy. Nie ciagnie tego dalej. Widocznie twoja podświadomosc tego potrzebowała a ty chciałas ją tym nakarmic. Internet swiat rozmaicony w którym kobieta moze by męszczyzna i na odwrótmoze oni nie chcieli sie z tobą wiązac bo nei byli na to przygotowani albo przerastałą ich ta sytuacja.Ciesze sie ze znalazłas swoją miłosc .. i to jeszcze przy takich okolicznosciachpozdrawiam

    1. To zależy… Od tego jak ona sama to odbiera – a przede wszystkim, czy POBIERA. Opłaty za to, co pokazuje przed kamerą.

  3. Kochana mój facet jest uzależniony od cybersexu, bardzo go kocham, planujemy ślub, co mam zrobić, żeby wyrwać go z tego nałogu? Nie chce mi się żyć 🙁

    1. Myślę, że jeśli doszło już do nałogu, bez profesjonalnej terapii raczej się nie obejdzie. Są nawet grupy, pracujące nad tym uzależnieniem metodą AA (12 kroków). Najważniejsze, by on zrozumiał, że ma (że macie) z tym problem. Często myśli się: „No, przecież go/jej nie zdradzam, bo to wszystko nie jest w realu!” Kiedyś nawet coś podobnego powiedział mi pewien ksiądz w konfesjonale. Tymczasem główny problem z tym polega na tym, że choć nie ma kontaktu fizycznego, bardzo silne jest PRAGNIENIE takiego kontaktu (często myślałam sobie, że „gdybym tylko mogła, zrobiłabym to z którymś z tych facetów”). Uczucia i pragnienia są prawdziwe – a nie znam nikogo, kto by się dobrze czuł z tym, że ukochana osoba pragnie kogoś innego. Sama też wiem po sobie, że istnieje duże niebezpieczeństwo (pokusa) powrotu do takich praktyk, kiedy w związku coś się nie układa.Dlatego kiedy nachodzą mnie takie marzenia, staram się kierować je w stronę mojego męża – np. pisząc DO NIEGO smsy. Co jeszcze możesz zrobić sama? 1) Uświadamiać mu SWOJE odczucia, bez oskarżania: „Wiesz, kiedy to robisz, czuję się, jakbyś mnie zdradzał.” 2) Rozmawiać z nim o tym, DLACZEGO to robi, jak to się zaczęło, jaką potrzebę w nim to zaspokaja (bo może jest coś, co można by zmienić, poprawić, w waszym wspólnym życiu). Ważne są też dwie rzeczy: zaufanie (z jego strony) i kontrola (z Twojej). Poproś go np. by nie kasował w komputerze historii przeglądanych stron, rozmów ze Skype’a czy GG. Ja tak właśnie robię. Świadomość tego, że P. może (choć teraz robi to już bardzo rzadko) zawsze sprawdzić, co robiłam w ciągu dnia, pomaga mi trzymać się w ryzach. Jeśli z jakiegoś powodu musiałam używać komunikatora (np. rozmawiając z Czytelnikami lub z klientami), zawsze go o tym informuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *