„Anoreksja to moja przyjaciółka!”

Kiedy miałam 14 lat byłam anorektyczką.

Do dziś pamiętam bóle głodowe, w których wiłam się leżąc na dywanie – i dlatego nie mogłam ukryć przerażenia, gdy zobaczyłam na pewnym blogu fotografię dziewczyny, niegdyś ślicznej, która sama siebie zamieniła w przerażający szkielet rodem z filmów o obozach koncentracyjnych.

I chyba nigdy nie zrozumiem, dlaczego piękne, zdrowe dziewczyny nienawidzą swego ciała aż do tego stopnia, że aż dążą do samounicestwienia…

Wstrząśnięta tym, co zobaczyłam, napisałam do dziewczyny długi list, tłumacząc, że anoreksja w końcu ją zabije.  I bardzo się zasmuciłam, otrzymawszy odpowiedź: „Przykro mi, ale ja nie uważam anoreksji za chorobę, tylko za moją przyjaciółkę.” No, cóż – biedna mała…Przypuszczam, że należała do którejś z internetowych „społeczności”, których członkowie (a raczej – członkinie!) utwierdzają się nawzajem w takiej chorej ideologii.

Czasami myślę, że ta moda na „szkielety w kobiecej skórze” jest kreowana po pierwsze przez kreatorów mody – dla nich modelka nie jest istotna, powinna więc być „przezroczysta”, aby swymi kuszącymi okrągłościami nie odwracać uwagi widzów od stroju.

Po drugie zaś wydaje mi się, że mają w tym swój udział same anorektyczki, które chcą w ten sposób uczynić ze swojej choroby modę i styl życia.

I często zastanawiam się, czy te biedne dziewczyny pamiętają jeszcze, że jedzenie nie jest tylko „śmiertelnym zagrożeniem” – że jest przede wszystkim wielką przyjemnością? Cała nasza sztuka kulinarna opiera się przecież na tym…

Miałam kiedyś przyjaciółkę, której wszyscy powtarzali, że jest trochę „zbyt puszysta.” Biedactwo umartwiało się i głodziło, stosując najróżniejsze diety, oczywiście bez rezultatu. I dopiero kiedy przestała się odchudzać i zaakceptowała samą siebie zaczęła…naprawdę tracić na wadze. Bo najważniejsze jest chyba, żeby lubić siebie i dobrze się czuć we własnej skórze. A najlepszym sposobem na bezbolesne odchudzanie jest się…zakochać. Sprawdziłam na sobie.

Kiedy poznałam P., wszyscy wokół zastanawiali się, w jaki sposób zrzucić „poświąteczną nadwagę”, a ja, szczerze mówiąc, myślałam wtedy o wszystkim, tylko nie o jedzeniu! 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *