Raport mniejszości.

Obecna „histeria równościowa” doszła do takiego punktu, poza którym jest już tylko absurd.

Otóż w specjalnym raporcie, dotyczącym zwalczania homofobii, szkockie Ministerstwo Zdrowia zakazało personelowi szpitali dziecięcych używania słów „mama” i „tata” w rozmowach z małymi pacjentami – jako rzekomo dyskryminujących homoseksualnych „rodziców”.

Zamiast tego zalecono używać określeń typu „opiekun”, „strażnik”, w ostateczności zaś „rodzic”.

Jestem skłonna (aczkolwiek tylko do pewnego stopnia!) rozważyć dalsze stwierdzenie tegoż raportu, mówiące, że rzekomo „płeć i orientacja seksualna nie mają NIC  wspólnego z dobrym rodzicielstwem.” Należałoby tu jednak postawić pytanie, na jakiej podstawie ukuto to postępowe stwierdzenie?

Bo, o ile mnie pamięć nie myli, sprawa przyznawania parom homoseksualnym prawa do adopcji i wychowywania dzieci to rzecz zupełnie świeża, kwestia ostatnich kilku czy kilkunastu lat. Skąd zatem wiadomo na pewno, że płeć i preferencje opiekunów nie mają najmniejszego wpływu na życie ich dzieci? Mam niejasne wrażenie, że to się dopiero okaże…

Ale zostawmy to na razie.

Ja jestem tolerancyjna (choć nie lubię tego słowa, które z cierpliwego znoszenia tego, z czym się nie zgadzamy zmienia ostatnio swe znaczenie na koniecznie pełną i życzliwą akceptację!) i potrafię zrozumieć, że jeśli dwóch mężczyzn wychowuje wspólnie dziecko, to mogą nie życzyć sobie, aby ktoś publicznie zastanawiał się, który z nich jest jego „mamą” a który „tatą” – bo to rzeczywiście zakrawałoby na kpinę.  Ich prawo.

W takim przypadku oczywiście najbardziej sensownie byłoby mówić o „opiekunach dziecka”.

Ale niech mi ktoś, do jasnej Anielki, wytłumaczy, w jaki sposób kogokolwiek dyskryminuje to, że ktoś MA mamę i tatę?! Przecież to tak, jak gdyby twierdzić, że modlitwa wierzących obraża ateistów! (A jeśli są autentycznie niewierzący, to powinno im być najzupełniej obojętne, czy ktoś się modli, czy nie – mnie np. nie obraża modlitwa hinduisty!)

Czyżbyśmy zatem już zaczęli uważać, że to wstyd wychowywać się w „tradycyjnej” rodzinie zamiast w postępowej „rodzinie alternatywnej”?! Czy pod pozorem obrony praw mniejszości, prawa heteroseksualnej większości nie zostały tu jakoś poważnie naruszone?

I czy aby wkrótce nie zaczniemy przymusowo reedukować dzieci, że mama to po prostu „opiekun”, a tata to „strażnik”?!

 I jestem doprawdy bardzo ciekawa, czy sami homoseksualiści zdają sobie sprawę z tego, że zwracając się do swoich rodziców per „mamo” i „tato” notorycznie używali „homofobicznej mowy nienawiści”? 🙂

5 odpowiedzi na “Raport mniejszości.”

  1. Moim zdaniem granice absurdu przekroczyliśmy już jakiś czas temu 🙂 Tylko ten „strażnik” trochę niefortunnie przetłumaczony 😉 No cóż… płeć i orientacja z dobrym rodzicielstwem rzeczywiście nie muszą mieć wiele wspólnego. Tyle że wychowanie dziecka jest w takim związku o wiele trudniejsze… no i pewne wzorce od rodziców na pewno przejmie. Co może działać zarówno na plus, jak i na minus. Pozdrawiam 🙂

  2. Moim zdaniem dziecko nie powinno wychowywać się w rodzinie, gdzie nie ma „równowagi hormonów”. W takie sytuacji dziecko nie nauczy się żyć „w zgodzie” z obydwoma płciami. Gdybyśmy nie pozwolili wcześniej na taki absurd rodziny homoseksualnej nie byłoby teraz problemu z nazwaniem poszczególnych jej członków.Pozdrawiam. 🙂

    1. Ten absurd wynika z błędnego, moim zdaniem, założenia, że dziecko to nie tyle istota ludzka, której dobro powinno być dla nas sprawą nadrzędną, co przywilej, do którego wszyscy mamy „prawo”. Homoseksualiści CHCĄ mieć dzieci (jest to zresztą normalna, ludzka potrzeba), a więc należy im umożliwić ich posiadanie. Jest to naturalna konsekwencja postawy etycznej, w myśl której, jeżeli czegoś pragnę, to oznacza, że jest to automatycznie dobre i słuszne. Nie wiem, czy ktoś przeprowadzał badania socjologiczne wśród osób wychowanych przez pary homoseksualne i badał ich preferencje? Przypuszczam, że w środowiskach gejowskich może istnieć opór przeciwko takim badaniom, bo mogłoby się nagle okazać, że na naszą orientację mają wpływ nie tylko czynniki biologiczne (jak uparcie starają się udowodnić), ale i – przynajmniej w pewnym stopniu – środowisko i wychowanie. Osobiście bardzo wątpię, czy para kobiet potrafi wychować emocjonalnie zdrowgo chłopca (dość przypomnieć problemy wychowawcze samotnych matek – w przypadku par homoseksualnych takie problemy mogą się jeszcze kumulować), a para mężczyzn – dziewczynkę. Oczywiście, z dwojga złego, lepiej jest aby dziecko wychowywało się pod opieką osób jednej płci (ale tylko wtedy, gdy jedna z tych osób jest jego MAMĄ lub TATĄ) niż np. w Domu Dziecka – ale powinny to być sytuacje najzupełniej wyjątkowe.

  3. Czyli dyskryminacją miałoby być stwierdzenie nieposiadania mamy i taty, a samo tylko ich nieposiadanie to już nie?
    Czy nie zakrawa to na absurd?

    1. Oczywiście, że tak! Widać to dobrze choćby na przykładzie ostatniego „skandalu” z udziałem panów Dolce i Gabbany. Zauważ, że „postępowa opinia publiczna” była im w stanie wybaczyć różne obyczajowe ekscesy, ale NIE „karygodne” stwierdzenie, że dzieci powinny mieć ojca i matkę, a „tworzenie” dzieci z in vitro dla potrzeb jednopłciowych par jest (jednak!) „sztuczne.” Kiedy jesteś gejem (a może nawet zwłaszcza wtedy!) MUSISZ mieć pozytywny pogląd na te sprawy, inaczej odpadasz. Bo jaki niby możesz mieć powód, żeby być przeciw? Przecież nie jesteś jakimś tam zacofanym katolikiem! A najzabawniejsze, że ich nawet nie za bardzo można oskarżyć o „homofobię.” :)))Będę o tym jeszcze pisała.

Skomentuj ~jakisfacet Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *