Żona dla Dalaj Lamy – czyli jeszcze parę słów o celibacie.

Często słyszy się opinię, że celibat (w domyśle – celibat księży) został „wymyślony” przez papiestwo dla własnych, czysto materialnych celów, głównie po to, aby zapobiec przechodzeniu dóbr kościelnych w ręce spadkobierców.

 

Sprawa jednak nie jest aż taka prosta.

 

Przede wszystkim, obok fundamentalnego w Biblii stwierdzenia, że „nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam” mamy także nieco zagadkowe stwierdzenie Jezusa, że „są i tacy bezżenni, którzy pozostają bezżenni dla Królestwa Bożego”, z czego może wynikać, że niektórzy ludzie są w jakiś szczególny sposób POWOŁANI do życia w samotności. Warto tu jeszcze dodać, że ksiądz katolicki, sprawujący Eucharystię, swoją osobą niejako „uosabia” czy „przypomina” Chrystusa, który przecież, wedle poważnych źródeł historycznych (pomijam tu Dana Browna i jemu podobnych) nigdy nie miał żony…

 

Należy sobie także uświadomić, że celibat, jako forma oddania się Bogu, nie jest bynajmniej wynalazkiem chrześcijańskim. Znały go bodaj wszystkie kultury i religie, dość przypomnieć rzymskie westalki.

 

Także i dzisiaj bez kobiet żyją np. mnisi buddyjscy – i jakoś nigdy nie słyszałam, by ktoś domagał się „wyzwolenia” ich spod tego jarzma, albo twierdził (jak zdarzało mi się słyszeć na temat duchownych katolickich), że Dalaj Lama w ten sposób hańbi swoje człowieczeństwo…

 

Zawiedziony mnich, Marcin Luter, odrzucił celibat (i ożenił się z byłą mniszką, Katarzyną von Bora) – ale i jego duchowi synowie, protestanci, coraz częściej szukają w życiu monastycznym źródeł duchowej inspiracji, czego dowodem jest np. międzywyznaniowa Wspólnota braci z Taize.

 

Myślę, że źle się stało, że wprowadzenie celibatu księży zbiegło się w Kościele z czasem, gdy walczył on z pewnymi sektami, które (jak katarzy) odrzucały świat materialny, a wraz z nim małżeństwo i seks, jako zły i skażony grzechem. Większość poglądów w tej kwestii, uznawanych do dziś błędnie za katolickie („róbmy to tylko po ciemku i tylko po to, aby mieć dzieci – broń Boże dla przyjemności!”) ma, zdaje się, źródło właśnie w tej walce sprzed wieków. Cóż, kiedy zbyt długo z kimś walczysz, mimowolnie stajesz się do niego podobny…

 

I dlatego później sądzono, że kapłan stałby się niegodny sprawowania swych funkcji, gdyby „tymi samymi rękoma” wcześniej dotykał „nieczystego ciała” swej żony. Św. Hieronim nawet uważał, że kobieta jedynie pozostając w dziewictwie może odkupić grzech, jakiego dopuścili się jej rodzice w akcie poczęcia…

 

Ks. Twardowski kiedyś napisał, że „księża mają być czyści w świecie rozpustników”, ale sądzę, że kluczem do tego, aby to osiągnąć, powinna

być absolutna dobrowolność przyjmowania celibatu. Każdy kandydat do kałaństwa powinien zdecydować, czy woli przejśc przez życie samotnie, czy też dzielić je z żoną – jak to już praktykują Kościoły wschodnie.

 

A tych, którzy mimo wcześniejszej decyzji nie są w stanie w niej wytrwać powinno się bez większych problemów „zwalniać do cywila”, aby mogli zawrzeć normalny związek małżeński. Bo jak mądrze mówi św. Paweł: „Lepiej jest żyć w małżeństwie niż płonąć.” I to w zasadzie tyle.

40 odpowiedzi na “Żona dla Dalaj Lamy – czyli jeszcze parę słów o celibacie.”

  1. Znów swoją opinię piszesz „pod siebie” a więc nie może być ona obiektywna.Wstępując do seminarium, mężczyzna jest już dorosły i dojrzały a zostając kapłanem na pewno jest świadomy tego, na co dobrowolnie się zgadzał. Bóg obdarzył nas wolną wolą i rozumem.

    1. Nie tyle może pod siebie, co z myślą o wielu moch znajomych kapłanach, którzy odeszli…Wierz mi, że w większości byli to dobrzy, święci kapłani – a jednak ich życie, ich powołanie jakoś ich przerosło…Czemu ma nie być miłosierdzia dla ich słabości? I nie wiem, czy wiesz, że ksiądz może żyć z kobietą przez wiele lat, mieć dzieci i wnuki – a potem powrócić do kapłaństwa. Pod warunkiem, że nie wziął z nią ślubu. Czy wydaje Ci się w porządku, że „wolno” mieć kochankę, ale nie żonę? Ja nie chcę być jego kochanką – i nie będę…

      1. Ale jak mozesz napiac, ze nie chcesz byc jego kochanka i nie bedziesz skoro wasze dziecko zostalo splodzone zanim on opuscil zakon?
        To czym bylas wtedy kiedy on byl jeszcze ksiedzem? zona?
        Naprawde to juz jest szczyt hipokryzji.

        1. Nie, proszę pani – zawsze, kiedy wydaje nam się, że osiągnęliśmy już szczyt naszej grzeszności, z reguły okazuje się, że potrafimy być jeszcze gorsi. Ja już wiem, że potrafię taka być, zwłaszcza bez spowiedzi. Ale nigdy nie czułam się jego „kochanką” czy też „konkubiną” – bowiem zakłada to, w moim odczuciu, stałość i długotrwałość takiego układu. My zaś nie żyliśmy w konkubinacie, tylko zgrzeszyliśmy. Kiedy on był jeszcze kapłanem, zdarzyło nam się to TRZY RAZY. Za ostatnim z tych „razów” począł się nasz ukochany synek. I to wszystko.

          1. Mam rozumiec, ze TRZY RAZY to sie nie kwalifikuje do nazwania? A jak nazwac kobiete do ktorej mezczyzna „wyskoczyl” trzy razy mimo, ze mial zone w domu? Twoj partner w czasie tych TRZECH RAZY nie byl wolnym czlowiekiem. Wrecz przeciwnie byl zwiazany slubami zlozonymi Bogu, ktore powinny chyba byc wazniejsze od tych, ktore normalni smiertelnicy skladaja sobie nawzajem. A mimo to tak potepiasz rozwodnikow, ze niby dla nich przysiega nie miala znaczenia. Jak to jest Albo z tym przysieganiem? A moze wszystko jest dozwolone pod warunkiem, ze tylko TRZY RAZY?

          2. Kwalifikuje się do nazwania – jak tylko pani chce. Rozpustą, cudzołóstwem, grzechem. Może mnie pani nawet nazwać „księżą dziwką”, jeśli takie właśnie określenie ciśnie się pani na usta – ale NIE konkubiną.Nią nigdy nie byłam. Przepraszam. Myślałam jedynie, że Z DWOJGA ZŁEGO, bardzo złego, lepiej, gdy ktoś zgrzeszy trzy razy, niż nieskończoną ilość razy… Choć idąc pani tokiem myślenia – czy kobietę, która RAZ JEDEN oddała się za pieniądze, nazwałaby pani „prostytutką”? (Jeśli nie gorzej…) I oczywiście NICZEGO tu nie zmienia, że za każdym razem szczerze tego żałowałam i chodziłam do spowiedzi, bo wtedy jeszcze mogłam. To tylko świadczy o mnie jeszcze gorzej, prawda? Takie jak ja nie mają serca i sumienia. Tak pani o mnie myśli? Dobrze, niech i tak będzie.I to jest część mojej pokuty – bo w myśl prawa kanonicznego LEPIEJ dla księdza jest mieć konkubinę, niż żonę. Ale żeby twierdzić, że uważam, że „wszystko jest dozwolone, bo tylko trzy razy” to już trzeba mieć wyjątkowo złą wolę. NIGDY nie twierdziłam, że nie zrobiłam nic złego. Przeciwnie – wyrzuty sumienia (którego podobno nie mam) towarzyszą mi w każdej sekundzie życia. Mam nadzieję, że poprawiła sobie pani dzięki mnie samopoczucie. Wie pani? Do tego też służą takie, jak ja.

          3. Nie Albo, nie poprawilam sobie samopoczucia, bo to nie bylo moim zamiarem, ani nie mam takiej potrzeby. Gdybym jak myslisz, chciala rzucic w Ciebie kamieniem, to zrobilabym to pod jakas z obecnych/nowych notek wtedy moze znalazloby sie wiecej „kamieniarzy”. Ale nie o to chodzi. Ja Ciebie nie potepiam, nie mam takiego prawa, ja wrecz przeciwnie Ciebie rozumiem i nawet podejrzewam, ze bedac w Twojej sytuacji zrobilabym to samo. Mnie sie tylko nie podoba, ze sama nie bedac w porzadku wypowiadasz sie autorytatywnie w kwestiach zyciowych ludzi z ktorymi nie mozesz sie identyfikowac, chodzi o zwiazki partnerskie, o aborcje czy chocby o gender, o ktorym naprawde nie masz pojecia.

            Gender JEST NAUKA a nie idelologia jak probujesz wmowic swoim czytelnikom, gender jest nauka, ktora zajmuje sie badaniami wplywu plci na zycie czlowieka, trudnosciami i ulatwieniami jakie wiaza sie z byciem kobieta lub mezczyzna, a nie jak Ty myslisz pozbawieniem czlowieka plci biologicznej. Moze poczytaj ten wywiad i troche Ci sie rozjasni

            http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,15184397,Barbara_Limanowska_tlumaczy_co_to_jest_gender.html

            Badaniami nad wplywem plci na zycie (gender) swiat zachodni zajmuje sie juz od dziesiatek lat i jakos nikt nie zmusza chlopcow do chodzenia w sukienkach jak sugerujesz ani dziewczynek do bawienia sie karabinami. Ale odlozmy gender na wysoka polke.

            Czytajac Twojego bloga zastanawiam sie skad w Tobie tyle pychy. Te nieszczesne TRZY RAZY mnie wrecz zaskoczyly, bo ja tego nie pojmuje. Ja chodzilam na lekcje religii jakies 20 lat wczesniej niz Ty i uczono mnie tam, ze spowiedz to nie jest „gumka-myszka”, ktora pan Bog wymazuje wyznany grzech tylko po to zebym mogla popelnic go jeszcze raz. Uczono mnie, ze spowiedz tylko wtedy ma sens jesli wiaze sie z glebokim zalem za popelniony grzech i przyrzeczeniem poprawy. Dlatego mnie smieszy te TRZY RAZY, bo gdzie tu zal, gdzie tu przyrzeczenie?

            Chociaz podkreslam, bedac na Twoim miejscu pewnie zrobilabym to samo. Ale spojrzmy prawdzie w oczy, Twoje mazenstwo nie jest malzenstwem w oczach kosciola, Wy ciagle zyjecie w grzechu i rowniez ciagle liczycie na to, ze kiedys jakis Papiez zmieni przepisy i wtedy bedziecie mogli wyspowiadac sie z tych wszystkich lat.

            Albo, czy jako matka, naprawde bedziesz w stanie przy tej spowiedzi powiedziec, ze zalujesz iz zyja Twoje dzieci?

            Brzmi okrutnie? No fakt, okrutnie, ale przeciez Twoje dzieci sa owocem tego grzechu, czyli logicznie jesli masz zalowac za grzech to rowniez zalujesz ze sa jego owoce.

            Nic wiecej nie mam Ci do powiedzenia, mysle tylko, ze przydaloby sie w Twoich postach wiecej pokory, a tymczasem czesc z nich tchnie pycha. Skad ta pycha? Z ogromnej milosci, alez zapewniam Cie, ze Wasza milosc wcale nie jest zjawiskiem nadzwyczajnym, tak sie kochaja ludzie, ktorzy sie kochaja, tylko niekoniecznie wszyscy glosza calemu swiatu, ze uprawiaja seks oralny.

            Pozdrawiam i szczerze zycze szczescia w dalszym zyciu dla calej Twojej rodziny.

          4. Spowiedź jednak też nie sprawia,że stajemy się aniołami i przestajemy grzeszyć raz na zawsze – bo wtedy potrzebna byłaby JEDNA w życiu – a jak znowu nagrzeszysz, won z Kościoła! Tego też panią uczyli na religii 20 temu? Trzy razy poszłam „do łózka” z mężczyzną, który nie był moim mężem – NIGDY NIE POWINNAM TEGO ROBIĆ – a że Z MIŁOŚCI to zrobiłam, kogo to obchodzi? Na pewno nie panią. PANI już wie, że jestem pyszna, głupia, niedouczona, zła. NIGDY jednak nie potępiałam na tym blogu LUDZI – feministek, homoseksualistów, kobiet po aborcji, nikogo. A że mam własne zdanie na różne tematy, że (choć sama jestem bardzo grzeszna, przez odsunięcie od sakramentów coraz bardziej) NIE ZAPOMNIAŁAM jeszcze, co kiedyś było dla mnie ważne?Mimo że sama jestem bardzo odległa od tego za czym tęsknię… Skoro ludzie, którzy publicznie deklarują ateizm, mogą wypowiadać o religii, bezdzietni o wychowaniu dzieci, itd. to CZEMU ja nie mogę wypowiadać się np. o aborcji? No, cóż – może sobie pani to nazywać hipokryzją, pychą. Jak pani chce. Podejrzewam że nic, cokolwiek bym teraz zrobiła czy napisała nie zmieni pani zdania na mój temat (cieszę się, jeśli nie spotkała pani ludzi budzących w Pani większy wstręt, niż ja). Nie wszyscy muszą mnie lubić czy choćby rozumieć. Czytałam jednak, że hipokryzja jest to hołd, jaki występek składa cnocie.

            Ale NIE – nie żałuję, że urodziły się moje dzieci – i co więcej, WIEM, że Kościół nie jest tak okrutny w tej kwestii jak pani – MUSIAŁA MI pani przywalić tym twarz, oczywiście pod pozorem „zrozumienia” i pokory – której MNIE brakuje. A jednak to nieprawda: nawet jeśli dzieci są z grzechu (z gwałtu, z kochanką…) to NIE ZNACZY, że będę musiała przepraszać, że się narodziły. WSZYSTKIE dzieci są darem Boga – a NASZ grzech jest tylko naszym grzechem. NIGDY nie słyszała pani w kościele, że Pan Bóg może nawet ze zła wyprowadzić dobro?:) Moje dzieci są DLA MNIE takim dobrem.

            Większy grzech popełniłabym, gdyby kazano mi je zabić. A tak by było, gdyby ich tata (mój konkubent, powie pani) nie został ze mną. Czy uważam, że moja miłość jest wyjątkowa? Tak! Mało kto zdecydowałby się na życie z kobietą, którą się trzeba opiekować. Ale panią to tylko obrzydza. Trudno.

            Proszę mi wybaczyć, że nie jestem w stanie podziękować za życzenia – po tym, co pani napisała, nie jestem w stanie uwierzyć, by były szczere. Zarzuca mi pani pychę wobec tych, „z którymi nie mogę się identyfikować” – choć naprawdę BARDZO STARAŁAM SIĘ na tym blogu raczej opisywać interesujące ZJAWISKA, niż potępiać konkretnych ludzi. Pani za to, jak sądzę, ma empatii w nadmiarze? Oby pani spotykała lepszych ludzi niż ja.

            Natomiast jeśli chodzi o gender, to ja bym chciała rozróżnić dwie rzeczy: 1) dyscyplinę akademicką, polegającą na badaniu, w jaki sposób na przestrzeni wieków i w różnych kulturach kształtowały się i kształtują role płci. Ona faktycznie może być neutralna (sama chciałam się zająć takimi badaniami) choć i ona czasem zbyt mocno znajduje się pod wpływem IDEOLOGII feministycznych, które patrzą na przeszłość, na tradycję, kulturę, TYLKO przez pryzmat tego, czy one „ograniczały kobiety”. Tak, jak marksizm we wszystkim dopatrywał się „walki klas”, nawet tam, gdzie chodziło o coś zupełnie innego. To chyba nie przypadek, że Simone de Beauvoir obok feminizmu wychwalała również komunizm (o którym pewnie wiedziała mniej, niż ja o gender:)). A zupełnie inną kwestią jest, jak się ten „gender” rozumie i wdraża w praktyce. Bo jeśli tak, jak w tym przykładzie z autobusem, który musi się zatrzymać na żądanie KOBIETY – ale już nie niepełnosprawnego, starszego mężczyzny, to ja się na to nie zgadzam. NIE TAK rozumiem równość płci.

          5. Przypadkowa Czytelniczko, piszesz „Albo, czy jako matka, naprawde bedziesz w stanie przy tej spowiedzi powiedziec, ze zalujesz iz zyja Twoje dzieci? Brzmi okrutnie? No fakt, okrutnie, ale przeciez Twoje dzieci sa owocem tego grzechu, czyli logicznie jesli masz zalowac za grzech to rowniez zalujesz ze sa jego owoce.”
            Skoro sama zauważasz, że brzmi to okrutnie, to zastanów się nad tym, kto Ci podpowiada takie myśli? Mieszasz tu różne porządki, co w końcu prowadzi do niedorzeczności.
            Odpowiedz sobie najpierw na pytanie, Kto powołał do życia te dzieci? Czy nie dostrzegasz tego, że w ostatecznym rozrachunku o każdym poczęciu decyduje zawsze Bóg? Zawsze – zarówno wtedy, gdy potencjalni rodzice pragną tego poczęcia, jak i wtedy, gdy jest całkiem na odwrót – gotowi są zrobić wszystko, byle tylko tego dziecka nie było. Mało – nie dość, że to On powołuje do życia, to jeszcze oczekuje od rodziców otoczenia miłością tego życia, które On powołał.
            Widzisz już, jaką głupotę palnęłaś? – a przecież czyniłaś to w dobrej wierze – byłaś przekonana, że Bogu służysz, wygłaszając te zdania. Szatan jest przebiegły i każdemu potrafi namieszać w głowie. Namieszał i Albie i Piotrowi, gdy przyprowadził ich do grzechu, ale namieszał teraz Tobie rozbudzając w Tobie (rzekomo) „święte oburzenie”

          6. Leszku… Ona wiedziała, że najłatwiej zranić kobietę, uderzając w jej dzieci (niczemu przecież niewinne). Chciała, żeby mnie zabolało – mocno – i zrobiła to, ani na moment nie tracąc przekonania o własnej wyższości… Najsmutniejsze jest jednak to, że to mnie zarzucała najpierw brak empatii i potępianie tych, w których nie umiem się „wczuć.”

            A przecież i św. Augustyn bardzo kochał swego nieślubnego syna. Wiele zgwałconych kobiet naprawdę KOCHA dzieci, poczęte wbrew ich woli – czy można zatem powiedzieć, że „tak naprawdę nie żałują” tego, co się stało? Bóg często i ze zła wyprowadza wielkie dobro – dlatego właśnie to, co ona napisała, było niedorzeczne i okrutne (w dodatku przypisała takie intencje również Kościołowi – który, rzekomo, miałby mi kazać przepraszać za to, że moje dzieci żyją). To, że zostałam matką – wbrew wszelkim przewidywaniom! – nie jest największą z moich win. Tylko ktoś, kto celowo chciał mnie zranić, mógł wpaść na taki pomysł.

            Wiesz, w takich momentach zastanawiam się poważnie, czy powinnam to dalej ciągnąć – bo jeśli w tym, co piszę, NAPRAWDĘ nie ma niczego wartościowego? Ale jutro pewnie znowu napisze do mnie (do tego śmiecia, niewartego towarzystwa porządnych ludzi…) jakaś biedna dziewczyna, której będę próbowała pomóc, jak potrafię. Widzisz, i tak to się toczy…;(

          7. Przypadkowa Czytelniczko, piszesz Albo, czy jako matka, naprawde bedziesz w stanie przy tej spowiedzi powiedziec, ze zalujesz iz zyja Twoje dzieci? Brzmi okrutnie? No fakt, okrutnie, ale przeciez Twoje dzieci sa owocem tego grzechu, czyli logicznie jesli masz zalowac za grzech to rowniez zalujesz ze sa jego owoce.
            Skoro sama zauważasz, że brzmi to okrutnie, to zastanów się nad tym, kto Ci podpowiada takie myśli? Mieszasz tu różne porządki, co w końcu prowadzi do niedorzeczności.
            Odpowiedz sobie najpierw na pytanie, Kto powołał do życia te dzieci? Czy nie dostrzegasz tego, że w ostatecznym rozrachunku o każdym poczęciu decyduje zawsze Bóg? Zawsze – zarówno wtedy, gdy potencjalni rodzice pragną tego poczęcia, jak i wtedy, gdy jest całkiem na odwrót – gotowi są zrobić wszystko, byle tylko tego dziecka nie było. Mało – nie dość, że to On powołuje do życia, to jeszcze oczekuje od rodziców otoczenia miłością tego życia, które On powołał.
            Widzisz już, jaką głupotę palnęłaś? – a przecież czyniłaś to w dobrej wierze – byłaś przekonana, że Bogu służysz, wygłaszając te zdania. Szatan jest przebiegły i każdemu potrafi namieszać w głowie. Namieszał i Albie i Piotrowi, gdy przyprowadził ich do grzechu, ale namieszał teraz Tobie rozbudzając w Tobie (rzekomo) święte oburzenie

        1. Nie, nie uważam, że mój mąż jest Bogiem – jednak będę się upierać, że jest bardzo niezwykłym człowiekiem.:) Ja mam porażenie mózgowe – rozumiem, że wiele pani zna takich związków? Ale, tak jak już mówiłam: pani już WSZYSTKO o mnie wie. 🙂 Prawda?Więc niech, faktycznie, już tak zostanie… Nie mam przecież nic na swoją obronę.

          1. Nie wiem o Tobie WSZYSTKIEGO, wiem WYSTARCZAJACO, zreszta sama o tym napisalas, ze poznalas P. w internecie na stronie cyberseksu. Jak na osobe religijna to naprawde wlasciwe miejsce dla Ciebie i dla duchownego, prawda?
            To naprawde swietny sposob na poznanie „niezwyklego czlowieka”.
            Nie znam innego zwiazku kobiety z porazeniem mozgowym i ksiedza, w tym przypadku jestescie naprawde jedyni.
            I powtorze, niech tak zostanie, bo nie mysle, zebym byla zainteresowana takim towarzystwem.

          2. Nie, nie poznałam P. „na stronie cyberseksu”, był to zwykły czat. ON był bardzo czysty, natomiast ja… w tamtym okresie chciałam umrzeć. Zna pani taki stan? Zapewne nie, ale pogarda z pani aż bije. Po ostatnim wpisie poczułam się jak g…, na które nie warto nawet splunąć. Dobrze, niech jeszcze i to…

            Wiesz BARDZO PRZYZWOITA OSOBO, po co warto pisać bloga? Właśnie po to, by nauczyć się pokory, której brak mi zarzuciłaś na początku (zanim doszłaś do końcowego wniosku, że ktoś taki jak ja nie jest warty Twojego towarzystwa). A wiesz, co to jest pokora? To prawda o tym, jaka jestem naprawdę.

            I takie komentarze, jak Twój przypominają mi, że NIE JESTEM ani tak zła, jak piszą ci, którzy mnie nie lubią, ani tak dobra, jak czasem sama chciałabym o sobie myśleć.:) Dlatego dziękuję Ci za to. Ale to, jaka jestem NIE ZMIENI SIĘ przecież od tego, co ktoś o mnie napisze pod wpływem negatywnych czy pozytywnych emocji. Mam nadzieję, że wiem, kim jestem – i kim jest mój mąż. Wszystkiego dobrego życzę.

          3. Zalosna jestes Albo. Z wlasnej i nieprzymuszonej woli zgotowalas sobie pieklo, w ktorym nie potrafisz sie odnalezc i zyc. Teraz uciekasz sie do pomocy „adwokatow”:D:D
            Niestety nawet jesli adwokat twierdzi, ze dziecko zostalo poczete z woli Boga, to oboje musicie przyznac, ze gdybys nie dala Bogu szansy rozkladajac nogi po raz trzeci to nie byloby poczecia.
            Ide juz stad, bo to zaczyna byc tak brudne i wulgarne, ze nie chce tu przebywac. Mimo iz sama nie jestem bez grzechu, ale moje grzechy nie spedzaja mi snu z oczu, nie zmuszaja do naginania Pisma Swietego na moja strone.
            Zegnam.

          4. No, cóż – Przypadkowa Czytelniczko. Nie potrzebuję pomocy „adwokatów”, jak to nazywasz. Nikogo o to nie prosiłam. Za to bardzo potrzebuję przyjaciół – i bardzo się cieszę, że ich jednak kilku mam. Niewykluczone, że na własne życzenie zgotowałam sobie takie życie, jakie mam (choć „piekłem” bym tego nie nazwała – w piekle to żyją maltretowane kobiety) – Ty jednak zrobiłaś sporo, żeby mi jeszcze trochę dołożyć – zdaje się że nie bez satysfakcji. Przyjemnie się niszczy i poniża człowieka? Ty zaś byłaś tu traktowana jak GOŚĆ,jak wszyscy, którzy tu przychodzą. Postanowiłaś jednak do końca zmieszać mnie z błotem, mówiąc o „rozkładaniu nóg”… I to JA jestem „wulgarna” i „żałosna”? Oby Bóg zawsze dawał Ci spokojny sen i tak dobre samopoczucie!

        2. Przypadkowo Czytelniczko, ja mam RSS-a na komentarze na blogu Alby i tylko stąd wiedziałem o Twoich atakach.
          Wczoraj sądziłem, że stałaś się narzędziem Szatana całkiem nieświadomie, że to on podszedł Ciebie i wykorzystał Twoje pragnienie czynienia dobra. Dziś już masz świadomość tego, w czyich rękach jesteś narzędziem, a mimo to nadal robisz to samo, co wczoraj. Pomyśl o sobie, bo prawdziwie jesteś zagrożona.

          1. To jest mój pierwszy komentarz na blogu u Alby. Wczoraj wieczorem zablokowałeś mi Leszku wejście na Twoje blogi, bo przez fakt, że obserwowałam rozwój sytuacji na blogu Alby poprzez Twoje kanały uznałeś, że to ja jestem tą Przypadkową Czytelniczką, prawda? Nie jestem. Widzisz, jak łatwo można kogoś skrzywdzić podejrzewając go pochopnie i bezzasadnie o niecne uczynki?
            Mam nadzieję, że zostałam z powrotem „przywrócona” do łask, bo dokładniej sprawdziłeś, kto kryje się pod nickiem Przypadkowa Czytelniczka. Tylko co byłoby, gdybyś nie prowadził tego RSS?
            Jeśli jednak nadal uważasz, że to ja, to poproszę Albę o sprawdzenie – na pewno ma jakieś sposoby rozróżniania swoich czytelników (np. lokalizator geograficzny, IP, inne?), bo zależy mi na wyjaśnieniu tej sprawy. Mam czyste sumienie i nie boję się żadnej weryfikacji w tym zakresie. Wierzę, że prawda zwycięża.
            Obserwuję Albo Twój blog od jakiegoś czasu. I podziwiam za to co piszesz i jak piszesz. Jesteś nam potrzebna. Życzę Ci jak najszybszego przełamania tego kryzysu. Pozdrawiam.

          2. Nie, Leszku, „MariaR” to NA PEWNO nie „Przypadkowa Czytelniczka.” Nie ten styl, nie ten ton. Sądzę, że to dwie różne osoby. I jeśli MariaR naraziła Ci się tylko przez takie podejrzenie, to myślę, że powinieneś ją przywrócić do łask.:)

          3. Mario, jeszcze chwila, a zacznę Ciebie podejrzewać, że jesteś mitomanką – ani mi nie wpadło do głowy, że Ty możesz być Przypadkową Czytelniczką, ani nigdzie Ci nie blokowałem możliwości komentowania czegokolwiek na którymkolwiek blogu (z tego, co pamiętam, to na onecie jest włączona weryfikacja, ale po pierwsze dotyczy to wszystkich, a po drugie bierze się z tego, że wolałbym, by ludzie komentowali na blogspocie – onet zablokował eksport i nie ma jak tych komentarzy przesłać na blogspota).

          4. Oj, tam, oj tam – już nie bądźmy tacy podejrzliwi, Leszku, bo to się może dla nas skończyć chorobą psychiczną. 🙂 A z tym zatwierdzaniem (weryfikacją:)) komentarzy to ja sama mam sto pociech – co i rusz ktoś mi przez to imputuje, że cenzurę wprowadzam. A ja po prostu nie zawsze mam chwilę, by zatwierdzić pojawiające się wpisy…

  2. Celibat w buddyzmie nie jest formą oddania się Bogu. Buddyzm nie jest teocentryczny. To taka mała uwaga, bez żadnej uszczypliwości zresztą, żeby nie było nieporozumień.

    1. Nie napisałam, że jest taką formą. Buddyzm nie zna idei Boga osobowego, tak więc to oczywiste. Celibat buddyjski jest natomiast formą samoopanowania, ascezy. Prawda? 🙂

      1. Bardzo rzadko czytam blogi alej ak się domyślam, to raczej dość swobodne wypowiedzi bez akademickich aspiracji, dlatego moja uwaga może wyglądać na czepianie się słówek. Śmiem jednak twierdzić, że kontekst Pani wypowiedzi nie wszystko rozstrzygał jednoznacznie, stąd też i moja uwaga będąca bardziej chęcią sprostowania pewnych obiegowych opinii o buddyzmie, niż pragnieniem jakiejś gorącej polemiki. Pani sprostowanie jest zupełnie wystarczające. Muszę jednak dodać, że nie jest jednak prawdą, iż buddyzm nie zna idei Boga. Takie nazwy własne jak Sakka, Brahma jednoznacznie do tej idei właśnie nawiązują. Podobnie bardziej już techniczne terminy jak deva czy devaloka. Buddyzm po prostu ideę boga-stwórcy odrzuca, choć inaczej niż w ateizmie nie jest to kwestia dla buddyzmu zasadnicza (materializm, swoją drogą, też jest zakwestionowany). Nie chciałbym jednak dalej tego wątku ciągnąć, gdyż jak się zorientowałem Pani blog jest wyraźnie katolicki i porusza generalnie problemy, które dla innowierców nie muszą być ani zrozumiałe, ani przez nich komentowane. I tak napisałem już zbyt dużo. Na koniec pozdrawiam i dziękuję za internetową gościnę.

        1. Miałam jednak nadzieję, że mój blog nie jest „wyraźnie katolicki”, ponieważ taką kategoryzację odbieram lekko pejoratywnie, choć, nie zamiearzam oczywiście wypierać się źródeł mojej duchowej i intelektualnej formacji. Mój były spowiednik mawiał uszczypliwie, że inteligencja dzieli się na „katolicką oraz WRODZONĄ” i mam nadzieję, że zaliczam się jednak do tej drugiej grupy. 🙂 Tylko bardzo ograniczony człowiek nie jest ciekawy rzeczy, wykraczających poza jego własną wiedzę i doświadczenie – tak więc serdecznie dziękuję za sprostowania dotyczące buddyzmu (w którym, jak mi wiadomo, są także najróżniejsze tradycje duchowe) i zapraszam ponownie. I tak jakoś tutaj przypomniało mi się zdanie Mahatmy Gandhiego: „Lubię waszego Chrystusa, ale nie waszych chrześcijan” – i mam tylko nadzieję, że nikt, po lekturze tego bloga, nie powie tego o mnie…

          1. Mówiąc, że Pani blog jest wyraźnie katolicki nie miałem niczego pejoratywnego na myśli. Po prostu każda tradycja ma swoje, sobie tylko właściwe problemy i równie własne ich rozstrzygnięcia. Nie czytałem wszystkich Pani wypowiedzi, ale szybko się zorientowałem, że są mocno osadzone w doktrynie katolickiej. Moją uwagę przyciągnęła wypowiedź z Dalajlamą w tytule, stąd i mój komentarz, gdyż tematyka buddyjska jest mi przynajmniej bliska. Nie było jednak moim zamiarem podejmowanie jakiejś szerszej dyskusji międzywyznaniowej, choćby z tego powodu, że nikogo nie reprezentuję. Chodziło mi wyłącznie o pewne sprostowanie, bez żadnych – jeszcze raz podkreślam – złośliwości czy insynuacji. W żadnym stopniu też nie odebrałem wrażenia, iżby blog zawierał jakieś agresywne treści. Wypowiada się Pani wprawdzie zdecydowanie, ale przez to bez dwuznaczności, co w publicznej dyskusji jest akurat zaletą, a nie wadą. A że nie ze wszystkim gotów byłbym się zgodzić, to już zupełnie inna kwestia. Jeszcze raz pozdrawiam i życzę udanej blogowej kontynuacji.P.S. Buddyzm rzeczywiście reprezentowany jest przez liczne tradycje, ale ich doktrynalna zbieżność jest, śmiem twierdzić, dużo większa niż tradycji chrześcijańskich, co oczywiście niczego jeszcze nie przesądza. Nawet odnośnie kwestii celibatu, wbrew pozorom, nie ma większych różnic. Fakt, że w pewnych tradycjach niektórzy nauczyciele dharmy mają rodziny nie czyni z nich żonatych mnichów. Mnich w każdej tradycji składa ślubowanie celibatu, a dokładniej seksualnej wstrzemięźliwości.

  3. Czym ma być celibat?Ospowiedź przyszła do mnie w momencie rozważania , czym ma być post.Post jest ograniczeniem lub zaprzestaniem jedzenia. A czym jest jedzenie?Zwykłą potrzebą ciała> Czowiek sam w sobie jest podzielony. I tak samo podzielił swoje potrzeby.Od tak podstawowych jak potrzeba ciepła i jedzenia po potrzeby bardziej wysublimowane jak dobry film czy książka. A jednak to tylko jedna potrzeba jest prawdziwa i ważna; potrzeba Boga. Bóg , który jest wszechogarnijącą miłością gdy jesteśmy z Nim w jedności nie powinno nam niczego brakować. Jezus w którejś ewangelii ( teraz nie pamiętam której) mówił do uczniów, że poszcząc mają się weselić a nie przyjmować pokutnej miny. Dlaczego? Bo oto chcę zamienic potrzebę jedzenia na potrzebę bycia ż Bogiem. I tym samym ma być pewnie celibat. Jednak nie może on być ciężarem i ograniczeniem, równie dobrze można oczekiwać ,że księża mieli by zrezygnować z potrzeby jedzenia. Jest to zwykła kwestia wyboru. Niby zwykła, a jednak ja nie potrafię zrezygnować z jedzenia. Czy ma to oznaczać, że zamieniam tak trywialną potrzebę bytową w miejsce tej najważniejszej? Wszak majac tę najważniejszą, nie mogę doznać żadnego braku, bo mam już wszystko a raczej nie może mi niczego brakować.Bo wszechmocnaa miłość natychmiast stwarza to co jest mą potrzebą.Jednak ciągle wybieram potrzebę jedzenia…

    1. Pochodnio, kiedy to przeczytałam, przypomniały mi się słowa s. Faustyny Kowalskiej skierowane do Jezusa, gdy ją pytał, czy brakuje jej czegoś w życiu: „Panie mój – odparła – kiedy mam Ciebie, mam WSZYSTKO.” Więc pewnie TAK trzeba kochać Boga, żeby będąc z Nim, przy Nim i w Nim nie czuć smutku i ciężaru ludzkiej samotności. Znałam w życiu kilku kapłanów, którzy Go tak właśnie kochali. Myślę, że taka miłość to piękny dar. I pewnie mój mąż kochał Go za mało, nad czym ubolewam. A jednak, kiedy czytam w badaniach ks. prof. Baniaka, że 80% polskich księży CHCIAŁOBY mieć żony – zastanawiam się: czy oni wszyscy są złymi kapłanami, za mało kochają Boga? Nie sądzę. Przecież nawet do rozmodlonej Marii, siostry Łazarza, Jezus powiedział, że wybierając Jego wybrała najlepszą CZĄSTKĘ. Najlepszą – ale jednak tylko cząstkę. Widzisz, ja mocno wierzę, że Bóg jest nie tylko jakoś OBOK ludzkiej miłości („Panie Boże, nie patrz teraz, bo będziemy się kochać!”:)) – On jest także WEWNĄTRZ tej miłości, nawet w tym, co w niej najbardziej fizyczne. Podsumowując, myślę, że Pana Boga można kochać na wiele różnych sposobów – i wszystkie są równie dobre, o ile są prawdziwe.

      1. po prostu celibat nie moze dotyczyc wszystkich ksiezy i nawet nie powinien, najlepsi ksieza odchodza i sie oficjalnie zenia, czesto przechodza do kosciolow protestanckich.gorsi maja kochanki i nieslubne dzieci, jeszce gorsi jezdza do tajlandii i innych rajow seksualnych raz na jakis czascalkiem zli molestuja dzieci i mlodziezwszystko jest wynikiem obludy kosciola katolickego i jego dulsczyzny rowinietej poprez wieki do niewiarygodnych rozmiarowtak niewiarygodnych ze ludzie wierzac w Boga nie wierza juz w Kosciol, przynajmniej nie w ten.

        1. A W KTÓRY?:) Bo wydaje mi się, że Kościół idealny nie istnieje – KAŻDY jest tylko wspólnotą grzesznych ludzi, którzy, lepiej lub gorzej, próbują dążyć do Boga… A zniesienie celibatu na pewno nie jest lekiem na wszystkie bolączki (choć przyznaję, że rozwiązuje NIEKTÓRE problemy). Kościoły protestanckie w Szwecji, Niemczech czy Holandii pustoszeją równie szybko, jak te katolickie.

  4. Tak mi się od razu skojarzyło, że nie można patrzeć na Buddyzm przez pryzmat wyłącznie DalajLamy. Buddyzm ma 4 podstawowe odłamy, Dalaj Lama jest głową wyłącznie jednego z nich. Niektóre „gałęzie” zezwalają na posiadanie żony, rodziny (jeśli Cię to interesuje, to szukaj „żółte czapki, czerwone czapki” itd). W Sikkimie, w miejscowości Thasiding (nie wiem czy poprawnie napisałam) jest taki zwyczaj, że przynajmniej jeden syn zostaje oddany do klasztoru (w tej miejscowości). Po ukończeniu cyklu edukacji buddyjskiej (i chyba przyjęciu święceń) ma prawo wybrać. Albo pozostaje w klasztorze – albo wraca do wioski, zakłada rodzinę, pracuje i prowadzi „normalne” życie. W tym drugim przypadku ma obowiązek raz do roku wrócić do klasztoru (sam) na około tydzień. W dowolnym momencie ma również prawo zrezygnować z „normalnego” życia i wrócić do klasztoru.

    1. Wiem o tym, Sheeno. I biorąc pod uwagę, że mój mąż był katolickim zakonnikiem, zastanawiam się czasem, czy nie należałoby zreformować naszych klasztorów trochę na wzór „buddyjski” – śluby wieczyste zastąpić czasowymi, odnawianymi w miarę potrzeby. Tradycja Kościoła to dla mnie studnia, z której każdy powinien móc zaczerpnąć tyle, ile jest w stanie. Nie więcej.

      1. „zastanawiam się czasem, czy nie należałoby zreformować naszych klasztorów trochę na wzór „buddyjski” – śluby wieczyste zastąpić czasowymi, odnawianymi w miarę potrzeby.”

        To samo można by zrobić ze ślubami małżeńskimi. Po co aż do śmierci? Wystarczy na 10 lat, a potem się zobaczy.

        „Tradycja Kościoła to dla mnie studnia, z której każdy powinien móc zaczerpnąć tyle, ile jest w stanie. Nie więcej.”

        Ale chyba tak jest. Chyba nikt nie idzie do zakonu pod przymusem.

        1. Emmo, gdybyś czytała mojego bloga bez uprzedzeń, wiedziałabyś, że po namyśle odrzuciłam ten pomysł – właśnie ze względu na pewną „niesprawiedliwość” w stosunku do małżonków. (Chociaż samo „zastanawianie się” nad czymś nie jest jeszcze grzechem.:)) Dlaczego wymagać od nich dozgonnej wierności podjętym zobowiązaniom, gdyby od kleru nie wymagano tego samego? Pomysły z „czasowym małżeństwem” miał np. Sartre, ale chyba nikogo to nie uszczęśliwiło – w końcu nawet on i Simone de Beauvoir przedłużyli swój „kontrakt” (jak to nazywali) do końca życia. Z drugiej strony, Emmo, jest tu pewna istotna różnica – małżeństwo (tak jak kapłaństwo) jest SAKRAMENTEM, a śluby zakonne nigdy nim nie były. Dlatego np. w ekumenicznej wspólnocie z Taize bracia składają tylko śluby czasowe – i nic złego się przez to nie dzieje. Myślę nawet, że to może sprzyjać odnawianiu gorliwości, kiedy trzeba stale utwierdzać się w swojej decyzji. Kiedy coś jest „przyklepane raz na zawsze” łatwo poddać się rutynie – tak w życiu małżeńskim, jak i zakonnym.

          1. Jakich uprzedzeń, Albo? Chyba nie myślisz, że to ja jestem tą Przypadkową Czytelniczką?
            I chyba nie chciałabyś żeby tu pisali tylko tacy co uważają, że celibat jest zły, a Ty i P. cierpicie męki niewyobrażalne, skrzywdzeni przez podły Kościół.

          2. Na szczęście ludzie, którzy myślą, że okrutnie mnie skrzywdził „zły Kościół”, stanowią niewielką mniejszość na tym blogu – bo z nimi najtrudniej byłoby mi sobie poradzić.:) Zresztą chyba nie wyglądam (mam nadzieję?:)) na osobę, która ma o coś żal do Kościoła? Jeśli czegokolwiek żałuję, Emmo, to tego, że nie dane mi było spotkać P. wcześniej: zanim on złożył śluby wieczyste, a ja uwikłałam się w dziwny świat wirtualny. Przypuszczam, że wtedy bylibyśmy najszczęśliwszym sakramentalnym małżeństwem na świecie (wiesz, ja zawsze chciałam mieć WIERZĄCEGO męża:)) – i nikt by już mną nie pogardzał…

  5. Do „przypadkowej czytelniczki”: pominę cały ordynarny wątek POZORNEGO ataku na „moralne życie Alby” bo tak naprawdę wcale nie o to chodzi tej pani. A moralność Alby, a tym bardziej jej dobro ma ona w głębokim poważaniu. O cóż zatem jej chodzi? Ano o gender. Gdybyś Alba,na dość popularnym blogu, nie dotknęła tego tematu to ta pseudokatoliczka nawet by tu nie zajrzała. A Ty, owszem w odróżnieniu od wielu znanych blogerów, którzy unikają tematu jak ognia, dotknęłaś problemu i zasiałaś wątpliwość. Zatem cóż prostszego, jak zrównać z błotem autorkę bloga, która otwarcie mówi o swojej grzeszności i ma z tego powodu olbrzymie poczucie winy?
    Zatem „pani przypadkowa” co to wcale przypadkowa nie jesteś : gender z pewnością żadna nauką nie jest – a jedynie ekspansywną ideologią na usługach pewnych środowisk. Badaniem wpływu płci na życie ludzi zajmowano się od dawna i na ten temat powiedziano już wiele. Na pewno nie było to gender 🙂 Gender jest głęboką ingerencją w ludzką seksualność, a co się z tym wiąże, osobowość. Niszczy poczucie tożsamości dziecka i prowadzi do głębokich zaburzeń osobowości. Dlatego nie pisz bzdur, że jest nauką , jest raczej próba wykorzystania pewnej wiedzy o człowieku do zniszczenia jego samego , jego tożsamości a z cała pewnością – duchowości.

    Dlatego Albo- miej świadomość, że to, co Cię tu spotkało, było spowodowane raczej czym innym…niż obrazą moralności tej nieprzypadkowej-„przypadkowej”
    P.S Dawno (chyba nigdy) nie czytałam tak chamskich tekstów, chamskich w swej warstwie głębokiej , jeśli rozumiecie co mam na myśli… Tylko osoba wroga Kościołowi, de facto, może wyrażać siebie poprzez taka frazeologię.

    1. Bardzo dziękuję – przyznam się, że o tym akurat nie pomyślałam. Może dlatego, że w tamtej chwili byłam zbyt przybita wulgarnością i okrucieństwem tej pani, żeby w ogóle myśleć…

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *