Dziadek na telewizorze.

W czasach najdawniejszych pochówki odbywały się, jak się zdaje, przez przysypanie ciała ziemią, względnie przykrycie kwiatami lub gałęziami (co ciekawe,w podobny sposób swoich „zmarłych” traktują niektóre zwierzęta, np. słonie). Miało to na celu głównie zabezpieczenie ciała przed rozszarpaniem przez dzikie zwierzęta.

 

Archeolodzy zgodnie łączą występowanie obrządków pogrzebowych z przejściem od form przedludzkich do rzędu istot rozumnych – i z występowaniem jakiegoś rodzaju wierzeń w życie pozagrobowe.

 

 U ludów starożytnych występowały zasadniczo trzy formy pogrzebu: ciała zakopywano w ziemi (lub układano w specjalnych grotach i pieczarach), mumifikowano (strożytni Egipcjanie, niektóre ludy Ameryki i Afryki) bądż spalano na stosie. Tę ostatnią formę spotykamy często u starożytnych Rzymian, u dawnych Słowian, ale także wśród ludów Północy i w Indiach. Wydaje się, że tak duży zasięg występowania takich praktych mógł mieć związek z dość powszechnym wówczas przekonaniem, że ciało jest „więzieniem dla duszy”, z którego po śmierci należy ją uwolnić, aby mogła swobodnie powędrować w zaświaty.

 

Chrześcijaństwo, idąc za przykładem judaizmu, przyjęło praktykę grzebania zwłok – i to tak powszechnie, że archeolodzy, zajmujący się podaniem schyłku starożytności często na tej podstawie odróżniali chrześcijan od pogan. Odrzucenie palenia zwłok było zapewne związane po pierwsze z tym, że w oczach wyznawców Chrystusa była to praktyka „pogańska” – a po drugie, z wiarą w zmartwychwstanie ciał. (Niektórzy teologowie średniowieczni przypuszczali nawet, że zachowanie ciała w stanie nienaruszonym jest jednym z warunków koniecznych do przyszłego zmartwychwstania – stąd bardzo surowy początkowo zakaz wykonywania sekcji zwłok). Starożytne „nekropole” (miasta umarłych) zamieniły się w nasze „cmentarze” (z gr. „miejsce snu”) – czyli miejsca, gdzie bracia w wierze „śpią” oczekując na powstanie z martwych.

 

 Jeszcze do końca II wojny światowej pozostawienie bez należytego pochówku (a tym bardziej: rozsypanie prochów na wodzie, ziemi lub w powietrzu) było bardzo surową karą, zastrzeżoną jedynie dla największych zbrodniarzy.

 

I chociaż Kościół, zapewne pod naciskiem współczesnej obyczajowości, zaakceptował w końcu tę formę pogrzebu (w ostatnich latach zauważono, że np. ciała Amerykanów, latami faszerowane sztucznymi dodatkami do żywności, nie chcą się już rozkładać tak szybko, jak kiedyś – narasta więc problem z miejscami na cmentarzach) – jako że Wszechmogący MOŻE przecież odbudować nasze ciała nawet z nicości (bo gdyby było inaczej, to np. ludzie spaleni w krematoriach nie mieliby szans na życie wieczne – co przecież byłoby skrajnie niesprawiedliwe…) to jednak warto się chyba zastanowić nad głębszymi przyczynami takiego stanu rzeczy.

 

Po pierwsze naszą kulturę cechuje generalnie brak oswojenia ze śmiercią – a tam, gdzie nie ma ciała, jakoś łatwiej o niej zapomnieć. Choć, z drugiej strony, przechowywanie prochów ukochanej osoby na honorowym miejscu w salonie jest też dosyć makabryczną formą obcowania ze zmarłymi…

 

Po drugie, zastanawiam się, czy owo „puszczanie popiołów na wiatr” nie dowodzi, że nasze wierzenia ewoluują coraz bardziej w kierunku panteistycznym? Po prostu po śmierci pragniemy się „roztopić w Kosmosie” – czy coś podobnego. Dziwi mnie to tym bardziej, że jednocześnie coraz bardziej popularne stają się…cmentarze dla zwierzaków.

 

Ciekawą mutacją kremacji staje się ostatnio (dostępne na razie tylko dla bogaczy) „kompresowanie” ludzkich szczątków tak, aby utworzyły…diament. Czyż nie jest to w istocie jakieś wynaturzone pragnienie osiągnięcia (jednak!) nieśmiertelności już tu na ziemi, skoro nie wierzymy, że cokolowiek czeka nas „w niebie”?

 

„Prochem jesteś i w brylant się obrócisz…”?

7 odpowiedzi na “Dziadek na telewizorze.”

  1. Wszystko sprowadza się i tak do tego, ile z nas zostanie w inyych.. Jakie ma znaczenie sam pochówek – dla zmarłego żadne. Stórców nie było dziesięciu, tylko jeden, prawda..?

    1. Masz rację, ale pochówki mają znaczenie dlatego, że bardziej niż cokolwiek innego odbijają nasze przekonania i filozofię, jaką wyznajemy. A z tego, co się dzieje ostatnio, widać wyraźnie, że Europa staje się na powrót „pogańska.”

  2. Dowiedziałam się ostatnio,że przed kremacją rozbierają czlowieka,golą wszystkie włosy.Już nie wiem co lepsze.

  3. Z tego co pamiętam np. u Wikingów nie zawsze spalano ciała, czasami układano je na łodzi podczas odpływu i zostawiano. Czy ja wiem, czy to trzymanie prochów jest aż takie makabryczne… W przypadku długiego związku w pewien sposób uspokaja to nasz umysł, że ukochana osoba wciąż jest gdzieś blisko – nawet jeśli to tylko prochy.A o tym kompresowaniu nie słyszałem jeszcze… pomysł ciekawy, chociaż raczej nie dla mnie. Zdecydowanie wolę być pogrzebany – przynajmniej zrobię coś pożytecznego po śmierci, bo robaczki będą miały kolację.Pozdrawiam 🙂

    1. Wiesz, myślę, że osobie wierzącej tego typu fizyczna „obecność” bliskiej osoby zmarłej nie jest potrzebna dla spokoju duszy. A w czym może to pomóc ateiście, nie bardzo rozumiem – bo przecież jeżeli ktoś nie wierzy w życie po śmierci, to nie wierzy także, że zmarły w jakikowiek sposób przebywa w swoich szczątkach…Nieprawdaż?

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *