Problemy z niedzielą.

Podobnie, jak w przypadku świąt Bożego Narodzenia (o czym pisałam już wczoraj), wczesne chrześcijaństwo radziło sobie zupełnie nieźle BEZ niedzieli wolnej od pracy.

 

Kiedy jednak w kilka lat po ogłoszeniu tzw. „edyktu mediolańskiego” (bodajże w roku 325) cesarz Konstantyn Wielki wprowadził na obszarze całego Imperium zakaz zajęć handlowych i sądowych w „dniu Słońca”, który chrześcijanie nazwali Dniem Pańskim – wszystko wydawało się jeszcze względnie proste.

 

W świecie starożytnym zakaz ów można było bowiem dość łatwo zachować, wprowadzając jedynie rozróżnienie na dozwolone „prace konieczne” (do których zaliczono m.in. zajęcia rolnicze) i „niekonieczne”, których wykonywanie w niedzielę uchodziło odtąd za grzeszne. Sęk jednak w tym, że to, co sprawdzało się dosyć dobrze w rolniczych społecznościach późnego antyku i Średniowiecza nie zawsze odpowiada wymogom naszych czasów.

 

W czasach nowożytnych bowiem (chociaż chyba nikt rozsądny nie zamierza kwestionować prawa każdego człowieka do odpoczynku!) zakres owych „prac koniecznych” do normalnego funkcjonowania społeczeństwa niepomiernie się rozszerzył.

 

Trudno przecież wyobrazić sobie dziś niedzielę już nie tylko bez służby zdrowia, policji czy komunikacji, ale także np. bez wiadomości telewizyjnych i radiowych albo otwartej kawiarni, teatru i kina.

 

Tym bardziej dziwi mnie, że owa „światła inicjatywa” posłow LPR, dotycząca „zwrócenia pracowników sklepów ich rodzinom” ma dotyczyć tylko tej szczególnej grupy osób – tak jakby niedzielna nieobecność w domu stewardessy, kierowcy tira, dziennikarza czy pokojówki hotelowej nie wpływała równie rujnująco na ich życie rodzinne!

 

O ile mi wiadomo, z podobnymi kłopotami dotyczącymi „święcenia szabatu” od lat borykają się także społeczności żydowskie, gdzie problem ten został (przynajmniej pozornie!) rozwiązany przez powierzenie niektórych „zajęć koniecznych” wyznawcom innych religii.

 

Z historii wiem jednak także, że niektóre odłamy protestantyzmu,wyjątkowo rygorystycznie przestrzegające zasady nienaruszalności „dnia świętego” w konsekwencji uczyniły z niedzieli…najnudniejszy dzień tygodnia – dzień, w którym właściwie WSZYSTKO było zakazane. (A Chrobry, o ile pamiętam, kazał wybijać zęby tym, którzy nie pościli w piątek…)

 

A zatem: „kto nie będzie świętował, zostanie do tego zmuszony!” Ale czy naprawdę o to nam chodzi?

 

Z drugiej jednak strony”postępowa” Rewolucja Francuska postanowiła w ogóle znieść jueochrześcijański podział miesiąca na siedmiodniowe tygodnie i zastąpć go okresami dziesięciodniowymi – dekadami. Rychło okazało się jednak, że to za długo… 

 

Może więc lepiej (zamiast tak kombinować) zwyczajnie trzymać się w tej kwestii prostego zalecenia Jezusa, który powiedział, że to szabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu?

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *