Niepraktykujący?

Odnoszę się z szacunkiem do tych, którzy twierdzą, że są niewierzący, natomiast zawsze mnie trochę śmieszą ci, którzy określają się jako „wierzący, ale niepraktykujący.”

 

Wiara religijna nie jest bowiem tylko jakąś tam „filozofią”, którą możemy tylko teoretycznie przyjmować do wiadomości – ona MUSI się jakoś przejawiać na zewnątrz, inaczej nie istnieje.  Zatem jakaś „praktyka” jest konieczna, choćby to była tylko zupełnie prywatna modlitwa. Bo dopiero ten zewnętrzny wyraz WIARY, którą nosimy w sercu, nazywamy RELIGIĄ…

 

A tych, którzy mówią „jestem wierzący, ale niepraktykujący” (choć wiem, że oni zazwyczaj mają na myśli: „nie chodzę do kościoła/nie przyjmuję sakramentów” – niepotrzebne skreślić) bardzo chciałabym zapytać: w czym się wobec tego przejawia Twoja wiara? Jakie to ma dla Ciebie znaczenie? Czy w ogóle ma jakiekolwiek?

 

I tylko tak jakoś sobie myślę, że gdyby w czasach Cesarstwa było więcej takich właśnie „niepraktykujących”, władze rzymskie nie miałyby najmniejszego powodu, aby ich prześladować – pierwsi chrześcijanie ginęli bowiem nie za to, w co sobie prywatnie wierzyli (w owych czasach każdy mógł wyznawać takich bogów, jakich chciał…) tylko za to, jak tę wiarę manifestowali. Można nawet powiedzieć, że Imperium było tolerancyjne w kwestii wierzeń (filozofii), a skrajnie nietolerancyjne w kwestii religii (kultu, praktyki).

 

W krajach Europy Zachodniej (ale niestety coraz częściej także w Polsce) rozpowszechnia się (z różnych powodów) również model „praktykujących ale niewierzących”, który można krótko opisać następująco: „Nie wierzę w nic lub prawie nic z tego, czego mój Kościół naucza, ale MIMO TO chcę w nim pozostać.” (Ostatnio przeczytałam gdzieś wypowiedź młodej Francuzki, która uważa się za katoliczkę, choć nie wierzy już nawet w Chrystusa i milczy podczas wyznania wiary…) I tutaj nasuwa mi się inne pytanie: dlaczego? PO CO? Jeżeli nie wierzysz, to i nie praktykuj, to bez sensu!

 

I na koniec jeszcze taka mała anegdotka.

 

Przychodzi facet do kancelarii parafialnej i mówi:

– Proszę księdza, ja to jestem wierzący, ale niepraktykujący.

– Doskonale pana rozumiem. – odpowiada ksiądz. – Bo ja na przykład jestem nudystą, ale też nie praktykuję.

– Ależ to nie ma sensu, proszę księdza!

– No, właśnie, proszę pana, no właśnie…

 

Por. też: „Rzymskokatolicki Kościół usługowy.”

12 odpowiedzi na “Niepraktykujący?”

  1. Ale to nie takie proste. Np. żona mocno wierzy, dzieciom trzeba także dac jakiś pozytywny przykład, a jak będą starsze, to niech się opowiedzą. Ponadto – sa święta religijne, zwł. BN oraz Wielaknoc i cała rodzina się zbiera. Zwyczaj, tradycja. To nie tylko dla mocno wierzących, ale nawet dla ateistów. To lepiej, aby niepraktykujacy wypisał się z Kościoła? Ale keśli nie chce się wypisać a na pewno nie chce zapisac sie do innego kościoła/wiary, to dlaczego zmieniać? Niech tak pozostanie. Zwłaszcza, kiedy ktoś ni to wierzy, ni to nie wierzy. Nawet bardzo wierzący ludzie na pytanie – czy istotnie za kilkanaście lat będziemy na innym świecie – nie dają jasnych i fanatycznych odpowiedzi: oczywiście!

  2. „Nie wierzysz – nie praktykuj…” zależy w jakim momencie życia. Gdzie szukać Boga, jak nie w jego Kościele? Przygotowuję się do bierzmowania, wielu (no… 90% na pewno) z moich rówieśników mówi „Nie wierzę, ide do bierzmowana, bo mi starzy każą” i pomstóją na indeksy z podpisami, ale gdzyby całkiem zaniechali praktykować to stracili by ostatnią szansę. Natomiast zgadzam się – jeśli ktoś odwiedza kościół tylo po to alby miec na co narzekać…Pozdrawiam, ciekawy blog, naprawdę warto poczytać

    1. Może i masz rację – nie warto tracić nawet cienia szansy na spotkanie z Bogiem, choć też chyba nie bez powodu mówi się o bierzmowaniu, że jest to często „sakrament oficjalnego rozstania z Kościołem w obecności biskupa.” Sama w momencie przystępowania uważałam się za osobę praktycznie niewierzącą. Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego tak jest?

  3. Dla mnie to proste. Wierzę w Boga, modle sie, żałuje za grzechy, ale nie wierze w instytucje koscielna dlatego nie „praktykuje ” tak jak jest to powszechnie przyjęte.

    1. Jak to dla Ciebie takie proste, że nie słuchasz i nie uznajesz całej rzeczywistości kościoła (a pewnie należały do niego, jako ochrzczeni bliskie Ci osoby, może nawet Twoi Rodzice) to napisz jak rozumiesz słowa Chrystusa powiedziane do uczniów „nie tylko za wami proszę ale i za tymi którzy dzięki waszym słowom bedą wierzyć we mnie.” I słowa „kto Was słucha Mnie słucha a kto wami gardzi mna gardzi.” no i dalej jest mysl Jezusa że w istocie gardzi sie tym który Jego posłał czyli Bogiem Ojcem. Pozdrawiam

  4. jestem wierząca, niepraktykująca i nie wiem, co może Cię w tym śmieszyć. Wierze w Boga, a nie w instytucję Kościoła. Bóg jest wszędzie, a nie tam gdzie aktualnie są księża, którzy jak się coraz częściej okazje są pedofilami, zboczeńcami i złodziejami.

    1. Droga „niepraktykująca” – pozwól więc, że jeszcze raz (bardzo poważnie i już bez cienia uśmiechu) zapytam Cię: co dla Ciebie, w konkretnym, zwykłym życiu, oznacza stwierdzenie „wierzę w Boga” – w czym to się, że tak powiem, przejawia? Bo jeśli np. modlisz się zupełnie PRYWATNIE to też, w jakiejś formie PRAKTYKUJESZ! 🙂 W takim właśnie sensie „wierzący niepraktykujący” prawie nie istnieją (no, chyba, że dla kogoś twierdzenie „jestem wierzący” kończy się na czysto teoretycznym przyjęciu założenia, że „coś tam gdzieś istnieje.”). Ps. Spotkałam w życiu wielu kapłanów (różnych wyznań) i w niektórych z nich „widziałam” całkiem wyraźnie obecność Boga (to są ci, od których promieniowało dobro, radość i pokój). Czy ktoś może powiedzieć to samo, kiedy patrzy na CIEBIE? A zboczeńcami bywają, niestety, także mężczyźni, którzy nigdy w życiu nie nosili sutanny. Pedofili też jest wśród księży tyle samo, co w innych „grupach zawodowych.”

    2. Ponieważ nie lubie aptekarza nie ide do lekarza. A gdzie zdrowy rozsadek??? Współczuje Tobie że znasz tylko takich księży i współczuję księżom których znasz.

      1. ’Ponieważ nie lubie aptekarza nie ide do lekarza.’ Alez musisz przyznac, ze nie ma porownania! Do lekarza sila rzeczy musisz isc osobiscie. Do Boga idziesz mysla. I czy spotykasz sie z nim we wspolnocie jakiejkolwiek swiatyni, czy tez w samotnej modlitwie w parku, czy na przystanku autobusowym, to Twoj osobisty wybor.Jedyne, co w tym moze smieszyc, to brak konsekwencji. Albo nie wiazesz sie z Kosciolem wcale – olewsz sakramenty i nabozenstwa (w tym sluby z welonami itp), albo wiazesz sie w pelni i w pelni korzystasz z dobrodziejstw wspolnoty, ale tez wypelniasz zobowiazania, jakie stawia. Proste.

        1. Może i proste… w teorii. W praktyce nie zawsze (chociażby dlatego, że NIE MA na tym świecie człowieka, który by w sposób doskonały wypełniał wszystkie nakazy swojej wiary). Ponieważ „wszyscy jesteśmy grzeszni” (tego też nauczają wszystkie religie świata – tak czy inaczej) – a jednocześnie często bardzo pragniemy MIMO naszych niekonsekwencji ocalić w sobie, dla siebie lub dla naszych dzieci, przynajmniej okruchy tego, kim chcielibyśmy być. Sama czuję, jak mój katolicyzm wymyka mi się z rąk jak piasek – a jednak próbuję przynajmniej nie zapomnieć, kim byłam kiedyś. Czasami myślę, że wielu „niepraktykujących” to wędrowcy, którzy dawno odeszli z duchowego „domu” – ale to nie znaczy, że są bezdomni. Wiedzą, skąd pochodzą.

          1. Ps. Modlitwa osobista też jest formą praktyki religijnej. 🙂 Dlatego tych, którzy się modlą (choćby w głębi duszy) nigdy nie nazwałabym „niepraktykującymi.” Kiedy pisałam ten tekst, chodziło mi raczej o NAPRAWDĘ niepraktykujących, tzn. takich, którzy przyznają się do związku z jakąś religią, ale ten związek nie przejawia się w ŻADEN sposób. Chociaż dzisiaj, po przejściu pewnego etapu własnej drogi, pewne rzeczy napisałabym już inaczej.

  5. Szanowna Pani,Niektórzy traktują wymogi stawiane im przez ich Kościół tak poważnie, że mają kłopoty z przystępowaniem do sakramentów – na przykład dlatego, że ich Kościół jest temu przeciwny, uważając ich za trwających w grzechu ciężkim. Albo dlatego, że chcąc pozostać wiernymi Kościołowi, nie potrafią jednak akceptować w sumieniu wielu elementów jego nauczania. Oczywiście osoby takie mogą „wyłudzać” sakramenty, żaden ksiądz im do duszy nie zajrzy, jeśli mu na to nie pozwolą, ale ciężko mi zrozumieć, w czym taka postawa miałaby być lepsza od niepraktykowania. Wydawałoby się, że akurat Pani powinna rozumieć złożoność sytuacji, które mogą prowadzić do zamarcia lub ograniczenia praktyk religijnych, mimo trwania w wierze. Może zresztą Pani ocena uległa z biegiem czasu zniuansowaniu, post jest w końcu sprzed kilku lat.Gratuluję szczęśliwych narodzin córeczki i życzę Pani i Pani bliskim wszystkiego dobrego. Oby miłosierny Pan Bóg, dla którego nic nie jest niemożliwe, miał Panią w opiece.

Skomentuj ~. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *