Kto daje i odbiera…

„Jestem sam, Panie, tego wieczoru…

W kościele szum z wolna się uciszył,  ludzie się rozeszli, a ja wróciłem do domu. Sam. Mijałem ludzi idących na wieczorny spacer. Przeszedłem koło kina, które właśnie wyrzucało swoją porcję tłumu. Przeszedłem obok kawiarnianych tarasów, gdzie zmęczeni spacerowicze starali się jeszcze przedłużyć radość życia w ten świąteczny dzień.

Nieomal otarłem się o dzieciarnię bawiącą się na chodniku. Dzieciarnia, Panie… Dzieci, które nigdy nie będą moimi. Więc jestem sam, Panie. Sam. Cisza przygniata mnie, a samotność gnębi. Mam trzydzieści pięć lat, Panie. Ciało takie samo, jak inni. Ramiona zdolne do pracy. Serce zdolne do miłości.

To prawda, ze były Ci potrzebne. Oddałem Ci wszystko, ale ciężko było, Panie. Ciężko oddać swoje ciało, gdy ono chciałoby oddać się komu innemu.

Ciężko kochać wszystkich, a nikogo nie mieć dla siebie. Ciężko trzymać czyjąś dłoń, a nie móc jej zatrzymać. Ciężko rozbudzić w kimś uczucie i nie móc go odwzajemnić. Ciężko być takim jak inni i żyć pośród nich, a jednak być innym. Ciężko wychodzić naprzeciw bliźnich, a wiedzieć, że nikt nigdy nie wyjdzie naprzeciw mnie. Ciężko jest cierpieć z powodu grzechów innych ludzi i nie móc odmówić słuchania i dźwigania ich. Ciężko wysłuchiwać tajemnic, a nie móc podzielić się nimi.  Ciężko podtrzymywać słabszych, a samemu nie móc oprzeć się na nikim….

Ciężko być samotnym. Samotnym w obliczu wszystkich. Samotnym wobec świata. Samotnym w cierpieniu, w śmierci, w grzechu.

A jednak Bóg mówi: Nie jesteś sam. Ja jestem z tobą, a nawet – Ja jestem tobą, bo potrzebne mi było Twoje człowieczeństwo, żeby móc kontynuować dzieło Odkupienia. Jesteś mi potrzebny! Potrzebne mi są twoje ręce, bym mógł dalej błogosławić, Potrzebne mi są twoje usta, bym mógł dalej mówić. Potrzebne mi jest twoje ciało, bym mógł dalej cierpieć, Potrzebne mi jest twoje serce, bym mógł dalej kochać. Zostań ze Mną, synu…

Oto ja, Panie! Oto moje ciało. Moje serce, moja dusza. Uczyń mnie tak wielkim, bym mógł ogarnąć świat. Tak silnym, bym mógł go udźwignąć. Tak czystym, bym mógł go objąć bez chęci zatrzymania go przy sobie. Uczyń mnie nie miejscem spotkania, lecz przejścia. Drogą…

Tego wieczoru, Panie, gdy wszystko milczy i gdy w sercu czuję tę bolesną samotność, gdy moje ciało bezustannie wyje z pragnienia bliskości, gdy ludzie chcą zabrać mi duszę, a ja czuję się niezdolny do zaspokojenia ich, gdy cały świat ciąży mi na barkach ciężarem nędzy i grzechu – powtarzam Ci moje „tak”, już nie w młodzieńczym wybuchu radości, ale powoli, świadomie, pokornie.

Jestem taki samotny, Panie, przed Tobą. W ciszy tego wieczoru. ”

 

Tego typu pobożne teksty niezmiennie rozdzierają moją duszę…

Bo ja KOCHAM kapłana, który ma właśnie trzydzieści pięć lat!

Dałam mu ciepło, oparcie i bliskość. Uleczyłam jego tęsknotę, uciszyłam jego pragnienie. Dałam mu wszystko, co tylko kobieta dać może. Oddałam mu samą siebie. Zawołałam na niego – a on mi odpowiedział. Pokochałam go – a on odwzajemnił moją miłość. I urodzę dziecko, które będzie tylko jego dzieckiem…

Ale jest mi smutno, bo wiem, że jednocześnie coś mu ODEBRAŁAM. Coś bardzo ważnego i pięknego. Odebrałam mu jego samotność, „błogosławioną samotność”, jak to mówili Ojcowie Kościoła… Zagarnęłam go dla siebie, całkowicie, zachłannie i bez reszty – i odebrałam go innym ludziom, ludziom, którzy być może potrzebują jego miłości jeszcze bardziej niż ja… Ludziom, wśród których pracuje.

I wiem, że jestem złodziejką. Odebrałam kapłana mojemu Bogu…

12 odpowiedzi na “Kto daje i odbiera…”

  1. A może tak właśnie miało być. Każdy człowiek jest potrzebny innym, ale nie jest jedynym, który może to dać…Pozdrawiam bardzo ciepło.

  2. Nie powinnaś tak myśleć. Moim zdaniem gdyby księża mogli mieć żony, wszystko by wyglądało zupełnie inaczej. Nie było by tyle rozterek, niepewności. Trzymaj się ciepło.Pozdrawiam

    1. Masz rację, to pewnie z uwagi na naszą małą Fasolkę, która najprawdopodniej rozwija się we mnie jestem teraz bardziej rozchwiana emocjonalnie i podatna na rozklejanie się z byle powodu. P. mógłby Ci zapewne więcej o tym opowiedzieć (prawda, kochanie?:)). A po rekolekcjach wielkopostnych wydawało mi się, że ten etap mam już za sobą…Kruchy ten mój spokój, skoro go może zburzyć jeden tekst przesłany mailem…Pozdrawiam bardzo, bardzo, bardzo serdecznie.

      1. W takim związku raczej trudno o spokój. Szkoda,że nie możemy pogadać poza blogiem. Trzymaj się ciepło i słuchaj swojego serca. Pozdrawiam

          1. A na tej stronie nie byłam, ale zaraz wejdę, bo P. się ze mną droczy i nie chce mi powiedzieć, co tam jest! 😉

        1. Masz rację (ale może człowiek wcale nie po to żyje i nie po to kocha, żeby mieć święty spokój?;)), ja jednak mam nadzieję, że uda mi się jakoś w końcu dojść do równowagi – skoro już Pan Bóg dał mi kapłana do kochania…

  3. A ja Ci radzę poświęć swoją „miłość” na ołtarzu „MIŁOŚCI” a zaznasz spokoju i ukojenia.«Niech cię Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad tobą, niech cię obdarzy swą łaską. Niech zwróci ku tobie swoje oblicze i niech cię obdarzy pokojem».Kończąc swoje komentowanie, życzę dobrych wyborów zgodnych z wolą Bożą. Szczęść Boże.Ogarniam Was modlitwą.

    1. Mam szczerą i głęboką nadzieję, że to, co robimy, jest zgodne z wolą Bożą. Ale „któż poznał zamiar Pana tak, aby Go mógł pouczać?” A tej Miłości, o której piszesz, ja nie biorę w cudzysłów. Tej drugiej zresztą też nie. To naprawdę jest coś innego, niż tylko „grzeszna namiętność…

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *