Jak już wszyscy zapewne zdążyli się zorientować, jestem zdecydowaną przeciwniczką aborcji.
Aborcji tak – ale nie badań prenatalnych, mimo że w świadomości wielu ludzi funkcjonuje mit, jakoby „te okrutne kobiety” wykonywały takie badania tylko i wyłącznie po to, żeby się później „pozbyć dziecka.”
Prawda jednak jest taka, że jeżeli coś miałoby zagrażać mojemu małemu – a przecież nie wszystkie choroby i wady rozwojowe da się wykryć podczas zwykłego badania usg (o którym też, notabene, słyszałam legendy, że „jest szkodliwe dla płodu” :)) – to wolałabym o tym wiedzieć WCZEŚNIEJ. Więcej nawet – uważam, że mam do tego pełne PRAWO.
Mamy tu więc do czynienia z nieco paradoksalną sytuacją – ponieważ nastolatka nie może, w myśl prawa, kupić sobie piwa, a na każdy poważniejszy zabieg medyczny (w rodzaju operacji wyrostka) wymagana jest zgoda jej opiekunów – a mimo to, w imię „prawa do stanowienia o sobie” pozwalamy jej samodzielnie podejmować znacznie trudniejsze decyzje… I zastanawiam się, czy to aby na pewno jest słuszne?
W każdym razie, gdyby kiedyś moja dorastająca córka (o ile ją będę miała) zdecydowała się na taki krok, to chciałabym przynajmniej o tym wiedzieć. Nie mam prawa?
podoba mi sie twoj sposob zycia i patrzenia na swiat…skoro ma sie prawo do wiedzy niech ma sie i prawo do decydowania…ale czasem trzenba uslyszec opinie innych zeby podjac wlasciwa decyzje…przed jakakolwiek decyzja trzeba moim zdaniem zastanowic sie nie tylko nad przyjemnosciami ale i konsekwenscjami…usiwadomienie odgrywa istotna role w zyciu czlowieka…pozdraiwam i zapraszam czesciej…