Maryja – REAKTYWACJA (II).

Niedawno na jednym z blogów w tej kategorii brałam udział w dyskusji na temat bulwersującej (niektórych) okładki meksykańskiego wydania Playboya, na której widniała roznegliżowana panienka wystylizowana na Najświętszą Maryję Pannę.

Moim zdaniem sama okładka jest piękna i – mimo wszystko – dosyć wyważona, może nawet bardziej, niż „erotyczny” obraz Zwiastowania Muncha (o którym też już kiedyś pisałam u kogoś na innym blogu).

Jestem przekonana, że również Maryja była bardzo piękną kobietą (w kulturze biblijnej piękno fizyczne często łączy się z „umiłowaniem przez Boga”, jest znakiem Jego łaski – cóż więc powiedzieć o Tej, która miała być tej łaski „pełna” i miała zostać Matką Tego, o którym mówi się czasem, że jest „najpiękniejszy z synów ludzkich”?).

Nigdy nie byłam przesadnie pruderyjna i uważam, że skoro Bóg zechciał „przyjąć ciało z Maryi Dziewicy” to uważa także, że nasze ciała same w sobie są dobre, czyste i święte. Nawet, kiedy są nagie. A może nawet – ZWŁASZCZA wtedy.

Ale „święty” w języku biblijnym znaczy także „oddzielony, niedostępny” – i może dlatego twarz panny młodej we wszystkich prawie kulturach osłania welon (podobnie jak twarze „świętych dziewic” – westalek i zakonnic) – ażeby chronić tę, która odtąd stawała się „nietykalna” dla wszystkich poza mężem, przed spojrzeniami ciekawskich.

Dlatego też i ks. Twardowski kiedyś napisał:

Ciało nasze jest święte
więc je trzeba ukryć
przed wzrokiem naszym,
otoczyć milczeniem…

Czy zauważyliście, że w biblijnej opowieści o  narodzeniu Jezusa „z Dziewicy” – w odróżnieniu od różnych mitologii, z którymi tak chętnie ją zestawiano – nie ma nawet najmniejszej wzmianki o seksualności?

Zeus, na przykład (który był wyjątkowo kochliwy i często wchodził w związki miłosne z ziemskimi kobietami:)) zapłodnił Danae pod postacią złotego deszczu, a Ledę – pod postacią łabędzia.

A w jaki sposób „Duch Święty zstąpił na Maryję”?;)

Prawda jest taka, że NIE WIEMY, jak dokładnie to się odbyło – jak gdyby również Bóg chciał w tej kwestii uszanować intymność swej „Wybranki” – a obrazy takie, jak Muncha, są tylko przejawem naszej niezdrowej ciekawości (podobnie, jak apokryfy, które często próbują „dopowiedzieć” brakujące szczegóły do Ewangelii) – bo chcielibyśmy mimo wszystko jakoś wyobrazić sobie, JAK to się stało.

A sądzę, że również sama Maryja zaprotestowałaby przeciwko wystawianiu swojej nagości na widok publiczny – jako nieodrodna córka Izraela, który był na tym tle znacznie bardziej wyczulony niż inne starożytne narody. Zgoda – ciało tamtej „dziewczyny z okładki” Playboya jest piękne i ponętne, ale czy naprawdę CHCIAŁBYŚ, drogi Czytelniku, żeby w tej roli wystąpiła Twoja matka, siostra albo córka?

Cała ta sprawa zresztą po raz kolejny ukazuje pewną fundamentalną różnicę pomiędzy chrześcijaństwem, a religią Mahometa – czy wyobrażacie sobie, co by się działo, gdyby dziewczyna na okładce miała przedstawiać nie Matkę Jezusa, ale Fatimę, ukochaną żonę Proroka?

Nie chciałabym tu uchodzić za Kasandrę, ale myślę, że wówczas protestom, a może i zamieszkom, nie byłoby końca…

***

Zostawmy już jednak ten kontrowersyjny temat, ponieważ sama postać Maryi, pojmowana mniej lub bardziej „ortodoksyjnie”, jest dostatecznie fascynująca.

Jan Paweł II kiedyś napisał piękną „Modlitwę na Rok Ducha Świętego”, w której znalazły się takie między innymi słowa:

„Duchu Święty, za Twoją sprawą Odwieczne Słowo stało się ciałem w łonie Dziewicy, która milczy i słucha…”

Bardzo to piękne, tylko że… Maryja, przynajmniej ta, którą znamy z Ewangelii, wcale aż tak bardzo nie „milczy”!

Powiedziałabym nawet, że te słowa papieża znacznie bardziej pasują do Jej „oblubieńca” św. Józefa – Ewangelie nie przekazały nam ANI JEDNEJ jego wypowiedzi.

Sama Maryja natomiast „mówi” w nich całkiem sporo, nawet w porównaniu z Apostołami (może z wyjątkiem św. Piotra).

Przede wszystkim, warto sobie uświadomić, że ta izraelska Dziewczyna nie boi się stawiać pytań, stojąc w obliczu Boga (a przynajmniej Jego wysłannika). Nie na darmo jeden z moich znajomych księży przestrzegał mnie kiedyś, by nie traktować Maryi tylko jako „brzucha do wynajęcia.”

Nie – Ona jest świadomą i wolną uczestniczką całego planu; a proszę pamiętać, że mówimy tu o czasach, kiedy kobiety zazwyczaj nie pytano o zgodę nawet na małżeństwo.

Z innej perspektywy, szokująca może się wydawać także sama treść pytania – wbrew XVIII i XIX-wiecznej moralności, która nakazywała, w imię „wstydu panieńskiego”, chronić dziewczęta przed wszelką wiedzą o seksualności – ta niewinna Dziewuszka nie tylko wie, „skąd się biorą dzieci”, ale także, już niebawem, pójdzie pielęgnować swoją starszą krewną w połogu…

I, rzecz skandaliczna nawet z punktu widzenia dzisiejszego muzułmanina, pójdzie w tym celu SAMA „z pośpiechem w góry” (Łk 1,39) – i nigdzie nie ma najmniejszej wzmianki o tym, by prosiła przedtem nie tylko o niezbędną męską „ochronę”, ale nawet o pozwolenie.

To do Niej, a nie do Józefa, przemawia starzec Symeon (Łk 2, 34-35). Także po odnalezieniu Jezusa w Świątyni to Ona, a nie – jakby „wypadało” – męski opiekun strofuje Syna (Łk 2,48).

Wiele lat później, podczas wesela w Kanie, Ta, która w obliczu Boga określa się jako „Służebnica”, zwraca się do sług raczej jak Pani, jak osoba przyzwyczajona do wydawania poleceń (J 2,5) – a jest to tym bardziej zastanawiające, że nie jest tam przecież gospodynią.

Niedawno miałam przyjemność tłumaczyć na polski średniowieczne łacińskie teksty pasyjne i zauważyłam, że pokazują one Maryję, która z rozpaczy wręcz tarza się po ziemi. Również na niezliczonych malowidłach religijnych widzimy Ją słaniającą się z bólu, potrzebującą wsparcia i opieki.

Tymczasem Pismo Święte, z właściwą sobie powściągliwością, mówi tylko, że Matka „STAŁA obok krzyża Jezusowego.” (J 19,25).

Natomiast w Dziejach Apostolskich, przy okazji Zesłania Ducha Świętego to Maryja (a nie, na przykład, Maria Magdalena), jest jedyną „niewiastą” wymienioną z imienia (Dz 1,14), co zdaje się wskazywać na wyjątkowy szacunek, którym „Matka Pana” cieszyła się w pierwszych wspólnotach chrześcijańskich.

A skoro już o Marii Magdalenie mowa… Jeżeli rzeczywiście – jak chce Dan Brown i niezliczona rzesza jego naśladowców – jej głównym tytułem do chwały miałoby być to, że urodziła kolejne „Boskie Dzieciątko” i jeśli z tego powodu miałoby jej przysługiwać miano „Świętego Graala” – to o ileż bardziej – Maryi, (którą zresztą od wieków Kościół czci jako „Arkę Przymierza”), która powiła samego Jezusa? Jeżeli zatem ów „brakujący (niektórym) kobiecy element w chrześcijaństwie” miałby polegać tylko na tym – to to miejsce jest już od dawna zajęte. Przez Maryję właśnie.

***

A od kiedy właściwie Lud Boży zaczął czcić Maryję? Bardzo długo uważano, że kult maryjny w chrześcijaństwie datuje się najwcześniej od czasów Konstantyna Wielkiego (IV w.), a tak naprawdę dopiero od soborów w Efezie (431 r.) i Chalcedonie (451 r.) kiedy to uroczyście ogłoszono, że jest Ona Theotokos  – Matką Boga.

Tymczasem w roku 1938 opublikowano króciutki, zaledwie dziesięciolinijkowy grecki tekst pewnej modlitwy, pochodzący z egipskich papirusów. Brzmiał on następująco:

Do Twego miłosierdzia uciekamy się, Boża Rodzicielko. Nie gardź naszymi modlitwami w nieszczęściu, lecz od niebezpieczeństw nas uwalniaj. Ty jedyna jesteś czysta i Ty jedyna błogosławiona

Datowanie metodą węglową wykazało, że papirus ten pochodzi na pewno sprzed 250 roku, a zatem jeszcze z epoki przedkonstantyńskiej. Wygląda więc na to, że kult maryjny jest starszy, niż dotychczas przypuszczano.

***

Jeden z moich Czytelników (dziękuję Ci, Rabarbarze!:)) słusznie zwrócił moją uwagę na problem „kobiet w rodowodzie Chrystusa.”

Kobiet tych otóż (poza Maryją) jest cztery: Rut, Rachab, Tamar i Batszeba, nazywana opisowo „dawną żoną Uriasza” – co już samo w sobie jest pewnym ewenementem, ponieważ typowe biblijne genealogie przytaczają niemal wyłącznie imiona mężczyzn.

A z tej czwórki przynajmniej dwie (Rut i Rachab; a być może również Batszeba, która jest określana jako „żona Chetyty” <2 Sm 11,3>) to konwertytki na judaizm z „pogaństwa.” O Rachab zaś mówi się dodatkowo, że była „nierządnicą” (Joz 6,17). Tamar, aby zostać jedną z „matek Izraela”, uwodzi podstępem swego teścia, Judę – a Batszeba, jak wiadomo, nawiązuje romans z królem jeszcze za życia swego męża.

I w takim to, mocno „podejrzanym” towarzystwie umieszcza Ewangelista Matkę Jezusa, która, o dziwo, ma być Dziewicą…

Stąd niektórzy wnioskują, że jest to „dowód biblijny” na to, że była Ona taką samą „grzesznicą” jak pozostałe panie. Wydaje mi się jednak, że ważniejsze jest coś innego.

Umieszczenie w rodowodzie Jezusa dwóch (a może nawet trzech) cudzoziemek zdaje się wskazywać na „ogólnoświatowy” zasięg zbawienia, które odtąd ma nie dotyczyć wyłącznie Żydów. Poza tym, Bóg cudownie interweniuje w życie wszystkich wymienionych kobiet (niekiedy nawet wykorzystując do tego ich grzech) – oto Tamar, Rut, Rachab i Batszeba staną się dzięki temu przodkiniami samego Mesjasza – a dotyczy to także Panny z Nazaretu.

***

A te moje nieporadne „rozważania maryjne” pragnę zakończyć tym samym, od czego je zaczęłam, to jest cytatem z książki Tomasza Jaeschke:

„Maryja była i ma pozostać wzorem zaufania Bogu, wsłuchiwania się w Boże myśli, podejmowania czasem niezrozumiałych, trudnych, szalonych wręcz kroków, ma pozostać wzorem wiary, wiary…i niczego więcej! A więc nie wzorem wstrzemięźliwości seksualnej, czystości małżeńskiej kobiet czy mężczyzn, obrazem chrześcijańskiej kobiety, nie wzorem stosunku człowieka do grzechu.” (Tenże, Nierządnice, s.245)

14 odpowiedzi na “Maryja – REAKTYWACJA (II).”

  1. Brawo! Maryja to kobieta z krwi i kości.I wcale nie uważam by aż tak jak usiłuje się ją przedstawić „potulna” była.”Potulna” nie przyjęłaby obciążenia z obawy o swój tu / ludzki/ interes.To była dzielna walcząca kobieta I NADAL TAKA JEST.

  2. W okresie pisania moich listów (choć nie w początkowych, to jednak co najmniej 15 lat temu) przez to „A jakże mi się to stanie?”, nazwałem Maryję „pyskatą dziewuchą”; podkreślałem, że mimo tego charakteru i mimo niezwykłego zadania, trudnego o wyobrażenia, nie mówiąc o przyjęciu, potrafiła powiedzieć Bogu fiat. I pytałem, a czy ja, przy znacznie łatwiejszych zadaniach potrafię? Innymi słowy podpisuję się pod tym końcowym cytatem (i to podpisałem się na wiele lat wcześniej) – ciąży na nas to, że nasz najwybitniejszy kaznodzieja żył w okresie baroku; cały czas mamy tendencję do różnych ozdobników, które przesłaniają nam to, co na prawdę ważne.

    1. „Pyskata Dziewucha” no, no, no!:) Jakże to się różni od przedstawianego nam ciągle obrazu „potulnej Kobietki”! I pomyśleć, że w jakieś czterysta lat później św. Hieronim powie, że mówienie, zasadniczo, nie przystoi dziewicy – prawdziwa dziewica powinna milczeć!:)

  3. Warte podkreślenia jest to, co napisałaś o potraktowaniu przez Boga Marii, że „Ona jest świadomą i wolną uczestniczką całego planu”. Ta wolność człowieka, który może odpowiedzieć Bogu NIE (Maria mowi TAK) jest uderzająca. W pytaniach przyszłej Matki Jezusa nie ma niedowiarstwa, jakiego można dopatrzyć się u Zachariasza, ojca Jana Chrzciciela.To, że zwłaszcza w ewangelii Łukasza Maria jest postacią znacznie bardziej wyrazistą niż milczący Józef, wynika z wykorzystania przez Łukasza jej relacji jako bezpośredniego świadka. PS.Tutuł Theotokos pojawia się oficjalnie podczas soboru w Efezie (431 r.) w ferworze sporów na temat dwóch natur Jezusa (boskiej i ludzkiej), jako reakcja na nauczanie Nestoriusza, który zgadzał się jedynie na przyznanie Marii jedynie tytułu Christotokos. Pierwotnie chodziło więc o uściślenie nauki o Jezusie, który urodził się jako Bóg-człowiek. Nadawanie znaczeń mariologicznych jest późniejsze, chociaż tytuł Theotokos w „wymiarze” pobożnościowym rzeczywiście pojawił się w Egipcie w II w. (podaję za 5-tomową Historią Kościoła).Trafnie Narodzenie Jezusa opisuje znana kolęda „Pójdźmy wszyscy do stajenki”, która w jedne ze zwrotek brzmi tak:”Witaj, Jezu nam zjawiony,Witaj dwakroć narodzony,Raz z Ojca przed wieków wiekiem,A teraz z Matki człowiekiem.”

    1. Masz rację, Efez też jest ważny (również z symbolicznego punktu widzenia, bo było to wcześniej znane miejsce kultu Artemidy) – Chalcedon jednak przyszedł mi na myśl najpierw, ponieważ Kościoły, które nie uznają ustaleń tego soboru, tzw. „przedchalcedońskie” (np. etiopskie) mają też czasem bardzo „dziwną” mariologię – np. uznają Matkę Jezusa za kogoś w rodzaju „Czwartej Osoby Trójcy Świętej.” Co ciekawe, do tego pomysłu powrócili po latach (na przełomie XIX i XX w.) niektórzy mariawici.

      1. Czy lubisz jeść grzyby? Siostra mojej żony jest anestezjologiem. Okazało się, że sama całkowicie zrezygnowała z jedzenia grzybów, z wyjątkiem hodowlanych pieczarek pewnego pochodzenia. Dlaczego? Bo co roku kilka osób po zjedzeniu trujących muchonorów sromotnikowych w szpitalu, gdzie pracuje, wymaga przeszczepu wątroby, a jeśli w krótkim czasie nie przeprowadzi się takiego zabiegu – taka osoba umiera. Najgroźniejsze jest to dla dzieci.Grzyby nie mają wielkich wartości odżywczych – lubimy je jeść ze względu na charakterystyczny smak. Jak nazwałabyś człowieka, który namawiałby do zbierania i jedzenia grzybów, nie ostrzegając o niebezpieczeństwie?Dlaczego piszę o grzybach?Przepraszam wszystkich, którzy mogą się czuć urażeni tym zestawieniem. Proszę jednak o rozważenie, czy nie mam w tym choćby odrobiny racji. Oto piszesz Albo, że pojawiają się grupy chrześcijan, którzy . Czy nie dzieje się tak dlatego, że przesiąkli nauczaniem, w którym Maria, Matka Jezusa, skupia więcej uwagi, niż Jezus? Ile jest świąt Maryjnych w roku? Według statystyk podobno więcej ludzi słyszało o Niepokalanym Poczęciu NMP, niż o zmartwychwstaniu Jezusa. Ze względu na cykliczne obrzędy wielu ludzi traktuje maj, sierpień i październik jako miesiące maryjne. Skąd wiesz jak wiele osób również w Kościele katolickim nie ma świadomości subtelnych rozróżnień – i jednakowo czci Boga i Marię, a niejednokrotnie nawet Marię bardziej? Czy słyszą napomniania o jakimkolwiek związanym z tym niebezpieczeństwie?W Łk 17,1-2 czytamy: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!” Ci, którym wszystko kojarzy się z „tymi sprawami” stwierdzą, że gdy mowa o zgorszeniach, chodzi o „te sprawy” – czy na pewno?Nie uważam, że każda pobożność maryjna prowadzi na manowce, ale jeśli wiąże się aż z takim niebezpieczeństwem (dla mnie, bądź dla innych) wolę z niej całkowicie zrezygnować. Nie wszystkie grzyby są trujące, ale może lepiej ich wogóle nie jeść, by nie narażać siebie i innych na ryzyko.

        1. Rabarbarze, jest dużo racji w tym, co mówisz, ale… (też posłużę się pewnym obrazowym przykładem, niejako „odwracając” ten Twój :)) czy, skoro corocznie na naszych drogach giną tysiące ludzi, a dziesiątki tysięcy doznają poważnych obrażeń, powinniśmy w ogóle zrezygnować z używania samochodów? Przecież także naraża nas to na poważne niebezpieczeństwo? Wiesz, kiedyś, dawno temu, udławiłam się ością – i od tego czasu unikam ryb, a na pewien czas w ogóle zrezygnowałam z…jedzenia, popadając w anoreksję. Czy postępowałam wówczas roztropnie?:) Wydaje mi się, że nie chodzi o to, aby „dla ostrożności” w ogóle wyrugować Maryję z naszej pobożności, ale o to, by z tej pobożności rozsądnie korzystać (tak, jak korzystamy np. z pojazdów). Zresztą jest też coś w tym, co powiedział jeden z czołowych teologów XX w. Karl Rahner (a powtarza to za nim Joseph Ratzinger): „Wielu ludzi chciałoby uczynić z chrześcijaństwa jedynie filozofię, ideologię, abstrakcję. A abstrakcje nie potrzebują MATKI.” Kto wie, może właśnie stąd bierze się obecna popularność ewangelii gnostyckich, takich jak np. Ewangelia Tomasza czy Judasza – bo są one w swej treści właśnie bardzo mgliste, tajemnicze, „abstrakcyjne”. Dla porównania -najwcześniejsza z Ewangelii „kanonicznych” Ewangelia według św. Marka jest bardzo zwięzła i oszczędna w opisie. O tej niespodziewanej „karierze” Judasza mam zresztą jeszcze zamiar coś napisać w Wielkim Poście.

          1. Nie, ja absolutnie nie chcę „uczynić z chrześcijaństwa jedynie filozofię”, ale nie oznacza to, że potrzebuję Matki, gdy mam już Ojca. Największy polski mariolog, o. Celestyn Napiórkowski uważa, że znaczna część pobożności maryjnej wynika z nieznajomości, albo fałszywego wyobrażenia Boga. Mam zwracać się do Matki, bo Ojciec jest zbyt groźny, pewnie zagniewany, albo zajęty wazniejszymi sprawami, a Matka taka ciepła, dobra i wyrozumiała… Napisz, czy uważasz, że jest rzeczywiście coś, co możemy uzyskać od Matki, a czego nie otrzymalibyśmy od Ojca? A swoją drogą, czy Biblia gdziekolwiek naucza, że możemy cokolwiek otrzymać od Matki, poza przykładem ufania Bogu?Nie chodzi mi o to, byśmy unikali wszelkiego życiowego ryzyka. Chodzi o naszą odpowiedzialność za nas samych oraz za innych. w 1Kor.8 Paweł najpierw wykazuje, że tzw. bożkowie nie istnieją, zatem mięso ofiarowane bożkom (a później sprzedawane na targu) nie różni się od innego mięsa. Można je zatem jeść bez obaw. Ale jeśli ktoś o „słabym sumieniu” widząc Pawła jedzącego takie mięso zrozumiał to jako zachętę do oddawania czci bożkom, Paweł woli ze swojej wolności zrezygnować. „Jeśli więc pokarm gorszy brata mego, przenigdy nie będę jadł mięsa….” (1Kor. 8,13)

          2. Oczywiście, doskonale wiem, jakim deformacjom ulegał kult maryjny w ciągu wieków. Można powiedzieć, że im bardziej Bóg wydawał się ludziom niedostępny i groźny, tym bardziej Ona stawała się „aniołem miłosierdzia.” To niedobrze. A jednak, to chyba nie przypadek, że feminizm (jako ruch dowartościowujący kobiecość) narodził się najpierw w krajach (post)protestanckich, które zaczęły reformę od wyrzucenia Matki Jezusa poza nawias chrześcijaństwa. To Luter był autorem skierowanego do kobiet „programu trzech K”: „Kościół, dzieci (Kinder), kuchnia” i to wraz z reformacją nasiliły się polowania na czarownice. (Katolicy mieli z maryjnością i kobiecością własne problemy, o których będę pisała niebawem). Pytałeś, co możemy „uzyskać” od Matki, czego nie moglibyśmy dostać od Ojca? Moja odpowiedź brzmi: NIC (bo Ona, tak jak i my, wszystko czym jest i co posiada, ma od Boga). Ale Matkę możemy po prostu szanować i kochać, dlatego (i tylko dlatego), że – jestem o tym przekonana – Jezus także Ją kochał. Naturalnie, jak już mówiłam, nikogo do tego przymusić nie można. A Ona, ze swej strony, tak jak każda Matka, może się modlić z nami i za nas. Sama często modlę się słowami pieśni: „Pomódl się, Miriam, aby Twój Syn żył we mnie…” I myślę, że Ona niczego więcej ode mnie nie pragnie. Zresztą, czy sądzisz, że jest coś, czego naprawdę kochający Syn mógłby odmówić swojej Matce?:) Na takim właśnie założeniu opiera się katolicka idea „wstawiennictwa Maryi” (różna jednak od „pośrednictwa Chrystusa” (1Tm 2,5), czego nie mogą zrozumieć nie tylko protestanci, ale nawet niektórzy katolicy.Inaczej mówiąc, nic nie możemy „uzyskać od Maryi” – za to Ona może wiele „uzyskać” od Boga. Swoją drogą, co to za „interesowne” podejście: pytać, co możemy na tym „zyskać”:)). Pewien święty powiedział, że wzywając Jej pomocy nigdy nie jesteśmy sami na modlitwie – bo Ona jest przede wszystkim Tą, która modli się z nami. A czy sam Jezus nie powiedział, że „jeśli dwaj lub trzej zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im Ojciec” (Mt 18,19)?

          3. Rezygnacja z modlitwy do, albo z Marią, Matką Jezusa, nie oznacza braku szacunku dla niej. Jestem przekonany, że Jezus ją kochał, jednak nie znajduję w nauczaniu pozostawionym przez Niego, ani przez Jego uczniów zachęty, by z tekiego wsparcia korzystać.”Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz. 8,26).To prawda, że Jezus jest jedynym pośrednikiem (1Tm 2,5), mamy prosić w imię Jego (J 14,14; 15,16; 16,24), jednak „w owym dniu będziecie prosić w imię moje, i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje, bo wyście Mnie umiłowali i uwierzyli, że wyszedłem od Boga” (J 16,26-27).

          4. Zacznijmy od tego, że, właściwie, nie powinniśmy modlić się „do” Maryi ale właśnie z Nią (albo prosić Ją o modlitwę). To zasadnicza różnica, nie zauważasz tego?Jeżeli natomiast Bóg może (no, bo przecież może!:)), dać „sam z siebie” i każdemu z osobna to, o co się Go prosi, to po co w Piśmie Świętym aż tyle zachęt, by prosić Go RAZEM? Aby modlić się za siebie nawzajem?:) A jeśli rzeczywiście „nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych – i wszyscy dla Niego żyją” (por. Łk 20,38), to także i Matka Jezusa należy w jakiś sposób (wraz ze wszystkimi „świętymi” tj. naszymi braćmi i siostrami, znanymi i nieznanymi, którzy już są „w domu Ojca”) razem z nami do jednej „wspólnoty” i może się z nami (czy też „za nas”) modlić. Tylko – i aż tyle. Wyobrażenie „tamtego świata” jako stanu, w którym zmarli pozostają w zupełnej nieświadomości, oczekując na swoje przyszłe zmartwychwstanie, zostało przyswojone wprost z judaizmu („Szeol”), stoi jednak w pewnej sprzeczności z takimi wypowiedziami Jezusa. A pierwsi uczniowie…Jak sobie wyobrażasz kult Maryi jeszcze za Jej życia?:) Toż to dopiero byłoby bałwochwalstwo czystej wody! Ostatnie księgi Nowego Testamentu zostały zredagowane na pewno przed 100 rokiem, a bardzo stara i dosyć wiarygodna tradycja mówi, że po Wniebowstąpieniu Jezusa zamieszkała Ona ze św. Janem, który zasłynął długowiecznością. Kto wie, może żyła jeszcze, kiedy św. Paweł pisał swoje listy? Natomiast mamy w Piśmie Świętym scenę, gdy Matka Jezusa bezsprzecznie modli się RAZEM z uczniami (Dz 1,14). Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego? Przecież Jej Duch Święty nie był już „potrzebny” – Ona już Go otrzymała (Łk 1,35), a nawet była „pełna łaski.” Czy nie chciała po prostu wesprzeć uczniów swoją modlitwą? I tylko o to Ją proszę, kiedy mówię:”módl się z(a) nami!” Ty nie musisz – ja jednak nie widzę w tym nic, co byłoby sprzeczne z Ewangelią. „A swoje własne przekonanie zachowaj dla siebie przed Bogiem.(…) Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem.”(Rz 14, 22-23) 🙂 Na tym chciałabym już, jeśli pozwolisz, zakończyć tę dyskusję, bo sądzę, że staje się jałowa. Zachowujemy się jak dwoje świadków Jehowy, którzy przerzucają się między sobą cytatami z Pisma – a co mamy na celu? Przekonać się nawzajem? A po co?

  4. Maryja powinna być dla nas wzorem pobożności. I tu się zgadzam. Jednak z modlitwami to byłabym już nieco bardziej ostrożna. To jest jeden Bóg?O jakim Proroku piszesz? Mohamet miał wiele żon. Jego ukochaną była Aisha (z którą się ożenił gdy miała lat 16-18 a nie 6-9 jak głoszą odszczepieńcy). Chociaż swoją 1 żonę też bardzo kochał.

  5. Boże! I Ty to nazywasz nieporadnymi rozważaniami! Chciałbym tak pisać i mieć taką wiedzę, jak Ty masz. Pozdrawiam Cię, dawno tu nie byłem, ale chyba odmienił mi się czas.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *