Religia czy sekta – oto jest pytanie!

Niektórzy sądzą, że „sekta” to po prostu „religia, której się nie udało” – ot, takie sobie pogardliwe określenie, którym wyznawcy głównych, „starych” religii chętnie obdarzają tych, którzy od nich odeszli.  Wydaje mi się jednak, że takie podejście to zbyt duże uproszczenie.

Chociaż bowiem można (w pewnym sensie) mówić o tym, że wczesne chrześcijaństwo było jedną z „sekt” judaizmu (podobnie, jak np. esseńczycy), a buddyzm – „sektą” hinduizmu, to mamy tu na myśli raczej pewien odłam w ramach starszej religii.

Językoznawcy od dawna wywodzą ten wyraz od dwóch łacińskich wyrażeń: secto, sectare – 'oddzielać, odłączać’ oraz sequor, sequi – 'podążać za.’ Etymologia ta zdaje się wskazywać na dwie podstawowe cechy „sekty” – jest to grupa ludzi, która „odłączyła się” od wcześniej istniejącej wspólnoty, by „podążyć za” jakimś nowym nauczycielem lub nauką.

Słowo to ma jednak oprócz tego pewne konotacje negatywne, ponieważ oznacza grupę religijną o wyraźnie DESTRUKCYJNYM charakterze i taką, która nie dąży do porozumienia czy przynajmniej kontaktów z innymi religiami.

Jest to poza tym grupa,  która:

  • ma zazwyczaj jednego charyzmatycznego przywódcę (rzadziej grupę przywódców)
  • nie informuje swoich członków o istotnych (prawdziwych) motywach i celach swego działania
  • ogranicza wyznawcom możliwości kontaktu i komunikacji z osobami spoza grupy (nawet z najbliższą rodziną) a także dostęp do informacji
  • kontroluje ich korespondencję, lektury i decyzje osobiste
  • postrzega świat zewnętrzny jako zły i zagrażający
  • wykorzystuje do własnych (niejawnych) celów pracę lub/i możliwości swoich członków, zmusza ich do prostytucji, kradzieży, handlu narkotykami;
  • stosuje wobec nich techniki psychomanipulacji lub/i przymus psychiczny lub fizyczny (pozbawianie snu, jedzenia, wolności, środki psychoaktywne, hipnozę, tortury, itd.).

Zdaję sobie przy tym sprawę z tego, że w odczuciu z wielu Was te i inne cechy „sekty” mogą nosić także oficjalnie uznane religie – bowiem granica pomiędzy nimi bywa czasem bardzo cienka. (A całą sprawę komplikuje jeszcze istnienie w obrębie głównych wyznań rozmaitych wspólnot, które także, niekiedy, mogą przejawiać pewne ciągoty „sekciarskie” – jak niektóre grupy charyzmatyczne, Radio Maryja czy Opus Dei). Rzecz więc chyba nie w samym istnieniu takich tendencji, ale w ich nasileniu i jednoczesnym występowaniu.

Tak więc, moim zdaniem, to nie tyle liczebność danej grupy przesądza o uznaniu jej za „sektę” lecz mimo wszystko, treść nauczania. Jeżeli np. jakaś grupa namawia swoich członków do czynów przestępczych,  czy do samobójstwa, uznałabym ją za „sektę” a nie za religię, niezależnie od liczby pozyskanych przez nią wierzących. Są przecież „sekty” bardzo liczne, nawet o ogólnoświatowym zasięgu, jak np. „Kościół” Scjentologiczny czy Moona.

I odwrotnie – jeżeli nauczanie danej wspólnoty nie zawiera takich „podejrzanych” elementów, jestem skłonna uważać ją za „religię”, nawet jeśli ma bardzo niewielu wyznawców.

 

Por. też: „Wspólnoty na manowcach.”

16 odpowiedzi na “Religia czy sekta – oto jest pytanie!”

  1. Do rozmowy na ten temat powinnaś zaprosić psychologów i socjologów.Mnie ten temat przerasta o tyle ,że nie widzę siebie w jakiejś sekcie.Moją wielką wadą jest to ,że jestem indywidualistką ( ma to duże minusy bo żyję przecież w jakiejś spoęczności).Wiem ,że można wejsc w sektę z dobrymi intencjami.Poraża mnie fakt psychomanipulacji w sektach. A co sądzisz o pani Ligockiej ( chyba nie przekręciłam nazwiska przelożonej osławionych Betanek).Ona chciała „wyseparować” grupę w ramach Kościoła czy doszlo tam do tworzenia sekty??I jest jeszcze inny aspekt.Kiedy i w jakich okolicznościach rodzina , bliscy mają prawo interweniować?? A co z RM ??Przecież to jakieś wariactwo.Mój zawód m.in. polega na chodzeniu po domach.Jak widzę ołtarzyk zrobiony z radioodbiornika i modlącą się do niego staruszkę to to też mnie poraża i przeraża.A może to wszystko działa na zasadzie relacji popyt -podaż??

    1. No, właśnie, co do grupy Ligockiej i RM sama mam podobne wątpliwości (przeczytaj sobie mój post o wspólnotach, tam powinno coś być na ten temat – natomiast o samych „betankach z Kazimierza” pisałam w poście z 18 grudnia 2007 roku). Wydaje mi się, że dosyć często to się zaczyna od chęci stworzenia nowej wspólnoty w ramach jakiegoś Kościoła – ale im bardziej ta grupa separuje się i oddala od innych, tym łatwiej może stać się sektą. I czasami dość łatwo można ten moment przegapić. Znałam wiele takich wspólnot charyzmatycznych, których członkowie w pewnym momencie podejmowali decyzję o przerwaniu nauki lub pracy i zamykali się wspólnie w jakimś domu, odcinając się od świata zewnętrznego. Jeśli tak na to spojrzeć, Ligocka też tę granicę przekroczyła – a do tego dochodziło jeszcze przekonanie o jej i „ojca Romana” nieomylności oraz kary fizyczne i psychiczne, więc… A co do ojca Rydzyka, to wydaje mi się (ale to tylko moja prywatna teoria!), że on OD POCZĄTKU dążył do stworzenia własnego „Kościoła w Kościele” (podobnie jak we Francji bp Lefebre), w którym sam byłby „guru” i który – oczywiście w jego mniemaniu – jest jedynym prawdziwym Kościołem katolickim. I dziwię się, że nikt z naszych hierarchów dotychczas tego nie zauważył – ba, niektórzy nawet otwarcie popierają ten „Kościół toruński”. A jeśli chodzi o Twój indywidualizm, to ja bym się tym zbytnio nie martwiła – takie podejście do życia może uchronić Cię od stania się ofiarą sekty. Sama miałam ten problem, że – będąc w wielu różnych wspólnotach – żadnej nie umiałam „podporządkować się” do końca i, mimo szczerych wysiłków (bo mam bardzo silną potrzebę identyfikacji z jakąś grupą), myśleć tak, jak wszyscy. Nawet teraz ta cecha ujawniła się u mnie w dyskusji na forum u Tadeusza Bartosia – ponieważ tam jest mile widziane w czambuł potępiać KK, nawet tam nie pasowałam ze swymi „dziwnymi” poglądami. 🙂 Ale trudno, taką mnie Pan Bóg stworzył. Niektórzy nazywali to „brakiem pokory” i posłuszeństwa, ja to nazywam zdrowym rozsądkiem…

  2. Trudny temat… sekty faktycznie są bardo rożne, ale i ja jestem skłonna w niektórych dostrzegać prawdziwą religię. Pozdrawiam.

    1. Masz rację – już łatwiej chyba powiedzieć, co nie jest „sektą” niż co nią jest. Pozdrawiam również.

  3. też słyszałam stwierdzenie, że religia to sekta, której się udało. Ja nie do końca się z tym zgadzam. Sekty są raczej szkodliwe, zaś chrześcijaństwo w założeniach głosi miłość bliźniego i pomoc ludziom. Pewnie że i tam są źli ludziee ale to nie reguła- ale wyjątki

  4. Sama przytoczyłaś cechy grupy charakterystyczne dla sekty (jak mi się wydaje zgodne z tym, co dominikanie, którzy są najbardziej zasłużeni w ratowaniu ludzi z sekt, piszą o sektach); choć zwolennikiem RM nie jestem, to jednak dużo mu brakuje do sekty. Natomiast zgadzam się, że wielkość niewiele ma do rzeczy. Klasycznym dla mnie przykładem są Świadkowie Jehowy.

    1. Widzisz, Leszku, dominikanie mieli bardzo duży wpływ na moją młodzieńczą formację – może dlatego chętnie posługuję się stworzonymi przez nich kategoriami, nawet, gdy nie do końca jestem tego świadoma.:) Co do RM to zauważ, że nigdzie nie napisałam, że jest to „sekta”, tylko, że da się w nim zauważyć pewne „sekciarskie” tendencje (np. przybierający niekiedy niepokojące rozmiary „kult” Ojca Założyciela – Ojciec jest najlepszy, najświętszy, wszystko wie najlepiej, ci, którzy krytykują Ojca, atakują Kościół, itd.). Jeśli chodzi o Świadków, to masz oczywiście rację (jako „sektę” kwalifikują ich także inne wyznania chrześcijańskie – żeby nie było, że jest to tylko jakieś nasze „katolickie uprzedzenie”) , choć nie chciałam o tym pisać wprost, by nie urazić tych z moich Czytelników, którzy do nich należą. Ciekawe, czy oni sami odnajdują się w przedstawionym przeze mnie opisie?:)

      1. No to dobrze, że w sprawie RM się wyjaśniło. A jeśli chodzi o Świadków Jehowy, to mam nadzieję, że dobrze to pamiętają, że na Twoim blogu czym innym jest stosunek do nich – konkretnych ludzi, których największym pragnieniem jest służenie Jezusowi Chrystusowi, a czym innym stosunek do organizacji, która niszczy ludzi. Dla mnie to są rzeczy niepojęte, by od nastoletniej dziewczyny żądać, by się wyrzekła swojej mamy (to konkretny przypadek, który znam, a nie jakieś plotki) – takie rzeczy dzieją się tylko w sektach; Świadków Jehowy nie da się inaczej określać, jak mianem sekta – ale to dotyczy organizacji, a nie ludzi.

        1. Sprawy, o których mówisz, znam z autopsji. Część mojej rodziny od strony taty wstąpiła do Świadków i kiedy moja babcia przewlekle zachorowała, nawet jej nie odwiedzali – nie byli również na pogrzebie, bo „religia im zabrania.” Co to za religia, która doprowadza do rozbicia rodziny? Niestety, tak się kończy „literalne” traktowanie Biblii („Kto nie ma w nienawiści swego ojca i matki, braci i sióstr…” (Łk 14,26); „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych” (Mt 8,22)) przy całkowitym pomijaniu jej „ducha.” Z kolei te protestanckie publikacje o sektach, o których wspomniałam, zwracały uwagę przede wszystkim na „agresywny sposób werbowania nowych członków” i na zakaz transfuzji krwi, który czasami jest wręcz zbrodniczy. Ja też nie wierzę w Boga, który by życzył sobie, by z powodu takiego zakazu umierały niewinne dzieci. Dowiedziałam się również, że według Światowej Rady Kościołów Świadkowie są uważani nie tyle za chrześcijan (bo do tego potrzebna jest m.in. wiara w to, że Jezus umarł na krzyżu – a oni wbrew prawdzie historycznej nauczają, że „na palu”), co za „sektę judaizującą.”

          1. Ze wtrącę swoje trzy grosze.Myślę ,że z dorastającą młodzieżą w tym środowisku jest tak samo jak w środowisku katolików.Pamiętasz jak się pytałam Pani Teresy o świetowanie imienin?? Gratulowała mi wtedy wyboru przyjaciół przez moją córkę.No cóż..poznałam tę dziewczynę.I albo ja jestem „straszna konserwa” bo u mnie w domu nie ma mowy o farbowaniu włosów ani makijażach u 13/14 latki albo u Swiadków Jehowy nastapiło jakieś straszne poluzowanie.Tylko po cholerę zabraniają dzieciakom spotykać się na imprezach (pod moja kontrolą przecież).Dwa – w ogole przygladam się dyskretnie tej dziewczynie i coś tu jest nie tak.Stylizuje się na to całe „Emo”, w opisach gg ( trudno ,żebym tego nie zauważyła jak córka ma swój komunikator na moim kompie) pisze teksty typu „śmierć jest przyjacielem w udręce i udręką w szczęsciu”.13-latka takie teksty??Albo „spijam krew z mego jabłka”…I do tego fascynacja książkami o wampirach??Ja córce przez tydzień czasu klarowałam po co się czyta książki,że życie i tak jest ciężkie wiec lektura powinna dotyczyc w jej wieku „jasnej strony Mocy”, powinna relaksować i prowadzić do refleksji nad „dobrem i zlem” a nie czytać bzdety o wampirach!! No coś strasznego.I jak się ma do tego ten zakaz transfuzji??I na koniec – tak prawdę powiedziawszy myślę o tej dziewczynie ,ze albo jej palma odbiła albo ma depresję..albo ze mną jest coś nie tak.

          2. No, wiesz, sądzę, że życie młodego Świadka Jehowy może być aż tak „naszpikowane” religią i związanymi z nią zakazami, że – o ile nie ma odwagi otwarcie się zbuntować – instynktownie szuka sobie ucieczki w inne rejony. Ta fascynacja krwią i wampirami też by mi tu pasowała – jeśli jest to coś, czego „religia mi zabrania”, to tym bardziej jest to fascynujące. A co do makijażu u 13-14-letnich dziewczynek, to myślę, że jest to ogólny trend w Europie Zachodniej. Pamiętam, że kiedy kilka lat temu wyjechałam do Francji, nieumalowana wyglądałam dużo młodziej, niż wszystkie te „wypacykowane na grubo” nastolatki – i wszyscy brali mnie za dziecko.:)

  5. > Słowo to ma jednak oprócz tego pewne konotacje negatywne, ponieważ oznacza grupę religijną o wyraźnie DESTRUKCYJNYM charakterze i taką, która nie dąży do porozumienia czy przynajmniej kontaktów z innymi religiami.Problem w tym, że opierasz się o definicji katolickiej – która została stworzona po to, by szerzyć niechęć do wszystkiego co kler nazwie sektą.Sekta nie musi być destrukcyjna. Sekta dziś to przede wszystkim mała grupa wyznaniowa, elitarna – do której przystąpienie jest bardziej osobiste i trudniejsze niż do religii, która ma jakiegoś przewodnika.

    1. Nie mówiłam, że definicja, którą podaję, jest jedyną możliwą. Dziękuję za Twoją. 🙂 Ps. Czy Ty we wszystkim widzisz li tylko ciemne knowania kleru? Nie przeczę, że takie są – ale czy jest to coś, co może wyjaśnić CAŁĄ rzeczywistość?

      1. > Nie mówiłam, że definicja, którą podaję, jest jedyną możliwą. Dziękuję za Twoją. 🙂 Ps. Czy Ty we wszystkim widzisz li tylko ciemne knowania kleru?A czy podana przez Ciebie definicja nie była jednym z tych knowań kleru?Kościół stara się kojarzyć sektę przede wszystkim z czymś złym co należy zniszczyć. Potem jako sekty określa każdy mniejszy związek wyznaniowy. Skutkiem tego są akcje zwalczania przejawów działania tych związków – z prześladowaniem policją włącznie.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *