Ponieważ od pewnego czasu to pytanie przewija się w Waszych komentarzach, uznałam, że i temu warto poświęcić kilka słów.
No, cóż, przede wszystkim sądzę, że gdybym to zrobiła, zaprzeczyłabym całemu temu dobru i mądrości, które są obecne także i w tym Kościele, a których i ja sama doświadczyłam.
Znajduję, oczywiście, dobro i prawdę również poza granicami tego Kościoła, przede wszystkim w innych wyznaniach chrześcijańskich oraz w judaizmie – a wśród braci protestantów i prawosławnych mam wielu przyjaciół.
Jestem najgłębiej przekonana, że ślady Boga można odnaleźć w różnych religiach, ale w niczym nie zmienia to faktu, że to Kościół katolicki jest moją „duchową ojczyzną” z której rozpoczęłam te poszukiwania – i nie widzę powodu, by teraz ją „zostawiać” tylko z tej racji, że nie mogę, na przykład, wziąć ślubu kościelnego – a wiem, że tak właśnie robi wielu ludzi w mojej sytuacji (często post factum „dorabiając” do tego jakieś głębsze, filozoficzne uzasadnienie). Taka postawa zawsze wydawała mi się trochę małostkowa.
Dostrzegam, oczywiście, wady, grzechy i ewidentne błędy Kościoła jako instytucji. Irytuje mnie zawsze, gdy Kościół ukazuje światu raczej swoją surową i karzącą twarz, zamiast tej macierzyńskiej i przebaczającej, którą również znam. Jako chrześcijanka chciałabym, aby Kościół jawił się światu jako piękny, „wiecznie młody” i radosny (zamiast ciągle pokazywać mu to brzydkie oblicze „zrzędliwej Staruchy”;)) – a jako żona „eksa” miałabym zapewne jeszcze więcej powodów, aby go kontestować. Niemniej wiem także, że nie istnieje żadna ludzka wspólnota, która mogłaby uchodzić za idealną – a jeśli gdziekolwiek są takie, które sobie to przypisują, to słusznie nazywa się je „sektami.”
A oprócz tego, uważam, że wielowiekowa tradycja Kościoła zawiera zbyt wiele cennych duchowo elementów (takich jak np. spowiedź indywidualna i Eucharystia), by ją można było bez żalu wyrzucić do śmietnika historii w imię tzw. „reformy.”
Jeden z Was, zresztą ateista, napisał mi kiedyś: „Twierdzisz, że ukształtował Cię Kościół katolicki – podczas, gdy to, co tak naprawdę Cię ukształtowało to protestancki w swej istocie Sobór Watykański II – czyli jeszcze raz Biblia dla wszystkich, więcej uprawnień dla świeckich, itd. Teraz jednak są czasy kard. Ratzingera i powrotu Doktryny.”
Owszem, jestem dumna z osiągnięć Soboru – i martwi mnie, gdy ostatnio dostrzegam w Kościele pewien subtelny odwrót od jego postanowień (niedawno np. słuchałam transmisji telewizyjnej mszy świętej – i zdziwiłam się, gdy metropolita mówiąc o „zmianach jakie nastąpiły w Kościele” w porównaniu z początkiem posługi Prymasa Tysiąclecia wspomniał jedynie o tym, że od tamtego czasu zmieniły się granice administracyjne diecezji (sic!), zupełnie jakby Soboru w międzyczasie w ogóle nie było…).
Zawsze mówię, że Kościół, w osobach swoich wiernych, jest organizmem zdumiewająco odpornym – skoro przetrwał już papieża Borgię, wojny religijne, modernizm i marksizm, to (z Bożą pomocą!:)) – obecną ofensywę tradycjonalistów też jakoś przetrzyma…
Ale jest to tylko część prawdy o mnie, bowiem „mój” katolicyzm to także katolicyzm Orygenesa, Tertuliana, św. Tomasza z Akwinu, świętego Franciszka, Hildegardy z Bingen, Teresy z Avili, św. Jana od Krzyża, Edyty Stein – i wielu, wielu innych, którzy byli „przed Soborem” i przede mną. Historia Kościoła jest wielkim, wspaniałym skarbcem, z którego jako katoliczka mogę czerpać pełnymi garściami. Myślę, że jako protestantka nie miałabym aż takich możliwości.
Zawsze mi się wydawało, że Marcin Luter, w swoim słusznym zresztą pragnieniu „oczyszczenia” chrześcijaństwa ze wszystkich zbędnych (jego zdaniem) naleciałości – nieco je przy tym…zubożył. I wiem, że „ci, co tak mówią, okazują, że szukają ojczyzny. Gdyby zaś tę wspominali, z której wyszli, znaleźliby sposobność powrotu do niej.” (Hbr 11, 14-15) 🙂
Nigdy nie ukrywałam, że to właśnie ten „powrót” jest moim ostatecznym celem – i wierzę, że kiedyś Kościół w końcu uzna prawdziwość „powołania” takich osób, jak ja. Czy jednak ten Kościół, do którego wrócę, będzie tym samym, z którego „wyszłam”? Poważnie się obawiam, że nie…
Alba – każdy z nas jest narzędziem w ręku Stwórcy i każdy ma do wypełnienia jakieś zadanie, jakieś powołanie. Ważne, aby przy realizacji nie utracić kontaktu z Bogiem, bo wtedy szatan wykorzysta nasze zaangażowanie do swoich celów. Moim zdaniem Twoje podejście do sprawy jest słuszne. Na Twoim miejscu też bym tak postępowała; pozdrawiam
Masz rację, postawowy kontakt z Bogiem jest w tym wszystkim najważniejszy – i dlatego staram się, żeby go, mimo wszystko, nie utracić, choć bez sakramentów jest to BARDZO trudne. Na szczęście istnieją jeszcze inne „instrumenty życia duchowego”, takie jak np. modlitwa, rachunek sumienia czy czytanie Pisma Świętego.
Alba – być może Tobie jest trudniej utrzymać kontakt z Jezusem niż mnie, ale Jezus to rozumie i bardziej troszczy się o Ciebie niż o mnie. Powołam się na słowa Biblii; „Umiłowali wiele, bo wiele im wybaczono” Czyż nie zostawi 99 sprawiedliwych dla ratowania jednej zagubionej owieczki ? ważne abyś to Ty reagowała na głos swego Pasterza i starała się trzymać w Jego cieniu stąpając po Jego śladach, a w odpowiedniej chwili ten cień padnie i na Ciebie i uchroni Cię przed złym. pozdrawiamhttp:ewa-basia.blog.onet.pl
Jestem Ci wdzięczna że włączyłaś się do dyskusji na moim blogu. Może twój głos dotrze do niektórych; pozdrawiam
Ależ nie ma za co, Basiu – po prostu nie mogę milczeć, kiedy czytam jakie bzdury ludzie opowiadają o księżach: powtarzają utarte slogany, bez sprawdzenia, jak jest naprawdę. Mówienie o tym też jest kwestią uczciwości.
Smutne to.Kościół katolicki trzyma pod skrzydłami pedofili, zboczeńców, złodziei,mafiozów, bezrefleksyjnych wyznawców, donosicieli SB-ckich a mówi „NIE” takim Osobom jak Ty.To znaczy ze statystyki Cię nie wykreślą dobrowolnie ale do głosu już nie dopuszczą i jeszcze ta „kara” -brak sakramentów.No prawdę mówiąć -podziwiam Twoją „ślepą wiarę”.PS Cztałaś Marksa ??No bo marksizmu to jednak nigdzie nie było.Był totalitaryzm , który uzurpował sobie nazwę – ale prawdę mówiąc z Marksem miał niewiele wspólnego.Jestem daleka od potępienie ruchów rewolucyjnych środowisk robotniczych przełomu XIX i XX wieku.Wiem ,ze Kościół katolicki potępiał ruchy wolnościowe bo uważał ,ze wszelka władza pochodzi od Boga i społeczeństwo powinno być ślepo poddancze władcom.Cenię sobie również ruch Oświeceniowy chociaż dostrzegam mankamenty.Nauka nie potrafi na wszystkie pytania odpowiedzieć.Jeszcze :-))!!
Nie wykreślą mnie, Izo, bo…ja sama tego nie chcę!:) Marksa, owszem, czytałam – i zgadzam się z moim spowiednikiem, że był to taki sam idealista, jak ja ;): myślał, że wystarczy zmienić świat zewnętrzny, żeby to, co wymyślił „zadziałało” gdy tymczasem do tego trzeba by zmienić samą ludzką naturę. Zawsze, kiedy to mówiłam podczas referatów na studiach, moi niewierzący koledzy pytali, czy uważam, że w niebie będzie panował komunizm.:) Myślę, że nie, bo taka „równość” jaką on proponuje jest głęboko…niesprawiedliwa. Marks mylił się także co do tego, że „na początku” ludzie żyli właśnie w takiej doskonałej równości. Badania archeologiczne potwierdzają raczej, że ludzie zawsze starali się jakoś odróżnić od innych. A moja wiara nie jest „ślepa” Izo, jest raczej wiernością samej sobie i swoim przekonaniom, niż jakiejś konkretnej instytucji. Nie mogę postępować inaczej, skoro wierzę, że to ja mam ostatecznie rację – i że to się kiedyś okaże…;)
Przepraszam – miało być „ślepe przywiązanie” a moze nic nie powinnam pisać bo hipokryzja KK , zachłanność i zakłamanie hierarchii i wiele innych rzeczy mnie zwyczajnie po ludzku wnerwiają.Ale to w sumie moja ocena.Ale wrzucę coś jeszcze do Twojego ogródka jeśli pozwolisz.Byłam w grudniu w swoim rodzinnym mieście razem z siostrą.Odwiedziłyśmy naszą szkołę srednią.Obok naszej dawnej szkoły jest cmentarz.Gdy przechodziłyśmy obok niego nagle coś przykuło moją uwagę.Mianowicie mur oddzielajacy cmentarz katolicki od ewangelickiego.Popatrzyłyśmy się na to ze smutkiem i zgodnie stwierdziłyśmy ,że nawet po śmierci ludzie są podzieleni poprzez religię.PS.Jeśli mam być szczera to jeśli KK ma byc siłą rządzącą w naszym kraju to wolałabym aby jego szeregi zasilało 100 % takich katolików jak Ty.Niestety jest ich może 1 %…..- a i to chyba przeszacowałam.Wybacz mi moją gorycz ale wczoraj dowiedziałam się ,ze moja obecna gmina przeznaczyła 200 tys. zł na budowę obłąkanego pomnika JPII podczas gdy od 5 lat bezskutecznie prosimy jako rodzice o zwiększenie dofinansowania zajęć pozalekcyjnych dla naszych dzieci( w tym semestrze zabrakło pieniędzy na zajęcia siatkówki dla dzieci) , o zmianę archaicznego oswietlenia w klasach lekcyjnych , o szafki na podręczniki , na nowe ksiażki do biblioteki miejskiej i szkolnych etc. Nie ma pieniędzy na tak wazne sprawy a na bałwochwalstwo są.Stąd narastajacy we mnie gniew!!
Wiem, Izo, wiem, i wcale się nie gniewam – bo wiele z tych rzeczy „wnerwia” mnie równie mocno jak Ciebie. A co do tego 1 procenta to pomyśl, proszę, że ktoś kiedyś powiedział, że dla 10 „sprawiedliwych” Bóg podtrzymuje świat w istnieniu (choć, szczerze mówiąc, wcale nie czuję, bym mogła się do tego grona zaliczać – jest wielu lepszych ode mnie…). Kto wie, może tak samo jest z KK?
Nie sztuką jest być gdy jest łatwo; sztuką jest być mimo że jest ciężko i nie wszystko jesteśmy w stanie pojąć… by nie zaprzepaścić siebie… a Ty czy ja- my wszyscy jesteśmy właśnie tym Kościołem… Życzę Ci po prostu trwania przy Panu Bogu i żeby Cię prowadził każdego dnia. Pozdrawiam cieplutko… 🙂
Masz rację – nie jest sztuką „być” kiedy wszystko układa się po naszej myśli, a my mamy „czyściutkie sumienie i bilet pewny do nieba bram.” Pozdrawiam serdecznie!
Kościól składa się w 100 % z grzeszników, większych, średnich i mniejszych. Zdarza się, że grzechy mniejszych grzeszników bardzo wkurzają większych grzeszników. Słowo o wyjęciu belki z oka zawsze jest i będzie aktualne. Na pytanie : co należy przede wszystkim zmienić w Kościele, Matka Teresa z Kalkuty odpowiedziała : ” mnie i ciebie”…..
Właśnie, właśnie… I to dotyczy WSZYSTKICH Kościołów. Także ateiści są „grzesznikami” – z tym, że oni są usprawiedliwieni, kiedy o tym nie wiedzą (to zależy od zasad moralnych, jakie wyznają).
Hm z treści postu wynika, że jesteś członkiem Kościoła katolickiego, czyż nie? Z czystej ciekawości zapytam: „z urodzenia” czy „z wyboru”??Wydaje mi się, że o tym, czy możemy nazywać siebie katolikami, protestantami czy ateistami, decyduje to, w co wierzymy a w co nie, jakie prawa uznajemy za obowiązujące, itd. a nie uznanie dla przeszłości danego światopoglądu. Rozumiem, że wiary nie powinno się zmieniać ze względu na osobiste korzyści. Zastanawiam się jednak, czy chcesz pozostać katoliczką (jak mniemam) bo zasady tej religii są Ci najbliższe, czy dlatego aby „nie robić sobie kłopotu”Pozdrawiam
Jestem katoliczką jak najbardziej „z wyboru” Adku – i pragnę nią pozostać dlatego, że (mimo wszystko) zasady tej religii pozostają mi najbliższe – choć nie znaczy to, że ze wszystkimi spośród nich zgadzam się bezkrytycznie czy „niewolniczo.”
Zdajesz sobie sprawę, że w religiach często najważniejsze jest posłuszeństwo?? Czy to może jest właśnie ta zasada, z którą się nie zgadzasz? :)) pozdrawiam
Tak, nie zgadzam się z tym – nigdy zresztą się nie zgadzałam. Mój spowiednik, któremu często skarżyłam się na to, że niekiedy wymaga się ode mnie ślepego posłuszeństwa, mawiał:”Widzisz, to jezuici mieli taką zasadę, że jeżeli twój przełożony nawet się myli, a ty go słuchasz, to nie grzeszysz. Ale bądź spokojna – ja w to nigdy nie wierzyłem!” Posłuszeństwo nie może być ważniejsze od PRAWDY, ta zaś od MIŁOŚCI. Bo, wbrew pozorom, to miłość jest w chrześcijaństwie najważniejsza. Ja zaś postępuję zgodnie z własnym sercem i sumieniem. I nie mogę inaczej.
Jezus nie dzielił ludzi na protestantów, katolików, baptystów itd. On patrzył na serce, wskazywał konieczność zmian i porzucania starych nawyków, to gdzie zostaniesz wspólnotowo nie ma dla Niego żadnego znaczenia, bo ważne jest to, czy żyjesz zgodnie z Bożym Słowem. Ono jest bowiem tym, które jest konieczne do tego, by nasza wiara wzrastała i umacniała się. Dla Boga tradycja nie jest aż tak ważna jak dla nas ludzi. Zmieniając wspólnotę, nie zmieniamy wiary! Zmieniamy jedynie nasze podejście do wielu spraw z wiarą związanych. Sama „uciekam” od etykietek, spotykam wielu ludzi którzy się nimi wręcz chlubią, mniej dbając czy ich życie odzwierciedla tak naprawdę wiarę w Boga. To prawda, nie ma idealnych społeczności, są jednak takie, które budują na fundamencie Słowa i starają się trzymać wytycznych zawartych w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich w temacie funkcjonowania kościoła, a wytyczne te są dosyć jasne. Dlatego ma znaczenie dla naszego wzrostu duchowego w jakiej wspólnocie wzrastamy i czy swoją doktrynę ma opartą na Słowie Bożym. Ma to znaczenie również dla Boga i ludzie opuszczając np. tradycyjne kościoły (nie tylko katolicki) nie opuszczają ich dlatego, że się „obrazili”, ale dlatego, że chcą uwielbiać Boga w Duchu i Prawdzie i służyć Mu we wspólnotach wolnych od niebiblijnych praktyk i nauk. Zdarza się, że protestanci również opuszczają swoje wspólnoty, jeśli te dopuszczają się zakłamywania Biblii, lub manipulacji czy też innych złych praktyk. To prawda, Bóg nas może odnaleźć wszędzie i my także możemy Go spotkać na różnycb drogach, co nie znaczy, że mamy w tym miejscu pozostać i upierać się przy sentymentalnych aspektach. Społeczności budujące swoją doktrynę na Biblii, nie są zazwyczaj bogate w tradycje czy jakąś rozbudowaną historię, jednak mają w sobie Życie, którego próżno szukać w skostniałych, wielowiekowych formach religijnych. Jezus również zwracał na to uwagę, nazywając surowo kapłanów: grobami pobielanymi, wskazując na misjonarza, który obchodzi ziemię by zdobyć wiernego, a potem czyni go dwakroć gorszym niż był, Nikodem uzyskał odpowiedź na swoje niepokoje, gdy Jezus mu powiedział, że ma się „ponownie narodzić” z Ducha i Prawdy. Pierwszy kościół był bardzo skromny, bazował na dwóch pamiątkach nakazanych przez Jezusa: chrzcie dorosłych, oraz wieczerzy. Poza tym spotykał się, modlił, rozważał Słowo i wzrastał w mocy Ducha Świętego. To kim jesteś z nazwy nie ma dla Boga znaczenia, znaczenia ma to, w jakim miejscu jest Twoje serce. Jak słusznie zauważył Adek, bycie w jakieś wspólnocie ma powiązanie z posłuszeństwem, szczególnie wobec przełozonych tego kościoła. Jeśli deklarujesz się katoliczką, a odrzucasz pewne rzeczy ustanowione w twoim kościele, to tak naprawdę nią nie Jesteś. My dokonujemy wyboru, kim pragniemy być. Ja nie chcę być chrześcijanką określaną przez jakąś „etykietkę”. Najważniejsze jest dla mnie to co mówi Biblia na temat codziennego życia w wierze. A jeśli czerpać ze skarbca jakiegokolwiek, to na pewno z takiego, którego skarby na pewno posiadają „niewidzialną pieczęć” Bożej zgody i aprobaty, potwierdzoną Biblią. To taki „dowód osobisty” naszej wiary. Jeśli idziemy za czymś, co nie jest tam odnotowane – trzeba się zastanowić, czy inny „dowód” daje nam prawo wejścia do nieba? My sobie nazwaliśmy i podzieliliśmy „wiarę” , ale w oczach Boga wygląda to nieco inaczej. Pewien ksiądz powiedział, że tradycja jest ważniejsza od Biblii. On wybrał. Określił wyraźnie swój stosunek do wiary. Wielu ludzi na argument, że Biblia mówi inaczej, wzrusza ramionami i pozostaje uparcie przy swoich nawykach i tradycjach. Oczywiście, nie każda tradycja jest zła i niepotrzebna. Nie każdy obyczaj w którym wyrośliśmy jest zły w oczach Boga. Nie należy popadać w przesadę. 🙂 To wszystko i tak przeminie. Zostaniemy my, Bóg i Jego Słowo, a ono trwa na wieki, w przeciwieństwie do naszych słów, tradycji i upodobań religijnych. Idąc za Jezusem – nie oglądamy się wstecz. Zapieramy samych siebie, nawet gdyby to bardzo bolało, bo wiemy jaką cenę zapłacił za nas i dlaczego to zrobił. To jest najwazniejsze, byśmu rozumieli istotę powołania nas jako tych, którzy uwierzyli. Powołania przez samego Mistrza, nie jakąś wspólnotę, kościół czy tradycję. Serdeczności Albo.
Bóg prowadzi nas do siebie nie raz krętymi ścieżkami… Obojętnie czy jest się protestantem, katolikiem czy kimś innym to On i tak jest jeden. Masz racje mówiąc, że ze świętych Kościoła Katolickiego można wiele czerpać… Najtrudniejsze w tym wszystkim to dać się Jemu prowadzić, zawierzyć Mu. Człowiek bardzo lubi sam o sobie we wszystkim decydować, mamy w swojej naturze takie coś, że zawsze uważam iż wiemy co dla nas najlepsze, ciągle za mało w nas pokory. Dlatego tak potrzebna jest modlitwa w naszym życiu, aby pytać się Go jaka droga jest dla nas najlepsza, tylko często boimy się, że poprowadzi nas drogą, której nie chcemy, nie rozumiemy.
Ja wiem, że Pan Bóg prowadzi ludzi do siebie różnymi drogami (i że można Go spotkać nawet w miejscach, gdzie byśmy się Go wcale nie spodziewali), a jednak tylko jedna z nich jest MOJA własna…I tej muszę się trzymać.
Dokładnie. Każdy z nas ma swoją własną drogę. Popełniamy błędy, uczymy się przez całe życie… Bóg dał nam tą wolność… Twojego bloga czytam od jakiegoś czasu, ale nigdy się nie udzielałam w komentarzach, musze teraz przyznać, że podziwiam Cię za wiedzę i za siłę, którą masz w sobie. To piękne, że nie odwróciłaś się od kościoła.
Wobec tego dziękuję za tak miłe słowa – i witam Cię w gronie komentatorów!;) Wiesz, zawsze uważałam, że nie należy odwracać się od nikogo, nawet jeśli wydaje nam się czasem, że ten ktoś odwrócił się od nas. I w moim rozumieniu dotyczy to również Kościoła.A co do mojej „wiedzy” to im dłużej piszę tego bloga, tym bardziej uświadamiam sobie, ilu rzeczy muszę się jeszcze dowiedzieć i się nauczyć. Teraz, na przykład, powinnam poczytać więcej o koncepcji „duszy” w buddyzmie (to w związku z komentarzami do postu o zwierzętach;)) – bo mam na ten temat zaledwie ogólne pojęcie. „Wiem, że nic nie wiem!” – powiedział Sokrates…
Doceniam Twoja szczerość. Piszesz: ” Historia Kościoła jest wielkim, wspaniałym skarbcem, z którego jako katoliczka mogę czerpać pełnymi garściami. Myślę, że jako protestantka nie miałabym aż takich możliwości” Myślę, że jest to kwestia „czego się oczekuje” – jakich skarbów się szuka. Jezus w przypowieści powiedział: „Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem Królestwa Niebios, podobny jest do gospodarza, który dobywa ze swego skarbca nowe i stare rzeczy. (Mateusza 13,52) Jeżeli jako historyczka zachwycasz się myślą chrześcijańską, to oczywiście jest jej w Kościele Katolickim wiele – ale czy cytowani przez Ciebie ojcowie kościoła są dostępni jedynie dla wiernych twojego kościoła? – bynajmniej! Im bliżej początków kościoła tym „blednie katolickość” ojców wiary, a czytamy po prostu o apostołach, biskupach, ojcach wiary. Nie znam żadnej prawdy biblijnej, z której został obdarty protestantyzm. I w tym miejscu nie dowodzę, że protestantyzm jest lepszy! Pytanie pozostaje – czy szukamy myśli i tradycji czy kościoła który jest wspólnotą nawróconych ludzi, głęboko rozkochanych w bożym słowie, w którym manifestuje się obecność Boża! Nawet wtedy, kiedy wspólnota (kościół) spełnia nasze oczekiwania powinniśmy rozwijać osobistą relację z Bogiem i pytać Pana: Boże, czy masz dla mnie coś jeszcze? Czy jest coś więcej od tysięcy interpretacji, wywodów teologicznych i tradycji? Masz rację – Nawet gdybyś została protestantką, ale miejscowy kościół nie rozwinąłby Twojej głębi poznania Boga, to twoja „transformacja” nie miałaby żadnego sensu. Pozdrawiam 🙂
Masz rację, Jerzy – w ostatecznym rozrachunku liczy się TYLKO to, czy „nasz” Kościół przybliża nas do Boga, czy od Niego oddala. Bo przecież „każdy posiada własny dar” (1 Kor 7,7), prawda? W tym poście natomiast chodziło mi głównie o to, że to, że jakoś „nie dorastamy” do wymagań konkretnej wspólnoty albo, że coś nas w niej irytuje, nie powinno nas skłaniać od razu do jej porzucenia. Pewien znajomy kapłan z Cerkwi Prawosławnej opowiadał mi o katolikach, którzy przychodzili się spowiadać do niego, ponieważ…obrazili się na swojego księdza. Wydaje Ci się, że to uczciwe? Wiesz, w książce A. Cronina „Klucze Królestwa” (polecam!) jest taki piękny opis przyjaźni, łączącej katolickiego księdza i pastora na misji w Chinach. I pewnego dnia, gdy jeden ze świeżo ochrzczonych katolików chciał – w oczekiwaniu pewnych korzyści materialnych – zostać protestantem, pastor odesłał go do księdza z liścikiem: „Drogi Crisholmie! Oddawca tego listu jest złym katolikiem, lecz byłby jeszcze gorszym metodystą!” 🙂 A ostatecznie przecież, Jerzy – „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich.Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego.” (Ef 4,5-7)
Pastor dobrze zrobił, że odesłał tego katolika. Owszem mógł go jeszcze uświadomić na czym polega jego problem i modlić się z nim o przebaczenie.Co do przypadku obrażania się na księdza…no niedobrze jest się obrażać…na długo, natomiast znam osoby, które nie pójdą do spowiedzi do konkretnych księży..z określonych powodów. Albo jest tak, że bardzo dobrze ich znają i głupio iść do…kumpla, albo wiedza, że ksiądz ma na boku…jest też, że niektórzy chodzą z pewnymi grzechami (mocnymi) do pewnych księży, bo wiadomo, że oni na bank dają rozgrzeszenie. Tak więc, to co jest dumą tradycji katolickiej czasem jawi się jako śmieszna patologia. Owszem nie twierdzę, że jest to norma i już o tym wcześniej pisaliśmy:) Pozdrawiam:)
Dopiero po powrocie z działki zobaczyłem, że wycięło mój komentarz. Jedyny logiczny wnoisek, jaki z tego można wyciągnąć to taki, że widać groziło Ci, że popadniesz w pychę – ale przecież u Ciebie to niemożliwe! W każdym razie jesteś wielka. Tak to już Pan potrafi wszystko wykorzystać, że teraz chce poprzez Ciebie pokazać, że tak można…
Tak Leszku ! niezmierzone są wyroki Boskie i nieznane ludzkie przeznaczenie. Los plącze ludzkie drogi wiodące do Stwórcy ale Jezus je prostuje i wykorzystuje do tego, aby służyły na chwałę Panu. Być blisko Ciebie chcę; z Tobą mi w życiu lżej.Panie, chciej ze mną być co dnia.Ciebie chcę znać; Ciebie ludziom chcę dać,Ty pokazuj nam ciągle jak żyć.Tobie mój śpiew; Tobie daję mój grzech.Ty zamienisz na dobre, co złe.
No, tak, Basiu – mówi się, że tylko Bóg potrafi pisać prosto nawet na krzywych liniach…
Zawsze mi to groziło, Leszku, a i teraz jeszcze grozi, kiedy słyszę od Was tyle miłych słów!:) W każdym razie – „jestem tym, czym za łaską Boga jestem.” (1 Kor 15,10)
Nie bardzo rozumiem jak można się zachwycać osiągnieciami Soboru Watykańskiego! Co to właściwie za osiągnięcia?Przecież to na Soborze w ramach reformy wyrzucono na śmietnik łacinę w liturgii,zerwano z rytem Mszy trydenckiej.Opluto tradycję. I co w zamian zyskano?
Nie „opluto” tradycycji, lecz postarano się na nowo ją odczytać i oczyścić ze zbędnych naleciałości! Prawdziwa odnowa Kościołą jest zawsze powrotem do źródeł, do Ewangelii. Słowo Boże zaś jest żywe – i Duch stale na nowo „mówi do Kościołów”. Szanuję w tradycji to, co piękne i wartościowe, ale nie zgadzam się, by z niej CAŁEJ uczynoić nienaruszalną „relikwię.” Pytasz, co zyskano…Przede wszystkium głębsze zroxzumienie, że Bóg jest miłością i miłosierdziem, a nie tylko karzącą Sprawiedliwością. Że zamiast straszyć naszych braci-innowierców wieczystym postępieniem, możdemy się z nimi spotykać i współnie modlić w imię jednego Pana Jezusa Chrystusa. Że „Kościół” to nie tylko kapłani i osoby duchowne. Że małżeństwo nie jest „drogą mniejszego zła”, którą wybierają ci, których nie stać na głębszą wiarę. Że radość, jaką daje małżonkom zbliżenie, jest dobra sama w sobie. Że wszystkie języki świata są „godne” tego, by w nich się modlić…Mam wymieniać dalej? A – odwrócę pytanie – co nam dało często skostniałe trzymanie się „zwyczajów nadanych przez ludzi”? Czy nie zgorszenie, zamknięcie Kościoła w wieży z kości słoniowej (czy wiesz, że jeden z XIX w. papieży był przeciwny nawet kolei żelaznej i oświetleniu ulic? Czy to też była „święta tradycja”, której należało bronić?), a papieża w Watykanie. Czy zbyt sztywne trzymanie się zasad w świecie, który tak szybko się zmieniał, nie naraziło katolików raczej na śmieszność? Czy brak dialogu nie spowodował wojen religijnych i płonących stosów? Naprawdę wierzysz, że to wszystko podobało się Bogu?
Tylko kto kto ma prawo oceniać co w tradycji jest zbędną naleciałością, a co czymś ważnym i istotnym? Co można odrzucić a co walczyć?Poglądy papieża z XIXw na temat kolei i oświetlenia ulicznego(rzeczywiście pierwszy raz o tym słyszę) to tylko jego prywatne opinie. Przecież nie wydał bulli czy dogmatu poruszającego tę kwestię.To że zrezygnowano z łaciny na rzecz języków narodowych to wielki błąd Soboru, podcięto w ten sposób korzenie Kościoła.Otwarcie Kościoła które nastąpiło po Soborze… No nie wiem. Ekumenizm to właściwie sztuczny ruch. Papież modli się z duchownymi innych wyznań, wymienia pocałunki pokoju z patriarchą Konstantynopola, modli pod ścianą płaczu. Ale co z tego wynika? Prawosławni nadal są niechętni katolicyzmowi i oskarżają księży katolickich o prozelityzm. Żydzi też o wszystko mają pretensje , przeszkadza im nawet krzyż w Oświęcimiu.A zjednoczenie z protestantami jest równie dalekie i mgliste jak w okresie wojen religijnych. Zresztą czy to takie dziwne, przecież protestanci nawet nie muszą wierzyć w Boga!!!To otwarcie Kościoła po Soborze to właściwie jakaś jedna, wielka ściema która nikomu i niczemu nie służy.Po za tym coraz więcej ludzi od Koscioła odchodzi, obserwuje się zmniejszoną liczbę powołań zakonnych i kapłańskich. I dlaczego tak się dzieje skoro nie jest to skostniały Kościół przedsoborowy, ale otwarty na wszystkich, unowocześniony Kościół posoborowy??I mimo tego unowocześnienia i otwarcia i tak wielu ma ciągłe pretensje że Kościół jest skostniały i konserwatywny. Bo to papież jest przeciwko kapłaństwu kobiet, przeciwko aborcji, przeciwko zniesieniu celibatu itp. A przecież mogłoby być tak jak w kościołach protestanckich, gdzie wszystko wolno, gdzie nic nie trzeba, gdzie nawet w Boga wierzyć nie trzeba.
Kobieto! To od zawsze ustalały Sobory Powszechne i lepiej niech tak zostanie.AMEN! Wierzę, że i Sobór Watykański II był dziełem pod działaniem Ducha Św. – a gdyby Ojcowie wykazali się taką odwagą już w czasach Lutra, to żadnej reformacji, rozłamów i wojen religijnych by po prostu NIE BYŁO – bo Lutrowi nie chociło wcale o to, by tworzyć „nowy” Kościół, lecz by naprawić ten, który za jego czasów walił się w gruzy. Sobór po prostu przyszedł o kilka wieków za późno.I kiedy mówisz: „nie jesteśmy wcale bliżej pojednania, niż dawniej”, to NIE WIESZ o czym mówisz! Dawniej chrześcijanie różnych wyznań wyklinali się wzajemnie, mordowali i palili na stosach – a teraz się wspólnie modlą i rozmawiają ze sobą. To, według Ciebie, nie jest żaden postęp?! Nie rozumiem także, czemu łacina jest dla Was aż taką „świętością” że nie wolno jej tknąć? Ani Jezus, ani Maryja, ani Apostołowie nie mówili w tym języku! Notabene, małą Bernadettę Soubirous jej proboszcz przępędził jako „głupią i nieuczoną wiejską dziewkę” bo – powiedział „gdyby Pani, która ci się ukazuje była Matką Bożą, mówiłaby po łacinie, a nie w jakimś tam pospolitym narzeczu!” Tymczasem aż do IV w. językiem Kościoła była greka, a nie łacina. Łacinę wybrano po prostu dlatego, że w pewnym momencie była językiem najbardziej „międzynarodowym”, tak jak wcześniej greka a dziś angielski. Zresztą Sobór Watykański II wcale nie „wyrzucił” łaciny z Kościoła, a tylko stwierdził, że inne – dawniej pogardzane – języki są równie piękne i godne tego, aby się w nich modlić. Wyobrażasz sobie, jak się musieli czuć np.Indianie, którym kazano zwracać się do „cudzoziemskiego Boga” w jakimś nieznanym języku, którego zresztą sami Europejczycy już poza tym nie używali? To tylko muzułmanie wierzą, że modlić się należy wyłącznie po arabsku…Już w IX w. bracia Cyryl i Metody przełożyli liturgię na języki słowiańskie – nie jest to więc wymysł lat ostatnich. To samo w XVI w. próbowali robić jezuici w Chinach. Czy nie wierzysz, że Bóg „rozumie” wszystkie języki – i pragnie, by Go w nich wielbić? Zastanów się, czego chcesz bronić: prawdziwej tradycji, czy zwyczajów, nadanych kiedyś przez ludzi? Nawet rzeczy, które uważasz zapewne za „oczywiste” – jak celibat księży czy spowiedź w konfesjonale – nie istniały w Kościele „od początku”, lecz kiedyś zostały wprowadzone, budząc sprzeciw i oburzenie ówczesnych „tradycjonalistów.” Któryś ze średniowiecznych papieży, któremu zarzucano, że wprowadza zbyt wiele „nowinek” w Kościele, mądrze odpowiedział: „Bóg nie rzekł: Moje imię jest ZWYCZAJ.” Pomyśl o tym.
No dobrze, pomodlą się, porozmawiają (przed kamerami), a potem każdy idzie w swoją stronę i wszystko zostaje po staremu. Więc jaki tu postęp? Żeby rzecywiście nastąpiło zjednoczenie chrześcian to Kościół katolicki musiałby ulec całkowitej protestantyzacji(małżeństwa księży, kapłaństwo kobiet, nie mówiąć już o takich rzeczach jak zgoda na aborcję, czy ateizm)Bo że protestantyzm ulegnie katolicyzacji to na razie trudno uwierzyć.Jacy Wy?? Nie chodzi mi o modlenie się po łacinie(to przecież zawsze potrafił tylko nieliczny odsetek społeczeństwa), ale o ODPRAWIANIE MSZY w języku łacińskim.Przecież to zasadnicza różnica.Tak, tak. W Polsce do 1197r małżeństwa księży były uważane za ważne, a i potem zdarzały się często. Czescy księża omal nie zabili legata papieskiego który przywiózł im nakaz życia w celibacie.O tym to wie prawie każdy. A to że w Biblii nie ma nic przeciw małżeństwu księży(biskup ma być nienaganny, mąż jednej żony) to ulubiona śpiewka księży którzy odeszli z kapłaństwa(choćby redaktora Faktów i Mitów).Może w ten sposób szukają dla siebie usprawiedliwienia? Nie wiem.No więc jeśli spowiedzi nie było od początku, tylko kiedyś tam została wprowadzona, to dlaczego Albo korzystasz z tego sakramentu?W ten sposób można zanegować wszystko: tego nie było od początku, to zostało wprowadzone w tym i tym roku, więc nie jest ważne i można sie do tego nie stosować.Tylko że łatwo można dojść do absurdu, bo i przecież samego chrześcijaństwa nie było od początku, a kiedyś tam zostało zostało wprowadzone.
Emmo, chciałam Ci tylko uświadomić, że „Kościół trydencki” w jaki wierzysz, to tylko pewien etap jego rozwoju – wiele się od tamtego czasu zmieniło, niekonieczniecznie na gorsze. Chrześcijaństwo, katolicyzm, to żywy organizm – bo Żywy jest Ten, który w nim działa od początku. „Ecclesia semper reformanda” (Kościół musi się stale reformować) – powiedział któryś z wielkich świętych. I jeśli o tym zapomnimy, to zrobimy sobie z niego relikwię, może i czcigodną, ale zupełnie martwą. A teraz o sakramentach – zawsze z wielką radością przystępowałam do tego sakramentu – chociaż bowiem jego ZEWNĘTRZNA FORMA się zmienia (w pierwszych wiekach chrześcijaństwa rozgrzeszenia udzielano bardzo rzadko, a grzechy wyznawało się publicznie, w obecności biskupa i wiernych, zgromadzonych w katedrze – gdy więc mnisi irladzccy wprowadzili tę „nowinkę” ze spowiedzią indywidualną wielu „obrońców wiecznej Tradycji”, nawet biskupów było zgorszonych: no, jakże tak można ludziom pozwolić, by spowiadali się zawsze ilekroć im się „zachce”?!) to jednak TREŚĆ pozostaje zawsze taka sama: spotkanie z Miłosiernym Bogiem, który przebacza grzechy. Tak samo z Eucharystią – CO ZA RÓŻNICA, pytam, czy odprawiana jest po łacinie, grecku, polsku czy w języku hindi, jeśli za każdym razem jest to TA SAMA Ofiara Mszy Świętej, podczas której Jezus Chrystus przychodzi do nas? Sądzę, że to co naprawdę ważne, nie zmienia się nigdy – cała reszta zaś to tylko „dekoracje” zależne od ducha epoki. Tych ani myślę bronić z narażeniem życia. Nie mam już na ten temat nic więcej do powiedzenia – tak więc niech każda z nas pozostanie przy swoim przekonaniu. Pozostań z Bogiem.
Emmo, chciałam Ci tylko uświadomić, że „Kościół trydencki” w jaki wierzysz, to tylko pewien etap jego rozwoju – wiele się od tamtego czasu zmieniło, niekonieczniecznie na gorsze. Chrześcijaństwo, katolicyzm, to żywy organizm – bo Żywy jest Ten, który w nim działa od początku. „Ecclesia semper reformanda” (Kościół musi się stale reformować) – powiedział któryś z wielkich świętych. I jeśli o tym zapomnimy, to zrobimy sobie z niego relikwię, może i czcigodną, ale zupełnie martwą. A teraz o sakramentach – zawsze z wielką radością przystępowałam do tego sakramentu – chociaż bowiem jego ZEWNĘTRZNA FORMA się zmienia (w pierwszych wiekach chrześcijaństwa rozgrzeszenia udzielano bardzo rzadko, a grzechy wyznawało się publicznie, w obecności biskupa i wiernych, zgromadzonych w katedrze – gdy więc mnisi irladzccy wprowadzili tę „nowinkę” ze spowiedzią indywidualną wielu „obrońców wiecznej Tradycji”, nawet biskupów było zgorszonych: no, jakże tak można ludziom pozwolić, by spowiadali się zawsze ilekroć im się „zachce”?!) to jednak TREŚĆ pozostaje zawsze taka sama: spotkanie z Miłosiernym Bogiem, który przebacza grzechy. Tak samo z Eucharystią – CO ZA RÓŻNICA, pytam, czy odprawiana jest po łacinie, grecku, polsku czy w języku hindi, jeśli za każdym razem jest to TA SAMA Ofiara Mszy Świętej, podczas której Jezus Chrystus przychodzi do nas? Sądzę, że to co naprawdę ważne, nie zmienia się nigdy – cała reszta zaś to tylko „dekoracje” zależne od ducha epoki. Tych ani myślę bronić z narażeniem życia. Nie mam już na ten temat nic więcej do powiedzenia – tak więc niech każda z nas pozostanie przy swoim przekonaniu. Pozostań z Bogiem.
Chyba jest jeden Kościół ?
Ja w to wierzę – z tym, że sądzę, że każda z nas uważa, że to JEJ rozumienie Kościoła jest prawdziwe. Z tą różnicą, że ja uważam, że lefebryści (i inni zwolennicy „nienaruszalnej tradycji”) mają swoje miejsce w Kościele katolickim NA RÓWNI z innymi wspólnotami . Nie wierzę jednak, by było odwrotnie. Bo przecież oni wierzą, że są jedynymi prawdziwymi katolikami? Cała reszta to „zdrajcy”, albo – w najlepszym razie – grzesznicy, wprowadzeni w błąd przez „fałszywych nauczycieli” (w rodzaju papieża Jana XXIII). 🙂
Jest taka zasada: Nigdy nie mów nigdy ! 🙂 Ale do rzeczy. Najbardziej trafnie, prawie tak samo, jak bym to sama napisała, wypowiedziała się Kate. Przypisując sobie określone nazwy: katoliczka, chrystianka, baptystka, adwentystka właściwie wznosimy mur samozadowolenia i pewności siebie, którym się otaczamy. Zyskujemy w ten sposób iluzję stabilności, bezpieczeństwa, wiedzy, zrozumienia. Za tym wszystkim kryje się jednak niebezpieczeństwo zahamowania lub wręcz złamania wzrostu w wierze, która jest stanem mistycznym. Naszym obowiązkiem jest zachować otwartość intelektu i utrzymać autentyczność wiary. To był przez długi czas ideał wśród braci polskich, aby ani rozum, ani mistyczna wiara wzajemnie się nie zdominowały. Tak ten układ rąwnowagowy działa, że gdy jedno wyprze drugie, traci na tym i całość i dominująca komponenta. Innymi słowy, wiara pozbawiona kontroli rozumu może stać się niebezpiecznie fanatyczna, a rozum pozbawiony pierwiastka mistycznego niebezpiecznie racjonalny, wyrachowany, bezduszny.Deklarując przywiązanie do katolicyzmu de facto nie deklarujesz przywiązania do Boga, Jednego i Jedynego Mesjasza Izraela (Zwój Ozeasza 13, 4), ale do pewnej tradycji, nieudolnego tworu ludzkich pragnień i wyobrażeń. Ale, o paradoskie, te właśnie wyobrażenia tworzą największą przeszkodę w drodze do Zródła życia, z którymi Twój umysł musi stoczyć duchową walkę! Dopiero po tej walce będziesz mogła powiedzieć: jestem prawdziwie wolna i szczęśliwa w Obecności IEUE … Jestem prawdziwym dzieckiem Bożym! Jest wszak jeszcze jeen warunek powodzenia całej operacji, od człowieka niezależny: Musisz zaliczać się do grona wybranych i umiłowanych od założenia wszechświata (Zwój Jeremiasza 1, 5, List Pawła do Efezjan 1, 3-5, Ewangelia wg Pawła tj. List do Rzymian 8, 29, I List Piotra 1, 2), do tych, którzy słyszą Jego Głos (Zwój Jeremiasza 7, 23 oraz Zwój IZajasza 30, 15). Jak właściwie rozumiesz zawarte tam stwierdzenia?
Arianko, siostro – zawsze pojmowałam Pisma tak, że głos Boga („który wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał do naszych ojców przez proroków” (Hbr 1,1) ) można usłyszeć na każdym miejscu i w każdej tradycji – trzeba tylko chcieć słuchać. Ale dla mnie katolicyzm jest moją drogą, świadomym wyborem – nie mniej, niż dla Ciebie zbór ariański. Dlaczego mam zmieniać tę drogę, skoro Pan mnie nie wezwał na inną? (Może kiedyś wezwie, nie wiem ;)). Czy ja Cię namawiam, byś została katoliczką?:) Nie! Bo „każdy otrzymuje własny dar.” (1 Kor 7,7)
Albo! Katolicyzm nie ma wiele wspólnego z chrystiańską Drogą (hebr. halacha). Mylisz dwie kwestie: wspólnotę religijną, czyli ludzi połączonych wspólnymi obyczajami, rytuałami i dogmatami – ułomny ludzki twór – od Zboru Mesjasza, do którego należą właśnie wszyscy ludzie Drogi, tacy jak Avraham, który nie miał Zwojów w ręku bo ich jeszcze nie było, ale Głos IEUE już słyszał. Ja nie namawiam Ciebie do przejścia na chrystianizm i porzucenia katolicyzmu. Ja Ciebie namawiam jedynie do pilnego wsłuchania się w ten Głos. Ty masz wielki problem i cierpisz. I czuję, że potrzebujesz pomocy, a w każdym razioe, aby ktoś powiedział Ci, że Ty i Twój mąż, były ksiądz katolicki (chociaż nie ma byłych księży wg Twojego Kościola) nie popłeniliście zła i nie żyjecie w grzechu. Jako chrystianka mogę Ci to właśnie powiedzieć: nikogo nie oszukaliście, nikogo nie zwiedliście, nie żyjecie w grzechu, Wasza miłość jest autentyczna i jest darem od IEUE! A na koniec polecam Ci lekturę dwóch fragmentąw listu brata mojego Pawła I List Pawła do Koryntian 13, 1-13 oraz II Listu Pawła do Koryntian 13, 1-8.Wszystkiego najlepszego, w tym dużo pokoju Bożego od IEUE – szalom
Gdybym chciała posługiwać się Twoją argumentacją, siostro, to bym teraz powiedziała, że również arianizm (chrystianizm w wersji, którą wyznajesz) nie istniał „od zawsze” i niewiele ma wspólnego z tradycją pierwszych wieków. Ale… ja tego nie powiem, ponieważ wierzę, że nic się nie dzieje bez woli Tego, którego Ty nazywasz IEUE – i że poszczególne wspólnoty chrześcijańskie powstawały z natchnienia Ducha Bożego – również Twoja. Natomiast co do reszty, to w swoim sumieniu rozeznaję, że nasza miłość nie jest grzechem – i jestem pewna, że kiedyś i mój Kościół uzna takie małżeństwa jak nasze. Na razie natomiast „Bogu przedstawiam swą sprawę” (Księga Hioba 10,1) i wiem, że On jest moim obrońcą (Ps 119,114). Tak więc Twoje zapewnienia nie są mi potrzebne, chociaż dziękuję za nie, bo wiem, że płyną z serca.
O tym, jak wyglądał żydowski chrystianizm (mesjanizm) I wieku nie za bardzo wiemy. Pewne jest, że istnieje wiele podobieństw pomiędzy o ok. 70 lat MŁODSZYM (!) judaizmem, który powstał w Akademii rabinackiej w Javne dopiero ok. roku 90 (a zatem judaiści nie są moimi starszymi, lecz młodszymi braćmi w wierze Avrahama!), a chrystianizmem żydowskich nocreuszów (hebr. notzrim znaczy wybrani od założenia wszechświata i trzymani pod strażą IEUE ku świętości). Przykładem może być podobieństwo tekstu judaistycznej modlitwy Avinu Malkeinu (czyli Królu Nasz) oraz chrystiańskiej modlitwy Avinu Szebaszamaim (czyli Ojcze Nasz). Na pewno jedni i drudzy zachowywali szabaty, pasche, szawuot, sukkot i … Jom Kippur (Dzień Grozy)! Na pewno spotykali się przed długi czas w II Swiątyni (pomimo, że Jehoszua był dla nich jedyną ważną świątynia szechiny IEUE – porównaj II List Pawła do Koryntian 4, 6). Chrystianizm polski nie posiada ciągłości historycznej z chrystianizmem żydowskim. Ale jest z nim znacznie bliżej aniżeli katolicyzm czy protestantyzm. Wszystko, w co wierzymy i zachowujemy odkryliżmy na nowo. Dlatego jest świeże i żywe. Kto nie spędził wśród nas szabatu lub paschy, ten nigdy nie pozna, co to oznacza w sensie duchowym i jak wielkim może być przeżyciem. Pewne sprawy są bowiem nie do przekazania słowami. Tego trzeba po prostu skosztować, wsłuchać w brzmienie psalmów śpiewanych po hebrajsku tak jak kilka tysięcy lat temu, wpatrzeć w blask płonócej menory, której światła oznaczają poznanie i wiedzę spraw Bożych.Wracając do Twojego osobistegho problemu, podsyłam jeden fragment z I Listu Pawła do Tymoteusza 3, 1-13 (a pamiętać musisz, że Paweł, podobnie jak ja, był bardzo surowy w ocenach niewierzących i do homoseksualiszów, jak wynika z jego Listu do Rzymian 1, 24 i 29-32 zwanego także Ewangelią wg Pawła, był wobec nich bezlitosny): Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel …. Diakoni niech będą mężami jednej żony, mężami, którzy potrafią dobrze kierować dziećmi i domami swoimi …Z historii wiemy, że Kościół powszechny wprowadził celibat wyłącznie ze względu w celu zabezpeiczenia swojego majątku. Czy w kontekście tego fragmentu nauczania apostoła Pawła, decyzja władz Twojego Kościoła była na pewno sprawiedliwa, zgodna z nauczaniem apostoła, zgodna praktyką pierwszych zborów Bożych, a przede wszystkim zgodna z wolą Bożą? Jeżeli zdecydowano się na odstępstwo od jasno i jednoznacznie ustalonej linii środowiska mesjanistycznego, to czy na pewno taka wspólnota jako całość (nie mam na myśli jednostek) zasługuje na miano wspólnoty dzieci Bożych? I czy te spośród dzieci Bożych, które niewątpliwie ciągle tam się znajdują, mają warunki do wzrostu ku świętości, odpowiedni przykład i wzorce? Jeżeli kapłan pali jak lokomotywa, to gdzieś pewnie zapomniał o ostrzeżeniu Pawła, że niszczy tym samy świątynię ducha Bożego (I List Pawła do Koryntian 6, 18-20).
Jak czytam o tych pomysłach, kto lepiej „zgłębił i kto był „pierwszy” oraz kto „słusznej pojął i zastosował” , to wcale się nie dziwię, że wśród siedmiu grzechów pycha jest na pierwszym miejscu.
Masz rację, mar – z tym, że jest to grzech, który zagraża nam wszystkim. Mnie także.
Kosciol ( katolicki ) mial 2000 lat na wychowanie czlowieka i w wiekszosc wychowal owieczki z rozumem barna, kosicol powinien sie pod ziemie zapasc ze wstydu. Jedna siostra tutaj pisze ze ta cala otoczka ksosciola katolickjiego jest bogatsza a marcin luter ja zubozyl- wlasne dzielo tj. pozbawil (prawidlowo) eucharystie spowiedz. A po co to potrzebne, przeciez nie ma czegos takiego jak posrednik miedzy Bogiem a czlowiekiem. KAZDY CZLOWIEK rozmawia z Bogiem i moze to robic proszac o przebaczenei i nawrocenie. A paiez nie jest zadnym nastepca sw Piotra ani namiestnikiem Chrystusa jest taki jak kazdy z Nas a zostal wybrany nie przez Boba a przez ludzi czesto niewierzacych. Kosciol to przesladowania na przestrzeni wiekow prawdziwych chrzescijan i nie chodzi tu tylko o sama sw inkwizycje ale nawet przed sredniowieczem mordowal uciskal chrzescijan. Koscxiolowi nie zlaezalo na nauczaniu Chrystusa i tak jest do tej pory, kosciol odszedl od Biblii i to co jest w niej zawarte. Przykladem jest prowadzenie nabozenstwa tj mszy w jezzyku lacinskim co dla ludzi prostych jest niezrozumiale tak bylo az do wstapienia marcina lutra A co do wyborow swietych to jest to zaklamanie. Taki tomasz a akwinu – to jest gest w kierunku kobiet:) widzial kobiete jkaki wielki chodzacy grzech podobnie jak uchwaly soboru ktore jeszce tou zamieszcze. Nie Bog bedzie z Wami , z Chrystusem na zawsze. brat khalidov
Z Tobą również, bracie – choć w Twoim komentarzu jest tyle splątanych wątków i zarzutów, że aż nie wiem, co odpowiedzieć. Powiem tylko (co do spowiedzi i Eucharystii) że MNIE było to potrzebne i pomagało żyć – a kapłan (ksiądz) to nie tyle „pośrednik” co pomocnik w drodze do Boga…
Mnie do Kościoła zawsze zbliża indywidualna spowiedź, której niczym nie można zastąpić. Myślę, że tego właśnie brak w protestantyzmie. Choć może czasami spowiednik niezbyt mądry ( zawsze można znaleźć mądrzejszego), to jednak spowiedź powszechna nie daje tej ulgi, co konfesjonał. Myślę, że to jest w Kościele niesłychanie ważne oraz to, że ksiądz nie może sam sobie grzechów odpuścić, musi je wyznać innemu księdzu.
Tak! Spowiedź to piękna i ważna rzecz – prawie nie do zastąpienia. I jak bardzo mi teraz jej brakuje…
Witam,chciałam by powiedzieć, że już Pani została protestantką, ponieważ swoim życiem Pani zaprotestowała przeciwko fundamentalnej zasadzie Kościoła Katolickiego :))) i czyni to Pani nadal w pełni świadomie. Jak wiadomo, Luter też chciał tylko powrotu do Ewangelii, i tylko cudem nie został spalony na stosie. Więc wydaję mi się, że Pani odejście z katolicyzmu jest tylko kwestią czasu. Gratuluję też odwagi cywilnej i życzę Bożego prowadzenia!Żona pastora (uważam, że posługa kapłańska żonatych jest podstawowym modelem, jak to w Tymoteusza 3:2 jest napisane), natomiast celibat wyjątkiem)
Z całym szacunkiem dla pani – Luter nigdy nie twierdził, że jest „protestantem”, a moja kontestacja jednej tylko zasady dyscyplinarnej Kościoła nie oznacza odrzucenia wartości całego wyznania. Myślę także, że to raczej mój POWRÓT niż odejście jest tylko kwestią czasu. Wierzę, że kiedyś katolicyzm zaakceptuje istnienie takich osób, jak ja – a ja jestem tym, kim jestem – i nie zamierzam tego zmieniać.
Ja zostałem protestantem i nie żałuję chociaż później moi bracia wyrzucili mnie ze swej społeczności bo nauczyłem się wiele i przeżyłem piękne chwile. Zrozumiałem jednak to co najważniejsze, że nie możemy oceniać Stwórcy, czy jego Woli na nasz ludzki sposób. Mam dla Ciebie Anno wiele uznania za Twą postawę a raczej za to, że nie wyrzuciłaś Boga ze swego serca bo jakże odrzucić Tego, który jest czystą Miłością w imię naszej ziemskiej miłości. Na pewno wiesz o tym, że Bóg kocha człowieka z jego ułomnościami a tylko nienawidzi Grzechu. Ja wierzę, że jest tylko jeden Kościół na Ziemi czyli społeczność wszystkich wierzących w skuteczną Ofiarę Naszego Zbawcy, takich, którzy mają Boga w swym sercu i nie ma zupełnego znaczenia w jakiej denominacji religijnej żyjemy bo wszystkie takie stworzyli ludzie a Kościół prawdziwy powstał tam na Golgocie i nikt Jego nie zniszczy. Wierzących ludzi jest wielu wśród katolików jak również w innych środowiskach. W naszym kraju księża mieli żony jeszcze w XII wieku i to co było dobre wtedy nie może być złem teraz bo Bóg jest wciąż taki sam. Cieszę się, że stworzyłaś taką witrynę. Pozdrawiam.
To piękne, co napisałeś, Anelu. Ostatnio nawet u katolickiego publicysty, Tomasza Terlikowskiego, znalazłam zdanie, że – paradoksalnie – wywyższanie celibatu przyczyniło się w katolicyzmie do pomniejszania roli małżeństwa, które stało się odtąd raczej „drogą dla słabych i niedoskonałych” niż równoprawną drogą do świętości (dość powiedzieć, że jedyne, jak dotąd, małżeństwo wyniesione na ołtarze za radą spowiednika zrezygnowało z utrzymywania więzi seksualnej, jak gdyby ona sama była przeszkodą w rozwoju duchowym). A przecież to MAŁŻEŃSTWO, a nie celibat, zostało „na początku” ustanowione i uświęcone przez Boga…