Głos w sprawie „homofobii” – odsłona druga.

Kilka dni temu zadziwiła mnie usłyszana w jakimś radiu (od razu zastrzegam, że nie była to żadna rozgłośnia katolicka!:)) informacja, że w „postępowej” Wielkiej Brytanii chcą ukarać więzieniem rodziców, którzy nie pozwolili swoim pociechom (w wieku szkoły podstawowej) obejrzeć obowiązkowego przedstawienia homoseksualnej wersji „Romea i Julii.”

Warto dodać, że ludzie ci w żadnej mierze nie uważali się za „homofobów” – byli jedynie zdania, że ich dzieci są jeszcze za małe, by mogły właściwie zrozumieć taki przekaz.

Rozumiem ich – ja bym nie posłała swego 11-letniego bratanka na zwiedzanie obozu w Auschwitz – mimo że przecież nie jestem antysemitką, ani na wystawę grafik erotycznych, chociaż trudno mi zarzucić przesadną pruderię…

Czyżby więc w nowoczesnym społeczeństwie rodzice mieli nie mieć żadnego wpływu na to, czego – i w jakim wieku! – nauczane są ich dzieci, bo PAŃSTWO, w każdym przypadku, „wie lepiej” co dla nich jest dobre – i w razie potrzeby dysponuje środkami, by przymusić obywateli do respektowania własnego pojęcia „tolerancji”?

Czyżbyśmy zatem nadal wyznawali starą zasadę (nieobcą zresztą i Kościołom i komunistom), że czasami trzeba nawet siłą zapędzić ludzi do „szczęścia”?

Warto tutaj może przypomnieć, że zanim jeszcze homoseksualizm został „chorobą” (z listy schorzeń WHO wykreślono go ostatecznie dopiero w 1990 roku), w wielu krajach (w tym i w samej Wielkiej Brytanii!) był…przestępstwem. Za tę „zbrodnię” siedział w więzieniu np. wybitny pisarz, Oskar Wilde.

Czyżby więc „homofobię” czekała teraz droga w odwrotnym kierunku?

8 odpowiedzi na “Głos w sprawie „homofobii” – odsłona druga.”

  1. Co prawda to prawda. Ja tekże bym nie puściła 11letniego dziecka na takie przedstawienie czy inne rzeczy, które tutaj wymieniłaś Albo. Nie tylko dlatego, że by nie zrozumiało, ale co gorsza mogło by odebrać nie tak jak powinno. Nie potępiam homoseksualistów. Toleruje, ale nie akceptuje, czyli zasada: możecie robić co chcecie, tylko aby to nie naruszało mojej wolności i praw. Władze w WB przesadziły… Najbardziej śmieszy to, że kiedy dziecko coś narozrabia i jeśli wyrośnie na trudnego nastolatka to wtedy winę ponoszą rodzice bo przecież TO NIE PAŃSTWO I SZKOŁA WYCHOWUJĄ DZIECI tylko rodzice… Więc jak to jest? Czasami można się pogubić.

    1. Najbardziej mnie w tym wszystkim niepokoi używanie bardzo nieprecyzyjnych określeń, typu „homofobiczna mowa nienawiści.” Czy np. twierdzić, że MAŁŻEŃSTWO jest związkiem kobiety i mężczyzny to już jest ta mowa nienawiści, czy jeszcze nie? I to wszystko w tej samej Europie, która nie zna (może i słusznie) pojęcia „obrazy uczuć religijnych” – Rada Europy wydała oświadczenie, w myśl którego „osoby wierzące muszą się godzić z kwestionowaniem własnych przekonań.” No, dobrze – tylko dlaczego one muszą się liczyć z krytyką, a organizacje gejów i lesbijek nie?

  2. Hehe a mnie moja ciocia zabrała do Aushwitz gdy miałam 7 lat.Do dziś dzień mam przed oczami ( gdy pomyślę o Aushwitz) te sterty walizek , okularów, włosów, budynki krematoriów etc. Ja jeszcze swoich dzieci do tego obozu nie zabrałam ale to uczynię – bo wg mnie to jednak jest wspaniała lekcja poglądowa – do czego prowadzi szaleństwo, nienawiść. Co do wątku. Dla dzieci, które wychowują się w pełnej rodzinie, nawet tolerancyjnej, niehomofobicznej jednak w tak młodym wieku zetknięcie się z takową wersją „Romea i Julii” może być niezrozumiałe. Zresztą dla mnie wspaniałą wersją współczesnej homoseksualnej wersji Romea i Julii” jest film pt. 'Tajemnice Brokeback Mountain”.Ale to dla dorosłych.Moje dziewczynki czytają namiętnie Anię z Zielonego Wzgórza i familijnie ogladamy serial nakręcony na podstawie ksiązek. Czasem nam łezki kapią mimo ,że ogladami po raz 100-tny :-)). A syn z tatusiem albo gra z Chińczyka, kopie piłkę a razem ogladają wszelki sport w TV.I to chyba wystarczy…

    1. Mnie rodzice zabrali do obozu w Stutthoffie kiedy miałam 4 czy 5 lat – i z perspektywy czasu uważam, że to był ich błąd – przez wiele lat potem męczyły mnie koszmary i nocne lęki. Jeśli chodzi o tego typu „lekcje poglądowe” wobec dzieci, myślę, że należy zachować daleko posuniętą ostrożność. Zbytnia bezpruderyjność może nawet spowodować skutki odwrotne do zamierzonych – tak jak w przypadku owej kilkuletniej dziewczynki, której „nowocześni” rodzice postanowili pokazać, skąd się biorą dzieci…kochając się w jej obecności. Osoba ta nabrała na całe życie przekonania, że seks jest czymś strasznym i odpychającym…

  3. Pokazywanie 11 letniemu dziecku dewiaci seksualnej jest przeoraniem ich psychiki .W tym wieku już się rozumie że rodzina to ojciec i matka . Owszem można zaznaczyć że istnieją tacy ludzie , ale nie w sposób który burzy poukładany świat dla 11 latka . Państwo nie może narzucić wzorców zachowań wbrew woli rodziców . Rozumiem WZORCE jako normy społeczne i kulturowe. Do władzy dorwali się ludzie którzy chcą ukształtować świat na swój obraz. Czy ten porządek jest słuszny to inny temat.Osobiście nic nie mam do osób o innej orientacji seksualnej , tylko niech nie narzucają zachowań które są sprzeczne z normalnym porządkiem rzeczy . Niech się organizują , niech biorą śluby , bo każdy ma wolną wolę i decyduje za siebie. Tylko nie mieszajmy do tego dzieci! Pokazując taki obraz wywołujemy rozterkę w umyśle młodej osoby, licząc na ………… . POZDRAWIAM

    1. Nie jestem pewna, czy homoseksualizm można określić mianem „dewiacji” ale jest prawdą, że jeżeli od małego pokazujesz dziecku jakieś zachowania jako „normalne” to ono tak właśnie uważa – przykładem może być młody Kaligula, który wychowywał się przy zdeprawowanym Tyberiuszu i na Capri oglądał wszelkie „dewiacje” jakie może wymyślić człowiek – włącznie z pedofilią, bo Tyberiusz miał chyba pierwszy znany na świecie gang, zajmujący się dostarczaniem władcy urodziwych dzieci. Powiadają, że ulubioną rozrywką małego Kaliguli było obserwowanie wymyślnych tortur. Trudno się dziwić, że nie wyrósł z niego człowiek zdrowy psychicznie. A jeśli homoseksualni rodzice będą wychowywać dzieci tylko we własnym, hermetycznie zamkniętym gronie, to czy ono – anologicznie – nie uzna ich stylu życia za jedynie „normalny”, patrząc ze zdziwieniem na dzieci, które mają rodziców różnej płci? Bo już różni usłużni psychologowie twierdzą, że ani płeć, ani orientacja seksualna rodziców nie ma najmniejszego wpływu na rozwój i dalsze życie dzieci. Ciekawa jestem, skąd to wiedzą – bo ja mam wrażenie, że to się dopiero okaże. Tymczasem zaś mamy do czynienia z pewnym eksperymentem społecznym, którego skutków nie można jeszcze ocenić. To tak samo, jak z dziećmi wychowywanymi w niepełnych rodzinach – też można do upojenia powtarzać, że to „nie ma wpływu, nie ma wpływu” – ale czy tak jest naprawdę? Czy ktoś robił statystyki, ile dzieci z rozbitych rodzin również się rozwodzi? Wydaje mi się, że mały człowiek do prawidłowego rozwoju potrzebuje wzorców OBU płci, niezależnie od tego, jaką drogę w przyszłości wybierze. Wynika to po prostu z naszej biologii – nie jesteśmy „z natury” zwierzętami wychowywanymi tylko przez samicę (jak np. delfiny) albo przez samca (jak strusie emu). Oczywiście, te wzorce rodzicielskie też mogą być dobre lub złe (ojciec brutal może przekazać dzieciom negatywny wzorzec męskości, matka neurotyczka – kobiecości) – ale ich zupełny brak wcale nie jest lepszy!

        1. Masz rację, Izo, ale obawiam się, że to wszystko też tylko do czasu. Dziś pedofilia jest jeszcze przestępstwem, ale coraz głośniej mówi się o potrzebie jej „depenalizacji” (no, bo skoro to jest „choroba”, to może trzeba tych ludzi leczyć, a nie karać?) – jest również chorobą, poddawaną terapii (jak się wydaje, mało skutecznej) – a któż nam zaręczy, czym będzie JUTRO? Nasze pojęcie „normy” zmienia się tak szybko…

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *