Cena wyzwolenia…

Zewsząd dziś słychać krzyk: „Kobieta nie jest rzeczą!” A, że się tak przekornie zapytam, mężczyzna JEST „rzeczą”? 😉

 

I dlaczego dla niego – co mój mąż robi z poświęceniem i zaangażowaniem, ponieważ ja jestem niepełnosprawna – opieka nad dzieckiem to ma być „odkrywanie radości ojcostwa” (niech się facet cieszy, żeśmy go w ogóle do dziecka dopuściły – bo przecież każda wyzwolona kobieta wie, że dziecko to NASZA i tylko nasza sprawa! A „im” nic do tego! Nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać, kiedy na rozprawie rozwodowej pewna pani sędzina powiedziała ojcu, że nie ma prawa wychowywać własnego dziecka, ponieważ go nie urodził! Facet w takiej sytuacji ma dwa wyjścia: 1) nie rozwodzić się albo 2) zmienić płeć – bo dopóki jest mężczyzną, jest „winny” z samej definicji – zresztą wiadomo, że najlepszym związkiem na świecie jest związek jednopłciowy: czytałam nawet o pewnej pani socjolog, lesbijce, którą spotkały szykany w jej własnym środowisku, ponieważ „ośmieliła się” opublikować raport o przemocy wśród par homoseksualnych) – a dla kobiety zawsze i tylko i wyłącznie, „zamknięcie w czterech ścianach” , a w ogóle niewolnictwo i ucisk patriarchalny?

 

Jeśli chodzi o różnice kulturowe, to tu rzeczywiście JEST realny problem – tym niemniej (pod wyraźnym wpływem Zachodu) także kobiety ze Wschodu zaczynają podnosić głowy i coraz głośniej upominać się o swoje prawa i godność.

 

Ale czy możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że my, z całym naszym wyzwoleniem i prawem do wyboru, jesteśmy nieustająco SZCZĘŚLIWE i zadowolone z życia? Czy raczej nie jest trochę tak, że te wszystkie prawa nakładają na nas także ODPOWIEDZIALNOŚĆ (zupełnie przy tym zdejmując ją z mężczyzn , bo przecież „ona sobie świetnie beze mnie ze wszystkim poradzi!”) oraz obowiązki, którym nie zawsze jesteśmy w stanie sprostać? Gdyby tak nie było, czy byłoby wśród nas tyle kobiet wiecznie zabieganych, znerwicowanych, uzależnionych od leków i alkoholu?

 

Proszę nie robić ze mnie „mizoginistki” i przeciwniczki emancypacji, ale sama jestem córką „bizneswoman” z czasów, gdy w Polsce jeszcze mało kto znał to słowo – i jestem przekonana, że (tak jak wszystko na tym świecie) także nasza wolność ma swoją cenę.

 

Postscriptum: Jeden z moich przyjaciół prosił mnie niedawno, bym napisała coś tutaj o problemie „kobiet samotnie wychowujących dzieci” – więc doklejam w tym miejscu, bo temat wydaje mi się pokrewny.

 

Świadczy to na pewno o niedojrzałości kobiety, gdy nie wie, że wychowuje dziecko nie dla siebie – przecież nawet Biblia mówi, że aby chłopiec mógł stać się mężczyzną musi najpierw „opuścić ojca i matkę” – nie tylko w dosłownym sensie. Czasami takie „nadopiekuńcze” postawy przejawiają też matki samotnie wychowujące dzieci, które całą swoją miłość przelały na te dzieci właśnie.

 

Kto wie, może to jest późna konsekwencja postawy typu: „chcę mieć dziecko, ale bez faceta!”?

 

Tymczasem ci sami psychologowie, którzy jeszcze do niedawna wychwalali pod niebiosa zalety wychowywania dziecka w „wolnym od agresji” kobiecym otoczeniu, zaczynają się z tego wycofywać rakiem i doradzają samotnym matkom nie zaniedbywać bliskich relacji z mężczyznami (choćby z przyjaciółmi albo dziadkami dziecka) – a przynajmniej ich nie demonizować – oraz pamiętać, że nawet najlepszy „pojedynczy rodzic” nie jest w stanie przekazać dziecku wzorców obydwu płci… No, patrzcie państwo – kto by pomyślał! 🙂

 

A mnie się to tak jakoś skojarzyło z oglądanym ostatnio odcinkiem serialu „South Park.”

 

Kobieta samotnie wychowująca synka rozpieściła go tak bardzo, że trzeba było zawezwać „fachowca” – niestety, nawet najsłynniejsze „supernianie” w kraju nie dawały sobie z nim rady. W końcu zdesperowana matka zwróciła się o pomoc do faceta, który zawodowo zajmował się… układaniem psów. 🙂 Jego „niekonwencjonalne metody wychowawcze” zaczęły wreszcie przynosić efekty, a sterroryzowana kobieta odżyła, mając nadzieję na trwały związek z przystojnym instruktorem. Niestety, ten potraktował całą sprawę jedynie profesjonalnie i po zakończeniu „zadania” wrócił do siebie. A osamotniona kobieta znowu zaczęła rozpieszczać syna… Ano, właśnie.

15 odpowiedzi na “Cena wyzwolenia…”

  1. wlasnie to jest najistotniejsze-wychowanie dzieci dla innych.Dlategp poczulam sie naprawde usatysfakcjonowana, kiedy synowa powiedziala mi, ze dziekuje mi za wychowanie swojego meza…

    1. To rzeczywiście piękny komplement – bo tak naprawdę „wychować mężczyznę” można tylko w dzieciństwie. Wszelkie próby „przerabiania” delikwenta już w małżeństwie uważam za żałosne i bezcelowe – o jego charakter należało się zatroszczyć dużo wcześniej…

  2. I co ja mogę napisać, skoro ze wszystkim się zgadzam? Jedynie mogę dodać, ze czasami, choć teoretycznie facet jest, to gdy nie jest facetem, to efekt jest dokładnie taki sam.

    1. Oczywiście, mężczyźni także nie radzą sobie w tej „nowej” dla nich sytuacji i wybierają (to skutek grzechu pierworodnego!) – jedno z dwu możliwych wyjść – albo próbują jak dawniej „panować” nad wszystkim twardą ręką (i wtedy kobieta ma jedno mózliwe wyjście: uciekać!) albo też – to się częściej zdarza współczesnym mężczyznom, tresowanym przez „poprawość polityczną” i wychowywanym przez troskliwe mamusie – zupełnie się wycofują, pozostawiając cały „kram” na kobiecej głowie. I w jednym i w drugim przypadku kobieta pozostaje SAMA. Pewien duszpasterz mądrze zapytywał, ile kobiet jest dziś samotnych, mimo że ich mężowie wcale od nich nie odeszli… A przecież ślubowanie „że Cię nie opuszczę aż do śmierci” nie dotyczy tylko tego, że się będzie wracać do domu na obiad. Nie wiem, czy zauważyłeś, że sprawa 14-letniej „Agaty z Lublina” była sprawą dwóch kobiet: matki i córki. Nie odezwał się ani jej młodociany chłopak, ani jego ojciec, ani jej ojciec… „Babskie sprawy”? Nie! Nieobecni mężczyźni! Ja sama mogę się pochwalić, że nigdy nie poczułam się przez P. naprawdę „pozostawiona sama sobie” – i nieważne, czy problem dotyczył tego, co kupić na obiad, czy mojej depresji poporodowej. To bardzo kojące uczucie wiedzieć, że cokolwiek to będzie, przejdziemy przez to RAZEM. A że nie jestem „wyzwolona” i „samodzielna”? (Moja mama ciągle mi doradza, by „nie mówić” mu tego czy owego – ale myśmy na początku ustalili zasadę, że rozmawiamy o wszystkim – i nie zamierzam jej łamać). Może i nie jestem – za to jestem szczęśliwa…:)

  3. kobiety od zawsze byli rzeczą ,, wogule jestesie gorsze nie masze rozumu dlatego Myślice ze jesteście lepsze bo nie masze mózgu kobiety

  4. Wszelkie nieporozumienia rodzinne na tle wychowania i opieki nad potomstwem wynikają z zakorzenionej komunistycznej propagandy tzw. równouprawnienia kobiet. Komunistów już nie ma. Prawie wszystko co komunistyczne potępiamy,zostało jednak przesadnie interpretowane pojęcie równouprawnienia. Zapomina się częściowo o życiu w starym modelu rodziny,w którym mężczyzna jest jedynym żywicielem,kobieta zaś aniołem stróżem domu i potomstwa. Rząd nie chce dostatecznie dofinansować takich rodzin, dlaczego? Dlaczego nie stworzyć ruchu „rozsądnych rodzin”,który podobnie jak „Solidarność” przed laty postawi rządowi swoje słuszne postulaty? Dofinansowanie starego modelu rodziny gwarantowałoby zdrowe nowe pokolenia,na którym wszystkim powinno zależeć-również rządowi… ! Braki prawdziwej opieki nad dzieckiem,młodzieżą widzimy na ulicach lub w tragicznych reportażach telewizyjnych. porządnym młodym kobietom śni się biały fartuszek w kuchni,czysty śliniaczek dziecka,radosny mąż wracający punktualnie po pracy do domu.W takiej wzorowej jak za dawnych czasów rodzinie nie ma czasu i powodu na kłótnie lub rozwody.Pewna część kobiet pod pozorem dofinansowania budżetu rodzinnegopodejmuje pracę zarobkową kosztem matczynej opieki nad dzieckiem i czasami nawet wierności małżeńskiej.To jest właśnie godne najgłębszego potępienia. . Pozdrawiam Matki Polki

    1. Nie ma czasu na kłótnie i rozwody, powiadasz? No, to polecam Ci pod rozwagę „wzorowe” rodziny muzułmańskie, w których kobieta jest czymś w riodzaju „doskonałego sprzętu domowego” – a kłótnie, bicie i rozwody również się zdarzają, bo przecież mężczyzna może zrobić ze swoim „dobytkiem” cokolwiek zechce… Zasadniczo popieram równouprawnienie – bo pokazało, że oprócz rąk zdatnych do szycia i prania oraz piersi do karmienia dzieci kobiety mają również mózg nie ustępujący męskiemu (wiesz, jaki był przez lata koronny argument przeciw kształceniu kobiet? „A PO CO im to?” No, tak – prać, gotować i sprzątać może równie dobrze analfabetka…). Pragnęłam jedynie pokazać, że RÓWNE PRAWA oznaczają zazwyczaj RÓWNE OBOWIĄZKI, o czym wielu ludzi woli nie pamiętać…

      1. Ps. I zapewne zmartwi Cię, że ja w swoich snach widzę nie tylko „zadowoloną minę męża i czysty śliniaczek dziecka” (choć to też jest ważne, naturalnie) ale także, np., ceremonię wręczenia Nagrody Nobla (z moim, naturalnie, udziałem ;)). Czy dlatego, że chcę czegoś więcej, nie jestem „przyzwoitą kobietą”? Taką, o jakiej Ty myślisz, na pewno nie jestem.:) Zawsze irytuje mnie, że ani „tradycjonaliści” w Twoim rodzaju, ani (tym bardziej!) feministki nie uważają zwyczajowych obowiązków kobiety za naprawdę ważne. Przeciwnie, uważa się je za proste (’każdy głupi to potrafi!”), a nawet uwłaczające i „z punktu widzenia ludzkości” mało istotne. I DLATEGO wszędzie powierza się je kobietom („Jest kobietą, więc tylko do tego się nadaje. Zanim zaprzeczysz – powiedz mi, kiedy ostatnio widziałeś naukowca, który by się zajmował problematyką gospodarstwa domowego?

        1. Wybacz,nie chciałem Ciebie zdenerwować.Przy tematyce rodzinnej w Polsce nie możemy przywoływaćkrańcowych przypadków jak rodziny muzułmańskie-jest to odosobnionyi szeroki temat,który nas nie musi interesować.Nie przeczę,że wybitnie uzdolnieni ludzie-mężczyźni i kobiety powinni ubiegać się o tytuły naukowe i wyróżnienia.Tych ludzi jest jednak tylko garstka nie mogąca raprezentować płci męskiej lub żeńskiej.Wracając do tematu-nie ma przecież nic piękniejszego jak pielęgnowaćtradycję starego modelu rodziny,zwyczaje naszych dziadów i pradziadów,być kolejnym pokoleniem dobrych obyczajów,być dalej dobrym żprzykładem dla innych.Dzisiejsza kobieta dysponuje w dobie rozwoju technicznego internetem,wszelkimi udogodnieniami w domu,kuchni czy łazience.Wystarczy tylko rozsądnie pojąć swoją rolę w życiu,rolę zgodną z jej natura i przeznaczeniem.Kobiety łase na adorację również zyskają uznanie,są adorowane na dystans.Ta niewinna adoracja jest zupełnie inna w skutkach niż w wypadku kobiet pracujących zarobkowo w towarzystwie męskim.Wiemy,że część kobiet woli uczyć się zawodu niż być gospodynią domową.Jest to oczywiście błędem.Do sprawnego zarządzania domem wystarczy popytać o rady rodziców,jest lektura typu „Kuchnia Polska”lub inne liczne broszury.Kobieta będąc w domu poświęca zgodnie ze swoim przeznaczeniem swoje matczyne walory dzieciątkom.Wątpię,byś w przyszłości swoje maleństwo chciała dać pod „opiekę” żłobka”i w efekcie liczyć na przychylną opiekę tzw.służby zdrowia.Pomijając krańcowe przypadki mam nadzieję na Twoje zrozumienie,może nawet nawrócenie.Za słowo „nawrócenie”niechętnie przepraszam,ale dla dobra wielu czynię to.Serdecznie pozdrawiam.

          1. Mój drogi! W dobie postępu technicznego taką kobietę, o jakiej piszesz może sprawnie zastąpić robot kuchenny i pralka automatyczna – bo z Twego postu wnioskuję, że kobieta „wierna swemu naturalnemu przeznaczeniu” nie musi nawet umieć czytać i pisać – wystarczą jej wszak dobre rady mam i przyjaciółek. Mężczyzna, oczywiście, potrzebuje więcej, bo on jest stworzony „do większych rzeczy.”:) Wiesz, czemu mężczyźni w przeszłości chadzali do kurtyzan? Wcale niekoniecznie po seks, ale dlartego, że kobieta, którą mieli w domu, nie była dla nich żadną partnerką do rozmowy. Jestem chrześcijanką i właśnie dlatego NIE WIERZĘ aby z dwóch Bożych poleceń to o „rozmnażaniu się i płodności” skierowane było JEDYNIE do kobiet, a to o „czynieniu ziemi sobie poddaną” WYŁĄCZNIE do mężczyzn. Już w IV w. św. Ambroży przestrzegał mężczyzn: „Pamiętaj, że nie służącą otrzymałeś, lecz żonę!” Nie wydaje mi się więc, abym potrzebowała koniecznie „nawrócenia” z tego, że cały mój świat nie zamyka się na dziecku i na mężczyźnie, którego kocham. Gdyby Pan Bóg nie chciał, by kobiety myślały o rzeczach przekraczających ich rodzinny krąg, nie dał by nam mózgu, który je ogarnia. Myślę, że czyniąc tak jestem właśnie tym, czym powinnam być: twórczą partnerką mężczyzn w „stwarzaniu” świata.

  5. „każda wyzwolona kobieta wie, że dziecko to NASZA i tylko nasza sprawa!” a to co my mezczyzni zarobimy to tez NASZA i tylko nasza sprawa my je zarobilismy nie kobiety 😉

    1. Byłaby to może i prawda, gdyby nie ten „drobny” fakt, że w obecnych czasach kobiety na ogół też pracują. 🙂 A mnie uczyli, że w małżeństwie „nie ma moje, nie ma Twoje – jest nasze.”

  6. Jak świat światem to w wieku 4-7 lat chłopiec przechodził pod opiekę mężczyzn w rodzie. Bowiem należało z niego zrobić MĘŻCZYZNĘ a nie cipencję, jak teraz się dzieje. Zgodnie z prawami feministek.

    1. I nie byłoby to może głupie, gdybyśmy przy okazji pamiętali, że dzieci (niezależnie od płci!) potrzebują w równym stopniu OBOJGA RODZICÓW. Tymczasem w taradycyjnej rodzinie patriarchalnej dziewczynka była kimś „za mało ważnym” żeby przyciągać uwagę ojca, natomiast pobożni chasydzccy chłopcy nie dotykają nawet własnych matek, ponieważ (jako kobiety) są one „nieczyste.”

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *