Co naprawdę myślę o…ALKOHOLU?

Jestem abstynentką, więc w zasadzie nie powinnam się wypowiadać na ten temat (mój organizm jest aż do tego stopnia nieprzyzwyczajony do alkoholu,że mogę się „upić”cukierkiem z likierem…:)), ale coś jednak napiszę.  Muszę też od razu nadmienić, że moja osobista awersja do napojów wyskokowych nie wiąże się z chorobliwą nienawiścią do osób, spożywających je z umiarem.

Przede wszystkim, według Biblii złem jest nie tyle samo używanie trunków, co ich nadużywanie.

O winie (które miało być „wynalazkiem” Noego, który zresztą był też pierwszym, który miał doświadczyć na sobie skutków jego działania) mówi się w Piśmie, że „rozwesela serce człowieka” (Ps 104,15; Syr 40,20), choć zaleca się stale umiar i rozsądek w korzystaniu z tego daru, po wielekroć ganiąc pijaństwo, zwłaszcza u kobiet (1 Sm 1, 14-15; Syr 26, 8; por. też: Prz 23,21; Oz 4,18; Iz 28,1 i wiele, wiele innych).

Obok wina ludzie Biblii znali także sycerę (zwaną też szek(a)r), mocny napój sfermentowany, sporządzany na bazie owoców (a zwłaszcza daktyli), miodu lub niektórych zbóż. Pewne rodzaje sycery mogły zatem przypominać nasze piwo albo miód pitny. Jak się zdaje, w odróżnieniu od wina, które narody starożytne na ogół mieszały z wodą, „sycerę” pito w stanie nierozcieńczonym, toteż uchodziła za napitek wysokoprocentowy.

Rytualnie spełniane kielichy z winem stanowiły ważną część wielu świąt żydowskich (np. święta Paschy), a spożywanie alkoholu było całkowicie zakazane jedynie dla „nazirejczyków”, specyficznej grupy ascetów, związanych specjalnym ślubem abstynencji, do których należeli m.in. biblijny Samson (Sdz 13, 5-7) i Jan Chrzciciel (Łk 7,33).

Na pewno natomiast nie zaliczał się do nich sam Jezus, który nie stronił od wina (a swoją publiczną działalność rozpoczął od zamiany wody w ten szlachetny trunek J 2,3-11) – i nawet zasłużył sobie z tej racji (zapewne przez porównanie z „surowym prorokiem” Janem) na niepochlebny epitet „pijaka.” (Mt 11,19).

Jak się zdaje, tej drobnej „słabości” nie mogli wybaczyć Mistrzowi nie tylko faryzeusze, ale nawet niektórzy z bardziej radykalnych chrześcijan (jak Adwentyści Dnia Siódmego), którzy wbrew Chrystusowej tradycji używają wody zamiast wina nawet podczas swoich celebracji liturgicznych.

Nowy Testament pozostaje jednak w tej kwestii wierny Staremu – i zamiast potępiać w czambuł samo PICIE, potępia „upijanie się” (Ef 5,18) i „pijaństwo” (1 P 4,3), w których widzi przyczynę wielu innych grzechów. W zamian doradza chrześcijanom „trzeźwość” (1 Tes 5,6) i poszukiwanie radości raczej w Duchu Świętym, co też zresztą bywa przyrównywane do upojenia młodym winem (Dz 2,13-15)

Oczywiście, granica pomiędzy piciem z umiarem a alkoholizmem bywa tak cienka, że łatwo można ją przeoczyć

Podobno picie w samotności (poszukiwanie samotności z alkoholem) oraz poczucie, że się ma „mocną głowę” (że alkohol się nas nie ima) zwiastują początki problemów z piciem.

Z pewnością nie powinny używać trunków dzieci i młodzież, bo ich rozwijające się organizmy wyraźnie gorzej je tolerują (choć niedawno pewien szwajcarski pedagog odważył się zwrócić uwagę na powszechnie znany fakt, że stosowany niemal powszechnie w cywilizacji zachodniej zakaz sprzedawania alkoholu nieletnim paradoksalnie powoduje, że staje się on „wyznacznikiem dorosłości” i czymś bardzo przez nich pożądanym…).  Drew Barrymore, po oszałamiającym sukcesie filmu „E.T.” chętnie zapraszana na „dorosłe” przyjęcia, stała się alkoholiczką już w wieku 11 lat…

Na wszelki wypadek do sytuacji, w których absolutnie pić nie należy (takich, jak np. prowadzenie samochodu, obsługa urządzeń mechanicznych czy przyjmowanie leków) dodałabym też ciążę, karmienie i opiekę nad dziećmi (bo ostatnio zbyt wiele się słyszy o pijanych rodzicach – i nigdy nic nie wiadomo).

Kobiety, ogólnie rzecz biorąc, mają mniejszą tolerancję na alkohol – tak więc upijają się łatwiej. Jeżeli karmisz piersią, a mimo to masz w planach kolację zakrapianą alkoholem, zadbaj o to, by do następnego karmienia upłynęło możliwie jak najwięcej czasu – i ogranicz ilość spożywanych drinków do symbolicznej lampki wina czy szampana. (W Wielkiej Brytanii pojawiły się już nawet specjalne testy dla karmiących mam, które pozwalają na bieżąco sprawdzać poziom alkoholu w pokarmie…)

Warto także pamiętać, że to nie piwo, wino czy wódka uzależniają, lecz zawarty w nich etanol – nie jest więc tak,że „piwo nie uzależnia.” I choć kieliszek czerwonego wina wzmacnia serce, a kufel piwa może zadziałać zbawiennie na drogi moczowe, to z pewnością nie można już tego powiedzieć o dziesięciu…:)

W żadnym razie NIE WOLNO też łączyć alkoholu z napojami energetycznymi.

A na kaca, oprócz tradycyjnego kefirku (który wcale nie jest zły, bo zawiera sporo mikroelementów), polecałabym witaminę C w uderzeniowej dawce. Na zdrowie! 🙂

6 odpowiedzi na “Co naprawdę myślę o…ALKOHOLU?”

    1. Izo, najnowsze badania pokazują, że człowiek to jest taka istota, że jest w stanie uzależnić się dosłownie od WSZYSTKIEGO. Czytałam o ludziach, uzależnionych od…marchewek (nadmierne ich spożywanie powoduje m.in otyłość i żołtaczkę karotenową). Czy to jednak znaczy, że marchewki są złe same w sobie?

      1. Ale jedząc w nadmiarze marchewkę mozesz tylko sobie zrujnować zdrowie a co za tym idzie może życie. Natomiast uzależniając się od alkoholu rujnujesz życie swemu otoczeniu. Zbyt wiele zła widziałam wyrządzonego przez pijaków (nazywajmy rzeczy po imieniu ), żeby to bagatelizować.

        1. Ja nie bagatelizuję problemu, Izo – daleko mi do tego. Sama mam w rodzinie kilku alkoholików i wydaje mi się, że w jakimś stopniu winę za to ponosi „społeczne przyzwolenie” na picie. Mam ciotkę-żonę alkoholika, która z uporem twierdzi, że dopóki mąż „pije w domu” to nie ma sprawy… Nie sposób jej więc powstrzymać przed organizowaniem suto zakrapanych imprez. Niestety, są ludzie, dla których „bez popitki nie ma zabawy” – i nawet kościelne zobowiązanie do zachowania abstynencji aż do pełnoletności – co powinno przecież być naturalne! – jest źle odbierane przez niektórych…rodziców. Czy nie jest więc tak, że pić uczymy się W DOMU?:( Niemniej, wydaje mi się, że KAŻDY, nawet najbardziej „niewinny” nałóg może być równie niszczący dla uzależnionego, co dla jego rodziny. Wczoraj przeczytałam wyznanie kobiety, której mąż jest uzależniony od…coli. „Czasami nie mieliśmy na chleb, bo on musiał kupić colę!” Czy Ci to nie przypomina zachowań alkoholika?

  1. W alkoholizmie najmniej istotne jest uzależnienie od alkoholu (podobnie w narkomanii uzależnienie od narkotyków itd..). Uzależnienia od substancji zniekształcają obraz uzależnień, bo łatwo jest zwalić wszystko na czystą fizjologię. Tymczasem istotą wszelkich uzależnień jest rozładowywanie napięć w sposób, który niczego nie zmienia, który nic nie daje (innymi słowy są zachowania kompulsywne). Mniej więc ważne jest to, ile się pije (a także co, o czym wspominałaś), lecz PO CO się pije, w jakich okolicznościach! Jeśli pije się po to, by się rozluźnić, albo jeśli pije się po to, by zapomnieć, to jest się na najlepszej drodze do uzależnienia (choćby nawet piło się jedynie alkohol zawarty w cukierkach z likierem). I druga rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę to to, że tam, gdzie jest uzależnienie, jest również współuzależnienie. To jest taka sama ucieczka od problemów, co samo uzależnienie.

    1. Oczywiście, Leszku – te wszystkie dopowiedzenia są ważne. I w takim razie mniej ważne jest, czy „czynnikiem uzależniającym” staje się seks, Internet czy alkohol. We wszystkich przypadkach chodzi przecież o jedno – o „ucieczkę od świata” z którym sobie nie radzimy. Także współuzależnienie niejedno ma imię – znałam żony i dzieci alkoholików, które piły wraz z nimi, żeby chociaż w ten sposób do nich się „zbliżyć.” Znałam i takie, które popadały w bulimię i anoreksję…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *