Nie pożądaj żony… swojej?

No, proszę, ciągle staram się bronić przed zarzutem ze strony niewierzących, że Kościół naucza, że seks jest moralnie dozwolony tylko w tym celu, aby mieć dzieci – a tu się okazuje, że być może całe życie się MYLIŁAM skoro sam Jan Paweł II w „Miłości i odpowiedzialności” sugeruje, że konieczne jest „oczyszczenie” aktu małżeńskiego z jakiejkolwiek „pożądliwości”, która sama w sobie ZAWSZE ma być „egoistyczna” i prowadzić do „uprzedmiotowienia” drugiej osoby.

Zresztą wystarczy poczytać sobie Ojców Kościoła. Większość z nich, za św. Augustynem, uważała, że mąż, który pożąda własnej żony, grzeszy. Św. Tomasz z Akwinu sądził nawet, że wówczas „postępuje z nią jak z prostytutką.”

Powinien zatem z nią współżyć bez żadnych emocji, pragnąc JEDYNIE spłodzić dziecko.  Jeden z katolickich zresztą autorów stwierdził, że w takim ujęciu „czyste” pożycie ludzi niewiele się różni od spółkowania zwierząt…

Bezsprzecznie wielkim osiągnięciem Soboru Watykańskiego II jest także i to, że dowartościował PRZYJEMNOŚĆ seksualną w małżeństwie jako dar Boga (na równi z potomstwem). Małżeński seks ma nie tylko służyć prokreacji, ale także wzmacniać więź między mężem i żoną (i dlatego NIE JEST grzechem współżycie w okresach niepłodnych, choć wiadomo, że wtedy dziecka nie będzie – stwierdził to już Pius XII – i to, co ciekawe, po wizycie w szpitalu położniczym, gdzie zobaczył kobiety wyniszczone przez zbyt częste porody).

W wiekach średnich uważano, że kobieta jest „z natury” bardziej od mężczyzny „nieopanowana” seksualnie, że bardziej pragnie przyjemności, której nie należy odmawiać stworzeniu tak „słabemu.” Byli jednak i tacy biskupi (jak żyjący w VI w. Cezary z Arles), którzy zalecali współżycie w małżeństwie tylko raz w roku – podobnie jak corocznie zasiewa się ziemię – tylko po to, by kobieta mogła zajść w ciążę.

Grzechem było – naturalnie! – współżycie z żoną gdy już była brzemienna lub (nie daj Boże!) podczas miesiączki (dzieci wówczas spłodzone miały być nawet „opętane” a co najmniej…rude:)). A także: w niedziele, soboty, piątki, w święta kościelne i w przeddzień tych świąt, w Adwencie i w Wielkim Poście. Pewien uczony obliczył, że po odjęciu wszystkich „zakazanych” dni małżonkom pozostawało na współżycie tylko 29 dni w roku! Sądząc z ówczesnego przyrostu naturalnego, mało kto przestrzegał tych kościelnych nakazów…

Z drugiej jednak strony, wierzono, że kobieta, która „w małżeńskim łożu” doświadcza rozkoszy, urodzi piękne dziecko. Ciekawy paradoks, prawda? 🙂

A co do tej nieszczęsnej”pożądliwości” to nasuwa mi się spontanicznie myśl, że przykazanie zabrania pożądać „żony swego bliźniego”. O WŁASNEJ nic nie wspomina. 🙂

Wynikałby z tego trywialny w swej prostocie wniosek, że mąż może – a nawet powinien! – pożądać swojej żony – i vice versa. Można by powiedzieć, że pożądanie to pewna naturalna „siła” w człowieku, która, jak wierzę, w planie Bożym ma za zadanie „skłonić” czy też „przywiązać”człowieka do jakiegoś dobra, np. do drugiej osoby.

Pożądanie samo w sobie jest, moim zdaniem, neutralne moralnie – tak, jak wszystkie inne uczucia. Właściwy lub nie może być tylko PRZEDMIOT tego pożądania (tak więc pedofile z pewnością grzeszą, „pożądając” dzieci…).

Przecież nawet wielcy święci piszą czasem o „pożądaniu świętości”, nieprawdaż?:)).

126 odpowiedzi na “Nie pożądaj żony… swojej?”

  1. Pożądanie przedstawiciela płci przeciwnej jest konieczne do zachowania gatunku. Ludzie traktują seks jako miłą formę spędzania czasu i ja osobiście nie widzę nic w tym zdrożnego (nawet jak nie jest to „uświęcone” małżeństwem) o ile wiedzą czym jest świadome macierzyństwo.

    1. Moim zdaniem traktowanie seksu TYLKO jako pewnej „miłej formy spędzania wolnego czasu” nieco go…zubaża. A jeśli jedynym „złem” które może nam się przy okazji przytrafić, jest „niechciane dziecko” (wiadomo, że urodzić nieplanowane to „mały pikuś” w porównaniu z tym, że się można zarazić AIDS, albo „niezauważalnie” zdradzić męża…) – to ja mówię NIE! Ale, oczywiście, jest to tylko moje zdanie…

  2. Myślę że czasem niepotrzebnie używamy „cyrkla i miary” do pięknych rzeczy . Powoduje to pewne zakłopotanie i konieczność brnięcia w kolejne definicje , ograniczenia czy zakazy. Tym samym pozbawiamy miłość, najpiękniejszego z uczuć jej oręża jakim jest pożądanie. Bo cóż może być piękniejszego w pragnieniu uszczęśliwienia najukochańszej osoby , oddajemy do tego celu coś dla nas bardzo cennego. własne ciało. Jakiż więc tutaj grzech. Chyba że chodzi wyłącznie o własną satysfakcję ,wtedy to najczystszej wody egoizm. Pozdrowienia. Bywam tutaj od czasu do czasu , ale z reguły wolę być twórcą rzeczywistości niż jej komentatorem . Dzięki za wizytę u mnie

    1. Myślę, że prawdziwie ludzka miłość nie byłaby bez „pożądania” w ogóle możliwa. Powie ktoś, że „nie jesteśmy przecież zwierzętami” (swoją drogą, czy pożądanie to to samo, co „zwierzęcy popęd”?). Owszem. Ale aniołami także nie jesteśmy. Ludzka miłość zawsze wyraża się w ciele i poprzez ciało. Z tym, że nasze cielesne pragnienia mogą być niekiedy egoistyczne, się zgadzam. I wtedy możemy zdradzić bliską i (podobno) kochaną osobę tylko z tej racji, że nas „fizycznie nie zadowala”. A my przecież mamy PRAWO do tej przyjemności.

  3. Noooo..jak przeczytałam „Eunuchy do raju” teolog Uty Ranke -Heinemann to Ci szczerze powiem, że doszłam do wniosku, że co poniektórzy w chrześcijaństwie z sesualnością mieli (mają) wielki problem. Polecam tę książkę.Chociaż Ty i tak pewnie wszystko już wiesz nt temat 😉

    1. Chętnie przeczytam, choć faktycznie wiem sporo. Zawsze jednak można wiedzieć więcej. 🙂 A wiesz, gdzie ma swoje źródło ambiwalentny stosunek chrześcijaństwa do seksualności? Moim zdaniem, źródła są dwa:1) W późniejszych Ewangeliach (zwłaszcza u św. Jana) zaznacza się wyraźnie platońska opozycja pomiędzy „duchem” a „ciałem” – pierwsze jest dobre, drugie złe. Trzeba zaznaczyć, że myśl hebrajska zasadniczo nie znała takiego podziału.Święty Augustyn, który w młodości modlił się podobno:” Boże, uczyń mnie czystym, ale jeszcze nie teraz!”, w późniejszym wieku „dojrzał” do tego, by w kobiecie widzieć tylko pokusę do grzechu. Ale ten „platonizm” będzie się przewijał przez całe dzieje chrześcijaństwa, tego „ortodoksyjnego” i nie. W XII wieku np. powróci w radykalnej heretyckiej formie ruchu katarów, którzy za „doskonałych” uważali tylko wiernych żyjących w celibacie. I zawsze mi się to przypomina, kiedy słyszę, lub czytam, że ci, którzy żyją w stanie bezżennym, wybrali „doskonalszą drogę do Boga.” Myślę, że to długotrwała walka z katarami uczyniła Kościołowi wiele szkody. Wiadomo, że kiedy z kimś „walczysz” w końcu stajesz się do niego podobny (patrz: moje dyskusje z Attonem:)). Inna rzecz, że uważam, że niektórzy Ojcowie Kościoła byli osobiście aseksualni – i z własnego braku pragnień uczynili normę obowiązującą wszystkich.2)Kościół, który narodził się w dość „prowincjonalnej” pod tym względem Palestynie, w środowisku, gdzie wychwalano monogamię, wstydliwość i wierność małżeńską – już w początkach swego istnienia musiał zderzyć się z takimi „jaskiniami rozpusty” jak Korynt, Antiochia, Aleksandria czy wreszcie sam Rzym. Znalazł się nagle w świecie, gdzie (wypisz-wymaluj jak dzisiaj:)) rozwodu, spędzania płodu czy młodego męskiego kochanka nie uważano w zasadzie za coś zdrożnego, a kolejni cesarze dawali ludowi przykłady wyjątkowej seksualnej „pomysłowości… Przybyszom z Galilei wszystko to musiało się jawić jako „Sodoma i Gomora.” Co zatem zrobili?Zaostrzyli wymagania!

      1. „Trzeba zaznaczyć, że myśl hebrajska zasadniczo nie znała takiego podziału”.No a Esseńczycy? A Jan Chrzciciel ?

        1. Esseńczycy do „zasadniczego nurtu” myśli hebrajskiej nigdy nie należeli – uważano ich raczej za rodzaj religijnych ekscentryków, a nawet „sekciarzy.”:) Niektórzy badacze twierdzą, że z tym ruchem mógł być związany nie tylko Jan Chrzciciel, ale także Jezus. Sprawa jednak nie jest taka prosta, bo choć z jednej strony Nazarejczyk zdaje się zaostrzać wymogi „czystości moralnej” (dobrowolny celibat, zakaz powtórnego małżeństwa osób rozwiedzionych i drastyczne ograniczenie praktyki „oddalania żon”) to z drugiej odrzuca idęę „nieczystości rytualnej” która była dla esseńczyków niemalże centrum ich nauczania. Chodziło mi raczej o to, że Hebrajczycy zasadniczo ujmowali człowieka całościowo, stąd i używane w ST określenia „ciało” i „dusza” oznaczają prawie zawsze CAŁEGO człowieka. A w związku z tematem „pożądania” warto też zauważyć, że wspominając o „pożądliwym spojrzeniu”, które jest początkiem cudzołóstwa „w sercu” Jezus mówi o „kobiecie” a nie o „żonie” (Mt 5,28) – a z kontekstu wyraźnie wynika, że chodzi tu o CUDZĄ żonę.:)

          1. Tym niemniej, Jezus w tych sprawach nie był tak ortodoksyjny jak późniejsi pasterze Kościoła, wszak dopuszczał oddalenie żony w przypadku cudzołóstwa ( Mat 5,32). Do tej pory nie usłyszałem sensownej odpowiedzi na to zagadnienie u żadnego z zagadywanych o to duchownych katolickich. W jakimś sensie podważało by to „nierozerwalność” węzła. U Greków nie ma z tym problemów,dają rozwód na takie dictum i po sprawie. Protestanci też chyba nie są tu zbyt ortodoksyjni. Sakrament małżeństwa, podobnie jak i kapłaństwa uważam za dość wątpliwą „przysługę” wyświadczoną wiernym. Wszak nie jest to dzieło Chrystusa tylko znacznie późniejszy wynalazek Kościoła.

          2. Ostatnio na blogu „protestanciorg” przeczytałam zaskakującą informację, że „zgodnie z Biblią” Jezus dopuszcza rozwód TYLKO w przypadku niewierności małżeńskiej (oni tak zrozumieli to sporne słowo „porneia” -„cudzołóstwo”, które można również tłumaczyć jako „nierząd”) a dalej, idąc za Jezusem i za św. Pawłem, należy odrzucić powtórne małżeństwa osób rozwiedzionych. A więc może nie jest to tak „późny wynalazek Kościoła” jak Ci się wydaje?:) W Końcu św. Paweł żył i tworzył jeszcze w I w. Oczywiście, różne „super-hiper-ekstra liberalne” odłamy chrześcijaństwa uczepiły się kurczowo tego wyjątku, żeby uzasadnić rozwody (i powtórne związki) we wszelkich możliwych przypadkach. Jako HISTORYCZCE nie wydaje mi się jednak, by właśnie o to chodziło Jezusowi – oczywiście, trudno nam się z tym pogodzić, ale w tej sprawie Mistrz z Nazaretu nie był wcale taki „spoko i cool”, jak chcielibyśmy Go widzieć – oczywiście, można to przyjąć lub odrzucić.

          3. No właśnie, są trudności interpretacyjne. Ja to jednak odczytuję, jako istotny wyjątek, który mimo wszystko nie czyni węzłą nierozerwalnym i daje możliwość rozwodu o czym w Kościele Katolickim możemy zapomnieć ( póki co). Sakrament wymaga bezwzględnego zakazu, a takiego przecież nie ma zgodnie ze słowami Jezusa.

          4. Nie rozumiem, dlaczego sakrament miałby wymagać BEZWZGLĘDNEGO zakazu – Jezus w ogóle był mało „bezwzględny” i często okazywał współczucie dla ludzkiej słabości. Ale widzisz, z wyjątkami od reguły jest zawsze taki problem, że nie bardzo wiadomo, gdzie ustanowić GRANICE. A z jednego, bardzo niejasnego, stwierdzenia Jezusa na pewno nie powinniśmy od razu wysnuwać wniosku, że nie miałby On „nic przeciwko temu” byśmy się radośnie rozwodzili z wszelkich możliwych powodów. Zresztą dalczy ciąg zdania:”a kto by oddaloną wziął za żonę, popełnia cudzołóstwo.” nie pozostawia raczej miejsca na dowolne interpretacje, prawda? 🙂 Kończąć tę wypowiedź sam stwierdził, że nie wszyscy to pojmują. A co do celibatu, to Jezus na pewno go nie „wymyślił” (dość przypomnieć rzymskie westalki), ale jednak o nim mówił, co w środowisku hebrajskim, sławiącym rodzinę, było dość istotnym novum (jeśli nie liczyć „mnichów” esseńczyków).

          5. Alba, dlaczego mówisz o :”niejasnym” stwierdzeniu Jezusa, dla mnie ono jest jasne i jednoznaczne. Jest JEDEN przypadek, w którym można żonę oddalić a to, o ile się nie mylę, jest ROZWODEM. Wszak Żydzi w czasach Jezusa tego inaczej nie pojmowali. Z resztą, to Ty jesteś specem od starożytności, więc mnie popraw, jeśli się mylę. Chodzi mi również o późniejsze bardzo istotne implikacje tego faktu, dla „nierozerwalności” węzła małżenskiego, przecież pojęcie rozwodu w Kościele Katolickim nie istnieje. Dlaczego ?

          6. Dlatego jest to niejasne, że NIE WIADOMO o jaki przypadek chodzi Jezusowi. Czy, jak chcą bracia protestanci, o niewierność małżeńską (ale przecież prorokowi Ozeaszowi Bóg przykazuje przyjąć z powrotem nawet niewierną żonę), czy o przypadek, gdy żona stała się „nierządnicą” (ale żona Ozeasza była właśnie prostytutką, która po ślubie wróciła do swego zawodu) czy może o sytuację (i tę interpretację przyjmuje większość katolickich autorów) gdy nie chodzi o „prawdziwe” małżeństwo, lecz o konkubinat? Każda z tych interpretacji jest możliwa, bo greckie słowo „porneia” użyte tutaj oznacza wszelkie stosunki seksualne z kimś, kto nie jest Twoim współmażonkiem. Piękna HeIena np. była „porne”, nałożnicą, dla Parysa. Zakładając na chwilę, że Jezus chciał właśnie tego, którą z tych trzech RÓŻNYCH sytuacji mielibyśmy przyjąć za ów jedyny Jezusowy wyjątek, uprawniający do „kościelnego rozwodu”? 🙂 Nadal uważasz, że wszystko tu jest jasne i oczywiste? Dalej jest jeszcze ciekawiej. Jezus mówi: „Każdy, kto oddala żonę swoją, popełnia cudzołóstwo” – czyli GRZESZY, bez żadnych już wyjątków i rozróżnień (a nie:”popełnia cudzołóstwo, chyba że żona popełnia je także”). I „każdy, kto by oddaloną wziął za żonę, popełnia cudzołóstwo.” GRZECHEM, w ujęciu KK – i Biblii – jest nie tyle sam rozwód (traktowany jako forma separacji) – rozwiedzione osoby nie są odsunięte od sakramentów! – co powtórne małżeństwo w tym wypadku – po prostu dlatego, że osoba taka już ma żonę/męża, tylko że „oddalonych.” Czytałam teksty z Aleksandrii z II/III w. gdzie nawet prezbiterzy (kapłani) – rozwodzili się z żonami, przypuszczam jednak, że potem żyli samotnie. I nie jest to, jak się okazuje tylko „katolicki późniejszy wymysł” skoro i niektórzy protestanci sądzą podobnie. A żebyś miał jeszcze większy mętlik w głowie ;))) – jest także „przywilej Pawłowy” który pozwala „rozwiązać węzeł małżeński” – kiedy jedna ze stron jest niewierząca. Apostoł przestrzega jednak, by nie czynić tego pochopnie (1 Kor 7, 10-14). Innymi słowy: ZAWSZE lepiej jest utrzymać małżeństwo, niż je rozwiązać.

          7. Oczywistym jest dla mnie, że istnieje coś takiego jak przebaczenie i można sobie wyobrazić, że przyjmuje się z powrotem cudzołożną małżonkę (męża). Zauważ jednak, że cudzołóstwo jest jedną z podstawowych przyczyn rozwodów, (alkoholizm jest chyba na drugiej pozycji). Dla wielu zdrada jest nie do przyjęcia, nawet mimo przebaczenia ( na zasadzie przebaczam – ale już idź) i przekreśla możliwość dalszego bycia razem. Cudzołóstwo miało też wówczas znaczenie niebywale ciężkiego przewinienia, bo oznaczało również zdradę wobec jedynego Boga. Nie powinno być w sprawach takiej wagi, jakiejś dowolności inerpretacyjnej ( w tym wypadku tzw. rozszerzającej). Wszak od tego zależy nie raz całe życie dwojga ludzi …. zwłaszcza tych, którzy poważnie traktują swoją wiarę.

          8. Oczywiście, nie powinien być to pretekst do „rozszerzania” uprawnień rozwodowych, ale tak się właśnie dzieje. Zresztą, sam pomyśl:dlaczego kobieta zdradzona przez męża miałaby być względem Kościoła w lepszej sytuacji, niż ta, która jest przez niego maltretowana? Doświadczenie uczy, że we WSZYSTKICH wypadkach, w których dopuszczono „wyjątki od reguły” (jak aborcja czy eutanazja w sytuacjach „szczególnie dramatycznych”) ostatecznie zaowocowało to taką lawiną „wyjątków” że sama reguła w zasadzie przestała istnieć…

          9. Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Chodzi mi o rozszerzenie interpretacji na wieczystą nierozerwalność, która w żadnym wypadku nie wynika ze słów Jezusa ( u Mateusz występuje to stwierdzenie dwa razy, dlaczego tego nie ma w innych ewangeliach, tego nie wiem). Wiem natomiast, że Kościół Grecki traktuje to stwierdzenie dosłownie i udziela ROZWODU w wypadku cudzołóstwa żony. Dalsze nadinterpretowanie, bez względu na to, w która stronę by poszło, nie będzie zgodne ze słowami Jezusa, choć trudno by było nie odnieść tego również do męskiego cudzołóstwa ( „wszak mężczyzną i niewiastą stworzył ich”). Z ówczesnych uwarunkowań obyczajowych pewnie to nie wynika, bo kobieta nic nie miała do powiedzenia.

      2. że niektórzy Ojcowie Kościoła byli> osobiście aseksualni – i z własnego braku pragnień> uczynili normę obowiązującą wszystkich.Jeden z nich chyba nawet sobie coś wyciął z tego powdu. Biedak, nie wiedział, że cała rzecz siedzi w mózgu ! Co do aseksualności, to myślę, że chyba nikt do końca aseksualny nie jest. Choć osobiście uważam, że seks, podobnie jak demokracja, jest przereklamowany.

        1. Tak, Orygenes – ale na jego usprawiedliwienie można powiedzieć, że miał wtedy 18 lat, pracował wśród kobiet (taki młody kierownik szkoły katechetycznej musiał rodzić podejrzenia) i zbyt dosłownie zrozumiał słowa Ewangelii o „odcinaniu sobie” tego, co stanowi dla nas pokusę do grzechu. 🙂 Ale przez to właśnie nigdy nie zostanie świętym – bo Kościół nigdy nie posunął się ażtak daleko w negacji seksualności. A co do aseksualnych, mylisz się – ludzie, którzy nie odczuwają popędu płciowego (nic nie „siedzi u nich w głowie”) zdarzają się częściej, niż nam się zdaje. Nie chcieć uprawiać seksu – to dopiero jest straszne zboczenie, prawda?;)

          1. Czy ja wiem ? Ważne co za tym stoi w naszym umyśle. Są przecież dobrowolni celibatariusze nawet wśród ludzi młodych. Sa ludzie opętani „seksizmem” . Możliwe jest chyba pelne spektrum ludzkich zachowań. Mimo wszystko widzę w celibacie duchownych pewną wartość, to pokonanie siebie i ofiarowanie tego niewątpliwego wysiłku Bogu. Myślę, że jednak, że celibat duchownych nie powinien być bezwzględny. W końcu ludzkie temperamenty są istotnie bardzo różne i może Kościół traci wartościowe jednostki, których celibat odstręcza.

          2. Ajajaj Puerto Rico ! Nie dość, że bardzo bolało, to jeszcze nici z bycia świętym. Zawsze uważałem, że nadgorliwość nie popłaca.

  4. Pewne uczucia są nieodłącznym elementem natury człowieka. Próba ich ograniczania, w tym przypadku mowa o pożądaniu, za pomocą przepisów, norm moralnych, czy prawnych zawsze i tak spełznie na niczym. Trzeba by było chyba przeprowadzić przeróbkę mózgu człowieka. Ale przeciez tego nie chcemy, bo to wspaniałe uczucie, zwlaszcza jeśli istnieje w małżeństwie.

    1. No, tak. Pafnucy, jeden z biskupów z pierwszych wieków, mądrze stwierdza, że „spętana natura potrafi potajemnie znaleźć zadośćuczynienie. Godziwe pożycie małżeńskie będzie zawsze przewyższać skrywane związki.” Ostatnio razem z P. przeczytaliśmy we „Wprost” artykuł Tomasza Terlikowskiego o pewnej podlaskiej wiosce, w której są dwa kościoły – grecko-i rzymskokatolicki. I wierni tego drugiego wystosowali do Watykanu list tej treści:”Przyślijcie nam księdza z żoną, a zabierzcie duchownego, żyjącego w celibacie!” A wiesz, dlaczego? Bo ksiądz grekokatolicki, „mąż jednej żony”, żyje przykładnie – a jego nieżonaty kolega uwodzi parafianki, także mężatki… Biskup Pafnucy się kłania…

      1. Albo, przecież może być i tak i tak. Są przecież popi co dopuszczją się zdrad małżeńskich, podobnie jak i pastorzy. Sam związek małżeński księdza nie jest jeszcze gwarantem niczego, podobnie jak życie w celibacie. Natura ludzka jest chyba jednak taka, że nie za dobrze znosi dożywotnie więzy, jakie by one nie były…

  5. srutu-tutu, ja się bzykam z mężem zawsze kiedy mam na to ochotę, i miesiączka mi przy tym nie przeszkadza, w piątki, soboty i święta też, lubię przy tym zabawy w „prostytutkę”. „współżycie w małżeństwie tylko raz w roku żeby kobieta mogła zajść w ciążę” to jakaś bzdura! A co z kobietami które nie zajdą w ciążę od jednego stosunku?

      1. czytam kochanaze zrozumieniem 😉 to że to wszystko dotyczyło przeszłości nie zmienia zadanego przeze mnie na koncu pytania? no i czasami mnie ponosi jak widzę bzdurne postanowienia kościoła i te z przeszłości i te obecne 😉 może nawet teraz troche za mocno mnie poniosło więc usuń te komentarze moje 😉 pozdrowionka 😉 muszelka

        1. Nie usuwam komentarzy. Niczyich. A Ty mi lepiej napisz, które z poglądów Kościoła uważasz za „bzdurne” i dlaczego.:) Czasem, jak czytam, co ludzie myślą, że „Kościół naucza” to włos mi się jeży na głowie…

  6. Ja opinii koscioła na temat współżycia nigdy nie rozumiałam i nie pojmę do dziś. Bóg dał człowiekowi pociąg seksualny. Chyba nie uczyniłby tej czynnosc tak pzyjemnej, gdyby miała ona służyć tylk do słodzenia potmostwa. Niestety z kościołem ne zgadzam się w wielu innych kwestiach również.P.S Jeśli o mnie chodzi, to kilka dni temu już niestety zerwałam

    1. A kto powiedział, że płodzenie potomstwa ma być NIEPRZYJEMNE?:) Co to, ofiara jakaś?:) Tak jest u sporej części zwierząt, u których spółkowanie jest po prostu bolesne, albo nawet śmiertelnie niebezpieczne. Można powiedzieć, że nam, ludziom, PRZYJEMNOŚĆ została do tego dodana „gratis.” ALE gdyby Pan Bóg chciał, byśmy się łączyli w pary tylko w celu posiadania dzieci, dałby nam popęd w systemie „rujowym”, tj. tylko okresowo – a my go odczuwamy przez cały czas, choć mogą występować pewne drobne zmiany w przeciągu całego cyklu. Pigułka antykoncepcyjna zakłóca ten naturalny mechanizm i dlatego zdarza się, że kobiety, które mogą uprawiać „bezpieczny seks” zupełnie nie mają na niego ochoty…

      1. I jeszcze coś – w jakimś głupim filmie, w którym dziewczyna postanowiła uwieść kleryka (którego jego ciotka gwałtem „pchała” w kierunku kapłaństwa), padło takie zdanie:”Gdyby Bóg nie chciał, żebyśmy to robili, nie uczyniłby tego tak przyjemnym.” Sęk w tym, że również wszystkie grzechy są dla nas (przynajmniej na pewnym etapie) PRZYJEMNE. Gwałciciel czy pedofil, o ile mi wiadomo, też doświadczają przyjemności w trakcie swoich czynów, a przecież z tego nie wynika, że te rzeczy są dobre, ani, że „podobają się Bogu.” To nie prxzyjemność sprawia, że coś jest grzechem – ale też nie ona decyduje, że coś jest dobre…

  7. Na szczęście kobiet nie obejmują zakazy 🙂 „Nie pożądaj żony bliźniego swego”… o cudzych mężach ani mru, mru :)A tak poważnie, religia katolicka bardzo specyficznie, jak napisałaś, podchodzi do cielesności człowieka i do aktów płciowych.Miłość dwojga ludzi, zwłaszcza tych połączonych sakramentem, to błogosławieństwo. To sakrum samo w sobie. Ta miłość objawia się na wszelkich płaszczyznach, tych związanych z cielesnością również. Nie ma niczego piękniejszego od miłości duchowej połączonej i urozmaiconej bliskością fizyczną. Dzięki tej ostatniej ludzie są ze sobą bardzo blisko i zaspokajają nie tylko pożądanie ale również potrzebę bliskości i ciepła ludzkiego ciała.Mówiąc krótko: Bóg wiedział co robi stwarzając kobietę i mężczyznę w taki a nie inny sposób. Mężczyzna posiada klucz a kobieta odpowiedni zamek… :)))Chwalmy więc Najwyższego za jego mądrość tak często jak to możliwe korzystając z jego darów :)))

    1. Masz rację – gdzieś kiedyś przeczytałam, że kiedy małżonkowie się kochają, to za każdym razem celebrują swój sakrament małżeństwa. Dla mnie to jest jak modlitwa – modlitwa ciałem (i dlatego przedtem nie trzeba już odmawiać „paciorka”:)) i jak…komunia, która – po części – zastępuje mi tę, której jestem pozbawiona. Bo „komunia” przecież oznacza „zjednoczenie.” Jedno ciało, jedna dusza…I tak właśnie staramy się przeżywać każde nasze zbliżenie – jako coś wyjątkowego, jak święto.

  8. Termin „pożądanie” jest używany w różnych znaczeniach; ogólniejsze (i w tym znaczeniu znajdziemy je w myślach JPII) oznacza pragnienie posiadania, zawłaszczenia, w tym seksualnego. Innymi słowy termin ten po pierwsze nie odnosi się jedynie i wyłącznie do naszej seksualności (tam jest najbardziej widoczny, ale nie dotyczy tylko jej), a po drugie nie oznacza wcale wszelkich naszych pragnień seksualnych – a w tym znaczeniu jest używany w języku potocznym. I tu się rodzi pytanie, jak często pożądanie w znaczeniu potocznym jest jednocześnie pożądaniem w tym znaczeniu bardziej precyzyjnym? Odpowiedź jest prosta – proporcje są dokładnie odwrotne do proporcji miłości dojrzałej do wszelkich związków miłosnych. Dlaczego takie proporcje? Bo im bardziej dojrzewa w nas miłość, tym więcej pragnienia dawania w miejsce pragnienia posiadania, a więc i akty seksualne przestają być zawłaszczaniem osoby dla zaspokojenia własnych potrzeb, a stają się najpiękniejszym wyrazem miłości w mowie ciała.

    1. Ale widzisz, tutaj rodzi się pytanie – bardziej głęboko stawia je Artur Sporniak na swoim blogu, ja tylko lekko dotykam – DO CZEGO parze małżeńskiej potrzebny jest seks, jeżeli (podobno) potrafi kochać w doskonały sposób i bez tego? Czy tylko w celach prokreacyjnych? Sam w sobie nie ma żadnej wartości? Zauważ, że przez lwieki dawano chrześcijańskim małżonkom jako wzór do naśladowania „białe” małżeństwo Maryi i Józefa (co zresztą owocowało, jak w przypadku naszego księcia Henryka Brodatego, przypadkami, że pobożne żony ZMUSZAŁY – jak św. Jadwiga Śląska – swoich mężów do rezygnacji z tych „brzydkich rzeczy”).Czy zatem najdoskonalszym sposobem przeżywania seksualności w małżeństwie jest całkowita z niej rezygnacja (jak w przypadku Maritainów)? Pewna moja koleżanka ze wspólnoty Drogi Neokatechumenalnej pytała mnie kiedyś, czy doczekamy w Kościele czasów, kiedy zostanie beatyfikowane małżeństwo, które do śmierci cieszyło się seksem? A ja nie wiedziałam… Bardzo podobało mi się stwierdzenie Benedykta XVI z encykliki „Deus caritas est”, że dopiero po zmartwychwstaniu dowiemy się ostatecznie, jaki cel przyświecał Bogu, gdy obdarzył nas płciowością. No, bo przecież zmartwychwstaniemy „w ciałach” – jako mężczyźni i jako kobiety…

      1. Gdzie w Biblii jest napisane, że Maria i Józef nie współzyliz e sobą, kiedy Maria urodziła już Jezusa??? Nie znajduję w Piśmie świętym potwierdzenia na taką tezę. Wręcz przeciwnie… Warto doczytać i znaleźć fragmenty które mówią o tym, że Jezus miał braci! Sam pomysł na dziewictwo Marii już z logikii jest niepoważne. Ale to inny temat.Seks jest wspaniałym Bożym darem, którego Bóg nie ogranicza jedynie do prokreacji, lecz wiele mówi o tym, że ma być zródełm przyjemności, radości i okazywania sobie bliskości… Problemem jest jedynie to, że ten dar ludzie sprowadzili na tak niski poziom, że dzisiaj jedynie kojarzy się z czymś brudnym, nieprzyzwoitym, służącym do wykorzystywania innych. Ważne jest to co mówi Pismo święte na ten temat, bo ludzie nieraz już próbowali „ulepszać” Boże rozwiązania dla swoich fantazji, ale przeważnie wychodzą na tym kiepsko. To samo próbują robić z seksem, a pomysły i dumania kościelnych hierarchów doprowadziły jedynie do zamazania i zakłamania Bożego obrazu i zamysłu życia intymnego pomiędzy małżonkami. Człowiek, który pragnie również w tej sferze podobać się Bogu, będzie się trzymał Bożego wzoru także w tej dziedzinie 🙂 Pozdrawiam

        1. ” Problemem jest jedynie to, że ten dar ludzie sprowadzili na tak niski poziom, że dzisiaj jedynie kojarzy się z czymś brudnym, nieprzyzwoitym, służącym do wykorzystywania innych. „. Ja nie mam takich skojarzeń. Wręcz przeciwnie. To chyba chrześcijanie mają z tym jakiś problem po „praniu mózgów”. Uważam sprowadzenie seksu do poziomu „brudu” za jeden z największych błędów chrześcijanstwa. I stąd chore uświecenie ascezy seksualnej. To jest sprzeczne z naturą człowieka. Mało tego. Udowodniono, że ludzie, którzy wyrzekają się seksu mają olbrzymie problemy psychiczne.

          1. Izo, ja też nie uważam seksu za coś brudnego, lecz staje się on takim, gdy zostaje używany jako narzędzie do wykorzystywania innych, do ranienia innych – nie okłamujmy się, z powodu złego wyobrażenia o seksie, z powodu wypaczeń – tysiące ludzi kojarzy sobie seks z czymś brudnym, złym, raniącym… Zarówno wierzący jak i niewierzący borykają się z różnego rodzaju zranieniami (molestowanie przez najbliższych, gwałt, eksperymentowanie z seksem). Nie można mówić, ze tylko chrześcijanie mają jakiś problem z seksem, bo tak naprawdę wielu ludzi go ma i nie umie sobie z tym poradzić. Natomiast powstrzymywanie się od seksu na jakiś czas nie grozi żadnymi konsekswencjami psychicznymi czy zdrowotnymi (chyba, że człowiek jest uzależniony np. od pornografii) i właśnie takie pseudonaukowe teorie prowadzą do tego, że nastolatki zaczynają bardzo wczesnie, a potem nie potrafia jako dojrzałe osoby postrzegać życia intymnego jako coś wyjatkowego w życiu dwojga ludzi, coś co wiąże się również z zaufaniem, serdecznością, bliskością nie tylko fizyczną, ale i emocjonalną. Dzisiaj seks jest towarem a drugi człowiek nierzadko tylko „gadźetem seksualnym”. To, że seks jest teraz taki „wyluzowany” wcale nie oznacza, że jest to dobre, bo ktoś to lubi itd… To taka sama dziedzina życia jak inne, a dla wielu chrześcijan obszar który posiada zdrowe granice, których nigdy nie zrozumieją ci, dla których seks to jak wypicie szklanki wody, albo fruwanie z kwiatka na kwiatek…

          2. Udowodniono, że ludzie, którzy> wyrzekają się seksu mają olbrzymie problemy psychiczne.Znam takich,(takie) którzy się nie wyrzekają a też mają. Gdzie to takie badania, za przeproszeniem prowadzono, wśród księży celibatariuszy ? NIE ODNOSISZ WRAŻENIA, ŻE TO JAKAŚ MANIPULACJA ?

          3. Mar, ja też znam wielu księży, którzy są szczęśliwi w celibacie, znałam także duchownych prawosławnych, którzy pijali i bijali żony, słyszałam też o aferach pedofilskich wśród pastorów innych Kościołów. Nie wydaje mi się także, by Dalaj Lama miał poważne problemy psychiczne czy emocjonalne. Różnie to bywa – także dlatego, że ludzie różnią się między sobą poziomem potrzeb seksualnych i nie sposób narzucić wszystkim „jedynie słusznego modelu”, który by nie był manipulacją.

          4. > słyszałam też o aferach pedofilskich wśród pastorów innych Kościołów. A czy słyszałaś o pedofili i homo-seksualizmie w kosciele katolickim? A słyszałaś o kochankach/zonach ksiezy katolickich …moze dlatego wielu ksiezy jest szczesliwych.

        2. Siostro(?) ja znam bardzo dobrze Pismo Święte i wiem, że jest tam napisane jedynie, że „Józef nie zbliżał się do Niej, AŻ porodziła Syna.” Widać, że nie czytałaś innych moich tekstów (np. o Maryi) więc powtórzę tutaj – ja NIE SĄDZĘ, że Maryja i Józef grzeszyliby, gdyby współżyli ze sobą po narodzinach Dziecka, jednakże Biblia nie dostarcza nam również bezpośredniego dowodu na to, że to robili. A swoją drogą, po co im tak zaglkądać do alkowy?

          1. „Józef nie zbliżał się do Niej, AŻ porodziła Syna.”I co to oznacza? Ja równiez nie zblizałem sie do zony az urodzila córkeAle czy to znaczy ze:- nigdy nie współżyli ze sobą ?- i czy po narodzinach Jezusa nie wspołżyli już ze sobą?> Widać, że nie czytałaś innych moich tekstów (np. o Maryi) Ja nie czytałem ale czytałem za to Pismo Świete. i raczej wynika z niego coś innego i na peno nie to co sugerujesz.> jednakże Biblia nie dostarcza nam również bezpośredniego dowodu na to, że to robili.czyli jak coś nie pisze ze to ktoś robił to oznacza ze tego z pewnością nie robił ?A moze ktoś po prostu nikt nie zaglkądał im do alkowy 🙂

          2. Masz rację, asap. 🙂 Ale Biblię ja również czytałam (kilka razy!) – i sądzę, że MOŻNA przyjmować za prawdę to, co wyraźnie nie jest z nią sprzeczne (i z tych różnic w interpretacjach wywodzą się właśnie różnice pomiędzy poszczególnymi „wyznaniami” – czy to w judaizmie czy w chrześcijaństwie). Pozdrawiam serdecznie.

          3. > i sądzę, że MOŻNA przyjmować za prawdę to, co> wyraźnie nie jest z nią sprzeczneTylko co masz na mysli? co nie jest z nią sprzeczne?Sprzeczne jest to ze Józef i Maria współżyli ze sobą? – sama napisałaś : „Biblia nie dostarcza nam również bezpośredniego dowodu na to, że to robili.”Wiec co tu przyjmować za wyraźne? Brak zapisów ze to robili, ale równocześnie brak jest zapisów, że tego nie robili. Wiec po co dorabiać jakąś ideologie do czegoś czego nie ma?I jeszcze twierdzić autorytatywnie ze tak własnie jest, a nie inaczej?

        3. Siostro(?) ja znam bardzo dobrze Pismo Święte i wiem, że jest tam napisane jedynie, że „Józef nie zbliżał się do Niej, AŻ porodziła Syna.” Widać, że nie czytałaś innych moich tekstów (np. o Maryi) więc powtórzę tutaj – ja NIE SĄDZĘ, że Maryja i Józef grzeszyliby, gdyby współżyli ze sobą po narodzinach Dziecka, jednakże Biblia nie dostarcza nam również bezpośredniego dowodu na to, że to robili. A swoją drogą, po co im tak zaglkądać do alkowy?

      2. A co będzie z tzw. shemalami, tranwestytami i innymi niepewnymi płciowo? Albo, masz wyobraźnię nie powiem. Co do tego jacy będziemy tam, byłbym ostrożny….

        1. To akurat nie jest kwestia mojej „wyobraźni” Mar – to był tylko cytat z encykliki. 🙂 Natomiast co do „niepewnych płciowo” jednego jestem PEWNA – że TAM już wszystko będziemy wiedzieli, a więc także, kim naprawdę jesteśmy.:) Sądzę, że nauka udowodniła, że większość zaburzeń identyfikacji płciowej ma podłoże organiczne (np. związane z przesterowaniem mózgu na wczesnym etapie życia płodowego) – myślę więc także, że – jeśli „zmartwychwstanie ciał” traktować poważnie – Stwórca zechce „naprawić” i te niedoskonałości. Pewien średniowieczny myśliciel rozsądnie napisał, że gdybyśmy „potem” mieli mieć takie same ciała, jak tutaj, to niektórzy z nas musieliby się za nie wstydzić przez całą wieczność. Ale masz rację – jeden Bóg wie, co przyjdzie do głowy Bogu…:)

          1. Zgoda, ogólnie zgoda. Zdradź mi, jeśli możesz jedną tajemnicę: czy „alba” to długa biała koszula, którą ksiądz ubiera pod ornat ?

          2. Tak, to właśnie to – choć „koszulą” raczej bym tego nie nazwała – raczej „tuniką” lub „szatą.” Wymyślił to kiedyś P., który nie chciał, by zaczepiali mnie obcy mężczyźni na czatach – kiedy jeszcze rozmawialiśmy ze sobą tylko wirtualnie. I nie wiem, czy uwierzysz, ale po takiej zmianie nicka zaproszenia do rozmowy urwały się jak ręką odjął. 🙂 Jeszcze tylko ktoś mnie zapytał, czy jestem…księdzem.:)

      3. Tym razem mój weekend był zdecydowanie dłuższy, więc dopiero teraz Ci odpowiadam. Przecież nie neguję historii kościoła i przytaczanych przez Ciebie faktów. Dzisiejsze spojrzenie jest już inne. Przedstawię tu wyraźnie swoje spojrzenie i akurat w tym wypadku nie jest tak, by to spojrzenie było odosobnione. Otóż wezwani jesteśmy do miłości, a miłość ma obejmować nas całych. A skoro jesteśmy również cieleśni, to miłość nasza ma się wypowiadać również w mowie ciała. Akt seksualny jest najpiękniejszym i najpełniejszym wyrazem miłości w mowie ciała. I dopiero gdy tak patrzymy, powinniśmy uświadomić sobie, że z tym aktem Pan związał nasz początek. Dlaczego tak? – by nasz początek był wyrazem miłości. I jest wyrazem miłości, o ile tylko nasza mowa ciała nie jest kłamstwem.

        1. Masz rację…To bardzo piękne, uświadomić sobie, że nasze początki są w miłości… Staliśmy się z P. jednym ciałem (i jedną duszą) w miłości – i ta nasza miłość stała się ciałem. Ciałem naszego synka… Wiesz, z pewnym zdziwieniem odkryłam niedawno taką myśl…Michaela Jacksona: „Jeżeli przychodzisz na ten świat w poczuciu, że jesteś kochany, i odchodzisz z takim samym poczuciem – to z pewnością poradziłeś sobie ze wszystkim, co przydarzyło Ci się pomiędzy tymi dwoma punktami.” Mniejsza o to, że akurat on chyba sobie nie poradził…

  9. Takie rozwazania nie maja wiele sensu. Seks jest czescia ludzkiej natury. Dlatego jest dla ludzi dobry i potrzebny. Mozna go uczynic aktem swietym, jak to jest w judaizmie. Mozna uczynic aktem rozpusty i moralnego brudu, jak to sie czesto wspolczesnie dzieje. Kosciol katolicki stworzyl chore wyobrazenia na temat seksu poniewaz sam stoi na chorym fundamencie. Pozdrawiam

    1. Hipokryzjo, z tą świętością seksu w judaizmie (jak i w islamie) to sprawa nie jest taka prosta w perspektywie istnienia w nim pojęcia „nieczystości rytualnej”, które w szczególny sposób uderza w kobiety – przeciwko czemu występował Jezus. A co do fundamentu katolicyzmu, to wydaje mi się, że jest całkiem zdrowy. Dziwaczne bywało to, co z czasem na nim „nadbudowano” – dlatego trzeba go stale „odgrzebywać” spod tych niepotrzebnych naleciałości.

      1. Judaizm od zawsze traktowal wspolzycie seksualne malzonkow jako akt swietosci. Katolicyzm za posrednictwem swych teologow potepial seks do granic absurdu, sprowadzajac kobiete do roli maszyny do gotowania jedzenia i rodzenia dzieci. Dlatego w pewnym okresie historii kobiety nie-Zydowki nader chetnie wychodzily za maz za Zydow bo to im gwarantowalo minimum praw ludzkich i pewna ochrone, np. w czasie nieczystosci rytualnej. Co do rzeczywistych intencji Jezusa w sprawie seksu powiedzmy sobie wprost – nic pewnego na ten temat nie wiadomo, poza zadaniem monogamicznosci i wiernosci malzenskiej. W kazdym razie nie On wymyslil celibat.

        1. Hipokryzjo, z tego, co mi wiadomo, to w dzisiejszym świecie właśnie ortodoksyjne Żydówki (chasydki) mają za zadanie głównie płodzić dzieci i gotować (koszerne) jedzenie, a chasydzi częstokroć wzdragają się przed dotknięciem nawet własnej matki, bo zbyt często jest ona nieczysta. I czy to nie Żydzi codziennie dziękują Bogu, że nie uczynił ich kobietami? Takiej modlitwy w katolicyzmie nie znajdziesz. Więc proszę – bądź ostrożny z tymi uogólnieniami, dobrze?

      2. Właśnie o tym samym nieraz myślę, a marzy mi się Kościół pierwszych gmin chrześcijańskich i ta „czystość”, która zwykle zawsze jest na początku. Nieraz polemizuje z poglądami duchowieństwa na różne sprawy, jest to oczywiście głos wołającego na puszczy, bo oni po wygłoszeniu swych poglądów, nie mają zwykle ochoty na polemiki (kazanie). Niektóre z kościelnych zwyczajów i tradycji, wydają się „piramidą’ różnych dziwnych pomysłów sprzed wieków, które z uporem godnym lepszej sprawy, są pieczołowicie przechowywane. Mimo tego, to jednak mój Kościół i nie bardzo sobie wyobrażam, by mogło być inaczej (spory w rodzinie).

        1. Ale to podobno Jezus mial powiedziec: nie pokoj wam przynioslem, ale miecz! Spory, nawet w rodzinie, sa cenna za prawde, ktorej katolicy raczej nie lubia. Zwlaszcza, gdy im sie wprost mowi, ze ich wiara w niczym, absolutnie w niczym, nie przypomina tej swiezej i zywej wiary z pierwszego wieku. No coz, trzeba wybierac: albo Panu Bogu swieczke, albo diablu ogarek (to zadje sie tez katolickie). Pozdrowienia dla odwaznych

          1. Hipokryzjo!Wiesz,że coś dzwoni, ale nie bardzo w jakim kościele!;) Zlepek wiadomości zbyt mały,żeby dyskutować!Proponuję najpierw poczytać na dany temat, a potem rzucać oskarżenia!Bo inaczej to wygląda, jakby pierwszoklasista chciał, na podstawie znajomości elementarza, dyskutować o literaturze polskiej!Pozdrawiam ;)Miśka

          2. Luno, nie przejmuj się tak!:) Ja już dawno odkryłam, że z reguły najbardziej „antykatoliccy” są ci, którzy bardzo mało o katolicyzmie wiedzą. Chińskie przysłowie mówi: „Puste naczynia najgłośniej brzęczą.” 🙂

          3. Pewnie. Najlepsza metoda na unikanie dyskusji. A podobno ten blog ma w podtytule napis: Trudne problemy. A tu tymczasem, jak nie ma argumentow, to najprosciej zbyc goscia zdawkowym: poczytaj, poznaj lepiej, nie wymadrzaj sie, jakby takie rady nie ujawnialy w wystarczajacym stopniu … waszej ignorancji religijnej. Chory, chcac sie leczyc, musi najpierw przyznac, ze gfaktycznie jest chory. Ale, OCZYWISCIE, w katolicyzmie WSZYSTKO gra bez zarzutu. Tylko nikt nie ma odwagi powiedziec, dlaczego najwieksze nonsensy teologiczne nosza tutaj nazwe tajemnic wiary. Bez odbioru.

          4. Ja nie unikam dyskusji – ani też nie mówię, że w KK wszystko jest „cacy” – proszę tylko, by unikać uogólnień, które są krzywdzące dla KAŻDEJ religii/

          5. Masz racje Albo!Ciągle jeszcze bolą mnie takie oskarżenia!;);)Ale uczę się i nad tym panować:):) Choć,jak widać, nie zawsze mi się to udaje!Czy też masz wrażenie,że jeśli się głośno mówi,że wierzy się w Boga, to od razu ludzie ( no, przynajmniej niektórzy)patrzą jak na dziwoląga? Dobrej niedzieli:) Miśka

          6. Tak, też mam takie wrażenie – a jak powiesz jeszcze, że jesteś katoliczką, to Cię wyklną nawet na niektórych protestanckich stronach – i powiem Ci po cichutku, że czasami gwałtowość tych ataków daje mi do myślenia…Bo czy ludzie atakują tak zajadle cośą, o czym wiedzą na pewno, że nie jest prawdą? Czy słyszałaś np. o Lidze do Walki z Wiarą w Krasnoludki?:) I czasami sobie myślę (po cichutku) że skoro wzbudzamy (w niektórych) aż taką nienawiść, to może akurat my mamy rację? Ale, oczywiście, nie znaczy to, że WSZYSTKIE zarzuty, które się stawia Kościołowi (i katolikom) są nieprawdziwe. O tym także pamiętaj!

          7. Pamiętam, pamiętam!I wcale przykładów nie trzeba szukać w przeszłości:( Przykre…w końcu -od tych, co dużo dostali będzie dużo wymagane!O Lidze do Walki z Wiarą w Krasnoludki nie słyszałam, poszukam!

          8. Nie szukaj, to był tylko przykład tego, że NIE WALCZY SIĘ z rzeczami, które nie istnieją. 🙂 Nawet nie wiem, czy jest taka organizacja – wymyśliłam ją… Natomiast różnych „Lig Antykatolickich” czy „Antyreligijnych” pewnie można by znaleźć trochę…

          9. Hihihi! Ludzie zajmują się różnymi rzeczami! Była kiedyś (a może jest nadal??) Partia Przyjaciół Piwa, więc..niewiele mnie już zdziwi!

          10. Ciekawy tok rozumowania. Idąc nim można dojść do wniosku, że jeżeli na ulicy napadnie Cię szalony wyznawca kosmicznej wesołej dżdżownicy, a Ty będziesz się bronić, to potwierdzasz tym samym to, że ta dżdżownica musi być prawdziwa.Nie wiem czy manipulujesz licząc na ludzką naiwność, czy sama tak to widzisz. Jeżeli to drugie, to wbij sobie do głowy – ludzie, którzy walczą z religią, walczą z religią a nie z Bogiem (bo Ty utożsamiasz te dwie rzeczy). Walczą z nienawiścią, kłamstwami, oszczerstwami i agresją – nie z jakimś wyimaginowanym bytem, w imię którego owe kłamstwa czy oszczerstwa są szerzone.

          11. Nie wiem, czy powinnam wysnuć z tego wniosek, że to ja Cię napadam? Bo jedno jest pewne – ja nie utożsamiam Boga z żadną konkretną religią – sądzę raczej, że Bóg, jeśli naprawdę jest, wszystkie je nieskończenie przekracza – one zaś jedynie próbują Go opisać – każda na swój sposób. I nie usprawiedliwiam żadnych kłamstw, oszerstw i prześladowań – czy to w imię religii czy też w imię walki z nią (co Ty, być może, uważasz za słuszne i uzasadnione). W przeciwieństwie do Ciebie ja jednak nie wpieram ludziom , że wiem lepiej, niż oni sami, w co oni wierzą i co myślą. Gratuluję skromności. Ps. Walcząc ze mną walczysz z wyimaginowanym potworem. JA TAKA NIE JESTEM. Ile razy mam to jeszcze powtórzyć?

          12. > Nie wiem, czy powinnam wysnuć z tego wniosek, że to ja Cię napadam? Bo jedno jest pewne – ja nie utożsamiam Boga z żadną konkretną religiąPrzeczytaj swoje wypowiedzi wyżej. Utożsamiasz. Walka z religią (Kościołem) to dla Ciebie walka z Bogiem.> I nie usprawiedliwiam żadnych kłamstw, oszerstw i prześladowań – czy to w imię religii czy też w imię walki z nią (co Ty, być może, uważasz za słuszne i uzasadnione). Tutaj zachowujesz się jak papież – on też gada jedno, robi coś przeciwnego. Czyżby to taka kolejna propaganda?Czym więc jest bronienie osoby, która wmawia że jestem komunistą, bo jestem ateistą?Jeżeli zaś bronisz tego, bo też tak uważasz, to również bronisz kłamstwa, tylko nieświadomie – przyjąwszy wcześniej kłamstwo za prawdę.> Ps. Walcząc ze mną walczysz z wyimaginowanym potworem.Kościół jest wyimaginowany? To jakiś cud, że wyimaginowany byt może wsysać tak duże sumy z budżetu państwa i narzucać coś obywatelom.> JA TAKA NIE JESTEM. Ile razy mam to jeszcze powtórzyć?Zamiast to powtarzać, pokaż to. Medoda Goebbelsa – tak przez katolików chętnie używana – z resztą na mnie nie działa.

          13. Bronienie OSOBY nie jest jednoznaczne z bronieniem jej POGLĄDÓW. CZY JEŻELI OBRONIŁABYM PEDOFILA PRZED SAMOSĄDEM, ZNACZYŁOBY TO, ŻE WSPIERAM PEDOFILIĘ?Co chciałbyś, żebym zrobiła?Mam Ci pozwolić obrażać moich Czytelników? Bo wydaje mi się, że Ciebie nikt tu nie obraża – będę pilnować Mara, by trzymał swój język na wodzy. Bez odbioru.

          14. > Bronienie OSOBY nie jest jednoznaczne z bronieniem jej POGLĄDÓW. A przed czym możesz tu bronić osobę?Przeecież to co pisałem odnosiło się do obrony mojej osoby – nijak do osoby, którą broniłaś. Broniłaś więc wypowiedzi, poglądów osoby a nie osoby.> Mam Ci pozwolić obrażać moich Czytelników?Ta wasza reakcja z obrażaniem zasługuje na skomentowanie u mnie.Gdzie go obraziłem? Czy jeżeli ktos pisze ewidentne kłamstwa a ja napiszę, że to bzdury, to to obraza? A może obraziłem go, bo nie nadstawiłem policzka i nie dałem na siebie wylać takich oszczerstw?Dlaczego nie bronisz mnie gdy on nazywa mnie komuchem?Skąd taka stronniczość?> Bo wydaje mi się, że Ciebie nikt tu nie obrażaNo tak, zapomniałem – wasze chamstwo jest święte. Możecie mnie nazywać komuchem, ćpunem, śmiecie, i to nie jest obraza a wręcz zasługuje na to, bo prowokuję tym, że przyznaje się do ateizmu. Jakie kikolwiek brak potakiwania zaś wam – nawet nieprzyjęcie na siebie waszych oszczerstw, to wielka obraza.Taka wasza projekcja w ogóle wymagałaby nie tylko komentarza na moim blogu, ale w ogóle jakiegoś studium naukowego. Jest to bowiem zjawisko bardzo powszechne a mimo absurdu swojej istoty, chyba przez nikogo nie zauważane – tzn. to wasze przeświadczenie, ze żadne obelgi i oszczerstwa z waszej strony nie są obrazą, zaś każdy noiezgodzenoie się z wami, jest dla was wielką ujmą. – będę pilnować Mara, by trzymał swój język na wodzy. Bez odbioru.

          15. Jak to WASZE chamstwo?! Podaj mi choć jeden przykład, kiedy JA BYŁAM CHAMSKA w stosunku do Ciebie. 🙂 Nie potrafisz? To przestań używać liczby mnogiej, proszę…”Wasze pogłady, Wasze reakcje…” Odnosżę wrażenie, że Ty nigdy nie rozmawiasz ze mną, lecz zawsze z grupą wyimaginowanych (lub prawdziwych) przeciwników… Rozumiem, tak jest łatwiej: jeżeli nie można skrytykować tego, co JA powiedziałam, zawsze można mi zarzucić WSZYSTKO co piszą tu inni. Bardzo to intelektualnie uczciwe – ale na posta się nie nadaje. Mam ciekawsze tematy. OK, będę Cię chroniła przed wszelkimi negatywnymi wypowiedziami (choć wątpię, bym mogła liczyć na wzajemność…) – nikt inny nie ma tu takich przywilejów, ale Ty będziesz je miał.

          16. Ateisto!Mam wrażenie,że wchodzisz na ten blog po to,żeby szukać zaczepki.A jeśli ktoś nie daje się sprowokować do pyskówki gniewasz się jak dziecko któremu odebrano zabawkę!Podziwiam Albę za spokój i takt w wypowiedziach!!!Napisałeś -Możecie mnie nazywać komuchem, ćpunem, śmiecie, i to nie jest obraza a wręcz zasługuje na to, bo prowokuję tym że przyznaje się do ateizmu. Czytam uważnie i NIGDZIE NIE ZNALAZŁAM SŁÓW, które nam przypisujesz!!Jeśli chcesz wojny…tutaj jej nie znajdziesz:):)

          17. No, właśnie – gdzie i kiedy ja nazwałam Cię komuchem, śmieciem itd? Jeśli natomiast zrobił to ktokolwiek na tym blogu, to serdecznie przepraszam. Czy przychodzisz tutaj nie dlatego, że wolno Ci się swobodnie wypowiadać? Czy i to jest (perfidnie ukrytym :)) dowodem na moją nietolerancję i nienawiść? I czy stronniczością nazwiesz fakt, że opowiuadam się raczej po stronie tych, którzy mają podobne (nie identyczne!) do moich przekonania? Czy i Ty na swoim blogu nie czynisz podobnie?

          18. Jest w tym wszystkim tylko jeden, drobniutki błąd logiczny. Przyjąłeś założenie „wszyscy katolicy nienawidzą ateistów – a konkretnie mnie, który jestem jedynym prawdziwie ideowym ateistą na tej planecie – ci którzy nie są „walczący” jak ja, to farbowane lisy i tchórze, którzy się korzą przed wierzącymi- a zatem i ty, dziewczyno, MUSISZ mnie nienawidzić, nawet jeśli o tym nie wiesz.” A ja mam to w nosie, rozumiesz? Dla Ciebie jest to „święta wojna” – dla mnie nie. I nie będę z Tobą walczyła. Ps. Insynuowanie mi, że uważam „walkę z Kościołem” za walkę z Bogiem uważam za kolejne zabawne uogólnienie. Jeśli niektórzy ludzie – jak Ty -walczą z Kościołem, to na ogół dlatego że Kościół sobie wcześniej na to zapracował. Nie wiem, co takiego zrobili Ci ludzie wierzący – ale musiało to być coś potwornego, skoro z walki z Kościołem uczyniłeś sobie jedyny cel życia. Ja jednak je”katoliczką bez Kościoła” i co mnie boli, to atakowanie przez Ciebie ludzi, personalnie, za ich przekonania. Co Tobie do tego, czy jestem „prawdziwą” czy „nieprawdziwą” katoliczką? Ważniejsze jest przecież za kogo JA SAMA się uważam. Sam pisałeś na swoim blogu, że irytuje Cię, kiedy wierzący twierdzą, że nie jesteś „prawdziwym” ateistą. Dlaczego więc robisz innym to, co Tobie niemiłe?

          19. > Jest w tym wszystkim tylko jeden, drobniutki błąd logiczny. Przyjąłeś założenie „wszyscy katolicy nienawidzą ateistów – a konkretnie mnie,Po pierwsze – przeczytaj mój wpis „Uogólnianie” – tam jet wyjaśnienie co znaczy „wszyscy katolicy” itd.Po drugie – to, że Ty nienawidzisz ateistów, to wiem stąd.Twoja zaś negacja do mnie nie dociera, bo robisz to jak Kościół. – tzn. po zarzuceniu Ci zegoś przepraszasz, odcinasz się od jakichś poglądów, a przy następnej okazji znowu je popierasz i znowu robisz co robiłaś.Nie obchodzi mnie ile razy napiszesz, że nie nienawidzisz ateistów. Obchodzi mnie to, jak będziesz gorliwie bronić klerykalizmu lub też popierać czyjeś obelgi i oszczerstwa.> Ps. Insynuowanie mi, że uważam „walkę z Kościołem” za walkę z Bogiem uważam za kolejne zabawne uogólnienie. Więc cytuję:> i powiem Ci po cichutku, że czasami gwałtowość tych ataków daje mi do myślenia…Bo czy ludzie atakują tak zajadle cośą, o czym wiedzą na pewno, że nie jest prawdą? Czy słyszałaś np. o Lidze do Walki z Wiarą w Krasnoludki?:) I czasami sobie myślę (po cichutku) że skoro wzbudzamy (w niektórych) aż taką nienawiść, to może akurat my mamy rację?> Nie szukaj, to był tylko przykład tego, że NIE WALCZY SIĘ z rzeczami, które nie istnieją. 🙂 Co to znaczy? To znaczy, że ludziom walczącym z religią przypisujesz walkę z Bogiem.> Ważniejsze jest przecież za kogo JA SAMA się uważam. Jeżeli ktoś deklaruje przynależność do organizacji dość ujednoliconej co do tego jak trzeba myśleć, to znaczy, że pozwalasz na pewne uogólnienia co do Ciebie.> Sam pisałeś na swoim blogu, że irytuje Cię, kiedy wierzący twierdzą, że nie jesteś „prawdziwym” ateistą. Dlaczego więc robisz innym to, co Tobie niemiłe?Czy ja twierdzę, że jesteś nieprawdziwą katoliczką?

          20. Twierdzisz. Nazwałeś mnie heretyczką. Oraz hipokrytką. Ale od teraz Tobie WSZTYSTKO wolno. Może wreszcie zrozumiesz, że ja Ciebie nie nienawidzę. NIKOGO nie nienawidzę. A tym mniej ateistów. Wmówiłeś to sobie. A wpis, który cytujesz na dowód mojej nienawiści: 1) NIE dotyczy „walki z błędami organizacji” tylko z LUDŹMI którzy do niej należą; 2) NIE dotyczy ateistów, lecz tych spośród protestantów, którzy „na wejście” nie znoszą katolików…

          21. Nie wrzucaj katolików do jednego kubła z napisem „katolicy”. Wiara w Boga nie byłaby wiarą, gdyby nie różnice w jej pojmowaniu i bardzo dobrze. Fundamentalizmy, bez względu na wyznanie i bezwyznaniowe zawsze były, są i będą szkodliwe. Chodzi o to aby się „pięknie różnić” a to jest dość duże wyzwanie dla nas wszystkich.

          22. Masz rację – „katolicki” znaczy wszak POWSZECHNY, a to powinno zakładać szerokie spektrum poglądów i postaw.

          23. Wiesz jak się nazywa katolik, który ma własne zdanie (w sprawach wiary)? To heretyk. Tak to pojmuje Kościół.

          24. Dziękuję za Twój cenny komentarz. 🙂 Mocno mnie tylko dziwi, że Ty, ateista (i do tego wojujący!) pouczasz mnie w kwestiach MOJEJ wiary. Czy ja Ci tłumaczę, co to według mnie znaczy być „prawdziwym ateistą”?

          25. Mnie powinno dziwić to, że Ty wybrałaś sobie wyznanie każące Ci się mu podporządkować a jednocześnie zachowujesz się odwrotnie – jakbyś to ty je tworzyła i nim rządziła.

          26. Każdy człowiek SAM tworzy własny światopogląd – a pewne rzeczy wcale nie przestają być piękne, mądre i prawdziwe przez to, że JA ich nie przestrzegam. Wiem, że nie jestem „dobrą katoliczką” (choć dla mnie oznacza to coś ZUPEŁNIE innego niż dla Ciebie!) – ale mimo to nie byłabym w zgodzie z własnym sumieniem, gdybym nie broniła mojej wiary tam, gdzie sądzę, że ma ona rację.

          27. Co do ateizmu – nie musisz pouczać, bo by być ateistą trzeba spełniać tylko jedno kryterium. By być katolikiem (poprawnym) już wiele.Możesz mnie pouczać gdy zauważysz moją niekonsekwencję – np. będę się do boga jakiegoś modlić. Na razie to tylko Ty przeczysz założeniom tego co wyznajesz – pokazując, że religii bronisz nie dlatego, że jest dla Ciebie wartością, ale dla samej jej obrony.

          28. Natomiast Ty coraz skuteczniej niszczysz ten pozytywny wizerunek ateisty, który mi wpoili moi KATOLICCY nauczyciele. Jeszcze kilka równie tolerancyjnych i szanujących moje przekonania komentarzy, a kto wie, może zapiszę się do Frontu Walki z Ateizmem? 🙂 Staraj się tak dalej!

          29. > Natomiast Ty coraz skuteczniej niszczysz ten pozytywny wizerunek ateisty, który mi wpoili moi KATOLICCY nauczyciele.To bardzo dobrze. Wizerunek dobrego kogoś – dobrego tylko dlatego, że będzie sobie na wszystko pozwalał – mi nie odpowiada. Uznaj mnie za bardzo złego ateistę – który nie będzie pokornie stał, będąc celem waszego „świętego chamstwa”, a który będzie walczył o szacunek i swoje prawa!

          30. Pytam jeszcze raz – która z moich wypowiedzi zasługuje na miano „chamstwa”? Czy kiedykolwiek czymś Cię obraziłam? Czy może obraża Cię samo moje istnienie?

          31. Hipokryzjo: ta zasada NIE JEST wyłącznie katolicka – chociaż niekatolicy bardzo lubią tak myśleć.

  10. Ojcowie Kościoła o KobietachAugustyn (354-430)Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnieTertulian (160-220)Kobiecie przystoi jedynie szata żałobna. Skoro tylko przekroczy próg wieku dojrzałego, winna zasłonić swe gorszące oblicze, by nie utracić swej szczęśliwości wiecznej Klemens Aleksandryjski (ok. 215)U kobiety sama świadomość jej istnienia powinna wywołać wstydJan Chryzostom (349-407)Cała płeć żeńska jest słaba i lekkomyślna. Uświęcona zostaje jedynie przez macierzyństwo Tomasz z Akwinu (1225-1274)Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych oraz możliwości wykorzystania do prac domowych Może jakiś uczony i pokrętny komentarz, z którego wynikałoby, że Kościół katolicki miał i ma pełne prawo traktować kobiety jak przedmioty? Obserwując styl, w jakim odpowiadacie swoim adwersarzom, coś mi się tak wydaje, że katolikom brak uczciwości, aby przyznać, że ten Kościół jest bardzo daleki nie tylko od świętość, ale i od zrowego rozsądku.

    1. Dobrze brać pod uwagę i inne zdania:- Katechizm Kościoła Katolickiego (1994)”….mężczyzna i kobieta mają taką samą godność” – str 91- Prymas Wyszyński”Ilekroć wchodzi do twojego pokoju kobieta, zawsze wstań, chociaż byłbyś najbardziej zajęty (…) Pamiętaj, że w ten sposób płacisz dług wdzięczności twojej Niepokalanej Matce, z którą ściślej jest związana ta niewiasta niż ty. W ten sposób płacisz dług wobec twojej rodzonej Matki (…) Wstań nawet wtedy, gdyby weszła najbiedniejsza z Magdalen (…) Wstań bez zwłoki, dobrze ci to zrobi.”-Trudno także pominąć nauczanie Jana Pawła II o godności kobiety…i wiele, wiele innych:)Wystarczy chcieć….:):)Pozdrawiam

    2. To wszystko prawda, Dzięciole, wszakże trzeba zważyć na konteks historyczny – W CAŁYM ówczesnym świecie (czy to w judaizmie, islamie, hinduizmie czy buddyzmie) wcale nie było lepiej. Feminizm jest stosunkowo młodym zjawiskiem. A tych krzywdzących stwierdzeń z przeszłości nikt już dziś w Kościele nie przywołuje.

      1. Oto przyklad klasycznej ucieczki przed prawda w swiar uogolnien i sloganow. Tymczasem BYLO LEPIEJ w wymienionych systemach religijnych, o wiele lepiej niz w zaklamanym katolicyzmie bo kobietom gwarantowano minimum praw. Sa na to dowody. W Biblii chociazby przyklad Rut Moabitki. teksty z katechizmu katolickiego z 1994 to takze zadna odpowiedz. Widzimy jakie szalenstwo na naszych oczach dzieje sie, gdy katoliccy fanatycy niszcza galerie sztuki, gdy tylko ujrza dwa skrzyzowane patyki lub kobiete, ktora zada aborcji.

  11. Az dziwne ze w XXI wieku ludzie maja takie problemy.Tak jak czlowiek czuje glod czy tez pragnienie tak tez czuje potrzebe sexu,potrzebe bliskosci i milosci.Potrzeba sexu czesto jest tak duza ze nawet co niektorzy ksieza nie potrafia sie opanowac i plodza dzieci.I dlatego nalezy uczyc dzieci i mlodziez kultury zycia sexualnego, aby nie wyrastali na brutali i zboczencow!

  12. „przykazanie zabrania pożądać „żony swego bliźniego”. O WŁASNEJ nic nie wspomina. :)” jak to? a co z traktowaniem bliźniego jak siebie samego? 😀

  13. Jestem przekonana, ze chodzi o negatywny wydzwiek slowa 'pozadanie’. Pozadac kogos, czegos to inaczej tego chciec, chciec cos wziac. Czyli inaczej zaspokoic swoje rzadze. A milosc ma polegac na dawaniu… Dawaniu siebie w milosnym akcie drugiej osobie.

      1. > jestem żoną byłego księdza.Hm ciekawe, a dlaczego pan „byly ksiadz” nie jest ksiedzem?Mam nadzieje ze to nie Twoja wina Albo?

        1. Zazwyczaj wydaje mi się, że to jednak nie moja wina – jego kapłaństwo skończyło się dużo wcześniej, zanim mnie poznał. Ja raczej starałam się robić wiele (chociaż skłamałabym, mówiąc, że „wszystko”) żeby w nim je na nowo „obudzić.” Ale może jednak mogłam zrobić coś więcej…na przykład odejść od niego? Czy to by pomogło? Nie wiem… Dlatego, jeśli wolisz, możesz uważasz, że to w jakimś stopniu jest moja wina i mój grzech. Przecież wiadomo, że „zawsze winna jest kobieta”. Nawet, jeśli jest poważnie niepełnosprawna i nie uważa się za „kusicielkę.” Bo może „wzięłam go na litość”? Nie wiem. Któż z nas może powiedzieć z całą pewnością, że jego intencje były zupełnie czyste?

  14. Witaj Albo! Tym razem (choć rzadko mi się to zdarza) nie przeczytałem komentarzy pod Twoim postem. Ja swojej żony pożądam. Pożądam jej uśmiechu, dobrego słowa, pożądam nawet jej potknięć, które wszystkim się zdarzają. Pożądam jej gniewu, zniecierpliwienia czy nawet gorzkich słów, które do mnie kieruje. Po prostu kocham ją taką jaka jest, nie taką jaką chciałbym ją widzieć. A miłość fizyczna jest zespoleniem, bezgranicznym zaufaniem, bo czymże jeszcze? Kocha się nie za coś, ale dlatego że ten ktoś jest i takiego jaki jest. A pożądanie to też tęsknota, wiara, ufność i niecierpliwe czekanie na obecność.

  15. no dobra to sobie z drugiej strony zajrzyjcie do Freuda, spełnienie seksualne i satysfakacja z aktywnego życia seksualnego ma zbawienny wpływ na naszą psychikę, u podnóża wielu zaburzeń, dewiacji i zboczeń lezy włąśnie frustracja seksualna… jest naukowo udowodnione, że dla naszego zdrowia i psychicznego i fizycznego jest niezbędne aktywne życie seksualne. Czyli co Bóg się mylił?? – tworząc człowieka z takimi a nie innymi potrzebami, myślę że to teoria mocno naciągana… indokrynacja kościoła i chęć manipulacji ludźmi,a seks z kimś kogo się kocha nie jest aktem egoistycznym, sam kościół sobie przeczy mówiąc o „obowiązku małżeńskim” partnerów wobec siebie, a z drugiej strony podkreślając, że seks to to jedynei sposób spłodzenia potomka – gdyby fkatycznie tak było inaczej by nasza biologia to regulowała, a to, że ludzie uczynili z seksu karte przetargową, bądź też używkę to już inna bajka,,,,

    1. Ufff… Przede wszystkim współczesna psychologia udowodniła już, że Freud się MYLIŁ, próbując wyjaśnić wszystkie zjawiska w sferze psychicznej człowieka „sublimacją popędu seksualnego.” Czyli co – gdyby pozwolono nam kopulować bez żadnych moralnych czy kulturowych ograniczeń, nie byłoby chorób psychicznych ani…rozwoju cywilizacji?(Bo Freud, przypominam, twierdził, że również cała nasza twórczość jest tylko „sublimacją popędu”). Myślę, że jego błąd – podobnie jak później „ojca rewolucji seksualnej”, Kinseya (który badał zachowania seksualne przestępców) – polegał na tym, że obserwacje poczynione na ludziach CHORYCH uogólnił na całą populację. A co do Kościoła, to wydaje mi się jednak, że obecnie NIE NAUCZA już on, że seks ma służyć tylko prokreacji. Akt seksualny ma również służyć umocnieniu miłości i…uświęceniu małżonków.

  16. niestety, nauka Kosciola totalnie nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistosci. jest niespojna i na biezaco wypaczana. kiedys byla dobrym regulatorem stosunkow spolecznych, ale zatrzymala sie w rozwoju i juz nie dziala.proponuje zaczac myslec samemu 🙂

    1. Samemu, to znaczy jak? Podług współczesnych „norm moralnych” które też nieustannie się zmieniają? Weź, proszę, pod uwagę, że KAŻDY Twój pogląd, którzy dziś uważasz za słuszny i rozsądny, jutro może zostać uznany za „konserwatywny” i „nieprzystający do rzeczywistości.” Przykładem może być mój brat, agnostyk, który opowiadał się zawsze za legalizacją związków homoseksualnych, ale BEZ prawa do adopcji dzieci. Jestem przekonana, że dziś już ktoś taki jest uznawany za „homofoba” i człowieka nietolerancyjnego…

      1. czlowiek nie krowa, sie zmienia. tym sie rozni od zwierzat, ze uczy sie duzo szybciej i duzo latwiej sie dostosowuje do zmieniajacych sie warunkow. mozna tez stwierdzic, ze w procesie nauki i poznawania weryfikuje swoje poglady. o tym Kosciol zdaje sie zapominac, a przynajmniej robi to bardzo powoli i opornie.mysl samemu, zadawaj pytania. cywilizowany swiat wyrosl juz z autorytaryzmu. nie ma prawd objawionych, teraz rzeczy sie tlumaczy i mniej lub lepiej uzasadnia. dogmaty sa dla plebsu.malzenstwa homo? spoko, ale bez slubu koscielnego – ta instytucja nie moze sobie pozwolic akurat na to (zreszta co mnie to obchodzi?). tylko po to, zeby pary mogly sie rozliczac z podatkow jak heteroseksualne. adopcja dzieci – NIE. dziecko powinno miec matke i ojca, ale nie dlatego, ze Kosciol tak twierdzi, tylko dlatego, ze musi czerpac wzorce i jest to potrzebne dla jego rozwoju. kazdego, kto argumentuje to „bo Bog tak chce” – po prostu obsmieje.

        1. Amb, spoko, znajdą się „mędrcy” którzy nam „naukowo” udowodnią, że posiadanie dwóch mamuś lub dwóch tatusiów jest dla dziecka wręcz korzystne – a w przyszłości może nawet i to, że związek dziecka z dorosłym…itd. W naszym „płynnym” świecie WSZYSTKO jest możliwe (i nie mów mi, że nie, bo nie masz na to żadnych dowodów). Ale czy świat rzeczywiście staje się od tego LEPSZY, to już zupełnie inna kwestia. Miotają nami skrajności, bo zatraciliśmy gdzieś pojęcia „dobra” i zła”, które powinny stanowić naszą wewnętrzną busolę. I nie ma to NIC wspólnego z religią, raczej z człowieczeństwem.

          1. „Miotają nami skrajności, bo zatraciliśmy gdzieś pojęcia „dobra” i zła”, które powinny stanowić naszą wewnętrzną busolę.”bajer polega na tym, ze te pojecia sa wzgledne. prawdopodobnie zinternalizowalas definicje katolickie i uwazasz, ze wszyscy powinni rozumiec je tak samo. niestety, tak nie jest. nie zatracilismy ich. nie da sie ich jednoznacznie zdefiniowac. w kazdym spoleczenstwie definicja bedzie troche inna.Kosciol nie dopuszcza relatywizacji. to kolejny jego blad. nie dopuszcza mozliwosci, ze moze sie mylic. taki system coraz bardziej sie nie sprawdza i dazy do autodestrukcji.

  17. Pierwszy raz odwiedzam Twojego bloga, ale muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. 1. Od razu urzekła mnie góra tej strony, na której widnieje zdjęcie morza, pary i zachodu słońca – idealne dla mojego romantyzmu.2. Zdziwiłam się również widząc kawałki tekstu z piosenki pewnego zespołu SKA – nie wiem czy wiesz 🙂 Bardzo lubię tę piosenkę oraz ten rodzaj muzyki i tego typu klimaty. Jeśli ten tekst jest tam więc, bo też lubisz taką muzykę – doceniam, podziwiam i szanuję 🙂 „Bo wszystko to iluzją jest i magią i zdarza się raz na milion.”3. Po trzecie – cytat o Bogu. A tak mało dziś ludzi, którzy w Boga wierzą i potrafią mówić o tym głośno i bez skrępowania, którzy mają na wiele poglądów swoje zdanie i nie boją się go wyrazić. Sama wierzę w Boga i doceniam tych, którzy głośno się do tego przyznają. Wielki plus! ;)Wpis o pożądaniu – ciekawy. Uczucia w człowieku są i nie da się ich zlikwidować. Były i będą. a pożądanie jest z pewnością jednym z nich. Można nad tym próbować panować czy nie zdawać sobie sprawy z tego, że się je odczuwa. Ale na pewno samo pożądanie nie może być złe, skoro Bóg stworzył je razem z całym naszym ciałem i psychiką. Może być złe, ale to nie jest zależne od samego pożądania, ale raczej od tego, jaki nadamy jemu kierunek.Co do seksualności… oj, tomy można by pisać o tym, przez jakie etapy przechodziła i jak zmieniał się do niej stosunek przez lata 😉 Tak samo było z wizerunkiem kobiety i wieloma innymi rzeczami. Świat się zmienia i wszystko musi się dostosowywać, aby przetrwać – Kościół także. Szkoda tylko, że czasami robi to trochę późno.Pozdrawiam! 🙂

  18. Kardynalny błąd w ocenie, Amb!:) NIGDY nie chciałam, aby wszyscy przyjmowali mój czy też „katolicki” punkt widzenia na dobro i zło (aczkolwiek wobec absolutnej względności wszystkiego ten jest równie „dobry” jak każdy inny, niż nie?;)) – niemniej uważam, że przyjęcie JAKIEGOKOLWIEK poglądu na tę sprawę stanowi o istocie człowieczeństwa. Tymczasem ludzie dziś pytają nie tyle, czy coś jest „dobre” ale czy jest „naturalne” -podczas gdy NATURA nie zna pojęć dobra ani zła. Są one właściwe jedynie ludziom – i chociaż w różnych epokach i społecznościach różnią się ich definicje, to jednak nie ma żadnej ludzkiej cywilizacji która by zupełnie ich nie znała. Tymczasem jednak, w świecie, gdzie definicje zmieniają się tak szybko, trudno zachować wierność JAKIMKOLWIEK własnym przekonaniom – religie zaś próbują nadać temu oceanowi niepewności choćby pozór stałości – jeśli zaczną się zmieniać równie szybko, jak całe utoczenie, stracą swoją rolę „punktów odniesienia”- i tym samym rację bytu. Tylko tyle i aż tyle.Mam nadzieję, że tym razem udało mi się wyrazić na tyle „ateistycznie”, żebyś mnie dłużej nie oskarżał o „katolicką kryptopropagandę”- sama taka sugestia jest dla mnie obraźliwa. Gdybym chciała kogokolwiek na tym blogu „nawracać” na katolicyzm, robiłabym to jawnie, bez uciekania się do takich niskich sztuczek. Wydaje mi się, że popełniasz błąd typowy dla wielu wolnomyślicieli – zakładasz, że osoby które przyjmują światopogląd religijny wyrzekają się samodzielności myślenia. W każdym razie – mnie to nie dotyczy!

  19. A co z mężem, który swej żony nie pożąda? I trwa w tym „niepożądaniu” 19 mcy. Z potencją nie ma problemów, z orientacją nie ma problemów, z wiernością podobnie. Kocha swą żonę, czy tak naprawdę porzucił? Żona czuje się koszmarnie, wszelkie możliwe próby poprawy sytuacji spełzły na niczym. Jak długo tak żyć razem? Jest sens? Gdybym chciała mieszkać z bratem, mieszkałabym z bratem :((

    1. Tak naprawdę porzucił chyba… Próbowaliście naprawdę wszystkiego? A jak było PRZED ŚLUBEM? Pytam, bo może mógłby być to powód do unieważnienia związku – współżycie seksualne jest jedną z istotnych cech małżeństwa…

      1. sex był przed ślubem, po ślubie, do porodu. A później był poród, przy którym mąż „asystował”. Bardzo ciężki poród.Ja nie chcę stwierdzenia nieważności swojego małżeństwa. Ono jest ważne. Kocham męża, mąż kocha mnie. Po prostu tracę cierpliwość. I nie mam z kim o tym porozmawiać. Pozdrawiam

        1. No, cóż, u niektórych mężczyzn takie przeżycie wyzwala reakcje lękowe, podświadomie on może sądzić, że Cię skrzywdził, że to seks z nim był -pośrednio – przyczyną Twego cierpienia. Niekiedy powoduje to także odrazę do siebie, do seksu, do żony… Próbuj się do niego zbliżyć mimo wszystko, rozmawiajcie o tym. A jeśli to nie pomaga, poszukajcie pomocy specjalisty – psychologa lub seksuologa. Nie poddawaj się i…powodzenia!

Skomentuj ~zakonnica Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *