Myślę, że należy unikać wszelkich skrajności – bzdurą jest zarówno twierdzenie, że „wszystko jest zapisane w gwiazdach”, jak i to, że wszystko dzieje się „przypadkiem.”
Niekiedy coś rzeczywiście wygląda jedynie na splot (nie)szczęśliwych okoliczności.
Ale… ja jestem wierząca, i wierzę w „Boży plan” – w to, że Bóg dla każdego z nas pragnie spokoju, szczęścia i miłości. A że my Mu w tym często przeszkadzamy naszymi złymi decyzjami, to już jest zupełnie inna historia. I ten plan nie w każdym życiu zdoła się zrealizować. A jeszcze inna sprawa, że spokój, szczęście i miłość to nie jest „skarb” który został nam dany („spuszczony z nieba”) od razu w stanie gotowym – a my nic już nie musimy robić, tylko czerpać z niego pełnymi garściami. A jak już się „wyczerpie” to po prostu szukamy sobie nowego „kuferka.” NIE.
W moim pojęciu szczęście (i miłość) jest to pewien KAPITAŁ, który mamy pomnażać przez nasze czyny, niczym biblijne „talenty.” Oczywiście, możemy go również „zmarnotrawić”, jak ów „zły i gnuśny” sługa z przypowieści.
Ale stanie się to wyłącznie z NASZEJ winy, a nie z woli „przypadku” czy „przeznaczenia” a nawet Boga. A że teraz ludzie jak ognia boją się tej „pracy” wolą liczyć na „los”, który wszystko odmieni…
> Ale… ja jestem wierząca, i wierzę w „Boży plan” – w to, że Bóg dla każdego z nas pragnie spokoju, szczęścia i miłości. To pewnie dlatego tyle wojen (w tym w imię Boga), chorób cierpienia… Sprytne z jego strony.Jako, że jest wszechwiedzący i wszechmocny zdeterminował każdą ludzką myśl już podczas stworzenia wszechświata. Chciał dla swoich ludzi szczęścia i spokoju więc stworzył ich zawistnych i żądnych krwi – jak on sam. Pewnie myślał, że gdy wzajemnie będą się mordowali, to będą mieli taki sam ubaw z tego, jak i on. :)> A że my Mu w tym często przeszkadzamy naszymi złymi decyzjami, to już jest zupełnie inna historia.Czy można przeszkodzić istocie wszechmocnej, wszechobecnej i wszechwiedzącej? Nie ma nic co by było poza zasięgiem jego kontroli i planu. Cechy jakie dajecie Bogu są sprzeczne w sobie.
Zgodzę się z Tobą, jeśli mi wskażesz w Ewangelii choć jeden werset, w którym Bóg nakazał ludziom, aby mordowali się nawzajem. Ps. Można też łatwo dojść do wniosku, że gdyby Boga nie było (a Ty tak, zdaje się, uważasz) wszystko we Wszechświecie powinno toczyć się idealnie… Dlaczego więc tak nie jest? Dla ateistów Bóg jest zdumiewająco wygodnym „chłopcem do bicia” – choć to zabawne obwiniać o wszystko Kogoś, kto (podobno) nie istnieje. Ja mam na to inną odpowiedź: świat nie jest rajem, ponieważ (inaczej niż sądził Marks i kilku jego poprzedników), my sami nie jesteśmy aniołami.
Ateistyczne „raje” już przerabialiśmy z koszmarnymi skutkami. Próby „naprawiania” tego świata na ateistyczną modłę, zawsze miały przefatalne skutki, jest na to zbyt wiele dowodów . To, że ateiści w ogóle jeszcze żyją, jest dowodem bezmiernego Miłosierdzia Bożego. Gdyby bowiem Bóg w istocie miał te cechy, które mu ateiści przypisują, już dawno by ich wszystkich obdarł ze skóry i powbijał na pale.
> Ateistyczne „raje” już przerabialiśmy z koszmarnymi skutkami. Próby „naprawiania” tego świata na ateistyczną modłę, zawsze miały przefatalne skutki, jest na to zbyt wiele dowodów .Podobnie z próbami stworzenia religijnych rajów – gdzie każdego kto myśli inaczej np. strącano do obozu zagłady.Nie wiem dlaczego piszesz o „ateistycznym raju”, jeżeli ja i wielu ludzi dziś jest temu przeciwnym. Ja chciałbym państwa w którym szanowano by obywatela niezależnie od wiary. To wy jesteście podobni do tych co chcieli stworzyć te „ateistyczne raje” – chcecie by w pańśtwie albo żyli ludzie tylko o jednych poglądach albo przynajmniej ci co nie wyznają tych co trzeba poglądów, byli dyskryminowani.> To, że ateiści w ogóle jeszcze żyją, jest dowodem bezmiernego Miłosierdzia Bożego.A może dowodem na to, że katolicki bóg nie istnieje?> Gdyby bowiem Bóg w istocie miał te cechy, które mu ateiści przypisują, już dawno by ich wszystkich obdarł ze skóry i powbijał na pale.To nie ateiści a wy sobie przypisaliście takie cechy. To wasz bóg nie nasz.
Nie rozmawiam z nikim, dla którego Bóg pisze się z małej litery.
Czyli z każdym kto nie zmienia zasad polskiej pisowni tylko po to, by pokazać że to co on chce będzie pisane jak on chce?
A czy Ty nie robisz tego samego, pisząc ważne DLA NAS słowo Bóg tak, by uzewnętrznić własne przekonania?:) Jedna literka – a ileż podtekstów…ileż okazji, by kogoś zirytować… Bezcenne!;)
> A czy Ty nie robisz tego samego, pisząc ważne DLA NAS słowo Bóg tak, by uzewnętrznić własne przekonania?:)Nie – piszę to poprawnie – tam gdzie trzeba z małej, tam gdzie trzeba z wielkiej. Ciekawych rzeczy się o was dowiaduje – nawet zasady pisowni potraficie zmieniać pod wasze stany emocjonalne.> Jedna literka – a ileż podtekstów…ileż okazji, by kogoś zirytować… Czy nie uważasz iż dziecinnym bardzo jest oburzać się o to, że ktoś nie zamierza deptać zasad polskiej pisowni tylko dlatego by zadowolić czyjś egocentryzm?
Egocentryzm, czy UCZUCIA? 🙂 Ale, ponieważ moje własne „uczucia religijne” niezwykle trudno jest obrazić (chyba o wiele trudniej, niż Twoje poczucie godności ateisty) – nie zamierzam się o to sprzeczać. Ale nie licz na to, że aby zadowolić Ciebie, zacznę pisać to słowo małą literą – podobnie, jak słowa Allah czy Prorok (Mahomet) zawsze piszę wielką literą, choć nie jestem muzułmanką…
Allach należy pisać wielką literą. „Prorok” już nie. Czy to aby nie z chęci pokazania jak łatwo urazić Twoje „uczucia religijne” chcesz by ktoś łamał zasady polskiej ortografii?
Czy ja chcę, abyś łamał zasady? Pisz sobie to słowo na „b” , jak chcesz, mnie tym nie urazisz… A jeśli „łamiąc zasady” piszę Prorok wielką literą, to dlatego, że mam więcej wyrozumiałości dla uczuć innych ludzi (nawet tych, których nie podzielam), niż Ty. Ale to sprawa indywidualnej wrażliwości.
Bóg, jeśli jest, nie stanie się ani odrobinę „mniejszy” przez to, że napiszesz Jego nazwę małą literą – choć Janusz Korczak, który był niewierzącym Żydem, mówił wychowankom, że gdyby Bóg istniał, należałoby używać „specjalnej litery” aby pisać Jego imię. Ale on, oczywiście, nie był tak prawdziwie ateistycznym ateistą, jakim jest mój drogi rozmówca…
Skoro to takie nieistotne, to dlaczego ciągle i tyle o tym piszesz?
Bo nieistotne (czy aby na pewno?:)) jest to chyba tylko dla Ciebie…:) Jedna z zasad polskiej ortografii, o której tyle tu piszesz (jak to miło, swoją drogą, wprząc nawet język w służbę swych własnych przekonań…:)) mówi także, że MOŻNA pisać wielką literą słowa, odnoszące się do osób, które darzymy szacunkiem. A dla mnie Bóg jest właśnie taką Osobą. Czyniąc więc tak, nie popełniam błędu, ani nie łamię żadnych „reguł”.
> A jeśli „łamiąc zasady” piszę Prorok wielką literą, to dlatego, że mam więcej wyrozumiałości dla uczuć innych ludzi Jeżeli wyznawcę pewnej doktryny obrażać będzie to, że nie pocałujesz go w stopę, nie wyliżesz mu brudnej podeszwy lub nie złożysz w ofierze kogoś bliskiego, to by nie urazić uczuć tego kogoś zrobisz to?
Jak zwykle popadasz w skrajności, ateisto.:) By nie urazić czyichś uczuć zrobię wszystko to (i TYLKO to), co jednocześnie nie będzie naruszać godności mojej lub innych osób. Pisanie „Prorok” wielką literą mojej godności nie narusza. Jeśli natomiast – jako ateiście – miałoby Ci sprawiać ból pisanie słowa „bóg” wielką literą, to po prostu tego nie rób. I tyle.
> Zgodzę się z Tobą, jeśli mi wskażesz w Ewangelii choć jeden werset, w którym Bóg nakazał ludziom, aby mordowali się nawzajem. Po co ten werset? Co on ma do tematu?Poszukaj choćby w przykazaniach, gdzie mowa o tym by zabijać ludzi nieprzestrzegających szabatu, czarownice czy nieposłuszne dzieci.> Można też łatwo dojść do wniosku, że gdyby Boga nie było (a Ty tak, zdaje się, uważasz) wszystko we Wszechświecie powinno toczyć się idealnie..Dlaczego można dojść do takiego wniosku? Możesz przybliżyć to tok rozumowania, który doprowadził Cię do takiego wniosku?> Dla ateistów Bóg jest zdumiewająco wygodnym „chłopcem do bicia” – choć to zabawne obwiniać o wszystko Kogoś,Jeżeli ktoś obwinia o cokolwiek Boga to nie jest ateistą. Zapoznaj się moze lepiej ze znaczeniem tego pojęcia.
Myślę, że czasami ludzie nie wiedzą jakie mają szczęście. są zdrowi, ich dzieci też, mają domy, samochody i inne różne bogactwa. A mimo to narzekają na Boga, na los, na wszystko. Dopiero jak coś stracą to wówczas myślą – jaki ja byłem kiedyś szczęśliwy. I uświadamiają sobie, że kiedyś narzekali. A ja – ja cieszę się zachodem słońca, ciepłem domu, tym że mam co jesć i gdzie spać. I zawsze dziękuję Bogu za to, że mam chociaż i to. Pozdrawiam.
> A ja – ja cieszę się zachodem słońca, ciepłem domu, tym że> mam co jeść i gdzie spać. I zawsze dziękuję Bogu za to, że> mam chociaż i to. Też za to dziękuję, ale jeszcze bardziej mnie cieszy fakt, że mogę wciąż poznawać Stwórcę poprzez wiarę i obcowanie z ludźmi, którzy te wiarę wyznają…..
Wiesz, co jest największym „paradoksem Boga”? To, że będąc wszechwiedzący (i wszechmogący) jednocześnie stworzył nas wolnymi (dobrze wiedząc, jaki użytek zrobimy z tej wolności). Stąd niektórzy wolą przypisywać Mu skrajny determinizm. Ja jednak myślę, że On nie chciał z nas mieć posłusznych marionetek – i dlatego wziął na siebie to ryzyko…
Zrobienie sobie „chłopca do bicia” z Boga i Kościoła jest wygodne dla ateistów, gdyby nie było ani jednego ani drugiego, wyżarli by się między sobą. Wolność została nam nie tylko dana ale i zadana przez Stwórcę. Szatan nie zdał tego egzaminu, ale jedynie z własnej i nieprzymuszonej woli, jak uczy Objawienie. Kiedyś przyjdzie i dla nas czas stosownego egzaminu…… Nie ma żadnej determinacji ludzkiej woli, zawsze można wybrać Boga lub Go odrzucić. Nasze wybory, mniej lub bardziej trafne mogą dopiero tworzyć pewne determinanty naszego losu. Najfatalniejszy ( nie ma gorszego) z ludzkich wyborów to odrzucenie Boga……
> Zrobienie sobie „chłopca do bicia” z Boga i Kościoła jest wygodne dla ateistów, Kolejny owoc edukacji Kościoła, który nie rozróżnia teisty-buntownika od ateisty.> wyżarli by się między sobą. To chrześcijanie już się nie żrą między sobą?> Nie ma żadnej determinacji ludzkiej woli,Skąd to wiesz?Jak byt wszechobecny, wszechwiedzący może nie zdeterminować czegokolwiek co stworzył? Gdyby wola ludzka była niezależna od Boga, on nie byłby już Bogiem.> Najfatalniejszy ( nie ma gorszego) z ludzkich wyborów to odrzucenie Boga……Dość dziecinne podejście. Równie dobrze mógłbyś napisać, ze odrzucenie takich gustów jak Twoje czyli np. odrzucenie tego co ty najbardziej lubisz jeść, jest najfatalniejszym z wyborów.
Przeciez chrześcijanie też żrą się miedzy sobą i to jak. Myślisz że nawet w Watykanie to się nie żrą?
Ludzie, niezależnie od swojej wiary czy niewiary, zawsze i wszędzie są tacy sami, Olu. Wierzący nie są ani trochę lepsi (ani też gorsi) od ateistów. Wszyscy jesteśmy tylko słabymi ludźmi – różnica polega tylko na tym, że ci wierzący powinni o tym WIEDZIEĆ (i nie wynosić się ponad innych).
Tak jest
Myślę, że to kolejny paradoks, że rzeczy dobre (sukcesy) tak łatwo przypisać SOBIE, a te złe – Bogu. A dlaczegóżby nie zrobić odwotnie?:) Czasami mówię, że ateiści są w trudniejszej sytuacji, bo oni nie mają kogo obarczyć winą za swoje niepowodzenia…:)
Niespecjalnie. jak będę lazła jak slepota na czerwonym swietle i auto mnie potrąci to przecież nie będę do tego Boga mieszała tylko będę do siebie miała pretensje.
Wojny są wynikiem ludzkiej pychy i stawiania siebie w miejscu należnym Bogu. Bóg powołał nas do współtworzenia ( i mamy na to wiele przykładów) a nie do destrukcji i zniszczenia.Chrystus powiedział : „Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję i miłujcie się wzajemnie” ( nawet nieprzyjaciół). Wojny i wszelka destrukcja zawsze była, jest i będzie wynikiem ludzkiej pychy i chciwości. Posądzanie Boga o sianie zamętu, jest dowodem pychy i wyjątkowo złej woli w stosunku do Stwórcy.
> Wojny są wynikiem ludzkiej pychy i stawiania siebie w miejscu należnym Bogu.Dobrze, że to zauważyłeś. Może w końcu zauważysz, że to Kościół tworzy Boga, bo stawia siebie na jego miejscu i rościł sobie prawa do decydowania o wojnie i pokoju.> Bóg powołał nas do współtworzenia ( i mamy na to wiele przykładów) a nie do destrukcji i zniszczenia.Chrystus powiedział : „Pokój wam zostawiam, pokój mój wam daję i miłujcie się wzajemnie” ( nawet nieprzyjaciół).To odpowiedz teraz kto powiedział w Ewangelii:”Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz”?
Albo nie zgodzę się z Tobą, nie masz racji, to jest coś w religii chrzescijańskiej, przeciwko czemu zawsze będzie się buntować – Boże Plany… Trudno, tak mam, gdzie one są, kiedy ginie ciężarna kobieta przygnieciona w aucie drzewem i zostawia dwójkę dzieci, czy to element Bożego planu??? Tak, wiem mam mały ludzki umysł i tego nie ogarniam. I czuje całkiem ludzkie emocje, złość na takiego Boga i żal do niego. Gdzie była wina tego dziecka, które nawet świata nie zobaczyło? To ma być element tego planu, który dla każdego zakłada dobro i pokój i sczęście? Nie wiem, wolę trzymać się wersji, że to był przypadek, że Bóg może też coś przegapić, w końcu jest nas ludzi tak dużo, może czasem coś mu umknie… wolę myśleć, że ma ludzki wymiar, to pozwala chociaż próbowac mi zrozumieć takie sytuacje, choć nie zawsze mi się udaje…
Traktujesz Boga jak człowieka (przegapić). Jest na to prosta odpowiedź w Ewangelii: gdy zawaliła się wieża na tam pracujących i wszyscy zginęli, uczniowie pytali Jezusa dlaczego, czyżby byli wielkimi grzesznikami ? Na to Jezus odpowiedział : „Nie byli większymi niż inni, ale jeśli się nie NAWRÓCICIE tak samo zginiecie”. Daje do myslenia ….
Taaaaa… O tym, że nienarodzone dziecko powinno się nawrócić nie pomyślałam.Gdyby się nawróciło, to by nie zginęło… faktycznie, logiczne…
Eumenido – naprawdę nie sądzę, by Bóg CHCIAŁ śmierci tego dziecka i jego matki… W końcu sam dał im życie. Wszelkie próby logicznego „wytłumaczenia” sobie tego są nielogiczne. I bądź pewna, że nieustannie zadaję Bogu takie pytania zaczynające się od „dlaczego?” I jedno, czego jestem pewna, to, że KIEDYŚ to zrozumiem. I że kiedyś „Bóg otrze z naszych oczu wszelkie łzy.” (To nie znaczy, że nie pytam, dlaczego nie mógłby się tym zająć już TERAZ!) I wierzę też, że – tu czy „tam”- ludzie są zanurzeni w Jego miłości.
Ty tak uważasz ale każdy ksiądz powie co innego. Zginie kobieta, zostawi dzieci – Bog tak chciał, dziecko umiera na białaczkę – Bóg tak chciał dotknie ciebie ciężka choroba – Bóg tak chciał. A to wszystko niby z miłości więc mnie taka miłość jakoś nie fascynuje. Zrozumiałabym jakby Bóg „pokarał” mordercę , gwałciciela, damskiego boksera ale jak zsyła kare na ludzi ktorych karać nie ma za co?
Przede wszystkim, Olu, ja nie wierzę w „Boga karzącego”: „wylałeś mleczko, nieładnie -Bozia Cię pokarze!”, ktoś bije żonę, kradnie – niech go Bóg pokarze! Im surowiej, tym lepiej! Niech cierpi jak najwięcej! Bo to właśnie słuszne jest i sprawiedliwe, i zbawienne… Ale ja? Za co cierpieć mam ja?Taka „święta” i dobra?Powiedz, Olu, czy byłam coś „winna” temu, że zepsuł się mój inkubator? Po prawdzie, to ja nie wierzę, by i Bóg był temu winien. Ot, błąd człowieka i/lub techniki i tyle. A co komu „zawinił” Jezus, że umarł na krzyżu?On mógł cierpieć, chociaż z pewnością był „niewinny” – ale my…o, nie, my nie możemy! To przecież takie niesprawiedliwe, prawda?:)A ja myślę, że cierpienie w ogóle nie jest karą, którą Bóg na nas „zsyła” kiedy akurat ma zły humor. Jest jakąś TAJEMNICĄ, której nie będę próbowała wyjaśniać. Nie wiem, Olu. Po prostu nie wiem. Myślę tylko, że człowiek nie musi wszystkiego od razu „zrozumieć.” Nawet, jeśli bardzo bym tego chciała.
Eumenido – naprawdę nie sądzę, by Bóg CHCIAŁ śmierci tego dziecka i jego matki… W końcu sam dał im życie. Wszelkie próby logicznego „wytłumaczenia” sobie tego są nielogiczne. I bądź pewna, że nieustannie zadaję Bogu takie pytania zaczynające się od „dlaczego?” I jedno, czego jestem pewna, to, że KIEDYŚ to zrozumiem. I że kiedyś „Bóg otrze z naszych oczu wszelkie łzy.” (To nie znaczy, że nie pytam, dlaczego nie mógłby się tym zająć już TERAZ!) I wierzę też, że – tu czy „tam”- ludzie są zanurzeni w Jego miłości.
No to się przewrotnie zapytam – gdzie Bóg był jak ta kobieta ginęła?
Wszystko można zinterpretowac po swojemu. Nie znamy odpowiedzi na wszystkie pytania, poznamy je dopiero w Królestwie. Wtedy właśnie ujrzymy wszystko takim, jakim jest. Twój bunt jest zrozumiały ale przecież sama na ten temat możesz tylko tyle powiedzieć, że nie wiesz dlaczego, jak każdy z nas. W ludzkiej egzystencji jest też miejsce na nieszczęsliwy wypadek, za który trudno winić kogokolwiek. Trzęsienia ziemi, tsunami, tornada i powodzie są zjawiskami typowymi dla Ziemi i nie raz ludzie z tego powodu obrywali. Tak tu było od zwsze. Raju nam tu nikt nie obiecywał i że nam będzie lekko i słodko. Jezus też bardzo wiele złego doświadczył i dzielił nasz los, tak widocznie musi być.
nie masz racji, to jest coś w> religii chrzescijańskiej, przeciwko czemu zawsze będzie> się buntować – Przy okazji dałaś odpowiedź ateiście ( miecz). To nie uczniowie Jezusa dobywali mieczy ( Piotr dobył ale Jezus mu nakazał, by go schował). Miecz dobyto przeciw chrześcijanom od samego początku istnienia chrześcijaństwa. Miecz był zawsze symbolem karzącej władzy ziemskiej. Do końca świata będą ludzie zdolni do przeciwstawiania się znakowi Chrystusa. Chrześcijanie zawsze tego doświadczali i doświadczać będą i dla nich Krzyż Jezusa zawsze będzie symbolem Bożego Pokoju ( nie światowego)
Sądzę, Eumenido, że Bóg nigdy nie chce cierpienia niewinnych – a nawet, że On cierpi razem z nimi… Myślę, że to jest tajemnica, przed którą powinnam zamilknąć…Po prostu nie wiem…
A ja wierzę, że nic sie nie dzieje przypadkiem. Te sploty wydarzeń, spotkanych ludzi czemuś służy. Tylko my w tym zabieganiu nie dostrzegamy bądź nie chcemy tego dostrzegać. Odnoszę wrażenie, że człowiek powinien ewoluować do miłości ( ale tej bezwzględnej nie do rodziny czy partnerów) a co się z tym wiąże a raczej co z tego wynika – do empatii, współczucia i wolności. Riedel śpiewał ” w życiu piękne są tylko chwile” a ja sobie zawsze dośpiewuję ” i dla nich warto żyć”. 🙂
Myślę, Izo, że masz rację. Ja sobie zawsze w tym miejscu przypominam słowa Jezusa do Piotra: „Tego, co ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział!” Wiele rzeczy i sytuacji staje się dla nas jasnych dopiero po latach – wiele rzeczy, które uważałam za „dobre” z czasem przemieniło mi się w koszmar, a wiele trudnych sytuacji przyniosło w końcu błogosławione owoce.Pocieszające jest, że KIEDYŚ już wszystko będziemy wiedzieli. Św. Paweł ma rację, kiedy mówi, że „teraz poznajemy tylko po części.” Nie znaczy to jednak, że nie mam wątpliwości i pytań, które chciałabym zadać Bogu…
A wiele pytań też może rodzić się z tego, że widzimy „jak w zwierciadle”.
TAK! Często, gdy się modlę, zarzucam Panu Bogu, że On ma „łatwiej”, bo widzi całą moją „drogę” – ja zaś widzę tylko „do zakrętu.” Z natury nie chcemy rozumieć „później”, chcemy TERAZ! (Zupełnie jak małe dzieci – przed chwilą mój synek śmiertelnie się na mnie obraził, ponieważ nie chciałam mu dać czekoladki z likierem…I jak miałam mu to wytłumaczyć tak, żeby zrozumiał?:)). A jednak pocieszające jest, że kiedyś on to „będzie wiedział”, a ja poznam Boga „tak, jak i sama zostałam poznana.” 🙂
To dobry przykład, sam myślę, że jesteśmy jak dzieci, nieraz bardzo uparte w swych poglądach, a te właśnie nieraz fundamentalne poglądy są budowane na kruchym lodzie niepełnego i mglistego oglądu zjawisk i spraw.
Życie ludzkie samo w sobie jest niezbywalną wartością. Nie sądzę by człowiek był jedynie dziełem przypadku, nie starczyło by czasu istnienia Ziemi, by ten niekończący się ciąg przypadków zaowocował zaistnieniem istoty myślącej ( bo niby po co miałaby powstać ?). Z resztą dużo mniej do tego trzeba, gdyby w stosownym czasie w gwiazdach nie powstał pierwiastek węgiel, nie było by życia. A przecież równie dobrze mógł nie powstać ( w drodze ślepego przypadku). Najbardziej prawdopodobnym stanem Wszechświata jest chmura cząstek elementarnych poruszająca się w przestrzeni w dowolnych kierunkach, tak było na początku. Wszystko to, co stało się później, było coraz mniej prawdopodobne.
No, właśnie…Kiedyś bardzo mi przemówiło do przekonania to porównanie z samoistnym ułożeniem się przypadkowo wysypywanych liter w sensowne zadanie (pisałam już zresztą o tym w poście o Darwinie). Jest to, oczywiście MOŻLIWE, ale przy niewyobrażalnie wielkiej liczbie prób. Pytanie brzmi czy skoro – jak już dziś wiemy – nasz Wszechświat nie jest „wieczny” ta niewyobrażalnie wielka liczba prób zdążyła już zajść w relatywnie krótkim czasie jego trwania…
Anno, trzeba jeszcze do tego dołożyć próby całkowicie nieudane i owocujące zniszczeniem ( a przypadki destruktywne są znacznie częstsze)
Wiem, Mar, wiem… Nawet przy tak elementarnej znajomości rachunku prawdopodobieństwa, jaką dysponuję jako humanistka przypadkowe zaistnienie inteligentnej formy życia na tej planecie wydaje się największym i najbardziej nieprawdopodobnym CUDEM we Wszechświecie.
Olu, mam wrażenie, że o to powinnaś zapytać Boga a nie mnie (sama często tak robię w podobnych sytuacjach). Ja Ci mogę jedynie odpowiedzieć, że WIERZĘ głęboko, że On był przy tej kobiecie i z nią. Wszędzie tam, gdzie Jego dzieci cierpią i umierają, On jest razem z nimi. Zapytano kiedyś rabina w obozie koncentracyjnym, gdzie w tym wszystkim jest Bóg. On spojrzał na szubienicę, na której przed chwilą powieszono młodego chłopaka i powiedział:”No, jak to gdzie?Bóg jest TAM!”
Ale ja jestem ciekawa twojego zdania na ten temat bo Bóg mi tu niczego nie napisze i nie wyjasni. Tobie zreszta też nie wyjaśni, ty możesz wysnuwać jakieś teorie, przemyślenia ale czy one będą zgodne z prawda i miarodajne?
Nie wiem, Olu, nie wiem… Naprawdę. Wierzę tylko, że wszystko, co się przydarza (obojętnie, czy dobre czy straszne) ma jakiś sens – i że kiedyś to zrozumiem…Wiesz, chrzestna matka mojej mamy zaszła w ciążę w wieku 48 lat – i była przerażona, bo nawet lekarze twierdzili, że to musi być jakiś nowotwór. Tymczasem urodził się zdrowy chłopczyk, który był im obojgu pociechą na starość, zwłaszcza po tym, jak jego starsi bracia zginęli w wypadku…A czasami trudno tak od razu zdecydować, czy coś, co nam się przytrafia, jest na pewno „złe” czy „dobre”. Kto wie, może gdybym nie była niepełnosprawna, byłabym gorszym człowiekiem, niż jestem teraz? Może nigdy nie spotkałabym P.? Więc w sumie, chyba…, mimo wszystko, wyszło mi to na dobre…Oczywiście istnieje też całe mnóstwo przypadków, których nie rozumiem…nie potrafię ich sobie sama wyjaśnić, a co dopiero innym… To wcale nie jest tak, że jak ktoś jest wierzący (a czy ja jestem?:)) to ma gotowe odpowiedzi na wszystkie pytania…Często czuję się tak samo bezradna, jak wszyscy inni ludzie. No, nic, tylko siąść i płakać. I wtedy nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć Panu Bogu, że bardzo źle się obchodzi z tymi, których kocha…
Wiesz, ja tez jestem takim „nowotworem”, moja matka urodziła mnie (jedynaczkę) w wieku 46 lat po 12 latach małżeństwa – święcie przekonana do któregos tam miesiąca że juz przekwita a ma jakiegoś pewnie guza.Jak usłyszała od lekarza ze to nie guz a dziecko tak podobnież gnała od lekarza że wszystko zostawiła – torebkę, rękawiczki, czapkę.Moje dziecko też jest urodzone po 10 latach z tym że myślałam raczej o zaburzeniach a nie guzie tym bardziej że nie miałam absolutnie żadnych objawów. Zycie różnie się plecie
Pierwszy lekarz ginekolog, do którego poszliśmy z P. (z pozytywnym testem ciążowym w ręce!) powiedział, że albo mam tam jakąś zmianę (polip) albo to ciąża pozamaciczna…Gdybyśmy w to uwierzyli, zabilibyśmy nasze dziecko…Na szczęście kolejny lekarz, do którego poszłam, potwierdził nasze obserwacje NPR:”Przecież to żywa ciąża…ma sześć tygodni!”Zgadzało się niemal co do dnia.
Pierwszy lekarz ginekolog, do którego poszliśmy z P. (z pozytywnym testem ciążowym w ręce!) powiedział, że albo mam tam jakąś zmianę (polip) albo to ciąża pozamaciczna…Gdybyśmy w to uwierzyli, zabilibyśmy nasze dziecko…Na szczęście kolejny lekarz, do którego poszłam, potwierdził nasze obserwacje NPR:”Przecież to żywa ciąża…ma sześć tygodni!”Zgadzało się niemal co do dnia.