Zewsząd dziś słychać głosy, że anachroniczna pozycja kobiety (która – jak powiedział ostatnio ks. kard. Glemp – może zostać co najwyżej „matką kapłana”, ale nigdy kapłanem) w Kościele katolickim wymaga gruntownego przemodelowania.
A ja jak zwykle będę przekorna i napiszę, że przemyślenia wymaga przede wszystkim samo nasze rozumienie KAPŁAŃSTWA (hierarchicznego).
„Problem kobiecy” w chrześcijaństwie nie zniknie bowiem tak długo, jak długo wszyscy – od kardynałów po najbardziej zawziętych antyklerykałów! – będą uważali, że kapłan jest we wspólnocie Kościoła kimś „lepszym”, ważniejszym, bardziej uprzywilejowanym. Jak się idzie tym torem myślenia, to łatwo można dojść do wniosku, że kobieta jest „upośledzona”, bo ona, biedna, „nie może.”
Tymczasem…przypomnijcie sobie, proszę, słowa z Ewangelii:«Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę.Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym, na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu». (Mt 20,25-28).
W tej perspektywie już następuje pewne „odwrócenie pojęć” – z obrazu osoby duchownej która „panuje” nad „szeregowymi wiernymi” na taką, która ma im SŁUŻYĆ w największym uniżeniu. Nie wiem, czy taka interpretacja spodobałaby się tym, którzy poświęcili całe życie na to, by kobieta właśnie nie była „służącą”… Ale czyż i o Maryi nie mówi się, że była „Służebnicą Pańską”<łac. ANCILLA Domini, dosł. „niewolnica”>?;)
W świetle tego wszystkiego (w ślad za moją wielką „mentorką” , Edytą Stein, która pisała: „Dogmatycznie – jak mi się zdaje – nic nie stoi na przeszkodzie, by Kościół nie mógł wprowadzić takiej niesłychanej nowości. Lecz [nie wiem] czy byłoby to właściwe ze względów praktycznych?”) nie widzę żadnego racjonalnego powodu, by w Kościele katolickim kobiety nie mogły być dopuszczone do kapłaństwa „urzędowego”, na przykład jako DIAKONISY (greckie słowo ’diakonos’ oznacza właśnie sługę – diakonat kobiecy zresztą już istniał w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, byłby to zatem znowu jedynie „powrót do źródeł”:)) i spełniać tych wszystkich funkcji, które pełnią diakoni-mężczyźni.
Byłyby to zresztą na ogół te same funkcje, które wypełniają kobiety-pastorzy w Kościołach reformowanych czy też rabinki w liberalnych synagogach. Nie należy bowiem zapominać, że „pastor” czy „rabin” to niezupełnie to samo, co kapłan – to raczej „osoba nauczająca”, kaznodzieja. Myślę, że byłaby już najwyższa pora znieść Pawłowy zakaz „nauczania” i „przewodzenia” dla kobiet w Kościele z Tt 2,12.:)
Natomiast co do Sakramentu Ołtarza…to uczono mnie kiedyś, że kapłan, sprawujący Eucharystię, występuje niejako ’in persona Christi’ – symbolizuje i przypomina samego Chrystusa.
A nie da się ukryć, że, historycznie rzecz ujmując, Jezus przyszedł na świat jako MĘŻCZYZNA (wbrew pomysłom pewnych skrajnie feministycznych grup, które wierzą, że był kobietą i oddają cześć Chryście…). Nie jestem zatem pewna, czy ten znak byłby równie czytelny, gdyby na tym miejscu stała kobieta?
To chyba trochę tak, jak z komunią świętą – oczywiście, idąc z duchem czasu, można byłoby ją rozdawać pod postacią odświeżających oddech dropsów o smaku cytrynowym, miętowym i jabłkowym – wedle uznania – ale gdzie w tym wszystkim byłby ZNAK chleba?:)
W odniesieniu do tego „znaku chleba” niezawodny jak zwykle Rabarbar zwrócił mi uwagę na fakt, że przy naszym katolickim zwyczaju używania opłatka podczas Eucharystii ów znak „łamania chleba” też nie jest w pełni czytelny.
Wypada więc dodać, że ten „pierwotny” znak chleba (i wina) w pełni realizuje się np. w Cerkwi Prawosławnej – choć nasi wschodni bracia – co ciekawe – używają do tego chleba kwaszonego, a nie przaśnego, a także w wielu wspólnotach katolickich, na czele z Drogą Neokatechumenalną, czego sama miałam okazję doświadczyć.
Szczerze mówiąc, trochę mnie dziwi „bojaźliwość” hierarchii w tego typu poszukiwaniach liturgicznych (Kiko Argüello, zdaje się, nie zrobił nic nadzwyczajnego: po prostu przestudiował dokumenty soborowe i spróbował je przełożyć na konkretną praktykę).
Prymas Glemp też kiedyś powiedział, że nawet do tego, by przyjmować komunię na rękę (co też jest historycznie poświadczonym gestem!) potrzebna jest „szczególnie głęboka miłość do Pana Jezusa” (wnioskuję zatem z tego, że ci, którzy przyjmują hostię do ust, kochają Go mniej?:)).
Mój znajomy biskup, związany z Neokatechumenatem, kiedyś stwierdził, że przy obecnej formie udzielania komunii trzeba wzbudzić w sobie podwójny akt wiary. Po pierwsze, uwierzyć, że to jest Ciało Chrystusa. Ale po drugie, uwierzyć, że to jest Chleb…:).
A mimo wszystko, przy wszystkich naszych poszukiwaniach, warto mieć w pamięci, że Jezus przemienił jednak CHLEB, a nie na przykład miodowe ciasteczka. 🙂
Postscriptum: Warto też może na zakończenie wspomnieć, że „felicjanowski” nurt mariawityzmu (tzw. Kościół Katolicki Mariawitów), który jako chyba jedyny posiada dwie równoległe hierarchie duchowieństwa, męską i żeńską – odpowiednio: z kapłanami i biskupami, kapłankami i biskupkami/arcykapłankami – przez niektórych religioznawców uznawany jest nie tyle za jedno z wyznań chrześcijańskich (KKM nie prowadzi dialogu ekumenicznego i nie należy do Polskiej Rady Ekumenicznej), co za całkiem odrębną religię o korzeniach judeochrześcijańskich, podobnie jak np. mormoni. Obecnie większość duchowieństwa stanowią kobiety, a głową Kościoła jest (od 2005 r.) s. bp Maria Beatrycze Szulgowicz (która jednak nie przyjęła tytułu „arcykapłanki”).
Jestem za . Z kobietami na ogół łatwiej dochodzę do porozumienia, myślę, że spowiedź u kobiety (mądrej), mogłaby być znacznie bardziej owocna i może nawet łatwiejsza ? Ale póki co Kościołem rządzi geriatria i na tak daleko idące zmiany, na pewno się nie zanosi w dającej się przewidzieć przyszłości.
Wiesz, Marku, zawsze uważałam, że „starzec” to nie jest kategoria wiekowa, tylko kwestia mentalności. Przypomnij sobie, proszę, sędziwego Jana XXIII, którego wszyscy uważali za „papieża przejściowego” – a on właśnie dokonał największej „rewolucji” w Kościele od czasów Lutra. A co do spowiedzi u kobiety… Czytałam, że kiedy mnisi irlandzcy w VI w. wprowadzili tę praktykę, nie była ona początkowo zastrzeżona tylko dla kleru, a nawet nie wyłącznie dla mężczyzn. Można się było wyspowiadać przed dowolną ochrzczoną osobą (podobnie, jak każdy chrześcijanin, niezależnie od płci, może ochrzcić dziecko) – również przed kobietą. Także Tomasz Jaeschke kiedyś napisał, że chętnie by się spotkał kiedyś z kobietą w konfesjonale (ale popatrz, jak to się od razu dwuznacznie kojarzy – ciekawe, dlaczego?). Myślę, że zakazano tego, podkreślając (być może nadmiernie) związek Sakramentu Pojednania z Eucharystią. Tymczasem ksiądz spowiadający nie tyle (jak to jest podczas mszy) „reprezentuje” Chrystusa, co… jest przedstawicielem całej wspólnoty Kościoła, który MODLI SIĘ do Boga o przebaczenie dla grzesznika („Bóg…niech ci udzieli przebaczenia i pokoju…” – i w imieniu tej wspólnoty mu wybacza – …przez posługę Kościoła i ja odpuszczam Tobie grzechy…”). Nie widzę więc wyraźnych powodów, by nie mogła to być również kobieta. Być może byłoby to nawet „łatwiejsze” bo, jak wiadomo, my potrafimy się wielu rzeczy po prostu „domyślić.” Ale z perspektywy osoby, która jako animatorka była zobowiązana do zachowywania „w sercu” powierzonych sobie tajemnic innych ludzi, muszę Ci powiedzieć, że z psychologicznego punktu widzenia jest to dla kobiety dosyć trudne. Nie, nie z powodu „za długiego języka.” Po prostu za bardzo się tym wszystkim przejmowałam. Mężczyźni chyba jakoś łatwiej zapominają…
Może jesteś zbyt wrażliwą i współczującą naturą jak na spowiedniczkę, w końcu spowiednik dość się nasłucha o ludzkiej mizerii. Nie sądzę jednak, by nie można było do tego odnaleźć odpowiedniego dystansu, np. chirurg też nie może rozpaczać nad pacjentem, tylko musi się wziąć w garść i robić swoje. Co do „starczego” myślenia, widzę to tak samo jak Ty. Wiek tu nie gra roli, można być „starcem” w młodym wieku.
Racja. Jakby sie tak lekarz przejmował kazdym chorym ( nie chodzi o działanie na odwal ale o przeżywanie każdej śmierci a na oddziale szpitalnym kazdego dnia ktos umiera), spowiednik kazdym spowiadającym to w zawodzie byliby góra pare lat a potem …….Kazdy zawód dopada rutyna i to zupełnie normalne. Jak ksiądz wysłucha setnej spowiedzi takiej samej to prawdopodobnie wogóle juz nie słucha co kto mówi.A czy kobieta jest większa paplą jak mężczyzna, nie byłabym taka pewna. Bywa że mężczyzna chlapie cos takiego że głowa mała, poprostu zrobi to bezmyslnie. Kiedys na naukach przemałżeńskich ksiądz proboszcz i to kanonik opowiadał dzieje pewnej osoby, mówił tak dokładnie że tylko brakowało nazwiska i adresu. To on nie był paplą? wszystko to wiedział stąd że był dokładnie informowany przez teściowa tej osoby…podczas spowiedzi.
Pomijając wszystkie za i przeciw, z punktu szeregowego wiernego, wprowadzenie kobiet, wniosłoby świeży powiew w skostniałe, zatęchłe struktury.Plus zniesienie celibatu. Pozdrawiam serdecznie.
Ciekawe, że dyskusji o kapłaństwie kobiet zazwyczaj towarzyszy dyskusja o „zniesieniu celibatu.” 🙂 Myślisz, że kobiety nie mogłyby go zachowywać w kapłaństwie równie dobrze, jak mężczyźni? 🙂 Wydaje mi się, że siostry zakonne częściej niż księża dochowują swoich ślubów czystości, a już niezwykle rzadko słyszy się o aferach seksualnych z ich udziałem. Ale pewnie miałeś na myśli zniesienie OBOWIĄZKU celibatu. Myślę, że tak, jak istnieją w Kościele żonaci diakoni, tak też mogłyby być zamężne diakonisy. Ale – jak pokazuje przykład wspomnianego przeze mnie Kościoła Katolickiego Mariawitów, istnienie hierarchii płci obojga rodzi od razu pytania o wzajemne…hmmm… stosunki. Oni doszli do wniosku, że dziecko poczęte z takiego „małżeństwa mistycznego” (aranżowane przez Kościół związki pomiędzy kapłanami i siostrami) są niepokalanie poczęte, czyli…święte od chwili narodzin. Jeśli więc zobaczysz kiedyś zakonnicę w habicie, karmiącą dziecko piersią, to niech Cię to nie zgorszy – będzie to siostra mariawitka.
U nas na Południu by ją chyba zlinczowali…..
Wspominając o celibacie, miałem na myśli że mężczyznom i kobietom byłoby trudniej go dochować . A ogólnie zniesienie celibatu ozdrowiłoby (umoralniło) kościół, przecież zniesienie celibatu nie jest jednocześnie nakazem zawierania związków małżeńskich. A macierzyństwo KAŻDE, powinno być świętością objętą najwyższym szacunkiem I PODZIWEM. Jest to misterium samo w sobie.Przyroda nie zadaje pytań z kim, po co, dlaczego, zakłada że dawca był najdzielniejszym wyselekcjonowanym przez matkę wybrańcem. To niepotrzebne naleciałości. A samo pojęcie związku małżeńskiego było wprowadzone z potrzeb praktycznych (długotrwały czas dorastania), nie z nakazu boskiego i ze świętością nic go nie łączy, historycznie ujmując. Koncesja dla dobra dziecka.Pozdrawiam.
Całkowicie popieram Twoje tezy, a więc że kapłaństwo jest zarezerwowane dla mężczyzn, bo inaczej utracona by była czytelność znaku, że diakonat dla kobiet jest jak najbardziej możliwy, ale nade wszystko, że problem tak na prawdę dotyczy przyjęcia właściwej perspektywy. Jest wg mnie charakterystyczne to, że do kapłaństwa kobiet doszło w kościołach protestanckich. Dlaczego? – bo te kościoły usunęły świętych. W KK o papieżach, czy biskupach, którzy świętymi nie zostali, po latach się zapomina, a tymczasem skromne mniszki stają się znane na całym świecie. I to, jak sądzę, dobrze ilustruje jaką perspektywę przyjmuje się w KK. W KP tej perspektywy brakuje, a przez to kapłaństwo kobiet staje się takie ważne.PS: To że Kiko wprowadził łamanie się zwykłym chlebem rzeczywiście wzmacnia siłę tego znaku; ale to, że w Żydzi jedni chleb przaśny i dlatego takie są komunikanty (innymi słowy dla mnie to nadal jest chleb, choć zupełnie nie przypomina tego dzisiejszego).
Jest jeszcze inna perspektywa: feministyczna, tzn. taka, która wszystko, a więc także Kościół, interpretuje wyłącznie w kategoriach tego, „kto ma WŁADZĘ – i dlaczego to nie są kobiety?!” A co do Kościołów, ogólnie mówiąc, „protestanckich” (bo i KKM zaliczyłabym do tego grona, mimo, że oni sami, tak jak lefebryści, nazywają się „katolikami”) to warto zauważyć, że – inaczej, niż to się nam wmawia – wprowadzenie kapłaństwa kobiet wcale nie spowodowało masowego napływu wiernych do ich świątyń – nie pomogły również dalsze „przyjazne ludziom” reformy w stylu pełnej akceptacji dla rozwodów, małżeństw jednopłciowych, antykoncepcji czy nawet aborcji. Wynika z tego, że chyba nie tędy droga…Jak to powiedziała pewna kobieta, która była pastorką, a potem przeszła na katolicyzm: „Wydaje mi się, że wylaliśmy zbyt wiele dzieci z kąpielą.”
Masz rację Aniu, wiara i religia bez dyscypliny i pod publiczkę prowadzi do nikąd. Nie dałbym pięciu groszy za to, czy Zły nie ma w tych daleko idących „reformach” swojego udziału. Nie jestem zwolennikiem ślepej wiary i ślepej bezrozumnej dyscypliny, ale reformy też muszą mieć swoje granice…. Nie sądzę by ewentualne kapłaństwo kobiet, podobnie jak nieobowiązkowość celibatu były reformami zbyt daleko posuniętymi. Są to pomysły może z dzisiejszego punktu widzenia odważne, ale przyszłość może nas jeszcze nie jednym zaskoczyć……
Ps. W Neokatechumenacie piecze się duże, okrągłe chleby przaśne, podobne do tych, których Żydzi używali podczas Święta Przaśników – i zapewne podobne do tych, jakich użył sam Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. To niesamowite uczucie przyjmować Eucharystię w takiej formie. Przypuszczam również, że musi to być wielkie przeżycie dla kapłanów łamać TAKI Chleb.
Apostoł Paweł napisał.iż to właśnie mężczyżni są głową zboru,podporządkowani są Chrystusowi,a Chrystus Bogu.Bywa także nie ma w zborach mężczyzn,lub są gdzieś oddelegowani,wtedy kobieta może poprowadzić program zgromadzenia pod warunkiem,że założy przez czas trwania programu -nakrycie głowy.Co do spożywania ciała Chrystusa-nie mogę poprzeć tego wywodu,bo chrześcijanie spożywają raczej symbole.Chleb jest symbolem ciała,a nie samym ciałem,jest to ogromna różnica.Jeśli chodzi o słowo niewolnica,służebnica,które zastosowano do Marii,jest jak najbardziej właściwe.Jeśli człowiek jest od kogoś ,lub od czegoś zależny ,staje się automatycznie niewolnikiem,Maria była bez reszty oddana Bogu,była wzorem bogobojnych niewiast :jak Sara ,Rut,Noemi,Rachela,Rebeka czy Rachab.Głęboko wierzyła i ufała Bogu,gorliwie się modliła i czyniła wszystko,co tylko anioł jej polecił.oddała się całkowicie na służbę Bogu.Jeśli ktoś bardzo kocha pieniądze i bogactwo,to nie może się nasycić bogactwem-staje się zatem niewolnikiem tegoż bogactwa.podobnie rzecz się ma z osobami uzależnionymi od alkoholu,nikotyny,narkotyków-stają się niewolnikami tych używek.Niewolnikiem można być dosłownie wszystkiego i wszystkich-miłości,prawdy,kłamstwa,jedzenia itd……Ważne w tym jest to,że człowiek dla tych rzeczy zrobi wszystko co tylko może,lub dla kogoś zrobi wszystko na co go stać.Na tym polega niewolnictwo dobrowolne.Bo jest też przymuszone,ale to już inna para kaloszy.
Nie spożywamy „symboli”. Spożywamy autentyczne Ciało i Krew Pańską pod postacią chleba i wina.
Czego „dowodem” (jeśli tak można powiedzieć w kwestiach wiary) są m.in. liczne „cuda eucharystyczne.”:) A że Jezus mówiąc o tym nie miał na myśli jedynie „symbolu”, to dowodzi zgorszenie Żydów, którzy to zrozumieli jak najbardziej dosłownie. Kiedyś słyszałam świadectwo pewnego młodego Niemca, ateisty, którego przyjaciele zaprosili na Eucharystię. Kiedy doszło do konsekracji, był szczerze przerażony: „Oni chyba zaraz kogoś zjedzą!”, pomyślał. Chciałabym mieć taką wiarę… Warto dodać, że sam Marcin Luter wierzył w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii, nie wierzył jedynie w teologiczną koncepcję „transsubstancjacji”, którą uznał za zbyt zawiłą i nie mającą oparcia w Biblii. Koncepcja sakramentów jako tylko „symbolu” i „przypomnienia” pojawiła się dopiero u kolejnych reformatorów.
Oczywiście, z naukowego punktu widzenia trudno jest zweryfikować większość tego typu zjawisk – przede wszystkim dlatego, że nie mamy przecież żadnych „relikwii Jezusa”, a więc żadnego materiału, z którym moglibyśmy te cudownie przemienione hostie porównać (tak, jak to się czyni niekiedy w przypadku relikwii świętych). Możemy co najwyżej stwierdzić, czy badana substancja jest ludzką tkanką lub płynem ustrojowym (łzy „płaczących Madonn”, krew w kielichu…) – i ewentualnie porównać ją z innymi podobnymi relikwiami (sprawdzając, czy obie próbki mogą pochodzić od tej samej osoby).
Nic nie wiadomo, w seminariach zaczynaja byc pustki więc może i powstana seminaria żeńskie?
Pięcioletnie Wyższe Seminaria Duchowne Diakonis…Ja to od dawna już widzę oczyma wyobraźni, Olu…:) I wierzę, że tego doczekam (w mojej rodzinie kobiety są długowieczne…:)). Z tym, że w Kościołach zachodnich wprowadzenie kobiet za ołtarze wcale nie rozwiązało problemu „kryzysu wiary” – tak samo, jak zgoda na rozwody, a nawet aborcję nie spowodowała, że ludzie zaczęli znowu tłumnie chodzić do kościoła… To ciekawe, że np. Niemcy z pytaniami na temat tego, jak należy żyć zwracają się coraz częściej do psychologów i filozofów, a nie do pastorów. Może to dlatego, że te Kościoły, „żeby tylko nie zrażać ludzi!” nie ośmielają się już dawać nikomu żadnych wskazówek: „Cokolwiek zrobisz, będzie dobrze – Twoje życie, Twoja decyzja!” I to ciekawe, że Reformacja, która zaczęła się od podkreślania tego, jak ważna w życiu człowieka jest WIARA – na naszych oczach kończy się na tym, że nieważne już, w co się wierzy – a kościoły zamieniają się (w najlepszym razie) w ośrodki kulturalno-towarzysko-charytatywne. A w najgorszym razie zamieniane są w muzea, dyskoteki, meczety…a nawet wyburzane, bo nikt ich już nie potrzebuje…
Chodziło mi raczej o to że juz zaczyna brakować obsady. Gdzies wyczytałam że w niektórych parafiach ksiądz obsługuje i trzy wsie, z powołaniami coraz gorzej więc niech biorą kobiety. Pastor – kobieta to nic dziwnego więc moze warto brać przykład?
I dlatego właśnie przydałyby nam się diakonisy – wtedy ksiądz dojeżdżałby do takiej wsi tylko mszę odprawić, bo diakon może i ślubu udzielić, i pogrzeb poprowadzić…:) Ale na pewno nie jest to lek na całe zło – bo często ci, którzy najgłośniej krzyczą „dopuścić kobiety do święceń!” – sami są w ogóle niewierzący… 🙂
Myślę, że byłaby już najwyższa pora znieść Pawłowy zakaz „nauczania” i „przewodzenia” dla kobiet w Kościele z Tt 2,12.:) Dobrze że wypatrzyłem, ten emotikon bo już zadrżałem na myśl że wpisujesz się w nurt współczesnych nam którzy gotowi byliby znieść taki czy inny zapis czy to z ewangelii czy z listów w imię …. no właśnie w imię czego. Bo wciąż się zastanawiam po co ta dyskusja, jakich modyfikacji potrzebuje Kościół by stać się trendy, by stać na miarę dzisiejszych czasów. Może wraz za kolejnym odkryciem amerykańskich „naukowców” oświadczyć że wspólne sypianie małżonków może przyprawić ich o problemy zdrowotne, tudzież psychiczne. Mam wrażenie że jest to jedna z tych dyskusji zamiast. Niestety nie przemawiają do mnie argumenty za równouprawnieniem, spadającą ilością męskich powołań. Z diakonisami to zaś sprawa otwarta, choć nie wiem jaki był zakres posługi takowych w kościele. Czy to oznacza że jestem „betonowy”, nie, w Chrystusie jesteśmy równowartościowi, co nie przeszkadza byśmy się uzupełniali a nie koniecznie zastępowali. Pozdrowienia
Zgoda – „równi” nie znaczy „tacy sami.” Ale sądzę, że diakonisy mogłyby ukazać światu tę bardziej „kobiecą” twarz Kościoła, który nie tylko MA Matkę (Maryję), ale także JEST Matką („Ecclesia Mater – Mater Ecclesiae”). Myślę, że wszyscy – mężczyźni i kobiety – jesteśmy powołani do dialogu z Bogiem. I niedobrze, że zbyt często głos kobiet w tym dialogu nie był słyszany. One miały w Kościele „milczeć.” Milcząca większość? 🙂
Przepraszam że po przerwie :).-bardziej „kobiecą” twarz Kościoła….Nie wiem jaka to jest twarz, więcej myślę że taka nie istnieje Kościół ma tylko jedną twarz to twarz Jezusa Chrystusa i ona ma w sobie pełnię. Jeśli Kościół będzie ją miał wprowadzenie sztucznych podziałów na męską czy żeńską twarz przestanie mieć rację bytu. – Myślę, że wszyscy – mężczyźni i kobiety – jesteśmy powołani do dialogu z Bogiem.Dialog tak,to jak by poza dyskusją, ale gdzie widzisz wykluczenie kobiet z tego dialogu. Czy może należy te słowa czytać jako większy wpływ na Kościół. I niedobrze, że zbyt często głos kobiet w tym dialogu nie był słyszany.Nie potrafię ocenić, ile Kościół stracił w związku z tym że kobiety miały taki a nie inny status w Kościele. Wierzę jednak głęboko że Bóg czuwa nad Kościołem i może dłużej to trwa ale się zmienia. Czy to jednak oznacza że musi dostosowywać się do układu relacji damsko-męskich jakie proponuje teraz świat. Milcząca większość? Wiem pominąłem emoticon, to że tzw. władzach Kościoła nie widać kobiet to wcale nie oznacza że nie są obecne i „knebluje się im usta”, zresztą sam jestem we wspólnocie gdzie jest mnóstwo energicznych kobiet i nie zauważyłem jak to męska mniejszość blokuje im dostępu do dialogu. Pozdrowienia.
Dek, w Wieczerniku „niewiasty” były obecne wraz z Maryją i Apostołami, a wiesz może, ile ich brało udział w Soborze Watykańskim II – i ile na nim PRZEMAWIAŁO? Bo ja nie mogę sobie przypomnieć choćby jednej… To prawda, że to się zmienia – nowe wspólnoty dają kobietom więcej możliwości uczestniczenia np. w celebrowaniu liturgii; czytałam, że gdzieniegdzie pojawiają się też np. siostry-duszpasterki akademickie. Oczywiście, nie powinniśmy się sugerować modelem „całkowitej zamienności ról”, jaki dziś jest popularny „w świecie” – ale zawsze pytać, czy naprawdę wolą Boga jest, by Kościół wyglądał tak, jak obecnie. Kiedy w VI-VIII w. taka forma Sakramentu Pokuty jaką mamy obecnie „wchodziła w powszechne użycie”, możesz być pewien, że nie brakło ludzi – nawet wśród biskupów!- szczerze zgorszonych tą „niesłychaną nowością.”
OQjGgj jktiubsshuga, [url=http://excffjznnrro.com/]excffjznnrro[/url], [link=http://slijjbmrqmzy.com/]slijjbmrqmzy[/link], http://vbfjdaoezttf.com/
Polecam przeczytanie artykułu „Baba-ksiądz, czyli inne chrześcijaństwo” wydrukowanego kilka la temu przez miesięcznik „Dziś”. A tak z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że redaktorem naczelnym tego pisma był Mieczysław F. Rakowski (zwany przez prześmiewców Mieczysławem Ostatnim)…
Wiem o tym. 🙂 Niegłupi był z niego człowiek, niech spoczywa w pokoju…