Nasze (bardzo) drogie dzieci…

Kwestia płacenia dzieciom za pomoc w obowiązkach domowych to bezsprzecznie śliski temat.

Bo z jednej strony chciałabym (w przyszłości) dawać mojemu synkowi kieszonkowe nie „za nic”, ale za konkretną wykonaną PRACĘ (żeby się nauczył, że pieniądze nie spadają z nieba…) – ale z drugiej strony…

Obawiam się, że takie podejście prowadzi do przeliczania wszelkich relacji międzyludzkich na pieniądze i „co ja z tego będę miał(a)?”

I boję się, że może się w końcu okazać tak, jak to napisała pewna matka w serwisie Rodzice Radzą:

„Moja córka ma 17 lat i dopiero teraz widzę, że wychowałam egoistkę. Kiedy mówię, że powinna mi więcej pomagać, odkurzyć, umyć łazienkę, zwłaszcza teraz, kiedy jestem w ciąży, odpowiada, że nie ma czasu, bo przecież ona ma szkołę i treningi. Powiedziałam jej, że powinna więcej czasu poświęcać nauce i obowiązkom domowym, bo jak na razie to dom traktuje jak hotel. Nic jej nie obchodzi, wiadomo, że teraz zaciskamy pasa i oszczędzamy, ale ona nic sobie z tego nie robi, na stałe włączyła 'tryb roszczeniowy’: daj na fryzjera, na buty za 279 zł, kieszonkowe 50 zł, za komórkę zapłać, daj na kino, na to i na tamto…Powiedzcie mi, czy to ja jestem nienormalna i wymagam za dużo od córki?Czy mam prawo wymagać, by na przykład powiesiła pranie, zmyła naczynia, cokolwiek pomogła w domu?”

Przypomina mi się tutaj jeszcze ten szwedzki pomysł z płaceniem „niepracującym” żonom (przez mężów) za prace domowe według stawek rynkowych.

I jestem w stanie wyobrazić sobie „nowoczesny” związek funkcjonujący na zasadzie kontraktu: Ty wnosisz tyle, a ja tyle. I te kłótnie typu: „Cooo?! Ja już 15 razy w tym miesiącu zrobiłam śniadanie, a Ty tylko 13 razy! Toż to istny wyzysk człowieka przez człowieka!”; „Ciężka choroba?! O, nie, dziękuję! Nie będę Twoją pielęgniarką! Tego nie było w umowie!” Wszystko to pięknie, obliczalnie, sprawiedliwie…

Tylko gdzie w tym wszystkim jest miejsce na bezinteresowność, wzajemną pomoc, poświęcenie – a wreszcie MIŁOŚĆ?

23 odpowiedzi na “Nasze (bardzo) drogie dzieci…”

  1. Jak bedziesz dawała kieszonkowe za konkretna prace po popełnisz wielki bład wychowawczy ktory sie na tobie srodze zemsci. Kieszonkowe to nie jest wynagrodzenie, to jest uczenie dziecka po pierwsze jak gospodarowac pieniędzmi ( kupi sobie loda czy lizaka a tak ty byś kupiła) a poza tym uczenie pewnego konsekwentnego postepowania a do tego przystosowanie się do otoczenia – dzieci w klasie maja a twoje nie?Dajesz raz powiedzmy w tygodniu i więcej nie dasz zeby nie wiadomo jak prosił.Jak przewali w poniedziałek to cały tydzień będzie „posucha”. A płacenie za pracę? a co to, dziecko łaskę robi ze łóżko posciele czy wyniesie smieci? Zapłacisz za prace raz i drugi a potem się doczekasz – umyję garnki jak mi zapłacisz.Uczyć dziecka wartości pieniądza należy ale nigdy poprzez kieszonkowe. Ja juz to wszystko przerabiałam i chyba efekty sa. Córka jest w kwestii pienięznej bardzo uczciwa. Jak dostała kieszonkowe a ja zapomniałam i drugi raz chciałam dać nigdy nie wzięła – mamo, juz mi raz dałaś. Teraz jest dorosła, nie pracuje bo dziennie studiuje więc ja finansuję. Dostaje na początku miesiąca pieniądze i jeszcze sie nie zdarzyło żeby powiedziała daj, bo juz nie mam a jest poza domem piaty rok. Jak nie ma to je chleb z powidłem ale honorowo.A uczenie wartości pieniądza? Jak była jeszcze mała odwiedzał nas czesto jej rówiesnik – kuzyn a własciwie nie kuzyn bo ona była jego …ciotka. Chłopak miał zupełnie w glowie przewrócone, wiadomo chowanie zakochanej w nim babci. Kiedyś dzieci poszły na lody a chłopakowi sie chyba kierunki pomyliły – on nie chce takiego loda bo …za tani. No to postanowiłam mu wytłumaczyć skąd biora się pieniądze (kiedyś doszedł do wniosku ze mnie biorą się z powietrza, przeciez siedze w biurze a pieniądze same do mnie przychodza).Powiedziałam dzieciom – jak chcecie zarobic oberwijcie mi porzeczki a ja wam zapłace tyle ile sie płaci. Najpierw było niedowierzanie , faktycznie zapłacisz? a potem pęd do pracy. Waga na stole a dzieci zasuwały przy porzeczkach az milo. Potem była wypłata, zarobiły pewnie po 2 złote i końcowa konkluzja – robiłes pewnie z godzinę a nawet na najtańszego loda nie zarobiłeś. Potem juz wszelkie lody były dobre.

    1. Wiesz, a ja się cały czas zastanawiam, czy nie lepszy od naszego kieszonkowego jest „system amerykański”, gdzie już 10-12-letnie dziewczynki opiekują się dziećmi sąsiadów albo wyprowadzają im psy, a chłopcy rozwożą gazety i strzygą trawniki. Zastanawiam się – i też mam wątpliwości, bo po pierwsze dzieci to są dzieci i nie wiem, od jakiego wieku należy je przyzwyczajać do pracy zarobkowej, a po drugie – jednak bym się trochę bała powierzyć swoje dziecko takiej opiekunce…Za to bardzo mi się podoba taki np. pomysł rodem ze Stanów: „Zgoda, kupię ci samochód, ale na jego utrzymanie zarobisz sam(a)!” Podczas studiów miałam stypendium naukowe, a na ewentualne „szaleństwa” dorabiałam sobie tłumaczeniami, tak więc moi rodzice nie musieli już mnie utrzymywać – ale i tak zainwestowali we mnie dość: chodziłam najpierw do prywatnego liceum, a później jeszcze na różne kursy językowe…Możesz być więc pewna, że WIEM, że inaczej (łatwiej) wydaje się te pieniądze, których się samemu nie zarobiło. I tę świadomość chciałabym kiedyś przekazać Antkowi. W ogóle wydaje mi się, że najszczęśliwsze jest dziecko, które jeszcze nie poznało wartości pieniądza. Na razie jest mu doskonale obojętne, czy buty, które ma na sobie, są „markowe” czy też nie – i wolałabym, żeby tak zostało (dla nas to nigdy nie było istotne). Wiem jednak, że presja rówieśników i reklamy potrafi zdemoralizować dziecko już w podstawówce („nie masz – to jesteś nikim!”). I co z tym fantem zrobić? Ulegać, byle tylko nie czuło się „gorsze” – czy raczej (ryzykując że będzie się czuło samotne i że mnie znienawidzi) cierpliwie tłumaczyć, że wcale przez brak czegoś „gorsze” się nie staje? A on przecież będzie mógł czuć się „gorszy” nawet przez sam fakt posiadania niepełnosprawnej matki… Matko Boska! Mam nadzieję, że się nie będzie mnie wstydził przed kolegami…:)

      1. Tak od końca – niby dlaczego ma się wstydzić? no chyba ze zdziwaczejesz a to ci chyba nie grozi.Jak matka jest „równa baba” to nikt na wiek czy ułomności nie patrzy. Sama trochę się bałam, najmłodsza juz nie byłam ale jest ok. Koleżanki przychodza, corka zaprasza je ….do kuchni (a jest 5 pokoi), siedza i gadają. Koleżanki ze studiów przesyłaja mi pozdrowienia i w sumie jakoś jak babcię mnie nie traktują.Presja otoczenia – bywa ale jakoś chwała Bogu mojej specjalnie nie dotyczyła. W markowych ciuchach nie chodziła, było mnie na takowe stać ale po co dziecku ma się w głowie przewracać? Za to miała książki,encyklopedie, pierwsza w klasie komputer, jezdziła na wycieczki zagraniczne. Co do pracy dzieci…jakos specjalnie tego nie widzę, patrzac obiektywnie – ani na ulicy takich dzieci do bawienia nie znam, trawniki sami ludzie sobie strzyga, zreszta co to za niańka z dwunastolatki? strach z taka dzieciaka zostawić. Jak juz dorosła do kwestii pienięznej mam stosunek powiedzmy swobodny. Daję co mam dać, moze teraz na 5 roku cos tłumaczeniami dorobi a jak nie dorobi…to nie będzie miała. Rok miała stypendium naukowe, teraz jeden egzamin mówiąc kolokwialnie olaja więc stypendium nie będzie – jej decyzja, jej strata, jeden ciuch mniej.I to jest prawda, urodzić nie sztuka, wychować to jest dopiero wyzwanie.

        1. Masz rację – w naszych warunkach trudno to sobie wyobrazić, chodziło mi jednak bardziej o zasadę, o zrozumienie faktu, że pieniądze trudniej zarobić, niż wydać (tak, jak w tym Twoim przykładzie z porzeczkami – świetny pomysł miałaś!). Na szczęście mam jeszcze kilka lat na przemyślenie tej sprawy – chociaż wiem, że teraz są takie czasy, że dzieci nawet w przedszkolu potrafią rzucić w twarz koledze, że ma „wieśniacki sweterek” – i co w tej sytuacji ma zrobić matka? Zamiast tłumaczyć, rozmawiać, kupuje „co trzeba”, żeby tylko dziecko „nie odstawało od grupy.” Bardzo chciałabym np. uniknąć „wyścigu prezentów” z okazji Pierwszej Komunii, tylko jeszcze nie wiem, jak to zrobić. Niezależnie od tego, czy jest to coś, w co głęboko wierzymy, czy też tylko uroczystość rodzinna, którą trzeba uczcić – przecież w ten sposób uczymy dzieci od małego, że liczy się tylko to, co można dostać za pieniądze…

          1. Jest zasada – jak sie włazi między wrony…. i to trudno przeskoczyc. Z jednej strony jestes przeciw a z drugiej strony jak pomyslisz ze dzieciakowi maja dokuczać to się złamiesz a jak nie daj Boze wejdziesz w środowisku głupich, tepych snobów to będziesz miała przechlapane.Tak mi się przypomniał pewien epizod z komunii, nie mojej córki ale córki kuzyna. Rodzice na poziomie,wcfale nie biedni większa wage przywiązywali do samej komunii a nie balu i prezentów. Mała owszem prezenty dostała ale bez wydziwiania, przyjecie dla rodziny było tez bez wydziwiania, mała siedziała na honorowym miejscu, było dobre jedzonko, był tort i wszystko było ok ale do czasu. Poszła pod blok a tu dzieci ja wysmiały, one dostawały dolary (mówiły na to dalary) a ona co? a to było wtedy kiedy dolar coś znaczył. Na drugi dzień ze szkoły przyszła z płaczem. Nauczyciel cała lekcję poświęcił na przepytywanie dzieci co które dostało. Doszło do niej, powiedziała co dostała na to pan – Aniu, ty chyba pochodzisz z bardzo biednej rodziny.Nic dodac nic ując.Z komunia będziesz miała mniejszy problem bo chłopak to chłopak ale miej dziewczynkę to dopiero udręka. Jak wszystkie maja sukienki prawie jak slubne, makijaż i fryzure od fryzjera to ubierz taka panienkę skromnie, jeszcze w jakieś kompleksy popadnie więc zgrzytasz zębami i też stroisz. ( a kup sukienkę dziewczynce która jest namłodsza i najmniejsza w klasie, której spódnica zamiast w pasie sięga szyi ) Paranoja zupełna

          2. Wiem jedno – ja NIE CHCĘ głupieć tak jak wszyscy. I jakoś to pogodzę z „dobrem dziecka” (choć nie wierzę, by ten pokaz snobizmu dorosłych naprawdę dobrze służył ich dzieciom). Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę. Może uda nam się przygotować go do PRAWDZIWEJ Pierwszej Komunii osobno, w małej grupce dzieci (są takie możliwości), a później razem z klasą przejdzie ten cały „cyrk” – ale już będzie wiedział, że to nie o to chodzi…

          3. Ja bym sie nad tym pomysłem mocno zastanowiła. Moim zdaniem powinien iść normalnie, z całą klasa. Chłopak wyrosnie i sam będzie mógł podejmowac decyzje co do własnej wiary, moze byc bardzo pobozny, może wogóle nie byc pobozny – jego sprawa, jego zycie i jego decyzje.Jeżeli pójdzie do szkoły prywatnej, katolickiej to go tam chyba dobrze przygotuja, jak pójdzie do „normalnej ” szkoły to moze miec problemy. Dzieci od zawsze nie lubią takich ktore w jakiejś dziedzinie odstaja od reszty a taki głęboko religijny będzie odstawał.Nie jestem gołosłowna. Kolega mojej córki i to nasz sąsiad taki był. Rodzice bardzo religijni od małego prowadzili go na wszelakie msze do kościoła, był oazowcem, był ministrantem…i miał przechlapane. Dzieci się bawiły a on w kościele – bo majówki, bo różańce, bo czuwania. Doszło do tego ze dzieci z klasy do niego wydzwaniały z tekstami typu – Michał, ty jeszcze nie w kościele, paciorek odmówiłes i podobne. A wiem to stąd ze moja była też posądzona przez jego ojca o takie telefony. Jak usłyszałam , zdębiałam zupełnie, przeprowadziłam śledztwo no i efekt był taki ze dany tatuś musiał mnie przepraszac bo moja akuratnie nigdy do niego nie dzwoniła no ale telefony były i to częste.Chłopak zdał mature, studiuje i jak się zerwał z łańcucha to podobnież baluje az miło a do kościoła jakoś mu nie po drodze.

          4. Wiem, Olu, że nazwiesz mnie „dziwaczką”, ale mam nadzieję, że uda mi się także przekazać synowi, że lepiej mieć własne przekonania (i nawet za nie trochę pocierpieć) niż jak baran iść za tłumem. Nad prywatną szkołą katolicką też się zastanowię – ja chodziłam do takiej i chyba mi nie zaszkodziło. 🙂 Z tym, że szkoły męskie są na ogół dużo bardziej „przegięte” w kierunku LPR-u niż żeńskie – a nie chciałabym, żeby się wychowywał w takiej „wszechpolskiej” atmosferze. Oczywiście, że kiedy dorośnie, będzie mógł wybrać sobie taki światopogląd, jaki zechce – ale moim zadaniem jest także przekazać mu jak najlepiej to, co dla mnie jest ważne. A czego dzieci uczą się z takiej Pierwszej Komunii jak teraz, jeśli nie tego, że najważniejsza we wszystkim jest KASA? Szymon Hołownia słusznie napisał, że jak tak dalej pójdzie, to sakramentem „rozstania z Kościołem” będzie już nie bierzmowanie, ale właśnie pierwsza komunia. Myślę, że to jednak za wcześnie na świadomy wybór…

          5. Taka szkoła prywatna, katolicka chyba ma sens w przypadku kiedy jest takie i gimnazjum i liceum więc kontynuacja. Wyobraz sobie jaki to szok – przejść ze szkoły podstawowej w której jest mała klasa, nosi sie mundurek, zachowuje sie poprawnie do publicznego gimnazjum w którym jest tak jak jest. Takie dziecko zanim sie przystosuje, albo i nie przezyje taką traumę że szkoda mówić.W rodzinie mamy taka dziewczynkę która właśnie tak chodziła – od podstawówki po mature.Szkoła była jak szkoła, chyba ani lepsza ani gorsza, dziewczyna też jakas bardzo pobozna z niej nie wyszła no ale na studia dostała się bez problemu. Troche jak dla mnie szokujący był program w podstawówce. Od pierwszej klasy trzy języki obce, w momencie kiedy dziecko dopiero uczy sie czytać i pisać. A efekt – po francusku umie powiedzieć dzień dobry i pewnie tyle, po angielsku nie o wiele więcej, z niemieckim sobie radzi i to dobrze. A jak sobie będzie radzić na studiach, nie nauczona do pracy w dużej grupie, w pewnym sensie anonimowa bo w szkole było ich dosłownie pare osób w klasie to się dopiero zobaczy. PS. nigdy bym ciebie nie nazwała dziwaczkę, predzej trochę idealistką.

  2. Dziękuję za komentarz na moim blogu, zostawiłam Ci dość obszerny komentarz pod postem o homoseksualizmie. Pozdrawiam.

  3. … ciepłe pozdrowienia przesyłam 🙂 … Dorywcza praca przez internet, która wspomoże domowy budżet lub będzie miłym dodatkiem do kieszonkowego. Zarób własne pieniądze. Zapraszam… wordtypeus.blog.onet.pl/

  4. Przeczytałem odpowiedz pod pierwszym kom. ktora mnie zachwyciła, tak jest trudne, nie wierz w żadne gotowe recepty takich nie ma. Moim zdaniem tylko obserwacja i znajomość psychiki własnego dziecka może podpowiedzieć właściwe postępowanie. Ja pomimo teoretycznego i praktycznego doświadczenia nie ośmieliłbym się cokolwiek doradzać. Każde dziecko wymaga innego podejścia dopasowanego do jego charakteru. Tylko obserwacja na działanie bodźców . Kierunek że pieniądze są bez wartości bo prawdziwe wartości są w nas a nie w markowych butach oczywiście najlepszy ale i najtrudniejszy. Mi się udało. Moja córka choć jest najlepiej ubrana, nie wie co to moda, ją to nie dotyczy. U nas panował i panuje czysty komunizm, Wzorem Jezus Chrystus. Ale kto wie,może to już czwarte pokolenie takie dziwaczne? Brak zawiści, zachłanności, chciejstwa, nawet żony i mężowie wchodzą w ten układ, musi w nim być coś przyciągającego. Czyżby działanie Wzorca ?U nas pieniądze są tylko wygodnym środkiem (narzędziem) a nie celem w dążeniach, planach i to jakoś działa. PozdrawiamMyślę że jeśli się uda wprowadzić taką optykę do umysłowości syna to będzie najdumniejszym człowiekiem na świecie z posiadania takiej matki jak Ty. Ja bym byli na pewno!!!

    1. Dziękuję! Bardzo pięknie powiedziane. 🙂 Wiesz, nie zamierzam się upierać, że „pieniądze w ogóle nie mają znaczenia.” Mają, ale zawsze tylko jako ŚRODEK, nigdy jako CEL. Czy „chciałbym, żeby moje dzieci miały wszystko” naprawdę znaczy „wszystko, co można dostać za pieniądze”? Myślę, że ich posiadanie liczy się tylko o tyle, o ile za ich pomocą można zrobić coś mądrego, pięknego albo ciekawego. A co pięknego, mądrego lub ciekawego robi ze swoją fortuną taka, na przykład, Paris Hilton? Z czego jest znana oprócz tego, że ma znane nazwisko?Moi rodzice uczyli mnie zawsze, że „naprawdę biedny jest ten, kto ma TYLKO pieniądze” – i jest mi szczerze żal ludzi, którzy nie wiedzą, że za swoje pieniądze mogliby nie tylko umeblować swój luksusowy apartament, ale i głowę… Bo to nieprawda, że jakiekolwiek RZECZY są w stanie uczynić nas szczęśliwymi. I mam nadzieję, że zdołam to wszystko przekazać mojemu synkowi, zanim wessie go świat konsumpcji dookoła…

  5. Bardzo trafny cytat.Popełniłam kiedyś grzech ..miałam taki dylemat jak Ty. Poczytałam,że dzieci powinny dostawać kieszonkowe. Ja sama nigdy nie dostawałam ale uznałam ,że czasy się zmieniają, trzeba iść z duchem czasu. Tak jak Ty nie chciałam dawać za frico. Płaciłam najstarszemu dziecięciu za mycie naczyń. Już w trakcie widziałam ,że to wielki błąd. Gdy kupiliśmy zmywarkę córka wpadła w histerię. Obecnie nie daję kieszonkowego. Dzieciom wdrożyłam obowiązki. Dostają pieniądze gdy zgłoszą swoje potrzeby.Ja nauczyłam się zarządzać kasą na studiach w akademiku. Pierwsze miesiące były bolesne :-)). Zdarzało się pogłodować po szaleństwach. Ale nauka nie poszła w las. Do dzisiaj mam zwyczaj „chomikowania” jakiejś stówki na ciężkie czasy.

    1. David Owen, ekonomista i ojciec kilkorga dzieci, napisał książkę „Bank Taty”, w której podpowiada, jak stopniowo zapoznać dziecko z różnymi formami inwestowania, jak rozwijać jego instynkt pomocy innym, jak ustalić kieszonkowe i jak nauczyć , że w życiu są wartości, których nie da się przeliczyć na pieniądze. Mam nadzieję, że zdążymy to przeczytać, zanim Antek dorośnie do kieszonkowego. Mówiąc w wielkim skrócie, on założył swoim dzieciom rachunek, na który wpłacał co miesiąc określone sumy pieniędzy – dla młodszych mniejsze, dla starszych odpowiednio większe. Dzieciaki mogły same decydować, jak dysponować tymi kwotami – czy wypłacić z „Banku Taty” i wydać wszystko od razu, czy może czegoś sobie odmówić, zaczekać i odłożyć na coś większego. Po pewnym czasie on podobno zaobserwował, że jego dzieci są bardziej świadomymi klientami, niż ich koledzy, którzy dostawali pieniądze od rodziców na każde życzenie – zrozumiały np. że nie warto wydawać „swoich” pieniędzy na zabawkę, która popsuje się po dwóch godzinach… Może to też jest jakiś pomysł? Chociaż ten z wdrożeniem obowiązków i zgłaszaniem potrzeb na bieżąco też mi się podoba. Ale jak sobie radzisz z „eskalacją żądań”?:)

      1. Moje dzieci mają swoje „konta” w tradycyjnych skarbonkach. Są zasobne i rzeczywiście, jeśli mają coś sobie kupić za swoje..to raczej do zakupu nie dochodzi :-)))))). Syn ma najwyższy stan konta :-))). Bardzo szanuje „swoje” pieniądze ;-)))).

        1. Tak, tak – już nawet bardzo młodzi ludzie dzielą się na tych „rozrzutnych” i na „centusiów” – i jest to fakt, który należy brać pod uwagę w wychowaniu… :)))

  6. Mam szesnaście lat i od niedawna dostaję 40 zł kieszonkowego miesięcznie (wcześniej było 20 zł, a jeszcze wcześniej 10 zł), I z tą sumą muszę przez miesiąc sobie poradzić. Rodzice mi już nie dają na kino, jakieś słodycze, ubrania, które nie są mi niezbędne czy takie rzeczy… Pieniądze dostaję zawsze, niezależnie od niczego. Czymś oczywistym wydaje mi się pomoc rodzicom w obowiązkach domowych i nigdy nie przyszło mi do głowy żeby za to brać jakieś pieniądze… I to wydaje mi się być dobrym rozwiązaniem, w przyszłości, myślę, że podobnie będę podchodzić do kieszonkowego swoich dzieci.Dzięki za komentarz na moim blogu (przyjaciolkaprzyjaciolki.blog.onet.pl)

    1. W takim razie podziwiam Twoją oszczędność – i wydaje mi się, że masz bardzo rozsądny stosunek do pieniędzy. Pozdrawiam serdecznie.

  7. Miłość to piękne słowo, ale w praktyce rodzina opiera się na wzajemnym zaspokojaniu swoich potrzeb – i to jest najlepsza podstawa stabilności związku. W przypadku ciężkiej choroby przychodzi czas sprawdzianu odpowiedzialności – czy wtedy decyduje miłość, czy moralność, czy wiara, czy też człowiek okazuje się świnią.Dzieciom nie płaciłbym za prace domowe, bo to ich obowiązek. Ale płaciłbym za prace, które wykonują np. zamiast fachowców zewnętrznych, albo związane z jakimś hobby rodzicówPozdrawiam

    1. „Wzajemne zaspokajanie swoich potrzeb” też pięknie brzmi – ale w praktyce, kto ma określić, które potrzeby są uzasadnione, a które już wygórowane?:) Natomiast z dylematu pt. „Płacić czy nie płacić dzieciom?” wybrnąłeś w sposób godny Salomona. 🙂 Pozdrawiam najserdeczniej.

  8. Serdecznie pozdrawiam, nie odwracalny błąd płacenie małolatą za prace w domu praca taka ,musi wynikać ,z miłości ,obowiązku rodzinnego i kasa nie może tutaj wchodzić w żadną rozgrywkę wychowawczą Z Poważaniem .

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *