Lepiej być ateistą czy wierzącym?;)

W pewnych kwestiach na pewno łatwiej jest wierzącym – na przykład w razie śmierci bliskiej osoby albo kiedy zdarzy się inne nieszczęście – teista przynajmniej wie, Kogo OBWINIĆ…;)

Ateistom może być trudniej w krajach takich, jak Polska (choć nie tylko) gdzie pewne obrzędy o charakterze religijnym stanowią część kultury – więc jeśli w czymś nie uczestniczysz (np. nie ochrzcisz dziecka czy nie posyłasz go na religię) uchodzisz za dziwaka lub nawet „element aspołeczny.”

Wierzący za to mają gorzej w krajach bardzo zlaicyzowanych, gdzie chętnie przypisuje im się ciemnotę, zabobon, zboczenia – i w ogóle wszystko, co najgorsze. (Czasami aż dziw bierze, że ludzie w tych krajach nie wierzą jeszcze, jak przed wiekami, że chrześcijanie – a osobliwie katolicy – zatruwają studnie i porywają niewinne niewierzące dzieci…;))

W niektórych kręgach być ateistą znaczy: być inteligentnym, światłym człowiekiem – być wierzącym, wręcz przeciwnie. Często odnoszę wrażenie, że w krajach Zachodu mniejszej odwagi wymaga publiczne przyznanie się do homoseksualizmu, niż do codziennej modlitwy…

W innych kręgach kulturowych natomiast (kraje muzułmańskie) zarówno za przejście na wiarę inną niż islam, jak i za otwarcie deklarowany ateizm można zapłacić głową. 

Chętnie przypisuje się ateistom większą „wolność” w kształtowaniu własnych poglądów i przekonań – do tego stopnia, że niekiedy wyrazy „ateista” i „wolnomyśliciel” stają się wręcz synonimami – jak gdyby światopogląd teistyczny, sam w sobie, stanowił zagrożenie dla „wolności myślenia” – i jakby odrzucenie a priori samej MOŻLIWOŚCI istnienia Boga również nie było jakimś myślowym ograniczeniem.
Z drugiej zaś strony wierzący chętnie – zbyt chętnie! – są skłonni przypisywać niewierzącym prostą chęć uwolnienia się od wszelkich moralnych zasad i ograniczeń, które nieodłącznie związane są z każdą religią. Tymczasem (choć znałam ateistę, który z Dziesięciorga Przykazań uznawał jedynie dwa: „nie zabijaj!” i „nie kradnij!” – i do dziś nie wiem, co jest według niego złego np. w zakazie zdradzania żony…) etyka „religijna” i „świecka” choć różnią się od siebie w szczegółach, posiadają jednak wyraźną część wspólną…
Zresztą, jak tu już kilkakrotnie pisałam – jeśli Bóg istotnie jest miłością, to ostatecznie „linia podziału” nie przebiega wcale pomiędzy (deklarowaną) wiarą i niewiarą, a tylko pomiędzy miłością (do bliźniego) a jej brakiem. Mogłabym bez wahania wymienić kilku (formalnie rzecz biorąc) ateistów, którzy zasługują na to, by ich wynieść na ołtarze jako przykład do naśladowania dla wierzących.
Tak więc, podobnie jak wielu innych ludzi (i to nie tylko tych znajdujących się gdzieś na „obrzeżach katolicyzmu” – jak to trafnie określił były jezuita, Stanisław Obirek) – zawsze wolałam szukać tego, co mnie z ludźmi o odmiennych przekonaniach łączy, niż tego, co dzieli.
A obok pytania „w co wierzy ateista?” wciąż równie ważne i ciekawe jest dla mnie to, w co tak naprawdę wierzy ten, kto twierdzi, że wierzy…
Szczerze mówiąc – nie umiem nawet odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule. Nie wiem, kto ma „łatwiej” – wierzący czy niewierzący. To wszystko zapewne zależy – od czasu, miejsca i wielu innych okoliczności. 
Ale też nigdy nie uważałam, by wierzącym w Boga musiało być w życiu koniecznie „lekko, łatwo i przyjemnie.” Naprawdę wartościowe jest to, za co gotowi jesteśmy zapłacić wysoką cenę… 
Postscriptum: Znana ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi na temat religii prof. Magdalena Środa niedawno stwierdziła, że „ma poglądy oświeceniowe” i w związku z tym „marzy jej się świat bez religii” – które to „być może są pożyteczne w wymiarze indywidualnym, ale szkodliwe POLITYCZNIE.”

Pominę tu już fakt, że w dobie Oświecenia sądzono dokładnie ODWROTNIE: że osobista pobożność jest niepotrzebna i śmieszna, ale religia państwowa pomaga utrzymać ład społeczny. 🙂 Ale (pomimo wszystkich ich wad) wydaje mi się, że świat bez religii wcale nie byłby takim „laickim rajem” jaki sobie wyobraża pani Środa – obawiam się raczej, że jeszcze bardziej przypominałby piekło… (Ciekawe, czy to tylko przypadkiem tradycyjnie laicka Francja ma najwyższy w Europie wskaźnik samobójstw…).

Ludzie, pani profesor to takie istoty, które są skłonne mordować się w imię dowolnej idei, religijnej czy nie – i ani wierzący, ani ateiści nie mogą się w tej kwestii wymówić od winy. Niestety.

A w dzisiejszej „Trybunie” inna czołowa ideolog współczesnej lewicy, Joanna Senyszyn, stwierdziła, że „państwa, które nie są w pełni (?) świeckie to relikt przeszłości” – odnosząc się przy tym z aprobatą to niedawnego wyroku Trybunału w Strasburgu w sprawie usunięcia krzyży ze szkół we Włoszech. Dla mnie jest to mimo wszystko pewnego rodzaju ograniczenie praw większości w celu obrony praw mniejszości – i nie jestem pewna – słuszne to, czy nie. (W sprawach sumienia logika „demokracji” nie powinna chyba odgrywać roli decydującej – często mówię o sobie, że byłabym chrześcijanką nawet wtedy, gdyby mi przyszło być jedyną taką osobą na świecie…)

Bardziej bowiem interesuje mnie inna kwestia – jak pani Senyszyn wyobraża sobie tę „pełną świeckość” w krajach takich, jak np. Wielka Brytania, gdzie tradycyjnie władca jest także…było, nie było…głową Kościoła? 🙂

74 odpowiedzi na “Lepiej być ateistą czy wierzącym?;)”

  1. Lepiej być ateistą czy wierzącym? Samo pytanie zawiera w sobie błąd logiczny. Każdy człowiek w coś wierzy. Jeden nazywa wiarą w jakiegoś boga a istnieją ich tysiące jak wiemy z historii . Drugi wierzy w jakieś własne wartości które nie nazywa bogiem. Mianownik jest wspólny wiara w niesprawdzalne coś, żadna ze stron nie może udowodnić swoich racji, mogą być tylko przekonani o swojej słuszności. Z własnego doświadczenia wiem, ateiści wierzą głębiej i przestrzegają zasady swojej wiary bo sami ją sobie na własny użytek stworzyli, jako że są miej leniwi umysłowo. Tzw. wierzący wierzą w cudze idee, nie zgłębiając istoty, zadowalają się jednie uczestnictwem w obrzędach a więc wierzą płyciej i nie przestrzegają zasad wiary, Które hierarchowie zmieniająkoniunkturalnie. Teraz nie palą na stosach ani książek ani ludzi.Odpowiedz: Zawsze jest trudniej osobom wierzącym głębiej, niezależnie w co wierzą lub jeśli chcesz nie wierzą. Pozdrawiam .Ps. Natomiast w poście jest pomieszanie różnorodnych wątków ale sama to dobrze wiesz, poruszasz niepotrzebnie stosunki społeczne które są bardziej bardziej skomplikowane niż same wierzenia.

    1. Zakładasz zatem, że ludzie „wierzący” (teiści) nie mogą SAMI kształtować (odkrywać) przedmiotu swojej wiary – przyjmują jedynie to, co im podano „z góry” – nie potrafię się w pełni zgodzić z tym poglądem, bo zawsze szczyciłam się tym, że mam nie mniej krytyczny umysł od jakiegokolwiek ateisty. 🙂 Masz natomiast rację twierdząc, że ateizm jest również „wiarą” i to niekiedy bardzo głęboką. Ateizm ma swoich apostołów i swoich fundamentalistów (ci ostatni wcale nie są mniej straszni, niż ich religijni oponenci). Ostatecznie jednak przychylam się do poglądu Chestertona, że od wojującego ateizmu gorsza jest OBOJĘTNOŚĆ. Także Pismo mówi: „Obyś był zimny ALBO gorący!” A tak zupełnie po cichutku, w głębi serca pragnę wierzyć w to, że gdyby ci, co mówią, że wierzą w Boga, wierzyli w Niego NAPRAWDĘ, na świecie nie byłoby tylu ateistów. Największą obrazą dla Boga są niektórzy z tych, którzy się (za) głośno do Niego przyznają. Mnie nie wyłączając.

      1. Ps. Zdaję sobie oczywiście sprawę z „nielogiczności” tytułu – i dlatego opatrzyłam go kwantyfikatorem „żartobliwe.” 🙂 Wiara i niewiara mają wiele znaczeń… W świecie antycznym za „ateistę” uchodził każdy, kto nie wierzył w bogów religii państwowej, a więc zarówno Sokrates, jak i – a jakże – chrześcijanie…:)

      2. Z lenistwa a po części nie chcąc obrażać twojej inteligencji, nie dodawałem że istnieją liczne lub mniej wyjątki. Przecież z takim wyjątkiem prowadzę wymianę zdań i to dotyczy wszystkich po obydwu stronach. Pozdrawiam.

        1. Niezmiernie mi miło, że uchodzę w Twoich oczach za taki chlubny wyjątek – niemniej chciałabym zauważyć („z pewną taką nieśmiałością” ;)), że – ujmując rzecz w kategoriach czysto logicznych – jeden wyjątek wcale nie „potwierdza reguły.” On ją kompromituje. 🙂

          1. Wyjątków znalazłoby się więcej na pewno, ale zgadzam się. Znam z opowiadania jedną rodzinę mąż, żona i chyba dorosłe dzieci, nie chodzą do żadnego kościoła chrześcijańskiego, żadnej wspólnoty religijnej a żarliwie wierząw Jezusa i modlą się w domu jedynie a żona prowadzi bardzo zaangażowany blog religijny, czytałem kilka postów, apoteoza bezgraniczna, wiary. Ciekawe zjawisko . Zorientowałem się że jakakolwiek dyskusja wykluczona.

          2. No, cóż – wiara religijna (czy też ateizm) bez domieszki WĄTPLIWOŚCI wyklucza dyskusję, bo zakłada NAWRÓCENIE wszystkich na „jedynie słuszny” (czyli MÓJ:)) światopogląd… Wtedy nie ma też miejsca na szukanie zalet „po drugiej stronie.”

  2. Nie wiem o jakich szkołach zachodu piszesz. Bo co ja wiem to są tam szkoły katolickie, muzułmańskie, że powiem o największych i nikt nikomu nie wyrzuca, że się modli, takie zarzuty są przestępstwami. A poza tym świat nie dzieli się na wierzących i ateistów bo bardzo prosto można udowodnić ,że ateista to też wierzący:-)

  3. Świat z religią to faktycznie raj na ziemi:-)Jeśli do klas zaczniemy wnosić symbole religijne wszystkich religii jakich sobie uczniowie zażyczą to braknie tam miejsca dla samych uczniów. Dlatego nie w szkołach miejsce na wszelkie demonstracje kościelne.

    1. Myślisz więc, że kluczem do „pokoju religijnego” (bo przecież nie „tolerancji”) jest UDAWAĆ, że tak naprawdę nikt w nic nie wierzy? A mnie się marzy szkoła ze ścianą, na której wiszą obok siebie symbole wszystkich religii… TOLERANCJA rodzi się poprzez zetknięcie z „innością”, nie -przez ucieczkę od niej.

      1. Albo, nie wiesz co ja myślę z bardzo prostej przyczyny, w sprawach religii, kościołów żyjemy w innych światach i Twoje słowa o tym świadczą. Więc proszę Cię na przyszłość nie wkładaj w moje usta Twoich myśli.Dlaczego ktoś ma UDAWAĆ, że w nic nie wierzy, koleżanka ateistka zbudowała sobie świat bez boga i ona w niego wierzy. Nigdy nie usłyszałem od niej, że nie wierzy. Dla niej Bóg nie istnieje i tyle. Szkoła w której wiszą symbole wszystkich religii? Moja droga kto zabrania kościołom wszelkiej maści zbudować taką szkołę? Może wreszcie by w jakimś stopniu udowodniły, że szanują swoje słowa, swoje nauki, że są tolerancyjne.MOŻE. Tylko trzeba pamiętać, że wszystkie te religie funkcjonują tylko dlatego, że są zbudowane na sprzecznościach wobec siebie i mogą trwale różnić ludzi bo tylko w taki sposób utrzymują przy sobie wiernych.

        1. Mój drogi, wyraźnie nie zauważyłeś, że na końcu tego zdania, które zaczęłam od „myślisz” był znak zapytania, zatem nie było to stwierdzenie faktu, a JEDYNIE moje PYTANIE do Ciebie. Właśnie dlatego, że – Twoim zdaniem – „żyjemy w różnych światach” jestem ciekawa tego, co myślisz. I to nie jest żaden powód do tego, by mi przypisywać jakieś ukryte (złe) intencje. A co do takiej szkoły – mam nadzieję, że taka powstanie, choć po cichu marzy mi się by WSZYSTKIE były takie. Wydaje mi się po prostu, że zaakceptowanie faktu różnorodności religii na świecie jest lepszą drogą niż urzędowy ateizm albo tworzenie swoistych „gett” dla ludzi wierzących. Ty możesz mieć inne zdanie w tej kwestii. I tyle.

          1. Aha i po moim stwierdzeniu:”A poza tym świat nie dzieli się na wierzących i ateistów bo bardzo prosto można udowodnić ,że ateista to też wierzący:-)”Twoje pytanie:”Myślisz więc, że kluczem do „pokoju religijnego” (bo przecież nie „tolerancji”) jest UDAWAĆ, że tak naprawdę nikt w nic nie wierzy?”To pytanie jest na miejscu?Powiedz mi z jakich moich słów wywnioskowałaś, że mogę tak myśleć?A może Ty tak myślisz?

          2. No, cóż – MYŚLĘ, że lansowany od XVIII wieku (w odpowiedzi na wojny religijne pomiędzy wierzącymi) model „państwa świeckiego” to nic innego jak pewnego rodzaju „urzędowy ateizm”: „we własnym domu możesz sobie wierzyć w co tylko chcesz, ale nie publicznie!” – i to tylko miałam na myśli, pisząc, że dla zachowania „świętego spokoju” mamy wszyscy udawać niewierzących (co zresztą, konsekwentnie wprowadzone w życie, uprzywilejowałoby ateistów :)). Byłam ciekawa, czy podzielasz taki pogląd. To wszystko.

          3. Tylko czy to znaczy „ateistyczna”?:) Bo ja wciąż nie jestem pewna, czy to koniecznie to samo… Po prostu nie wiem, czy to jedyna alternatywa wobec państwa „religijnego” typu islamskiego. Nie wiem. Może i tak…

          4. No cóż, jakoś wolę by mój kraj był niezależny niż mieli by nim rządzić sąsiedzi czy Watykan.

          5. Wielka Brytania też jest niezależna, a jednocześnie (przynajmniej formalnie) „rozdział „tronu i ołtarza” tam nie istnieje. Wynika z tego, że możliwych jest wiele różnych rozwiązań… 🙂

          6. W Polsce, Kacprze, sytuacja była pod wieloma względami wyjątkowa. Inaczej, niż w Hiszpanii czy Ameryce Łacińskiej, gdzie hierarchia często wspierała istniejące reżimy, u nas Kościół przyjmował pod swoje skrzydła nawet tych, którzy się niezupełnie z nim zgadzali. Tak więc na Zachodzie mottem intelektualistów było: „Bóg tak – Kościół nie!” albo „Bóg nie i Kościół też nie!” – a u nas „Bóg – nie (wiem)- Kościół tak!” Niestety, mam wrażenie, że przez 20 lat wolności Kościół zdążył już zmarnować ten kredyt zaufania – i że pomiędzy nim a inteligencją następuje coraz większy rozbrat. Po prostu nie umieli się odnaleźć w nowej sytuacji (czego wyrazem jest np. o. Rydzyk, który pozuje na „kapłana-wodza Narodu” bazując na pragnieniu wielu ludzi, „żeby było tak, jak dawniej, tylko z przewodnią rolą Kościoła zamiast partii.”)

          7. A Czesi w ponad 50% sa ateistami, wierzacych i praktykujących jest parenascie procent i maja się dobrze.

      2. A właściwie to po co mają wisieć? Szkoła jest państwowa, krzyz czy inny znak wiary uczniom nie pomaga – ani lepiej sie przez to nie uczą, ani mnie nie dokazuja a na symbole nie zwracaja uwagi.Pomodlić sie kazdy może w domu albo w kosciele. W pociągu tez krzyzy nie ma a pociąg jedzie a jak ktos sie chce w czasie jazdy pomodlić to sie pomodli a chyba to potrafi bez patrzenia na krzyz.

    2. Nigdy nie twierdziłam, że świat z religią to raj na ziemi. 🙂 Jednak nie wierzę, by świat bez niej mógł być nim także – kto twierdzi inaczej, moim zdaniem kłamie. To nie religie są odpowiedzialne za nasz pęd do zabijania i inne nieprzyjemne cechy – one raczej w ciągu wieków starały się niektóre z nich temperować. Zauważ, że wszystkie bez wyjątku mówią o konieczności doskonalenia się człowieka. Socjalizm natomiast (w swym XIX-wiecznym wydaniu) zdawał się sądzić, że przyczyna wszelkiego zła leży raczej w świecie zewnętrznym (i w związku z tym wystarczy tylko: upaństwowić fabryki, zniszczyć religię, urównoprawnić grupy „upośledzone” – robotników, kobiety, a ostatnio także dzieci i mniejszości seksualne, itd. – ażeby ten „raj na ziemi” powstał samoistnie…) niż w nas samych. Myślę, że to właśnie ten brak realizmu w podejściu do ludzkiej natury był jedną z głównych przyczyn klęski takich ideologii.

      1. „Nigdy nie twierdziłam, że świat z religią to raj na ziemi. 🙂 Jednak nie wierzę, by świat bez niej mógł być nim także – kto twierdzi inaczej, moim zdaniem kłamie.” Kto Ci powiedział, że świat bez religii byłby rajem? Według mnie to Ty zasugerowałaś coś odwrotnego.”To nie religie są odpowiedzialne za nasz pęd do zabijania i inne nieprzyjemne cechy – one raczej w ciągu wieków starały się niektóre z nich temperować.”Tu się z Tobą zgadzam. Szkoda tylko, że kościoły nie stosują się do tego co same głoszą a wręcz odwrotnie.Socjalizm zerżnął system z KK, a że dość nieudolnie, przy czym mając za głównego wroga właśnie Kościół, lepiej zorganizowany, więc wyszło to co wyszło. Przyglądnij się, dostrzeżesz same analogie. A poza tym tacy z socjalistów ateiści jak z większości kościelnych wierzący w kościół.

        1. Mam wrażenie, że pani Magdalena Środa właśnie tak twierdzi – a idąc tym torem myślenia można nawet dojść do wniosku, że także za wszelkie zbrodnie komunizmu odpowiadają „ci kościelni” – skoro cały system był „nieudolnie skopiowany” z ichniego. 🙂 No, dobra – my wierzący nie odpowiadamy tylko za trzęsienie ziemi i koklusz.;) Bardzo to wygodne, swoją drogą… A ja i tak twierdzę, że religie (tak samo zresztą, jak i ateizm) miały i mają NIE TYLKO negatywny wpływ na dzieje ludzkości – i że świat bez nich byłby prawdopodobnie jeszcze gorszy. Natomiast inaczej niż Ty (o ile dobrze zrozumiałam – żeby znowu nie było na tym tle nieporozumień:)) – widzę w różnicach między religiami nie tyle środek służący do tego, by „trzymać wyznawców przy sobie” – ale pewne BOGACTWO pozwalające spojrzeć na „problem Boga” z wielu różnych punktów widzenia. Często mówię, że wobec Boga wszyscy jesteśmy jak ci ślepcy, którzy próbowali dotykiem poznać słonia. Jedni dotknęli trąby, i orzekli, że to zwierzę przypomina nieco węża, inni grzbietu – i powiedzieli, że podobne jest raczej do hipopotama. I WSZYSCY w pewnym sensie byli bliscy prawdy. (Ateistów w tej analogii porównałabym do tych, którzy stali za daleko, aby dotknąć – więc uznali, że to, czego nie mogą doświadczyć, w ogóle nie istnieje. I oni także, w jakimś sensie, mieliby rację.) Różne religie są dla mnie jak różne DROGI prowadzące do jednego CELU – jestem przywiązana do mojej, ale inne szanuję. Nie może być tak? Ps. Myślę także, że Bóg – jeśli jest – PRAGNIE by Go czcić na wiele różnych sposobów. To naprawdę jest bogactwo, a nie zagrożenie.

          1. Kościół ma swoje zbrodnie a komunizm swoje ale skoro Ty wierząca chcesz za nie wziąć odpowiedzialność to nikt na to niema wpływu. No cóż nie słuchałem wywodów P Środy ale widać dobrą moją uczennicą jest:-)Chociaż ja ateistą nie jestem, ale jak mi masz snuć domysły z jakiego kościoła mnie tu przywiało to daruj sobie wszystkie oceniam jednakowo. Na pewno nie wierzę w kościół, chociaż ostatnio od katolickiego księdza usłyszałem, że to też ateizm. Bidactwo dawno zatracił poczucie rzeczywistości. A co do Twojego wywodu o ateistach, to może oni stanęli pod ogonem i określili boga po tym co na nich spadło? Tylko nigdy nie słyszałem o wojnie, którą wywołali ateiści w imię swojej wiary(może Ty historyk słyszałaś) a kościoły wszelkiej maści leją się cały czas. Nie w Europie to w Afryce, nie w Afryce to w Azji itd. itp. Kościół potrzebuje wrogów by mógł istnieć. Nie Żydzi to Niemcy, nie Niemcy to Ateiści. Wystarczy posłuchać Rydzyka.Powiedz mi Ty wierzysz w Boga czy w kościół? Bo cały czas donoszę wrażenie, że to nie Bóg jest najważniejszy w Twoim życiu.Naprawdę nie potrafiłabyś wierzyć w Boga bez kościoła? No i zdanie Einsteina powyżej przytoczone jest o tyle prawdziwe co nie prawdziwe. Powiedziane bodajże raz na konferencji prasowej, bardziej jako żart. Na temat Boga miał bardziej skonkretyzowane stanowisko i trudno by go było nazwać ateistą.

          2. W przeciwieństwie do niektórych ateistów jestem skłonna wziąć odpowiedzialność za wszystkie zbrodnie – również te nie moje, ponieważ wiem, że wiele rzeczy na tej planecie działo się dlatego, że wierzący nie byli takimi ludźmi, jakimi powinni byli być. Ateiści równie często mordowali teistów w imię „oświecenia ludzkości” co wierzący (rzekomo) w imię Boga. Dobre przykłady to Rewolucja Francuska (pochłonęła więcej śmiertelnych ofiar, niż Inkwizycja- przy czym ta ostatnia działała na przestrzeni kilkuset lat…), wojna domowa w Hiszpanii („postępowi” towarzysze wcale nie byli bardziej ludzcy od siepaczy Franco) czy lewicowe partyzantki w Ameryce Płd. Mówiąc krótko – zbrojne zderzenie tych dwóch światopoglądów często powodowało rozlew krwi. I jako historyczka byłabym jak najdalsza od tego, by widzieć w ateistach wyłącznie miłujących pokój humanistów, a w wierzących – krwiożercze i fanatyczne bestie. Ani też ODWROTNIE.

          3. Wiesz tak próbowałem sie doliczyć ofiar Rewolucji Francuskiej i nie doliczyłem sie do 1 miliona. Natomiast ofiar Świętej Inkwizycji szacuje się od 40-50 milionów. Przy czym wojny, które wymieniasz to nie wojny ateistów. Bo państwo świeckie nie znaczy ateistyczne. Czy Polska w czasach PRL była ateistyczna? Bo tak łatwo Ci sie mówi komuniści – ateiści.

          4. Mój drogi, w czasach Inkwizycji CAŁA ludność Europy liczyła tyle, ile mówisz – więc skoro „ci czarni” wybili całą populację, skąd myśmy się tu wzięli?:) Hans Kung, z DUŻĄ przesadą mówi o 9 milionach, źródła angielskie (a więc raczej nieprzychylne katolicyzmowi) o około 135 tysiącach ofiar śmiertelnych. (Ostatnio słyszałam to na BBC) Będę zresztą o tym jeszcze pisała. Oczywiście, znak równości „komunista=ateista” jest fałszywy. Nie wszyscy ateiści byli (są) komunistami, ale jednak zdecydowana WIĘKSZOŚĆ komunistów deklarowała ateizm.Również w Polsce. Prawda? Choć oczywiście pomiędzy deklaracjami a praktyką życia po obydwu stronach (tak wśród ATEISTÓW jak I WIERZĄCYCH) zachodzą znaczne różnice. A obecnie krajem z największym odsetkiem zdeklarowanych ateistów na świecie są „postkomunistyczne” Czechy. Przypadek?

          5. !215 do 1834 Wiesz podoba mi sie te Twoje 135 000 Gratuluje poczucia humoru. Jeden ksiądz nawet powiedział, że inkwizycja pochłonęła mniej ludzi niż aborcji w Polsce w ciągu jednego roku. Może zadam jeszcze raz pytanie, które naprawdę mnie nurtuje. Czy Ty naprawdę wierzysz w Boga? Czy raczej w kościół?

          6. Oczywiście że wierzę w Boga. I nie mam na ten temat (na razie) nic więcej do powiedzenia. A owo „poczucie humoru” jak to określasz, nie jest moje, lecz twórców tego programu o którym pisałam. Pretensje proszę kierować nie do mnie lecz do nich.

  4. Trochę mnie ten wpis rozbawił. Bo pytanie wpisuje się w inne czy lepiej być wodą czy ogniem. Może gdyby go rozpatrywać czy łatwiej czy trudniej, to już jakby bliżej ale dalej dość odlegle.”A tak zupełnie po cichutku, w głębi serca pragnę wierzyć w to, że gdyby ci, co mówią, że wierzą w Boga, wierzyli w Niego NAPRAWDĘ, na świecie nie byłoby tylu ateistów” —->W pewnej świętej księdze jest taki fragment ” Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał.” jego najbliżsi uczniowie głosili o Nim na rogach ulic w kraju gdzie Go przecież oczekiwano i procenty nie zmieniły się w znaczący sposób jesteś niepoprawną marzycielką ;).

    1. Dek, oczywiście, że jestem marzycielką i idealistką, ale dzięki temu świat (i ludzie na nim!) zawsze WYDAJĄ MI SIĘ trochę lepsi, niż są w rzeczywistości. 🙂 Czy jest w tym coś złego? A co do Słowa, to powiedziane jest także, że uczniowie Jezusa mają być „solą ziemi.” Soli nie musi być za dużo. Zauważ, że Jezus NIGDY nie twierdził, że Jego naśladowcy będą w większości – wyobrażał ich sobie raczej jako zawsze prześladowaną mniejszość.:) Co oczywiście znowu zbyt łatwo prowadzi niektórych (jak o. Rydzyk) do wniosku, że WSZYSCY, którzy ich krytykują reprezentują siły zła. Generalnie jednak uważam, że dla Kościoła nie jest dobrze, kiedy jest mu… „za dobrze.” Z drugiej strony, taki Kościół, który zgadza się na wszystko, i który chwalą nawet najzagorzalsi ateiści, czasami po prostu „stracił smak.”

  5. lepiej być ateistą czy wierzącym? hmmm, pozwól, że zacytuje kawałek jednego z moich ulubionych seriali, oni wprawdzie nie mówili o religii, ale zdanie pasuje: wszystkim nam jest cięzko, dokonujemy tylko innych wyborów. katolikowi cięzko jak nie ma krzyża na scianie, ateiście cięzko jak jest. tyle że katolik może sobie krzyz powiesic na szyi, a co ma zrobic ateista? nie patrzeć? nie wchodzić? pozdrawiam

  6. Tez wydaję mi się, że osoby religijne traktuje się jako pewnego rodzaju oszołomostwo które ateiści mają nawrócić na jedyną słuszną drogę. Tak juz teraz jest, że niby wolno mieć swoje własne poglądy na temat homoseksualizmu, aborcji lub wiary ale jak przychodzi co do czego to trzeba dostosować się do wizji świata według lewicowców. Były Radykalny Ateista, obecnie Agnostyk.

    1. Narzucanie swojego światopoglądu, choćby tylko przez „obśmiewanie” jest u nas w kraju dość powszechne. Faktem jest, że przynajmniej cześć ateistów uważa się za „oświeconych” i „wyzwolonych” z przesądów, mitów i baśni, jakim hołdują z uporem godnym lepszej sprawy, ludzie wierzący. Duskusje światopoglądowe, na temat co jest lepsze, zwykle prowadzą donikąd. Wiara jest darmo dana przez Boga i Dar ten może być przez człowieka odrzucony jako „bezwartościowy”. Kto właściwie wybrał i co stracił ten, co Dar odrzucił, zweryfikuje się z czasem nieuchronnie wobec każdego człowieka.

      1. Masz rację, Marku – tu na Ziemi znajdujemy się zawsze w sytuacji pewnego „zakładu” (który w teologii nazywa się „zakładem Pascala): Bóg jest ALBO Go nie ma – i ani jednego ani drugiego twierdzenia nie da się UDOWODNIĆ (wbrew temu, co czasami twierdzą obie strony sporu). I czasami zastanawiam się, czy nie najbardziej racjonalnie postępują agnostycy, którzy w tej sytuacji „wstrzymują się od głosu”?:) A kto z nas wybrał WŁAŚCIWIE – to się kiedyś okaże. Kiedyś już wszystko będziemy WIEDZIELI.Przynajmniej taką mam nadzieję.

      2. Mozna by sie było zastanowić dlaczego nastepuje pewnego rodzaju osmieszanie. Jezeli osoba jest pobozna, modli sie (ale nie demonstracyjnie tak zeby każdy widział i podziwiał), zyje jak to moja nieboszczka teściowa mówiła „po bozemu”, na siłe nikogo nie nawraca to nikt sie z takiej osoby nie będzie nabijał. Ale czesto osoby mające się za bardzo pobozne same siebie ośmieszaja. Posłuchaj co plecie RM, zobacz te moherowe babcie latające pare razy dziennie do kościoła chyba tylko po to zeby zobaczyć co sasiadka ma nowego na grzbiecie i posłuchać pod kościołem plotek, poczytaj wypowiedzi na innych blogach ziejące nienawiścią i co tu duzo gadać głupota.Zobacz jak do komunii prawie na klęczkach idą osoby którym dziwnie swiatopogląd się zmienił w zalezności od tego skąd wiatr wieje. A wieszanie krzyży w byle jakiej knajpie, w szalecie miejskim to nie jest samoosmieszanie?

        1. Nie wiem, Olu – może to czasem jest „samoośmieszanie” albo nawet swego rodzaju profanacja, bo ja bym nie chciała, żeby ktoś np. po pijaku zwymiotował na krzyż (choć idea zapewne była taka, że 1) ludzie będą się zachowywać lepiej w miejscu, gdzie ten krzyż wisi – ale to niestety nieprawda; 2) jak się ten krzyż powiesi i da poświęcić, to miejscowy kler nie będzie miał nic przeciwko temu, że interes jest mocno szemrany. Ze strachem czekam na poświęcenie…agencji towarzyskiej.:)). Choć, z drugiej strony, jak „znam” Jezusa, to On się obracał właśnie w dosyć „podejrzanym” towarzystwie – i sądzę, że gdyby dziś chodził po świecie, nie miałby nic przeciwko temu, by iść np. do knajpy. To raczej my mamy ciągle tendencję do tego, by religię (tak samo jak seks) zamknąć w „miejscach do tego przeznaczonych.” Z tym, że żyjemy w świecie, w którym bez żenady można się przyznać z kim, ile razy i w jakich pozycjach uprawiało się seks – natomiast mówić głośno o tym, że się wierzy w Boga, to „obciach” i „średniowiecze.”

          1. Najsmieszniejsze jest to ze osmieszać się potrafią sami księża. W moim miescie ostatnio trwa „walka o kościół”. W miasteczku akademickim wybudowano kościół, obecnie w stanie surowym. Okazało sie ze brak funduszy (przecież MEN kościoła nie będzie finansował) a poza tym po co kościół kiedy o rzut beretem są dwa duże i obecnie przerabiany jest na aule i cos tam jeszcze. Bardzo znany w mieście ksiądz okreslany jako ksiądz biznesmen a jego kościól pod wezwaniem „Chytrusa Króla”oglosił na ambonach i w gazecie ze kościół będzie i podał datę pierwszej mszy. Przyszedł na budowę i zaczął ustawiać kierownika budowy i wykonawców. Jak mu powiedzieli że robią zgodnie z projektem to księżulo uznał że projektant sie nie zna i jest do d…y a msza sie odbędzie chociaż budynek nie ma dachu. Osmieszył sie okrutnie, przecież nikt nie da zezwolenia na wejście ludzi na plac budowy.No i mszy nie było, kościoła też nie będzie a ludzie sie smieją.

        2. A samoośmieszaniem się nie jest wystrój kościołów ? W „moim ” na ołtarzu stoi sześć „Jezusków”, 3 ” Matki Boże” nad nimi z mieczem jakiś anioł a pod stropem prawie niezauważalny symbol Boga. Aha ołtarz otaczają rzeżby chyba jakiś ważnych gości kościoła i są tak monumentalne, że przytłaczają „Jezusków”. To są takie moje obserwacje. Jeśli kogoś obraziłam to proszę o wybaczenie ale cóż.. mam jakieś takie złe skojarzenie i brak mi w tym korelacji z „nie będziesz miał bogów….” etc.

          1. Wiesz Izo – ja bym powiedziała jeszcze ostrzej. Wystrój niektórych kościołów (Licheń?) może wręcz obrażać Boga, który jest przecież Pięknem i Twórcą Piękna. Kiedyś czytałam wywiad z Salmanem Rushdie, który wyznał, że „stracił serce do chrześcijaństwa” kiedy w młodości uczył się w Anglii w sąsiedztwie jakiejś bardzo brzydkiej świątyni. „Nie – pomyślałem sobie – Nikogo tam nie ma.Żadna Istota Najwyższa nie mogłaby przebywać w takim miejscu.” Już tutaj gdzieś pisałam, ale na wszelki wypadek powtórzę – figury, obrazy, cały wystrój kościoła powinny służyć jedynie temu, aby ułatwiać nam wejście w kontakt z Niewidzialnym. Jeżeli nie spełnia tego zadania, a przeciwnie – rozprasza i irytuje (siedem „Matek Boskich” w jednym kościele:)) – należałoby się pozbyć wszystkiego, co zbędne koniecznie. Kiko Arguello, artysta plastyk i założyciel Drogi Neokatechumentalnej, ma chyba rację, kiedy mówi, że kościoły przyszłości albo będą piękne, albo nie będzie ich wcale. Zawsze uważałam, że chrześcijanie powinni jak ognia wystrzegać się dwóch rzeczy: tandety i przesady. Co czasami na jedno wychodzi.:)

          2. Radosna twórczośc w wystrojach i architekturze kościelnej to temat wart osobnego bloga. Sprawa jest dość złożona, czasami jednak jest tak, że każdy Boga chwali, jak najlepiej potrafi, a że dla innych wychodzi to kiczowato, głupio i niesmacznie ? No cóż, różni jesteśmy i nie każdemu jest dana wrażliwość i talent mistrzów Renesansu.

          3. Niestety, Marku, żyjemy w kulturze OBRAZU i tym bardziej Bogu „należy się” od nas to, co najlepsze i najpiękniejsze. Inna sprawa, że obecnie architekturę i sztukę sakralną uprawiają także ci, którzy tak naprawdę są niewierzący – i to czasami widać… Jak w tym dowcipie. „Proboszcz ogląda projekt pewnej bardzo nowoczesnej świątyni. – No, pięknie, pięknie – zwraca się do młodego architekta – ale nie widzę tu nigdzie miejsca na tabernakulum. – Nie ma sprawy – odparł młodzian – na pewno je gdzieś tu jeszcze pomieścimy, tylko niech ksiądz powie, na ile to ma być osób…”

          4. U tego księdza biznesmena jest w kościele tak nowoczesnie pomyslana droga krzyżowa że najpobozniejsze osoby wogóle nie kapuja o co tam chodzi.

          5. Czasami sam Pan Jezus miałby poważny problem, żeby się w czymś takim rozpoznać…:)

    2. No tak – i to pomimo tego, że paru niegłupich ludzi całkiem przekonująco udowodniło, że światopogląd „teistyczny” wcale nie musi być mniej RACJONALNY od ateistycznego. Jest to po prostu jedna z DWÓCH możliwych odpowiedzi: Bóg jest ALBO Go nie ma. Bardzo cenię agnostyków, odkąd gdzieś przeczytałam, że „zarówno wierzący jak i ateiści sądzą, że WIEMY na pewno, czy Bóg jest czy też Go nie ma. Agnostycy natomiast wstrzymują się od wydania opinii.” Mój rodzony brat zajmuje podobne stanowisko. 🙂

      1. No tak Aniu, można oczywiście w tej sprawie „wstrzymać” się od głosu. Pytanie jest tylko takie, jak długo można się wstrzymywać ? Agnostyk, to chyba ktoś taki , co nie jest ani zimny ani gorący a Bóg, o ile pamiętam, nie przepada za taką postawą : 'bądź zimny lub gorący” tak chyba mówi Pismo Święte.

  7. Poruszyłaś niesamowicie ciekawy i trudny temat. I zrobiłaś to w piękny sposób, nie urażając żadnej ze stron 🙂 Wydaje mi się, że lepiej być wierzącym bo wiara może dawać mnóstwo siły i uczyć pięknego pojmowania i odczuwania miłości. Nie mniej jednak nie wolno, tak jak napisałaś, ateistom odmawiać dobrze ukształtowanego sumienia i zasad moralnych. Wszyscy jesteśmy równi jako ludzie. Wiara jest w pewnym sensie darem, może nie każdy może go otrzymać nawet jeśli go pragnie i się o niego stara…?

    1. 🙂 Ojcowie Kościoła wprawdzie mówią, że Bóg nikomu nie odmawia swej łaski, jeżeli tylko ktoś o nią prosi – ale ja znam co najmniej kilku ludzi, którzy szczerze CHCIELI uwierzyć, ale jakoś nie mogli (najbardziej znany przykład to Jacek Kuroń). Może więc ta łaska nie była im dana tu na Ziemi… Ale kto wie, co stało się z nimi „po tamtej stronie”? Wiesz, moi spowiednicy zawsze mi powtarzali, że Pan Bóg jest takim Ojcem, dla którego nasze dobre PRAGNIENIA są czasem ważniejsze niż ich końcowy rezultat. Tak więc wierzę głęboko, że każdy otrzyma od Niego to, czego pragnął i czego szukał w tym życiu…

      1. Właśnie, Bóg widzi to czego my przez całe życie dostrzec nie będziemy w stanie u innych a nawet u siebie, a jakże często sądzimy po pozorach. Myślę, jednak, że Bóg czeka na człowieka z darami o jakich nam się nawet nie śniło. Ważne by chcieć z serca całego….

    2. Wiara jest> w pewnym sensie darem, może nie każdy może go otrzymać> nawet jeśli go pragnie i się o niego stara…?Jesli człowiek tak naprawdę z serca pragnie tego Daru, Bóg mu nie odmówi, napewno Dar otrzyma.

  8. Co do fragmentu, że ateista uznawany jest za większego wolnomyśliciela – może to się wiązać z tym, że zdecydowana większość ateistów wychowała się w domach religijnych i w pewnym sensie sama z tej religii się wyłączyła. Nie jest to oczywiście regułą, ale statystycznie rzecz biorąc tak to zdaje się wyglądać (szczególnie w Polsce)Jeśli chodzi o główne pytanie – lepszość nie wynika ani z wiary, ani z niewiary. Wierzący mogą bać się śmierci albo się z niej cieszyć – podobnie jak ateiści. Zarówno niewierzący, jak i wierzący mogą robić dobrze [w myśl wyznawanych zasad moralnych tudzież religijnych] albo znając je, robić wszystko na opak. Moim zdaniem plus dla ateistów jest taki, że nie są oni zobowiązani potulnie słuchać „wielkiego brata”, jednak z drugiej strony wierzący mają łatwiej, bo wizję świata dostają na tacy. To oczywiście moja opinia, bynajmniej nie aksjomat ;)Pozdrawiam

    1. Widzisz, a mimo wszystko mam wrażenie, że nic nie „dostałam na tacy” – bo moja wiara to „pytające zwierzę.” Wierzę, wątpię, szukam – i tak bez końca. Zawsze bardzo bałam się ludzi, którzy tak wierzą, że przestali stawiać pytania…

      1. Wiara jest jednym wielkim pytaniem, dlatego nieraz wolę słowo „zawierzenie” Bogu. Przecież my niczego nie wiemy na 100 % i wszystko widzimy „jak w zwierciadle”. Ateiści to niewierni Tomasze: nie widzieli i nie uwierzyli, bo zmysłami czy też wiedzą naukową nie zbadali, a my wierzący niczego im na tacy nie podamy, by mogli to wziąć „pod szkiełko”. Tomasz gdyby nie dotknąl, też by nie uwierzył choć apostołowie go zapewniali, że widzieli Pana, a o na to :gadajcie sobie co chcecie, jak nie dotknę, nie uwierzę. To o nas wierzących Jezus wówczas powiedział : „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Św. Tomasz patronem ateistów i niedowiarków ?

        1. Myślę, że to niezły pomysł – zauważ, że Jezus wcale go nie „wyklął” (nie powiedział: „ponieważ nie uwierzyłeś, Tomaszu, bądź przeklęty!”, prawda?:)) – przeciwnie, POZWOLIŁ mu przeprowadzić dokładne „badanie.” Pierwszy List św.Jana też mówi: „To wam oznajmiamy, cośmy widzieli i czego dotykały nasze ręce” (1 J 1,1). Ja wierzę dzięki DOŚWIADCZENIU WIARY, które miałam – i którego nie mogę się wyprzeć – ale czy mogę mieć za złe tym, którym nie zostało to dane, że nie wierzą, kiedy im o tym mówię? Ja się mogę co najwyżej podzielić swoim doświadczeniem – no, i modlić się, by stało się udziałem kogoś innego.

        2. Ilekroć widzę stwierdzenie „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” mam przed oczami inne „błogosławieni, którzy uwierzyli i wysadzili się w metrze”… Dopóki coś da się badać, należy to robić, a nie mówić „a po co? przecież wystarczy uwierzyć”. Ludzie posiadają umiejętność wątpienia – czemu niektórzy uważają, że wiara bez dowodów jest lepsza od wiedzy na podstawie dowodów?Pozdrawiam

          1. Masz rację, Adku – Bóg nie po to dał nam rozum, żebyśmy w imię „wiary” przestali go używać (dlatego, jak tu już pisałam, nie zgadzam się z bp. Ozorowskim w kwestii zaprzestania dalszych badań w kwestii tzw. cudu w Sokółce – należało uczynić WSZYSTKO co w ludzkiej mocy, aby wykluczyć oszustwo lub działanie sił natury – i nie jestem w tym mniemaniu odosobniona, podobnie sądzi np. Szymon Hołownia). Zawsze uważałam, że „łatwowierność” i naiwność są tym, co najskuteczniej ośmiesza wiarę w oczach niewierzących. Już nawet nie mówiąc o tym, że może prowadzić prostą drogą do fanatyzmu.

          2. Z drugiej jednak strony, rację miał chyba Pascal (który był zarówno wielkim uczonym, jak i człowiekiem żarliwie religijnym), kiedy napisał, że „ostatnim zadaniem ludzkiego rozumu jest przyznać, że ISTNIEJE pewna liczba rzeczy, które go przekraczają.” Ale zauważ: on mówi, że jest to „ostatnia” a nie PIERWSZA rzecz jaką należy zrobić przy dochodzeniu do prawdy. 🙂

    2. Ps. A co do wolności (niezależności) to masz oczywiście rację – z tym, że równie wielkiej odwagi wymaga przejście ze światopoglądu ateistycznego na „religijny.” Dla wielu ateistów jest to – niestety – coś jak krok w tył. Ojciec Franciszki Siedliskiej, założycielki zgromadzenia nazaretanek, kiedyś powiedział, że wolałby ją zobaczyć martwą, niżby miała zostać zakonnicą. Piękne, prawda? I jakże tolerancyjne…;) Myślę, że takie sytuacje wynikają z tego, że WSZYSCY rodzice uważają SWÓJ światopogląd za ten „właściwy” – czy to wierzący, czy ateiści.

      1. Teraz jest na topie wierzyć w Feministyczną Wielką Boginię Matkę( jakby Najwyższa Istota podlegała pod coś takiego jak Płeć) albo w jakiegos rodzaju panteistyczne Bóstwo.

        1. Myślę, że masz rację, EVO. Mój spowiednik-filozof zawsze mi tłumaczył, że tak naprawdę są tylko dwa możliwe rozwiązania „problemu Boga” (jeśli pominąć konsekwentny i całkowity ateizm): albo materia jest sama w jakimś sensie „boska” – i to prowadzi do światopoglądu panteistycznego („wszystko jest Bogiem”) albo też Bóg jest czymś/Kimś różnym od materii i to jest teizm w niezliczonych swoich odmianach. Wydaje mi się, że obecnie zmierzamy w kierunku panteizmu (zobacz np. jaką popularność zyskuje rozsypywanie prochów w wodzie, ziemi lub powietrzu – aby w ten sposób „zjednoczyć się ze Wszechświatem.”) – tylko nie jestem pewna, czy to jest postęp w tej dziedzinie, czy raczej regres. Religie, zasadniczo, ewoluowały od wiary w „moc żywiołów” przez ich antropomorfizację (politeizm), skupianie atrybutów różnych bóstw w jednym (henoteizm) aż do monoteizmu. Wygląda na to, że teraz zmierzamy w odwrotnym kierunku…:)

          1. Do mnie osobiscie panteizm nie przemawia, podobnie jak zawsze mialem „wstręt” do wielobóstwa. Dlatego do dzisiaj nie cierpie gdy ktos używa sformułowań ” boski”, ” bogini” w stosunku do zwyklych ludzi na podkreślenie np. urody. Normalnie dostaje bialej goraczki:)

          2. No, tak – jeśli już wszystko jest „boskie” to znaczy, że tak naprawdę „święte” nie jest nic…

  9. Człowiek niewierzący jest jak dziecko bez ojca,jest sierotą ,nie ma w razie trudnych sytuacji do kogo się zwrócić,nie ma kogo poprosić o pomoc,nie ma komu się wyżalić.Sierota zostaje sama ze swoimi problemami.Natomiast człowiek wierzący jest bardziej szczęśliwy ,ma kochającego Ojca,do którego zawsze może zwrócić się w modlitwie,może przedłożyć Bogu swoje zmartwienia,”zrzucić na Niego swe brzemię,a On go wesprze”.Oczywistym jest,że trudno jest żyć w świecie pełnym przemocy i trudności gospodarczych-jednym i drugim.Wszyscy bowiem doświadczają skutków niedoskonałości człowieka.lecz ludzie wierzący mają jakąś nadzieję.Prowadząc satysfakcjonujące życie duchowe,wierzący inaczej podchodzą do wielu spraw życiowych,bo prowadzą życie zharmonizowane z wolą Boga,opartą na wysławianiu i czci Jego imienia,oraz stosując się do Bożych rad unikają niekiedy niepotrzebnych kłopotów.

  10. Kacprze, pytanie, które mi zadałeś, jest bardzo interesujące. Czy potrafiłabym wierzyć w Boga bez Kościoła? Oczywiście. Przecież od paru lat żyję już poniekąd „poza” Kościołem, przyglądając mu się z pewnej perspektywy, choć może bardziej życzliwie niż Ty. Co więcej, sądzę,że takich jak ja „chrześcijan bez Kościoła” jest bardzo wielu (jednym z nich jest Stanisław Obirek). Powtarzam, że najprawdopodobniej byłabym chrześcijanką, nawet wówczas gdybym miała być ostatnią taką osobą na Ziemi.Słyszałam kiedyś o człowieku, który mieszka gdzieś w byłej Jugosławii i jest jedynym w tamtej okolicy czcicielem Zeusa. ALE sądzę, że mimo wszystko łatwiej jest być ateistą w pojedynkę (choć i oni się zrzeszają w różnych stowarzyszeniach:)) niż samotnie wierzącym – bo religia (od łac. „religare” – łączyć ze sobą) zakłada również potrzebę pewnej WSPÓLNOTY z innymi ludźmi, którzy wierzą podobnie. Takie wspólnoty wiary to dla mnie właśnie Kościoły – choć wiem, że dla wielu ludzi (być może i dla Ciebie) to tylko czysto ludzkie instytucje, w których chodzi wyłącznie o władzę i pieniądze. Dla mnie nie. I dlatego widzę w nim NIE TYLKO same „czarne karty.” Reasumując: myślę, że da się „wierzyć w Boga bez Kościoła” ale czasami może to być dosyć trudne. Wiem, co mówię – choć oczywiście taki status „wolnego ducha” jaki mam teraz, ma też swoje plusy.:) Jestem bardziej niż inni zdana na własny rozum, osąd i sumienie – co zresztą nie znaczy, że ci, którzy pozostają „wewnątrz” jakiejś religii mogą czuć się przez to zwolnieni z myślenia. Wierzę, że każdego wierzącego Bóg będzie pytał o JEGO WŁASNE decyzje, a nie o rozstrzygnięcia biskupów czy kapłanów.

    1. Odpowiedź na pytanie „Lepiej być ateistą czy wierzącym?” brzmi – Już czas się przebudzić.Wszystko jest proste. Miłość i poszanowanie każdego istnienia!!!Nie są potrzebne do tego żadne instytucje i hierarchie. One istnieją tylko po to aby nam zaciemniać rzeczywistość. Gdyby religie zawierały 100% prawdy, to czy ich wyznawcy prowadziliby wojny? Religie zawierają jakąś część prawdy aby być wiarygodne, a reszta tych dogmatów miesza nam w głowach.Czy Bóg Miłości potrzebuje świątyń i adoracji? Po co mu te obrzędy? Czy ludzie muszą się modlić o Jego miłość i łaskę? Przecież On nas kocha takimi jakimi jesteśmy.

      1. Wiesz, kiedy to przeczytałam przyszły mi do głowy dwie rzeczy: 1) zdanie „Bóg jest Miłością” mogłoby stanowić „streszczenie” Ewangelii – reszta jest komentarzem.:) 2) Gdzieś kiedyś znalazłam taką myśl: „BÓG NIE CHCE NICZEGO 'OD NAS’ – ON CHCE NAS.” Pomyśl o tym. 🙂

  11. Te tak znaczne rozbieżności w ocenie Inkwizycji wynikają w dużej mierze z tego, że wiele źródeł jej dotyczących zaginęło w toku kolejnych dziejowych zawirowań i wszelkie dane są jedynie szacunkowe. Zawsze też istniała znaczna różnica pomiędzy liczbą wyroków wydanych a faktycznie wykonanych.Niemniej obecnie nawet historycy niechętni Kościołowi są skłonni przyznać, że stworzona w XVIII i XIX wieku „czarna legenda” Inkwizycji nie całkiem odpowiada prawdzie. A prawda jest taka, że nawet najsurowsza inkwizycja hiszpańska (która była bardziej „policją polityczną” króla, niż Kościoła) odpowiada „jedynie” za 30-40 tys. istnień ludzkich (oczywiście to też o wiele za dużo…). Bo inkwizycja oprócz spektakularnej kary „oczyszczającego ognia” którą stosowano stosunkowo rzadko miała cały arsenał innych kar: od dożywotniego więzienie poprzez konfiskatę dóbr i dosyć łagodny areszt domowy (który zastosowano wobec Galileusza, który – wbrew powszechnemu mniemaniu – wcale nie spłonął na stosie), przekazanie jakiejś części majątku na cele charytatywne aż do praktyk o charakterze religijno-pokutnym, jak odbycie pielgrzymki, noszenie włosiennicy, post czy odmawianie przepisanych modlitw (zwykle psalmów).

  12. Jako historyczka przychylam się raczej do hipotezy o KILKUSET TYSIĄCACH stosów w Europie, niż kilkudziesięciu milionach. Do niedawna mówiono np. o MILIONACH kobiet spalonych jako „czarownice” – dziś badacze mówią o kilkudziesięciu tysiącach. I nie chodzi tu o to, że chciałabym (za wszelką cenę) „wybielić Kościół” – bo nie widzę takiej potrzeby. Chciałabym jednak spróbować obiektywnie spojrzeć na zjawisko przez wieki zakłamywane. Nie sposób bowiem porównywać instytucji która istniała przez bez mała 600 lat z egzekucjami dokonywanymi w ciągu zaledwie KILKU lat działania gilotyny czy podczas wojen światowych. Nawet, gdyby przyjąć, że H. Kung nie myli się w swoich szacunkach, mówiąc o 9 milionach ofiar (co jest liczbą bardziej prawdopodobną niż 40 MILIONÓW) to ile stosów przypada na rok?To trochę tak jak w przypadku caratu. Historiografia stalinowska kazała nam wierzyć (zapewne po to, by rozgrzeszyć własne zbrodnie), że karę śmierci stosowano wówczas bez opamiętania. Tymczasem carowie znacznie chętniej stosowali inne represje, jak wysiedlenia, zsyłki, wcielenia do armii czy długoletnie więzienie. Śmiem twierdzić, że z inkwizycją było podobnie. W Hiszpanii np. obok słynnych publicznych egzekucji (auto da fe) nader chętnie stosowano wypędzenia i konfiskaty dóbr, palono zakazane dzieła. A MIMO TO – co ciekawe – kultura hiszpańska najbujniej rozwijała się właśnie w tym czasie. Cervantes, de la Vega, Velasquez, El Greco – wszyscy oni tworzyli „w cieniu inkwizycji.” Może więc naprawdę nie taki diabeł straszny, jak go malują?:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *